Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2017, 22:17   #31
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Początkowo Roisin śpiewała pod nosem, trochę dla siebie, trochę może dla Firy, ale gdy tylko Nat uczynił pierwszą uwagę na temat jej głosu przyśpieszyła kroku i zaśpiewała głośniej. ‘Dasz radę’ przemknęło jej przez myśl i mocno skupiła się na tym co chciała zrobić. Zaczęła ad hoc zmieniać kolejne zwrotki. Do znanych wszystkim bohaterów dołączył drwal, a historia potoczyła się nowym, nieznanym dotychczas torem. Szczęśliwym zakończeniem nie wszyscy zostali obdarzeni.

I zdobył ją dzielny góral,
Na wiosnę poślubił ją,
I dał swą zgodę jej ojciec,
By razem stworzyli dom,
Drwal zaś co chciał go tylko,
psami po nocach szczuć,
został sam w swoim lesie,
złym, opuszczonym lesie
i w tym samotnym lesie
niedźwiedź z nim tylko był.

Na bazie: The werewolf highwayman, napisane przez A. Noyes.


Ostatnie słowa wybrzmiały chwilę przed przybyciem do znanego jej już drzewa. Wyszczerzyła w złośliwym uśmiechu zęby do burczącego coś pod nosem Nata, a potem widząc, że zaczyna się robić jeszcze bardziej tłoczno odsunęła się na bok, obawiając się, co też wróżki lub elfy mogą mieć jeszcze do powiedzenia na temat jej przeszłości lub charakteru.

Dwie grupy zbliżały się do siebie nieubłaganie niczym dwa przeciwstawne końce magnesu. Każda z grup szukała wszak drugiej, zaledwie po paru chwilach nadzwyczaj czułe zmysły dwójki łaków wykryły zbliżające się grupy. Nie były one jednak niezbędne obie wszak kierowały się ku rozpaczy Ari pod wielki dąb w którego konarach krył się dom pełny jej pogrążonych w przypominającym śmierć zastoju krewnych.

Pierwszy wbrew temu co można by się spodziewać grupę dostrzegł Demon, która zamykając z Natanielem grupę spostrzegł pozostałych przez szparę między chatami. Grosh poznał kilka twarzy zwłaszcza gburowatą Lwicę, z którą się zaznajomił, resztę kojarzył również z wsi i tylko średniego wzrostu elf był mu osobą obcą. Ze smutkiem zauważył też, że nie ma z nimi zamieszkującego wieżę maga więc i oni zapewne nie uzyskali wiele odpowiedzi.

Gdy grupy wreszcie stanęły twarzą w twarz, pozostał on w pewnym oddaleniu od reszty, wioskowi nie przepadali za nim i jeszcze tego by brakowało by na niego starano się zwalić winę. Co prawda pewny by był, że Lwica szybko stemperowałaby towarzystwo, zapewne w asyście szyderstw Nat'a, ale tych i tak miał już dość. Nie chciał on odzywać się pierwszy i tak wyrzucił dziś z siebie więcej słów niż przez przeciętny tydzień.

Silli nie czekała aż Nat zbliży się do reszty, ani na odzew ze strony towarzyszących jej osób. Chwyciła dłoń Firy i ruszyła z dziewczyną naprzeciw Bratobójcy.
- No, proszę, ładnie nam się sytuacja rozwija - stwierdził Nat, przystając, jednak zaraz ruszył w drogę powrotną, wraz z lwicą i wilczycą. We trójkę podeszli do studni, na której posadzili Firę, traktując ją nieco jak dziecko.
- Musimy wyruszyć do Vole - poinformowała Silli, słowa te kierując w stronę Grosh’a. Przez chwilę jej wzrok tkwił wbity w Roisin, jednak zamiast się do niej odezwać, ponownie zwróciła do demona.
- Będziesz nam potrzebny. We dwoje nie damy rady ochronić Firy, a ona też powinna popłynąć.
Groshowi nie trzeba było powtarzać, jeżeli los musi zagnać dziewczynę do tej zapomnianej przez Bogów krainy to ten pojedzie za nią. Taka wszak była wola Bogini, skinął on więc jedynie głową i postąpił w stronę Firy, zastanawiał się tylko czy reszta będzie miała tyle determinacji. Myślał on, że jako jedyny zaznał koszmarów pod władzą upadłych ale nawet same opowieści mogły przerazić niejednego.
W międzyczasie Nat przyglądał się Zamirowi, który nieco niechętnie, jednak uparcie zbliżał się do drzewa. Najwyraźniej nie miał zamiaru zostawiać Silli samej.
- Ten dupek może zostać i chat pilnować - rzucił propozycję, na tyle jednak głośno, że każdy był w stanie usłyszeć jego słowa.
- Płynę z wami - usłyszał w odpowiedzi, której ton był wyjątkowo chłodny, chociaż pozbawiony agresji, którą przejawiał drwal.
- Wszyscy płyniemy - padło z ust Melfisa, który wraz z wróżką także w końcu znalazł się przy drzewie. - Witaj. Zwą mnie Melfis, a ta tutaj dama to Aria. To zaś jest Zamir i Maelar - mężczyzna kolejno przedstawiał swych towarzyszy, słowa te kierując wyraźnie do Roisin. Uśmiechnął się też przyjaźnie, chociaż uśmiech ten zgasł nieco gdy podjął rozmowę.
- Poproszę ludzi z sąsiedniej wioski by zaopiekowali się naszą. Mają tu rodziny więc nie powinno być problemów. My jednak powinniśmy wszyscy udać się by wypełnić misję.
- Jaką misję? - wtrącił się Nat, jednak… Nie było po nim widać tego zaskoczenia, które powinno się malować na obliczu człowieka, który stojąc wśród chat pełnych trupów, dowiaduje się o misji, w którą ma wyruszyć.
- Do Vole - odpowiedziała Silli, odstępując nieco na bok, dzięki czemu wokół Firy zrobiło się trochę miejsca, co dziewczyna przyjęła z wyraźną ulgą. - Do twierdzy Nester. Przysłała posłańca. Mamy dwa tygodnie.
- Problemy będą - powiedział Maelar - z sąsiadami. Nie znajdzie się zbyt wielu chętnych, którzy zechcą spędzić choćby parę godzin w przeklętym miejscu. Drugi problem związany będzie z transportem i jego kosztami. Podróż przez Morze Olerskie trwa kilka dni, więc nie możemy zbyt długo czekać.
Spojrzał na dziewczynę, która - najwyraźniej - była tu jeszcze bardziej obca, niż on.
- Nie jest to wyprawa dla przyjemności, wprost przeciwnie - dodał - więc osoby, które nie mają tu bliskich raczej nie powinny się angażować.
- Nie, no, samą przyjemnością będzie pozostanie w wiosce i pilnowanie domów pełnych niewiadomo czego. - odpowiedziała - Przecież oni sobie świetnie radzą, właśnie zabierają się za przygotowanie obiadu. Poza tym ten oto drwal - wskazała na Nata - złożył pewne obietnice i chciałabym zobaczyć, czy jest równie słowny, co złośliwy. - ‘Ktoś będzie musiał też od Ciebie odganiać te natrętne muchy’ pomyślała rzucając okiem na Firę. Potem popatrzyła na Melfisa i Arię i skinęła głową - Roisin. - przedstawiła się.
- Płynę z wami, jeśli można - dodała na zakończenie. Nie chciała się jakoś szczególnie przyznawać, ale z chłodnej kalkulacji, przynajmniej takiej na którą było ją stać, wynikało, że pierwszy raz za morze najlepiej udać się w budzącym zaufanie towarzystwie.
Maelar przez moment zastanawiał się, czy dziewczyna wie, w co się pakuje, tudzież co ją skłoniło do podjęcia takiej niezbyt rozsądnej decyzji. Zachowywała się tak, jakby kłopoty, jakie mogły ją dopaść na wyspie były większe niż to, co czekało na nich na Vole Kes.
Ale czy to była jego sprawa?
- Po pierwsze, nie musisz zostawać w wiosce i jej pilnować. Wyspa jest duża, starczy miejsca i dla ciebie - powiedział. - No i powinnaś zdawać sobie sprawę z tego, że jak coś się nie uda, to śmierć będzie najłagodniejszą z nieprzyjemności.

Patrzenie w oczy elfa przypomina zaglądanie w głąb jakieś odległej i zapomnianej historii, nawet jeśli ów elf jest jeszcze młody. Tak przynajmniej wydawało się Roisin. Mówił z przekonaniem i wyglądało jakby kierował nim zdrowy rozsądek. Na pewno wiedział też dużo więcej niż ona na temat tego, co miało ich spotkać podczas tej podróży. Mogły też kierować nim jakieś ojcowskie uczucia, coś z czym Roisin nie miała nigdy do czynienia. Ile on mógł mieć lat? 30? 130? W tym Roisin nigdy nie była zbyt dobra. Dla niej wszystkie elfy wyglądały jakby kończyły właśnie nastoletniość. A może po prostu chciał się jej pozbyć? Tutaj każdy wyglądał jakby coś, z kimś i miał jakieś swoje własne tajemne plany. Przez krótką chwilę rozważała to wszystko. Cały ten dzisiejszy dzień. To, że chciała równie często zostać w tej wiosce pełnej trupów i duchów, jak i z niej uciekać. Nie chciała chyba być na razie sama i nie miała gdzie iść. Nikt nie znał jej i ona nie znała nikogo. Wiedziała dobrze, co dzieje się z takimi osobami jak ona. Lądowali, w krótkim czasie w rynsztoku, przydrożnym rowie, albo pod karczmą z ciosem od noża między żebrami. Wcześniej ewentualnie zostawali zgwałceni. Musiała się nauczyć tu żyć i ten nerwowy człowiek-duch był jej do tego absolutnie potrzebny. Z drugiej strony ‘misja samobójcza’ wypowiedziana z takim przekonaniem, za czym mogło się kryć nie wiadomo co. Wszystkie te myśli kłębiły się w jej głowie i nie ułatwiały podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Zrobiła więc to, co zawsze wychodziło jej najlepiej. Wzruszyła ramionami, patrząc się na elfa wzrokiem, który nie wyrażał niczego, drapiąc przy tym końcówką jednego z paznokci o kant trzonka noża.

Grupa bezwiednie zaczęła dzielić się na dwa obozy, ci którzy już zadeklarowali już wolę wyjazdu zaczęli powoli zbijać się w grupę wokół dwójki dziewcząt, które los obdarzył darem zmiany formy. Reszta wciąż stała w miejscu spotkania. Po zaledwie kilku krótkich zdaniach na placu pozostała tylko dwójka - stojąca naprzeciwko Maelara czarnowłosa dziewczyna i drobna wróżka na grzbiecie swego wilka.

- Nikt nie musi zostawać i pilnować wioski - stwierdziła Silli. - Razem z Firą zajmiemy się tym. Dobrze by jednak było gdyby każdy zabrał co uważa, że będzie mu potrzebne bo gdy skończymy to nikt tu już nie wejdzie, aż do naszego powrotu - dodała tonem ostrzeżenia, po czym ponownie zamilkła.
- Po prostu będzie ciężko postawić barierę - wyjaśniła wilkołaczka, uśmiechając się nieco niepewnie. - Szczególnie po to tylko by musieć ją zdejmować bo ktoś czegoś zapomniał.
- Wyruszymy jutro rano - zdecydował Nat i nie wyglądał na osobę, która ma ochotę by z nim dyskutowano. Pomimo tego znalazł się do takowych dyskusji chętny.
- Im wcześniej ruszymy tym lepiej - stwierdził Melfis, obrzucając Bratobójcę chłodnym spojrzeniem. - A sąsiadów i tak wypada powiadomić. Tym bardziej, że prędzej czy później ktoś przyjdzie odwiedzić siostrę, brata czy ojca i matkę. Co wtedy?
- A co mnie to niby obchodzi? Potrzebujemy wszystko zaplanować, zebrać zapasy, pieniądze, a to zajmie czas. Chcesz ruszać w południe? I co? Dojdziesz do miasta o zmroku czy późnym popołudniem, a wtedy już nikt przy zdrowych zmysłach nie ruszy na wodę więc do wydatków dodasz jeszcze nocleg - Widocznie Nat wiedział o czym mówi bo mówił całkiem pewnie.
Silli nadal milczała, podobnie jak Fira, która sprawiała wrażenie, jakby nie była pewna czy w ogóle dobrym pomysłem było zabieranie w danej chwili głosu. Czy też w ogóle, na dobrą sprawę. Zamir za to…
- On ma rację, Melfisie - rzucił, chociaż z wyraźnymi oporami. Jego mina wskazywała wręcz na fizyczny ból związany z tą zgodą z decyzją Nat’a. Słów jednak nie cofnął.
- Nie wiem, mimo wszystko, czy pozostawanie w wiosce jest najlepszym pomysłem - wyraził swe wątpliwości Maelar. - Larissę śmierć, czy jak nazwać ten stan, dopadła później, niż pozostałych. Lepiej by było, gdyby nikogo więcej to już nie spotkało.
- Bierzmy co komu trzeba i choćmy na wycinkę - odezwał się Grosh który podzielał niepokój elfa - To i tak na naszej trasie więc nie nadłożymy tak drogi. Nie jest tam może dobrze jak tu w porządnej chacie ale noce są całkiem ciepłe
- Świątynia Areny wydaje się być bezpiecznym miejscem - zaprzeczył Nat, wyraźnie nie mając ochoty ustąpić. - Poza tym Silli i Fira potrzebują czasu by się przygotować. No chyba, że wolicie rozwiązać problem wioski na wasz sposób, mi tam obojętne co się z tymi ludźmi stanie - dodał, a ci, którzy go znali wiedzieli, że mówił szczerze. Tyle, że dotąd raczej trzymał tą opinię mniej lub bardziej w domysłach.
- Przygotowania zajmą parę godzin - poinformowała lwica, jednak bez dodawania na czym by miały polegać. - Mi też to obojętne, róbcie jak chcecie, ja muszę zebrać swoje rzeczy - dodała, spoglądając wyczekująco na Firę.
- Jak każdy, a to zajmie jednak trochę czasu - dorzucił się Zamir. - Rozsądniej bedzie zostać w świątyni na noc. Albo w karczmie…
- W karczmie wszyscy odpłynęli - warknął do niego Nat, nie kryjąc swej niechęci, która zaczęła zakrawać wręcz na otwartą nienawiść.
- Więc w świątyni - tym razem to Zamir warknął i zdawało się, że zaraz obaj skoczą sobie do gardeł.
- Pisklątka w gniazdku żyją w zgodzie - mruknął ironicznie Mealar. - Może tak rzucicie monetą, który z was wyruszy na tę wyprawę?
- Nat bardzo chce iść, w końcu na nikim mu nie zależy. - Roisin zmrużyła oczy. - Oto przebiegłość prawdziwego człowieka z lasu.
- O tak, zdecydowanie widać, że mu na nikim nie zależy - natychmiast zgodził się elf. - Po prostu rzuca się to w oczy. I w uszy. Tylko nie wiem, czy to najlepszy towarzysz na niebezpieczną wyprawę, bo same chęci to trochę za mało, przy takim podejściu do otoczenia.
Roisin nie wiedziała dokładnie dlaczego ci dwaj się tak bardzo nienawidzą, ale uznała, że nie musi się tym interesować. Intuicyjne, albo z przekory przyjmowała stronę Zamira. Natomiast całkiem sensowna wydała jej się konieczność porozmawiała z elfem.
- Mealar, tak? - zapytała - powiedz mi. Wyglądasz na kogoś, kto wie, co może nas tam spotkać. Może poradziłbyś, co mam ze sobą spakować oprócz ogromnej ilości szczęścia i bożej łaski?
- Co nas może spotkać, to nie wiem - odparł Maelar. - Vole Kes nie jest najprzyjaźniejszym z krajów. Lepiej się tam mają, na przykład, demony niż elfy. Zawsze przyda się broń i złoto. To ostatnie wszyscy kochają. Rozum też się przyda, ale to nie zawsze wystarczy.
Nie dodał, iż ci, co są obdarzeni rozumem, powinni omijać Vole Kes z daleka.
- Prowiant. Na niektórych statkach kiepsko karmią. Zapasowe ubranie można zabrać, koce, namiot, gdyby się znalazł, toporek, garnek. Mydło i szczoteczka do zębów.
- Szczoteczkę do zębów już mam, mydło też - powiedziała nieco zamyślona. Jak na razie wyprawa przypominała jej wycieczkę krajoznawczą z demonami w tle. Widziała je w swoim życiu, ale one wyglądały na zajęte swoimi sprawami. - Na resztę rzeczy będziemy potrzebować chyba wozu. Dzięki. Przypomniała sobie o “swoim” koniu i zaczęła się za nim rozglądać.
- O wozie zapomnij - odparł Maelar. - A bagaże podziel na dwie części. Najpotrzebniejsze, które możesz w razie konieczności targać na grzbiecie, oraz drugą część, którą wpakujesz na grzbiet wierzchowca.
- O wozie zapominam - uśmiechnęła się do niego promiennie odchodząc. - Dzięki, raz jeszcze.
Zdecydowanie nerwowa atmosfera została złagodzona poprzez zwykłą rozmowę. Najwyraźniej dwa koguty poszły po rozum do głowy, a następnie każdy zaczął się rozchodzić gdzie go potrzeby wołały. Wciąż jednak nie było do końca wiadomym, co właściwie zrobią. Czy pójdą do świątyni, czy od razu w drogę ruszą. Czasu mieli jednak dość, by dyskusję na ów temat przeprowadzić ponownie. Może o pełnych żołądkach, bo ponoć wtedy i charaktery były łagodniejsze.
 

Ostatnio edytowane przez druidh : 22-02-2017 o 22:24.
druidh jest offline