Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2017, 18:15   #172
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Marta poszukiwała odosobnienia. Moczary stały się wymówką. Marta potrzebowała uwolnić żal, potrzebowała chwili dla siebie. Oddzielona ścianą szuwarów od wszystkich towarzyszy broni, od Milosa, od Miszki i jego Gangreli, mogła wreszcie odprawić właściwe rytuały pogrzebowe.Wybrała jednak wyjątkowo kiepski moment.
Wilhelm po przyjęciu i po odprowadzeniu Zosi do Honoraty udał się na kolejne rozmowy z kniaziem w cztery oczy. Młoda Brujah więc spacerowała po włościach ze swoją Primogenką, która przy bliższym poznaniu wydawała się bardziej cywilizowana, niż wszelakie Gangrele. Wszak i Primogenkę mierził prezent złożony kniaziowi przez Martę… i nie o głowę tu chodziło.
Co do zaś Lasombry, choć Honorata nie widziała w niej diabła wcielonego, to też niespecjalnie ją lubiła i uważała, że trzeba ją pilnować. Nie ufała jej podobnie jak Zosia, więc miały Brujah wiele wspólnego ze sobą.
Sam zaś obiekt ich nieufności po kąpieli odpoczywał w swoich komnatach nie wiedząc o tym, że jest obmawiana. A nawet gdyby wiedziała, czy to ją by obchodziło?
Siwy i Swartka nie zajmowali się takimi dylematami. Gdy tylko Milos przestał go nagabywać Siwy zagarnął Swartkę i jeszcze dwie dziewki, by udać się z nimi do stajni i zabawy wśród siana popróbować.
Tremere zajęty był przygotowywaniem wywaru z pijawek zdatnego do użytku na vozhda. Albo czymkolwiek innym, co czynił w zaciszu swej komnaty. A noc... ta powoli się kończyła.
Wydawało się, że już nic się nie wydarzy.


Uczta wydana przez kniazia, mocno się już wyludniła. Większość wampirów już opuściła salę. Pozostał tylko Wolf ze swymi poplecznikami, trochę ghuli i sług, Ryży i… Miszka już się urwał po nagabywaniu Milosa. Za to Björn jeszcze był.
Jaksa popijał krew i badał aury, ale im więcej popijał tym mu to zaglądanie w aury gorzej. Dużo było alkoholu we krwi ofiar jaksowego apetytu, więc niełatwo się było skupić na aurach, które to mieszały mu się w jeden kolorowy kilim. Aura jednego krwiopijcy zlewała się z aurą sąsiedniego, albo i śmiertelnika.
Co jednak nie psuło Jaksie zabawowego nastroju, podobnie jak i Swartce która w końcu zakręciła się wokół Siwego. Jeno Giacomo siedział gdzieś w kącie nastroszony niczym stary gawron.
Potem przybył Milos i swoją gadaniną Siwego spłoszył, choć… po prawdzie ten się wyraźnie się ze Swartką polubił, a ona nie lubiła ścisku. A potem zaczął nagabywać Björna.
Nic nie zapowiadało tego co się miało wydarzyć.

Czas zwolnił.
Odpowie czy przyłoży po ryju? - zawisło w powietrzu gnębiące Milosa pytanie.

Odwrócił się powoli z początku, potem coraz szybciej. Przyłoży. Tego Milos się spodziewał. I miał rację. I się mylił.
Björn się zamachnął i uderzył, mocno błyskawicznie… z góry. Toporem który nosił przy pasie, ukrywając go pod płaszczem.
Bowiem wzorem Wilhelma, Björn nosił ciężką zbroję zawsze, oraz duży płaszcz, który maskował fakt że toporek też nosi przy sobie. I teraz tym toporkiem uderzył z nagła, z wielką siłą i z wprawą. Zgruchotał lewy bark niemal odrąbując lewą rękę Milosowi. Zach poczuł przeszywający ból, patrzył jak krew tryska strumieniami uciekając z jego ciała. Lewa ręka zwisała mu bezwładnie, a przecież Björn nie zamierzał na tym zakończyć. Jego spojrzenie było martwe i szalone zarazem, w ustach widać było krwawą pianę. Björn wpadł w szał jakowyś, choć nie była to emanacja bestii.
Pozostali zaś zamarli zaskoczeni wydarzeniem, Wolf siedząc obecnie przy tronie kniazia zauważył jak przerażony Ryży kuśtyka w kierunku drzwi.
- A ty gdzie? Kniazia wołać? - warknął.- Ostań, pośpiechu nie ma.-
Był to jasny sygnał dla popleczników Wolfa i innych wąpierzy, co by pomocy dla zaatakowanemu Milosowi
nie udzielać. Oczywiście… Jaksa nie bał się Wolfa i gotów był pomóc sojusznikowi, który raniony musiał sobie poradzić z lepiej uzbrojonym i zdrowym przeciwnikiem. Jaksa też był lekko odurzony wypitą krwią pijaczków, więc nie był też w idealnej formie.
A czując życie wyciekające wraz z krwią dopiero gojącej się rany Milos wiedział, że ciężko mu będzie zwyciężyć wroga… przeżycie było priorytetem w tej sytuacji.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline