Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2017, 14:52   #173
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Bowiem wzorem Wilhelma, Björn nosił ciężką zbroję zawsze, oraz duży płaszcz, który maskował fakt że toporek też nosi przy sobie. I teraz tym toporkiem uderzył z nagła, z wielką siłą i z wprawą. Zgruchotał lewy bark niemal odrąbując lewą rękę Milosowi. Zach poczuł przeszywający ból, patrzył jak krew tryska strumieniami uciekając z jego ciała. Lewa ręka zwisała mu bezwładnie, a przecież Björn nie zamierzał na tym zakończyć. Jego spojrzenie było martwe i szalone zarazem, w ustach widać było krwawą pianę. Björn wpadł w szał jakowyś, choć nie była to emanacja bestii.
- Vozhd - jedno tylko słowo wypadło, wraz z glutem krwi, z ust Zacha.
Nie mówił po prawdzie tego do publiki a wyraził spontanicznie myśl, która wydała mu się oczywista. Bo Bjorn nie mógł być pijawką z kilku przyczyn. Dominacja spłynęła po nim jak woda po gęsi a Milos nie poczuł nic, ani porażki, ni zapory silnej woli. Nic z czym wcześniej by się spotkał. Po wtóre zakrawało o magię to jak Bjorn wyciągnął spod obszernego płaszcza topór i sieknął nim z góry jakby się popisywał.
Bjornie, Bjornie… czy czym tam jesteś, obróciłeś w niwecz me ramię, reputację i miłość własną. Vozhd czy nie, ta zniewaga krwi wymaga, choćby miało to być ostatnią rzeczą w nieżyciu Milosa Zacha. A teraz myśl.
Bjorn miał przewagę pierwszego ciosu, gabarytów i pancerza. Zach za to nadrabiał… wolą przetrwania. Jego ventrowskie manipulacyjne techniki były tu bezużyteczne. Trzeba więc polegać wyłącznie na stali i technice. Może Bjorn tej ostatniej nie ma w nadmiarze?
Cztery ciosy.
Tyle ma do dyspozycji. Jeśli one tego nie załatwią, nic nie załatwi.
Postanowił nie marnować krwi na lewą ręką. Jeśli tego nie przeżyje i tak mu się ona do niczego nie przyda. A miał jeszcze prawą, powinna wystarczyć. Albo i nie.
Pożałował, że pozbył się karabeli na rzecz Marcinego ojca. Żal.
Szabla musi wystarczyć. Przynajmniej po mistrzowsku się nią posługiwał.
Plan był prosty. Spalić krew, tyle ile się da, aby wzmocnić siłę.
Wyprowadzić fintę, by zmylić przeciwnika a w rezultacie trafić w szyję, gdzie pozbawiony był zapory zbroi. Ostrze szabliska niczym błyskawica przecięło powietrze i wgryzło się w ciało szalonego … czymkolwiek był Björn. Niestety nie dość celnie.. po drodze nie sięgając szczeliny. Płytko i dość niecelnie. On nie odczuł tego za bardzo i zamachnął się toporem, by odpowiedzieć na atak
Zach warknął w reakcji wielce wkurwion na obrót sprawy. Spalił ćwierć z całej krwi żeby dodać sobie sił, a sztych ledwie gnoja smyrnął. Uniósł szablę by sparować następny cios.
Zamaszysty cios toporem jaki wykonał Björn, zadziwiał finezją. Niewątpliwie w jego rękach ten typ oręża był bardzo skuteczny. Ale nie był dość szybki, dość zwinny… na doświadczonego w bojach Milosa. Zach przyjął jego cios na szablę i poczuł jak mu ręka zdrętwiała od uderzenia. Silny był on potwornie. Gdyby cios doszedł celu… byłoby z Zachem ciężko.
Odepchnął się od przeciwnika i zastosował ponownie fintę zmieniając błyskawicznie tor szabli i tnąc nisko, po kulasach. Tym razem znów sięgnął po krew by wzmocnić swą wytrzymałość.
Ryknął przy tym jak tur, bo krew uderzała do głowy sprawiajac, że się czuł jak bóg, co dość zabawnie kontrastwoało z mizernymi rezultatami jego wysiłków, z których sobie Björn nic nie robił. Musiał być zaprawdę starym wampirem, vohzdem czy czymś innym. Czy ostatnim przeciwnikiem w żołnierskiej karierze Zacha? Chyba po raz pierwszy wziął wtedy Milos pod uwagę taką możliwość.
Uderzenie raniło Björna w udo.. widoczną szczelinę zbroi. Rana była głęboka, krew trysnęła jak z gejzera. Zach mógł co prawda zaryzykować i uderzyć niżej, ale byłoby to głupotą. Przeciwnik okazał się zbyt niebezpieczny, by choć na chwilę spuszczać go z oka. A choć ranę odczuł, to jak wszystkie tutaj Gangrele, nie zwrócił na nią uwagi. Gios z góry!
Jeden milimetr bliżej. I topór Björna zdekapitowałby Zacha.
Zach jednym susem przeskoczył zastawiony gangrelami stół aby nabrać obrobinę dystansu i dać sobie czas. Krew przekuł na wyleczenie rannego ramienia. Z kopa potraktował nogę od stołu i wyrwał ją lewą ręką tak, że jeden koniec był ostry i poszarpany. Stół zachwiał się i przechylił. Milos splunął krwią gotów na kolejną rundę.
Rozpędzony wampir zaszarżował niczym byk, tnąc toporem na oślep nie dając Zachowi czasu na odpoczynek. Cios znów… udało się Milosowi przyjąć na szablę. Znów miał wrażenie, że ręka mu odpadnie… Björn miał krzepę, olbrzymią, krzepę… ale Zach miał plan uderzył prowizorycznym kołkiem. Pchnął wprost w pierś z całą siłą i… zmusił przeciwnika do uskoczenia. Niestety zbroja przyhamowała nieco impet ciosu i Milos nie zdołał go zakołkować. Ale drewno przebiło pancerz i tkwiło w ciele… zapewne blisko wampirzego serca.
To dawało szansę aby sprawę dokończyć. Jeśli nie pchnie głębiej Bjorn na pewno wyrwie drzewce z piersi.
Milos z całą siłą kopnął w pierś przeciwnika. To była ta chwila, szansa jedna na milion… łut szczęścia potrzebny do zwycięstwa. Jedno kopnięcie…. celne… mocne… trafione.
Kosztowało go to co prawda okaleczanie nogi, bo Björn zdołał jeszcze zahaczyć toporem łydkę niemal odrąbują nogę od ciała Milosa. Ale były to już ostatnie drgawki. Sparaliżowany Björn opadł jak kłoda na ziemię, ku niezadowoleniu Wolfa i jego kliki.
Zach pociągnął za sobą pokiereszowaną nogę. Zawisł nad unieruchomionym truchłem Bjorna i uniósł ponad głowę szablę by ostatecznie sprawę zakończyć i odciąć głowę od ciała. I został zaatakowany… nagle inne wampiry przypomniały sobie że są w tej sali i hurmem rzuciły się na okaleczonego Zacha powalając go na ziemię i odbierając mu szablę.
- Walka skończona.. to nie arena. To już zabójstwo jest. Kniaziowe prawo chcesz łamać?- warknął gniewnie Wolf.
Zach miotał się jak węgorz, a że krew dodawała mu animuszu potrzeba było kilku wąpierzy żeby go powalić na ziemię, co wcale nie osłabiało zapędów pierwszego. Pierwszy dostał z kopa, drugi z bani.
- Trzeba było o tym wcześniej pomyśleć, nim kazałeś Ryżego wstrzymać - warknął Zach. Mało zostało w nim manier, bestia wyglądała zza drugiej strony źrenic. - Walczyć pozwoliłeś, to i daj dokończyć.
- Trzeba go było zabić zwyczajnie... to by to uszło tobie, a na pewno jemu. Ale egzekucyja… przy świadkach? To co innego. Chcesz go zabić? Arena będzie czekać na was obu.- odparł Wolf. Wielu Miosa przytrzymywało, a choć jego wzmacniała spalone już krew, to i oni sięgać mogli po swe rezerwy.
Uspokoił się, oczy przymknął.
- Puszczać parchy - splunął. Poczekał aż zlezą z niego.
W tym czasie wyleczył swoje rany więc kiedy poderwał się ponownie na nogi był już w pełni zdrów. Wygładził włos i ubranie na sobie.
- Mam wątpliwości czy byście wykazali podobną gorliwość gdyby sytuacja była odwrotna i ja bym zdychał na podłodze.
- Może i masz rację waść, ale Björn rzadko kiedy interesuje się powalonymi przeciwnikami. Jego gniew popycha ku kolejnym wrogom. -stwierdził Wolf zerkając na unieruchomionego Spokrewnionego. Z mieszaniną strachu i pogardy.
- W dupie mam waszą arenę. I w dupie mam twoją opinię, więc ją zachowaj dla siebie Normanie.
Zach przepchnął się w stronę drzwi piorunując wściekłym wzrokiem każdego mijanego Zwierza.
 
liliel jest offline