Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2017, 23:35   #63
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Obdarzony wciąż nie był pewien czy podjął właściwą decyzję. Ujawnianie się Światłu mogło mieć daleko posunięte konsekwencje. Możliwe nawet że ci potraktują go jako zagrożenie ze względu na jego kryształ. W końcu brak odcienia był czymś nietypowym, a ludzie zazwyczaj bali się tego czego nie rozumieli. Nie mógł też powiedzieć im ile żyje, ale nie mógł też zbyt dużo kłamać w odniesieniu do swojej mocy, bo ci połapią się że coś jest nie tak. Ale teraz było już zbyt późno. Westchnął i wsiadł do samochodu SPdO, licząc na spokojną podróż.

***

Atak był równie niespodziewany co sprawny. Wrogi Obdarzony dość rozważnie obrał na pierwszy cel jeden z pojazdów z żołnierzami, zdecydowanie zwiększając swoje szanse. Oczywiście zaczął wykrzykiwać groźby, co nie było dla Theo żadnym zaskoczeniem, ale było też wyjątkowo niepokojące. Poprzedni Obdarzony którego spotkał perfekcyjnie wiedział gdzie Złoty będzie i wiedział w jaki sposób zmotywować go do walki. Ten przeciwnik robił dokładnie to samo. Będzie musiał to roztrząsnąć później. Teraz oficer żądał by Theo uciekł.

- Jak słyszysz nie mogę tego zrobić. Nie mam zamiaru mieć was na moim sumieniu. - odparł Theo dowódcy i ściągnął kurtkę. - I jak przypuszczam macie kreta. - dodał ciskając ją na ziemię. Po chwili podążyła za nią reszta garderoby. - Będziecie próbować mnie powstrzymać? - spytał spokojnie, ale w jego głosie było wyraźnie słychać że nie chce usłyszeć potwierdzenia.
Oficer dowodzący całym tym przedsięwzięciem pokręcił przecząco głową, może nie chciał irytować obcego Obdarzonego, może miał rozkaz by udzielić mu każdej możliwej pomocy, a może był wdzięczny za to że Theo nie zostawił ich samych w przegranej walce. W końcu każdy funkcjonariusz SPdO chciał wrócić do domu, do rodziny i właśnie wdzięczność Theo wyczytał z jego oczu.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=d2hRTLdvdnk[/media]

- Dobrze. - pokiwał głową. - Schowajcie się gdzieś, samochody nie są bezpieczne, najlepiej za solidnym kawałem betonu. Nie strzelajcie, nie chcecie przyciągnąć jego uwagi, chyba że będziecie absolutnie pewni trafienia. Wycelujcie w tors, albo nogi i walcie na moją komendę. Nawet jeśli będę na linii strzału. - wydał rozkazy co przyszło mu z zadziwiającą łatwością. Jakby już kiedyś był w podobnej sytuacji. - To trójka więc pewnie jedno trafienie go nie zdejmie, ale powinno go zdecydowanie uszkodzić. Powodzenia. - dodał i ruszył biegiem uliczką starając się dotrzeć do ulicy równoległej do tej którą prezentował wrogi Obdarzony.

Przemiana trwała jak zawsze ułamek sekundy i znowu jak zawsze poczuł się wszechpotężny, ale było też kilka zmian od ostatniego razu. Był szybszy i silniejszy, był też… Większy. Mierzył teraz dobre cztery i pół metra. Bardzo dużo jak na dwójkę i różnica nie była znów taka duża w stosunku do przeciwnika. Sam pancerz nie zmienił się za bardzo. Płyty pancerza wygładziły się nieco i ustawiły pod nieco innymi kątami, nadając mu bardziej aerodynamiczny obrys. Skupił podstawową moc na sobie i przyspieszył się. Chciał oflankować wroga i zająć jego uwagę dając szansę SPdO na kilka dobrych trafień.

Gdy obiegał napastnika, ten strzelił kilka razy w pobliskie budynki.
- Te ścierwa giną za twoje tchórzostwo! - zaterkotał swoim głosem, jakby się śmiał w karykaturalny sposób.
Chwilę później Theo był już ustawiony kilkadziesiąt metrów za plecami wrogiego Obdarzonego. Ten zmierzał w kierunku miejsc okupowanych przez SPdO, które zgodnie z rozkazem złotego Obdarzonego nie oddali ani jednego strzału.

Theo nie dał się wybić z równowagi. Wiedział że obcy Obdarzony tak czy inaczej zabiłby wszystkich świadków zdarzenia, choćby aby zaspokoić swoją potrzebę dominacji. Skupił się na nowo zdobytej mocy i wytyczył trasę od siebie do oponenta. Powietrze w pewnym sensie rozstąpiło się na boki, tworząc tunel w którym pojęcie "tarcia" nie istniało. Zaczął biec, dodatkowo zwiększając swój pęd swoją podstawową mocą. Będąc dosłownie kilka metrów od wroga wybił się w powietrze, celując nogami w jego plecy.

Ten oczywiście w pewnej chwili usłyszał atakującą go "dwójkę", ale nie zdążył zareagować inaczej niż tylko częściowo się odwrócić. Theo uderzył stopami w prawe ramię i bok korpusu. Siła była tak duża, że zatrzeszczały stawy obu Obdarzonych, ale to zdecydowanie większy z nich odczuł to bardziej. Atak Theo posłał go ponad dwadzieścia metrów dalej, gdzie wyrżnął o ziemię, rozbijając się przy tym o dwa zaparkowane samochody i zatrzymując dopiero w witrynie sklepu spożywczego. Theo upadł zgrabnie kilkanaście metrów przed tym sklepem i szybko stanął na nogi. - Chciałeś się bawić. Proszę bardzo. - powiedział spokojnie, ale dość donośnie Theo. - OGNIA PÓKI LEŻY! - ryknął do funkcjonariuszy SPdO, po czym przyspieszył się i dopadł do wroga w celu zadania ostatniego ciosu.

Funkcjonariuszom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Trzech z nich miało czystą linię ognia i wystrzelili po dwa pociski. Trafieniom towarzyszył ryk bólu. Powalony Obdarzony nie miał dużo czasu na reakcję, jeśli chciał wygrać tą walkę, więc postąpił bardzo prosto. Nie wstając podniósł swoją broń i strzelił do Theo. Z kilkunastu metrów nie musiał nawet dobrze celować, by trafić ponad czterometrowego przeciwnika. Kula plazmy trafiła Theo centralnie w pierś, wypalając mu tam pancerz.
Padł na plecy i natychmiast skulił się w sobie. Ból prawie go sparaliżował.
Ból był obezwładniający, ale ludzie mieli brzydki zwyczaj dawać z siebie najwięcej w sytuacji zagrożenia życia. Theo eksplodował energią, przyspieszając swoje ciało jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Zrobił to z prostego powodu, organizm po pewnym czasie adaptował się do bólu. Z początkowej reakcji która była niezwykle intensywna, ale krótka, przechodził w drugą fazę, gdzie ból był do zniesienia. Nie tak intensywny, ale pulsujący. Normalnie zajmowało to około minuty. Minuty która z perspektywy Theo minęła w ciągu niecałej sekundy.
W tym czasie jego przeciwnik uruchomił swoje naramienne działko. Czerwona kropka zajaśniała na kasku jednego z strzelających funkcjonariuszy SPdO i ułamek sekundy później pocisk niedużego w sumie kalibru, urwał mu głowę.

Złoty zebrał się w sobie i podniósł z nadludzką prędkością. Nieco się spowolnił, dotychczasowe tempo zużywało jego energię w zbyt szybko i rzucił się w kierunku wciąż leżącego Obdarzonego. Byli blisko, kilka metrów od siebie, dlatego pokonał ten dystans w kilku susach, ale nie po linii prostej, lecz zygzakiem. Dawało to wrogowi szansę na wstanie, ale zmniejszało ryzyko ponownego trafienia. Czuł że ma szanse tylko w walce wręcz. Jego przeciwnik wystrzelił do Theo z działa, ale spudłował. Złoty był zbyt szybki. SPdO przestało strzelać po tym jak jeden z nich stracił do tego głowę.

Będąc praktycznie w zwarciu, mógł wreszcie przejąć pełną kontrolę nad walką. Lekkim uderzeniem odbił w bok rękę przeciwnika trzymającą broń i w tym samym ruchu wyprowadził prawy prosty na korpus, wbijając go jeszcze głębiej w sklep. Po tym przechwycił nadal wyciągniętą rękę leżącego i założył mu dźwignię na łokieć.
W tym momencie sufit budynku, który miał już swoje lata, zawalił się pociągając za sobą ściany i dach.

Złoty zignorował spadający gruz, przy walkach Obdarzonych takich rozmiarów jak oni walący się budynek był niczym więcej jak lekki grad dla normalnych ludzi. Postawił obie nogi na przeciwniku i przewrócił się na plecy, najpierw łamiąc, a następnie wyrywając rękę z stawu łokciowego.
Ryk bólu rozległ się po całej okolicy.
Theo też pociemniało przed oczami, gdyż do tej dźwigni użył mięśni całego ciała, a głównie tych na ciężko rannym brzuchu.

Leżąc na plecach posłał kopniaka w kierunku głowy drugiego Obdarzonego, bardziej żeby go zamroczyć, niż żeby zadać jakiekolwiek poważne obrażenia, po czym podniósł się i trzymając bezużyteczną teraz rękę skoczył na drugą stronę korpusu i szarpnął przeciwnikiem z całych sił, obracając go na brzuch. Wstając poczuł silne ukłucie w dolnej części pleców. Zerknął tam zaskoczony i zobaczył strumienie krwi wydobywające się z dziury w jego pancerzu. W którymś momencie musiał oberwać kolcem przeciwnika i nie zarejestrował tego w trakie walki.

Zignorowal ból, ale wiedział że musi skończyć walkę natychmiast. Mając przeciwnika w tak dogodnej pozycji usiadł na jego plecach i objął jednym ramieniem jego szyję, chowając swoją głowę za głową przeciwnika, tak aby działko na barku nie miało gładkiego strzału.
Ów się szarpnął, prawie zrzucając Theo ze swoich pleców. Jego naramienne działko odwróciło się i strzeliło mu prosto w twarz, rzeźbiąc wyżłobienie w policzku. Złoty jednak był wreszcie w pozycji, na której mu zależało. Zacisnął chwyt i pociągnął ku górze.
Nastąpiło głośne chrupnięcie i atakujący zwiotczał. W kolejnych sekundach powrócił do ludzkiej postaci, a z jego pękniętego kryształu wydostała się granatowa smużka dymu lecąca w kierunku Theo

Złoty stoczył się z przeciwnika dysząc ciężko. Pozwolił by jego prędkość powróciła do normalnej, w końcu przyspieszając się, przyspieszał też serce, a przez to szybciej się wykrwawiał. Wszystko go bolało, przeciwnik był wyjątkowo silny, ale na całe szczęście niezbyt dobrze wyszkolony. Wiedział że gdyby trafił na kogoś z takim samym zestawem mocy, a po odpowiednim szkoleniu, choćby wojskowym, to nie wyszedłby z tego spotkania żywy. Na całe szczęście Kryształy manifestowały się koło osiemnastego roku życia, więc Obdarzeni nie mieli okazji przejść odpowiedniego treningu, a potem zazwyczaj się na niego nie decydowali. W końcu po co znać i rozumieć zasady i taktykę walki, skoro można przytłoczyć przeciwnika swoją “magiczną” mocą?
Chyba że było się kimś takim jak Theo. Kimś kto popełniał te same błędy co inni, ale miał wiele lat na nadrobienie zaległości i najlepszych nauczycieli. Dlatego wygrał z tą trójką, mimo że jako dwójka nie powinien mieć zbyt dużych szans.
To przypomniało mu o jego stanie. Było źle. Istniała duża szansa że się wykrwawi zanim dotrze pomoc. Skupił się na sobie, a potem rozszerzył swoją moc do najbliższego otoczenia. Zwolnił swój metabolizm niemal do całkowitego zatrzymania. Z jego perspektywy poruszał się tak jak zawsze, ale to świat przyspieszył, dając mu cenne sekundy w trakcie których mogła dotrzeć pomoc. Sięgnął ku najbliższemu otoczeniu i tytanicznym wysiłkiem zmusił je do spowolnienia wraz z nim.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 23-02-2017 o 23:58.
Zaalaos jest offline