Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2017, 22:21   #9
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Czy Orłow w ogóle potrafił tańczyć? Pewnie tak, skoro był agentem i musiał wcielać się w różne role. Na pewno jednak tego nie lubił. To po prostu do niego nie pasowało. Dlatego Carmen przyjrzała się jego twarzy, szukając śladów “samozmuszania” i uśmiechnęła ze słodyczą.

- Nie śmiałabym odmówić, jednak powinien pan przede wszystkim spytać mego towarzysza, czy nie będzie miał nic przeciwko. - pogładziła ramię Lloyda z udaną czułością.
Po prawdzie chciała wiedzieć czy szef życzy sobie być zostawionym z jenerałem sam na sam. A może po cichu liczyła, że wybawi ją z opresji? Wszak nawet gorąca noc spędzona z Azjatką nie uodporniała całkiem Carmen na wspomnienia pocałunku Orłowa. Na samą myśl o nim, czuła, że się rumieni. Szlag by tego Ruska... czemu to zrobił w ogóle?!
- Ależ nie mogę cię tak samolubnie zatrzymywać dla siebie.- rzekł po chwili namysłu sir George.- Idź i baw się dobrze.-
Podczas owej krótkiej chwili namysłu przyglądał się ruskiemu jenerałowi zapewne próbując odgadnąć jego zamiary. I z tego samego powodu oddał Carmen w objęcia Jana Wasilijewicza.
Dziewczyna podniosła się z wdziękiem i tylko delikatne drżenie jej palców, w momencie gdy dotknęła dłoni Orłowa mogło zdradzić jej emocje. Spojrzała mu odważnie w oczy.
- Zatem z przyjemnością zatańczę. - powiedziała.

Ujął delikatnie dłoń Carmen i poprowadził w kierunku tańczących par i tam dopiero zaborczo i gwałtownie pochwycił dziewczynę przyciskając ją do siebie w tańcu. Na moment poczuła jego dłoń na swej pupie łapczywie obłapiającą jej krągłości, ale potem jego dłoń znalazła się tam gdzie w powinna, na jej talii.
- Zakładam, że nie chowasz na mnie żadnej jadowitej niespodzianki? - zapytał siląc się na swobodny ton, choć w jego oczach akrobatka dostrzegała lubieżne, błyski… a mięśnie, które wyczuwała pod jego ubraniem, miał napięte. Jak tygrys szykujący się do skoku.
- Panie Wasilijewiczu... - zaczęła, starając się przyjąć właściwą pozycję i złapać nieco dystansu w tej bliskości tańca - krzywdzi mnie pan takimi podejrzeniami. Jedyną gadziną, za przeproszeniem, wydaje się pana przełożony. Doprawdy nie wiem, czemu pan to znosi... - postanowiła zagrać ostro, uderzając w czuły punkt. Niech Orłow wie, że w tym starciu są dwa drapieżniki.
- Mam na swoim ciele dość pamiątek po ząbkach twoich pieszczochów. Powinienem chyba w rewanżu zostawić parę takich śladów na tobie? - jakoś nie dał się aż tak łatwo urobić, tańcząc z wyraźną gracją i prowadząc ich w tym tańcu z wyraźną stanowczością.- Cóż takiego opowiedziałaś swemu przełożonemu o wczorajszym wieczorze ? -
- Obawiam się, że wtedy staniesz się szczęśliwym posiadaczem nowych blizn. Baron jest dość autorytarnym pupilem - pozwoliła się prowadzić, spoglądając mężczyźnie wyzywająco w oczy, z uniesionym dumnie podbródkiem - A czemu pytasz? Masz na myśli coś konkretnego? - zapytała jakby nigdy nic.
- Uratowanie ci życia, pocałunek i pieszczoty na dachu… Nie wspomniałem o tym, a i miałem nadzieję, że i ty nie wspomnisz.- wyjaśnił spoglądając jej w oczy, acz i zezując od czasu do czasu na dekolt jej stroju.
Prychnęła.
- Nie miało to znaczenia dla mojej misji. - odpowiedziała wymijająco, starając się nie pogubić kroków. Jednak coś nie dawało jej spokoju - Żałujesz? - zapytała, zapominając używać formy grzecznościowej względem mężczyzny.
- Co to za pytanie?- odparł w odpowiedzi Orłow wyraźnie rozbawiony. - Całowałem miękkie usta namiętnej i ślicznej kobiety. I nie tylko usta… co zapewne pamiętasz. W ramach nauczki pozwoliłem sobie na więcej wobec ciebie… i ty pozwoliłaś mi na więcej.-
Przybliżył twarz do oblicza Carmen, tak że widziała jego oczy błyszczące zarówno dzikością jak i pożądaniem. Jakby miał ochotę ją stąd porwać gdzieś i poddać się wraz z nią najdzikszym żądzom tkwiącym w nich.- Jaki byłby ze mnie mężczyzna, gdybym żałował? Chyba eunuch, albo sodomita. Nie żałuję, ale też… nie powinienem wtedy tak czynić. Zamiast ratować ciebie, powinienem wykorzystać sytuację i spróbować odzyskać ów skarb. To było… nielojalne z mej strony.-

Starała się wytrzymać jego spojrzenie, choć gdyby nie doświadczenie tresera cyrkowego i praca z najdzikszymi zwierzętami, pewnie nie dałaby rady. Orłow miał w sobie coś... magnetycznego i pierwotnego zarazem, jakiś rodzaj siły, który sprawiał, że chciało się mu ulec. Niemniej dla Carmen był też zarozumiałym, zapatrzonym w siebie bufonem, o czym starała się w tej chwili pamiętać.
- Oho, próbujesz wzbudzić we mnie poczucie winy? Skoro tak, możemy się umówić, że następna wizyta szanownego pana w zamtuzu będzie na mój koszt. Wtedy może też unikniemy tak... żenujących sytuacji. Bo pragnę sprostować, że nie ja panu pozwoliłam, tylko pan sam sobie pozwolił. Ja byłam zbyt zaskoczona. Ot. - wydęła wargi niczym fucząca kocica.
- Zaskoczona i najwyraźniej spłoszona… cóż, należało ci się za igranie z moją siłą woli. Myślałaś z pewnością, że te wszystkie prowokowania mnie ujdą ci bezkarnie.- odparł z ironicznym uśmieszkiem Jan Wasilijewicz. I wzruszył ramionami. - I nie próbuję wzbudzić w tobie poczucia winy moja droga. Natomiast może się skuszę na kolejny taki całus… zobaczymy jak wtedy się będziesz.. broniła?- uśmiechnął się łobuzersko Jan.

Carmen wydała z siebie cichutki, ledwo słyszalny gwizd, a spod jej włosów odpowiedział jej syk Barona. Wąż nie wychylał się z ukrycia, jednak cały czas czuwał. I doskonale zdawał sobie sprawę z obecności Orłowa. Dziewczyna spojrzała wyzywająco w oczy agenta.
- Zobaczymy. - powiedziała tylko z nonszalanckim spokojem, po czym spojrzała na Lloyda, by ocenić czy przełożony nie czeka już na nią.
- Może i tak… bo ja już przestałem się lękać twoich węży…- odparł carski agent i widząc że jej zainteresowanie przeniosło się na sir George’a, spytał.- A wracając do innych… poważnych spraw. Czy wiesz może po co zorganizowano całe to spotkanie?-
Kiedy on odpuścił, ona przeszła znów do ofensywy. Okręciła się w tańcu, po czym nieco bardziej przylgnęła do partnera niż zakładał układ. Uśmiechnęła się szelmowsko.
- Czasem myślisz... to dopiero nowość, panie Orłow. - znów wygięła się zmysłowo, a gdy jej twarz znalazła się blisko jego twarzy, dodała - Może chcą wymienić informacje na temat Turków? Oni wydają się najlepiej poinformowani co do wagi tego, co skradziono.
- Więc… sir George nie powinien się zgodzić na to spotkanie.- dłoń mężczyzny zsunęła się w dół, zacisnęła na pośladku przeciskając Carmen zdecydowanie zbyt mocno… ta bliskość jego pobudzała, a ona czuła tą muskulaturę… mogła sięgnąć pod marynarkę, by palcami być bliżej niego, czuć wyraźniej jego ciało.- Czyżby wasi sojusznicy skąpili wam informacji na temat obcych sił działających na waszym terytorium? To bardzo niegrzeczne z ich strony.-

Temperament akrobatki aż zawrzał. Spojrzała pożądliwie na Orłowa, jednocześnie zaciskając usta, jakby chciała się powstrzymać.
- Zachowuj się. - wysyczała przez zęby, po czym dodała już ze złośliwym uśmiechem - Częstokroć nie ma jednej prawdy, dlatego trzeba poznać wszystkie jej odcienie. Im więcej informacji, tym większą precyzję działania można osiągnąć. Niestety, wasz naród tego raczej nie zrozumie. Znani wszak jesteście ze swojej... popędliwości i gwałtowności. I choć ma to swój urok, w pewnych sytuacjach może się okazać niewystarczające. Nic tak bowiem nie pobudza apetytu jak kontrola czy swoista subtelność... - westchnęła z udanym żalem, w pełni świadomie eksponując przed mężczyzną dekolt sukienki.
- Doprawdy ? Od kiedy to panna Stone jest ostoją stoickości? Z tego co pamiętam, zawsze lubiłaś postępować na granicy skandalu. A tej… nie przekraczam… jeszcze.- wymruczał zmysłowo Orłow.- Kiedy stałaś golutka w łaźni tureckiej, nie bawiłaś się w strofowanie mnie.-
Bo wtedy próbowała go zabić...ale teraz te wspomnienie w jej pamięci bardziej skupiało się na szczegółach… zwłaszcza jego anatomicznych szczegółach. Przełknęła ślinę i wyprostowała plecy.
- Nie wiesz jaka naprawdę jestem, panie Wasilijewiczu. - odparła Carmen, mówiąc powoli i przygryzając wargi pomiędzy zdaniami - Nie wiesz i to cię doprowadza do szału, prawda? Bo wyobraźnia to za mało. Choć już ona podpowiada ci rzeczy, o których nawet w wąskim gronie dżentelmenów się nie rozmawia. - uśmiechnęła się samymi tylko kącikami warg - Chciałbyś poczuć, posmakować, zanurzyć się w doznaniach... to jak na mnie patrzysz... Oboje wiemy, że stałeś się więźniem. Więźniem swych namiętności. Bo tu nie chodzi tylko o pożądanie. Żadna inna kobieta nie zaspokoi głodu, który w sobie nosisz. - położyła dłoń na jego szerokiej piersi, tam gdzie biło serce i spojrzała nań, przekrzywiając lekko głowę, ciekawa jego reakcji na to wyznanie.
- Przyznaję… potrafisz doprowadzać ludzi do szału, acz nie przeceniaj swych talentów moja droga…- jego serce biło gwałtownie, ciało się spieło jak do skoku. Nachylił się ku niej, szepcząc wprost do ucha. - I pamiętaj, że igrając z ogniem… możesz się…- tu jego język pieszczotliwie przesunął się czubkiem po płatku jej ucha.-... sparzyć. Ale może to igranie.. i sam kontakt z ogniem, kusi cię najbardziej?-
Nim zdążyła odpowiedzieć, Orłow zerknął na dwójkę notabli przywołujących ich do siebie.- Wygląda, że chcą nam przerwać ten taniec… szkoda… robiło się ciekawie.-

Kiedy oboje skłonili się sobie, dziękując za taniec, Carmen wyszeptała ledwo słyszalnie:
- Może masz rację, niemniej potwierdziłeś swoją słabość do mnie.
Uniosła znacząco brew, po czym z gracją oparła się na ramieniu Orłowa i pozwoliła podprowadzić do stolika.
Gdy usiedli, Lloyd zwrócił się do obojga. - Jak pewnie wiecie… zarówno carska Rosja jak i nasze Wszechimperium dąży do zachowania status quo z ewentualnym przesunięciem się ciężaru wpływów we właściwą stronę. To co wydarzyło się na aukcji może być zapowiedzią dużych kłopotów dla obu mocarstw. Jenerał zaproponował więc pewien pomysł, który… co prawda musi być dopiero skonsultowany, ale brzmi obiecująco i z mej strony mogę potwierdzić iż rząd angielski i miłościwie nam panująca królowa może go przyjąć przychylnie.-
- Mianowicie tymczasowe połączenie sił.- wyjaśnił jenerał.
- A konkretnie waszej dwójki jako już zaznajomionych z tą sprawą.- doprecyzował sir George.
- Ale przywykłem do samodzielnych działań.- rzekł zaskoczony Orłow.- I kto tu komu będzie podlegał?-
Carmen była niemniej zdziwiona, jednak postanowiła wykorzystać moment i zaprezentować to, o czym mówiła Janowi - samokontrolę. Siedziała więc spokojnie i tylko przybrała taki wyraz twarzy, który sugerował, że czeka na dalsze informacje.
- Jeszcze nie wiadomo. Szczegóły muszą być dopiero ustalone jutro. Liczę natomiast, że w kwestii dowodzenia i współpracy jakoś się dogadacie. W końcu chyba znacie się dość dobrze, nieprawdaż Janie Wasilijewiczu ?- zasugerował jenerał, przyglądając się swemu podwładnemu.
- Nie od takiej strony.- odparł enigmatycznie Orłow.
- W takim razie cudownie. Panno Stone… pozwoli się pani odwieźć do domu?- zapytał uprzejmie sir George.- Mamy jeszcze kilka spraw do omówienia.-
- Oczywiście. - odparła gładko, choć na myśl o dowodzeniu Orłowa poczuła, że coś jej staje w gardle.
- Miło było porozmawiać… szkoda że tak krótko nas panna zaszczyciła i jedynie Jan Wasilijewicz miał okazję zadbać o pani rozrywkę.- rzekł szarmancko jenerał.
- Miejmy więc nadzieję, że nadarzy się okazja by to nadrobić. Żegnam szanownych panów. - powiedziała, na koniec mierząc wzrokiem Jana z delikatnym, cynicznym uśmieszkiem na ustach.
- I ja żałuję że skończyło się na tylko jednym tańcu z tak uroczą osobą jak pani.- rzekł na pożegnanie Orłow.

Wyszli na zewnątrz budynku, gdzie czekał na nich ulubiony automobil sir George’a wraz z kierowcą.
- Przeklęty rusek, wie więcej niż powiedział.- stwierdził sir Lloyd i zerknął na Carmen.- Co sądzisz na temat całej tej sytuacji?-
- Zastanawiam się na ile to nie jest ustawka z Turkami. Jedni udają naszych sprzymierzeńców żeby kontrolować to, co wiemy i na co patrzymy, a drudzy działają... Choć to oczywiście tylko taka teza. - odparła Carmen przestając silić się na uśmiechy - Wydaje mi się, że powinniśmy podjąć rękawicę, ale też bardziej uaktywnić naszych pozostałych sojuszników, żeby też węszyli. Choć nie będę zaprzeczać, pomysł współpracy z Orłowem wydaje mi się bardzo trudny w realizacji. Ten człowiek bucostwo podnosi do rangi sztuki.
- Jest jednym z lepszych ich agentów… co do Turków zaś. Nie wydaje mi się, by była w tym jakaś ustawka. Nie przy tak ważnym nazwisku. - ocenił Lloyd po chwili namysłu. - Niepokoi mnie to… i to bardzo… Czemu akurat kadi? Czemu przybył osobiście?
