Wilhelm wojennym człowiekiem nie był, lecz i on wiedział, że dobre rozeznanie to połowa drogi do sukcesu. Nie był również czarnowidzem, ale wolał, tak na wszelki wypadek, sprawdzić, jakie są możliwości opuszczenia klasztoru bez wiedzy i zgody pana kapitana. który, zdaniem Wilhelma, nieco zbyt gorliwie interesował się zdrowiem psychicznym gości.
W normalnych warunkach dbałość o czyjeś zdrowie byłaby mile widziana, ale jakimś dziwnym trafem Wilhelm nie tęsknił za nadopiekuńczością. Wprost przeciwnie.
Napotkani mnisi zdali się magowi niezbyt chętni do rozmowy, jednak w pewnym momencie Wilhelmowi wpadł w oko człowiek w wieku, na oko sądząc, bardzo podeszłym. A tacy ludzie zwykle mieli i chęć do rozmowy, i wiedzę.
No chyba że dopadł ich brak pamięci...
Jednak ewentualną rozmowę musiał zostawić na później - nie wypadało się spóźniać na posiłek. Dla spóźnialskich mogło nic nie zostać, a Wilhelm nie zamierzał chodzić po prośbie do kuchni.
* * *
- Jeśli wierzycie w to, że starzy ludzie dużo wiedzą i są bardzo rozmowni, to chyba będzie z kim porozmawiać - powiedział. - Ma ktoś ochotę spróbować? W wieży nad skryptorium widziałem człowieka, który na oko sądząc pamięta czasy, gdy budowano ten klasztor.