-Ależ Renauld! - powiedziała słodko Milla za wychodzącym chłopcem, po czym westchnęła gdy zamknął z impetem drzwi - Wygląda na to, że nasz pupil się obraził.
Uśmiechnęła się wdzięcznie i wzruszyła ramionami. Spojrzała na Marcela i Thomasa po czym stała z ławy mówiąc:
- Panowie są zupełnie przemoczeni... Zaraz coś na to wszystko poradzimy. Chwilka...
Spokojnym i pewnym krokiem podeszła do wejścia kuchennego. Słychać było jak pogania służącego - niech zawoła kogoś kto przygotuje ciepłą wodę w misach i suche okrycia, i niech zmyje podłogę bo panna sobie trzewiczki brudzi... Zaczęła się krzątanina. Milla dumnie wróciła do siedzących na ławie mężczyzn. Miała już usiąść, ale przypomniała sobie o Leonardzie.
-Pójdę jeszcze po mości Koniecpolskiego. Dobrze by było gdyby posłuchał tej rozmowy... - nie zważając na ewentualne protesty skierowała się do drzwi i otworzyła je szeroko. Strumień jasnego światła wylał się na zewnątrz oświetlając drobną postać Ventrue i siedzącego na ławce Torreadora. Wewnątrz przewijały się postaci służby. - Jak dobrze, że Was widzę w komplecie. Nie ma co moknąć... - uśmiechała się troskliwie kładąc dłoń na ramieniu Leonarda - Wróćcie do środka...
Ostatnio edytowane przez Wernachien : 02-06-2007 o 10:25.
|