Machnął ręką dodając.- Zresztą to nieważne.-
Wsiadł do samochodu przesuwajac się w głąb, by i Carmen wsiadła.- Uważasz, że sobie z nim nie poradzisz? Mogę podesłać mu inną agentkę jako partnerkę.-
- Jeśli taka twoja wola. - to ją zabolało - Ty wiesz najlepiej kto powinien sprawdzić się w danej misji. Ja tylko powiedziałam, że Orłow jest trudny.
- Ale zdołasz go wziąć pod obcas? Nie będzie ci przeszkadzał?- gdy już wsiadła to pacnął ramieniem w mechanicznego kierowcę, by ten ruszył z miejsca. Zębatki zagrzechotały w ciele kierowcy i po chwili jego dłoń uruchomiła pojazd, który powoli ruszył z miejsca.
- A czy ty, mój drogi szefie, zdołasz kolejny raz ocalić nasze imperium? - zadała mu pytanie retoryczne - Postaram się. Umiem pracować z takimi... zwierzętami. Niemniej jeśli masz kogoś, kto to zadanie wykona lepiej według ciebie, nie będę się pchać przed publikę. Najważniejszy wszak jest efekt końcowy, a nie to jaką rolę przyszło mi zagrać w przedstawieniu.
- Wiesz dobrze, że nie ma lepszej agentki od ciebie, a do tej misji masz najlepsze predyspozycje. Kwestią otwartą pozostaje jednak to czy będzie ci ją łatwiej wykonywać z nim… czy bez niego. Przyznaję, że wolałbym mieć poczynania Rusków na oku.- wyjaśnił sir Lloyd.
- Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej... - uśmiechnęła się Carmen, opierając głowę na ramieniu przełożonego - Poradzę sobie z nim. W końcu to tylko mężczyzna.
- Tego jestem pewien… iskrzyło między wami na parkiecie. Chyba zaczęłaś owijać go sobie wokół palca. A wracając do innych spraw. Co byś teraz zrobiła w ramach śledztwa?- zapytał Lloyd.
- Są dwa tropy. Jeden to zbadać szczątki tych wojowników, drugi to sięgnąć do źródeł mitologicznych - prześledzić historię naszyjnika oraz sprawdzić... no właśnie, wspominałam ci, że jeden z tych ożywieńców wspomniał imię jakiegoś egipskiego boga?
- To wszystko może ktoś zrobić za ciebie. Bieganie po bibliotekach i pytanie profesorów to strata czasu. Tą kwestię należy rozwiązać u źródeł. Archeolog, który znalazł te skarby przebywa w Egipcie i pracuje na wykopaliskach w okolicy... jak się ono zwało. A tak Abydoss, miasto Abydoss. Nazywa się profesor Langstrom i jest sponsorowany przez sir Wiliama Goodwina.-stwierdziłł sir Lloyd.
- W porządku, sprawdzę to, a Orłow może jechać ze mną. Przynajmniej będziemy wiedzieli, że nie knuje tutaj niczego ani w Londynie.
- Też myślę, że to będzie dobry pomysł. Przydzielę ci latającą machinę z obsługą w postaci jakiegoś pilota i mechanika. Będą na twoje rozkazy.- zadecydował sir George.
- Jak zawsze o mnie dbasz - uśmiechnęła się słodko Carmen, po czym dodała - Potrzebowałabym też uzupełnić zapasy broni... Nie obrażę się też, jeśli mamy jakieś prototypy, jeśli mam być o krok przed Orłowem.
- Będą przy maszynie latającej. Wątpię by chciał ci zrobić krzywdę. Ten sojusz nie jest warty zerwania… bo Rosjanie straciliby wiarygodność. Więc na razie jej nie potrzebujesz. Podwieźć cię do hotelu, w którym zatrzymała się załoga twojego cyrku, czy też… odstawić cię pod inne miejsce? To wszak twoja ostatnia noc w Paryżu.- przypomniał jej sir Lloyd.
- Może to głupie, ale... chciałam zobaczyć i wejść na Wieżę Eiffla. - odpowiedziała - Mam nadzieję, że są tam jakieś zwiedzania wieczorową porą.
- O ile wiem… całą dobę. Do wieży Eiffla Jives.- zdecydował sir Lloyd i samochód skierował się w tamtym kierunku. - Egipt jest pod naszym protektoratem, ale powinnaś być ostrożna. To muzułmański kraj, w którym dość często zdarzają się bunty. Obecność Orłowa wydaje się więc przydatna w takim miejscu.-
Pokiwała głową na znak zgody, choć w duchu czuła narastający niepokój. Wiedziała, co będzie najrozsądniejszym w takiej sytuacji... udawanie małżeństwa. Zresztą jej relacje z Orłowem mogłyby nie być wiarygodne, gdyby np. postanowili pojawić się jako rodzeństwo. Przypomniała sobie jego wzrok... Nie, zdecydowanie nie.

Dojechali na miejsce… nad nimi wznosiła się wieża Eiffla. Dowód że nie cały naród pogrążył się w maraźmie i czczej rozrywce.


Potężny monument i pomnik przyszłości powstały ze stali i unoszący się nad ich głowami, powstał na przekór wszystkim. Artystom, urzędnikom, autorytetom. I z każdym rokiem zdobywał coraz większą popularność.
Carmen pożegnała się z Lloydem, po czym ruszyła beztrosko jedną z alejek ku monumentalnej budowli. Idąc, rozglądała się na boki, zachowując jak przystało na prawdziwą turystkę. Tylko wąż, który po krótkim sygnale dźwiękowym wypełzł spod jej włosów i owinął się leniwie wokół ramienia nie bardzo pasował do tego obrazu.
Samotna ślicznotka jaką była Carmen od razu przyciągnęła uwagę paru miejscowych… specjalistów od wymuszeń dobrowolnych dodatków, do czasu pojawienia się węża. To trochę ostudziło ich zapały do zaczepiania panny Stone. Ta więc bezpiecznie dotarła do windy w której to Renault, deus ex machina wieży rzekł dumnym głosem.- Witam w wieży Eiffla, triumfie geniuszu mego stwórcy. I najdoskonalszym budynku w Paryżu. Z mojego szczytu możesz pani bezpiecznie podziwiać panoramę całego miasta słuchając kompozycji najlepszych francuskich kompozytorów, lub poznawać fascynującą historię tej niegdyś wyjątkowej stolicy, niegdyś wspaniałego królestwa.-
Jak wszystkie deus ex machiny Renault był gadatliwy. Na szczęście w Paryżu nie były one jeszcze tak powszechne jak w Londynie.
- Chcę zobaczyć najwyższy taras. - poleciła.
- W tej chwili na najwyższym tarasie znajduje się 2,5 gości. Czy za dodatkową opłatą podać jedzenie, napitek, używki?- zaproponował Renault i winda ruszyła w górę coraz szybciej.
- Nie trzeba. - powiedziała.
Gdy wjechała na górę, rzeczywiście towarzystwo miała nieliczne. Składało się ono bowiem z bogatej mieszczki pokazującej swemu dziecku pejzaż Paryża. I z mężczyzny… dość otyłego, dość dużego i dość… charakterystycznego.. Mógł być ofiarą przedawkowania serum. Czasem fizyczne zmiany nie były tymczasowe, gdy się często robiło zastrzyki.
Carmen spojrzała na nich pobieżnie, ale odeszła dalej, szukając odosobnienia. Chciała poukładać swoje myśli i opanować emocje. Kiedy nikt na nią nie patrzył, wspięła się na barierkę i usiadła na niej, przerzucając nogi na drugą stronę.
- Mademoiselle.- zaprotestowała maszyna wysuwając manipulatory i asekurując Carmen.- To niebezpieczne! Proszę zachować się w cywilizowany sposób!-
- Już schodzę. Wszystko pod kontrolą. - powiedziała, licząc, że maszyna odczeka nieco zanim ponowi komunikat. Spojrzała w dół. W przeciwieństwie do większości ludzi, ją to zazwyczaj uspokajało - świadomość tego, jak kruchym bytem jest człowiek. Zamknęła oczy. Wyobraziła sobie, że skacze.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline