Niech się topi pomalutku,
w własnym pocie aż do skutku...
Gdyby się utopił w morzu, miast dać się wyrzucić na brzeg, to bez wątpienia nie musiałby znosić teraz takich męczarni - tak fizycznych, jak i psychicznych. I, w zasadzie, po co pchał się gdziekolwiek, na wycieczkę do tej cholernej puszczy? Mógł sobie siedzieć spokojnie na plaży i patrzeć, jak fale przychodzą i odchodzą, a morze przesuwa się coraz wyżej... by po jakimś czasie ponownie się cofnąć, coraz dalej i dalej.
- To nie ma sensu - powiedział. - Tylko was spowalniam. Wracam, a wy możecie iść dalej zwiedzać.
Miał ważenie, ze jeszcze trochę, a trzeba będzie go nieść, a wtedy nie znajdzie się nikt z aż tak dobrym sercem. |