To był pracowity dzień z dobrze wydanymi pieniędzmi. Franek kupił wszystko czego potrzebował do swojej działeczki. Przy okazji załapał się na „darmową” podwózkę ze wszystkimi swoimi zakupami. Przez co dzięki zaoszczędzonemu czasowi i sile, mógł pojechać do sklepu monopolowego i kupić trochę jedzenia dla siebie i… proszonego na grilla, na którego nie miał najmniejszej ochoty, ale jak mus… to mus.
Na spotkanie postanowił przynieść faszerowane orzechami włoskimi i cynamonem jabłka, zawinięte w folię aluminiową, w sam raz do upieczenia i zjedzenia na deser na ciepło. Z picia przyniósł zielone i pomarańczowe frugo w dużych butelkach. Alkohol i tak na niego nie działał jak na zwykłych ludzi, więc szkoda mu było pieniędzy na coś co nie tylko nie trzepie ale i nie smakuje tak jak bimber domowej roboty.
Przyszedł o czasie. Ubrany w jeansy i błękitną koszulkę polo. Na nosie miał okulary lustrzanki, za których spokojnie mógł obserwować otoczenie, gdyby przyłapała go nudna pogawędka z którymś z działkowiczów.
Na propozycję zapalenia skręta uśmiechnął się tylko pobłażliwie, kręcąc głową. Igor zdecydowanie zaliczał się do miękkich pał udających kozaka. Obserwowanie go, było nawet zabawne.
Milcząc, przysłuchiwał się rozmówkom i propozycjom, samemu się nie chwaląc co myśli o całej sytuacji.
__________________ "Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab" |