Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2017, 23:44   #22
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Czas mijał. Około godziny 3 w sali balowej był już tylko Domino. Nawet ochroniarze gdzieś się zwinęli. Wtem coś przykuło jego uwagę. Wyczulone zmysły podsunęły, że ktoś... lub coś czai się w cieniu schodów od strony sceny.
Tedy i Domino postanowił się przyczaić, to nie może być tak… - jeśli ktoś kogoś ma podchodzić, to nie kto inny lecz właśnie Nosferatu. Wampir wycofał się dyskretnie pod osłonę cienia, udając, że wychodzi z pomieszczenia. Nie czekał długo, gdy przyczajona postać postanowiła się ujawnić. To była ta skrzypaczka!
Kobieta w masce podeszła do długiego stołu, gdzie stały resztki krwawego pączu, po czym nalała sobie odrobinę do szklanki i zdjęła maskę, by wychylić duszkiem napój.
Domino i tak nie miał za dużo do roboty, skoro Ventraska go olała, więc przyglądał się kobiecie, uświadomił sobie niedawno, że “lubi patrzeć”.
Skrzypaczka upiła jeszcze krwi, rozglądając się po sali. Jej twarz była całkiem ładna... nawet bardzo ładna, jeśli gustowało się w azjatkach. Ciężko więc zrozumieć czemu zakrywała oblicze maską. Niemniej gdy skrzypnęły gdzieś drzwi w pobliżu, wampirzyca szybko odstawiła pącz i zasłoniła twarz. Następnie szybko ruszyła w stronę schodów, którymi tu przyszła.
Domino miał w sobie głowę pesymisty i fatalisty. Jedyne co przychodziło mu do tej głowy, to to, że kobieta nie była tym, za kogo chciała by ją uważano, toteż wampir przyjrzał się jej aurze zanim zniknęła.
Jej aura... była zupełnie biała, jak mleko. Czy to w ogóle możliwe?
Nie. - odpowiedź w umyśle Domino była zwięzła i na temat. Wampir coraz bardziej się bał, odczekał jeszcze tylko by zobaczyć któż to nadchodzi. Nikt jednak nie wszedł do sali, za to skierował się głównymi schodami na piętro pałacyku.
Nikt nie oczekiwał tu już Domino a do świtu nie zostało jakoś specjalnie dużo czasu. Wampir postanowił więc się zbierać.
Uczynił ten sam manewr co ostatnio. Najpierw udał się do swojego oficjalnego miejsca zameldowania, po czym chyłkiem nad ranem umknął do hotelu, gdzie spał ostatniej nocy. Dzięki temu manewrowi przespał w miarę spokojnie noc. “W miarę” ponieważ znów dręczyły go sny o dawnym księciu i jego kochanicy.
Choć tym razem to nie była scena pojedynku. Książę był martwy, a ona... płakała nad nim krwawymi łzami. Czy to miało jakiś sens? Domino zauważył, że znajdują się nie na otwartym polu, lecz w Katedrze. To tam, w ukrytych katakumbach spoczywali władcy miasta. Trumna z prochami Roberta była na wpół otwarta. Jakaś postać pochylała się nad nią i płakała... Diablica. Tylko dlaczego płakała nad pustym grobem?

Z tym pytaniem w głowie, Domino przebudził się.
Domino odruchowo sięgnął po zeszyt snów i jak każdy dobry okultysta wrażenie. opisał, nim rozmyło się w odmętach podświadomości. Wampir sprawdził telefon w poszukiwaniu wieści od Thomasa, całe jego ciało bolało od braku kontaktu z Tremerem, który go związał.
Niestety, ten wciąż milczał jak zaklęty... w końcu był Czarodziejem.
Domino sam skreślił texsta z zapytaniem jak zdrowie, sprawy i tym podobne, choć tak naprawde po prostu chciałby by Tremer zwrócił na niego uwagę.
Faceci to świnie… - pomyślał zakładając koszulę. Domino postanowił wybrać się do domu Kvetoslava, skoro Księżna miała na niego wyjebane.
Kiedy już miał wychodzić, przyszła odpowiedź:
“Wybacz, sprawy rodzinne. Czy mogę ci to dziś w nocy wynagrodzić? Może kolacja? T.”
Domino przygryzł wargę. Miał umowę z wariatką, choć w sumie nie powiedziała na kiedy, to nie chciał wkopać się w kolidujące spotkania.
“Nic się nie stało, cieszę się że wszystko u ciebie dobrze. Dzisiaj muszę się z kimś spotkać, ale gdybyś miał czas trochę wcześniej? oczywiście zrozumiem jeśli nie masz.”
I znów cisza. Wampir odpowiedział dopiero po kwadransie.
“Mógłbym cię odwiedzić za dwie godziny. Gdzie się zatrzymałeś?”
Domino palce zatrzęsły się na klawiaturze nokii. A co jeśli porwali Thomasa!? wtedy Domino jest jego najlepszą szansą.
“Będę w domu Kvetoslava” - odpisał.
Tym razem nie musiał czekać, zamiast odpowiedzi tekstowej Thomas sam do niego zadzwonił.
- Thomas! martwiłem się. - pożalił się Domino.
Na chwilę zapadła cisza.
- Nic mi nie jest. - odezwał się jak zwykle opanowany Tremere - Przepraszam, że się martwiłeś. Chciałem spytać czy masz pozwolenie księżnej, by udać się do domu Ojca. To teren obserwowany i lepiej żebyś nie zjawiał się tam bez polecenia. Wiesz, teraz za głupią rzecz sam możesz stać się podejrzanym. Szczególnie jeśli twoje śledztwo nie będzie Marcelinie na rękę.
- Wiesz, przesiedziałem na tym osranym balu niemal całą noc a ta nadęta pinda nie raczyła nawet powiedzieć mi że nie ma czasu. Strasznie zajęta… Ale nic nie mówiła o tym, że nie mogę tam iść, jedynie o wstrzymaniu się, przed ruszaniem czegokolwiek.
- To moja rada, przyjacielu. Zrobisz z nią co zechcesz. -
odparł Thomas - Dowiedziałeś się czegoś?
- To nie jest rozmowa na telefon. Do rychłego zobaczenia Thomasie. - wyjaśnił Domino.

Wampir założył luźne, szare codzienne ubrania oraz płaszcz z kapturem i ruszył pieszo w stronę przystanku autobusowego. Do posiadłości Kvetoslava nie było łatwo dojechać, ponieważ położona była na peryferiach miasta w okolicach zdominowanych przez pola i lasy. Tylko gdzieniegdzie były tu porozrzucane nieduże wsie lub samotne budynki. Dotarcie publicznymi środkami transportu zajęło Domino bez mała półtora godziny, a i tak musiał teraz około kilometra przejść. Miał wybór - albo iść koło głównej drogi, albo skrócić drogę ścieżką przez las.
Jakoś ciężko było sobie Domino wyobrazić, że Ojciec zdecydował się na leże w miejscu, gdzie groził by mu na przykład atak lupinów cz innych okropnych stworzeń jak cygańscy Ravanosi. Wampir poszedł więc lasem, skradając się rzecz jasna i używając maskującej magii.
W ten sposób w ciągu niecałych 20 minut Domino dotarł na tyły dworku. Posiadłość otoczona była żółtą, policyjną taśmą, poza tym jednak nic się tu nie zmieniło. W środku nie paliły się żadne światła.
Domino zachowywał wszelkie środki ostrożności ale nie zamierzał włamywać się do, jakby nie patrzeć swojego domu. Księżna nie chciała żeby czegokolwiek dotykać - okej, ale to by było na tyle.
Wampir ruszył spokojnie ku frontowym drzwiom by ktokolwiek posesji pilnował, jeśli pilnował, mógł go sobie spokojnie obejrzeć.
Przeszedł pod żółtą taśmą, po czym stanął na ganku, wypatrując jakiegoś obserwatora. Tylko dzięki temu zauważył ruch pod dachem budynku. No tak, kamera - po co marnować czas poddanych, jak można posłużyć się techniką?
Domino pomachał do kamery po czym ruszył do przodu. Jak można było się spodziewać, drzwi były zamknięte.
I dobrze bo przynajmniej cyganie nic nie wyniosą, Domino chciał po prostu powkurwiać Księżną, dać jej do zrozumienia, że kręci się w okolicy. Obszedł spokojnie całą posesję, zajrzał we wszystkie okna.
Wszystko wyglądało po staremu, a jednak w salonie Kvetoslava wydawało się, że kilka mebli jest poprzesuwanych. Domino przyjrzał się im i wtedy kątem oka zauważył... coś jakby błysk oczu w przedpokoju. Zaraz jednak odblask zniknął, toteż mogło mu się tylko wydawać... kto by chciał siedzieć zamknięty w domu zmarłego wampira?
Domino nie miał zamiaru ułatwiać komukolwiek życia. Podszedł do drzwi i zadzwonił dzwonkiem, nie sposób było określić, czy domofonu ktoś słucha czy nie toteż po prostu mówił:
- Słabo się chowasz, możesz równie dobrze mnie wpuścić.
Nikt jednak nie zareagował.
Domino poprawił płaszcz i ruszył w stronę wyjścia z posesji, z powrotem do miasta.
W pobliskiej miejscowości udało mu się znaleźć upszejmego taksówkarza, który choć taksówką nie jeździł, to przy odrobinie sugestii ze strony wampira, zawiózł go pod hotel Assenzio, gdzie oficjalnie spędzał noce. Tam ledwo wszedł do holu, rzuciła mu się na szyje piękna malkavianka w stroju i peruce Merlin Monroe.
- Och, kochany, wreszcie jesteś! - powitała go soczystym pocałunkiem, który na pewno zostawił na jego ustach ślady pomadki - Ile można kupować paczkę papierosów?
Odwzajemnił pocałunek i objął kobietę w talii.
- Wybacz Piękna, gdzie ruszamy.
- Musimy ci najpierw załatwić kostium! -
powiedziała, oceniając go krytycznym spojrzeniem - Masz szczęście, że znam kostiumologa teatralnego. Tam ruszymy. - złapała Domino pod ramię.
W Domino obudziła się zwyczajnie babska ciekawość, dał się poprowadzić na “szmatki”. O dziwo jednak Helga zabrała go nie do Teatru Narodowego, lecz do magazynu na peryferiach Pragi, gdzie właściwie znajdowały się już tylko składy budowlane i handlowe.
Zatrzymała swoje różowe porsche pod ogromnymi wrotami garażu i zaczęła cisnąć klakson jak szalona, wygrywając chyba Marsyliankę. Po chwili wrota uniosły się na jakieś półtora metra.
- No, to idziemy. - Malkavianka wymiksowała się z samochodu, pokazując przy tym Domino, że bieliznę również ma bielutką jak śnieg.
Wampir oddał się refleksji na temat przeszłości Helgi, kim mogła być za życia i jakie były okoliczności jej przemiany. Sądząc po warunkach wampirzycy, jej ojciec mógł mieć z tego niezłą frajdę… Domino potrząsnął głową i ruszył za Maklavianką.

Wewnątrz znaleźli ubrania... bardzo dużo ubrań. I wszystkie pieczołowicie wyeksponowane, wygładzone, wyprasowane.


Ktoś tu musiał mieć prawdziwego świra na punkcie tych kostiumów. Aż dziw, że zgadzał się je wypożyczać.

- Artus! Aaaartus! - wydarła się Helga, kręcąc się między ubraniami tak, że sukienka podnosiła jej się do wysokości bikini.

- Dobry wieczór - usłyszeli cichy głos zza jednej z kolumn.


Brodaty, półnagi mężczyzna w szpanerskich okularach palił papierosa i przyglądał się im... ze strachem.
Domino odruchowo obciął facia z aury. Był to typowy pieprzony artysta - uduchowiony i zdołowany. Oczywiście ghul.
- Myślisz o czymś konkretnym? - zapytał wampirzycy przechodząc między strojami.
- Wybierz coś, żeby do mnie pasować. Wiesz... jak ying i yang. - rzuciła, rozsiadając się przy lustrze.
- Ale... - próbował protestować niejaki Artus.
- Daj spokój kochanie, nie podrzemy. - zgasiła go Helga - No już, zaproponuj coś na wzrost mojego partnera...
- Na szczęście jego wzrost i sylwetka klasyfikują się jako uniwersalne - mężczyzna zmierzył wzrokiem Domino, lekko uchylając okularów - Proszę za mną...
Oczywiście, ciężko spodziewać się po teatrze strojów Batmana czy Yody, jednak trzeba przyznać, że te, które Artus proponował, były wyjątkowo dobrze dopracowane.






Domino z nostalgią popatrzył na niemieckie mundury, inspirowały strach ale były też eleganckie. Wybrał czarny.
- To dość... oryginalny kostium. Nie ma drugiego takiego w Pradze i może w całym kraju. Proszę bardzo uważać. - westchnął brodach - No ale jak pan chce przymierzyć to... ja nie mam przebieralni, ale tam koło pani Helgi jest lustro.
Domino bez skrępowania zaczął przebierać się przy Maklaviance, jako kobieta, nie miał oporów przebierać się przy kobiecie, jako mężczyzna, przy mężczyźnie. Domino nie czuł się już przedstawicielem jakiejś konkretnej płci, czy człowiekiem. Był czymś więcej, wampirem, badaczem przyjemności i dziwactw, obserwatorem ciekawostek. Był Pięknym i był Bestią. Był ponad. Helga siedziała na krześle i przyglądała mu się wygłodniałym wzrokiem. Nic jednak nie mówiła ani nie robiła. Dopiero gdy Domino przebrał się, wstała i podeszła, by poprawić mu kołnierzyk, a potem stanąć obok, gdy przeglądał się w lustrze.
- Myślę, że DiCaprio powinien zagrać hitlerowca. Na pewno dostałby Oscara. - szepnęła. - To co, gotów na niezapomniane przyjęcie?
- Pani Helgo - Zaczął Domino wciąż przyglądając się sobie i teraz również wampirzycy w lustrze. - zapominanie, nie leży w mojej naturze. - uśmiechnął się do kobiety - ruszajmy.

***

Party time
[media]http://www.youtube.com/watch?v=tDwaDIbrfxA[/media]

- Cokolwiek się nie stanie, pamiętaj co mi obiecałaś. I nie zdejmuj maski. - z tymi słowami Helga wprowadziła Domino na wielkie przyjęcie, które okazało się być balem maskowym w gotyckiego zamku niedaleko Pragi - Karlstejn.
Ciężko powiedzieć czy to urok miejsca, czy raczej rozmach imprezy sprawiły, że przy niej przyjęcie urządzone przez księżną Marcelinę wydawało się ciche i zaściankowe. To tutaj... to tutaj to był prawdziwy bal, w stylu tych, które widuje się czasem na filmach o życiu monarchów i bogaczy. Oczywiście, przy wejściu przywitał ich jakiś chłoptaś o fizjonomii Kena, który grzecznie poprosił o nazwiska. Helga pochyliła się wtedy nad jego uchem i szepnęła coś, co wyczulone wampirze ucho odczytało jako “A imię jego czterdzieści i cztery”. Chłopak przewrócił machinalnie kilka kartek listy gości, po czym uśmiechnał się do malkavianki i życzył jej oraz jej partnerowi miłej zabawy. Piękniś podał im też maski, które założyli nim wkroczyli do przepastnego holu - czarną dla Domino i białą dla Helgi - idealnie pasując tym samym do ich strojów.

Wewnątrz zamku było już pełno gości, dobre kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset ludzi. Wszyscy przebrani, wszyscy z maskami na obliczach. Śmiali się, tańczyli, podziwiali bogate wnętrza i obrazy.
Domino zaś podziwiał gości, ich stroje, pozy, języki jakimi operowali, tematy jakie poruszali oraz aury jakie wokół siebie roztaczali. Wampir żeby zrozumieć sytuację chciał ją poznać. Przyglądał się też bacznie swojej towarzyszce.
- Często bywasz na takich imprezach - zagadał.
- Zdefiniuj “takie imprezy”? - Helga zapytała, jednocześnie wymieniając ociekające namiętnością spojrzenia z jakimś umięśnionym Turkiem, przebranym za mrocznego elfa.
- Kosztowne. - odparł wampir przyglądając się bywalcom - elitarne - uściślił.
- Bywam. - odparła Malkavianka jakby nie do końca zwracając uwagi na przystojnego partnera, a za to wodząc oczami wokół. - Nie wiem czy często. Na pewno nie na każdej... Samej nawet w tłumie jest smutno.
Na widok wielkiego barbarzyńcy z rudą brodą aż jej się zaświeciły oczy. Uśmiechnęła się do gościa czarująco. On odpowiedział tym samym, lecz miał już obok partnerkę - Xenę wojowniczą księżniczkę, której najwyraźniej nie zamierzał zostawiać.
- Przepraszam na chwilę, ale takiemu ciasteczku po prostu nie mogę darować... - powiedziała do Domino, po czym przepchała się w stronę barbarzyńcy.
Najwyraźniej nie zamierzała jednak zagadywać wielkoluda. Po prostu przeszła za jego plecami, udając zainteresowanie tacką z przystawkami, którą trzymał kelner. Wyczulone zmysły wampira wyczuły jednak, że coś zostało tam zrobione za plecami barbarzyńcy. W powietrzu wyczuł delikatną nutkę zapachu krwi Malkavianki.
Po chwili Helga, czy raczej Merlin Monroe, wróciła, niosąc swojemu towarzyszowi czekoladkę w kształcie serduszka. Podarowała mu ją z czarującym uśmiechem na ustach. Zapach krwi zniknął.
Domino przyjął słodycz z uśmiechem.
- Trochę szkoda byłoby się teraz zrzygać, choć z drugiej strony, mogłoby to być całkiem zabawne.
- A mówią, że to ja jestem nienormalna. Swoją drogą za pół godziny się zacznie. Możesz jeszcze wybrać coś w swoim stylu. Może akurat ci się trafi... -
Helga uśmiechnęła się tajemniczo.
Domino zastrzygł uszami.
- Coś w moim stylu? - zapytał, nie bardzo rozumiejąc o co wariatce chodzi.
Zrobiła minę przywodzacą na myśl żabę, która dodatkowo mówi “marmolada”.
- A myślałam, że mądra z ciebie dziewczynka. Wybierz sobie kto ci się podoba i zostaw na nim ślad swojej krwi, żeby się nie zorientował. Ghule to wyczują i zaproszą taką osobę na... - uśmiechnęła się drapieżnie pod maską - właściwą zabawę.
Domino przekręcił głowę.
- A już myślałem, że jednak rzyganie jest jedyną opcją na zerwanie tu z nudą - uśmiechnął się do Maklavianki i ruszył na “łowy”. Wampir szukał kogoś nietuzinkowego, kogoś, kto reprezentował sobą coś więcej, lub coś mniej… niż można się było po nim spodziewać.
i znalazł!
- Och.. ktoś tutaj upaćkał się białą czekoladą… - zażartował poklepując albinosa po karku, pozostawiając na nim jednocześnie swoją vitae podobnie jak uczyniła to Helga.
Jednak nie zrobił tego odpowiednio dyskretnie. Albinos obejrzał się.
- Jakiś problem? - burknął.
Domino rozłożył ręce w przepraszającym geście.
- Bynajmniej… - przygryzł wargę w niezadowoleniu i rozejrzał się za innym “celem”. Albinos mruknął coś, ale odpuścił. Tymczasem wampir zauważył jak do “barbarzyńcy” Helgi podchodzi ktoś z obsługi i próbuje odciągnąć go od partnerki. Mężczyzna wyraźnie odmówił, po czym podszedł jeszcze ktoś - nieduża kobieta w stroju diablicy - i... natychmiast się zgodził. Domino rozpoznał aurę spokrewnionego.
- No i co tam? - nagle na jego ramieniu zawisła Helga. Możemy wybrać jeszcze dwa ciasteczka. Masz jakieś preferencje?
O dziwo, mimo iż był to bal przebierańców, wiele strojów powtarzało się. Niektóre nawet były tak samo szyte, co znaczyło tylko jedno - jakiś sklep miał na nie promocję. Na szczęście, byli też tacy, którzy naprawdę postarali się i wczuli się w role - w pozytywnym lub negatywnym tego słowa znaczeniu.




Domino “przyatakował” więc Harley Quinn, która w pewnym sensie była dokładnie taka jak on… było to dość zabawne musiał przyznać. Tym razem wampir potraktował wszystko nieco ambicjonalnie i wytężył swoją zręczność oraz umiejętność skradania się na wyżyny, kiedy to “muskał” kark przebierańca. I tym razem odniósł pełny sukces. Nikt nawet nań nie spojrzał podejrzanie.
- Jeszcze jednego możesz. Tylko się pospiesz się... zanim przygotują imprezę to i tak potrwa. Musimy znaleźć sobie w tym czasie jakąś rozrywkę. - marudziła panna Monroe.
Domino pokiwał głową i poszukał kolejnej ofiary. I wtedy go olśniło... na widok niewidomej kobiety!
Ofiary doskonałej…
Powtórzył całą procedurę, lecz tym razem został złapany za rękę, nim jeszcze dotknął kobiety. Choć nie patrzyła w jego stronę, trzymała jego dłoń pewnie.
- Czego chcesz? Kim jesteś? - zapytała ostro.
- A co miałem pomachać? - Domino improwizował spokojnym, żartobliwym tonem - chciałem tylko powiedzieć, że masz piękne włosy.
- Twój palec krwawi. I śmierdzi. - odparła dziewczyna szorstko - Kim jesteś?
Wampir oczywiście dawno już pozwolił zagoić się ukłuciu, sama krew jednak jeszcze tam była.
- Nonsens… - Domino przysunął twarz do własnej dłoni niby to sprawdzając a w istocie zlizując kropelkę. - sama zo… - celowo zrobił tą głupią wpadkę jaką ludzie zwykli czynić w kontaktach ze ślepcami. - znaczy sprawdź… jestem Miński nie jestem tutejszy.
- Nie chcę cię dotykać. Jesteś brzydki. -
powiedziała niewidoma dziewczyna i wspierając się na lasce, ruszyła w przeciwną stronę.
Domino zmrużył oczy przyglądając się odchodzącej kobiecie. Szkoda, chciałby sponiewierać kogoś takiego, bardzo chciałby, no ale nie można mieć wszystkiego… przynajmniej od razu. Tymczasem zauważył, że gdzieś zapodziała mu się także Helga. Tak był pochłonięty niewidomą dziewczyną, że nawet nie zwracał uwagi, co w tym czasie robiła Malkavianka. Został sam... pośród dziesiątek obcych sobie ludzi.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 24-02-2017 o 10:26.
Amon jest offline