Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2017, 22:13   #171
Gzyms
 
Gzyms's Avatar
 
Reputacja: 1 Gzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skał
Plądrowanie Miętosiów

Gospodarstwo Miętosiów stało skąpane w słońcu. Wyglądało inaczej niż w nocy. Można było dostrzec leżące w trawie śmieci, szmaty i kawałki kości. Wybite okna, leje po granatach, rozwalone drzwi w drobny mak i ściany podziurawione kulami świadczyły o niedawnych zajściach. Nadpalone budynki przeszukiwał Brunem i Patric, razem z braćmi Levasseur. Przerzucali szpargały rozbójników i wygrzebywali spod desek jakieś skarby. Wszędzie unosił się jeszcze dym i smród padliny.
Remi ponuro wpatrywał się w ten pobitewny krajobraz. We wnętrzu bartnika zrodziło się głębokie przeświadczenie, że jeśli nie będzie musiał, nie powróci na Wzgórze już nigdy.
Martin potarł kark. Wciąż odczuwał skutki nocnego szturmu. Mięśnie miał zesztywniałe, a głowa mu ciążyła. Na szczęście kawusia zaczęła przynosić efekty. Remi przez chwilę obserwował pracę oddziału. Według jego polecenia mieli zwracać szczególną uwagę na żywność i broń, ale poza tym mieli raczej dowolność. Martin nie wątpił, że niektóre przedmioty trafią za pazuchę, ale cóż… Większość oddziału zgłosiła się na ochotnika, ze względu na korzyści materialne i Remi nie miał co do tego złudzeń. Bartnik postanowił pomóc, zamiast się przyglądać, skierował więc swe kroki do stodoły.

Pężyrka zauważyła gdzie zniknął Martin i żwawymi susami popędziła za mężczyzną. To on w końcu był tu jakimś nieformalnym przywódcą, więc to pewnie i jego o zgodę na pobyt w wiosce trzeba było rozpytać.
Krasnoludka wpadła do stodoły, starając się narobić tyle hałasu, żeby bez wątpienia ją słyszał i nie przywitał jakimś nożem w żebra.
- Szanowny panie Martin, pan powie co robić i w czym pomóc - wypaliła zaraz od wejścia.


Gaspard nie był równie wyrywny. Kiedy tylko dotarli na wzgórze pozwolił sobie na chwilę przystanąć i ogarnąć całą najbliższą okolicę wzrokiem. Bez dwóch zdań dopiero teraz, w pełnym świetle dnia, było widać, jak zaciekły bój stoczyły tu miejscowe siły z Miętosiami. I jak potworne to było miejsce, kiedy miała je w posiadaniu ta szalona rodzinka.
- Lokaj. - Gaspard kucnął przy psie, obserwując z umiarkowanym zainteresowaniem kręcących się wokół, zajętych wstępną fazą przeszukiwań ludzi. - Masz chwilę dla siebie. Łap wałówkę i szukaj! Szukaj szukaj szukaj! - Rzucił dalmatyńczykowi wyciągnięty z plecaka kawał całkiem świeżego mięsa, które jakimś cudem ostało się w jego plecaku i ruszył do stodoły, pozostawiając czworonoga z zadaniem wywąchania czegokolwiek, co uzna za interesujące. Mężczyzna nie liczył na to, że pies wykopie nagle jakiś garniec złota, ale miał nadzieję, że zwierzę w ten sposób będzie miało jakieś zajęcie i nie będzie mu włazić pod nogi w czasie lustrowania wnętrz tutejszych zabudowań.
- To jak, od czego zacząć? - Mruknął do siebie wzdychając ciężko i jeszcze raz obrzucając, tym razem bardziej krytycznym spojrzeniem, sponiewieraną siedzibę Miętosiów. Zarówno chałupa, jak i stodoła, z tymi zaparkowanymi w jej wnętrzu wozami, prezentowały się ciekawie i na ułamek sekundy w umyśle Gasparda pojawiła się myśl o rzucie monetą, jednak natychmiast ją od siebie odepchnął. Nie. Nie ma sensu zdawać się na szczęście. Teraz to będzie jeden rzut, a jutro, kto wie… Dziesiątki. Dziesiątki rzutów, dziesiątki podrzuconych monet, z których żadna już nie spadnie z powrotem do sakiewki.
Musiał się tego raz na zawsze oduczyć.

Gaspard z niepokojem obejrzał się na stodołę, aby upewnić się, że ani Pężyrka ani Remi nie przyglądają mu się zbyt uważnie. Cóż, może lepiej by było się na chwilę od nich oddalić? D'Arques sam nie był pewien, czego chce. Wiedział jedynie, że musi się czymś zająć.
- To… - Chrząknął słysząc, że jego głos zmienił barwę z powodu ściśniętego nagle gardła. - To ja idę tam do chałupy, zobaczyć ile par butów nazbierali od początku tej swojej działalności. Jakby co możecie mnie wołać. - Rzucił do krasnoludki i miejscowego przywódcy milicji, po czym ruszył w kierunku domostwa.
 
Gzyms jest offline