Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2017, 18:44   #125
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Panna Oakenfold wydała rozkazy podkomendym i sięgnęła po miecz, następnie pchnęła drzwi lekko i wyjrzała na zewnątrz. Niebo tej nocy było przejrzyste i blask księżyca rozświetlał całą okolicę. Venora zamknęła na krótką chwilę oczy koncentrując się na wykryciu negatywnej energii, lecz nic nie poczuła. Być może hałasu narobiło jakieś zwierzę, lub momentami porywisty wiatr, który oddziaływał na stare, zniszczone chaty.
Zaraz za Venorą na zewnątrz wyłonili się pozostali paladyni i na końcu Ernest. Każdy dzierżył w gotowości miecz, by w razie czego być gotowym na ewentualną walkę. Rycerka ruszyła powoli na południe, między chatami rozglądając się uważnie. Martwą ciszę zagłuszała tylko szemrząca woda jeziora, oraz szept Luci, który odmawiał modlitwę do Helma. Nagle zza jednej z chat dobiegł ją chrapliwy jęk i właśnie tam paladynka skierowała swoje kroki. Wzięła głęboki wdech i pewnym krokiem wyłoniła się zza rogu odnajdując rannego mężczyznę.

Półork jak się szybko okazało miał liczne zadrapania na niechronionych pancerzem fragmentach ciała. Rosły i barczysty mężczyzna siedział na ziemi, oparty o ścianę chaty plecami, lecz gdy usłyszał kroki Venory nerwowo zerwał się na równe nogi.
-Helm... Na bogów... Już żem myślał, że przylazły za mną...- wycedził przez zęby.
-Ur - Shak!- Ernest od razu rozpoznał kompana i zbliżył się do niego -Potrzebuje leczenia...- rzekł do ogółu, licząc chyba że któryś z paladynów użyje objawionej mocy by pomóc półorkowi.
-Gdzie reszta?!- spytał nie tracąc czasu.
-Poszliśmy w góry. Błądziliśmy kilka godzin, aż natrafiliśmy na wejście do jakiegoś kurhanu, lecz nim zajrzeliśmy do środka z nieba spadły na nas przeklęte harpie. Grimholda strąciły do przepaści. Musiałem się wycofać. Nie wiem gdzie się podział Bolo...- wyjaśnił.


-Miejmy nadzieję, że udało mu się uciec...- Ernest spojrzał na Venorę -Trafisz tam z powrotem? Do tego kurhanu?- spytał kompana. Zielonoskóry podrapał się po głowie i wzruszył ramionami
-Powinienem- odrzekł.
-Co teraz? Jest jeszcze nadzieja dla mojego druha...- zauważył człek.
- Potrzebujesz leczenia? - Venora to pytanie skierowała do półorka, ignorując wcześniejsze stwierdzenie Ernesta co do tej konieczności. - Niestety nasze możliwości uzdrawiania nie są nieskończone, a nie wiemy w jakim stanie będą wasi towarzysze gdy do nich dotrzemy - dodała, by mężczyźni mieli tego świadomość. - Tak, ruszamy. Przybyliśmy tu w końcu z ratunkiem i póki jest cień szansy na znalezienie ich żywych to będę próbować - stwierdziła.
-Będę wdzięczny za jakąkolwiek pomoc. Nie musicie marnować na mnie całej leczącej magii.- stwierdził półork -Jestem Ur-Shak...- przedstawił się Venorze.
-Ile było tych harpii?- dopytywał Ernest.
-Zliczyłem trzy, albo cztery. Pojawiły się nagle, nawet nie dosłyszałem trzepotu ich skrzydeł…- odrzekł Ur-Shak.
-Przeklęte suki pewnie mają gdzieś tam swoje gniazda…
- Trzeba w takim razie mieć oczy skierowanie również ku niebu - stwierdziła Venora i podeszła do Ur-Shaka. Położyła mu na ramieniu dłoń i skoncentrowała się na leczniczej mocy.
Mężczyzna poczuł widoczną ulgę i gdy było już po wszystkim spojrzał na Venorę i skinął jej głową.
-Znacznie lepiej. Dobra, myślę, że takim składem przebijemy się do grobowca bez problemu…- rzekł, po czym poprawił swój napierśnik i położył dłoń na rękojeśći wystającego z pochwy miecza
-Chodźmy. Jeśli dobrze pójdzie to dotrzemy na miejsce jeszcze przed świtem- ponaglił kompana i posiłki, które ze sobą sprowadził.
-Domyślam się, że Sentin jest właśnie w kurhanie, który odkryliśmy przed atakiem harpii. Widziałem na kamiennym stopniu świeżą krew- dodał po chwili i ruszył na zachód w kierunku wzgórz.
-Mamy konie…- odezwał się Ernest
-Możecie jechać konno, ale może tam być niebezpiecznie dla nich…- półork pozostawił decyzję Venorze i jej kompanom.
- Jedziemy konno - zadecydowała panna Oakenfold, gdyż jej zdaniem pozostawienie ich samych w stajni oznaczało, że i tak będą zagrożone atakiem gnolli czy zwykłych drapieżników. - Nasze wierzchowce nie jest łatwo spłoszyć, a dzięki temu szybko dotrzemy do celu
-Właź- rzekł jeden z towarzyszących Venorze paladynów, wyciągając rękę do półorka, który jako jedyny nie miał wierzchowca.
-Jedziemy!- rycerka dała znak i cała grupa ruszyła w kierunku wzgórz. Tętent końskich kopyt obwieszczał całej okolicy ich przybycie, lecz teraz nie było co bawić się w podchody. Chodziło o ludzkie życie.

~***~

-To było gdzieś tu…- Ur-Shak zeskoczył z siodła wyprzedzając na nogach jadących konno, by lepiej się rozejrzeć. Skalna ścieżka prowadziła kilkadziesiąt metrów do skraju przepaści, zaś po drugiej jej stronie na szczycie wysokiej skały znajdowały się gniazda.
-Nie zwróciłem na nie uwagi, aż do momentu gdy harpie na nas zapikowały…- warknął półszeptem półork wskazując palcem gniazda.
-Musimy przejść wzdłuż tamtego urwiska jakieś sto kroków i dotrzemy do wejścia do jaskini- rzekł -Lecz trzymajcie się ściany za plecami, jeśli harpie znów zaatakują będą chciały część z nas zrzucić ze skał, a zająć się resztą. Nie pozwólcie wyciągnąć się nad szczelinę.- przestrzegł pozostałych półork, po czym ruszył przodem. Ścieżka faktycznie biegła aż do samego urwiska, gdzie skręcała w lewo na wąską, skalną półkę.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline