Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2017, 02:40   #516
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
- No pewnie, zginęłabyś marnie beze mnie. - mruknął Guido bez większych trudności unosząc mniejsze, kobiece ciało tak, że przysunął je do siebie. Na chwilę zrównali się wzrostem, stykając czołami. - Gdyby nie ja dalej byś garowała za kratami jak się posłuchałaś tatusia. Mnie masz się słuchać, nie jego. Ja do rodziny nic nie mam, ale niech mi nie bruździ. - wyszczerzył się wilczym uśmiechem i tak zetknął swoje usta z jej ustami w chciwym i mocnym pocałunku, jakby chciał jej przekazać swoje zdecydowanie, wolę oraz otuchę.
- A właśnie! - powiedział gdy znów ich usta i twarze rozdzieliły się. - Garowałaś. Dobry moment na dziarę. - uniósł brew jakby złapał ją na jakimś niedopatrzeniu.

- No! - Paul od razu podchwycił pomysł. - I San… Znaczy Czacha też! Jest nowa to musi mieć nową dziarę! - prawie krzyknął z entuzjazmu, przypominając sobie o kolejnej zaległości.

- No. Szkoda, że Keva już nie ma. Ten to robił dziary. Ale coś się znajdzie. - Latynos wyraził żal za poległym w walkach ostatniej zimy głównym tatuażyście bandy którego ostatnie dzieło było widoczne na dłoni Brzytewki. Reszta przytomnej bandy pokiwała przez chwilę głowami na momencie refleksji po poległym towarzyszu.

- Hej Boomer, a ty jaką walniesz sobie dziarę? - Paul bez ostrzeżenia uniósł głowę prawie pionowo do góry na siedzącą powyżej najemniczkę. Ta wyglądała na całkowicie zaskoczoną zarówno nagłym skierowaniem uwagi w swoja stronę, jak i tematem pytania.

- Dziarę?
- bąknęła chyba speszona kosząc szybko wzrokiem po reszcie ekipy furgonetki ale wracając szybko do pytającego.

- No dziarę jaką sobie zrobisz. Masz w ogóle jakieś? - Hektor też wydawał się być zaciekawiony tematem.

- Ja mam! Mogę ci pokazać, Hektor. - Tweety podskoczyła z ekscytacji na krześle prawie jak pilna uczennica do odpowiedzi na pytanie nauczyciela.

- Dobra, dobra, Boomer się pytam. - Latynos westchnął krzywiąc się do kierowcy czarnej furgonetki i znów utkwił pytający wzrok w najemniczce.

- Mam. Ale nie chcę nowej. Po co miałabym sobie robić? I nie pokażę ci tej co mam. - Boomer była wyraźnie skrepowana i często uciekała wzrokiem gdzieś na swoje dłonie. Odzywała się też niezbyt głośno mrucząc raczej niż mówiąc.

- Mi nie pokażesz?! - Hektor boleśnie uderzył się w pierś jakby właśnie złamała mu serce. Dla reszty bandy widać było, że wydurnia się jak zwykle. Ale problem z Bliźniakami polegał na tym, że gdy się ich nie znało za dobrze w takich momentach robienia sobie żartów potrafili wyglądać skrajnie przekonywująco. Boomer wiec pozezowała w jego stronę trochę jakby z obawą, a trochę z ciekawością.

- No każdy jak dochodzi do bandy to robi sobie dziarę. Ale mnie to pokażesz co masz nie? Z tym cieniasem to masz rację, nie słuchaj go, to zwykły palant. Nie to co ja. - Paul tryskał oczywiście optymizmem i mówił z taki zaangażowaniem, że ciężko było nie brać jego słów na serio.

- Ale ja się nie przyłączał do waszej bandy. Jestem Pazurem. - odpowiedziała cicho po chwili wahania, zezując to na jednego to na drugiego Bliźniaka ale najwyraźniej oczy ciążyły jej ku Paulowi. Hektor roześmiał się radośnie, Paul i Guido półgębkiem, Taylor ćmił kolejnego fajka.

- Jak się bujasz z tym cieniasem zamiast z prawdziwym mężczyzną z południowym żarem w żyłach no to jakbyś należała do bandy. A kto należy do bandy robi sobie dziarę na wejście. Czaisz mała? - Hektor wyjaśnił oczywistą oczywistość zasad panujących na dzielni i w tej bandzie. Najemniczka spojrzała na niego a potem znów na Paula jakby czekała co on powie.

- Nie jestem mała. Jestem z tobą prawie równa wzrostem. - burknęła nadal cicho nie patrząc już na Latynosa. Jej uwaga wywołała falę wesołości u Runnerów. Nawet Taylor wykrzywił fragment ust.

- Focza z ikrą. - mruknął powalony kontuzjami Pittbull wydmuchując w górę kolejny kłąb siwego dymu. Tylko Latynos zrobił ponownie bardzo zbolałą minę kiedy znów go Boomer skrzywdziła boleśnie tak nieczułą i wredną uwagą.

- Jak chcesz być w bandzie to musisz mieć kurtkę. I dziarę. I kosę. - do rozmowy wtrącił się Guido. Mówił spokojnie, jednak pobrzmiewały w jego głosie łobuzerskie nutki. Mimo to jakoś nagle Taylor zajął się paleniem fajka, Bliźniaki rozgniataniem lub przypalaniem biegających insektów i właściwie Pazur na drugim końcu pojazdu została sama. Mówił wskazując po kolei klepnięciem na rękaw własnej kurtki, widoczną czaszkę na dłoni Alice i swój nóż przypasany do uda.

- Nie mogę nosić takiej kurtki. Regulamin zabrania. - odpowiedziała po chwili wahania już wyraźnie stremowana - I nie chcę należeć do waszej bandy. Jestem Pazurem. - dodała ze słyszalną obawą wpatrzona w swoje dłonie niewidoczne dla reszty bo skryte za siedzeniem pojazdu.

- To po co tu przyszłaś? Po kurtkę? Chcesz ja z powrotem?
- Paul przysłuchiwał się dłuższą chwilę, a gdy zaczął gadać robił to zaczepnym i zirytowanym tonem. Szarpnął za panterkową kurtkę jaka go okrywała i spojrzał na siedzącą w szoferce dziewczynę.

- Nie przyszłam po kurtkę. Możesz ją zatrzymać. - odpowiedziała najemniczka i po chwili przeniosła wzrok z wyzywającego spojrzenia Runnera na otwarte drzwi szoferki patrząc gdzieś w zarobaczony beton.

- To po co? - Paul zapytał nieco spokojniej choć nadal oczekiwał odpowiedzi. Reszta Runnerów na razie dała sobie na wstrzymanie.

- No tak przyszłam.
- burknęła w końcu wzruszając do tego ramionami nie odrywając wzroku od betonu na zewnątrz.

- Do ciebie przyszła kretynie. - Guido znów wtrącił się parskając na taki przebieg dyskusji. Pokręcił głową i dał znak Brzytewce mniej więcej w stronę rozwalonej bramy gdzie wychodziło się na świat zewnętrzny i między innymi na zaparkowany transporter.

- Ty jesteś Guido? Ten od tej karty?
- Boomer która podobnie jak Paul wydawali się zmieszani krótką uwagą szefa widząc, że ten zamierza ich opuścić wraz z Alice odezwała się do niego pierwszy raz z jakąś inicjatywą w rozmowie.

- Jakiej karty? - szef mafii zdołał już dać powstać Alice na zewnątrz i sam zbierał się do tego samego, gdy nagłe pytanie najemniczki zbiło go nieco z tropu.

- No tą co Alice ma. Taka z brzytwą, surwiwalowa, co jej dałeś. - Pazur doprecyzowała w paru słowach o jaki przedmiot jej chodzi. Przez twarz czarnowłosego Runnerza przebiegł grymas zrozumienia, dłoń zbłąkała mu się w okolice przypiętego do uda noża.

- A no tak. Dałem jej kartę bo mi dała zajebistego kosiora. - roześmiał się szef bandy patrząc na stojącą już na zewnątrz lekarkę i przesuwając palcami po jej policzku w pieszczotliwym geście.

- Widziałam, ładna. Widać, że się lubicie, macie klasę. Ja to nigdy nie dostałam nic takiego od żadnego faceta. - Boomer pochyliła głowę gdzieś tam ku swoim kolanom, a słuchający dotąd rozmowy gangerzy popatrzyli po sobie dość zakłopotani takim wyznaniem. Guido który właściwie już chyba był gotowy by iść do transportera zatrzymał się i spojrzał z zastanowieniem na najemnczkę siedzącą po drugiej stronie wozu. Potem spojrzał na Alice i puścił jej wesołe oczko.

- Żaden facet nikt ci nigdy nic nie dał? Nawet ten cieniasowy złamas ani tamten co myśli, że się na żartach zna? - spytał chytrze, a Hektor nie zapomniał klepnąć Paula by nie było wątpliwości o jakim złamasie mówi szef. Blady bliźniak odklepnął go z powrotem, ale zaraz się uciszyli. Wyczuli i oni, i Taylor i nawet Boomer, że Guido coś szykuje. Pazur prawie nie dostrzegalnie pokręciła w odpowiedzi głową na zadane pytanie.
- To chodź, ja ci coś dam. No chodź, nie bój się. - powiedział nonszalanckim głosem Guido przywołując ją gestem i samemu sięgając po coś do wnętrza kurtki. Oczy brunetki rozszerzyły się z zaskoczenia, niedowierzania i rosnącej z każdym oddechem nadziei. Rzuciła krótkie spojrzenie na Bliźniaków, na Alice stojącą obok szefa bandy, ale nie widząc sprzeciwu wyszła z szoferki i podeszła do stojącego na zewnątrz mężczyzny. Z bliska lekarka widziała ekscytację przemieszaną po równo z nieufnością gdy wpatrywała się w nieduże pudełko trzymane przez niego to na jego twarz. Pudełko przypominało klasyczny pokrowiec na okulary.

- To dla mnie? Co to jest? - stała niepewnie opierając się o framugę drzwi, ale nie wyciągając dłoni ku pudełeczku. Zezowała to na nie, to na twarz Guido albo Alice jakby u niej szukała podpowiedzi jak powinna się zachować.

