Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2017, 07:49   #10
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Arena była umieszczona pośrodku sterowców. Wielka duża i dziurawa. Składała się z kilku pomniejszych aren, nad którymi były wielkie dziury prowadzące w dół… kilkaset do tysiąca metrów w dół. W zależności od tego jak wysoko znajdowały się sterowce. Siatka zabezpieczająca była co prawda rozwieszana, ale nie przy wszystkich występach. O nie.. jaki miałby w końcu sens latający cyrk jeśli nie byłoby przy tym zapierającego dech w piersiach ryzyka. Niektórzy akrobaci, linoskoczkowie, żonglerzy występowali bez siatki. I tak było również z Carmen - w końcu była gwiazdą.
On stał przy niej… jej niespełniony obiekt westchnień. Tak blisko i tak daleko zarazem.

- Gotowa?- zapytał z uśmiechem przyglądając się Carmen. Jakoś nigdy nie dostrzegał w niej tego co widziała Yue… co czuła w spojrzeniu Orłowa. Atrakcyjnej kobiety, godnej pożądania. Zawsze była tylko… przyjaciółką.
Uśmiechnęła się pewnie, rozkładając skrzydła, które od niedawna stanowiły element jej stroju scenicznego.


- Bardziej nie będę. - odpowiedziała wesoło, choć jej oczy pozostawały smutne, gdy na niego patrzyła.
- No… nie rób takiej miny.- Brutus pogłaskał ją po policzku.- To twoja wielka chwila, by zabłysnąć. Nawet jeśli błyszczysz tak każdej nocy, to ta jest wyjątkowa jak każda z nich.
Westchnął głośno.- Nie przypisuj zauroczeniu dziewczęcemu potęgi prawdziwego uczucia.-
Spojrzała na niego zdziwiona.
- O co ci chodzi? - nie mogła uwierzyć własnym uszom. I chyba... nie chciała.
- O nic... Może coś mi się przewidziało.- odetchnął z ulgą mężczyzna. Uśmiechnął się dodając.- Trochę ci zazdroszczę jednak. Zdobywasz coraz większą popularność niż mam ją ja. Wkrótce to twoje nazwisko będzie duże na naszych plakatach.-
Dziewczyna poczuła jak cały smutek, cały żal, który w sobie nosiła nagle przeobraża się we wściekłość. I to najgorszą z możliwych, bo opartą na bezradności.
- Zauroczenie nie trwa kilku lat. I nie jestem dziewczyną tylko kobietą! I to bynajmniej nie za twoją nauką! - wykrzyczała, po czym bardziej bojąc się jego odpowiedzi niż tłumu widzów - wyskoczyła na scenę.
Brutus podążył za nią i znalazł w sobie tyle siły by profesjonalnie rzec.- Panie i panowie!


Uchylił szarmancko kapelusza mówiąc głośno.- Jak widzicie nasza gwiazda, olśniewająca Amanda ceni wielce paryską publiczność, bo aż się wyrywa na scenę. A jej pokaz olśniewający swym kunsztem was zachwyci, zadziwi, wprawi w przerażenie szaleńczą odwagą naszej gwiazdy, więc poproszę o gorące brawa dla panny Amandy Stone!-
I takie brawa rzeczywiście się rozległy.
Dziewczyna przeszła się szybkim krokiem po scenie, machając przy tym skrzydłami, jakby je ćwiczyła, co było elementem przedstawienia. Tylko spojrzenie dzikiej bestii, jakie posłała Brutusowi, było jej własną inwencją.

Wiedział! Ona tyle lat męczyła się, cierpiała, płakała w poduszkę, a ten dupek wiedział! I sprowadzał to do gówniarskiego zauroczenia! Ciekawe co by o niej powiedział, gdyby wiedział, co wydarzyło się między Carmen a Yue, albo gdyby zobaczył jak całowali się z Orłowem... Cholerny, świętobliwy “braciszek”!

Temperamentna natura odezwała się w akrobatce, gdy wykonała kilka skoków po wystających elementach sceny nad głowami orkiestry i innych pracowników, którzy jak zawsze udawali zdziwienie jej pojawieniem się nad sobą. Była precyzyjna w swoich akrobacjach, choć jej zachowanie stało się nieco inne niż zazwyczaj. Normalnie posyłała uśmiechy i kokietowała publiczność swoją słodyczą, zmieszaną z dziewczęcym wdziękiem i niewinnością. Tym razem była bardziej kobieca, wyzywająca. Wiła się wokół słupów, ocierając o nie. Spoglądała na przypadkowych widzów przygryzając wargę lub mrugając zalotnie.
Następnie, kręcąc apetyczną pupą, zaczęła się wspinać po drabince, by zaprezentować gwóźdź programu - lot anioła.

Nie widziała miny Brutusa, ale wiedziała, że musiała być nieszczególna. Nie pochwalał takiego zachowania na Arenie. Uważał, że czyni artystów obiektami niezdrowych fascynacji dla publiczności. Tym bardziej więc występ Carmen z pewnością mu się nie podobał, ale publika… Była zachwycona. Niemniej… lot anioła wymagał od dziewczyny pełnej koncentracji i skupienia. Był niebezpieczny na tych wysokościach, z uwagi na silne i niespodziewane podmuchy wiatru od dołu areny. Był ryzykowny i dlatego zachwycał.
Carmen ukłoniła się, gdy stanęła na podeście. Potem miała pół minuty dla siebie na skoncentrowanie się, podczas gdy publice były prezentowane poszczególne, nieliczne huśtawki, z których miała się odbijać dalej, aż kołując “sfrunie” w ramiona podstawionego widza. Ten element “to mogłeś być ty” zawsze rozbudzał dodatkowo publikę. Wielu marzyło, że piękna Amanda spływie właśnie w ich objęcia.

Dziewczyna zamknęła oczy, starając się wyrównać oddech i rozluźnić mięśnie ramion. Była profesjonalistką. Aby osiągnąć precyzję, wiedziała, że musi oczyścić umysł. Nagle więc wszyscy zniknęli. Brutus, Jan, Yue, Lloyd... Teraz nie było w jej głowie nikogo poza nią samą. Spokojną i skoncentrowaną.

Otworzyła oczy. To był jej moment!
Skok! Lot w dół. Podmuchy powietrza uderzają w skrzydła. Niezbyt duże skrzydła, co by dodać napięcia. Jej ciało drży, mięśnie się napinają. Jeden błąd i sytuacja może zrobić się ciężka. Pierwsza huśtawka… panuje cisza w całym cyrku, wszyscy zamarli w zachwycie. Druga huśtawka, pęd powietrza zapiera dech w piersiach, a zostały jeszcze trzy. Nie ma czasu się zatrzymywać. Trzecia huśtawka. Powinna zacząć się rozglądać za swym celem. Dostrzega go. Ralph… żongler i siłacz zarazem. Wie już gdzie powinna się kierować. Czwarta huśtawka jest już w jej zasięgu. Skoczyła. Tutaj okręciła się wokół drążka, co z jednej strony było efektowne, z drugiej, pozwalało jej przyjąć odpowiednią pozycję do kolejnego, wymagającego największej precyzji skoku. Po piątej huśtawce nie będzie miała już niczego, do korygowania lotu, musiała więc dobrze się ustawić. Zagrały bębny... Skok! Sprawnie chwyciła ostatni z drążków, by za chwilę go puścić i rozłożyć ręce, a ponad nimi skrzydła. Delikatnie przechyliła ciało w bok, by spadając jeszcze kołować nad celem. Piękna melodia skrzypiec - coś rzadkiego w cyrku, co jednak uświetniło patos lotu anioła - towarzyszyła ostatnim chwilom Carmen w powietrzu.

Nagle, podczas lotu… uderzył od dołu podmuch wiatru. Straciła równowagę. Skrzydła były efektowne, ale niezbyt stabilne. Zimny pot wystąpił na czoło dziewczyny… uda się? Nie uda?
Miała trudności z wyrównaniem lotu. Jeszcze trochę… jeszcze… miała też do wyboru całkiem stracić panowanie nad lotem i spaść w dół lub dać się znieść pozwalając losowi ponieść jej skrzydła ku widowni. Wyglądało na to, że jakiś szczęśliwiec jednak dziś się pojawi i złapie upadającego anioła. Lepsza utrata zawodowej dumy niż życia, prawda?
Ostatecznie miała jeszcze linkę w rękawicy, ale to całkiem zepsułoby efekt. Wobec czego, uśmiechając się promiennie, Carmen pozwoliła znieść się dalej, starając się spaść na kogoś, kto nie załamie się pod ciężarem “anioła”.
I znalazł się taki… przystojny i milutki oku. Młody i dobrze ubrany... idealny. Ku niemu aniołek sfruwał. Ku niej on wyciągał ręce. Lądowanie nie był jednak tak idealne jak z Ralphem. On miał siłę i doświadczenie. Jej obecny partner jedynie wygląd i arogancję. Uderzyła w niego powalając go na ziemię, ale odruchowo otulił ją ramionami chroniąc przed obrażeniami. Każde lądowanie z którego wychodzi się całym… można uznać za udane?

Carmen podniosła się szybko. Miała nadzieję, że Brutusowi uda się zmyślić jakąś bajeczkę o pragnieniu serca tego młodego kawalera. Toteż stając z gracją na nogach, wyciągnęła dłoń do mężczyzny i z wrodzonym urokiem, zapytała:
- Wzywałeś mnie?
- Eee… tak oczywiście… jak najbardziej…- młodzian z trudem wstawał, ani chybi żebra mu obiła. Ale robił dobrą minę do złej gry, podczas Brutus wołał głośno.- Panie i panowie.. jak widać anioły spadają z nieba w objęcia szczęśliwców. Wielkie brawa dla naszego bohatera i oczywiście dla zjawiskowej Amandy Stone!!!-
I brawa padły, głośne i gromkie.
Nie lubiła kontaktu z publicznością, wiedziała jednak, że najważniejsze to zadbać, by przedstawienie się udało. Ukłoniła się kilka razy, pozwalając dotknąć skrzydeł najbliższym z gapiów. Na koniec pocałowała w policzek swego “wybawcę” i wybiegła na schody. Tam już mogła wrócić do scenariusza. Pomknęła w stronę słupa, który choć z pozoru wyglądał normalnie, posiadał uchwyty, po których mogła się wspiąć do góry, a następnie zostać “zgubioną” przez cyrkowe oświetlenie i schować się w jednym z korytarzy monterskich.

Udało się… Brutus zapowiedział już kolejny występ, a zjawiskowa Amanda mogła stać znów Carmen po wyswobodzeniu się ze stroju w swoje garderobie.
Przypuszczała, że Brutus nie zostawi jej pomyłki bez komentarza i... nie chciała już przed nim uciekać. Niech powie, co ma powiedzieć. Przynajmniej wreszcie zyska jasność w kwestii ich relacji. Do tego czasu dziewczyna skupiła się na wężach, które dziś akurat nie miały występu i mogły spokojnie popławić się w pieszczotach swojej pani oraz dostać kilka smacznych kąsków podczas ćwiczenia znanych im układów.
Nim jednak zjawił się Brutus w odwiedziny do Carmen wpadł ktoś. Rudowłosa Camilla połykaczka ognia i ostrych narzędzi mordu.Wesolutka i doświadczona kochanka o aparycji niewiniątka. Wpadła z prezentem.
- Komuś nasz aniołek wpadł w oko… znowu. Inne kwiaty pewnie pojawią się po całym przedstawieniu.- zaczęła wesoło trajktować widząc minorową minę Carmen, by pocieszyć akrobatkę.- I był bilecik. Dla zjawiskowej piękności, wyrazy uznania dla talentu….- zaśmiała się głośno czytając.- Bezczelny drań zostawił nawet adres restauracji, gdzie tęsknie ciebie wyczekuje. Ale jakie imię zaczyna się na Y?-
- Yue? - zapytała, zaciekawiona akrobatka, zachęcając Romusa i Remulusa, by wróciły do swojej klatki.
- Yue... czyli znasz tego dżentelmena?- zapytała równie zaciekawiona Camilla, podając kwiaty i bilecik Carmen.- Czyżby kolejny, który będzie wzdychał to ciebie, jak ten bogacz z Leeds? Mam nadzieję, że jest równie przystojny, co egzotyczne jest jego imię.-
Carmen nie mogła się nie uśmiechnąć, myśląc o Chince jako przystojnym kawalerze.
- To dobry znajomy, nie ma co od razu wietrzyć romansów. Zresztą komu jak komu, ale tobie wielbicieli nie brakuje.
Paplając wesoło z połykaczką ognia, przyjrzała się liścikowi. Yue miała wyjechać z miasta, sama tak mówiła. Może więc to była pułapka? Przeczytała adres restauracji, starając się skojarzyć miejsce.
“Soleil du futur”
Dość szykowna, dość droga restauracyjka z deus ex machiną wbudowaną w trzewia budynku. Yue z pewnością było na taką stać, a miejsce kiepsko nadawało się na okazję do zamachu. Deus ex machiny przekupić się nie dało, a była skuteczna jeśli chodzi o ochronę klientów i obsługi.
- Ale ja to ja…- stwierdziła z uśmiechem Camilla opierając się o toaletkę i prezentując swoją dumę. Zjawiskowo długie i zgrabne nogi.

Uśmiechnęła się głaszcząc po włosach Carmen.- Mówimy o tobie moja droga. Przyda ci się jakiś romans na boku, wiesz.. nawet niezobowiązujący flircik dla zabicia czasu. Jesteś młoda… korzystaj z życia.-
- Pomyślę o tym. - uśmiechnęła się słodko w odpowiedzi, bawiąc przy tym w palcach bilecikiem. Wiedziała, że musi to sprawdzić, jednak to nie znaczyło, że musi od razu wchodzić do paszczy lwa. Postanowiła, że pojawi się przed restauracją jakąś godzinę wcześniej i wespnie na jakiś dach lub balkon, żeby mieć widok na knajpkę. Może wymarznie przy okazji, ale jeśli to faktycznie Yue... pewnie szybko się też rozgrzeje.
Niemniej by zrealizować swój plan musiała działać szybko, wszak przebranie się, wyruszenie, czuwanie… to wszystko zajmowało pewne okresy, a ona miała mało czasu. Nadzorujący widowsko Brutus nie pojawi się tutaj przed końcem przedstawienia.
- Więęęęc… jaki jest ten dobry znajomy, którego przede mną ukrywałaś, podczas gdy ja moje serce ci pokazałam.- rzekła dramatycznie Camilla, plotkara i jedno ze źródeł wiedzy Carmen na temat stosunków damsko-damsko i damsko-męskich. Camilla nie była wybredna w twej kwestii. Wystarczyło że dany wielbiciel/ka był ładny/a i bogaty/a… lub bardzo ładny/a albo bardzo bogaty/a. Jak mówiła: nie ma na świecie mężczyzny lub kobiety która nie potrafiłby poprawić swego uroku bogatymi podarunkami dla niej. Ewentualnie jeśli nawet te podarunki nie wystarczały, to parę butelek dżinu pomagało. Za szkłem każdy piękniał.

Carmen zastanawiała się co ma zrobić, jednocześnie wpuszczając paplaninę Camilli jednym uchem, a wypuszczając drugim. Nie było opcji, by zdążyła się przyczaić i odbyć rozmowę z Brutusem. Z drugiej strony on takowej nie zapowiedział, więc czy nie była wolna? Tylko czy ta wolność nie skończy się wywaleniem jej z cyrku? Wiedziała, że treser ma sporo do powiedzenia w tej kwestii. Ale też ona nie była już zagubioną nastolatką, tylko gwiazdką, która przyciągała widzów. No i miała ciche wsparcie Lloyda, który dbał o to, by każdy agent miał wiarygodną przykrywkę.
- Nie ma wiele do opowiadania. Poznałam go na pewnym przyjęciu i... bardzo dobrze się bawiłam. No i widać, że chyba nie tylko ja. - puściła oko do połykaczki, po czym zaczęła się przebierać - Zbieram się w takim razie, bo chciałam jeszcze zajrzeć do jednego sklepu. Jakby Brutus mnie szukał... powiedz, że... - zamyśliła się - W sumie nie wiem kiedy będę. Powiedz, że słucham twoich rad. O. - zaśmiała się.
- Brutusa biorę na siebie… ale ty… moja droga… musisz mi więcej opowiedzieć o tym przyjęciu. I o tym amancie.- zerknęła na kwiaty dodając.- To całkiem drogi bukiecik, wiesz?-
- Ale to dopiero po spotkaniu, dobrze? - zrobiła proszącą minkę, paradując przed koleżanką w samej halce. Niestety, dopóki nie pozbędzie się koleżanki, musiała czekać, by uzupełnić uzbrojenie. - A czemu te kwiaty są takie drogie? Coś jest w nich specjalnego?
- Nooo.. z tego co pamiętam za takie bukieciki kwiaciarnie liczą sobie dość sporo.- wyjaśniła zamyślona Camilla przyglądając się kwiatom.- Dużo ich i najładniejsze egzemplarze. To nie trzy-cztery tanie różyczki.-
Zerknęła na Carmen i dodała uśmiechając się łobuzersko.- Pewnie liczy ten Yue na takie widoki jakie mi teraz prezentujesz. No cóż… z pewnością warto się dla nich wykosztować.-
- Mam nadzieję. - zgodziła się. Na szczęście, gdy Carmen ubrała się w swój bardziej “codzienny” strój, Camilla znudziła się jej towarzystwem i poszła poplotkować z kimś innym. Zapewne o wielbicielu panny Stone. Na to jednak nie miała wpływu. Szybko uzupełniła uzbrojenie, schowała Barona w szerokim kołnierzu płaszcza i ruszyła pod wskazany w liściku adres. Była bardzo ciekawa czy to Yue faktycznie ją zaprosiła, a jeśli tak - dlaczego zmieniła plany?
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 24-02-2017 o 07:57.
Mira jest offline