Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2017, 14:35   #47
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Estalijczyk nudził się okrutnie łażąc po bibliotece i przeglądając przypadkowo wybrane tytuły. Większości z nich nie potrafił odczytać, bowiem zapisane były w staromodnym języku używanym przez uczonych, gdy chcieli dodać sobie powagi używając mądrze brzmiących słów do opisywania błahych spraw.

Część jednak zapisana była w mowie wspólnej, ale dotyczyła tak durnych(z jego punktu widzenia) rzeczy, jak ilość zgromadzonych zapasów pszenicy w poszczególnych latach, czy sadzonek ziemniaka lub rzepy. Te niezmiernie interesujące wiadomości spisano skrupulatnie, niczym zobowiązania dłużników wobec lichwiarza z Miragliano, chociaż ilość zapisków na każdej stronie takiego rejestru sprawiała, że trzeba było oczy wytężać, żeby odczytać drobne znaczki.

Tutaj należało pochwalić skrybów, gdyż starannie unikali wszelkich plam atramentu, a jeśli już wystąpiły, to szybko były osuszane i zapiski zachowane. Po co? - tego Santiago nie wiedział, ale wyobraził sobie torturę polegającą na wielogodzinnym odczytywaniu takich ksiąg w celu doprowadzenia ofiary na skraj wytrzymałości umysłu. Aż się wzdrygnął na samą myśl o takim okrucieństwie.

Powróciwszy (a właściwie - po wyrzuceniu z biblioteki pod pretekstem posiłku) do refektarza zaczął dumać nad ich dalszym losem - o ile nic nie wskazywało na to, żeby groziło im bezpośrednie niebezpieczeństwo, o tyle mogło to się zmienić diametralnie, gdyby próbowali opuścić klasztor bez zgody kapitana lub opata, co w sumie wychodziło na to samo.

Mieli jeszcze kilka dni na to, żeby spotkać się z przewoźnikiem, dlatego nie była to najpilniejsza sprawa, jednak musieli zacząć myśleć o sposobie uwolnienia się spod opiekuńczych skrzydeł tutejszych braciszków. Całkiem możliwe, że znając szczegóły zlecenia kapitan znał dzień ich planowanej podróży do Pfeildorfu, stąd niezbyt dobrym posunięciem byłoby wymknięcie się z opactwa już dzisiaj. Najlepiej było poczekać spokojnie i albo dogadać się z ich gospodarzami, albo dać nogę w ostatniej chwili, wsiąść na barkę i wyruszyć do świątyni Vereny.

Problem, jaki dostrzegał polegał na udziale miejscowych w wyprawie - oni mieli tutaj swoje rodziny, interesy lub inne powiązania, których niekoniecznie chcieli się pozbywać z powodu zatargu z lokalną władzą. A opuszczenie opactwa bez zgody wspomnianej wcześniej dwójki z pewnością skończyłoby się kłopotami w najbliższej okolicy.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline