- Nie pyskuj. - Josuha spojrzał spod byka na syna, ale w jego głosie było więcej rezygnacji, niż agresji. Po prostu przywykł tak kwitować niemal każdą wypowiedź Marka, bez wsłuchiwania się w to, co chłopak rzeczywiście chciał przekazać.
- Może w końcu dorośniesz i jedną rzecz zrobisz samodzielnie, kiedy jest to od ciebie od święta wymagane? - powiedział ciężko. - To nie ja wymyślałem ten kontrakt, uwierz mi. Takie mi dali daty, że muszę zacząć za kilka dni, albo będę mógł się pocałować. - przeniósł wzrok na Kelly i uśmiechnął się lekko - Posłuchaj siostry, mimo wieku jest od ciebie o wiele mądrzejsza. To będzie dla nas wszystkich dobre, Dakota to teraz stan wielkich możliwości. Praca jest dla każdego, nawet takich nierobów jak ty. I to dobrze płatna. - zapewnił z przekonaniem. Widać było, że decyzja dla niego samego nie była łatwa - zwykle po prostu opryskliwie kazał rodzeństwu coś robić i nie słuchał sprzeciwu, teraz jednak wydawało się, że stara się jakoś ich przekonać... choć trudno było zgadnąć, na ile starczy mu cierpliwości.