- Prezent. Otwórz. Bierz i otwórz, nie bój się nie upieprzy ci palców. - uśmiechnął się czarnowłosy ganger potrząsając lekko wyciągniętym pudełkiem. Najemniczka wyglądała jakby miała tremę. W końcu jednak pyknęła balonem i sięgnęła po nieduże pudełko. Pstryknęła zamkiem i szczęka jej znieruchomiała gdy dłoń zaczęła unosić wieczko. Po chwili gdy jej twarz wydawała się nie wyrażać żadnych więcej emocji poza tym znieruchomiałym grymasem napięcia podniosła głowę ku Guido.

- Ładne. Podobają mi się. Chcesz się na nie wymienić? Chcesz coś za nie?
- spytała niepewnie patrząc uważnie na mężczyznę w skórzanej kurtce. Ten pokręcił głową i przymknął na chwilę oczy. Z głębi kufra dobiegło czyjeś parsknięcie. Szybko rzuciła spłoszone spojrzenie na Alice ale szef odezwał się znowu.

- Chcę, żebyś to wzięła. Są zajebiste i będziesz w nich zajebiście wyglądała. Masz je wziąć. Tak po prostu. Bo to kurwa prezent jest. Ode mnie dla ciebie. Jasne? - Guido prychnął i cedził nieco ironicznie jakby zirytowany, że ktoś może nie łapać w lot co właśnie mówi.

- Ale ja nie jestem z waszej bandy. Nie przystąpię za to do was
. - baloniara miała czerwone policzki i stróżka potu zaczęła sunąć jej przez skroń od linii ciemnych włosów. Nadal trzymała otwarte pudełko i patrzyła na Runnera.

- Jasne kurwa, nie ma sprawy. Nie jesteś i nie będziesz w naszej bandzie. Tylko trzymasz się z tamtym cieniasem Ale i tak masz ten prezent ode mnie. Od faceta. Bo mówisz, że nigdy, żadnego nie dostałaś. No to masz. Teraz czaisz? - Guido rozłożył ramiona i mówił jakby był zmuszony rozmawiać z nie najlotniejszym umysłem w bandzie i tłumaczyć coś co zazwyczaj tłumaczyli mu inni. Boomer przygryzła wargę ale w końcu pokiwała głową.

- To co ja mam teraz zrobić? - spytała niepewnie znów zezując to na szefa to na rudowłosą lekarkę.

- No załóż je. I wiesz, dobrze jest widziane wycałowanie darczyńcy. - Wilk odzyskał normę w swoim głosie i cwaniaczył znów na całego wyszczerzając się wreszcie do najemiczki. Boomer po chwili wahania wyjęła drobny przedmiot - ciemne okulary przeciwsłoneczne. Założyła je na nos i spojrzała niepewnie na Guido, na Alice, potem na resztę garażu jakby sprawdzała jak przez nie widać świat i ludzi. Szef gangerskiej bandy chyba rozczarowany takim odbiorem dał znak głową Brzytwece, że czas ruszać dalej. Ten ruch jakby ożywił i otrzeźwił najemniczkę.

- Oj dziękuję! Są takie fajne! - powiedziala radośnie prawie rzucając się mu na szyję. Pocałowała go szybko i na twarzy królowała jej euforia jakiej jeszcze nikt z obecnych chyba u niej nie widział.

- Ej kurwa, uważaj sobie, co? - fuknął na nią Guido co zastopowało nagle dziewczynę - One nie są fajne, one są zajebiste! - wyszczerzył się do niej szef i złapał ją za ramiona odsuwając od siebie.
- W sumie też myślę, że jesteś zajebista. - powiedział mrużąc oko i bezwstydnie przesuwając się spojrzeniem po sylwetce Pazura. Dziewczyna zapłonęła rumieńcem na twarzy i cofnęła się o krok uderzając plecami w otwarte drzwi pojazdu. - Tylko te włosy. - nagle Runner pokręcił głową zanuconym spojrzeniem jakby znalazł jednak jakiś poważny defekt.

- Coś nie tak z włosami? - spytała przejęty tonem, sięgając dłonią do spiętego warkoczyka z tyłu głowy.

- No. Są beznadziejne.
- Guido spojrzał na jej fryzurę z coraz większym smutkiem i niesmakiem. - Rozpuść je. To powinno pomóc. Tak, myślę, że zdecydowanie to by poprawiło sprawę. Pasowałoby do tych zajebistych okularów i razem by wyglądało jeszcze bardziej zajebiście. - tym razem szef zrobił nonszalancką minę znawcy i pokiwał głową.

- Ale ja nie mogę. Regulamin zabrania. - dłoń najemniczki wciąż błądziła w okolicy własnych włosów i wydukała w końcu czerwieniejąc jeszcze bardziej.

- Kurwa z czym mi tu wyskakujesz? Chcesz być zajebista czy nie? - Guido prychnął słysząc taką odpowiedź. Dziewczyna po chwili wahania pokiwała głową. - No to lej na ten regulamin. To mój teren i ja tu ustalam regulaminy. Wrócisz to tego co myśli, że jest zabawny to się spinaj przy nim jak chcesz ale tu ja rządzę i mówię rozpuść włosy. - mówił pewny siebie, nieznoszącym sprzeciwu głosem, jakby do głowy nie brał odpowiedzi odmownej. Dłoń Boomer po chwili wahania i gmerania we włosach połączyła się z drugą i zaraz potem rozpuszczone włosy opadły na jej ramiona i plecy. Okazało się, że ma ich całkiem sporo i wcale nie takie krótkie.


- No i kurwa zajebiście! - Mafiozo wyszczerzył się i po paru sekundach Boomer też się uśmiechnęła i puściła balona - Daj na luz lala, bo się zapowietrzysz i pykniesz jak te twoje balony. - uśmiechnął się po łobuzersku widząc reakcję. - Ale kurwa wiesz, z tymi balonami też zajebista sprawa. Tylko kompletnie chujowo je puszczasz. Chodź pokażę ci jak to się robi. - znów znalazł jakiś motyw i podszedł ten krok czy dwa do przodu i położył swoje dłonie na jej ramionach, przekręcając ją w stronę reszty garażu i kręcących się tam Runnerów.
- Jak już ćwiczysz tą zajebistość to nie pykaj tymi balonami po próżnicy. - zniżył głos stając za nią i patrząc nad jej ramieniem mniej więcej tam gdzie i ona. - Teraz ważny motyw. Masz te zajebiste okulary, nie? - spytał zniżając jeszcze bardziej głos, a zafascynowana dziewczyna kiwnęła głową. - Masz zajebiście rozpuszczone włosy, nie? - znów kiwnęła tymi rozpuszczonymi włosami. - I robisz zajebiste balony, nie? - Runner przeszedł już prawie o szeptu, a rozbawiona uwagą dziewczyna uśmiechnęła się znowu kiwając głową. Nie przeszkodziło to Runnerowi skorzystać z okazji i puścić żurawia z wygodnej perspektywy na nieco inne balony miłośniczki balonówek.
- Zajebiste kombo. I teraz słuchaj, żuj tą gumę i skanuj. Weź jakiegoś palanta na celownik. Jakiegokolwiek. I czekaj aż na ciebie spojrzy. Prosto w twarz. - Runner szeptał Pazurowi do ucha, a ta wodziła wzrokiem po kręcących się gangerach. Zaczynała z ekscytacji oddychać c raz szybciej jakby nie wiadomo co miało się stać. W końcu faktycznie jakiś facet w skórzanej kurtce zaciekawił się na tyle, że spojrzeć dłuższą chwilę w kierunku Boomer i stojącego tuż za nią Guido. - I teraz! Teraz puść balona! - syknął jej do ucha i po paru ruchach szczęki strzeliła ładnym, różowiutki balonem. Facet przy środku garażu drgnął zaintrygowany chyba co jest grane.

- Dobra to już kumasz czaczę z tą zajebistością, nie? - szepnął do ucha, bo dziewczyna wciąż wpatrywała w świat widziany przez okulary jakby z nowej perspektywy. Runner skorzystał z tego i obrócił ją tak, że stanęli frontem do wnętrza kufra furgonetki. Nie wiadomo jak i kiedy ale większość głów zaczęła zerkać to na nich a właściwie na Boomer to na Paula.
- A teraz główny trik. - szepnął Runner. Ściszył głos na tyle, że słychać było, że szepnął coś, a ta machinalnie kiwnęła głową zamaskowaną tymi zajebistymi okularami i zrobiła krok do wnętrza wozu. Wewnątrz zaczęła sunąć na czworakach ku położonej na podłodze kurtce w panterce i przykrywającym go mężczyźnie. Paul nie odrywał wzroku od zbliżającej się kobiety. Ta zatrzymała się tuż przy nim, żując gumę. Po zdawałoby się wiecznej chwili zaczęła robić balona który rósł i rósł chyba najwolniej jak to było możliwe. Aż pękł głośno niczym wystrzał z pistoletu. Paul też pękł. Złapał sprawną ręką za bluzę munduru i szarpnięciem zbliżył ja do siebie. Od razu zaczęli się całować jak para dawno nie widzianych kochanków, choć zaraz też musieli przestać. Boomer musiała wywalić gumę na zewnątrz.

Różowa, bezkształtna grudka wyleciała przez drzwi, przetaczając w okolicy stóp lekarki. Ta prawie tego nie odnotowała, bardziej zajęta obserwowaniem widowiska wewnątrz auta, a na piegowatej twarzy gościł szeroki uśmiech. Mogła mówić, tłumaczyć i wskazywać, lecz pozostawała kobietą. Co innego jeśli na problem zwrócił uwagę mężczyzna, a jak na Wilka przystało, Guido zrobił to z finezją i polotem, w parę chwil wyciągnąć zakompleksioną i niepewną siebie Pazur ze skorupy. Zrobił pierwszy wyłom, złapał ją za rękę i pokazał świat poza skorupą. Wlał wiarę w siebie, dowartościował, przy okazji pokazując, że jest warta więcej niż jej się wydawało. Z nonszalancką beztroską wyłożył proste, klarowne zasady, doradził. Wskazał kierunek i delikatnie popchnął w swoją stronę dwójkę ludzi, którzy mieli się ku sobie, acz nie za bardzo umieli się do tematu zabrać.
Zielone oczy przeniosły się na okryte skórzaną skorupą plecy czarnowłosego gangera - dumnego, pewnego siebie i własnych racji. Nie mylił się, w tak cholernie wielu tematach się nie mylił…
Westchnęła cicho, mrużąc nieznacznie powieki, a ciepło rozlewające się po klatce piersiowej przegnało chłód atakującego ciało, wczesnoporannego chłodu. Nie musiał interweniować, w żaden sposób ingerować… ale zrobiło mu się szkoda Emmy: dziewczyny spoza gangu. Jeśli tylko chciał, potrafił być tak dobry i bezinteresowny. Pociągnęła nosem, niby całkowicie bez podtekstu. Ciągle odwlekali rozmowę na osobności, zaczynała się niecierpliwić, jednak patrzenie na Boomer i Paula chwilowo to rekompensowało. “Chwilowo” stanowiło idealne określenie.
Pociągnięcie za kurtkę na wilczych plecach, potem drugie.
Nie zawsze Alice musiała stawiać czyjeś dobro i szczęście ponad własne. Lekarze brali urlopy, co z tego że kilkunastominutowe? Lepsze to niż puste, zimne nic.

- Chodź zwiedzimy sobie pięterko.
- mruknął Guido, zawijając wokół siebie i ze sobą Alice. Zostawili vana z rozcałowaną w sobie parką. Przeszli przez garaż, wyszli na ulicę, do transportera.Otworzył tylny właz i ich oczom ukazały się skryte wewnątrz dwie osoby. Jedna na pewno był Runner. Drugą zaś młoda kobieta w mundurze i ze skrępowanymi nadgarstkami.
- A, to wy. Billy Bob weź foczę na spacer, dobra? - Guido mówił zniecierpliwionym głosem jakby w ogóle zapomniał o tej dwójce tutaj. Wskazał jednak kciukiem za swoje plecy i Runner złapał żołnierkę za ramię i wyszli przez otwarte właśnie właz na zewnątrz. Szef bandy machnął głową do Brzytewki dając znać, że ma wsiadać pierwsza.

Alice w mig rozpoznała noszony przez nieznajomą kobietę mundur. Patrząc na krój, plamki i pagony na ramionach, przypuszczała, iż jest to strój wojskowy… chociaż wiedza na temat konkretnej formacji pozostawała już poza zasięgiem jej granic poznawczych. Spoglądała to na jeńca, to na młodziutkiego gangera, przybierając wyjątkowo zaintrygowaną minę. Szybko jednak między piegi powróciło opanowanie do spółki z uprzejmym uśmiechem.
- Dobry wieczór Billy Bob - przywitała się z członkiem organizacji będącym celem prawdopodobnie największej ilości docinek oraz żartów, tudzież pospolitego darcia łacha… a przecież był takim miłym chłopcem. Fakt, odrobinę roztrzepanym, lecz sympatycznym i w pewien sposób rozczulającym. - Jest chłodno i paskudnie, idźcie do garażu tam gdzie reszta chłopaków. Szkoda żebyście się przeziębili, a w noc taką jak dzisiejsza jest to bardziej niż prawdopodobne. Dobry wieczór pani - drugie powitanie wycelowała prosto w obcą kobietę. Poczekała aż parka wyjdzie na zewnętrz, starając się wyglądać na wyluzowaną, spokojną i choć policzki ja piekły, tętno szalało w okolicach górnych dopuszczalnych przez przedwojenne normy granic.

- No cześć. - Billy Bob odpowiedział na przywitanie i może nawet chciał powiedzieć coś jeszcze, lecz charakterystyczny ruch brwi w górę u szefa zdusił w zarodku ten pomysł. Kobieta w mundurze była spięta i powitanie Alice chyba całkowicie ja zaskoczyło. Zanim zdążyła coś odpowiedzieć stremowany młody ganger złapał ją za ramię i odprowadził w nocna, oszroniona ulicą w stronę wywalonej bramy garażu.

- Czemu ta pani jest związana? Kto to jest… i da się tu gdzieś znaleźć koc? - lekarka spytała szeptem, ładując się do furgonetki.

- Dlaczego jest związana? No to patrz. - Guido prychnął gdzieś tak pośrodku między niecierpliwością, irytacją i rozbawieniem. - Hej Anitko! - krzyknął za odchodzącą dwójką. Słysząc szefa Runner i prowadzona przez niego odwrócili się i zatrzymali. Właściwie to Billy Bob odwrócił się i przy okazji dziewczynę.

- Co zrobisz jak cię rozwiążemy? - krzyknął do kobiety szef bandy.

- Ucieknę! - okrzyknęła hardo kobieta bez chwili wahania. Guido wymownie wzruszył ramionami rozkładając dłonie. Potem machnął dłonią na dójkę dając znać, że Billy Bob może wrócić do przerwanej czynności.

- No sama widzisz. Dobra bo pizga trochę. - skinął czarnowłosą głowa na otwarty przedział desantowy transportera. - To nasza polisa. Taki bilecik na przejazd do Cheb. - odpowiedział Runner czekając aż Alice wejdzie do środka.

Ruda głowa pokiwała w zrozumieniu. Polisa, zabezpieczenie. Karta przetargowa na wypadek kłopotów… czyli kobieta należała do Armii Nowego Jorku, innych mundurowych formacji, prócz Pazurów, nie widziała w okolicy. Nie znaczyło to co prawda, iż nie kryją się gdzieś po kątach, lecz jeśli tak się działo, na razie nie pchali się bliźnim w skórzanych kurtkach na oczy. Po całej plejadzie niefortunnych zdarzeń, niewielka lekarka była gotowa uwierzyć nawet w najazd kosmitów lub skryty między Ruinami oddział reniferów Świętego Mikołaja, z czerwononosym Rudolfem na czele.
Wzdrygnęła się i zagryzła wargę, wracając myślami do rzeczywistości. Nerwowe oczekiwanie co rusz obracało jej głowę do tyłu, tam gdzie Guido, wyginając usta w coraz drapieżniejszy uśmiech.
- I już jesteście na “ty”... - ton głosu z założenia miał wyjść poważny, ale i tak dziewczyna parsknęła na koniec, choć zamaskowała to atakiem kaszlu. Aby dostać się na osłonięty teren musiała wpierw usiąść na podłodze, potem wturlać się do środka i dopiero unieść się, kończąc ruch na kolanach, twarzą do wejścia.
- Higiena bezpieczeństwa pracy… na tym skończyliśmy, prawda? - Blade dłonie powoli sięgnęły ku suwakowi kurtki, rozpinając go drażniąco powoli.

- Oj z Anitką inaczej się nie dało. Jest taka rozkoszna gdy tak się do niej mówi. - roześmiał się Guido włażąc do przedziału za lekarką. Odwrócił się od niej na chwilę by zamknąć właz. Wewnątrz było o wiele cieplej więc pewnie ogrzewanie wozu jeszcze działało. Szef mafii uporał się z włazem i odwrócił się z chytrym uśmieszkiem na wargach. - Aa coo? Zazdrosna o Anitkę jesteś? - spytał szczerząc się bezczelnie do rudowłosej gangerki. Obserwował na razie spektakl rozsuwania zamka jakby ten chroboczący detal pochłoną jego uwagę całkowicie. - I jakoś nie chce mi się nawijać o jakiejś gównianej higienie Brzytewka. Tam coś było o bolcowaniu i udach rozwartych czy jakoś tak. - wymruczał szczerząc się ale nadal wpatrzony w rozsuwający się suwak.

Drzwi stuknęły i nagle zrobiło się cicho, ciepło… nawet przytulnie, jeśli przymknęło się oczy.
- I o aparatach ssących do odprowadzania cieczy. Nie wolno o nich zapominać, prawda? - podrzuciła wspaniałomyślnie, patrząc na niego spod rudej grzywki. Przyjęła przy tym troskliwy lekarski ton i dalej prócz rąk pozostawała nieruchoma. W normalnych okolicznościach różnica wzrostu miedzy nimi należała do sporych. Teraz, gdy stał na wyciągniecie ręki, a ona zostawała na kolanach, dysproporcja sięgała kolejnego piętra. Na szczęście odległość w poziomie pozwalała zniwelować konieczności zadzierania głowy pionowo ku górze.

Patrzyli się na siebie, każde ze swojej pozycji, niczym para przyczajonych do ataku zwierząt, jeszcze badających teren, lecz już bez czujnego dystansu. Zniknęła sztywność mięśni, wieczne rozterki i uwaga wkładana w budowanie zasłon dymnych - niepotrzebnych, idiotycznych gier pozorów. Do Alice z impetem doszło kogo ma przed sobą. Już nie dowódcę, zainteresowanego nią na zasadzie ciekawostki przyrodniczej, albo chwilowej zachcianki. Iluzoryczne ściany runęły, zostawiając to, co najważniejsze. Nie patrzyła na szefa mafii, zabawnego i pomysłowego flirciarza, lecz swojego mężczyznę. Partnera, przyjaciela, ukochanego. Narzeczonego. Obite usta zadrgały. Porozrywane serce niewidzialna, wilcza łapa ujmowała kawałeczek po kawałeczku, aż złożyła je w całość, odganiając przy okazji obawy oraz zwykły ludzki strach. Niech się upija, uwala czy co on tam wedle Tony’ego miał robić… wróci. Będzie wracał właśnie do niej, nie innej.

Suwak skończył wędrówkę, poły kurtki rozchyliły się na boki gdy dziewczyna podniosła ramiona i chwytając za skórzane poły na wysokości obojczyków równie niespiesznie zsunęła ciuch z ciała, pozwalają żeby zamarudził przez moment na wysokości łokci. Podczas całego zabiegu nie odrywała wzroku od wilczych oczu, lśniących po drugiej stronie transportera.
- A gdybym odpowiedziała że jestem? - uniosła się nieznacznie na kolanach, podrywając tyłek z pięt. Biodra zaczęły się poruszać delikatnie na boki, a z nimi reszta kobiecej sylwetki. Kurtka ostatecznie spadła na podłogę, lecz dziewczyna wydawała się nie zwracać na nią najmniejszej uwagi, pochłaniana powoli przez rodzący się w trzewiach obłęd. Oparła blade dłonie o uda, by naraz wyszczerzyć się równie wilczo co partner, przeciągając nimi do opieszale ku górze. Palce gładziły po kolei uda i biodra, potem przyszedł czas na brzuch, żebra… i jeszcze wyżej, aż szczerząca się zielonooka czaszka zatrzymała wędrówkę na piersiach. Końce palców utopnęły w czerni miękkiego, obleczonego w habit ciała, a z gardła lekarki wyrwało się ciche westchnienie.
- Co wtedy? - w pytaniu wibrował pomruk oczekiwania, dłonie podjęły wędrówkę znów ku szyi, rozpoczynając następny niespiesznych etap walki, tym razem z guzikami. Jeden… drugi… poddawały się krok po kroku odsłaniając piegowate ciało pod spodem.

- Wteedyy… - mężczyzna nie mógł stać swobodnie w dość niskim wnętrzu pojazdu więc przykucnął. Głos przeszedł mu w łakome burczenie, a oczy najczęściej skupione były na suwaku gdy sycił się wdziękami dziewczyny tuż przed sobą. Przeniósł ciężar nogi tak, że właściwie od razu znalazł się tuż przed Alice, jego twarz zbliżyła się do jej twarzy. Dłonie zaczęły sunąć po jej habicie wzdłuż boków, kierując się ku co raz wyższym rejonom ciała. - Wtedy powiedziałbym, z tą zazdrością, że nie ty pierwsza i nie ostatnia. Więc wszystko z tobą w porządku. W końcu gdzie by znaleźć drugiego tak zajebistego faceta jak ja, nie? - wyszczerzył się figlarnie do niej ociekając w głosie i spojrzeniu pewnością siebie polaną sosem autoironii i żywym szyderstwem ze skromności. Wilcze łapy zawędrowały akurat na barki Alice, kiedy zbliżył swoje wargi do jej warg - Ale z ust żadnej innej nie byłoby to dla mnie tak cenne i przyjemne. - szepnął ledwo słyszalnym głosem i pocałował ją jak na swój standard zaskakująco czule i delikatnie. Oderwał się od niej po chwili patrząc na nią tym swoim wilczym wzrokiem, choć jego dłonie wciąż obejmowały drobne ramiona, twarz i głowę. Potem minął lekarkę i schylił się po jakieś bambetle na półce. Szarpnął mocno w dół, aż posypały się drobne, pełzające okruchy życia, które nawet w takiej chwili nie chciały zostawić ludzi w samotności. Przedmiot okazał się plandeką czy czymś podobnym. Szef gangu trzepnął nim, rzucając niedbałym ruchem na ławkę. Plandeka po części zsunęła się na metaliczną podłogę, upstrzonej, poza buszującymi insektami, sporą ilością zmrożonego błota i ziemi.
- Nieźle ci idzie. - mruknął rozsiadając się na nakrytej właśnie ławce i wskazując zachęcającym ruchem dłoni na rudowłosą, konkretnie na jej napoczęte już ubranie.


Pan i władca, spoglądający na poddanych ze swojego tronu. Oczekujący, zaintrygowany, lecz nie cierpliwy - pozornemu spokojowi przeczyły rozszerzone źrenice i przyspieszony oddech, gdy rozwalał się na swoim siedzisku, zwrócony ku scenie, a jego spojrzenie wystarczyło za wszelką zachętę. Wątpliwości odeszły na bok, wymiecione rosnącym rozgorączkowaniem. Bladą skórę szyi i twarzy pokrył rumieniec, drobna pierś podnosiła się i opadała w przyspieszonym rytmie, a zielone oczy lśniły w półmroku.
- Istnieje więc szansa, że historia nie zakończy się jak w tej piosence - chrypnęła, wracając do przerwanej pracy. Wciąż na kolanach, kołysała się w rytm słyszanej w głowie melodii, zmieniając pozycję na frontowa do mężczyzny. Guziki poddawały się opornie, walka z każdym zajmowała męcząco długi czas, jednak poddawały się sugestii niewielkich dłoni, aż do ostatniego.
- Tym fragmencie o ciosie w twarz i zniknięciu z życia - posłała mu niewinny uśmiech i potrząsnęła barkami, a habit spłynął z nich na plandekę, zalegając obok kurtki. Została w podkoszulku na cienkich ramiączkach i spodniach. Ramię i brzuch znaczyły białe pasy bandaży, lecz dziewczyna je akurat ignorowała. Już nie bolały, przynajmniej tu i teraz. Nie, gdy siedział tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło się pochylić, by móc go dotknąć. Jeden krok, by wspiąć się na kolana i pocałować te skrzywione w wielkopańskiej minie usta… za chwile. Jeszcze nie teraz.. Temperatura rosła z minuty na minutę, a może po prostu Savage się wydawało? Nie potrafiła stwierdzić, logiczne myślenie dawno się odłączyło, pozostawiając raptem podstawowe, najbardziej pierwotne reakcje. Gdzieś poza metalową puszką transportera dało się usłyszeć przytłumione ludzkie głosy. Ktoś się kłócił, ktoś inny śmiał, a oni trwali w ciszy na przeciw siebie, mierząc się wzrokiem i pochłaniając kawałek po kawałku.
- Nieźle? Dziękuję za komplement. Wiesz… brak mi doświadczenia, wprawy - przyznała, rumieniąc się jeszcze mocniej, a dłonie powędrowały ku dolnej krawędzi podkoszulki i tam się zatrzymały. - Do tej pory podobne numery widziałam tylko na filmach… edukacyjnych. Parę przywiozłam od Mario, są na laptopie - dodała, niespiesznie podciągając ubranie ku górze. Złośliwy materiał zatrzymał się na wysokości piersi, a dziewczyna zrobiła smutną minę, do której nie pasowały śmiejące się figlarnie oczy - Nigdy nie jest za późno na naukę - szarpnęła mocniej, uwalniając ciało z ostatniej, górnej warstwy ochronnej. Pod wpływem tego ruchu dwie ciężkie półkule zatrzęsły się, a ona odrzuciła niepotrzebny teraz suwenir niedbale za plecy, nie rejestrując nawet gdzie wylądował. Opadła na czworaka i kołysząc biodrami przeszła te dwa kroki, nie spuszczając wzroku z wilczych oczu. Dłonie z podłogi przeniosły się na kolana Runnera i poczęły sunąć powoli w kierunku jego ciała.
- Może ktoś z twoim doświadczeniem mógłby udzielić paru porad? - spytała przez urywany oddech, a głośniejsze sapnięcie zlało się w jedno z kliknięciem klamry paska, na której się skupiła. Miał za dużo ubrań, definitywnie. Dało się to jednak poprawić - z tą myślą przewodnią wychyliła się do przodu, zostawiając krótki pocałunek na jego brzuchu, szczypiąc znajdujący się pod koszulką żywy piec.

- Paru porad... paru? Jaja se robisz? - mężczyzna siedzący na plandece rozłożonej na ławce uniósł brwi , twarz wykrzywił mu wyraz pretensji i zniecierpliwienia. Prawie dała się nabrać, że on tak na serio. Znałaby go słabiej czy krócej pewnie można by się wystraszyć, że znów ma jakiś niezrozumiały dla innych atak szału podczas którego ludzie woleli mu zejść z drogi póki pikał w nich ostrzegawczo instynkt samozachowawczy.
- Dam ci jedną radę. - nachylił się nad nią sępiąc twarzą na jej twarz i odczekał ze dwa szybkie oddechy potęgując napięcie.
- Chodź tu! - syknął i złapawszy ją za ramiona bez trudu i ceregieli podniósł do niecierpliwych, zachłannych ust. Tym razem pocałunek był inny. Mocny, chciwy, pożądliwy i agresywny. Podniósł ją wyżej ledwo skończył całować, sadzając sobie na kolanach. Jego dłonie zaczęły buszować po jej piersiach, sprawdzać je, badać, ugniatać i w końcu do dłoni dołączyły usta i język. Po pierwszym chaosie wstępnych pieszczot ruchy łap stały się nieco bardziej ukierunkowane gdy sunęły ku jej obojczykom, szyi, by z powrotem wylądować na jej ustach, twarzy i włosach.

Jeżeli tak wyglądała owa rada, Savage nie do końca rozumiała przekaz. Chciała spytać, doprecyzować nierozstrzygniętą kwestię, lecz nim się zorientowała, para wilczych łap poderwała ją do góry i skutecznie odsunęła uwagę od czegokolwiek poza swoim dotykiem. Każdy ruch, uścisk silnych palców i mokre stemple ust zostawiały na piegowatej skórze palące ślady. Gdzie padła uwaga Runnera, tam pojawiał się ogień, niknący i pozostawiający niedosyt, ledwo partner odrywał się i zmieniał obszar zainteresowania. Blade ramiona odruchowo oplotły jego szyję, dłonie błądziły po włosach i badały fragment po fragmencie twarz oraz napiętą szyję. Oddychała coraz szybciej, drżące usta na wyścigi wpijały się w jego usta równie drapieżnie, chcąc zaspokoić rozsadzający zmysły głód. Chwyciła go oburącz za twarz, wpijając się w wargi i przyciskając z całej siły ciałem do ciała. Przez zaciśnięte po bokach jego bioder mięśnie ud przechodziły dreszcze. Jeszcze drobne, potęgujące jedynie podniecenie. Naraz oderwała się od niego, pchnięciem ramion posyłając na ścianę. Łapała powietrze jak wyciągnięta z wody ryba, nieprzytomne oczy szukały czegoś w wilczych ślepiach, a wytatuowana dłoń wcisnęła się między ich ciała, podejmując przerwaną walkę z męskimi spodniami.
- Co to za rada? - warknęła, a jaśniejszy tułów wystrzelił do przodu, gdy dziewczyna zaatakowała szyję partnera przejeżdżając językiem wzdłuż jej boku, ku górze. Zatrzymała się przy uchu i chwyciła między wargi fragment skóry, szczypiąc go i delikatnie podgryzając. Do tej pory on zostawiaj kobiecie stemple i siniaki, tym razem ona zostawi mu czerwoną pamiątkę.

Brunet syknął gdy zęby kobiety zacisnęły się na jego skórze. Złapał ją za ramiona odchylając nieco od siebie. Spojrzał rozognionym wzrokiem poprzez pulsujące od emocji i pożądania nozdrza i sapnął.
- Już ci mówiłem. Chodź tu! - warknął do niej zaczepnie i jego ramiona poszły w ruch. Trochę się uniósł, trochę zsunął tak, że Alice straciła punkt podparcia i wylądowała na plandece rozłożonej na dnie pojazdu. Guido przekręcił ją i znalazł się za bladymi plecami. Czuła na szorującą po nich kurtkę i rozgrzaną koszulkę. Chciwe dłonie powędrowały po jej bokach i brzuchu do przodu w kierunku zapięcia spodni. Pogmerały tam chwilę i zsunęły w dół.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline