Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-02-2017, 23:10   #511
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
- Może, ale nie musi - Emily wzruszyła ramionami, układając się wygodniej na Pazurze - Ma możliwość, miał nad wami bezpośrednią władzę, dał misję i cel. Gdyby dalej chciał wami dyrygować, nadal by to robił zamiast dać… wolność wyboru. Pozwolić zacząć pisać własną historię - popatrzyła na Petera, potem na Emmę i przybrała poważną minę - To że w tej wybranej chwili powiedział wam co i jak… tak myślę, że to prezent dla was. W pewnym sensie - wzruszyła ramionami poprawiając śpiwór - Jeszcze nie wróciliście do bazy, macie wolną rękę… żeby sprawdzić, czy działanie w terenie jest tym, czego chcecie. Nix masz szansę dowodzić na polu bitwy, zmierzyć się z ciężarem odpowiedzialności za oddział i otoczenie. Ludzkie życie, zdrowie… czy chcesz się tym zajmować. Udźwigniesz brzemię i jak będzie ci się w nim chodzić. Emma ma szansę aby się przekonać, czy to życie dla niej. Bez szefów, na własny rachunek. On, ten wasz szef, nie jest ślepy. Może zauważył wasze wahanie i niepewność czy idziesz dobrą drogą. Póki nie wrócicie do bazy, nie dostaniecie nowej misji. To… ostatni sprawdzian. Czy mundury i tarcze z trzema pazurami dobrze wam leżą.

- Coś w tym jest.
- Nix pokiwał głową po chwili dumania nad słowami czarnowłosej szamanki. Popatrzył na Boomer i ta chwilę wpatrywała się w niego po czym wzruszyła w końcu ramionami.

- Można by spróbować. Może póki nie przejmie dowodzenia to uzna, że sobie jakoś radzimy i nie musi? - odpowiedziała pytaniem brunetka w mundurze patrząc pytająco na faceta w mundurze. Tym razem on pokiwał głową.

- Przecież sobie radzicie i nie ma się co czepiać, no nie? I chyba teraz ma inne zmartwienia... takie półtorametrowe, a z nimi cały gang problemów pokrewnych. No ale nie wygląda na to żeby go mieli ruszać albo mu przeszkadzać w czymkolwiek. Sam chciał wracać do tego bunkra zanim jeszcze pojawiła się kawaleria - nożowniczka rozłożyła bezradnie ramiona - Powiedział że te kutry to dobry pomysł, przyklepał go. Kto to w ogóle jest, co za typ? Oprócz tego że wasz szef i ciężkie do targania bydle.

- No jakoś staramy sobie radzić. - skinął głową Nix nie rozwijając więcej tematu. - Z kutrami faktycznie się zgodził więc powinno być z nim ok. - najemnik kiwnął głową ponownie wpatrując się gdzieś w miejsce gdzie ostatnio widziana była sylwetka olbrzyma w mundurze. Boomer lekko skrzywiła kącik ust w oznace stonowanego rozbawienia słysząc uwagę ciężkiej wagi o szefie. - No to jest nasz dowódca i sztabowiec. Anthony “Cass” Rewers. Często pracuje z Posterunkiem. Zazwyczaj jako sztabowiec albo logistyk. No i to przybrany ojciec Alice. - wyjaśnił Pazur wracając spojrzeniem z powrotem do Emily jakby sprawdzał czy tyle wystarczy czy chciałaby wiedzieć coś jeszcze.

- No i jest instruktorem znaczy jednym z instruktorów u nas w bazie gdzie się szkoliliśmy. Jest jedną z najważniejszych osób w Pazurach. - dodała Boomer. W głosie i tonie obydwu młodych najemników wyczuć się dało ogromny respekt i szacunek jaki żywili nawet po nagłej zakończonej współpracy do byłego dowódcy.

- Zawsze ma taką minę? - Emily sparodiowała poważnego marsa zwykle goszczącego na gębie łysego wielkoluda - Umie się uśmiechać? Jaki jest prywatnie, tak no... normalnie, jako człowiek a nie szef. Pewnie jak wypłynie temat że chcecie zostać, będzie chciał zobaczyć te powody. Dobrze wiedzieć z czym przyjdzie się mierzyć - mruknęła mało optymistycznie. Sam pomysł że Rewers mógłby zwrócić na nią uwagę niezbyt się jej podobał. Bo i o czym mieli rozmawiać, o co mógł się pytać, czego chcieć? Kiedyś zobaczy szamankę i Petera razem, nawet jak nic nie powiedzą. - Myślicie że coś będzie do mnie miał? Albo do Paula? - spytała, obracając głowę do swojego Pazura.

- Czasem się uśmiecha. - powiedział po chwili radości jaka jemu i Boomer skaziła twarz gdy szamanka udanie sparodiowała powagę ich szefa. - Ale jaki jest prywatnie to najlepiej pogadaj z Alice. Dla nas to on głównie był znany od strony służbowej. - wyjaśnił Nix.

- Był w porządku. Ciężki ale w porządku. Nie bałam się go choć zawsze wydaje się czytać wszystkie twoje plany i myśli. - odezwała się najemniczka.

- Nie bój się Emi szef nic nie będzie miał do ciebie ani tego całego Paul’a. Nie podpadacie pod żadne paragrafy związków.
- Nix starał się uspokoić obawy szamanki.

- Nie boję, nie chcę ci narobić koło pióra. Nie wszyscy mnie lubią - Emily wyjaśniła po swojemu, z niechęcią wyplątując się z uścisku i wstając na nogi - Upoluję i przyprowadzę Plamę... to jest rudą. Brzytewkę. Będzie dobrze - uśmiechnęła się na do pary Pazurów i wyskoczyła z terenówki.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 24-02-2017, 10:58   #512
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Ale się pojebało…. Szafirek tuż obok. Z przodu, z tyłu. Jej usta, ręce, palce, język i oddech. Ciepło ciała, jego ruchliwość, sprawność i życie buzujące pod gładką skórą. Tak intensywne, szaleńcze i wariackie. Zdeterminowane żeby trwać, nie poddawać się i nie zgasnąć jak stłumiony czyjąś złą wolą płomień świecy. Zwierzyna łowna postawiona pod ścianą, która zamiast się poddać wciąż szczerzyła kły, gryzła i drapała. Gładziła czule skórę panny Faust, podrażniając zmysły i przynosząc prócz nerwowego oczekiwania, także spełnienie. I troskę, niepokój, smutek - te pojawiły się razem ze przygasaniem euforii, gdy mięśnie blondyny spięły się, po czym rozluźniły zaspokojone i chyba przez krótką chwilę szczęśliwe, tak samo jak ona.
Po jednej stronie obowiązki, kodeksy, wyszkolenie i renoma ciążąca na roli porządnego przedsiębiorcy. Po drugiej ona: cel kontraktu z Federacji. Zabawna, energiczna, odważna. Maira…
Popierdoliło się i to ostro, ale nie było co tematu roztrząsać. Szkoda czasu i siły, świt zbliżał się, ale jeszcze nie nadszedł. Zgred chciał żeby wyciągnęła kopyta, Hand przejął pałeczkę i rozesłał ludzi. Wydawało się, że nie ma ratunku. Wtedy pomoc i sugestia spadła Julii z nieba, co najlepsze lądując prosto pomiędzy jej rozrzuconymi na boki udami. Jeszcze parę godzin temu nie sądziła że go zobaczy, z tak bliska. Nie zaliczy głównej atrakcji z Miasta Szaleńców… a tu proszę. Błękitne oczęta oderwały się od jasnej plamy otoczonej równie błękitnymi włosami, choć w ciemności miały one barwę czerni i przeniosły uwagę do Dzikiego. Klęczał za nią, zajmując strategiczne miejsce i gmerając przy rozporku. Rozłożona kanapa miała swoje plusy, mieścili się wszyscy. Cała trójka… patrząc na wyczyny Seiko, jeszcze nie byli w komplecie. Do czasu. Dobra sprawa ta bejca. Aż chciało się ją zatrzymać dla siebie. Na przyszłość, żeby podobne numery jakie odstawiali teraz, mogli odstawić jeszcze parę razy. Ale najpierw interesy.
- Stary z Downtown może cofnąć rozkaz Zgreda? Kim on jest, gdzie ma metę, kto przy nim się buja? Gdzie go dorwać, jak wygląda? Co lubi, czego może chcieć? Przedwojenny szpej, chłopców, dziewczynki, wypić porządnie? Woli dymać czy patrzeć? Czym go zainteresować żeby zechciał kiwnąć palcem i zdjąć z mojego Szafirka ten jebany wyrok? - zbystrzała wciągając z sykiem powietrze jak pies gończy który poczuł świeży trop. Taki prowadzący prosto do celu i nagrody. Usiadła na podłodze, potem zmieniła pozycją na klęczącą tuż przez rajdowcem. Jak na dobrze wychowaną młodą damę przystało, spełniła prośbę o pomoc przy pozbywaniu się zbędnych ciuchów. Złapała materiał podkoszulki Dzikiego w spracowane ręce, napinając go porządnie. Blond głowa wystrzeliła do przodu, zaciskając zęby na tkaninie i szarpnęła robiąc dziurę. Wtedy też palce wznowiły pracę, rozległ się dźwięk dartego materiału i po chwili ciuch zmienił się w kamizelkę, a tę Julia łaskawie pomogła facetowi ściągnąć z ramion i wyrzuciła z bryki przez otwarte drzwi.
- Wszyscy cię znają, ty znasz kogo trzeba i ogarniasz jak wygląda układ kart w detroickiej talii. Znasz stołki, ploty, co i gdzie piszczy. Miałam być tu kurwa przejazdem… no ale nie wyszło. Jeżeli to ma zadziałać potrzebujemy informacji, a nikt nie ma lepszych niż ty - uśmiechnęła się czarująco, dokładając do zmagań ze spodniami chętną parę rąk. Pasek, suwak guziki ustąpiły, ruchliwe palce zaczęły zwiedzanie obszarów pod materiałem bielizny. Patrzyła mu prosto w oczy, prostując się i zrównując z nim wzrostem, zmniejszając jednocześnie dystans aż do momentu gdy jej piersi zetknęły się z jego klatą.

- Tak, Stary z Downtown. - mruknął rajdowiec obserwując manewry blondyny. Wyglądał jakby czekał, czekał i czekał na tą pomoc w rozbieraniu ale gdy się w końcu doczekał czuł się chyba należycie obsłużony. Ni to mruczał ni warczał niskim, chrapliwym głosem patrząc spod przymrużonych z zadowolenia oczu na blondynę w centrum. Seiko też postanowiła pomóc tak jak się zaoferowała. Przedreptała za jego plecy i jej dłonie błądziły chyba po jego plecach zjeżdżając niżej i podciągając w górę improwizowany czarny podkoszulek rajdowca. Dziki sapnął z zadowolenia gdy przylgnęła do niego swoimi wdziękami a jej dłonie Blue widziała kontrastujące nieco barwą od skóry na jego torsie.

- Daj spokój Dziki, powiedz coś więcej. - głos Mairy jak na standard jakim zwracała się do konkurenta z Ligii zdumiewająco przypominał prośbę i to taką z tych grzecznych i układnych. Zajęła podobną pozycję jak Seiko tyle, że za swoją Tygrysicą. Wykonywała podobne manewry jak Azjatka ale jej front spoczął na plecach i pośladkach panny Faust a dłonie błądziły po przednich wdziękach blondyny z Vegas. Ruch tych dłoni prawie hipnotycznie zdawał się przykuwać wzrok Dzikiego. Sama Maira złożyła brodę na ramieniu Blue wpatrując się w twarz drugiego rajdowca który wyglądał jakby w tej chwili w ogóle nie był zdolny do jakiejkolwiek sensownej rozmowy.

- No Stary no. Różnie o nim gadają. Że to jakiś przedwojenny ważniak. - wyburczał w końcu Dziki przygryzając wargi i dołączając swoje dłonie do badania ciała blondyny. Blue i widziała i poczuła jak jego dłonie spoczwają na jej skórze zaczynając od ramion i schodząc nieśpiesznie w dół ku dwóm oczywistym wypukłościom. - Mówią, że to jakiś rządowy agent. Jakieś FBI, CIA czy co oni tam mieli wtedy. Dużo wie i dużo może. - mruknął rajdowiec. Przerwał gdy dłonie Seiko przejechały nieco mocniej zarysowując jego skórę swoimi paznokciami zostawiając po sobie bledsze rysy które po chwili znikały. Przełożyło się to na mocniejszy ucisk palców mężczyzny na krągłościach Blue i mocniejszy ruch dłoni van Alpen gdy mocniej przycisnęła złapane właśnie biodra blondyny do siebie.
- Chodzi plota, że ma haka na wapniaka. Dlatego go nie sprzątnął jak sprzątał całe Downtown. Jak ktoś ma za długi język i mało oleju w głowie to nawet chlapie nim czasem, że to tak naprawdę on rządzi Schultz’ami a Ted jest tylko figurantem. Ale takich szybko prowadzą do tego niby figuranta gdzie pomaga im się zmienić zdanie. Ja w to nie wierzę. Jakiś układ między nimi pewnie jest ale to Schultz rządzi w Downtown. - rozwinął co nieco temat Starego z Downtown. Masażystka też pomagała utrzymać odpowiednie tempo dyskusji gdyż jej twarz i potem głowa zniknęły stopniowo chowając się za plecami rajdowca. Do uszu obu kobiet dobiegał gdzieś z tamtego miejsca odgłos pracy ust i języka Azjatki. Blue poczuła jak niebieskie usta i język za nimi też zaczynają wędrować po jej szyi, karku, barku przechodząc na drugą stronę jej karku.

- Wiesz gdzie go znaleźć Dziki? - Maira powtórzył pytanie Tygrysicy gdy jej broda znów leniwie spoczęła na jej ramieniu. Seiko też zakończyła chyba swój etap bo wróciła do podobnego miejsca u drugiego rajdowca.

- No pewnie. Przy starym Heliosie. Tam mieszka. Czasem też chodzi do ciastkarni na Baker Street jak i Ted i reszta jego sztywniaków. Też ma swoją obstawę. Ale wygląda jak taki stary, biznesmen z filmów. Wiecie, żadnej spluwy a jakoś wiesz, że gadasz z kimś ważnym. Tak słyszałem bo nie gadałem z nim nigdy. Nie miałem sprawy do niego. - powiedziała gwiazda z Ligii i odwrócił głowę by pocałować się z Seiko. Przekręcił się i ją nieco by było wygodniej i Blue wraz z Blue Angel miały pierwszorzędne miejsca do obserwacji tego spektaklu. Dziki jak na swoją renomę czy choćby ksywę całował teraz Seiko coś mało dziko choć chętnie i chciwie. Azjatka też wykazywała mnóstwo zaangażowania w ten pocałunek. W końcu skończyli a Dziki spojrzał kpiąco na obydwie kobiety. - Dobra teraz wy. - mruknął wyzywająco jakby znów odpaliła mu się jakaś rywalizacja.

- Oj, Dziki, Dziki, co ty wiesz o całowaniu kobiety… - Maira roześmiała się całkiem wesoło pierwszy raz od czasu gdy zeszli na śmiertelnie poważne w gruncie rzeczy tematy. Humor choć na chwilę zdawał się wracać do niebieskowłosej i sięgnęła palcami do policzka kochanki by skierować jej twarz w swoją stronę. - Chodź Tygrysico pokażemy mu jak to się robi. - mruknęła wesołym i roznamiętnionym głosem kobieta z niebieskimi włosami.

Przedwojenny biznesmen z obstawą, Helios, czasem ciastkarnia Zgreda. Chodzi bez broni, czyli czuje się nietykalne i ma ku temu powodu… tak… jakieś ważne powody. Panna Faust słyszała jakie konkretnie, ale skupienie przychodziło coraz ciężej.
- Patrz i się ucz - parsknęła do ligowca i wolną ręką przytrzymała twarz Szafirka zęby nigdzie jej nie uciekła. W jednym szybkim ruchu głowy przywarła do niej ustami, kciukiem gładząc skórę policzka. Pocałowała krótką, agresywnie, dysząc z niecierpliwości, a drugą ręką nie przestając podjudzać Dzikiego. Rozłączyła złączone usta i zaczęła jeszcze raz. teren został zaznaczony, własność określona, przyszła kolej na subtelniejsze zabawy. Mrucząc zajęła się wpierw dolną, niebieską wargą, przygryzając ją delikatnie, żeby zaraz przejechać po niej powoli językiem. Ruchliwy organ wślizgnął się głębiej, wargi ponownie się połączyły.

- O ja pierdolę… - mruknął Dziki patrząc zafascynowany na pocałunek dwóch splecionych ze sobą kobiet. W głosie, twarzy, spojrzeniu, oddechu zaczynało buzować mu pożądanie. - No dobra, to było nawet niezłe. - dodał jakby po tej chwili szczerości dotarło do niego, że w sumie to jakby przyznał, że jego konkurentka z torów w jakiś sposób wywarła na nim wrażenie. A sama konkurentka wydawała się reagować na działalność Blue tak samo mocno jak i Dziki. Ale była bliżej. Chętnie i z żarliwością powitała usta i język panny Faust w swoich i chętnie zrewanżowała się jej tym samym. Jej ramiona oplotły głowę kochanki, jej palce zanurzyły się w jej blond włosach by gdzieś tam czasem w gorączkowym chaosie ruchów zjechać czasem niżej na łopatki i plecy. Federatce znów przyspieszył oddech a jej piersi mieszały się od frontu z piersiami Blue. Gdy skończyły Szafirek nie chciała wypuścić swojej Tygrysicy z objęć wpatrzona rozgorączkowanym wzrokiem w jej twarz. Skakała spojrzeniem od jej oczu, włosów, ust z powrotem na oczy i tak na zmianę.

- No! Widziałeś Dziki jak należy całować prawdziwą kobietę? Zwłaszcza tą błękitnokrwistą damę! - usta Federatki wyszczerzyły się w radosnej złośliwości skierowanej do ulubionego oponenta z torów i nie tylko.

- I co? To wszystko? No to chodź, teraz ja ci coś pokażę. - Dzikiemu też zdawał się wrócić ton i maniera zwyczajowej wymiany jadu i złośliwości z drugą z ligowych gwiazd. Ruszył w stronę obydwu kobiet człapiąc na kolanach ale Maira roześmiała się i upadła na tyłek pociągając za sobą i na swoje uda swoją Tygrysicę. Jej noga zaś wystrzeliła w górę zatrzymując jak włócznią zbliżającego się mężczyznę.

- Nie tak prędko Dziki! - sapnęła filuternie gdy ten zatrzymał się spoglądając pretensjonalnie na jej stopę na swoim torsie. Potem przekierował te pretensję w spojrzeniu na rozmówczynię niezbyt mając w smak, że stopuje mu przyjemność. - Miałeś nam powiedzieć co może chcieć Stary na tego deal. Z czym można do niego pójść. - przypomniała o jednym z pytań Blue na które Dziki jakoś pominął czy zgapił.

- Jasne. Nie ma sprawy. Pokażę ci albo właściwie wam obu jak to z tym całowaniem i wtedy mogę wam powiedzieć jak będę zadowolony. - rajdowiec zjeżył się na te warunki drugiego rajdowca i znów wznowił napór a Maira nie ustępowała co zaowocowało widocznym drżeniem jej nogi. Oboje mieli dość niewygodne pozycje i jak zwykle chcieli przeforsować swoje racje. Ona nie chciała ustąpić i blokowała go dalej a on nie chciał ustąpić i choć pewnie mógł użyć rąk by zbić jej nogę w bok to napierał dalej swoim torsem. Znów dała o sobie znać ich duma i dążenie do zdominowania tego drugiego gdy tak prężyli się i napinali w kolejnej odsłonie ich nieustającego pojedynku.

- Ojej... a może ja bym mogła pomóc? - wtrąciła się Seiko podobnie jak Dziki przeczłapując na kolanach w stronę całej trójki. Głowy obydwu rywali zwróciły się w stronę czarnowłosej Azjatki. - Też bym chciała zobaczyć jak to tak jest z tym całowaniem. I potem mogłabym poćwiczyć to z Dzikim. - powiedziała grzecznie i niezbyt głośno tym swoim miłym głosem gdy uniosła w dłoniach drugą nogę Mairy. Para z Detroit i Federacji spojrzała z zafascynowaniu na ten ruch spodziewając się jakiegoś wielkiego finału. W końcu wyglądało jakby Seiko znów zaczynała te swoje czary mary z jakich była sławna. - Bo tak to ja nigdy nie wiem jak i co całować i tak zdarza mi się błądzić. - dodała niewinnym głosem gdy stopniowo zbliżała stopę Mairy do swoich ust i złożyła w końcu na nich pocałunek. Zarówno ona jak i Dziki westchnęli z wrażenia. Masażystka jednak nie kończyła i nieśpiesznie skierowała trzymaną stopę Federatki na swoje piersi. - Ale jednak nie do końca chyba bym mogła się skoncentrować na tym całowaniu i nie wiem czy byście byli zadowoleni. - Azjatka przybrała prowokacyjnie niewinny i przepraszający ton.

- Dlaczego?! - para rajdowców spytała prawie jednocześnie już całkowicie pochłonięta magią masażystki. Faderatka która dotąd opierała się na dłoniach dla wygody teraz wróciła do pionu łapiąc równowagę dzięki blondynie z Vegas i przyklejając się piersiami do jej pleców a ramionami do jej ramion.

- Oj bo jestem taka nierozebrana. - Seiko rozłożyła wymownie dłonie puszczając stopę Federatki i pozwalając by ta opadła na podłogę. Teraz jakoś dopiero rzuciło się w oczy, że nadal była w swojej koronkowej bieliźnie też w kontrastujących barwach czerni i czerwieni. Jakoś wcześniej gdy pozbyła się kiecki, gdy trzymała się za plecami Dzikiego nie było to tak widoczne teraz zaś aż nadto mocne, czyste barwy bielizny kontrastowały z jasnymi barwami jej ciała. W tej chwili była najmniej rozebrana z całej czwórki.

- Ja ci pomogę! - sapnął rozochocony Dziki bez wahania puszczając łydkę Mairy i kierując dłonie w stronę stojącej tuż obok Azjatki.

- Nie! Zostaw! Seiko chodź tutaj! Tygrysico, pomóż! - Federatka zwolniła nogę którą dotąd blokowała Dzikiego i zbiła jego bliższe ramię kopnięciem tak, że ten nie spodziewając się takiego manewru stracił równowagę i upadł na bok ale podtrzymał się drugim ramieniem.

- Oj chyba się jakoś pogodzimy. - Seiko wykorzystując zamieszanie wpełzła na kolanach między nich wszystkich znajdując się między podnoszącym się Dzikim a parą kobiet. - Jakby pan Dziki powiedział to co mogłoby pomóc pannie van Alpen no to chyba bym mu pozwoliła którą część może pomóc mi zdjąć. - Azjatka kusiła swoimi wdziękami obie strony. Dziki już wrócił do pionu, otarł usta ręką i łypał na rzeczone elementy do rozbioru na Azjatce.

- Nie wiem czego może chcieć! - sfrustrowany mężczyzna prawie krzyknął w złości niechętnie przyznając się do swojej niewiedzy - Mówię, że nie robiłem z nim interesów. Może chcieć jakiś układ albo zlecenie czy po prostu zostaje się jego dłużnikiem. Ciężko powiedzieć. Sam ci powie czego chce i jak chcesz być traktowana na poważnie to lepiej to zrób. To jedne z niewielu rzeczy jakie teraz właściwie można by zrobić. - sapnął zaczepiając palcami o ramiączka stanika Seiko a palcem drugiej dłoni przesuwając pod gumką jej majtek jakby wahając się którą część wybrać. Maira też chciała być bliżej bo powstała do pionu na ile się dało niejako wpychając pannę Faust na Seiko i po chwili Azjatka znalazła się jakby w okrążeniu.

Kiedyś Blue widziała film z rybami pływającymi po jeziorze tak wielkim, że nie dało się dostrzec jego brzegów na horyzoncie. Miały wielkie paszcze pełne ostrych zębów i gdy płynęły nad powierzchnią wody widziano tylko trójkątne płetwy na grzbiecie. Krążyły dookoła tratwy z krwawiącą ofiarą, osaczając ją i nie pozwalając uciec. Teraz kompaktowa Azjatka była posiłkiem na tratwie, a oni trójką ryb w okrążeniu. Mądra, sprytna, zdolna… same plusy miała ta skośna…
- Do tego Heliosa idzie się wbić normalnie? Trzeba się z chujem umawiać na tydzień do przodu? Co to za melina? Piętrowa, parterowa. Jak wygląda Stary i jaki jest z charakteru? Coś konkretnego go wkurwia? - panna Faust po krótkiej zadumie zdecydowała się pozbawić Seiko majtek bo wyżej nie sięgała. Złapała ją pewnym chwytem za biodra, wyciągnęła szyję i używając zębów pociągnęła denerwujący materiał tym razem niczego nie niszcząc.

Seiko cichutko za to dość pociesznie pisnęła gdy blondynka zaatakowała jej majtki zębami. Może straciłaby równowagę a może nie ale za to ochoczo i złapała się dwójki bardziej pionowych kochanków a po części oni bardzo chętnie złapali ją. Po chwili gdy zęby Blue zjechały trzymając wciąż kawałek koronkowego, delikatnego materiału do kolan Azjatka skorzystała z pomocy Dzikiego i Mairy i trochę podskoczyła, trochę zwinnie podwinęła nogi i teraz panna Faust mogła ściągać jej bieliznę do samego końca. Cała trójka wydawała się żywo zainteresowana wyczynami blondyny bo właściwie przestali robić coś innego niż obserwując te ściąganie przez nią majtek Seiko. Dopiero gdy skończyła czar zafascynowania prysł.

- Dobra to ja biorę górę. - Dziki jakoś nie wyglądał by miał za złe Tygrysicy, że wtryniła mu się w kolejkę i sam zaczął gmerać przy staniku Azjatki i po chwili oczom całej trójki ukazały sie wyzwolone w pełni wdzięki masażystki a jej samej ubranie, nawet tak skromne już nie kalało. - Teraz moja kolej. - Dziki zniecierpliwiony przysunął się w stronę Szafirka ale na jego drodze stanęła Seiko. Objęła głowę i szyję van Alpen mimo, że ta wciąż klęczała za nią a sama przykuła uwagę rajdowca.

- Oj nie tak się umawialiśmy panie Dziki. Ja się przecież muszę nauczyć całować od panny Angel i Tygryska. A potem mam poćwiczyć z panem. A pan miał opowiedzieć o tym Starszym i Heliosie. - Azjatka kusząco droczyła się z ligowcem kładąc swoją wypielęgnowaną dłoń na torsie mężczyzny. Ten sapnął ze zirytowanego zniecierpliwienia ale zbystrzał gdy zauważył, że twarz i usta Azjatki zbliżają się powoli ale nieustępliwie do ust i twarzy Mairy a ta co było widać była temu nad wyraz chętna. Usta zetknęły się ze sobą najpierw a potem obydwie kobiety przylgnęły i wymieszały się całościowo gdy po nich przyszła kolej na badające się wzajemnie chciwe dłonie, ramiona, piersi i przyśpieszone oddechy.

- Nie no… - jęknął rajdowiec ale gdy zobaczył z najbliższego rzędu jaki show odstawiają obydwie kobiety żal mu chyba momentalnie odszedł.

Ten moment wybrała Blue żeby przypomnieć o sobie i tym, czego chce się dowiedzieć. Dziki stał tak sam, nieobrabiany… no marnował się chłopak, aż szkoda było.
- Więc… Helios i Stary - wymruczała ciągle na kolanach i patrząc na gangera spod rzęs. Jej twarz zbliżała się do jego bioder, łaskocząc już oddechem napięta skórę. Mógł się gapić, miał świetny widok, a ona wodziła delikatnie palcami wokół wystawionego na sztorc przyrodzenia, okrążając je jak oni wcześniej Seiko. Koła robiły się coraz mniejsze, zbliżając do celu, tak samo jak usta - Bądź tak dobry i powiedz coś więcej...

Dziki przez moment wydawał się rozkojarzony jakby nie mógł zdecydować się czy obserwować z pomocą oczu i dotyku dwie całujące w właściwe już zabawiające się ustami i nie tylko dziewczyny czy co raz śmielej sobie poczynającą z nim i przy nim Blue. W końcu wygrała Blue gdyż w końcu dotykała samego centrum jestestwa Dzikiego.

- Nie, nie, nie, nie Helios. W Heliosie nic nie ma. Obok. Kamienica obok. W niej jest Starszy. - wychrypiał w końcu czarnowłosy rajdowiec gdy Blue zaczęła swoje manewry. - I no tak, Starszy. Nie wiem jak wygląda bo nie widziałem go. Ale właśnie taki starszy, w gajerze, że wygląda jak jeden ze Schultzów. - wydukała z siebie przez zaciśnięte szczeki gwiazda Ligii rozkoszując się przyjemnością jaką mu oferowała panna Faust.
- Ale ma podobno swoich fagasów. Pracują dla niego a nie dla Schultz’a. Maja takie szpiegowskie coś w uszach jak na filmach. I ciemne okulary. I w ogóle wyglądają jak agenci i ochroniarze z filmów. Tak słyszałem. - gdy Blue na chwilę przerwała zabawę Dziki odzyskał koncentrację i głos na tyle by powiedzieć coś składnego.
- A umówić, no tak, to pewnie no trzeba. Jak z każdym ważniakiem. Pewnie z tydzień, może parę dni, wiesz jak jest by ci ważni mogli się poczuć ważni. - uśmiechał się błogo i z wielką atencją spoglądając w dół na zajmująca się nim kobietę gdy okazało się, że panna van Alpen jednak nie do końca dała się pochłonąć przekazywaniu wiedzy z tego całowania bo zareagowała całkiem dosadnie i żywiołowo.

- Tydzień!? - wrzasnęła prawie prosto w twarz kompletnie zaskoczonego kierowcy przy okazji trzaskając jego twarz swoją dłonią. - Pogięło cię Dziki?! Wiesz ile razy zdążą mnie sprzątnąć przez tydzień?! - fuknęła na niego ze złością do reszty przerywając błogostan w jaki jeszcze przed chwila wprawiały go usta i dłonie panny Faust.

- Oj panie Dziki. A nie dałoby się jakoś tego obejść? Na powiedzmy rano? - Seiko wydawała się z początku też zaskoczona czy nawet przestraszona nagłą reakcją Federatki ale, że uwaga była obecnie skierowana na detroicką gwiazdę nie rzucało się to tak w oczy. No i ochłonęła szybko i nieco minęła Szafirka kładąc dłonie na torsie mężczyzny. Głos miała jak zazwyczaj kuszący i kojący jednocześnie.

- Na rano? Na dziś rano? - Dziki już chyba zdążył ochłonąć i jak zwykle zjeżył się na tą co zwykle ale, że rozmowę przejęła chwilowo masażystka więc odpowiedział jej. Ona zaś pokiwała twierdząco swoją czarną główką. - Bez zapowiedzi wpaść do Starszego żeby kogoś przyjął? - spytał tonem jasno wskazującym za jak bardzo niedorzeczne uważa taki pomysł. Seiko jednak znów przywitała te pytanie ciepłym spojrzeniem, i podobnym kiwaniem główki jak i poprzednie. - Nie no Seiko nie wygłupiaj się! To już trzeba by być… - Dziki nagle urwał gdy najwyraźniej przyszła mu do głowy odpowiednia osoba. Jaka to się wyjaśniło po dość wymownym, bezczelnym uśmieszkiem jakim obdarował kobietę. Maira uniosła brwi w oznace zniechęcania i uporu a usta zacisnęły się w wąską zawziętą linię.

- Oj panie Dziki a nie miałby pan się ochoty przejechać do Downtown? - spytała grzecznie Seiko i zaczęła obniżać się tak samo jak jej dłonie sunęły po pobliźnionym torsie mężczyzny co raz niżej.

- Ja? Dla niej? - wskazał palcem wskazującym na klęczącą tak samo jak on postać drugiego rajdowca. - Jak jakiś wafel? Nie no sorry Seiko… Niech sama jedzie jak nabroiła. - u Dzikiego znów zabrzmiała niechęć do drugiego rajdowca. Maira jednak milczała uparcie.

- Oj panie Dziki. Przecież panna Angel nie może się pokazać zwłaszcza w Downtown. - głos Azjatki był uprzejmy i troskliwy jakby tłumaczyła oczywistą oczywistość trudną do nie zauważenia. - I obiecał pan być miły dla panny Angel i ja wtedy miałam poćwiczyć z panem te całowanie. - powiedziała nie speszona masażystka przy okazji zaczepiając i sunąć ustami o brzuch mężczyzny. - Panna Angel mnie już dużo nauczyła ale jeszcze panna Blue musiałaby mnie podszkolić bym miała pełną wiedzę bo tak to sam pan widzi, biorę co popadnie. - wyjaśniła masażystka kończąc akurat te całowanie gdzieś w miejscu gdzie przed chwilą skończyła panna Faust. Dziki znów spoglądał w dół z wyraźnym zainteresowaniem gdy Seiko była już w zasięgu gorącego oddechu Blue.

- Nie wiem czy jeszcze pamiętam jak się to robi - panna Faust przybrała zrezygnowany, smutny ton, wzdychając też ciężko i z wyraźnym bólem serca, dupy, duszy, dając upust drążącym je nieszczęściom. Musnęła końcem języka najpierw nos, potem dolną wargę Azjatki i spojrzała jej w oczy. O tak… taka kompaktowa Azjatka by się jej przydała na stałe - Szafirek ma wyrok nad tą swoją śliczną główką, ciężko mi się skupić na czym innym, niż myślenie o tym… nie chcę cię źle nauczyć. Ale jakby tak jeden problem się rozwiązał… przecież też pojadę do Downtown… nie zostawię Szafirka z tym burdelem samego - przyznała masażystce prosto do ucha, przygryzając jego płatek i czubkiem nosa kreśląc ślad od niego do ust skośnej - Może... może jakby się dało załatwić wejście do Starego… i pomoc kogoś ważnego i szanowanego jak gwiazda Ligii… wtedy bym się tak nie martwiła i przypomniała co i jak… chyba, jak myślisz? - spytała kobiety, z ustami tuż przy jej ustach.

- Ojej. No widzi pan panie Dziki ile to kłopotów przez te kłopoty panny Angel? - Azjatka zrobiła przesadnie zmartwioną minę patrząc prawie z lustrzanym żalem i smutkiem na blondynę tuż przed swoja twarzą a potem podniosła w górę twarzy by Dziki też mógł to w pełni dostrzec.

- Oj, daj spokój Seiko przecież ty umiesz już wszystko co potrzeba. - Dziki skrzywił się z niezadowoleniem i niecierpliwością słysząc kolejne drażniące go wykręty.

- Ale Tygrysica zna jeszcze tyle sztuczek. No sam pan zobaczy. - Seiko mruknęła z zadowolenia i rozkoszy przymykając oczy i unosząc nieco głowę do góry gdy usta i język Blue sunęły od jej ucha ku ustom.

- No widzę. - Dziki chyba szczerze zgadzał się z tym wnioskiem. - Ale dostać się do Starszego. Dziś rano. To ile zostało? Z godzina? Bez zapowiedzi. A załatwić coś ze Starszym. Coś sprzecznego niż postanowił Ted no to są kurwa dwie kurewsko różne sprawy. I laski jesteście zarąbiste w tych swoich trikach. No serio jestem pod wrażeniem. Nie mogę się doczekać by się w was wpakować. Ale do cholery co mnie ona obchodzi? Po co mam latać za jej sprawami? To nie ja zakosiłem brykę którą chce stary Schultz. - Dziki zdawał się mówić szczerze. Obie kobiety zdawały się budzić jego zainteresowanie i pożądanie i miał ochotę pogłębić tą znajomość z nimi. Ale też mimo to zdawał sobie może najbardziej z nich wszystkich skalę z trudności jakich od niego oczekiwały. Na koniec wskazał na klęczącą tuż obok Mairę która na razie zachowywała bierną postawę.

Ciężko było zachować pannie Faust zmartwioną minę, ale jakimś cudem udało się jej powstrzymać parsknięcie. Seiko miała rację, Tygrysica znała jeszcze wiele sztuczek nie tylko mających związek z jebaniem w najróżniejszych konfiguracjach. Potem spojrzała na cichą i wyczekującą Federatkę. Co z niej byłaby za dupa, gdyby nie stanęła w obronie swojej dupy i wypięła się na nią w kluczowym momencie?
- Ale ty możesz pomóc to naprostować - powiedziała i puściła Mairze oko. Wyprostowała się powolnym ruchem sunąc dłońmi od swojego pasa do piersi. Tam się zatrzymała, bawiąc się nimi tuż przed Dzikim - Jestem poważnym przedsiębiorcą, rozumiem na czym polegają układy i układziki. Za darmo teraz nawet wpierdolu nie da się zgarnąć, szkoda butów na frajerze brudzić. - przeniosła ręce na jego tors, paznokciami znacząc trasę od pępka aż do szyi. Wzięła jego twarz w dłonie, kciukiem wodząc wokół ust.
- Ogarniesz spotkanie, co to dla ciebie? Jesteś Dziki! Ten Dziki do którego kiśluje pół miasta lasek. Jebała mnie ta dziura jak tu przyjechałam, zwisali ważniacy i cała elyta. Nie interesowałam się… ale o tobie słyszałam, widziałam jak jeździsz. Jesteś z Ligii, nikt nie jeździ jak wy. Wiem co nawijam, jako ktoś spoza miasta mam skalę porównawczą. Chętnie bym cię kupiła, chujowo że nie jesteś na sprzedaż - wyszczerzyła się profesjonalnym uśmiechem rodem z przedwojennej reklamy pasty do zębów - Ty pomożesz nam, ja pomogę tobie. Biznes jest Biznes. Możemy się poruchać, ale to tylko… przystawka. Ktoś taki jak ty ma wielu wrogów, drugie tyle ludzi go wkurwia. Konkurencja na torze, frajer co zarysował brykę, albo zgarnął panienkę, co ją chciałeś puknąć? Ludzi których nie możesz zdjąć bez wylądowania w gównie… ale każdy frajer może ulec wypadkowi. Ubijmy interes: zarzucisz kabaryną i pomożesz mi się wbić do Starego na audiencję, co to dla ciebie? - mruknęła, zabierając lewą rękę i przeczesała nią blond włosy, odrzucając je na plecy. Klęcząc byli równi wzrostem, szkoda. Lubiła patrzeć na klientów z góry - Głowa Szafirka pozostaje na jego karku, nadal jeździ w Wyścigach. Żyje, a Zgred i jego wafel Hand się jej nie czepiają. W zamian będę twoją dłużniczką. Koty z Vegas spełniają życzenia, ale szczególne i wyjątkowe - zatrzepotała rzęsami, odchyliła głowę na bok, przystawiając rękę do piersi pokazując o którego kota konkretnie chodzi i wykonała drobny ruch nadgarstkiem, uwalniając z ciała metalowe szpony, tuż przy swojej twarzy.
- Życzenia śmierci - wyjaśniła, ciągle drapiąc paznokciami szyję i żuchwę rajdowca - Bo kto się spodziewa kłopotów po dupie z długimi nogami, która chętnie świeci cyckami? Na tym się skupiacie, nie problem was podejść… a ty będziesz miał trzy życzenia, jeżeli mojej kobiecie nie spadnie włos z niebieskiej główki. Obie strony ryzykują, obie coś zyskują. Podwaliny pod przyszłą, szczęśliwą współpracę i kolejne spotkania we czwórkę.

- O kurwa! - Dziki sapnął wyraźnie zaskoczony świszczącymi ostrzami jakie nagle pojawiły się na scenie dzięki ramieniu blondyny z wystrzałowymi nogami. Odezwał się pierwszy ale zaskoczenie czy może nawet stan bliski szoku objawiający się tym, że cała trójka otaczająca Blue właściwie na moment zamarła w bezruchu też musiała być tak samo zaskoczona.

- Tygrysico? - Szafirek niepewnie wyszeptała też zaskoczona i przedraptała na klęczkach trochę bliżej i do przodu by lepiej widzieć te odbijające światło metalu na torsie i przy twarzy Dzikiego.

- Ojej. - Seiko też prawie zezowała na dwa metalowe ostrza tuż przy ciele dzikiego i całkiem blisko jej twarzy. Gdy Blue opuściła ją tam w dolnych partiach Dzikiego i zaczęła sunąć w rozmowie i ciele ku górze ona też podążyła jej śladem choć płynnie skoncentrowała się na mniej interesującym blondynę boku rajdowca. Płynnie jednak wspomagała czynem dłoni, drażniącym skórę mężczyzny gorącym, wilgotnym oddechem i od czasu do czasu ustami z językiem. Świst ostrzy zastopował ją gdy doszła już też do górnych rejonów ciała Dzikiego i wpatrywała się w broń drugiej kobiety tak samo zaskoczona jak i reszta.

- Rany Tygrysico, jesteś niesamowita! - pierwsza stupor zaskoczenia przełamała Szafirek nagle radośnie doskakując do Tygrysicy i blondyna prawie jednocześnie poczuła jej ramiona na swojej szyi i przyjemny, jędrny ciężar jej piersi na swoim ramieniu. Potem do tego dołączyły usta i język w impulsywnym, żywym i wilgotno namiętnym pocałunku. - Kocham cię Tygrysico. - powiedziała van Alpen z rozanielonym wzrokiem i błogim uśmiechem ledwo skończyła się całować z panną Faust.

- Jakie to piękne... - Seiko wdzięcznie uśmiechnęła się i załamała swoje zręczne i pomysłowe rączki i wyglądało, że wzruszyła się naprawdę od tej nagłej ostrej wolty w sytuacji i widocznego uczucia między dwoma kochankami. - I za to was lubię. Jesteście wyjątkowe. Każdy z was. Lubię każdego z was. Lubię się z wami spotykać. Mogłabym nawet jakbyście mi nie płacili. No ale, że to nie jest realne to lubię jak do was przyjeżdżam. Chyba bym się rozpłakała i płakała cały dzień jakby komuś z was coś się stało. - wyznała pod wpływem tych emocji Seiko patrząc ciepłym wzrokiem na przemian na każdego z pozostałej trójki. Wyglądała i mówiła jakby naprawdę lubiła każdą osobę w zasięgu jej ramion. Jak mówiła położyła jedną dłoń na ramieniu Blue a drugą na ramieniu Dzikiego tworząc jakby żywy pomost między nimi. Jakby chcąc udowodnić szczerość swoich intencji zaczęła całować się z każdym z nich. Zaczęła od Blue korzystając z technik jakich ta ją wyuczyła gdy były w nieco bliższym poziomie podłogi. Płynnie przeszła do rozanielonej wciąż Federatki która radośnie przyjęła i oddała pieszczotę i oznakę sympatii jednocześnie. Na koniec oderwała się od dziewczyn i przylgnęła do ust Dzikiego całując go równie długo i namiętnie jak przed chwilą obie kochanki.

- Okey. Okey, niech będzie. Zabiorę cię na spotkanie ze Starszym. Mam za to u ciebie trzy życzenia. - Dziki westchnął i wreszcie uległ wskazując na Blue. Objął jednym ramieniem tulącą się do niego wdzięcznie Azjatkę co ta słysząc co mówi i co robi zapiszczała z uciechy. - Jak cię sprzątnąć to tak naprawdę nie będzie się tu z kim ścigać. Rozruszałaś to miasto i mała. Przyda się. Teraz jest jak tu było kiedyś, na początku jak Lidze jeszcze naprawdę zależało na rajdach i wygrywaniu a nie na byciu Ligą. Poza tym. - rajdowiec rozejrzał się i usiadł tyłkiem na kanapie sięgając po swoja kurtkę. Wydobył z niej paczkę fajek i mówił dalej. - Poza tym jak sprzątną ciebie bo wygrywasz to w sumie będzie oznaczać, że mogą sprzątnąć każdego z nas. Bo co by nie mówić zrobiła się z ciebie gwiazda Ligi. Może na jeden sezon może na więcej ale gwiazda. Jak można zgasić jedną gwiazdę to można i inną. Zaczną się ustawki i farsa a nie Wyścigi. Sorry ale ja kurwa nie przyłożę do tego ręki. - skończył mówić swoje oznajmiając to odpaleniem papierosa. Potem wyciągnął paczkę w stronę kobiet. Seiko odmówiła gestem i opuszczona przez Dzikiego schyliła się do swojego kuferka grzebiąc w nim za czymś. Twarz Mairy spoważniała i brwi skoczyły jej do góry gdy usłyszała ostatnie rewelacje swojego największego konkurenta z torów. Wyznania takiego typu się chyba nie spodziewała tak samo jak szponów w dłoni swojej kochanki. *

Dwa słowa, niby głupie, cieniackie i najczęściej padające w tandetnych filmach, gdzie mdłe laski maśliły oczami do swoich dzielnych, mężnych facetów i w ogóle siara jak skurwensyn… bo kto sobie teraz zawracał dupę takimi pierdołami jak miłość? Ludzie się rolowali, zabijali, kantowali, na każdym kroku próbowali ugrać coś kosztem drugiego frajera. Dało się kogoś lubić, ufać mu, ale to był długi proces, a i tak na końcu gdzieś we łbie zostawała ostrzegawcza tablica z napisem “uwaga na szwindel” i nigdy nie znikała.
Dwa durne słowa, ale słysząc je i to skierowane do siebie, Blue zrobiło się ciepło, mimo pizgania mrozem na rewirze. Dużo miała w tym wkładu obecność Federatki, jej ciała, ust i ramion dookoła szyi. Szpony z sykiem schowały się w ciele, kiedy panna Faust objęła ją, przyciskając z całej siły do siebie jakby nie chciała jej już wypuszczać. Oddała pocałunek, gdzieś tam na peryferiach przećpanego mózgu rejestrując co mówi Dziki. Zgodził się, poszedł na układ. Zawarli umowę, narobiła sobie kolejnych długów.
Odkleiła się w końcu od niebieskich ust i spojrzała z bliska w szklące się oczy zaraz przy otoczonej blond lokami twarzy. Bystre, wesołe ślepia, tak żywe i lśniące. Jeżeli miały takie pozostać, było warto wpaść w długi. Dadzą radę, jakoś się wygrzebią. Jeszcze będzie przepięknie.
- Ja ciebie też Szafirku - wyszeptała jej prosto w nos - Mówiłam że cię kurwa nie zostawię, nie? Sorry dupeczko, ale jesteś moja i chuj. Handluj z tym - wyszczerzyła się zębato i spojrzała na drugiego rajdowca - Pod hotelem czeka mój człowiek, zabierze Angel w bezpieczne miejsce. Seiko, masz jakąś melinę żeby można się było w niej zabunkrować póki nie ogarniemy ze Starym? Zgred i jego wafel mogą wiskać teren, nie ma po co mu ułatwiać zadania.

- Słyszeliście?! Tygrysica mnie kocha! - niebieskowłosa Federatka chaotycznie spojrzała w stronę Seiko i Dzikiego a potem znów utonęła w spojrzeniu w oczach Tygrysicy. Jej niebieskie usta znów wpiły się w czerwone usta blondyny. Tym razem chciwie, namiętnie i agresywnie żarłocznie. Federatka naparła na klęczącą Julię całym ciałem tak gwałtownie, że przechyliła a właściwie przewaliła ją na plecy które uderzyły o wygodne siedzenie kanapy pojazdu. I nie przestawała całować będąc już właściwie na czworakach nad nią.

- Ojej... To naprawdę takie piękne... - Seiko dalej była wciąż pod wrażeniem całej sceny i wykazywała nadmiar emocjonalnej wrażliwości rozpływając się w szczęściu i radości tak na twarzy jak i całej sylwetce.

- No. - mruknął cicho Dziki wpatrzony w całujące się kochanki. Przygryzł wargę i zmrużył oczy po czym spojrzał na sterczące z przodu atuty masażystki. - Ale ona niech lepiej zaczeka tutaj. Tu nie tak łatwo ją wyłuskać. Inaczej już pewnie ktoś by ją sprzątnął i tą brykę też. - powiedział rajdowiec podążając dłońmi tam gdzie właśnie skierował przed chwilą wzrok. Seiko zareagowała cichym jęknięcie bo zapatrzona na rzadki objaw szczerego uczucia nie zauważyła chyba manewrów mężczyzny.

- Oj ja bym chciała pomóc. Ale nie mam warunków by przechować kogoś. - zasmuciła się Azjatka i powiedziała przepraszającym wzrokiem. Van Alpen chyba zbrakło oddechu albo wycałowała swoją radość bo odsunęła się od ust Blue choć nadal jej poświęcała roznamiętnione, drapieżne spojrzenie.

- Poza tym no kurwa laski, jak już w tym jednak siedzę to dwie rzeczy. Pierwsza to trzeba wymyślić bajerę dla Starszego bo babski lament, że Ted chce skasować jakąś laskę za jakąś brykę to chyba go nie ruszy. Bajera musi być sensowna. A dwie rzeczy no mam taką bajerę ale do cholery trzy laski a ja jeszcze nie zamoczyłem. A chcę jak cholera chcę. I chcę z każdą z was. Z każdą, z tobą też. - Dziki wydawał się trochę zirytowany i zdecydowanie za bardzo pobudzony by mówić spokojnie. Wcześniejsze manewry i zabawy rozbudziły go już jakiś czas temu do punktu kulminacyjnego ale coś jednak nie miał jeszcze okazji by upłynnić ten nadmiar aktywów z którąś z partnerek w tej bryce. Wskazał na końcu na Szafirka od której chyba najbardziej widocznie spodziewał się kłopotów i oporu.

- Ja bardzo chętnie. - Seiko zgodziła się od razu bo też już sprawiała wrażenie na gotową do zakończenia wstępnych zabaw. Maira uniosła twarz znad twarzy panny Faust i spojrzała krytycznie na drugiego rajdowca.

- No i dobrze. W sumie dawno chciałam spróbować. - van Alpen sprawiała wrażenie na wpółprzytomnej z adrenalinowego koktajlu pozytywnych endorfin i przygryzła seksownie wargę patrząc na Dzikiego. Tak nagłą zgodą musiała go zaskoczyć całkowicie bo spojrzał na nią i zaskoczonym i podejrzliwym głosem. - No daj spokój, przecież jesteś Dziki. Dziki z Ligii. TEN Dziki. Słyszałam o tobie jeszcze w Federacji. O reszcie też ale to ciebie byłam najbardziej ciekawa. Szkoda, że z bliska okazałeś się takim bucem. Ale jednak nie darowałabym sobie by nie skorzystać z okazji. - roześmiała się Szafirek patrząc na reakcję drugiej gwiazdy Ligii.

Panna Faust złapała górującą nad nią kobietę w pasie i szarpnęła tułowiem, zmieniając pozycję tak, że teraz ona była na górze.
- Aż żal nie skorzystać, co? - szepnęła, gładząc jej policzek wierzchem dłoni i dodała głośniej - Jakoś się nim podzielimy, co laski? Patrzcie jak fafarafi, że niby nam trzem da rade - wyprostowała plecy, siadając na partnerce okrakiem. Odwróciła wytapetowane pyszczydło w stronę gagnera i uśmiechnęła się szeroko - Masz bajerę i łeb na karku. Znasz miasto. Wiesz jak podejść Starego… no postaraj się… bądź miły - podniosła się do klęczek i na czworaka przeparadowała powoli w jego stronę, kręcąc odwłokiem i mówiąc niskim nosowym pomrukiem - Ty się postarasz, my się postaramy. Seiko aż przebiera tymi ślicznymi nóżkami i zaciera zdolne łapki… ale racja. Tyle czasu tu siedzimy, a ty taki niewyjebany… skandal - ostatnie powiedziała już przy nim, podrywając się do siadu i pchając go mocno w klatkę piersiową żeby się przewrócił. - Najpierw zabawa, potem obowiązki… to co, ty pierwsza? - spojrzała na Azjatkę i pocałowała ją przelotnie w usta. - Tylko zostaw coś dla nas. Zobaczymy czy jest taki szybko jak mówią.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 24-02-2017, 10:58   #513
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Szafirek pisnęła z zaskoczonej radości jakby znów miała szesnaście lat i robiła coś niezbyt mądrego i na pewno niestosownego gdy nagle blondyna przegibała ja dno pojazdu i sama usadowiła się na niej. Seiko przyjęła pocałunek wdzięcznie i chętnie. Ale prawie od razu oddała go z powrotem już znacznie bardziej mokro i chciwie demonstrując, że też ma już dość tej wstępnej jazdy. - Oj nie martwcie się dziewczyny oddam wam go w stanie do dalszej używalności. Przygotowałam wam lufki. - Azjatka wskazała kciukiem za siebie a brodą za plecy Blue na swój kuferek. Maira też się zaciekawiła i sięgnęła po leżące na kuferku masażystki przygotowane lufki z wetkniętymi w nie papierosami.

- Nie no kurwa laski, no co wy, ja nie mam szesnastu lat by się schlapać w pierwszym dotknięciu. - Dziki trochę się zgrywał na obrażonego ale słabo mu dość wychodziło z entuzjazmu do ukoronowania umowy pogłębieniem znajomości z każdą z trzech partnerek. Na to, że na początku miał się poznać z masażystką jakoś wcale nie wyglądał na zmartwionego czy zasmuconego.

- Ooo… Tak miałam nadzieję, że to przyniesiesz. Coś dla prawdziwej damy. Próbowałaś czarnego opium Tygrysico? - Szafirek na chwilę stracił zainteresowanie dwójką na tylnym siedzeniu i zajął się odpalaniem lufki. Drugą odpalała razem z pierwszą i podając żarzącą się pałeczkę w szklanej rurce blondynie.

- Wiem co lubicie. - Azjatka uśmiechnęła się i kusząco zarówno do obydwu kochanek jak i do klęczącego wciąż na kanapie mężczyzny. Nieśpiesznie odwróciła się do niego tyłem i zaczęła pochylać co raz bardziej aż znalazła się przed nim na czworakach prezentując mu się od tyłu w całej okazałości.

- O tak. Ty na pewno. - Dziki patrzył jak zahipnotyzowany na ten popis ale niecierpliwość była już obopólna. Mężczyzna pogmerał chwilę przy ich biodrach i tym co miało ich za chwilę połączyć i po chwili dał się słyszeć synchroniczny jęk zadowolenia u obydwojga. Niecierpliwość jednak nie pozwoliła jakoś specjalnie celebrować tej chwili i przez opary opiumowego dymu obydwie kochanki mogły obserwować drugą parę kochanków. Ich przymknięte powieki to otwarte czasem szeroko oczy, przyśpieszone oddechy wydobywające się przez usta i zaciśnięte zęby, pot ściekający po twarzach i nagły bezruch, protestujący jęk Dzikiego i zaciskające się kurczowo dłonie Azjatki. Chwila bezruchu. Podejrzliwość w oczach Szafirka. W końcu Dziki i Seiko oderwali się od siebie.

- Oh, panie Dziki. - Azjatka podniosła się do pionu i spojrzeniem, uśmiechem i pocałunkiem wyraziła swoje zadowolenie. Potem odkleiła się od mężczyzny i leniwie jak nażarty kocur przeczłapała obok swojego kuferka sięgając po trzecią lufkę.

- Jasne mała z tobą zawsze. - Dziki uśmiechnął się też widocznie zadowolony i spojrzał wyzywająco na kobiety z niebieskimi i blond włosami. - No? To która teraz ma ochotę na jazdę? - zapytał prowokująco unosząc brwi z drwiącym i przepełnionym samczą dumą uśmiechem.

- Sam się prosi. - uśmiechnęła się Maira i pocałowała Tygrysicę po czym poderwała się na czworaka zbliżając się tym kocim chodem do mężczyzny. - O czymś zapomniałeś. - powiedziała niskim głosem zajmując już miejsce tak blisko, że dłonią zaczęła sunąć po jego udzie ku górze. - Jak ja jeżdżę to ja prowadzę! - syknęła nagle do niego popychając gło dłonią tak, że ten opadł na plecy. Przez chwilę wyglądało jakby Dziki miał zareagować jak zwykle na ich konflikt ale tym razem Faderatka zaczęła sunąć dłonią po tym jego najważniejszym drążku by wreszcie dosiąść go całkowicie. Westchnęła chwilę przymykając oczy ale otworzyła je jeszcze i pochyliła się nad mężczyzną by go pocałować. - Pokaż mi Dziki. Pokaż mi te wasze detroidzkie rodeo. - wysyczała mu prosto w twarz na co ten coś wymamrotał najwyraźniej skutecznie sprowokowany.

I zaczęli te rodeo. Tym razem oboje byli usadowieni w poprzek wozu węc Blue i Seiko miały całkiem niezły wgląd na boczny profil obojga. Na unoszącą się pierś Dzikiego na których to spoczywały, to zsuwały, to błądziły dłonie Mairy. Na podrygujące i skaczące piersi Szafirka które Dziki próbował to łapać, to pieścić, to spróbować ich ustami. Widziały mokre od potu czarne włosy mężczyzny i niebieską burzę włosów kobiety które czasem odgarniał dłonią a czasem w ogóle nie było zza niejw idać jej twarzy.

- Wyjdź z nim na zewnątrz. Na stojaka albo na masce. On to lubi. - szepnęła do ucha Blue Azjatka gdy widać było, że rodeo przed nimi kończy się i para przed nimi zaczyna się uspokajać.

- Może jednak nie jesteś pod wszystkimi względami taki przereklamowany. - mruknęła Blue Angel gdy odzyskała zdolność w miarę zdyszanego mówienia całując znowu na pożegnanie swojego kochanka nim zeszła z jego bioder.

- No może jednak serio masz w sobie trochę stylu i klasy. - Dziki zrewanżował się też czymś w rodzaju komplementu. Niebieskowłosa kobieta zeszła z niego i znów rozchyliła ramiona i usta na przywitanie swojej Tygrysicy.

Przelotny uścisk i rozbawiony pocałunek, przy którym Julia dmuchnęła Federatce w twarz, zgarniając z niej pukiel niebieskich włosów. Wyswobodziła się delikatnie z objęć i ruszyła do rozwalonego w zasięgu ręki mężczyzny, ale zatrzymała się na nim, tylko przetoczyła na drugą stronę, wystawiajac nogi z bryki.
- To jeszcze jedno okrążenie - wymruczała, łapiąc go za rękę i ciągnąc za sobą. Większej zachęty nie potrzebował. Oboje wygramolili się z samochodu i ledwo stanęli na własnych nogach, już przejął inicjatywne, ciągnąc blondynę do przodu. Dała się prowadzić, przygryzając wargę i dysząc ciężko przez nos. Krok przed maską wyminęła go, okręcając się wokół żeby zgrabnym piruetem wylądować na masce. W głowie jej szumiało, krew płynęła jak szalona, a ona powoli rozchyliła zapraszająco uda. Podciągnęła nogi i zgięła je w kolanach, stawiając stopy na zimnej blasze. Patrzyła mu w oczy, wyginając się do tyłu. Dłoń do tej pory jeżdżąca po spoconym torsie oderwała się, podążając za panną Faust w geście jakim parę godzin temu wabiła do siebie Szafirka na parkiecie. To też przypominało taniec, tylko inny.
- Wjeżdżaj gdzie chcesz - głos jej chrypiał, palec kiwał hipnotycznie powoli - Ty wybierasz trasę.

Dziki dał się całkiem chętnie wyprowadzić i zgodnie poklaskał bosymi stopami za klapiącymi po betonie stopach Blue. Pomysł z maską wydawał się go cieszyć i bawić. Ale jak zobaczył i usłyszał ofertę Blue prężącą się bezwstydnie na masce swoje wdzięki i umiejętności to spojrzał jakby kanarek w klatce dał mu kluczyk do swojej klatki. Spojrzał przez tą chwile z autentycznym niedowierzaniem ale nie należał do tych mężczyzn którzy pozwalają by okazja poszła zapukać do innych drzwi. Wpakował się na maskę lądując między rozchylonymi tak zapraszająco udami blondyny. Położył dłonie na jej kolanach i zaczął sunąć nimi po jej udach co raz bardziej zbaczając ku ich wnętrzu gdy doszedł do miejsca gdzie się łączyły ze sobą. Przesunął palcami po rozgrzanym, wilgotnym wnętrzu i zjechał nieśpiesznie nimi w dół. Palce przejechały niżej na ten drugi otworek. Dziki który dotąd bacznie obserwował bogatość wdzięków Blue i wędrówkę po nich swoich dłoni teraz podniósł wzrok na twarz blondyny i jej oczy. W jego oczach pojawiło się nieme pytanie gdy kciuk lekko nacisnął na ten tylny otworek.
- Ja pierdolę. - mruknął widząc zachęcająco - przyzwalający zestaw spojrzenia błękitnych oczu blondyny. - Seiko! Dawaj tu ten żel do masażu! - krzyknął nie odrywając spojrzenia od oczu blondyny. Sam wyglądał jakby pożądanie z każdym oddechem pokonywało w nim zaskoczenie.

- Już niosę! - sądząc pod odgłosach z maszyny dziewczyny musiały odkleić się od siebie.

- Będziecie się masować? Teraz? Na masce? - Szafirek wydawała się zaciekawiona tak bardzo, że jej niebieska główka po zgrzytach siedzeń i ruchach z wnętrza suva wystawiła swoją niebieskowłosą główkę poza dach przez otwarte drzwi kierowcy na jakie pewnie przelazła.

- Gdzie tam kurwa masaż. - sapnął napalony rajdowiec w ogóle nie patrząc na Federatkę tylko wślepiony w ciało smukłej blondyny tuż przed sobą. Na razie sycił się wzrokiem i dotykiem badając jej ciało gdy czekał na wielki finał.

- No chyba. Byście chcieli masaż to przecież bym wam zrobiła. - dodała Seiko wynurzając się od strony pasażera z niewielkim pojemniczkiem klapiąc boso na zimnym betonie. Postawiła go na masce sama zatrzymując się przed maska.

- Jaki tam masaż. Nawilżacz potrzebny. - burknął roztargnionym głosem Dziki niecierpliwym gestem częstując się i obsługując samemu. Przez twarze obydwu dziewczyn przeleciało zrozumienie gdy domyśliły się co za numer właśnie zamierzają zagrać Dziki z Tygrysicą. Obie spojrzały na siebie poprzez dwójkę kochanków po czym sapnęły z zaskoczenia próbując coś powiedzieć, wymamrotać czy przekląć. Ale Dziki i Tygrysica już niezbyt ich słuchali. Rajdowiec dzięki specyfikowi Seiko wśliznął się w blondynę i oboje jęknęli z cicha. Szafirek nie wytrzymała i wskoczyła na dach który załomotał trochę pod jej ciężarem ale po chwili Blue widziała nad sobą burzę jej niebieskich włosów i twarz z niebieską kreską ust. *

Nadstawianie dupy z przenośni weszło w życie dosłownie. Blue uniosła wyżej biodra, zapierając się piętami i plecami o maskę, mięśnie na bokach szyi napięły się. Zacisnęła szczęki, oddychając przez usta i gapiąc się do góry, prosto w twarz wiszącej nad nią Federatki. Ramię z pazurami wystrzeliło do przodu, łapiąc ją za kark i przyciągając ustami do chciwych ust. Połączone stłumiły pierwsze parę syknięć, gdy jedno ciało pokonywało opór drugiego, wbijając się w nie coraz głębiej. Na szczęście typ miał doświadczenie w takich zabawach, zaczął powoli badając teren i nie spiesząc się. Ból mijał, wypierany przez coś kompletnie innego. W końcu panna Faust sama poruszyła niecierpliwie biodrami, zachęcając do wrzucenia wyższego biegu. Zamruczała przy tym, odsuwając pyszczek Szafirka na długość ramienia
- Nadstawiasz się złą stroną - zasuszyła do niej zęby, drugą rękę przenosząc między swoje uda. Podrapała Dzikiego po podbrzuszu i zajęła się sobą. Też chciała coś z numeru mieć - Wciąż mam wolne usta i palce... Seiko też nie będzie tak stać i marznąć. Jeszcze pomyśli że jej nie lubimy - poklepała Mairę po policzku. Zapluta nora o nazwie Det mogła przypominać Vegas, zależało pod jakim kątem i w jakim składzie się człowiek bujał. Czarna bejca nie przypominała wygodnego wyra, ale jak na improwizowane warunki impreza rozkręciła się prawilnie. Kwestia towarzystwa. Julia chyba łapała o co chodziło Azjatce z tym lubieniem pozostałych. Pewnie doszłaby do budujących wniosków, ale ciężko się jej myślało, a każde zderzenie pośladków z biodrami Dzikiego jeszcze to utrudniało. Jęknęła dając mu znak aprobaty.
- Bierz jak swoje - warknęła zaczepnie sprawdzony tekst na podobne sytuacje.

Szafirek wydawała się zaskoczona propozycją kochanki ale zaraz roześmiała się ładnie i z wyraźnym zadowoleniem w barwie tego śmiechu.
- Och, Tygrysico jesteś niesamowita, naprawdę niesamowita! - ucieszyła się Maira i znów zniżyła twarz by podzielić się z blondyną swoimi ustami i językiem z intensywną, roznamiętnioną chciwością.

- Oj to prawda. Jakbyście mnie tak zostawili to by mi przykro się zrobiło. - Seiko też uśmiechnęła się zaraz po tym jak brewki podskoczyły jej co nieco z zaskoczenia słysząc to samo co jej klientka na ten wieczór. Dziki tylko się nie roześmiał choć prychnął czymś o podobnej barwie gdy sapał i stękał pompując blondynę rozłożoną na masce czarnego suva.

- Taka mocna jesteś? - mruknął chyba udanie sprowokowany przez Blue swoją zaczepką. Zaczął zwiększać tempo akurat w podobnym momencie gdy Maira oderwała się ustami od Julii i zaczęła manewrować na skraju dachu i maski by przyjąć proponowaną przez nią pozycję. Wcześniej jednak nie omieszkała skorzystać z okazji by usiąść na niej i znów spróbować trafić niebieskimi ustami w te czerwone. Przy okazji celowo czy nie przewędrowała dłońmi i ustami po jej twarzy i trzęsących się wesołym rytmie piersiach. Z okazji skorzystała Seiko która dostała się na maskę która przy skumulowanym naporze czterech ciał jakoś jakby mocniej łupnęła metalicznie choć nadal mogła robić za twarde, zimne, improwizowane łóżko. Masażystka kicnęła się obok całujących się dziewczyn dołączając swój zestaw dłoni i ust co na chwilę zastopowało zirytowanego tym wtrąceniem Dzikiego.

- Przestań sapać Dziki jakby ci się jakaś krzywda działa. - Szafirek prowokacyjnie postawił się do pionu napierając plecami na tors drugiego rajdowca i przechylając głowę gdy szukała ustami jego ust. Ten skorzystał z tego przerywnika dołączając swoje dłonie zwolnione z bioder Blue i skierowując je na piersi Mairy. Sejko też skorzystała korzystając z chwili małego sam na sam z blondyną by popanoszyć się swoimi rączkami i ustami po jej piersiach, ustach i twarzy. Gdy Federatka mrucząc z zadowolenia a nie jak zazwyczaj warcząc na drugą gwiazdę Ligi powstała w końcu do pionu na masce nagle z perspektywy Blue wydała się jej strasznie wysoka stojąc właściwie nad nią. Za to zwolnione przy Dzikim miejsce zajęła Seiko przyklejając się do niego na chwilę choć w wygodniejszej dla obojga pozycji frontowej.

- Może jest ze złej strony? - Blue wymruczała zaczepnie, łapiąc Azjatkę za pośladek i przyciągając do siebie. Z tej perspektywy też miała niezłe widoki - Raz w dupę to nie pedał, a o północy się zeruje.

- Tobie coś za dobrze idzie by coś rekonfigurować.
- odparł Dziki a dziewczyny roześmiały się słysząc złośliwostkę blondyny. Do tego Seiko radośnie zapiszczała z uciechy gdy dłonie blondyny zgarnęły ją do siebie. Dwójka rajdowców widząc to i słysząc też. Maira uniosła jedną ze swoich smukłych nóżek by nie przeszkadzać w operacji zgarniania Azjatki na klatę blondyny. Sama jednak dla równowagi złapała się za krawędź dachu. Czy celowo czy nie teraz Blue miała nad głową roześmianą kusząco twarz i piersi błękitnokrwistej a na sobie tuż przed sobą cały, zgrabny kuferek masażystki. Azjatka drażniąco podrygiwała i ocierała się o tak zaborczą kochankę zaś Dziki nagle uwolniony od uścisków i pocałunków dziewczyn odzyskał swobodę manewru. Tyle, że miał perspektywy podobne jak Blue choć w trochę innej perspektywie. Przed sobą miał wypięte tylne wdzięki Federatki, nieco niżej chętną i roześmianą twarz Azjatki a sam wciąż był przyszpilony do penetracji blondyny leżącej na samym dole tej piramidki.

- Dziki, co ty kurwa, do szkoły chodziłeś że takie trudne słowa znasz? - śmiech Blue był zduszony przez ciężar dwóch ciał spoczywających na jej ciele. Zrobiło się duszno, ale i ciepło, gdy żywa kanapka z Azjatką w środku poruszała się synchronicznie i w pełnej zgodzie.
- Jeszcze wyjdzie, że umie liczyć inaczej niż na palcach i tłokach silnika - szepnęła rozbawiona do niebieskowłosej wyciągając szyję i całując ją na koniec zdania. To nie było miejsce na gadki, nie z kompaktowymi widokami przed nosem. Blondyna bez skrępowania skorzystała z nich, zatapiając w nich usta i palce. Ssała, lizała i zagłębiała się w chętnym, gorącym ciele, słuchając jego reakcji i dostosowując do nich działania. W międzyczasie ścisnęła uda na bokach ligowca na krótką chwilę, żeby nie myślał że o nim zapomniała.

- Nigdy nie robiłaś rekonfiguracji silnika? - Dziki spojrzał nieco wychylając się w bok by choć na chwlę dojrzeć twarz blondyny. Minę miał ironiczną i najwyraźniej się zgrywał. Chyba. Bo Maira jakoś się jednak roześmiała choć zgrane było to zarówno z ripostą Dzikego, jego głośnym trzaśnięciem dłoni w jej wypięte wdzięki, tym co jej oczy widział jak dzielnie i z zaangażowaniem Tygrysica zaspakaja Seiko i jak ta jęczy i mruczy z zadowolenia.

- No wreszcie ktoś mnie, a nie ja zawsze kogoś. - wymruczała uszczęśliwiona Azjatka na chwilę rozkoszując się pieszczotami serwowanymi przez usta, język i palce blondyny.

- Oj Seiko, przecież też ci tak robiłam. - Szafirek coś starał się chyba przypomnieć Azjatce w swoich zasługach na co ta z grubsza pokiwała głową ni to zgadzając się ni po prostu przeżywając własny moment rozkoszy.

- Właśnie ja też dopiero co cię obrobiłem. - Dziki też chyba czuł się co nieco pominięty w liście zaspokajaniu masażystki na co ta znowu roześmiała się kiwając zgodnie czarnowłosą główką.

- Oj no wieemm… - mruknęła w końcu Seiko z wyraźnym zadowoleniem. - Ale Tygrysica mnie jeszcze nie obrabiała. - wymruczała zadowolona Azjatka. - A ja jej chyba też niezbyt. - masażystka wiedziała jak się zrewanżować i pochyliła się tak, że przeszorowała swoimi dwoma jędrnymi atutami po brzuchu panny Faust by przy jej kroczy zrewanżować się też jeszcze ustami, językiem i palcami pracowitej blondynce.
Gdy Azjatka obniżyła poziom Dzikiemu do pewnego stopnia wyczyścił się widnokrąg i już w pełni ujrzał przed sobą wciąż wypięty tył schylonej Federatki. Te odwróciła się na ile dala radę twarzą i prowokująco zakręciła bioderkami.

- Jedziemy palcówy? A dobra, chodź tu. - Dziki spojrzał na chwilę w dół ale Seiko co nieco blokowała mu swobodę manewru wdzięcząc się do kobiecości panny Faust. Złapał więc za biodra Federatki i przyciągnął do siebie też badając jej wnętrze za pomocą palców, ust i języka. Maira zaczęła rmuczeć z zadowolenia wciąż oparta o skraj dachu wozu.

Jaka ta kompaktowa Azjatka była urocza i wdzięczna. A jaka zdolna! I mądra… same zalety, żadnych wad - tych panna Faust nie umiała teraz dojrzeć, przeszkadzały w tym dreszcze przeszywające ciało i nabierające mocy z każdym pchnięciem Dzikiego i każdym dotykiem Seiko w strategicznej sferze.
- Nigdy… nigdy nie chapałeś dzidy… razem z klamotami? - odcięła się odrywając na chwilę od roboty, po czym wróciła do niej z chęcią i radością, oddając kobiecie przyjemność którą ona jej ufundowała. Nad wszystkich powiewały niebieskie włosy, echo przyspieszonych oddechów drażniło nerwy. Szkoda że runnerowy łachmyta nie widział co teraz działo się z jego wychuchaną furą. Zdziwiłby się… i może dołączył. Dobra dupa była z niego, nadawałby się na piątego.A jak on to i ten łysy Taylor, ta ruda też. Taka mała… musieliby uważać żeby jej nie zgnieść…
- No żesz kurwa - westchnęła, a myśli odpłynęły, kiedy głos zmienił się w jęk którego nie zamierzała powstrzymywać, bo i po co? Byli sami swoi.

Jęk skatalizował kolejne reakcję u reszty. Ciężko dyszący Szafirek też pojękując opadł w dół ześlizgując się dłońmi po przedniej szybie wprost na pośladki Seiko i twarz Tygrysicy. Azjatycka ślicznotka też była w trakcie przeżywania szczytowej przyjemności. Dech rajdowca znowu przyśpieszył i znów odezwało się jego gorącokrwiste zniecierpliwienie. Widząc efekt powszechnego niesienia wzajemnej miłości i przyjemności wśród trójki kobiet też widocznie miał ochotę na swoje kulminacyjne pięć minut.

- Chyba się skończyło. Ale pan pozwoli, że się tym zajmę. - odezwała się rozkosznym mruczeniem rozanielona Azjata z charakterystyczną dla siebie uprzejmością i chęcią współpracy. Blue poczuła jak Dziki się z niej wysuwa a Azjatka coś pracowicie majstruje przy nim sięgając obficie do pojemniczka z żelem. O samą wygodę i komfort blondyny też zadbała nawilżając ją własnoręcznie. Dziki uszczęśliwiony, że znów może zabrać się do pogłębiania znajomości z panna Faust zabrał się z werwą do pracy. Szafirek ostatecznie poddała się sile grawitacji i zaległa przy Seiko i swojej Tygrysicy. Azjatka też wróciła do bardziej cywilizowanej pozycji i przed zbliżającym się finałem wszystkie trzy kobiety przeżywały razem finał jaki miał nastąpić w jednej z nich ale radość i satysfakcję odczuwały wszystkie trzy. Rajdowiec w końcu doszedł do tego najważniejszego dla siebie i nie tylko momentu gdy jego ciałem szarpnęły spazmy, zasyczał coś niezrozumiale, znieruchomiał wyprężony by w końcu z jękiem ulgi opaść na ciało kochanki o blond włosach. Zarówno na nią jak i na niego czekały chętne i kojące dłonie i usta kobiety o czarnych i drugiej o błękitnych włosach.

Rozleniwienie i błogość umożliwiająca zebranie się do kupy. Nie było potrzeby, jeszcze nie teraz. Zaraz kurwa, nie paliło się. Pięć minut nikogo nie zbawi, do świtu mieli jeszcze czas, tak przynajmniej Julia sobie powtarzała zbierając chaos myśli w jeden porządek. Zrobiło się jej dobrze, ciepło i tak potwornie miło, że aż miała ochotę walnąć jakimś banałem, ale w porę się powstrzymała. Nie pamiętała już kiedy ostatni raz znalazła się w kimś, pod kimś i na kimś, na kim by jej zależało. Dyszała jak po przebiegnięciu mili sprintem, ocierając spocone czoło i układając głowę na szybko poruszającej się piersi kobiety z Federacji. Od góry ciążył jej Dziki, ale to był dobry ciężar. Pozytywny. Wbrew ustalonym normom zachowania i manierom zblazowanej suki, przytuliła go mocno do siebie, głaszcząc czule po krótkich włosach, plecach i twarzy.
- Jestem Blue, po prostu Blue - powiedziała nieobecnie wpatrzona w sufit wysoko nad głową - Trzeba to powtórzyć. W tym składzie, żadnym innym. Mówiłeś że masz bajerę dla Starego, taką którą łyknie jak pelikan. Pomóż nam… - delikatnie chwyciła jego brodę i zmusiła do spojrzenia w twarz. Przełknęła gorzką flegmę, własną dumę i dokończyła słowami których nie wypowiadała, a od których krew ścinała się blondynie w żyłach - Proszę Dziki, bez ciebie nie damy rady.

- Blue? Dla mnie zawsze będziesz moją Tygrysicą. - Szafirek z lubością wręcz gościła na swoich piersiach głowę Tygrysicy. Jej dłonie z lubością i czułością, delikatnie uniosły twarz blondyny by pocałować ją w tym razem czułym i delikatnym pocałunku.

- Ojej, piękne. - na wpół leżąca obok Seiko pieszczotliwie odgarniała swoimi smukłymi palcami włosy to jednej, to drugiej kobiety albo jedynego mężczyzny na masce tego czarnego suva. - Blue też bardzo pięknie. Mnie prosze mówić po prostu Seiko. - dodała zaraz grzecznie Azjatka podając swoją dłoń do tego oficjalnego przywitania.

- Blue? Fajnie. Prosto. Jak Dziki. - mężczyzna wydawał się rozkojarzony i generalnie przedstawiać leniwe “tuż po”. Senność jednak minęła gdy Blue okazała mu uczucie na sam koniec. Wydawał się tym być jeśli nie zaskoczony to co najmniej zaintrygowany.

- No tak, zdecydowanie musimy to powtórzyć. - niebieska główka pokiwała zgodnie uśmiechając się rozkosznie z zadowolenia na te “tuż po” i do tych przyszłych powtórek.

- Oj ja też bym bardzo chciała. Z wami to bym chciała to robić nie za pieniądze. - Seiko też się rozkleiła na takie wyznania i wyglądała na naprawdę zadowoloną i szczęśliwą kobietę w tej chwili.

- No. Z Seiko to wiem ale z was to myślałem pozerki siebie warte wyjdą. A tu proszę proszę… - mężczyzna uśmiechnął się zdradzając swoje początkowe nastawianie a Maira roześmiała się słysząc tą nowinę.

- Dziki prawdziwa dama umie wszystko co chce umieć. I robi to co chce. Co ty myślałeś, że ja rypać się nie umiem? - Szafirek wydawał się być w znakomitym humorze. Dziki wzruszył ramionami i wepchnął sie między kobiety. Teraz całą czwórką chwilę leżeli obok siebie na nieco pogniecionej ale nadal całej, czarnej masce terenówki.

- A tak. Ten Starszy. - Dziki bawił się jeszcze jeżdżąc dłońmi jednej dłoni po ciele Blue i drugiej po ciele Seiko. Mówił jakby musiał zmusić się do mówienia o niechcianym temacie.

- No mówiłeś, że znasz sposób. - Szafirek przytaknęła popierając pytanie Tygrysicy wodząc swoimi palcami balet na ciele Blue pospołu z jedną z dłoni Dzikiego.

- Z bryką nie zadziała. Znaczy wątpię by zadziałało. Trzeba coś większego. Projekt. By przykuć uwagę Starszego na tyle by chciało mu się cokolwiek robić. No i myślę, że coś takiego to mógłby być Wyścig. - wyjaśnił wciąż nieco leniwym i zaspanym głosem rajdowiec. Dłoń Mairy zwolniła a przez twarz przebiegł jej wyraz podejrzliwości gdy spojrzała bystro na drugiego ligowca.

- Jak Wyścig Dziki? - zapytała chyba choć na chwile spychając euforię własnie przeżytej przygody w cień.

- No Wyścig. Wyścig o ten samochód. Tak go jest szansa wyślizgać Schultzowi. - mruknął rajdowiec uspokajając oddech po ostanie galopadzie.

- Wyścig?! Zgłupiałeś Dziki? Liga organizuje Wyścigi a nie Schultze. A zanim oni coś zorganizują to mnie dziesięć razu skasują! - fuknęła już w pełni rozzłoszczona van Alpen podnosząc się prawie do pionu.

- Uspokój się bo ci żyłka pęknie. - gwiazda Ligii wydawała się kompletnie nie przejęta wybuchem drugiej gwiazdy. - Zastanów się. Kto wie teraz o tej furze? My, stary zgred no i wałachy Handa czyli też stary zgred. No ten od Runnerów co mu zajumałaś furę też pewnie by miał coś do ciebie za ten numer no ale chuj, słyszałem, ze wyjechał z miasta więc chwilowo jest z bani. Więc kto wie teraz tak naprawdę? My i Schultz. Chujowe rachunki dla nas. Więc trzeba znaleźć kogoś kto ma większego gnata niż Schultz. Kto ma? - Dziki popatrzył na niebieskowłosą kobietę i ta na razie przestała się pieklić widząc, że do czegoś zmierza choć nie była chyba jeszcze pewna do czego.

- Starszy? - zapytała już ostrożnym tonem Szafirek.

- Nie. Starszy to powiedzmy, że może jest równy Staremu i ma na niego jakiś wpływ. Ale nie nazwałbym go silniejszym. - odparł Dziki kręcąc głową. Rozbudził się na tyle, że już całkiem ładnie poczynał sobie z piersiami i koreczkowymi zakończeniami u Blue i Seiko.

- Liga - Blue dorzuciła swoje mało przytomne rozmyślania - Det to Wyścigi. Zgred może i ma dużą spluwę, ale ludzie kochają swoje gwiazdy. Bo chyba nie jebane czarnuchy - prychnęła z obrzydzeniem i niechęcią.


- Dokładnie! - Dziki wskazał palcem wskazującym na blondynę na chwile przestając bawić się jej piersiami. - Liga! - ciesząc się, że ktoś tu myśli podobnie do niego.

- No może i tak ale oni nie dadzą rady przepchać w czasie szybszym niż liczonym w tygodnie i miesiące! - frustracja Szafirka znów zaczęła rosnąć co okazywała unosząc ramiona ponad niebieska głowę w geście poddania się rozpaczy.

- Liga. Ja mówię o prawdziwej Lidze. A nie tych fagasów z wieżowców. A prawdziwa Liga to ty i ja. Rajdowcy. - wskazał palcem na siebie i na Mairę. - Nasze załogi. - palec skierował w dół na leżącą poniżej Blue. - Nasi fani. - wskazał kciukiem za siebie na leżącą za nim Seiko.

- Co ty chcesz zrobić Dziki? Wyścig poza Ligą? Wściekną się. Zaraz coś nam wtedy też naślą dla przypomnienia co jest grane. - Szafirek zmrużyła oczy ale wydawała się już być zaciekawiona.

- Chyba, żeby zrobić wyścig gwiazd Ligii bez Ligii. Spontan. Tak jak bywało kiedyś zanim obrośli w piórka za tymi swoimi biurkami. A nic nam nie zrobią jeśli to będzie powszechne, wystartuje całe miasto. I będziemy mieć opiekuna. - Dziki zaczął wyjaśniać zawiłości swojego planu a drugi rajdowiec słuchał z rosnącym zainteresowaniem.

- Ten opiekun to kto? Starszy? - zapytała Szafirek gdy przeanalizowała wypowiedź rywala z torów.

- Nie. Schultz. - uśmiechnął się z wyższością Dziki.

- Schultz nie organizuje Wyścigów. Zresztą po co miałby to nagle robić? I co ma do tego Starszy? - zauważyła niebieskowłosa Federatka marszcząc brwi i nosek.

- Żeby zdobyć nagrodę. - palec Dzikiego oparł się wymownie o szybę i dach przy okazji obejmując zasięgiem ramienia i Blue i Szafirka. - A Starszy, przekonany Starszy, umożliwi nam dotarcie do Teda Schultza.- wyjaśnił kolejny element planu.

Dziki nie był taki głupi na jakiego pozował. Może i na pierwszy rzut oka dało się go wziąć za kogucika wożącego się po rewirze i zaliczającego wszystko co dogoni, ale pozory myliły. Blue sugestywnym gestem przyłożyła na powrót jego ręce do swojego ciała, dając do zrozumienia, że ma się skorzystać z podzielności uwagi.
- Tatko miał takie powiedzonko - mruknęła zadumana ciągle lampiąc się w sufit - "Chleba i igrzysk". Dasz ludowi żarcie i widowisko, będzie siedział grzecznie i uważał cię za dobrego włodarza. Zagłodź go, skaż na nudę - szybko zacznie mu odpierdalać w kierunku roszad na stołkach. Wściekłym, niezadowolonym tłumem łatwo manipulować. Wystarczy jeden cwaniak i może się zrobić grubo. Nawet jak nie ma chleba, wystarczy dać dobre igrzyska. Emocjonujące zajęcie odwracające uwagę od szarego gówna dnia codziennego. Nagroda którą można zgarnąć, Wyścigi. Rywalizacja, walka, współzawodnictwo i całe miasto wygłodniałych sensacji ludzi. Kto prócz nas pojedzie, kogo możecie ściągnąć z Ligii? - odwróciła twarz do kochanka, przekładając udo przez jego biodra.

- O, o, o! Blue widzę kuma czaczę. - uśmiechnął się Dziki wskazując palcem na leżącą przy nim i już właściwie trochę na nim blondynę. Potem jednak wrócił dłonią do tego jakże ciekawego detalu kobiecej anatomii i zaczął z zafascynowaniem jakby robił to po raz pierwszy bawić się. Ruchy miał dość synchroniczne więc obie dłonie nieśpiesznie zabawiały się z koreczkami wetkniętymi w piersi Blue i Seiko.

- No zaraz, nie tak prędko. - Maira wydawała się być zamyślona ale i zaciekawiona. Nie chciała być chyba na bocznym torze w tej dyskusji więc przeczłapała się od frontu bez ceregieli siadając na wyeksponowanym rajdowcu jakby znów miała zamiar zacząć go ujeżdżać. Tym razem jednak zamyślona mina wskazywała, że błądzi myślami i z planami gdzie indziej niż przy lędźwiach swoich i gwiazdora z Ligi. - Chcesz się spotkać z samym Tedem? - uniosła brwi patrząc pytająco na twarz rajdowca. On jednak pokiwał co prawda głową w odpowiedzi ale stracił dla niej większość zainteresowania gdy spoczęła mu na biodrach i na tym poprzestał obserwując bardziej swoje dłonie i dwie pary piersi po jakich każda z nich błądziła. - Niby czemu Ted miałby zgodzić się wystawić brykę jaką tak bardzo chce jako nagrodę? - zapytała krzywiąc swój nosek w grymasie niepewności i koncentracji.

- Nie, on jej nie wystawi. My ją wystawimy. Na widok publiczny. Jako lizak do zdobycia. Jak ją chce niech wystawi swoją ekipę. Wygrać raczej nie wygrają, nie w tym sezonie. Nie z nami. - rajdowiec na chwilę oderwał dłoń od piersi Blue i wskazał na swoją pierś i piersi Szafirka. Po chwili jakby zastanowienia gdy palec wskazujący zamarł mu w pobliżu piersi Mairy, jego dłoń jakby zorientowała się, że ma nowe zabawki w zasięgu i zaczęła sunąć i ugniatać nowe piłeczki.

- Dziki teraz to wiesz… Ale na Wyścigach to zwycięzca jest jeden. I ja ci powiem, że mnie się ta fura podoba i chce ją mieć dla siebie. I mojej Tygrysicy. - Szafirek pokręciła głową dostrzegając słaby punkt planu Dzkiego dopiero gdy wspomniała o Blue spojrzała na nią z uśmiechem. - A zwycięzca może być jeden i nagroda jest tylko jedna. - rozłożyła dłonie podkreślając, że na te prawidło nic nie poradzi.


- No tak. W normalnym Wyścigu tak. Ale w deathmatch? - Dziki filuternie uśmiechnął się do drugiego rajdowca i w tym samym momencie ścisnął dłonią pierś van Alpen nieco mocniej. Dziewczyna zareagowała uniesieniem brwi i cichym, nagłym westchnieniem o zaskoczonej barwie ale nie było znać czy tak zareagowała na słowa czy ruch dłoni.

- No tak! W deathmatch są drużyny! Albo pary! Wystarczy, że zostanie jedno z nas i też wygramy! - Szafiek wyraźnie się ożywiła nabierając wiary i nadziei w ten plan konkurenta z Ligii który właśnie buszował dłonią po jej piersiach. Dłoń jednak oderwała się od niej i z powrotem wylądowała na lądowisku wśród pagórków blondyny.

- A skąd wiecie, że nie każe zakosić fury po Wyścigu jeśli jego team nie wygra? - zapytała Seiko przesuwając dłonią po piersi Dzikiego. Dłoń była błyszcząca i śliska zostawiała za sobą błyszczący ślad a w nozdrza doszedł ich charakterystyczny zapach specyfików używanych przez masażystkę identyfikowalnych dla każdego kto skorzystał choć raz z jej usług.

- Nie wiemy. Ale bryka będzie już spalona. Jak ją zajuma i skitra to całe miasto będzie wtedy o tym wiedzieć. Teraz to w sumie ja oficjalnie nie mam tej fury więc to tak samo jakby on ją zajumał albo znalazł gdzieś w Ruinach. - odpowiedziała niebieskowlosa Federatka opierając się dłońmi o pierś rajdowca i pozwalając by włosy i piersi swobodnie zwisały nad nim.

- A rozpuścić wieści można od razu. Wrócisz na imprezę do siebie i przetrzymaj ilu się da aż wrócimy z Blue do was. Powiemy na czym stoimy. Jak Schultz się zgodzi to może nawet dzisz wieczór. Wtedy puścimy farbę a oni rozniosą plotę po mieście. - Dziki powiedział z cwaniackim brzmieniem głosu choć skonsternowanym głosem. Miał ograniczoną podzielność uwagi gdy dłonie masażystki wędrowały po jego torsie, jego dłonie błądziły po jej i piersiach Blue a tu jeszcze Szafirek prowokowała go swoimi wdziękami tuż przed swoją twarzą.

- Brzmi nieźle. Na tyle na ile może w tej sytuacji. - przyznała Federatka patrząc jakby nawet z sympatią na mężczyznę okrążonego przez nią i jeszcze dwie kobiety.

- Zostawię ci mój cień. Troya. Szkolił go Tatko do mieszania planów takich jak ja. W Vegas każda znacząca Rodzina ma takich jak my, ogarnia na co zwracać uwagę, a że ruchał to się skupi na robocie - panna Faust poklepała lewą ręką niebieskowłosą po pośladku i wyszczerzyła się niewinnie - Na dłuższą metę jest wkurwiający jak wrzód na dupie, ale na fachu się zna i nieźle się posuwa, więc korzystaj śmiało. Gdzieś na parkiecie powinna się też kręcić Al. Zostaje nam ostatnia kwestia. Bryka bryką, ale Szafirek ciągle ma wyrok nad główką. Czego tak Zgred się wkurwił, czym konkretnie mu podpadłaś? Słyszałam same sapy i ploty.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 24-02-2017, 10:59   #514
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Pytanie Tygrysicy zauważalnie wzbudziło zastanowienie i zwłokę w odpowiedzi Szafirka. Dziki też wydawał się zainteresowany jej odpowiedzią więc czekał. W tym czasie palce jego dłoni przesuwały się po wybranej piersi blondynu. Palce nieśpiesznie koncentrycznie sunęły od nasady piersi do ich czubka a potem zaczynały wędrówkę od nowa. Tyko niezmordowana Seiko zdążyła już rozprowadzić swoje wonne smarowidło bo klacie, brzuchy mężczyzny i teraz akurat dochodziła do złączenia ciał obydwu rajdowców zachodząc już dłońmi na uda i podbrzusze niebieskowłosego.

- Moi ludzie byli w Mechstone. Po części do mojego Mitsu. - zaczęła w końcu van Alpen raczej poważnym głosem patrząc gdzieś w swoje wspomnienia. - Musisz się ze mną przejechać moim Mitsu, Tygrysico. - wzrok wrócił niebieskowłosej kobiecie do tego świata i spojrzała wesoło na blondynkę.
- Small Bastard ma kopa ale mówię ci to jednak nie to co mój Mitsu. W Mitsu to dopiero zaszalejemy. - pokiwała głową z niebieskimi włosami przygryzając z ekscytacji wargę. Dziki parsknął i pokręcił głową mając widocznie inne zdanie. Seiko na chwilę wyprostowała się do pionu. Leniwym ruchem nabrała w dłonie swojego specyfiku do masażu i rozlała a potem rozprowadziła sobie po piersiach skutecznie na chwilę przykuwając większość oczu gdy tak masa mieściła pod jej palcami mlaszcząc kusząco.

- Twój Mitsu. - machnął pogardliwie ręką Dziki wpatrzony w dłonie i piersi Azjatki. - Mój fordzik to jest maszyna. - oderwał w końcu od nich wzrok od frontu masażystki by ironicznie i wyzywająco spojrzeć na drugą z gwiazd Ligi.

- Mustang? Tandeta. W ogóle bez klasy. - Federatka machnęła pogardliwie dłonią też przerywając chwilową zawiechę by po raz kolejny zmierzyć się z drugim rajdowcem.

- Ale za to ma moc. A na klasie to za cholerę się nie znasz. - parsknął mężczyzna mierząc wyzywającym spojrzeniem kobietę siedzącą mu na jego biodrach. W tym czasie Azjatka skończyła swój proces przygotowawczy i zgrabnie przeszła na nogi Dzikiego siadając tuż za van Alpen.

- A co z tym Mechstone? Co tam się stało? - spytała cichutko wtrącając się i przerywając ten pojedynek gwiazd. Maira jęknęła cicho i przymknęła oczy gdy Seiko pierwszy raz przesunęła swoimi śliskimi piersiami od jej krzyża po łopatki.

- Plotki. - sapnęła Federatka unosząc głowę ku górze i przymykając oczy. Dłonie Azjatki przesunęły się z jej ramion do przodu zaczynając rozpracowywać żel na brzuchu i biodrach Szafirka. - Przynieśli plotki. Że stary zgred szuka tej bryki. I, że ten jego Rusek w kapeluszu strasznie mi bruździ. Stary go ciśnie czy on jego więc brzmiało poważnie. - wymruczała do sufitu Federatka z wciąż zamkniętymi oczami. Dziki obserwował z żywym zainteresowaniem reakcje niebieskowłosej kobiety na widoczne dla niego i Blue dłonie Azjatki nieśpiesznie i zmysłowo rozprowadzające żel po ciele błękitnokrwistej. - A po ostatnim Wyścigu spotkałam w kiblu na imprezie jakąś laskę. Pogadałam z nią przy pudrowaniu noska. Ona się bujała z jakimś fagasem od Schultz’ow. I od niego wiedziała, że stary spuścił albo ma spuścić psy Handa na mnie. Więc miała ostatnią szansę by się z nimi dogadać. Tą brykę za odszczekanie jego kundli. - wysapała z trudem Federatka gdyż oddech znów zaczynał jej co raz bardziej przyśpieszać pod wpływem azjatyckiej sztuki masażu praktykowanej właśnie na niej przez Seiko.

- To w sumie Kapelusznik jest ważny. Ma do ciebie żal. - mruknął Dziki też na nowo przejawiając zwiększoną aktywność. Popatrzył chytrze na Blue jakby coś właśnie uknuł.

- Jaka to różnica? Teraz już polują na mnie. Ale na szczęście z całej sfory psów i kundli pierwszy do mnie dotarł prawdziwy tygrys. - Maira opuściła głowę, otworzyła oczy, uśmiechnęła się i skierowała dłoń w stronę Julii.

Ręka ze schowanymi teraz szponami leniwie podniosła się do góry i panna Faust złączyła swoje palce z palcami Federatki. Coś w tym było, z tym wyścigiem sfory i Kapelusznikiem. Pamiętała ich rozmowy w gabinecie Anny, na pietrze Grzesznika.
- Wkurwia się na ciebie, bo non stop wygrywasz, a Zgreda chuj strzela. - mruknęła patrząc jej w oczy - Wymienił ekipę i jak nie zadziała jest opcja że Zgred wymieni jego… a ty czego tak się lampisz jakbym ci na wysokości zadania klęczała? - spytała Dzikiego, nie omieszkując polizać go na koniec po ramieniu.

- A bo co? Nie chcesz tak spróbować? - Dziki odbił się od szyby suva do bardziej pionowej pozycji i skinął głową w stronę pary siedzącej na jego nogach. Jego dłonie usadziły Blue też w pionie choć dzięki temu była nieco obok niego ale już na swobodnym zasięgu dłoni do Szafirka. Jej zaś gest splecionych dłoni chyba bardzo się spodobał a Seiko znad jej ramienia też się rozpromieniła. W efekcie wymownym ruchem przesunęła znów piersiami po plecach Mairy i ta znów cicho syknęła przygryzając wargi i przymykając oczy. Dziki w tym czasie sięgnął do tego samego pojemniczka co korzystała z niego masażystka i nabrał tego seikowego specyfiku.

- O. Chce pan wymasować pannę Blue? Jak miło. - ucieszyła się Azjatka która w lot odgadła intencje rajdowca. - Niech może spróbuje najpierw rozmieszać w dłoniach. To ogrzewa i jest bardziej przyjemne. - podpowiedziała i mężczyzna uniósł brwi ale postanowił się dostosować do wskazówki profesjonalistki. Zaczął mieszać specyfik w dłoniach przyglądając się blondynie ustawionej teraz do niego trochę od boczno - tylnego profilu.

- No to trzeba tego Ruska ugłaskać. Teraz jak Hand spuścił sforę no to już przepadło. Ale można zrobić nowy deal. - Dziki przerwał kładąc dłonie na ramionach blondyny. Nieco pochylił się do siebie zerkając na jej front. Potem pozezował na drugą parę a Seiko jakby na zamówienie właśnie obrabiała piersi Mairy.

- Jak mam niby go ugłaskać? Jednego albo drugiego? Przecież nie przestanę się ścigać i wygrywać. - mruknęła rozkojarzonym głosem van Alpen oddychając co raz szybciej.

- No nie wiem. - mruknął czarnowłosy rajdowiec wracając spojrzeniem do blondyny. - Pojeździj dla nich. - dodał też już zaabsorbowany w znacznej mierze czekającym go zadaniem. - No nie wiem. Przód czy tył? - zapytał siedzącej przed nim panny Faust wciąż trzymając dłonie na jej barkach z których mógł właśnie zsunąć je na przód lub jej tył.

- Chyba cię pojebało Dziki. - Szafirek prychnęła chyba ze złością czy niedowierzaniem jednak Azjatka już w sporej części rozpraszała ją i jej emocje.

- Od tyłu mnie jeszcze nie brałeś - Blue zaczęła od priorytetów, obracając się i pocałowała Dzikiego na zachętę. Przechyliła się aby mu ułatwić zadanie, ale spojrzeniem łowiła spojrzenie Mairy.
- Szafirku, to ma sens. Nikt nie mówi że już do usranego chujem końca świata masz jeździć u Zgreda - puściła jej dłoń, zaczynając wędrować palcami ku górze. Opuszki sunęły po śródręczu, aż objęły nadgarstek - Wyrobisz sobie niezależność, pozycję i dopiero wtedy będziesz bezpiecznie mogła się na nich wypiąć, teraz kurwa za wcześnie. Przyczaj się, a potem dasz im popalić. Parę zwycięstw, Zgredowi zejdzie ciśnienie, Kapelusznikowi betonowe buty nie zaschną do końca. Wiem co lubi. Gdzie i z kim się buja. Co go wkurwia, czym go sobie owinąć wokół palca. Pojedziesz ze mną, nie odmówi. Wkurwi się, ale nie zrobi nic głupiego. Znam go dobrze… opowieść na kiedy indziej. Może w Mitsu jak cała ta gówniana afera się skończy - westchnęła, posyłając niebieskowłosej rozmarzony uśmiech do kompletu z mrugnięciem.

- Ale ja już jestem niezależna i mam pozycję Tygrysico. - Maira otworzyła oczy patrząc na dłoń blondyny sunącą po jej ramieniu. Dziki coś chyba nie miał opornego momentu w tej chwili bo i całował chętnie i całkiem żwawo i gdy Blue pochyliła sie roześmiał się słysząc jej uwagę. A chwilę potem jego dłonie zaczęły rozprowadzać po jej plecach ciepłą, śliską mieszankę.

- A na tyle wysoką by stawać staremu zgredowi ością w gardle? I co? Liczysz, że on to ot, tak przełknie? - rajdowiec zaczął pracować dłońmi na barkach blondyny ale schodził już niżej na jej łopatki. Nie pracował tak finezyjnie i umiejętnie jak profesjonalne i pomysłowe rączki Seiko ale raczej czerpał i dawał przyjemność z łagodnego dotyku ciała o ciało.

- Nie będę jeździć dla Schultza. W tych ich żałosnych smętnych merolach. Nie zrzucę swoich barw. Jestem Blue Angel do cholery. - Szafirek wyglądała jakby odczuwała złość i irytację jednak niezbyt udawało jej się to przekazać pozostałej trojce. Pochłaniała ją zarówna pieszczota dłoni Tygrysicy na jej ramieniu, obserwacja pracujących dłoni Dzikiego na jej plecach no i azjatycka masażystka która okazywała pełnię zaangażowania. Przylgnęła prawie do Federatki i dołączyła usta, zęby i język do zestawu gdy zajmowała się szyją, uchem i twarzą Szafirka.

- Musisz coś dać by coś wziąć mała. - mruknął dość obojętnie Dziki dochodząc do połowy pleców Julii. Blue Angel wykonała lekko przeczący ruch błękitną głową. - No jak chcesz. To nie na mnie polują. Ale powiem ci bo nie jesteś stąd to pewnie nie wiesz. Ale kiedyś byli u nas Lord of Destruction. Stary nie życzył ich sobie na swoim terenie. Przysłali posłów by omówić sprawę. Znaczy by spierdalał. Stary ich wysłuchał i odesłał odpowiedź. W jednym worku. Cztery głowy tam spokojnie weszły. Mnie nawet stary pewnie nie ruszy a ja nie zamierzam za jakąś tępą dzidę nastawiać karku. Ale ona to jest tu nowa a ma gadać w twoim imieniu. Więc jak chcesz lala. - Dziki mówił spokojnie jakby opowiadał w bardzie jakąś historyjkę przy kuflu piwa. Doszedł już do bioder i góry pośladków Blue i akurat gdy skończył pociągnął ją do siebie do pionu tak, że jej głowa znalazła się tuż przy jego głowie a jej ucho przy jego wargach. Dziki i Blue mogli swobodnie teraz spojrzeć na Federatkę a ona na nich. Seiko usłyszawszy słowa gwiazdora Ligii znieruchomiała patrząc wyczekująco to na nich to na van Alpen. Sama Blue Angel spojrzała nagle całkiem trzeźwo i zbolałym wzrokiem w oczy Tygrysicy.

- No dobrze. Pojeżdżę dla niego. Ale moim samochodem i z moją ekipą. I moją Tygrysicą w moim Mitsu. - zgodziła się wreszcie Federatka co od razu wywołało uśmiech Azjatki zajmującej podobną pozycję jak Dziki za Blue.

- Powinno chyba dać się załatwić. - Dziki parsknął zadowolony też kiwając głową. - To co Tygrysico? Teraz przód? - wymruczał jej do ucha dołączając do szeptu swoje usta w zestawie łączonym.

Blue chętnie nadstawiła się i wypięła klatę, wzdychając przy tym z czystego, niczym nieskrępowanego szczęścia. Patrzyła na Szafirka i szczerzyła się do niej, a kamień ciążący na sercu wziął i spierdolił z rewiru. Mieli plan, cień szansy. Stary i Kapelusznik. Bryka i wyrok. Czas najwyższy zacząć się interesować pieprzoną dziurą motoryzacyjną. Poznać i zrozumieć. Rozeznać w temacie i trzymać rękę na pulsie, skoro oficjalnie panna Faust przestała stać z boku i wskoczyła razem z Ligowcami prosto to wypełnionego smarem brodzika.
- Mała, mogę się bujać nawet w obszczanym przez czarnucha kartonie, byle z tobą - powiedziała wesoło, przyciągając niebieską głowę i całując mocno niebieskie usta dla potwierdzenia stwierdzenia.
- Dobra… co to kurwa ten deathmatch? - spytała całkiem poważnie po chwili.

Dziki zareagował równie ochoczo i chętnie jak Blue. Jego dłonie zjechały w dół na obojczyki i nieco niżej gdy ciepło dłoni rozprowadzało smarowidło na ciele Julii. Szybko jednak skończył im się zasięg więc przełożył ramiona pod ramionami blondyny i z lubością zaczął obrabiać te dwa, jędrne kawałki kobiecej anatomii. Wyglądało, że ma taką samą frajdę z masowania tego kawałka jak Blue z masowania tego kawałka. Spodobał mu się zwłaszcza moment gdy obie kochanki pocałowały się i jego dłonie utknęły między dwiema parami piersi. Seiko też nie chciała pozostać na uboczu i gdy obydwie kobiety skończyły się całować skorzystała z tego, że jej twarz była tuż obok twarzy Szafirka i wycałowała się najpierw z kobietą o blond włosach a potem nie zostawiła też w samotności tej o błękitnych puklach.

- Kurwa chyba spodoba mi się ten masaż. - mruknął rajdowiec rozcierając dłońmi żel na brzuchy Blue i przechodząc właśnie w tym momencie do jej podbrzusza.

- Och, bo masaż to bardzo fajna rzecz. - roześmiała się profesjonalna masażystka widząc zafascynowanie w spojrzeniu rajdowca który wślepiał sie w swoje dłonie i rejony blondyny jakie one badały.

- To nas naucz Seiko. Albo mnie chociaż. Będę mogła robić mojej Tygrysicy. - Szafirek spojrzała zalotnie to na Azjatkę to na blondynę drocząc się z nimi obydwiema.

- Ależ bardzo chętnie. - Azjatka wydawała się bardzo ucieszona z pomysłu. - Pan Dziki bardzo ładnie sobie radzi. Wystarczy spojrzeć na pannę Blue. A to bardzo proste techniki są. Ale teraz to już chyba musimy się zbierać jeśli mamy tyle spraw na rano. - masażystka chyba skończyła swoje czynności bo jej dłonie spoczęły na barkach Federatki a twarz przykleiła się bokiem do jej twarzy. Ta westchnęła smutno ale pokiwała głową na znak zgody. Dłonie Dzikiego zdążyły zawędrować jeszcze na sam dół korpusu Blue i tam jego palce podrażniały te najgorętsze miejsce. Pokręcił i pokiwał czarnowłosą głową ale też się wreszcie zgodził.

Cała czwórka zaczęła się zsuwać, staczać i zeskakiwać z maski. Dziki okazał się tak szarmancki czy miał na tyle dobry humor, że bez większych trudności złapał wdzięcznie czekającą na ten ruch Azjatkę i postawił ją na ziemi.
- Deathmatch to taki gangbang. Tylko, że w samochodach. Każdy na każdego, wygrywa ten kto zostaje na końcu. I najczęściej gra się parami albo drużynami. Dlatego moglibyśmy grać w jednym team a nie przeciw sobie jak w zwykłym Wyścigu. - wyjaśnił gwiazdor Ligii łypiąc wzrokiem na dwie kochanki wystawiając dłoń w zapraszającym geście pomocy.

- Gangbang na bryki - Julia powtórzyła celem zapamiętania na przyszłość, szczerząc się przy tym jak żyd pożyczający komuś sztony na procent. Zeskoczyła z maski i kręcąc biodrami podeszła do Dzikiego. Dzięki założonym z tyłu rękom całkiem nieźle eksponowała przednie walory. Lekcja masażu brzmiała zajebiście, zwłaszcza jeśli nauczycielką miała być kompaktowa Azjatka o zręcznych dłoniach i bystrej główce. Poczekała aż Federatka do nich dołączy i doskoczyła do niej od tyłu, obejmując w pasie i kładąc brodę na ramieniu, dzięki czemu mogła stykać się policzkiem z jej policzkiem, a przy okazji lampić na resztę ferajny i jeszcze przypomnieć czyją dupę ma przed sobą. Nie żeby była zaborcza, ale lepiej żeby pamiętali.
- Mogę robić za worek treningowy, przywykłam - parsknęła - W tym wypadku chyba obejdzie się bez nowych blizn i sińców, co?

Federatka zamruczała z zadowolenia czując na swoim nagim tyle nagie przednie wdzięki blondyny. Sama też na ile mogła przylgnęła do niej bardzo chętnie kierując ramiona w tył, łapiąc ją za biodra i pośladki i przyciskając do siebie mocno.
- O tak, potrenuję na tobie, i poużywam bardzo chętnie. - wymruczała niebieskowłosa rozanielonym wzrokiem patrząc na twarz blondyny. Kusząco niec zjechała na dół ocierając się i drażniąc kochankę. Wrociła z powrotem do pionu i nagle spojrzała trzeźwiejszym wzrokiem.
- Ale ty też chyba będziesz mi coś robić co? Nie tylko ja tobie? - spytała patrząc na nią bacznie.

- Ojej - Seiko znów nie mogła się nacieszyć widząc przejaw prawdziwego zaangażowania i uczucia u kochanek. Wyglądała bardzo promiennie i wdzięcznie oraz prowokująco wręcz niewinnie gdy tak przykładała swoje rączki do swoich piersi w geście wzruszenia.

- Dobra laski, pięknie, nie pięknie zwijamy się. - Dziki powiedział całkiem wesoło a Azjatka pisnęła z zaskoczenia gdy przechodzący obok niej mężczyzna strzelił ją dłonią w nagi pośladek. Dziki ruszył ku niebieskiemu kabrioletowi który wciąż stał oświetlając reflektorami czarnego suva i postacie trzech kobiet przy nim.

Jedna noc i nagle z solisty Blue stała się częścią zespołu. Bezsensowne wrażenie szczęścia rozsadzało jej pierś, gdy obejmując drugą kobietę powoli stoczyły się z bryki na zimny chodnik. No popierdoliło się i to ostro, ale kogo to obchodziło? Dobrze było mieć za plecami kogoś, kto nie wbije w nie kosy.
- To co, szukamy majtek i do roboty... a nie, czekaj - szepnęła Mairze do ucha, trącając je lekko nosem - Twoje poszły się jebać, ale jak chcesz dam ci moje. Na szczęście, będzie dobrze, zobaczysz. Jakoś ogarniemy, a potem będzie przepięknie - pocałowała ją na koniec, popychając w stronę otwartych tylnych drzwi. O ile dobrze pamiętała właśnie gdzieś tam zgubiły ciuchy.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 24-02-2017, 22:47   #515
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację

Sprawiedliwość dopadała w końcu każdego, choć różnie ją nazywano: karma, los, pech, przeznaczenie. Działała bez zarzutów, a jeśli uzbroić się w cierpliwość, dało się oglądać jej działanie nawet w tym powojennym świecie. Walka trwała krótko i należała do wyjątkowo brutalnych i choć serce Savage pękało ze smutku za każdym razem, gdy pękały kości, gdzieś wewnątrz czaszki czuła spokój. Stała blada na podobieństwo upiora, zaciskając mocno dłoń na dłoni Guido i milczała, czekając na finał. Widziała cierpienie najbliższych, krtań dławiła lodowata kula, lecz nie odwróciła wzroku - tego nauczyła się już dawno temu. Oglądała bolesną, ale jakże potrzebną rodzinie lekcję. Przemoc nigdy nie stanowiła dobrego rozwiązania. Jeśli tylko istniał cień szansy na porozumienie po ludzku, winno się ją wykorzystać, gdyż w ostatecznym rozrachunku wyrządzone zło zawsze do człowieka.
A przecież prosiła… namawiała jeszcze w Det, by wyjść do Chebańczyków z otwartą dłonią, nie pięścią. Runnerzy uważali ich za słabych, Daltona za niewartego szacunku. Podstarzały szeryf małego miasteczka na krańcu świata dobitnie pokazał im, ile znaczy siła determinacji, oraz przekonwertował miarę przyznawania bliźniemu szacunku. Zasługiwali na niego nie tylko ludzie w skórach. Każdy żywy, czujący i myślący organizm winien mieć go wpisanego w pakiet startowy.
- Krew nie woda - mruknęła cicho, podnosząc wzrok i głowę ku górze - Zajmę się nimi, w vanie Lenina jest światło, ciepło i miejsce. Kochanie… będzie wielkim nietaktem jeżeli… no wiesz - uśmiechnęła się przepraszająco i puknęła wyhaftowany na habicie czerwony krzyż, po czym westchnęła, spoglądając na niego wyjątkowo smutno. Z chmur na ziemię, chyba tak dało się opisać ich życie - Jest tam też sierżant Talbot, został postrzelony przez te okropne kutry. Jeśli pojawią się żołnierze… cóż. Przynajmniej pomyślą nim zaczną odstawiać cyrki… i kocham cię.

Zaskoczenie. Tak chyba można by najkrócej opisać emocje malujące się na twarzach bandy z Detroit jakie zapanowały tuż po zakończeniu walk. Zaskoczenie, konsternacja, niedowierzanie. Jak zawsze gdy wyścig wygrywał czarny koń przez nikogo nieobstawiany. Teraz też, zaskoczenie widać było nawet na twarzy Guido choć szef bandy zapanował nad nią jako jeden z pierwszych. Grymas na twarzy przeszedł mu w zastanowienie, kalkulację, złość i niepokój. Przynajmniej gdy tak patrzył a Taylora nawet pomagał postawić do pionu. Dopiero gdy Brzytewka odwróciła jego uwagę na chwilę zmienił ton i spojrzenie.

- Kocham? - zmarszczył brwi jakby znowu zwróciła się do niego jakimś alienowym slangiem. Wielka łapa przechwyciła ramię rudowłosej lekarki i przyciągnęła do siebie bez większego trudu. Potem wolne ramię uniosło jej brodę ku górze, podczas gdy mężczyzna z bliska oglądał piegowatą twarz. Nie skończyło się na oglądaniu - pocałował ją szybkim, ale starannym pocałunkiem. - A tak, chyba coś pamiętam. - uśmiechnął się, mrugając tylko do niej okiem. Potem znów złapał się za targanie Taylora tak samo jak spora część bandy przenosiła pozostałych poszkodowanych Runnerów.

W furgonetce zrobiło się trochę luźniej, by znów puste miejsce zapełniło się rannymi. Okazało się, że Chebańczycy przytomnie zdążyli prawie w ostatniej chwili przenieść Briana i razem z pobitym, ale nie pokonanym szeryfem zgromadzili się przy jednym z improwizowanych koksowników. Jednak ubyło jedno ciało, a przybyły trzy. Szoferkę okupowały dziewczyny: blondyna na miejscu kierowcy, zwrócona frontem do kufra pojazdu pełnego rannych i brunetka w wojskowej panterce na miejscu pasażera. Czuła się chyba mniej swobodnie, siedziała bokiem przerzucając swoje nogi przez otwarte drzwi. Nie odzywały się właściwie, bo dla krzątającej się Brzytewki, siedzącego przy tylnych drzwiach Guido, kolejnych poszkodowanych zrobiło się i tak dość ciasno i niewygodnie.
Z początku sceneria nie odbiegała od niczego czego dr Savage nie znałaby już z tysięcy podobnych wypadków. Rany chłopaków były poważne. Dalton jakoś musiał naruszyć chrząstki, ścięgna i stawy co owocowało potężną, obezwładniającą prawie dawką bólu, wyłączającą wszystkich trzech z dalszej walki - tej dopiero co zakończonej, zaś ich udział w dalszych aktywnych działaniach przez najbliższe dni czy tydzień był dość problematyczny. Zwłaszcza Pitbull który właściwie miał dwie bezwładne ręce był daleki od ideału pełni zdrowia.

Taylor chyba najgłębiej przeżywał porażkę. Praktycznie się nie odzywał przez cały czas, gdy lekarka się nim zajmowała. Na szczęście szeryf co prawda poważnie uszkodził chłopaków ale nie powinny to być nieodwracalne szkody, nie owocowały krwotokiem i nie zagrażały życiu w dalszej perspektywie. Choć chwilowo w perspektywie dni były poważnym ograniczeniem w codziennym życiu. Taylor tak intensywnie i głośno milczał, że gdyby sufit vana obleziony przez insekty miał choć trochę sumienia, dawno już by miał tam wypaloną dziurę i dach garażu nad nim pewnie też.

- Zapierdolę skurwysyna!
- wycedził w końcu przerywając zawzięte milczenie. Dotąd kruchy kontrolowany chaos opatrywania rannych runął jakby Pitbull uruchomił przycisk wywołujący lawinę emocji, które ledwo sparaliżowane bólem przyschły na skórze.

- Nie! Nie zapierdolisz!
- Guido podniósł głos ze swojego miejsca przy tylnych drzwiach pojazdu i przybrał rozkazujący ton.

- Zapierdolę! Tylko się pozbieram i zapierdolę skurwysyna! - rozjątrzony łysy Runner podniósł nieco głowę by spojrzeć wyzywająco na szefa bandy.

- Nie zapierdolisz! - Guido warknął w odpowiedzi unosząc się nieco przez co poza uwijającą się Alice zdawał się jeszcze wyższy na tym kufrze furgony zawalonego leżącymi rannymi. - Jest nam potrzebny. - dodał.

-Chyba tobie! Ja go do niczego nie potrzebuję! Brzytewka mnie poskłada i go kurwa rozpierdolę! - Pitbull ciskał błyskawice wściekłości w twarz Guido wkurzony na jego zakaz, na szeryfa, na swoja porażkę i nie wiadomo co jeszcze.

- Nam wszystkim Taylor! słyszałeś co mówił? Spławiłem go ale tak naprawdę może nam narobić koło pióra. - Guido przeszedł płynnie z rozkazującego tonu na tłumaczący gdy widocznie zależało mu by przekonać Taylora a więc i resztę do swoich racji.

- Kurwa Guido ty wiedziałeś, że on tak umie? Ja pierdolę! - Hektor wtrącił się też unosząc się ale, że miał sprawne ramiona podparł się dla wygody łokciami by spojrzeć na szefa.

- Nie. Myślałem, że Taylor go załatwi. Nawet jedną ręką. A potem, że któryś z was. - przyznał po chwili wahania brunet i tym razem przyznał to niechętnie. Wyjął swoją elegancką papierośnicę a z niej ładne, równe przedwojenne chyba papierosy.

- Można się było domyśleć. Zrobił Taylorowi ten sam myk co ten jego synalek tam w domu. W sumie kto tego gogusia mógłby nauczyć na tym zadupiu jak nie tatuś. - Paul odezwał się w końcu i w głosie i minie też dominowała mu gula goryczy porażki i niechęci. Szef w tym czasie zaczął po kolei odpalać kolejne papierosy.

- Pierdoli mnie to! Zapierdolę skurwysyna! - wrzasnął nadal nieukojony gniewem łysol. Szarpnął się z miejsca na podłodze jakby miał zamiar się zerwać na nogi, albo po prostu złość nim aż tak miotała.

- Mówię, że nie zapierdolisz, Taylor! Ani ty ani żaden z was! Słyszycie co mówię?! - Guido znów podniósł głos widząc, że sytuacja balansuje na ostrzu noża. Znów się podniósł trzymając odpalone już papierosy w dłoni. - I za co chcesz go zapierdolisz Taylor? Stałeś tam na przeciw niego i cię rozwalił. A potem was. Ale rozwalił was bez kantów. Jakby kantował to bym kazał rozwalić go od ręki. Ale nie kantował. I jest nam potrzebny Taylor. Dlatego go nie zapierdolisz ani teraz ani jak wrócisz do formy. Chyba, że ci powiem. Kumasz? - Guido podniósł się i doczłapał tak, że kucał teraz tuż obok swojego zastępcy złożonego na podłodze.

- Rozwalił mnie przy wszystkich! Jednym ruchem! Nawet nie powalczyłem! Chcę rewanżu! Chce mu spuścić łomot i rozwalić! - zapiekła w złości twarz łysego Runnera wykrzywiła się w maskę wściekłości patrząc rozjuszonym wzrokiem na kucającego obok bruneta.

- Nie! - wolna dłoń Guido błyskawicznie wylądowała na twarzy Taylora gdy złapała go w uścisku i zmusiła by patrzył wprost na niego - Słuchaj mordo, nie rozwalicie go! Chyba, że mu odpierdoli i dalej będzie bruździł z tym durnym sądem albo zwącha się z sztywniakami Collinsa. Wtedy tak mordo. Wtedy nam będzie bruździł i wtedy dam wam wolną rękę. Zróbcie z nim co chcecie. Ale nie wcześniej. Rozumiemy się? - Guido przedstawił jak widzi rozwiązać problem nieustępliwie patrząc na trzymana twarz łysego Runnera. Temu wściekłość nadal kotłowała się na twarzy ale z każdą chwilą wyciekała gdy docierała do niego, że jest nadzieja na załatwienie sprawy w przyszłości i tylko chwilowe odroczenie wyroku na krnąbrnym szeryfie. W końcu Taylor kiwnął głową na znak zgody. Guido przeniósł spojrzenie na obydwu Bliźniaków i ci popatrzyli na siebie i też po chwili namysłu przystali na takie rozwiązanie.
- No i zajebiście. - twarz szefa momentalnie przeszła w zadowolony, łobuzerski uśmiech. Wsadził w wargi Taylora zapalonego papierosa, jednego zostawił sobie a trzy podał Alice gestem głowy wskazując na leżących Bliźniaków. Z bliska rudowłosa lekarka widziała, że są to najprawdziwsze przedwojenne papierosy z prawdziwym przedwojennym tytoniem jakie nawet Guido trzymał na specjalne okazje. Sam szef mafii wrócił z powrotem na swoje miejsce przy otwartych, tylnych drzwiach vana czerpiąc chwilę luksusowej radości z palenia rzadkiego okazu przedwojennego wyrobu.

Nastawić, posmarować maścią, zawinąć bandażem celem usztywnienia. Kończyna za kończyną, pacjent za pacjentem. Wpierw Taylor, potem Hektor i Paul i znów Taylor. Wsadzić rękę w improwizowane łupki, przytwierdzić je do ręki, nogi, kolejnej ręki. Savage uwijała się jak w ukropie, chcąc zminimalizować czas, w którym chłopaki zostawiali bez opieki. Kręciła się wokół nich, mruczała ciche prośby o zmianę pozycji, pochylanie. Przepraszała, gdy ściskała mocniej, bądź musiała poruszyć uszkodzonymi częściami ciała, wywołując u nich zduszone stęknięcia bólu i niewyraźne grymasy. Ścisk i ograniczona przestrzeń wnętrza vana utrudniały poruszanie, lecz przy dość mikrych gabarytach, ruda lekarka akurat pod tym kątem miała ułatwione zadanie. Czasem dobrze było być konusem. Na sam koniec podała rannej trójce morfinę, wieńcząc zastrzyki krótkim pocałunkiem w czoło i troskliwym, finalnym poprawianiem opatrunków, ubrań i włosów, o ile akurat mieli włosy.
Dopiero skończywszy pracę, odetchnęła spokojniej. Przekazała Bliźniakom papierosy, by po przejściu między powalonymi, znaleźć się przy dowódcy i tam przycupnąć, wtulona w jego bok.

- Hej, Guido. - Paul przerwał chwilę dłuższego milczenia wpatrując się w papierosowy żar. - Wtedy jak was znaleźliśmy u Camino to wracaliście właśnie stamtąd? - zapytał a Hektor który najpierw spojrzał na Bliźniaka też tak jak i on skierował wyczekująco twarz na twarz szefa. Szef pozezował na niego, potem na Hektora, w końcu na Taylora i kiwnął głową. Następnie splunął na zewnątrz przez otwarte drzwi pojazdu. Bliźniacy popatrzyli po sobie porozumiewawczo, jakby się spojrzeniami naradzali czy ciągnąć dalej trudny i nerwowy temat, czy nie, a jak tak to jak to pociągnąć.

- W sumie to nie mówiłeś właściwie jak tam trafiliście. - Hektor chyba postanowił zaryzykować i ostrożnie podążył za wstępnym pytaniem białasowego Bliźniaka.

- A o czym tu kurwa gadać? Chujnia była i tyle. - burknął rozeźlonym wciąż głosem Taylor. Głos miał nieco zniekształcony przez trzymany w wargach papieros.

- No nie wiem o czym bo nie mówiliście jak było. Ale może Brzytewka by była ciekawa? Ona chyba w ogóle nie zna sprawy. A w końcu tak żeśmy się spiknęli, nie? - Paul niby zgodził się z Taylorem i widoczną niechęcią i jego i szefa do rozmowy na ten temat ale nadal próbował się czegoś dowiedzieć o tej chyba dawnej sprawie. Czarnowłosy szef mafii który wpatrywał się w tej chwili w coś czy w kogoś na zewnątrz spojrzał ponownie na wnętrze pojazdu zatrzymując wzrok na dłużej na niewysokiej kobiecie z rudymi włosami.

- No spiknęliśmy się i tyle. Żadna porywając historia.
- wzruszył ramionami szef patrząc wciąż na Brzytewkę.

- Wręcz przeciwnie - na jej twarzy pojawił się ciepły, łagodny uśmiech. Przesunęła ramię i nie odrywając wzroku od wilczych oczu, przyłożyła wytatuowaną dłoń do jego policzka - Tak mało o was wiem, czasami bardzo bym chciała zapytać o sprawy prywatne. Właśnie o przeszłość, poznać was. Już dawno chciałam zapytać jak się poznaliście, ale nie wypadało aby ktoś z moim stażem poruszał podobne tematy: za nowa, za świeża, niepewna… dziwna i na bank coś kombinuje, prawda? Najpierw zaufanie, nie opowiada się osobistych detali każdemu napotkanemu przechodniowi, to nie dość że niebezpieczne, ale i lekkomyślne, a wam, chłopaki, daleko do lekkomyślności - przytuliła się mocniej, kładą głowę na ramieniu gangera - Zresztą nie chciałam was niczym urazić, wychodzić przed szereg. Być namolna. Nie wypada i… grzebiąc w przeszłości napotykamy na bolesne wspomnienia, epizody. Coś, do czego nam ciężko wracać, rozmawiać. Przypominać, więc podobna opowieść musi wyjść od nadawcy, opowiadającego. Z jego własnej woli, nie pod presją - pogłaskała drapiącą skórę policzka rantem kciuka - Dla mnie każda opowieść o tobie, Taylorze, Paulu i Hektorze będzie porywająca, o ile zechcecie się nimi podzielić. - przeniosła wzrok na resztę zgromadzonych pod metalowym daszkiem mężczyzn. - Tym, co uznacie za stosowne na dany moment.

- E tam porywająca. Głupia jak ta cała głupota.
- Guido skrzywił się niechętnie marszcząc brwi, nos i znowu spluwając na zarobaczony beton. Przez chwilę wyglądał jakby pochłonęły go zmagania trafionych insektów tą plwociną. Jeden miał zaczepione odnóża więc było prawie pewne, że się wyzwoli w końcu. Drugi oberwał prawie w centru odwłoka więc to już nie było takie pewne jak i czy w ogóle się wydostanie. Sam ganger usadowił sobie wygodniej Brzytewkę na swoich kolanach obłapiając ją dla wygody w tali.
- Skołowaliśmy jakiegoś rzęcha. Ledwo rzęził. Jucha się kończyła. Już prawie byliśmy w domu. Na rogatkach miasta. - zaczął opowiadać wciąż wpatrzony w wierzgające z wodnistym ciężarem insekty.

- Ale ze złej strony. - odezwał się nagle Taylor wydmuchując dym przez nozdrza.

- No. Nie z tej co trzeba. Juchy na objazd nie mieliśmy. Nie wiem czy byśmy dotarli w jakieś sensowne miejsce nim osuszyłoby bak do reszty albo ten rzęch wreszcie by zdechł. A było z nami źle. Jechaliśmy to jechaliśmy ale jakbyśmy stanęli to koniec. Musieliśmy dojechać w jakieś bezpieczne miejsce albo koniec. - powiedział zamyślonym głosem szef mafii lekko wzruszając ramionami. Wciąż patrzył w dół na ten beton jakby tam widział lepiej obraz jaki zapamiętał ze swoich wspomnień.

- A tu chuj. Cała strefa Camino przed nami. Albo objazd na południe przez Ruiny. - Taylor znów się wtrącił wydmuchując kolejna porcje dymu i wpatrując się w zarobaczony sufit nad sobą.

- Mówię, że nie ma wyjścia. Jedziemy. Bo już ostatnia chujnia była. I pojechaliśmy. - powiedział mafiozo, kiwnięciem głową potwierdzając słowa zastępcy.

- Eeejjj no zaraz, nie przesadzaj Guido. Nie tak sobie pojechaliście. - Hektor też się wtrącił i wskazał petem na siedzącego przy tylnych drzwiach szefa. Latynos parsknął jakby mafiozo pominął coś co jemu wydawało się ważne czy ciekawe. - Cała dzielnia was słyszała. Skąd bym inaczej wiedział, że coś się dzieje? - Latynos parsknął znowu, a Guido odwrócił wzrok w jego stronę i uśmiechnął się niezbyt wesoło z miną i gestem w stylu “no co ja mogę?”.

- No ba! Jeszcze nie widziałem runnerowej bryki która by sobie ot tak wjechała w dzielnię Camino. - drugi Bliźniak też parsknął gdy mówił o jednym z największych gangów w mieście, jednym z najbliższych sąsiadów Runnerów i niejako ich głównym wrogiem narodowym.

- Się robi rajd przez całą dzielnię na wspak to cicho nigdy nie jest. - Hektor pokręcił wesoło głową i wyrzucił peta przez boczne drzwi. Sam dźwignął się na łokcie i wyjął prawie całkowicie wypalonego peta z warg Taylora po czym opadł z powrotem na łokcie.

- To nie był rajd. Chcieliśmy po prostu przejechać. To była najkrótsza droga do naszych. - Guido się też uśmiechnął obserwując parę Bliźniaków. Wydawali się pobici i w tych całych opatrunkach i bandażach wyglądali na poważnie rannych ale humory znów im zdawały się dopisywać jakby żadne czynniki nie były w stanie stłamsić na dłużej ich swady i swobody bycia i mówienia.

- Na początku się udawało. Z jakieś pierwsze dwa kwartały. No ale w końcu zajarzyli więc musieliśmy dać w palnik. - dorzucił swoją część wspomnień Pitbull już bardziej normalnym tonem przez uwolnione od peta wargi.

- Wiesz Taylor. Trójka białasów w kolorowej dzielni… - Hektor nie omieszkał nie zauważyć drobnej złośliwości tkwiącej w tamtym pomyśle.

- Nie mieliśmy właściwie wyjścia. Więc jak już daliśmy w palnik no to zaczęło się. Zresztą już tam byliśmy więc nie było co się z nimi jebać. - Guido znów wzruszył ramionami jakby nadal uważał tamtą decyzję za słuszną.

- No. Ale wiesz ziomki z dzielni się wtedy poczuły. Jak im trójka białasów przeparadowała przez pół dzielni głównymi ulicami. Wiesz chyba wzięli sobie to trochę do serca. - Latynos też się uśmiechnął nieco ironicznie i posłał na zewnątrz peta zabranego Taylorowi. Paul pstryknął w tym czasie swojego i wyglądało, że chyba próbował “zestrzelić” w locie swoim petem, peta Hektora ale gdy nie wyszło oczywiście udawał, że wcale tego nie próbował i wyszło właśnie tak jak miało być.

- Cała dzielnia chyba za wami wtedy ruszyła. Głośno było. My u nas słyszeliśmy, że coś się dzieje ale nie wiedzieliśmy co jest grane. - Paul dorzucił swój kawałek wspominków ignorując zaczepne spojrzenie kumpla który napawał się swoim strzeleckim sukcesem. Dalej białas trzymał się wersji, że nie wie o co mu chodzi.

- Prawie nam się udało. Ale w końcu się rozjebaliśmy. - Guido wznowił swoją opowieść o tamtych wydarzeniach. - Źle z nami było. Nie mogliśmy wyjść z wraku. Ale już byliśmy na ziemi niczyjej. Pomiędzy nimi a nami. Już nie u nich ale nie u nas. Ale nie mieliśmy sił wyjść z wraku. Taylorowi w końcu się udało. Ale nie miał sił nas wyciągnąć. Mnie i Viper. - twarz gangera sposępniała gdy znów pewnie widział świat z perspektywy rozbitego właśnie pojazdu o którym nie miał dobrego mniemania pewnie od początku skoro nazywał go rzęchem.

- Szli po nas. Te czarne małpy nie chciały nam odpuścić za ten numer. Jechali. Widziałem już ich samochody. Oparłem się o tego rzęcha i czekałem na nich. Nie miałem sił się ruszyć z miejsca. - Taylor też mówił smętnie i spokojnie wciąż żywo widocznie pamiętając ówczesną beznadzieję sytuacji.

- Ale kto się wówczas pojawia na scenie?!
- dla odmiany głos Paula był radosny, jakby właśnie następował kulminacyjny moment tamtych wydarzeń, a kciuk wskazujący własną pierś jasno mówił kto był jego zdaniem głównym bohaterem tamtych wydarzeń. Taylor prychnął jakimś weselszym prychnięciem, Guido uśmiechnął się kiwając głową, ale oczywiście drugi Bliźniak miał inne zdanie od pierwszego.

- Ja! - Hektor bezczelnie wciął się kumplowi w słowo papugując jego gest i wskazując swoim kciukiem na siebie.

- Hej to była moja fura i ja prowadziłem! - Paul zaperzył się od razu nie pozwalając by splendor spadł choć trochę bardziej na tego drugiego, zamiast na niego.

- Ale ja ci dałem cynę, beze mnie chuja bys wiedział co się dzieje u ziomków na dzielni! - Hektor zaperzył się tak samo od razu kontrując słowa białasa jakby się użerali o to od pierwszego opowiadania tamtych wydarzeń.

- Dobra, ale ładnie wam poszło z tamtymi złamasami. - Guido przerwał ten rodzący się konflikt ciągnąc temat dalej. - Chłopaki skasowali pierwszą brykę jak się wbili w nią taranem i przesunęli w budynek. - szef mafii tym razem zwrócił się bezpośrednio do siedzącej mu na kolanach Brzytewki co zademonstrował uderzeniem pięści w otwartą dłoń by pokazać impet tamtego uderzenia.

- Te czarne małpy jeździć nie umieją.
- prychnął pogardliwie Pitbull krzywiąc się podobnie w wyrazie pogardy i niechęci.

- A drugiego wzięliśmy bączkiem. - rzucił wesoło Paul co z kolei przy jego kontuzjowanej ręce pokazał Hektor gdy kantem dłoni uderzył palcami w tył drugiej dłoni, zaś trafioną dłonią pokręcił sprężynki w powietrzu.

- No i podjeżdżamy pod Guido i resztę. Znaczy najpierw widzieliśmy tylko Taylora bo był na zewnątrz. Ale patrzymy, że faktycznie Runnerzy no i tak trochę znajomi po facjatach. - Hektor przejął pałeczkę rozmowy i dopowiedział wesoło swój kawałek.

- O mało ci wtedy nie wyjebałem. - wtrącił się Taylor. Latynos zrobił bardzo urażoną, a nawet obrażoną minę na co Paul zachichotał z rozbawienia. Siedząca w szoferce Tweety też. Boomer która pewnie z trudem kojarzyła twarze i imiona obecnych Runnerów była bardziej zachowawcza i pyknęła tylko balonem. - No kurwa co? Patrzę a z wozu wyskakuje kolorowa małpa. Od razu mnie bejsbol zaświerzbił. No ale Paul się zaczął drzeć zza kierownicy no i widziałem jak wyjebaliście bryki tamtych czarnych małp to ci darowałem. - wyjaśnił swój ówczesny punkt widzenia.

- No i chłopaki nas zabrali do siebie. Hektor nas powyciągał z wraku a Paul dowiózł do nas. Ta już nas pozbierali i doszliśmy do siebie. Tylko potem… - Guido pokiwał głową i wyglądało na to, że opowieść zbliża się do końca gdy nagle urwał. Przez grupkę Runnerów wewnątrz wozu przeleciała chwila konsternacji i w tej czy innej kolejności Hektor zaliczył sporo ukradkowych spojrzeń. Wydawał się ich nie zauważać ale zaczął znowu miętolić paczkę szlugów wydając się bardzo zajęty tą czynnością.

- Bo Hektor był wtedy w Camino. Mieszkał po drugiej stronie ulicy niż ja. - Paul przerwał w końcu milczenie mówiąc pewnie głównie do Brzytewki bo reszta Runnerów pewnie ogarniała ten temat bez żadnych tłumaczeń. Mówił jednak jakby tłumaczył jakąś wstydliwą czy kłopotliwą sytuację. Latynos milczał i wystukiwał z paczki kolejnego szluga.

- Potem wrócił do domu. - podjął wątek Guido obserwując Latynosa i jego zmagania z paczką i upartym szlugiem który nie chciał tak po prostu wypaść.

- Ale dzielnia nigdy nie zapomina i nigdy nie wybacza. - powiedział w końcu Hektor wyciągając wreszcie zębami na w pół wyjętego fajka. Teraz zaczął szukać ognia po kieszeniach by go odpalić.

- Wszystkich wycięli maczetami. Wszystkich od Hektora. Za to, że nam pomógł wtedy. Za zdradę. Dlatego od tamtego dnia Hektor jest z nami. - powiedział w końcu szef mówiąc coś co pewnie wiedzieli wszyscy a co jednak nie było mówiona na głos zbyt często.

- Ale ja wiem którzy! Też ich kurwa wytnę! W końcu ich wytnę! - w głosie Latynosa zabrzmiała nagle mściwość i gniew i wycelował na nowo odpalonego fajka w Guido. - Pamiętacie tą blondi co u nas była po meczu? Ta co obrabiała Taylora? - spojrzał na leżącego obok łysego Runnera i drugiego z Bliźniaków.

- Ej młody! To ja ja kurwa obrabiałem a nie ona mnie! - huknął na niego leżący zastępca szefa i spojrzał na niego groźnie i ten wybuch jakoś wydawał się dziwnie łagodzić sytuację bo Paul i Guido uśmiechnęli się co nieco.

- Nieważne. Ona miała tam sprawę do załatwienia. Ja wtedy bym się z nią chętnie przeszedł. Na żniwa. Ale może jak wrócimy do Det. Ja też jestem ziomek z dzielni i też nie zapominam i nie wybaczam. - powiedział już normalniejszym tonem Hektor skupiając się znowu na paleniu szluga.

Alice słuchała zafascynowana z szeroko otwartymi oczami, chłonąc każde słowo. Więc dlatego mama Paula powiedziała przed odjazdem, aby jej syn zajmował się Latynosem… bo jest sam i nie ma nikogo. Okazał serce ludziom z konkurencyjnej organizacji, przez co stracił swoich przyjaciół… może nawet rodzinę. Dziewczyna przełknęła siedzącą w gardle gulę, papieros nagle stracił cały smak oraz urok. Kołysała się lekko na wilczym fotelu, przyciskając się do niego coraz mocniej w miarę, jak opowieść trwała. Butny, pyskaty chłopak zrobił dobry uczynek; zamiast nagrody spotkała go surowa, nieludzka i niesprawiedliwa kara. Nie tak powinno się to skończyć, lecz Detroit rządziło się własnymi, pokręconymi prawami, a ona cieszyła się, że już w nim nie siedzi. Chwilowo, na dłużej… najlepiej jak najdłużej. Tutaj, z dala od pokręconych, pełnych szaleńców ruin jej rodzina zyskała szansę na złapanie oddechu czystym, nieskażonym bestialstwem powietrzem. Miła odmiana, szansa na nabranie dystansu i perspektywy wobec trwania w stanie wiecznej wojny… po cichu na to liczyła.

- Blue - powiedziała cicho, pstryknięciem posyłając niedopałek przez otwarte drzwi vana - Ta blondynka Taylora to Blue. Kojarzycie kogoś, kogo u nas w dzielnicy wołają Lexa? Podobno kręci się przy prochach, może któryś z was coś słyszał. Zobaczymy co tu mają w laboratorium pod ziemią prócz wirusów - uśmiechnęła się wesoło do Latynosa, chcąc mu narobić siary przy kolegach celem odwrócenia uwagi od ciężkich tematów - Dobry z ciebie człowiek, miły, troskliwy, dzielny i zabawny. Bez ciebie nie byłoby tak wesoło i… hej, chcecie usłyszeć coś śmiesznego? - wypaliła nagle, tężejąc na Guido. Przeleciała wzrokiem po twarzach powalonych mężczyzn, ale wystarczyły dwa uderzenia serca, by odetchnęła spokojniej, przymykając ze spokojem oczy. Nic się nie działo, nie było czego obawiać. Podzielili się z nią swoją przeszłością, wypełnili dręczącą myśli ciekawość. Dzielenie polegało na transferze danych w obie strony.

- Wiecie, że byłam kiedyś w Nowym Jorku? - spytała i zaraz podjęła temat, nim chłopakom zdążyła zakiełkować pod kopułkami myśl o podwójnych agentach, zdradach i tym podobnych - Nie teraz… nie za czasów pana superprezydenta, skażenia, mutantów i Armii Nowego Jorku. Nie w wizji Tornado… ale realnie, jak tu z wami. Ze trzydzieści lat temu, na święta Bożego Narodzenia. Wtedy miasto wyglądało najpiękniej, niczym jedna wielka choinka - mówiła cicho, uśmiechając się nieobecnie, zapatrzona w punkt gdzieś ponad głową Hektora - Każda ulica, skrzyżowanie i zaułek lśnił tysiącami kolorowych świateł. Sklepowe witryny przyozdabiano lampkami, zimowymi kwiatami, bombkami o fantastycznych kształtach, choćby Statuy Wolności. W powietrzu oprócz dźwięków niezliczonej ilości aut z przewagą żółtych taksówek, rozbrzmiewały kolędy i unosił się zapach świerków. Ludzie stawiali drzewka w oknach domów, mieszkań. Całe wieżowce lśniły migającymi kolorami, na ulicach sprzedawano gorącą czekoladę z cynamonem po trzy dolce za kubek. Wieńce bożonarodzeniowe wisiały nawet na latarniach. Sklepy wabiły promocjami, pękały w szwach od tysięcy klientów. Miliony barwnych ludzi, jak to w Nowym Jorku, ciągle gdzieś gnało, ale akurat tego dnia uśmiechali się do siebie, byli życzliwi. Jakiś młody chłopak w okularach i z gitarą na plecach przepuścił mnie w bramce metra i życzył wesołych świąt. Przy Central Parku kupiłam tak wielkiego hot-doga, że dałam radę zjeść może jedną-trzecią, a resztę oddałam starszemu panu… tak jak czapkę i rękawiczki. Siedział na ławce bez nich i karmił gołębie, widziałam jaka ma zaczerwienioną skórę… było dość mroźno. Ucieszył się i w zamian dał figurkę aniołka, taką małą. Wielkości kciuka - parsknęła, by potrząsnąć głową i wrócić ze wspomnienia do rzeczywistości.
- Urodziłam się przed wojną, dlatego tak tam czasem marudzę albo dziwnie gadam o dziwnych rzeczach - zrobiła przerwę, szukając gorączkowo prostego wyjaśnienia aż przed oczami stanął jej Baba i jego łagodne słowa w celu - Są takie specjalne łóżka, w których można spać bez jedzenia i bardzo długo, tylko… czemu gadam jak stary jajogłowy, a wyglądam jak dzieciak? Dziury w pamięci, jak po przepitej nocy i urwanym filmie, walić to. Wy się liczycie przede wszystkim - machnęła ręką zbywając skomplikowany temat - Cokolwiek tam w Hope się stało, dobrze że się stało. Bez tego nigdy byśmy na siebie nie wpadli. Cholernie się cieszę, żeście mnie przygarnęli. Z wami jest… - zacięła się nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa. Zamrugała i dokończyła prześlizgując po kolei po powalonych gangerach wzrokiem i każdemu posyłając wdzięczny uśmiech. Skończyła na Guido i jemu poświęciła najwięcej uwagi. Drobnym ciałem wstrząsnął niemy śmiech, zaś żywy piec od którego dzieliło dziewczynę raptem parę warstw ubrań przegnał resztki sztywności.
- Najzajebiściej na świecie - dokończyła przekleństwem, prawie bez premedytacji bujając się Wilkowi na biodrach powolnymi, drażniącymi ruchami i całkowicie niewinnie schowaną za jego plecami ręką błądziła mu pod koszulą, grzejąc palce bezpośrednio o żywe ciało.

Chłopcy i dziewczyny słuchali opowieści i nowojorskim epizodzie Brzytewki z wyraźną rezerwą. Patrzyli na siebie nawzajem, to na nią, to na Guido który przecież uchodził za największego bystrzaka i cwaniaka w tym gronie. Ten jednak też miał niezbyt klarowną minę słysząc takie rewelacje. Nikt nie powiedział na głos, że nie dowierza rudowłosej Runnerówie ale też jakoś po minach widać było, że czuli się niepewnie w temacie. Bo jak to miałaby być kiedyś tam w dawnym, przedwojennym Nowym Jorku? Przecież musiałaby być już stara i pomarszczona a była małolatą pewnie najmłodszą w tym gronie.

- To byś była z hibernatora? - spytał w końcu Guido chyba jakoś jednak próbując dopasować to do co widział do słów które kompletnie do tego nie pasowały. - No ok, by wyjaśniało chyba wiek i to, że pamiętasz takie rzeczy. - powiedział z zastanowieniem szef mafii odsuwając nieco od siebie Alice jakby chciał ją obejrzeć dokładniej.

- No. Może być. Ja słyszałem, że niektórym odpierdala po takim leżakowaniu. - Hektor nie omieszkał podzielić się fachową wiedzą znaną na dzielni jakby czytał otwartą, niewidzialną księgę ulicy z cytatami na każdą okazję.

- E tam odpierdala. - Paul musiał oczywiście dorzucić coś od siebie skoro Bliźniak zaczął nawijkę. - A pamiętacie jak u nas kiedyś gadali o tym kolesiu w bunkrze z centrum? Wyszedł też pierdolnięty, ale normalnie w sumie. Po prostu pozarzynał i zeżarł resztę bo się im żarcie skończyło. Może Brzytewka też tak wyszła z jakiegoś Schronu? - wygolony Bliźniak popłyną w tych dywagacjach próbując przenieść dyskusję na bardziej znane sobie tory.

- Ale ty kurwa jesteś zjebany. Gdzie Brzytewka by kogoś zadźgała i zeżarła. Spójrz na nią. - Taylor wtrącił się do dyskusji i skinął mniej więcej broda w stronę siedzącej na kolanach Guido kobiety. - Przecież ona nie dałaby rady kogoś zadźgać i to jeszcze ileś tam razy. Musiałaby jakieś zastrzyki robić czy inaczej jakoś byś kurwa coś pomyślał czasem zanim coś chlapniesz. - Pitbull strofował dalej bledszego z Bliźniaków za te nieprzemyślane wypowiedzi.

- No! Słyszałeś?! I dlatego Brzytewka mnie bardziej lubi. Słyszałeś co powiedziała? Że jestem fajny i mnie lubi i w ogóle. - Hektor od razu zwietrzył moment by pognębić rywala na co ten rozłożył co mógł czyli dłonie zamiast całych ramion od tego skumulowanego ataku.

- Nie no Brzytewka, chyba nie lubisz tego cieniasa bardziej niż mnie co? - zapytał Paul patrząc na gimnastykującą się na kolanach szefa rudowłosą kobietę. Guido chyba napatrzył się z odpowiedniej perspektywy wystarczająco dokładnie bo bez zbytnich ceregieli jego dłonie zaczęły wędrówkę pod koszulką Alice. Na razie zaczął skromnie zaczynając od wolnej przestrzeni przy dole pleców i wśliznął tam dłoń sunąc powoli ku górze.

- Powiem ci o tym Lexie. - białas uśmiechnął się chytrze czy do swojego cwaniackiego numeru czy widząc manewry szefa.

- Blue. Faktycznie. Tak się nazywała ta mała. - Taylor jakby dopiero po chwili załapał detal jaki wspomniała między słowami Alice. Pokiwał głową znów wpatrzony w zarobaczony sufit ale wyglądał na jakoś mało obecnego w tym vanie w tym momencie.

- Kurwa nie bądź złamas na jakiego się strugasz tylko nawijaj jak się grzecznie brzytewka pyta. Ja mam się ciebie spytać?
- Guido spojrzał na Paula unosząc w górę brew i przysuwając Alice do siebie jeszcze bliżej. Palce rakiem sunęły po jej plecach dochodząc już gdzieś do połowy wysokości i tam coś chwilowo utknęły powstrzymane przez oporny materiał.

- Dobra, dobra.
- burknął niezbyt zadowolony Paul by było wiadomo jak bardzo się dla Guido i Brzytewki poświęca oddając za friko tak bezcenne informacje. - W sumie nie wiem co to za koleś. Ale przed wyjazdem taki wafel załatwił mi dobre blety. Wyglądały nieźle. Jak nowe. Znaczy jak takie przedwojenne. I właśnie na nich był ten napis. LEXA. Ale w sumie nie wiem czy o tego chodzi. Pytałem potem TT ale nie czaił tematu więc jakaś świeżynka. Mam nadzieję, że nie na raz bo dobra szpryca to była. - Paul pokiwał głową patrząc gdzieś w przestrzeń otwartych, bocznych drzwi gdy tak wspominał tamtą, białą szpryce.

- No. Niezła była. Dobrze mi się ją obrabiało. I ona też dobrze obrabiała. Dajce mi kurwa fajka. - Taylor mówił rzadko u niego słyszanym zamyślonym głosem dopiero na koniec dało się słyszeć ponaglenie gdy widocznie wciąż rozmyślał nad zaczętym przed chwilą wątkiem.

- Dajcie mu fajkę
. - rzucił krótko do Bliźniaków Guido. Hektor nie był jednak w ciemię bity i wymownie powstrzymał spojrzeniem Paula, a w zamian wymownie spojrzał na siedzące w szoferce dziewczyny. Boomer wydawała się w ogól zdziwiona, że na nią ktoś zwrócił uwagę więc tylko wymownie rozłożyła ramiona ale blondi zaczęła się gdzieś kręcić jakby szukając tych fajek. - Dobra chuj w to Brzytewka skąd się w sumie wzięłaś. Teraz jesteś z nami. Ze mną. I to jest kurwa istotne. No i pewnie, że zajebiście, że mogłaś nas spotkać. Zwłaszcza mnie naturalnie. - Guido z bliska wyszczerzył się jako ucieleśnienie skromności i pokory a właściwie ich zaprzeczenie. Nie mogąc pokonać oporu materiału przesunął Alice tyłem do siebie a dłonie ale już obie zaczęły drążyć temat wokół jej bioder i boków.

W pierwszej chwili Savage zrobiło się mało przyjemnie, gdy wyszedł temat kanibalizmu. Dziury w pamięci nie pozostawały nimi tak do końca - coś je zapełniało, w rzeczywistości mogła coś odwalić, o czym nie pamiętała. Mechanizm wyparcia, szok post traumatyczny? Reakcja obronna mózgu, spychająca tragiczne wydarzenia i wymazująca je z pamięci? Jednak in więcej chłopaki gadali, tym dziewczynie robiło się spokojniej. Bez przesady… aż tak źle nie mogło być. Raczej nikogo nie zjadła… oby. Prawdopodobnie… nie i koniec.
- Z hibernatora… tak, istnieje olbrzymie prawdopodobieństwo, tylko… tata mówił coś o… procesie medycznym, opisanym w dziennikach. Eksperymencie. Nie wie o co chodzi, nie chciał mówić, choć bardzo go to martwi. Powiedział tylko tyle, że sama muszę sprawdzić co jest w Hope, czym było kiedyś. Próbowałam z niego coś wyciągnąć, ale jak chce potrafi być taki uparty, a ja… chyba nie pamiętam co dokładnie… ale to potem. Kiedyś. Teraz jesteśmy tutaj w Cheb, w interesach i to się liczy. Jest najważniejsze. Wy jesteście najważniejsi. Priorytety… ty - westchnęła, przymykając oczy i poddając się zabiegom Wilka z więcej niż chęcią. Mruczała cicho, czując silne, ciepłe palce na swojej skórze.
- Mój Kłaczek - w pomruku mieszała się czułość z pożądaniem. Zrobiło się gorąco, rozpięła więc kurtkę, bo tak będzie się pocić, prawda?
- O tak, bezapelacyjnie. Sama słodycz, plusz, wrodzona skromność i branie na żądanie. Bez ciebie skończyłabym marnie i tragicznie, z brudnymi plecami na dokładkę... a kto to widział brudnego medyka… - przyznała mu rację do kawałka o typowo samczej bucie i dumie, obracając się na chwilę w jego stronę i całując w czubek brody, by przejść do niskiego, ochrypłego szeptu - Wiesz, przed każdym zabiegiem należy zbadać wpierw pacjenta, przeprowadzić wstępne rozpoznanie skali problemu. Ten transporter wygląda porządnie… i jest w nim ciepło. Sama sobie nie poradzę - zrobiła smutną minę, choć w zielonych oczach lśnił ogień. Odkaszlnęła, wracając chwilowo do rzeczywistości i vana. Tak… rozmawiali na poważne tematy, co nie przeszkadzało jej ocierać się biodrami o spodnie gangera.
- Kanibalizm? Wiele można przełknąć, ale ludzinę… tylko w formie ejakulatu - odkaszlnęła, wzruszając nieco nerwowo ramionami - Skarby najdroższe uwielbiam was obu, przecież jesteście w pakiecie, nierozerwalni… jak izomery heksanu… ekhem… jak ostrze i rękojeść noża. Niereformowalna całość - wyszczerzyła się do bliźniaków, choć ciężko się jej mówiło. Przeszkadzał w tym rwący się oddech i rozkojarzenie, skupiające uwagę na dotyku, nie widoku - Blue pytała tego Lexę, miała do niego… chyba skrzywdził kogoś jej bliskiego, szukała zemsty. Myślicie, ze dałoby radę wypytać dyskretnie w mieście co i jak? To naprawdę bardzo miła dziewczyna, gdyby dało się jej pomóc… trzeba sobie pomagać. Ciebie też bardzo lubię Taylor, wiesz o tym, prawda? Jesteśmy przecież jedną rodziną… nie ma lepszego najstarszego brata ani na tym, ani na poprzednim świecie. Chcesz coś do picia? - na koniec zwróciła się do rozwalonego pod ścianą łysola, patrząc się na niego wyjątkowo ciepło.

- Nooo, mogłaby mi teraz obciągnąć. I tak bez sensu tu leżę. - Taylor skinął potakująco łysą głową na pytanie Alice choć chyba myślał niekoniecznie dokładnie o tym czarnym vanie w jakim leżał i ludziach jacy go w tej chwili otaczali.

- To czemu powiedziałaś najpierw, że jego lubisz? Znaczy tylko jego a o mnie nic? - Paul szukał spisku lub jego zaprzeczenia w słowach Alice które nie do końca chyba go przekonywały o znaku równości w traktowaniu ich obu przez Brzytewkę. A przecież każdy z Bliźniaków wiedział, że ten drugi jest bardziej cieniacki no i ten drugi właśnie.

- Bo Brzytewka zna się na prawdziwych facetach, a takich wymoczków jak ty to no jak sam widzisz. Z litości, bo ona litościwa jest. - Hektor nie przegapił okazji by gnębić rywala po czym szybko zmienił temat. - A z tymi prochami czy co dla tej foczy nie ma sprawy, jak to nie jeden żałosny wyprysk jak ten cienias nazywa to spuszczaniem, powinno dać się jakoś namierzyć tak czy inaczej. No ale kurwa nie stąd. Stąd to chuja zrobimy, trzeba by być znowu na dzielni. - Latynos rozsądził sprawę jak to widział z tymi prochami i podobnymi sprawami ciekawiącymi blondynę poznaną po zwycięskim meczu otwarcia.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 24-02-2017 o 22:52.
Zombianna jest offline  
Stary 25-02-2017, 02:40   #516
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
- No pewnie, zginęłabyś marnie beze mnie. - mruknął Guido bez większych trudności unosząc mniejsze, kobiece ciało tak, że przysunął je do siebie. Na chwilę zrównali się wzrostem, stykając czołami. - Gdyby nie ja dalej byś garowała za kratami jak się posłuchałaś tatusia. Mnie masz się słuchać, nie jego. Ja do rodziny nic nie mam, ale niech mi nie bruździ. - wyszczerzył się wilczym uśmiechem i tak zetknął swoje usta z jej ustami w chciwym i mocnym pocałunku, jakby chciał jej przekazać swoje zdecydowanie, wolę oraz otuchę.
- A właśnie! - powiedział gdy znów ich usta i twarze rozdzieliły się. - Garowałaś. Dobry moment na dziarę. - uniósł brew jakby złapał ją na jakimś niedopatrzeniu.

- No! - Paul od razu podchwycił pomysł. - I San… Znaczy Czacha też! Jest nowa to musi mieć nową dziarę! - prawie krzyknął z entuzjazmu, przypominając sobie o kolejnej zaległości.

- No. Szkoda, że Keva już nie ma. Ten to robił dziary. Ale coś się znajdzie. - Latynos wyraził żal za poległym w walkach ostatniej zimy głównym tatuażyście bandy którego ostatnie dzieło było widoczne na dłoni Brzytewki. Reszta przytomnej bandy pokiwała przez chwilę głowami na momencie refleksji po poległym towarzyszu.

- Hej Boomer, a ty jaką walniesz sobie dziarę? - Paul bez ostrzeżenia uniósł głowę prawie pionowo do góry na siedzącą powyżej najemniczkę. Ta wyglądała na całkowicie zaskoczoną zarówno nagłym skierowaniem uwagi w swoja stronę, jak i tematem pytania.

- Dziarę?
- bąknęła chyba speszona kosząc szybko wzrokiem po reszcie ekipy furgonetki ale wracając szybko do pytającego.

- No dziarę jaką sobie zrobisz. Masz w ogóle jakieś? - Hektor też wydawał się być zaciekawiony tematem.

- Ja mam! Mogę ci pokazać, Hektor. - Tweety podskoczyła z ekscytacji na krześle prawie jak pilna uczennica do odpowiedzi na pytanie nauczyciela.

- Dobra, dobra, Boomer się pytam. - Latynos westchnął krzywiąc się do kierowcy czarnej furgonetki i znów utkwił pytający wzrok w najemniczce.

- Mam. Ale nie chcę nowej. Po co miałabym sobie robić? I nie pokażę ci tej co mam. - Boomer była wyraźnie skrepowana i często uciekała wzrokiem gdzieś na swoje dłonie. Odzywała się też niezbyt głośno mrucząc raczej niż mówiąc.

- Mi nie pokażesz?! - Hektor boleśnie uderzył się w pierś jakby właśnie złamała mu serce. Dla reszty bandy widać było, że wydurnia się jak zwykle. Ale problem z Bliźniakami polegał na tym, że gdy się ich nie znało za dobrze w takich momentach robienia sobie żartów potrafili wyglądać skrajnie przekonywująco. Boomer wiec pozezowała w jego stronę trochę jakby z obawą, a trochę z ciekawością.

- No każdy jak dochodzi do bandy to robi sobie dziarę. Ale mnie to pokażesz co masz nie? Z tym cieniasem to masz rację, nie słuchaj go, to zwykły palant. Nie to co ja. - Paul tryskał oczywiście optymizmem i mówił z taki zaangażowaniem, że ciężko było nie brać jego słów na serio.

- Ale ja się nie przyłączał do waszej bandy. Jestem Pazurem. - odpowiedziała cicho po chwili wahania, zezując to na jednego to na drugiego Bliźniaka ale najwyraźniej oczy ciążyły jej ku Paulowi. Hektor roześmiał się radośnie, Paul i Guido półgębkiem, Taylor ćmił kolejnego fajka.

- Jak się bujasz z tym cieniasem zamiast z prawdziwym mężczyzną z południowym żarem w żyłach no to jakbyś należała do bandy. A kto należy do bandy robi sobie dziarę na wejście. Czaisz mała? - Hektor wyjaśnił oczywistą oczywistość zasad panujących na dzielni i w tej bandzie. Najemniczka spojrzała na niego a potem znów na Paula jakby czekała co on powie.

- Nie jestem mała. Jestem z tobą prawie równa wzrostem. - burknęła nadal cicho nie patrząc już na Latynosa. Jej uwaga wywołała falę wesołości u Runnerów. Nawet Taylor wykrzywił fragment ust.

- Focza z ikrą. - mruknął powalony kontuzjami Pittbull wydmuchując w górę kolejny kłąb siwego dymu. Tylko Latynos zrobił ponownie bardzo zbolałą minę kiedy znów go Boomer skrzywdziła boleśnie tak nieczułą i wredną uwagą.

- Jak chcesz być w bandzie to musisz mieć kurtkę. I dziarę. I kosę. - do rozmowy wtrącił się Guido. Mówił spokojnie, jednak pobrzmiewały w jego głosie łobuzerskie nutki. Mimo to jakoś nagle Taylor zajął się paleniem fajka, Bliźniaki rozgniataniem lub przypalaniem biegających insektów i właściwie Pazur na drugim końcu pojazdu została sama. Mówił wskazując po kolei klepnięciem na rękaw własnej kurtki, widoczną czaszkę na dłoni Alice i swój nóż przypasany do uda.

- Nie mogę nosić takiej kurtki. Regulamin zabrania. - odpowiedziała po chwili wahania już wyraźnie stremowana - I nie chcę należeć do waszej bandy. Jestem Pazurem. - dodała ze słyszalną obawą wpatrzona w swoje dłonie niewidoczne dla reszty bo skryte za siedzeniem pojazdu.

- To po co tu przyszłaś? Po kurtkę? Chcesz ja z powrotem?
- Paul przysłuchiwał się dłuższą chwilę, a gdy zaczął gadać robił to zaczepnym i zirytowanym tonem. Szarpnął za panterkową kurtkę jaka go okrywała i spojrzał na siedzącą w szoferce dziewczynę.

- Nie przyszłam po kurtkę. Możesz ją zatrzymać. - odpowiedziała najemniczka i po chwili przeniosła wzrok z wyzywającego spojrzenia Runnera na otwarte drzwi szoferki patrząc gdzieś w zarobaczony beton.

- To po co? - Paul zapytał nieco spokojniej choć nadal oczekiwał odpowiedzi. Reszta Runnerów na razie dała sobie na wstrzymanie.

- No tak przyszłam.
- burknęła w końcu wzruszając do tego ramionami nie odrywając wzroku od betonu na zewnątrz.

- Do ciebie przyszła kretynie. - Guido znów wtrącił się parskając na taki przebieg dyskusji. Pokręcił głową i dał znak Brzytewce mniej więcej w stronę rozwalonej bramy gdzie wychodziło się na świat zewnętrzny i między innymi na zaparkowany transporter.

- Ty jesteś Guido? Ten od tej karty?
- Boomer która podobnie jak Paul wydawali się zmieszani krótką uwagą szefa widząc, że ten zamierza ich opuścić wraz z Alice odezwała się do niego pierwszy raz z jakąś inicjatywą w rozmowie.

- Jakiej karty? - szef mafii zdołał już dać powstać Alice na zewnątrz i sam zbierał się do tego samego, gdy nagłe pytanie najemniczki zbiło go nieco z tropu.

- No tą co Alice ma. Taka z brzytwą, surwiwalowa, co jej dałeś. - Pazur doprecyzowała w paru słowach o jaki przedmiot jej chodzi. Przez twarz czarnowłosego Runnerza przebiegł grymas zrozumienia, dłoń zbłąkała mu się w okolice przypiętego do uda noża.

- A no tak. Dałem jej kartę bo mi dała zajebistego kosiora. - roześmiał się szef bandy patrząc na stojącą już na zewnątrz lekarkę i przesuwając palcami po jej policzku w pieszczotliwym geście.

- Widziałam, ładna. Widać, że się lubicie, macie klasę. Ja to nigdy nie dostałam nic takiego od żadnego faceta. - Boomer pochyliła głowę gdzieś tam ku swoim kolanom, a słuchający dotąd rozmowy gangerzy popatrzyli po sobie dość zakłopotani takim wyznaniem. Guido który właściwie już chyba był gotowy by iść do transportera zatrzymał się i spojrzał z zastanowieniem na najemnczkę siedzącą po drugiej stronie wozu. Potem spojrzał na Alice i puścił jej wesołe oczko.

- Żaden facet nikt ci nigdy nic nie dał? Nawet ten cieniasowy złamas ani tamten co myśli, że się na żartach zna? - spytał chytrze, a Hektor nie zapomniał klepnąć Paula by nie było wątpliwości o jakim złamasie mówi szef. Blady bliźniak odklepnął go z powrotem, ale zaraz się uciszyli. Wyczuli i oni, i Taylor i nawet Boomer, że Guido coś szykuje. Pazur prawie nie dostrzegalnie pokręciła w odpowiedzi głową na zadane pytanie.
- To chodź, ja ci coś dam. No chodź, nie bój się. - powiedział nonszalanckim głosem Guido przywołując ją gestem i samemu sięgając po coś do wnętrza kurtki. Oczy brunetki rozszerzyły się z zaskoczenia, niedowierzania i rosnącej z każdym oddechem nadziei. Rzuciła krótkie spojrzenie na Bliźniaków, na Alice stojącą obok szefa bandy, ale nie widząc sprzeciwu wyszła z szoferki i podeszła do stojącego na zewnątrz mężczyzny. Z bliska lekarka widziała ekscytację przemieszaną po równo z nieufnością gdy wpatrywała się w nieduże pudełko trzymane przez niego to na jego twarz. Pudełko przypominało klasyczny pokrowiec na okulary.

- To dla mnie? Co to jest? - stała niepewnie opierając się o framugę drzwi, ale nie wyciągając dłoni ku pudełeczku. Zezowała to na nie, to na twarz Guido albo Alice jakby u niej szukała podpowiedzi jak powinna się zachować.

- Prezent. Otwórz. Bierz i otwórz, nie bój się nie upieprzy ci palców. - uśmiechnął się czarnowłosy ganger potrząsając lekko wyciągniętym pudełkiem. Najemniczka wyglądała jakby miała tremę. W końcu jednak pyknęła balonem i sięgnęła po nieduże pudełko. Pstryknęła zamkiem i szczęka jej znieruchomiała gdy dłoń zaczęła unosić wieczko. Po chwili gdy jej twarz wydawała się nie wyrażać żadnych więcej emocji poza tym znieruchomiałym grymasem napięcia podniosła głowę ku Guido.

- Ładne. Podobają mi się. Chcesz się na nie wymienić? Chcesz coś za nie?
- spytała niepewnie patrząc uważnie na mężczyznę w skórzanej kurtce. Ten pokręcił głową i przymknął na chwilę oczy. Z głębi kufra dobiegło czyjeś parsknięcie. Szybko rzuciła spłoszone spojrzenie na Alice ale szef odezwał się znowu.

- Chcę, żebyś to wzięła. Są zajebiste i będziesz w nich zajebiście wyglądała. Masz je wziąć. Tak po prostu. Bo to kurwa prezent jest. Ode mnie dla ciebie. Jasne? - Guido prychnął i cedził nieco ironicznie jakby zirytowany, że ktoś może nie łapać w lot co właśnie mówi.

- Ale ja nie jestem z waszej bandy. Nie przystąpię za to do was
. - baloniara miała czerwone policzki i stróżka potu zaczęła sunąć jej przez skroń od linii ciemnych włosów. Nadal trzymała otwarte pudełko i patrzyła na Runnera.

- Jasne kurwa, nie ma sprawy. Nie jesteś i nie będziesz w naszej bandzie. Tylko trzymasz się z tamtym cieniasem Ale i tak masz ten prezent ode mnie. Od faceta. Bo mówisz, że nigdy, żadnego nie dostałaś. No to masz. Teraz czaisz? - Guido rozłożył ramiona i mówił jakby był zmuszony rozmawiać z nie najlotniejszym umysłem w bandzie i tłumaczyć coś co zazwyczaj tłumaczyli mu inni. Boomer przygryzła wargę ale w końcu pokiwała głową.

- To co ja mam teraz zrobić? - spytała niepewnie znów zezując to na szefa to na rudowłosą lekarkę.

- No załóż je. I wiesz, dobrze jest widziane wycałowanie darczyńcy. - Wilk odzyskał normę w swoim głosie i cwaniaczył znów na całego wyszczerzając się wreszcie do najemiczki. Boomer po chwili wahania wyjęła drobny przedmiot - ciemne okulary przeciwsłoneczne. Założyła je na nos i spojrzała niepewnie na Guido, na Alice, potem na resztę garażu jakby sprawdzała jak przez nie widać świat i ludzi. Szef gangerskiej bandy chyba rozczarowany takim odbiorem dał znak głową Brzytwece, że czas ruszać dalej. Ten ruch jakby ożywił i otrzeźwił najemniczkę.

- Oj dziękuję! Są takie fajne! - powiedziala radośnie prawie rzucając się mu na szyję. Pocałowała go szybko i na twarzy królowała jej euforia jakiej jeszcze nikt z obecnych chyba u niej nie widział.

- Ej kurwa, uważaj sobie, co? - fuknął na nią Guido co zastopowało nagle dziewczynę - One nie są fajne, one są zajebiste! - wyszczerzył się do niej szef i złapał ją za ramiona odsuwając od siebie.
- W sumie też myślę, że jesteś zajebista. - powiedział mrużąc oko i bezwstydnie przesuwając się spojrzeniem po sylwetce Pazura. Dziewczyna zapłonęła rumieńcem na twarzy i cofnęła się o krok uderzając plecami w otwarte drzwi pojazdu. - Tylko te włosy. - nagle Runner pokręcił głową zanuconym spojrzeniem jakby znalazł jednak jakiś poważny defekt.

- Coś nie tak z włosami? - spytała przejęty tonem, sięgając dłonią do spiętego warkoczyka z tyłu głowy.

- No. Są beznadziejne.
- Guido spojrzał na jej fryzurę z coraz większym smutkiem i niesmakiem. - Rozpuść je. To powinno pomóc. Tak, myślę, że zdecydowanie to by poprawiło sprawę. Pasowałoby do tych zajebistych okularów i razem by wyglądało jeszcze bardziej zajebiście. - tym razem szef zrobił nonszalancką minę znawcy i pokiwał głową.

- Ale ja nie mogę. Regulamin zabrania. - dłoń najemniczki wciąż błądziła w okolicy własnych włosów i wydukała w końcu czerwieniejąc jeszcze bardziej.

- Kurwa z czym mi tu wyskakujesz? Chcesz być zajebista czy nie? - Guido prychnął słysząc taką odpowiedź. Dziewczyna po chwili wahania pokiwała głową. - No to lej na ten regulamin. To mój teren i ja tu ustalam regulaminy. Wrócisz to tego co myśli, że jest zabawny to się spinaj przy nim jak chcesz ale tu ja rządzę i mówię rozpuść włosy. - mówił pewny siebie, nieznoszącym sprzeciwu głosem, jakby do głowy nie brał odpowiedzi odmownej. Dłoń Boomer po chwili wahania i gmerania we włosach połączyła się z drugą i zaraz potem rozpuszczone włosy opadły na jej ramiona i plecy. Okazało się, że ma ich całkiem sporo i wcale nie takie krótkie.


- No i kurwa zajebiście! - Mafiozo wyszczerzył się i po paru sekundach Boomer też się uśmiechnęła i puściła balona - Daj na luz lala, bo się zapowietrzysz i pykniesz jak te twoje balony. - uśmiechnął się po łobuzersku widząc reakcję. - Ale kurwa wiesz, z tymi balonami też zajebista sprawa. Tylko kompletnie chujowo je puszczasz. Chodź pokażę ci jak to się robi. - znów znalazł jakiś motyw i podszedł ten krok czy dwa do przodu i położył swoje dłonie na jej ramionach, przekręcając ją w stronę reszty garażu i kręcących się tam Runnerów.
- Jak już ćwiczysz tą zajebistość to nie pykaj tymi balonami po próżnicy. - zniżył głos stając za nią i patrząc nad jej ramieniem mniej więcej tam gdzie i ona. - Teraz ważny motyw. Masz te zajebiste okulary, nie? - spytał zniżając jeszcze bardziej głos, a zafascynowana dziewczyna kiwnęła głową. - Masz zajebiście rozpuszczone włosy, nie? - znów kiwnęła tymi rozpuszczonymi włosami. - I robisz zajebiste balony, nie? - Runner przeszedł już prawie o szeptu, a rozbawiona uwagą dziewczyna uśmiechnęła się znowu kiwając głową. Nie przeszkodziło to Runnerowi skorzystać z okazji i puścić żurawia z wygodnej perspektywy na nieco inne balony miłośniczki balonówek.
- Zajebiste kombo. I teraz słuchaj, żuj tą gumę i skanuj. Weź jakiegoś palanta na celownik. Jakiegokolwiek. I czekaj aż na ciebie spojrzy. Prosto w twarz. - Runner szeptał Pazurowi do ucha, a ta wodziła wzrokiem po kręcących się gangerach. Zaczynała z ekscytacji oddychać c raz szybciej jakby nie wiadomo co miało się stać. W końcu faktycznie jakiś facet w skórzanej kurtce zaciekawił się na tyle, że spojrzeć dłuższą chwilę w kierunku Boomer i stojącego tuż za nią Guido. - I teraz! Teraz puść balona! - syknął jej do ucha i po paru ruchach szczęki strzeliła ładnym, różowiutki balonem. Facet przy środku garażu drgnął zaintrygowany chyba co jest grane.

- Dobra to już kumasz czaczę z tą zajebistością, nie? - szepnął do ucha, bo dziewczyna wciąż wpatrywała w świat widziany przez okulary jakby z nowej perspektywy. Runner skorzystał z tego i obrócił ją tak, że stanęli frontem do wnętrza kufra furgonetki. Nie wiadomo jak i kiedy ale większość głów zaczęła zerkać to na nich a właściwie na Boomer to na Paula.
- A teraz główny trik. - szepnął Runner. Ściszył głos na tyle, że słychać było, że szepnął coś, a ta machinalnie kiwnęła głową zamaskowaną tymi zajebistymi okularami i zrobiła krok do wnętrza wozu. Wewnątrz zaczęła sunąć na czworakach ku położonej na podłodze kurtce w panterce i przykrywającym go mężczyźnie. Paul nie odrywał wzroku od zbliżającej się kobiety. Ta zatrzymała się tuż przy nim, żując gumę. Po zdawałoby się wiecznej chwili zaczęła robić balona który rósł i rósł chyba najwolniej jak to było możliwe. Aż pękł głośno niczym wystrzał z pistoletu. Paul też pękł. Złapał sprawną ręką za bluzę munduru i szarpnięciem zbliżył ja do siebie. Od razu zaczęli się całować jak para dawno nie widzianych kochanków, choć zaraz też musieli przestać. Boomer musiała wywalić gumę na zewnątrz.

Różowa, bezkształtna grudka wyleciała przez drzwi, przetaczając w okolicy stóp lekarki. Ta prawie tego nie odnotowała, bardziej zajęta obserwowaniem widowiska wewnątrz auta, a na piegowatej twarzy gościł szeroki uśmiech. Mogła mówić, tłumaczyć i wskazywać, lecz pozostawała kobietą. Co innego jeśli na problem zwrócił uwagę mężczyzna, a jak na Wilka przystało, Guido zrobił to z finezją i polotem, w parę chwil wyciągnąć zakompleksioną i niepewną siebie Pazur ze skorupy. Zrobił pierwszy wyłom, złapał ją za rękę i pokazał świat poza skorupą. Wlał wiarę w siebie, dowartościował, przy okazji pokazując, że jest warta więcej niż jej się wydawało. Z nonszalancką beztroską wyłożył proste, klarowne zasady, doradził. Wskazał kierunek i delikatnie popchnął w swoją stronę dwójkę ludzi, którzy mieli się ku sobie, acz nie za bardzo umieli się do tematu zabrać.
Zielone oczy przeniosły się na okryte skórzaną skorupą plecy czarnowłosego gangera - dumnego, pewnego siebie i własnych racji. Nie mylił się, w tak cholernie wielu tematach się nie mylił…
Westchnęła cicho, mrużąc nieznacznie powieki, a ciepło rozlewające się po klatce piersiowej przegnało chłód atakującego ciało, wczesnoporannego chłodu. Nie musiał interweniować, w żaden sposób ingerować… ale zrobiło mu się szkoda Emmy: dziewczyny spoza gangu. Jeśli tylko chciał, potrafił być tak dobry i bezinteresowny. Pociągnęła nosem, niby całkowicie bez podtekstu. Ciągle odwlekali rozmowę na osobności, zaczynała się niecierpliwić, jednak patrzenie na Boomer i Paula chwilowo to rekompensowało. “Chwilowo” stanowiło idealne określenie.
Pociągnięcie za kurtkę na wilczych plecach, potem drugie.
Nie zawsze Alice musiała stawiać czyjeś dobro i szczęście ponad własne. Lekarze brali urlopy, co z tego że kilkunastominutowe? Lepsze to niż puste, zimne nic.

- Chodź zwiedzimy sobie pięterko.
- mruknął Guido, zawijając wokół siebie i ze sobą Alice. Zostawili vana z rozcałowaną w sobie parką. Przeszli przez garaż, wyszli na ulicę, do transportera.Otworzył tylny właz i ich oczom ukazały się skryte wewnątrz dwie osoby. Jedna na pewno był Runner. Drugą zaś młoda kobieta w mundurze i ze skrępowanymi nadgarstkami.
- A, to wy. Billy Bob weź foczę na spacer, dobra? - Guido mówił zniecierpliwionym głosem jakby w ogóle zapomniał o tej dwójce tutaj. Wskazał jednak kciukiem za swoje plecy i Runner złapał żołnierkę za ramię i wyszli przez otwarte właśnie właz na zewnątrz. Szef bandy machnął głową do Brzytewki dając znać, że ma wsiadać pierwsza.

Alice w mig rozpoznała noszony przez nieznajomą kobietę mundur. Patrząc na krój, plamki i pagony na ramionach, przypuszczała, iż jest to strój wojskowy… chociaż wiedza na temat konkretnej formacji pozostawała już poza zasięgiem jej granic poznawczych. Spoglądała to na jeńca, to na młodziutkiego gangera, przybierając wyjątkowo zaintrygowaną minę. Szybko jednak między piegi powróciło opanowanie do spółki z uprzejmym uśmiechem.
- Dobry wieczór Billy Bob - przywitała się z członkiem organizacji będącym celem prawdopodobnie największej ilości docinek oraz żartów, tudzież pospolitego darcia łacha… a przecież był takim miłym chłopcem. Fakt, odrobinę roztrzepanym, lecz sympatycznym i w pewien sposób rozczulającym. - Jest chłodno i paskudnie, idźcie do garażu tam gdzie reszta chłopaków. Szkoda żebyście się przeziębili, a w noc taką jak dzisiejsza jest to bardziej niż prawdopodobne. Dobry wieczór pani - drugie powitanie wycelowała prosto w obcą kobietę. Poczekała aż parka wyjdzie na zewnętrz, starając się wyglądać na wyluzowaną, spokojną i choć policzki ja piekły, tętno szalało w okolicach górnych dopuszczalnych przez przedwojenne normy granic.

- No cześć. - Billy Bob odpowiedział na przywitanie i może nawet chciał powiedzieć coś jeszcze, lecz charakterystyczny ruch brwi w górę u szefa zdusił w zarodku ten pomysł. Kobieta w mundurze była spięta i powitanie Alice chyba całkowicie ja zaskoczyło. Zanim zdążyła coś odpowiedzieć stremowany młody ganger złapał ją za ramię i odprowadził w nocna, oszroniona ulicą w stronę wywalonej bramy garażu.

- Czemu ta pani jest związana? Kto to jest… i da się tu gdzieś znaleźć koc? - lekarka spytała szeptem, ładując się do furgonetki.

- Dlaczego jest związana? No to patrz. - Guido prychnął gdzieś tak pośrodku między niecierpliwością, irytacją i rozbawieniem. - Hej Anitko! - krzyknął za odchodzącą dwójką. Słysząc szefa Runner i prowadzona przez niego odwrócili się i zatrzymali. Właściwie to Billy Bob odwrócił się i przy okazji dziewczynę.

- Co zrobisz jak cię rozwiążemy? - krzyknął do kobiety szef bandy.

- Ucieknę! - okrzyknęła hardo kobieta bez chwili wahania. Guido wymownie wzruszył ramionami rozkładając dłonie. Potem machnął dłonią na dójkę dając znać, że Billy Bob może wrócić do przerwanej czynności.

- No sama widzisz. Dobra bo pizga trochę. - skinął czarnowłosą głowa na otwarty przedział desantowy transportera. - To nasza polisa. Taki bilecik na przejazd do Cheb. - odpowiedział Runner czekając aż Alice wejdzie do środka.

Ruda głowa pokiwała w zrozumieniu. Polisa, zabezpieczenie. Karta przetargowa na wypadek kłopotów… czyli kobieta należała do Armii Nowego Jorku, innych mundurowych formacji, prócz Pazurów, nie widziała w okolicy. Nie znaczyło to co prawda, iż nie kryją się gdzieś po kątach, lecz jeśli tak się działo, na razie nie pchali się bliźnim w skórzanych kurtkach na oczy. Po całej plejadzie niefortunnych zdarzeń, niewielka lekarka była gotowa uwierzyć nawet w najazd kosmitów lub skryty między Ruinami oddział reniferów Świętego Mikołaja, z czerwononosym Rudolfem na czele.
Wzdrygnęła się i zagryzła wargę, wracając myślami do rzeczywistości. Nerwowe oczekiwanie co rusz obracało jej głowę do tyłu, tam gdzie Guido, wyginając usta w coraz drapieżniejszy uśmiech.
- I już jesteście na “ty”... - ton głosu z założenia miał wyjść poważny, ale i tak dziewczyna parsknęła na koniec, choć zamaskowała to atakiem kaszlu. Aby dostać się na osłonięty teren musiała wpierw usiąść na podłodze, potem wturlać się do środka i dopiero unieść się, kończąc ruch na kolanach, twarzą do wejścia.
- Higiena bezpieczeństwa pracy… na tym skończyliśmy, prawda? - Blade dłonie powoli sięgnęły ku suwakowi kurtki, rozpinając go drażniąco powoli.

- Oj z Anitką inaczej się nie dało. Jest taka rozkoszna gdy tak się do niej mówi. - roześmiał się Guido włażąc do przedziału za lekarką. Odwrócił się od niej na chwilę by zamknąć właz. Wewnątrz było o wiele cieplej więc pewnie ogrzewanie wozu jeszcze działało. Szef mafii uporał się z włazem i odwrócił się z chytrym uśmieszkiem na wargach. - Aa coo? Zazdrosna o Anitkę jesteś? - spytał szczerząc się bezczelnie do rudowłosej gangerki. Obserwował na razie spektakl rozsuwania zamka jakby ten chroboczący detal pochłoną jego uwagę całkowicie. - I jakoś nie chce mi się nawijać o jakiejś gównianej higienie Brzytewka. Tam coś było o bolcowaniu i udach rozwartych czy jakoś tak. - wymruczał szczerząc się ale nadal wpatrzony w rozsuwający się suwak.

Drzwi stuknęły i nagle zrobiło się cicho, ciepło… nawet przytulnie, jeśli przymknęło się oczy.
- I o aparatach ssących do odprowadzania cieczy. Nie wolno o nich zapominać, prawda? - podrzuciła wspaniałomyślnie, patrząc na niego spod rudej grzywki. Przyjęła przy tym troskliwy lekarski ton i dalej prócz rąk pozostawała nieruchoma. W normalnych okolicznościach różnica wzrostu miedzy nimi należała do sporych. Teraz, gdy stał na wyciągniecie ręki, a ona zostawała na kolanach, dysproporcja sięgała kolejnego piętra. Na szczęście odległość w poziomie pozwalała zniwelować konieczności zadzierania głowy pionowo ku górze.

Patrzyli się na siebie, każde ze swojej pozycji, niczym para przyczajonych do ataku zwierząt, jeszcze badających teren, lecz już bez czujnego dystansu. Zniknęła sztywność mięśni, wieczne rozterki i uwaga wkładana w budowanie zasłon dymnych - niepotrzebnych, idiotycznych gier pozorów. Do Alice z impetem doszło kogo ma przed sobą. Już nie dowódcę, zainteresowanego nią na zasadzie ciekawostki przyrodniczej, albo chwilowej zachcianki. Iluzoryczne ściany runęły, zostawiając to, co najważniejsze. Nie patrzyła na szefa mafii, zabawnego i pomysłowego flirciarza, lecz swojego mężczyznę. Partnera, przyjaciela, ukochanego. Narzeczonego. Obite usta zadrgały. Porozrywane serce niewidzialna, wilcza łapa ujmowała kawałeczek po kawałeczku, aż złożyła je w całość, odganiając przy okazji obawy oraz zwykły ludzki strach. Niech się upija, uwala czy co on tam wedle Tony’ego miał robić… wróci. Będzie wracał właśnie do niej, nie innej.

Suwak skończył wędrówkę, poły kurtki rozchyliły się na boki gdy dziewczyna podniosła ramiona i chwytając za skórzane poły na wysokości obojczyków równie niespiesznie zsunęła ciuch z ciała, pozwalają żeby zamarudził przez moment na wysokości łokci. Podczas całego zabiegu nie odrywała wzroku od wilczych oczu, lśniących po drugiej stronie transportera.
- A gdybym odpowiedziała że jestem? - uniosła się nieznacznie na kolanach, podrywając tyłek z pięt. Biodra zaczęły się poruszać delikatnie na boki, a z nimi reszta kobiecej sylwetki. Kurtka ostatecznie spadła na podłogę, lecz dziewczyna wydawała się nie zwracać na nią najmniejszej uwagi, pochłaniana powoli przez rodzący się w trzewiach obłęd. Oparła blade dłonie o uda, by naraz wyszczerzyć się równie wilczo co partner, przeciągając nimi do opieszale ku górze. Palce gładziły po kolei uda i biodra, potem przyszedł czas na brzuch, żebra… i jeszcze wyżej, aż szczerząca się zielonooka czaszka zatrzymała wędrówkę na piersiach. Końce palców utopnęły w czerni miękkiego, obleczonego w habit ciała, a z gardła lekarki wyrwało się ciche westchnienie.
- Co wtedy? - w pytaniu wibrował pomruk oczekiwania, dłonie podjęły wędrówkę znów ku szyi, rozpoczynając następny niespiesznych etap walki, tym razem z guzikami. Jeden… drugi… poddawały się krok po kroku odsłaniając piegowate ciało pod spodem.

- Wteedyy… - mężczyzna nie mógł stać swobodnie w dość niskim wnętrzu pojazdu więc przykucnął. Głos przeszedł mu w łakome burczenie, a oczy najczęściej skupione były na suwaku gdy sycił się wdziękami dziewczyny tuż przed sobą. Przeniósł ciężar nogi tak, że właściwie od razu znalazł się tuż przed Alice, jego twarz zbliżyła się do jej twarzy. Dłonie zaczęły sunąć po jej habicie wzdłuż boków, kierując się ku co raz wyższym rejonom ciała. - Wtedy powiedziałbym, z tą zazdrością, że nie ty pierwsza i nie ostatnia. Więc wszystko z tobą w porządku. W końcu gdzie by znaleźć drugiego tak zajebistego faceta jak ja, nie? - wyszczerzył się figlarnie do niej ociekając w głosie i spojrzeniu pewnością siebie polaną sosem autoironii i żywym szyderstwem ze skromności. Wilcze łapy zawędrowały akurat na barki Alice, kiedy zbliżył swoje wargi do jej warg - Ale z ust żadnej innej nie byłoby to dla mnie tak cenne i przyjemne. - szepnął ledwo słyszalnym głosem i pocałował ją jak na swój standard zaskakująco czule i delikatnie. Oderwał się od niej po chwili patrząc na nią tym swoim wilczym wzrokiem, choć jego dłonie wciąż obejmowały drobne ramiona, twarz i głowę. Potem minął lekarkę i schylił się po jakieś bambetle na półce. Szarpnął mocno w dół, aż posypały się drobne, pełzające okruchy życia, które nawet w takiej chwili nie chciały zostawić ludzi w samotności. Przedmiot okazał się plandeką czy czymś podobnym. Szef gangu trzepnął nim, rzucając niedbałym ruchem na ławkę. Plandeka po części zsunęła się na metaliczną podłogę, upstrzonej, poza buszującymi insektami, sporą ilością zmrożonego błota i ziemi.
- Nieźle ci idzie. - mruknął rozsiadając się na nakrytej właśnie ławce i wskazując zachęcającym ruchem dłoni na rudowłosą, konkretnie na jej napoczęte już ubranie.


Pan i władca, spoglądający na poddanych ze swojego tronu. Oczekujący, zaintrygowany, lecz nie cierpliwy - pozornemu spokojowi przeczyły rozszerzone źrenice i przyspieszony oddech, gdy rozwalał się na swoim siedzisku, zwrócony ku scenie, a jego spojrzenie wystarczyło za wszelką zachętę. Wątpliwości odeszły na bok, wymiecione rosnącym rozgorączkowaniem. Bladą skórę szyi i twarzy pokrył rumieniec, drobna pierś podnosiła się i opadała w przyspieszonym rytmie, a zielone oczy lśniły w półmroku.
- Istnieje więc szansa, że historia nie zakończy się jak w tej piosence - chrypnęła, wracając do przerwanej pracy. Wciąż na kolanach, kołysała się w rytm słyszanej w głowie melodii, zmieniając pozycję na frontowa do mężczyzny. Guziki poddawały się opornie, walka z każdym zajmowała męcząco długi czas, jednak poddawały się sugestii niewielkich dłoni, aż do ostatniego.
- Tym fragmencie o ciosie w twarz i zniknięciu z życia - posłała mu niewinny uśmiech i potrząsnęła barkami, a habit spłynął z nich na plandekę, zalegając obok kurtki. Została w podkoszulku na cienkich ramiączkach i spodniach. Ramię i brzuch znaczyły białe pasy bandaży, lecz dziewczyna je akurat ignorowała. Już nie bolały, przynajmniej tu i teraz. Nie, gdy siedział tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło się pochylić, by móc go dotknąć. Jeden krok, by wspiąć się na kolana i pocałować te skrzywione w wielkopańskiej minie usta… za chwile. Jeszcze nie teraz.. Temperatura rosła z minuty na minutę, a może po prostu Savage się wydawało? Nie potrafiła stwierdzić, logiczne myślenie dawno się odłączyło, pozostawiając raptem podstawowe, najbardziej pierwotne reakcje. Gdzieś poza metalową puszką transportera dało się usłyszeć przytłumione ludzkie głosy. Ktoś się kłócił, ktoś inny śmiał, a oni trwali w ciszy na przeciw siebie, mierząc się wzrokiem i pochłaniając kawałek po kawałku.
- Nieźle? Dziękuję za komplement. Wiesz… brak mi doświadczenia, wprawy - przyznała, rumieniąc się jeszcze mocniej, a dłonie powędrowały ku dolnej krawędzi podkoszulki i tam się zatrzymały. - Do tej pory podobne numery widziałam tylko na filmach… edukacyjnych. Parę przywiozłam od Mario, są na laptopie - dodała, niespiesznie podciągając ubranie ku górze. Złośliwy materiał zatrzymał się na wysokości piersi, a dziewczyna zrobiła smutną minę, do której nie pasowały śmiejące się figlarnie oczy - Nigdy nie jest za późno na naukę - szarpnęła mocniej, uwalniając ciało z ostatniej, górnej warstwy ochronnej. Pod wpływem tego ruchu dwie ciężkie półkule zatrzęsły się, a ona odrzuciła niepotrzebny teraz suwenir niedbale za plecy, nie rejestrując nawet gdzie wylądował. Opadła na czworaka i kołysząc biodrami przeszła te dwa kroki, nie spuszczając wzroku z wilczych oczu. Dłonie z podłogi przeniosły się na kolana Runnera i poczęły sunąć powoli w kierunku jego ciała.
- Może ktoś z twoim doświadczeniem mógłby udzielić paru porad? - spytała przez urywany oddech, a głośniejsze sapnięcie zlało się w jedno z kliknięciem klamry paska, na której się skupiła. Miał za dużo ubrań, definitywnie. Dało się to jednak poprawić - z tą myślą przewodnią wychyliła się do przodu, zostawiając krótki pocałunek na jego brzuchu, szczypiąc znajdujący się pod koszulką żywy piec.

- Paru porad... paru? Jaja se robisz? - mężczyzna siedzący na plandece rozłożonej na ławce uniósł brwi , twarz wykrzywił mu wyraz pretensji i zniecierpliwienia. Prawie dała się nabrać, że on tak na serio. Znałaby go słabiej czy krócej pewnie można by się wystraszyć, że znów ma jakiś niezrozumiały dla innych atak szału podczas którego ludzie woleli mu zejść z drogi póki pikał w nich ostrzegawczo instynkt samozachowawczy.
- Dam ci jedną radę. - nachylił się nad nią sępiąc twarzą na jej twarz i odczekał ze dwa szybkie oddechy potęgując napięcie.
- Chodź tu! - syknął i złapawszy ją za ramiona bez trudu i ceregieli podniósł do niecierpliwych, zachłannych ust. Tym razem pocałunek był inny. Mocny, chciwy, pożądliwy i agresywny. Podniósł ją wyżej ledwo skończył całować, sadzając sobie na kolanach. Jego dłonie zaczęły buszować po jej piersiach, sprawdzać je, badać, ugniatać i w końcu do dłoni dołączyły usta i język. Po pierwszym chaosie wstępnych pieszczot ruchy łap stały się nieco bardziej ukierunkowane gdy sunęły ku jej obojczykom, szyi, by z powrotem wylądować na jej ustach, twarzy i włosach.

Jeżeli tak wyglądała owa rada, Savage nie do końca rozumiała przekaz. Chciała spytać, doprecyzować nierozstrzygniętą kwestię, lecz nim się zorientowała, para wilczych łap poderwała ją do góry i skutecznie odsunęła uwagę od czegokolwiek poza swoim dotykiem. Każdy ruch, uścisk silnych palców i mokre stemple ust zostawiały na piegowatej skórze palące ślady. Gdzie padła uwaga Runnera, tam pojawiał się ogień, niknący i pozostawiający niedosyt, ledwo partner odrywał się i zmieniał obszar zainteresowania. Blade ramiona odruchowo oplotły jego szyję, dłonie błądziły po włosach i badały fragment po fragmencie twarz oraz napiętą szyję. Oddychała coraz szybciej, drżące usta na wyścigi wpijały się w jego usta równie drapieżnie, chcąc zaspokoić rozsadzający zmysły głód. Chwyciła go oburącz za twarz, wpijając się w wargi i przyciskając z całej siły ciałem do ciała. Przez zaciśnięte po bokach jego bioder mięśnie ud przechodziły dreszcze. Jeszcze drobne, potęgujące jedynie podniecenie. Naraz oderwała się od niego, pchnięciem ramion posyłając na ścianę. Łapała powietrze jak wyciągnięta z wody ryba, nieprzytomne oczy szukały czegoś w wilczych ślepiach, a wytatuowana dłoń wcisnęła się między ich ciała, podejmując przerwaną walkę z męskimi spodniami.
- Co to za rada? - warknęła, a jaśniejszy tułów wystrzelił do przodu, gdy dziewczyna zaatakowała szyję partnera przejeżdżając językiem wzdłuż jej boku, ku górze. Zatrzymała się przy uchu i chwyciła między wargi fragment skóry, szczypiąc go i delikatnie podgryzając. Do tej pory on zostawiaj kobiecie stemple i siniaki, tym razem ona zostawi mu czerwoną pamiątkę.

Brunet syknął gdy zęby kobiety zacisnęły się na jego skórze. Złapał ją za ramiona odchylając nieco od siebie. Spojrzał rozognionym wzrokiem poprzez pulsujące od emocji i pożądania nozdrza i sapnął.
- Już ci mówiłem. Chodź tu! - warknął do niej zaczepnie i jego ramiona poszły w ruch. Trochę się uniósł, trochę zsunął tak, że Alice straciła punkt podparcia i wylądowała na plandece rozłożonej na dnie pojazdu. Guido przekręcił ją i znalazł się za bladymi plecami. Czuła na szorującą po nich kurtkę i rozgrzaną koszulkę. Chciwe dłonie powędrowały po jej bokach i brzuchu do przodu w kierunku zapięcia spodni. Pogmerały tam chwilę i zsunęły w dół.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 25-02-2017, 02:40   #517
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Szarpnięcie po którym obraz zawirował, a ona znalazła się na kolanach. Rejestrowała śliską, chłodną powierzchnię pod dłońmi i kontrastujący z nią żywy piec za sobą. Myśli w jednym przebłysku wybiegły w przeszłość, przywołując obraz adekwatny. Na dobrą sprawę w podobny sposób zaczęli głębszą znajomość parę miesięcy temu wewnątrz czarnej terenówki, skrytej wśród śnieżnej zamieci. Tym razem jednak nie było miedzy nimi ani grama strachu i niepewności, oraz niechęci.
- Jak za pierwszym razem - wyszeptała rozbawiona, przyciskając biodra do jego bioder i ocierając się o nie w rozgorączkowaniu. Resztka ubrań przestała stanowić problem, Guido był na tyle uprzejmy by pomóc i z tym problemem.
- Pokaż co tam masz… tak żebym zapomniała że mitochondrium reguluje procesy metaboliczne komórki - rozstawiła szerzej ręce dla stabilniejszej podpory i wylądowała na łokciach, wyginając się i wabiąc do siebie niskim pomrukiem.

- Moja bejca to to nie jest. Ale metraż ma.
- mruknął Guido patrząc na kochankę przed sobą. Obserwował zafascynowany jakby obmyślał od czego zacząć konsumpcję. Klepnął w wystawione pośladki aż się zatrzęsły, a potem dla odmiany wodził dłonią od uderzonego miejsca po krawędzi boków i pleców piegowatej sylwetki. Dłonie przesunęły się już gdzieś do połowy gdy pochylił się nad Alice. Zaczął pieścić wargami jej plecy sunąc tak razem z dłońmi w górę łopatek aż do ramion. Zatrzymał się odchylając dłońmi drobną twarz do siebie by móc ją całować bez przeszkód. Nie wytrzymał tak zbyt długo i podparł się jednym ramieniem o podłogę, przenosząc zabawę na pokryte gęsia skórą, blade piersi. W końcu chyba też mu było niezbyt wygodnie, szarpnięciem uniósł i kobietę i siebie do pionu znów przyciskając ją do siebie. Tym razem jednak jego dłonie błądziły po frontowych atutach - tych wyżej i tych niżej, a usta chciwie wpijały się w jej usta, twarz i włosy.
Nigdzie się nie spieszył, pozwalając im obojgu cieszyć się chwilą bliskości, sobą nawzajem. Już nie dążył do spełnienia najkrótszą drogą, stawiając na zaspokojenie pierwotnych potrzeb w trybie pilnym, nim pryśnie czar chwili, a do głosu dojdzie wrodzona podejrzliwość pod rękę z tonami piętrzących się nad ich głowami problemów. Te ostatnie zostały poza wozem, skutecznie oddzielone od dwójki ludzi grubą warstwą metalu. Zostali sami ze sobą i to się liczyło. Nagle znalazło się miejsce na czułość, zwykle pomijaną, teraz zaś niezwykle ważną. Istotny element, dający radość i ulotną chwilę podczas której człowiek miał wrażenie, że wreszcie udało mu się chwycić w dłonie niematerialne szczęście.

Szczęście Alice miało kształt, dało się go dotknąć, posmakować. Poczuć na skórze i wargach. Czuła na plecach nieznośnie gorąco, słyszała coraz cięższy jak i u niej oddech. Smakowała usta, wplatając palce w krótkie, czarne włosy, szorstkie na podobieństwo wilczej sierści. Ruchy dłoni nasilały się, miała wrażenie że jest ich więcej niż dwie, działają niezależnie chcąc być na raz gdzie tylko się da. Chwyciła jedną z nich, splatając blade palce z palcami Runnera - tymi badającymi teren między udami. Mogła tylko zacisnąć usta i westchnąć głośno, a pierwsze, ciche pojękiwanie stłumić, łącząc ich wargi.
- Czemu… jeszcze jesteś ubrany? - wydyszała z pretensją, na mgnienie oka przerywając pocałunek i patrząc na niego pijanym wzrokiem. Rożnica wzrostu stanowiła przeszkodę, ale każdą dało się obejść, zresztą im obojgu przestała przeszkadzać dawno temu.

- A bo mnie taki rudy lisek - chytrusek tu zajmuje. - wymruczał jej do ucha, przesuwając dłoń i tą drugą splecioną z jej palcami ku górze, ku jej piersiom obojczykom i kończąc na barkach by przycisnąć mocniej do siebie. Napór jej łopatek na jego klatę i napy kurtki wzmógł się dając się zauważalnie odczuć. Też mu chyba przeszkadzało bo puścił kobietę i szybko, niedbale ściągnął z siebie kurtkę zrzucając ją gdzieś na plandekę. Podobnie jednym ruchem ściągnął z siebie koszulkę traktując ciuch podobnie i znów przylgnęli do siebie. Tym razem żywe ciało do żywego ciała. Sycił siebie i ją chwilą tej bliskości ale i pożądanie zaczynało już dyktować swoje własne warunki skłaniając do co raz bardziej niecierpliwych i gwałtownych ruchów. Popchnął lekko kobietę z powrotem na czworaka, a sam zaczął gmerać przy zamku swoich spodni. Dało się słyszeć charakterystyczne szczęknięcie sprzączki pasa i dźwięk rozsuwanego suwaka.

- A to ruda paskuda - zaśmiała się, uderzając dłońmi i podłogę. Nie została jednak na miejscu, tylko obróciła się na kolanach, lądując frontem do Runnera. Wyciągnęła ręce, pomagając w starciu z nikczemnym ubraniem. Nie tracąc czasu złapała za pasek i ściągnęła je w dół, aż opadło w okolicach kolan, krępując zapewne ruchy, lecz nie na tyle, by miało w to jakikolwiek sposób przeszkadzać.
- Trzon, żołądź… chcesz wiedzieć jak się nazywają po łacinie? - spytała, oblizując wargi, wpatrzona w zwykle ukrytą część fizjonomii.
- Corpus penis - szepnęła ochryple, zaciskając palce na trzonie u nasady i powoli przeciągając rękę ku czubkowi, który wpierw pocałowała, a potem omiotła oddechem, drażniąc napięte ciało. Wpatrywała się w nie, ale za cholerę nie potrafiła odnaleźć w pamięci właściwej nazwy, więc aby zagłuszyć gonitwę myśli i skierować na poprawne tory, wystawiła język, przejeżdżając nim od żołędzi aż do końca, gdy nos załaskotały porastające podbrzusze włoski, równie ciemne jak te na głowie mężczyzny. Powtórzyła ruch, wracając na drugi koniec, zacisnęła palce i patrząc prosto w wiszące u gór ciemne oczy, zaczęła wsuwać w usta kolejne centymetry aż wargi napotkały na blade palce.

- Ja pierdolę Brzytewka, kogo to obchodzi? Na pewno nie mnie. - jęknął czarnowłosy mężczyzna czując na sobie usta kochanki w tym najpodatniejszym na pieszczoty miejscu. Oddychał coraz ciężej i głośniej przymykając to otwierając powieki i dla wygody opierając jedną rękę o sufit transportera. W końcu jednak nie wytrzymał i znów podniósł kobietę do pionu ale tym razem tylko na chwilę. Przeniósł ją tak, że opadła pośladkami a potem plecami na ławkę a sam w zaległ na niej. Usta i dłonie znów zaczęły od zabawy z jej ustami ale szybko schodziły niżej. Do szyi, piersi brzucha aż do tego najgorętszego miejsca między udami. Jego palce, dłonie i usta podrażniały się na chwilę i kolejną i jeszcze jedną z wzajemnością z tym wrażliwym miejscem. Wreszcie jednak Guido postanowił przejść o sedna. Znów znalazł się na partnerce i gdy wodzili wzrokiem oraz ustami po swoich twarzach, poczuła go w sobie. Drobniejsze ciało zesztywniało, z ust dziewczyny wyrwał się rozedrgany jęk. Mogła tylko odpływać w momencie kiedy jego usta dotknęły piegowatej powierzchni, zostawiając na niej mokry mokry ślad pośrodku czoła. Przeszli do kolejnej fazy pogłębiania znajomości w tym mało standardowym nawet jak na otaczający ich świat związku.

Ciężar mężczyzny wgniatał lekarkę w fotel, coś uwierało pod lewym barkiem, lecz detale traciły znaczenie. Pożar od bioder rozchodził się po całym organizmie, atakując amokiem myśli. Resetował po kolei wszystkie podsystemy, zastępując je na parę ulotnych sekund eksplozją spełnienia. Uniosła nogi i zaplotła je za plecami kochanka, wychodząc miednicą naprzeciw jego ruchom. Patrzyła mu prosto w oczy, gubiąc oddech i zaciskając kurczowo palce na wiszących u góry barkach. Łapała spazmatycznie powietrze, drapiąc paznokciami, a świat skurczył się do ich ciał, splecionych w jedną całość.
- A... Alice - jęknęła mu prosto w rozchylone usta, by zaraz złapać zębami dolną, wilczą wargę i wbić paznokcie w kark. Nie dał jej dokończyć zdania, przyspieszając tempo aż do ostrzegawczego trzeszczenia podłoża. Nie pozwalał złapać oddechu, zajmował całą dostępną przestrzeń. Otaczał zapachem, gorącem ukrytym w ciele na podobieństwo wielkiego pieca. Dłońmi, ustami i językiem wypełniał całe spektrum niewielkiej lekarki. Bardzo skutecznie, bez miejsca na wątpliwości udowadniał kto winien być centrum jej wszechświata. Nie musiał, Alice wiedziała już o tym od dawna. Dobrze było jednak sobie o tym przypomnieć - i jeszcze raz, i kolejny. Póki oboje nie padli wyczerpani, złączeni w jeden organizm trwający nieruchomo na krawędzi snu oraz jawy. Wpatrzony w siebie nawzajem, dzielący wspólnie ciszę, ciepło, uglę i te liche okruchy spokoju, jaki im podarowano.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 25-02-2017, 03:24   #518
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
W całym zamieszaniu Czacha miała utrudnione zadanie. Łatwy plan odciągnięcia na bok rudej gangerki nagle zrobił się skomplikowany. Ciemna kurtka pomagała wmieszać się w tłum, ale lekarka najpierw zniknęła na dłuższy czas, potem kręciła się i doglądała rannych z obu stron konfliktu. Oderwać jej od pracy i pacjentów nie mogła, więc krążyła i czekała na odpowiedni moment, a kiedy wreszcie nadszedł wykorzystała go. Zbliżyła się od tyłu i pochylając plecy szepnęła dziewczynie prosto do ucha.
- Chodź na stronę, sprawa jest.

Ledwo Savage zdążyła odłożyć narzędzia, zamknąć torbę i zacząć żywić nadzieję na przynajmniej chwilowy koniec kłopotów, rzeczywistość upomniała się o nią. Wzdrygnęła się, słysząc głos tuż obok głowy, ramiona opadły. Myśli w szaleńczej gonitwie produkowały kolejne prawdopodobne scenariusze, skupiając się na najbardziej niedorzecznych i nieprawdopodobnych komplikacjach. Piegowata twarz obrócił się wpierw do czarnowłosego gangera, otoczonego tłumem ludzi w identycznych skórzanych kurtkach, przez mięśnie lekarki przeszedł skurcz, usta skrzywiły się w delikatnym uśmiechu, policzki pokrył rumieniec, zaś zielone oczy zaszły mgła przybierając wyjątkowo nieobecny wyraz. Rozpoznała szamankę, lecz w pierwszej chwili nie ruszyła się z miejsca. Bolały ją mięśnie o istnieniu których czytała dotąd tylko w książkach, czaszkę rozsadzała migrena, a zmęczenie wypełniało kończyny ołowiem. Każde zgięcie stawów owocowało dyskomfortem, było też coraz trudniejsze. Posypane piachem oczy piekły i nie umiały oderwać się od kłaczkowego obiektu obserwacji. Całe półtora metra rudego jestestwa rwało się do przodu, chcąc znaleźć się na trasie kolizyjnej i doprowadzić do znalezienia w wilczej orbicie. Z drugiej strony wciąż czekał na nią Tony, zapewne wysoce niezadowolony z przebiegu wypadków i nagłej groźby powiększenia rodziny. Ciężki, skanujący wzrok śledził ją odkąd wyleciała z oświadczynami, a Guido je przyjął. Napięcie widoczne między piegami zmalało. Ten moment wybrała podświadomość, by z jadowicie uprzejmym uśmiechem podsunąć dziewczynie krótkie streszczenie całokształtu jej pobytu w Det. Przymknęła powieki, dając podrażnionym spojówkom te parę sekund odpoczynku w ciemności. Każda praca kiedyś się kończyła, człowiek wychodził z niej normalnie i miał czas na relaksy, życie osobiste, oraz aktywności pokrewne. Szkoda tylko, że praca Alice nie należała do normalnych i nigdy się nie kończyła. Mimo ujemnych składowych, niewielka lekarka promieniowała radością, wysyłając w eter fale pozytywnej energii.
- Wszystko w porządku, San Marino? Chodzi o Nixa? - spytała szeptem, odwracając się do rozmówczyni już ze spokojną, pogodną miną, bez cienia przygnębienia. Zaraz też między piegi wdarło się zaniepokojenie - Jego też trzeba składać?

- No o niego chodzi, ale nie tylko… i nie no, nie dygaj. Nie trzeba go składać, nic mu nie jest - szamanka szybko wyjaśniła i zgarnęła Brzytewkę pod ramię, prowadząc do terenówki. Popatrzyła po tłumie i wyłapała wzrokiem najemniczkę pakującą się właśnie do samochodu Pazurów - Emily. Tak mam na imię - ściszyła głos i mrugnęła z góry do małolaty - Boomer się wystrzelała że z nią gadałaś. Przyleciała do Nixa, że chce tu zostać z tym tam wygolonym złamasem spróbować… noooo i mniej więcej na tym polega sprawa, bo jak tak się urwie to będzie dezercja, a za to jest czapa. Mają kontrakt na pięć lat i kurwa… pięć jebanych lat - wyrzuciła ze złością i rozpaczą nawet nie próbując udawać że ją to nie obchodzi - Na zleceniach, gdzie nie wiadomo w jakie gówno ich nie poślą, ale będzie mordercze. Nie wrócą… on nie wróci. Nie chcę żeby zginął tam bo go wynajęli i nie ma nic do gadania. Nie chcę żeby odchodził i krwawił… a mnie nie będzie obok żeby mu pomóc. Dał mi kartkę, taką pocztówkę żebym pisała i… dlatego wyskoczyłam z tym żebyś mnie uczyła. Dla niego… jest… też wolałby zostać, ale jak zostaną to zdrada. Na wojnie kara śmierci. Zabiją go, zabiją ich oboje. Chciałby zostać… ale jest Pazurem. Musi iść. Są tacy… normalni, mili. Boomer dała mi ogrzewacz, a kiepsko zaczęliśmy współpracę, a Pete… będzie sam, jeżeli Boomer… nie ma nikogo, nikt do niego nie pisał, nawet w święta i … kurwa nie zasłużył na to. Wiesz jaki on jest... za dobry, za jasny na ten cały burdel. Stłamszą go, będą zmieniać. Wojna go zmieni, zostawi wypaloną skorupę… o ile starczy szczęścia i przeżyje… on nie przeżyje. Dołączy do Duchów. Pogadaj z nim, coś wymyślicie… albo starego poproś. Na ciebie inaczej spojrzy, nie będzie drążył że dupy z głowami zamienili. - wskazała na brykę Pazurów i się zatrzymała - Boomer jest już w środku, chodź do Nixa. Jesteście z tych bystrych, od myślenia i planowania. Znajdziecie rozwiązanie, musi być rozwiązanie… proszę, teraz ja będę miała u ciebie dług. Zrobię co chcesz, powiedz tylko co. Ty zawsze wszystkich ratujesz i mówisz a ludzie słuchają. Jak przed komendą kiedy się chcieliśmy pozabijać. Chociaż spróbuj… wiem że go lubisz, słyszałam co nawijałaś Guido. Boomer też.

Przez całą nerwową przemowę Alice milczała, uśmiechając się promiennie w momencie, w którym padło imię najnowszego członka bandy Runnerów. Ludzie mieli imiona, ale je ukrywali. Przybierali nowe i zakładali maski. Razem z prawdziwym imieniem pojawił się też człowiek. Zniknęły buta, ironia oraz wyszczekanie. Odeszły niewybredne żarty i docinki, będące znakiem charakterystycznym czarnowłosej kobiety z nożami. Wystarczyło parę godzin żeby przekonwertować system wartości i znaleźć element iskrzący, jakże niepasujący do całości równania, lecz zwracający naturalnie uwagę i niedający się zignorować. To samo widziała u Boomer - zalążek kiełkującej idei, kompletnie nowego spojrzenia na siebie… a także drugiego człowieka.
Słuchała więc uważnie, zaś tryby pod rudą kopułą zgrzytnęły, rozpoczynając pracę. Patrzyła jednocześnie na sylwetkę przyszywanego ojca, kręcącą się przy vanie. Za każdym razem żegnali się, gdy szedł do pracy. Profilaktycznie, przecież zawsze wracał… obiecywał że wróci, a ona czekała - tak to działało. Nie mówili głośno o lękach, udawali sami przed sobą pewność i opanowanie, gdyż rozklejanie się niczego by nie zmieniło, oprócz pogorszenia nastroju… tak na wszelki wypadek. Aby pamiętać ostatni ciepły uśmiech, zamiast łez, smutku. Strach mieszkał pod skórą, wypełzał nocą nie odpuszczając przez długie, bezsenne godziny. Dyszał w kark, dawał o sobie znać po wschodzie słońca. Długi cień, kładący się ciemną plamą na życiu, odciskający piętno na najlichszej radości, jaką nie można się cieszyć wspólnie.
- Nie zawsze i nie wszystkich. Nie da się uratować wszystkich, Emily, nieważne jak mocno by się tego nie pragnęło - wzrok przyciągany niczym magnesem wylądował na czarnowłosym gangerze, przed zielonymi oczami przewinęły się ostatnie dwa dni. Odchodziła od zmysłów nie wiedząc co się z nim dzieje, prócz szczątkowych informacji i widma wiszącej nad okolicą wojny. Dwa dni... a gdyby znikał na tyle, co łysy olbrzym? Sam pomysł wciskał piekące łzy w kąciki oczu.
- Ale to tylko wymówki - w spokojnym dotąd głosie zabrzmiała determinacja, Uniosła rękę i zacisnęła ją na dłoni nożowniczki, patrząc jej prosto w oczy - Nie ma sytuacji bez wyjścia, trzeba tylko chcieć dostrzec alternatywy. Łatwiej zignorować, skupić na pojedynczych celach i najbliższych przedziałach czasowych… to tak nie działa. Bez obaw, jeżeli naprawdę tego chcą… znajdziemy wyjście. Jest o co walczyć i dla kogo - najlepsza motywacja do działania. - zmarszczyła czoło, zęby poczęły maltretować rozbitą wargę, a ich właścicielka wodziła przez parę sekund średnio obecnym wzrokiem po okolicy. Spokojnie, bez zbędnych emocji i pośpiechu. Podejść na zimno, analitycznie.
- Potrzebuję informacji. Będzie dobrze, razem w tym siedzimy, prawda? Damy radę, nie… hm, nie dygaj. - uśmiechnęła się, pokrzepiająco potrząsnęła złączonymi dłońmi.

Rudowłosa lekarka podreptała z San Marino w stronę zdewastowanej i oblezionej przez insekty terenówki. Para Pazurów siedziała w środku. Boomer znów bawiła się butelką wina już raczej zdecydowanie bardziej pustą niż pełną a Nix zajął się kawą z termosa.

- Cześć. Wszystko tam w porządku? Tak mniej więcej chociaż? - spytał Pazur wystawiając w stronę obydwu kobiet nakrętkę termosu. Już parowała dość słabo więc napój pewnie wciąż był ciepły choć nie gorący. Pazur pytał o drugą maszynę skąd przyszły obydwie kobiety. - I co tak patrzycie się jakbyście jakiś plan uknuły? - uśmiechnął się półgębkiem.

- Bywało gorzej i goręcej - lekarka zdobyła się na szerszy uśmiech, ale zaraz spoważniała - To chcecie tu zostać, a przynajmniej Boomer - zwróciła się do najemniczki i cicho westchnęła - To pewna decyzja? Jesteście zdecydowani? Co z tobą? - skończyła patrząc na Nixa.

- Ja bym wolała zostać. Ale to by była dezercja.
- Boomer powiedziała smutno i bezradnie rozłożyła ręce dając znać jak bardzo czuje się bezradna w tej sytuacji.

- Chcieć to sobie można. Zwłaszcza w mundurze. - Nix nie wyglądał na zbytnio zadowolonego. Oparł się o terenówkę i wyciągnął dłoń w stronę Emily przyciągając ją do siebie tak, że wylądowała w jego ramionach. - Nie możemy tego zrobić. To byłaby dezercja. - Pazur rozłożył ramiona w podobnym geście do drugiego Pazura.

Lekarka pokiwała powoli głową, siadając po przeciwległej stronie co Pazur i szamanka. Oparła się plecami o ścianę wozu tak, by mieć jeszcze w zasięgu wzroku Boomer. Przyglądała się im z całkowitą powagą, analizując co widzi. Nagły przyfrontowy romans, coś poważniejszego, dlaczego warto porzucić karierę? Znali się tak niedługo, dosłownie kilkanaście godzin, a mimo tego Czacha przed wszystkimi powiedziała kim jest dla niej Pazur i wyglądało na to, że nie udawała. Niektórych gestów, mimowolnych skurczy mięśni twarzy i spojrzeń nie dało się podrobić. Peter też nie przejawiał szczęścia na myśl o perspektywie powrotu do bazy bez Emily. Na piegowatej twarzy pojawił się uśmiech, czujne dotąd oczy złagodniały, goszcząc na dnie źrenic ciepłe refleksy.
- Nie patrz na przeszkody, patrz na rozwiązania… wyobraź sobie proste równanie z paroma niewiadomymi. Zobacz całokształt problemu, nie same detale - wyciągnęła paczkę papierosów i wpierw poczęstowała nożowniczkę, potem sama zapaliła, zaciągając się i przymykając powieki. - Nie ma sytuacji bez wyjścia… na tym się skupmy. Na wyjściu, rozwiązaniu. Aktywności docelowej. Boomer chce zostać, a ty? Chcesz tego, Pete? Pytam jak najbardziej poważnie. Masz przed sobą karierę, zawsze chciałeś być Pazurem. Jesteś nim, lecz na tym twoja droga się nie kończy. Jesteś ambitny. Urodzony dowódca, jak powiedział Tony… są jednak rzeczy ważniejsze… dobrze. Nosisz mundur, ograniczają cię regulaminy, wytyczne, rozkazy i przysięgi, jednak każdy system, nawet z pozoru doskonały da się obejść. Dezercja odpada, musicie mieć czystą kartę. Bez przeszłości, pogoni na karku. Spokój… ale po kolei. - zaciągnęła się i wypuściła dym pod sufit - Tata trochę opowiadał o was, trochę sama widziałam. Wasz kontrakt trwa pięć lat, istnieją tak długie zlecenia? Jesteście najemnikami. Skończyliście misję, jeszcze nie wróciliście do bazy po nowe zlecenie. Wolni strzelcy. Można was wynająć, zawrzeć umowę. Nie wiem jak to działa przy długoterminowych… ale rok, dwa? To małe miasteczko na uboczu, żaden cel strategiczny i o wysokim priorytecie. Nie trzeba tego załatwiać przez bazę i dowództwo. Wystarczy… reprezentant, który zawrze umowę, dobije targu. Zaoferuje waszą pomoc i wsparcie w zamian za… nie wiem jakie są stawki - pokręciła głową, tym razem posyłając dym przed siebie, a potylicę oparła o jedzony przez robale metal - I czy jesteście tego absolutnie pewni. Emma tak, a ty Pete? Jaka byłaby cena za dwójkę Pazurów zakontraktowanych na rok lub dwa? Taką umowę da się potem przedłużyć? Żeby was nie rozdzielać… nie dekompletować rodzin. Brak danych, proszę o ich uzupełnienie celem dalszej analizy.

- Nie gadaj jak robot bo to głupio wygląda. - Nix zaczął od swojej uwagi na ostatnie słowa rudowłosego minigangera w skórzanej kurtce. Mówił jednak mimochodem tuląc do siebie Emily i wpatrując się w coś na dnie jej oczu. - Chciałbym tu zostać a właściwie zostać z tobą. Ale jako Pazur. A nie Runner, zbieg czy dezerter. Chcę być Pazurem i być z tobą. - powiedział najemnik odgarniając kawałek czarnego kosmyka z twarzy szamanki na jej ucho.

- A z kontraktami jest różnie. - powiedział okręcając Otero wokół osi tak, że teraz opierała się plecami o niego a jego dłonie spoczęły na jej biodrach nie wypuszczając ze swoich objęć. - Są nawet dłuższe niż pięcioletnie. Takie stałe zlecenia. Ale dla Pazurów jako całości a niekoniecznie dla poszczególnych Pazurów. Przy takich dłuższych kontraktach zwykle są jakieś tury i rotacje. Różne, czasem na parę tygodni, czasem miesięcy. Ale raczej nie pamiętam by pojedynczy Pazur był wynajęty na dłużej niż parę miesięcy. - wyjaśnił jak to jest z tymi kontraktami choć głos miał poważny i zaciekawiony potencjalnym wyjściem z tej sytuacji.
- Na rok czy dwa pewnie jeśli już to my pewnie zaczęlibyśmy turę z Boomer a potem by pewnie nas ktoś przyjechał zmienić. Nie wiem po jakim czasie. Zależy jaki kontrakt, jaka zapłata, jak z innymi grupami Pazurów i ich dostępnością no wiele czynników na to wpływa. Jak już by mieć ten kontrakt. - Pazur dorzucił to co mu się wydawało z tym kontraktem choć nie zapomniał, że na razie rozmawiają o czystej, hipotetycznej abstrakcji bo żadnych negocjacji nikt z Pazurów ani z Pazurami nie przeprowadzał.
- Teraz skończyliśmy misję. Szef pewnie wyśle raport. Ja jako dowódca właściwie też muszę. Powiedzieć jak to wygląda. W centrali muszą wiedzieć co się u nas dzieje. Brak informacji oznacza kłopoty więc pewnie wysłaliby w końcu kogoś by sprawdził co się dzieje z nami. - ostatnia myśl jakby go trochę zaskoczyła gdy odkrył kolejny detal który dotąd zajmował się szef a teraz nagle spadł na jego barki. Poskrobał się chwilę po nasadzie nosa kciukiem jakby przez chwilę zobaczył właśnie przed oczami taki potencjalny raport.
- Szef… - urwał gdy myśli zaczęły mu krążyć wokół dotychczasowego szefa którego jednak nadal nazywał szefem. - W sumie szef mógłby zawrzeć kontrakt samodzielnie. Ja też ale ja musiałbym negocjować z centralą. Nie mam takiego przebicia jak szef. Mogliby mi kazać przestać się wygłupiać i kazać wracać do bazy. No i musielibyśmy gadać na odległość. - powiedział z zastanowieniem Pazur gdy myślał nad kolejnym punktem o jakie pytała Alice. - Ale stawka na dwóch Pazurów na rok nawet? Sporo. Przeliczeniowo mag do karabinka na dobę. Na miesiąc to z 1000 pestek na głowę. Lub jakiś odpowiednik. I sporo zależy właśnie od detali na co, z kim, na jakie ryzyko, w czym zapłata i takie tam. Bez konkretów to takie tam gadanie, zwłaszcza o tak długim kontrakcie. Poza tym no ja nie wyznaje się na zasobności miejscowych ale no na zamożnych mi nie wyglądają. Nie wiem kto miałby nas wynająć. Chyba, że Alice znasz tutejsze relacje lepiej i wiesz coś to mów. - popatrzył na Alice ciekaw do czego zmierza.

W odpowiedzi napotkał dystans i chłód, skryte za uprzejmą maską lekarza, automatycznie przybraną przez niewielkiego rudzielca podczas gdy Pazur mówił. Zaczęło sie od pierwszego zdania i trwało jeszcze dwa zaciągnięcia papierosem po tym, gdy między zebranych we wnętrzu auta ludźmi zapanowała chwilowa cisza.
- Głupio dla kogo? Nie podoba się mój sposób wypowiedzi, twój problem. Dywagacje na ten temat zostaw dla siebie, nie mam najmniejszej ochoty na wysłuchiwanie pretensji odnośnie czegoś, czego nie zamierzam zmieniać, bo to moja sprawa i dość już ekwilibrystyki byle tylko zadowolić każdego po kolei… gimnastykować się, byle nie urazić, nie obrazić, nie nadepnąć na odcisk. Szkoda, że w dziewięciu przypadkach na dziesięć to nie działa w drugą stronę. Łaskawie przestałeś dążyć do bohaterskiej śmierci ku chwale wielkiej sprawy, lecz nie daje ci to uprawnień do obrażania kogokolwiek. Nie jestem cholernym jeżem, albo stojakiem na szpilki - odpowiedziała patrząc mu prosto w oczy bez cienia radości, bądź wesołości. Uważnie. Tony patrzył podobnie, gdy przeprowadzał swoje skany, lecz Savage wiele brakowało do jego poziomu. Zamilkła na dobre trzy nikotynowe wdechy i zamknąwszy oczy, wykonała porządny wydech. Chmura siwego dymu uleciała pod sufit furgonetki i tam zawisła, wywiewana powoli przez rozbite szyby.
- Mam zaległą rozmowę z tatą. Mogłam też teraz siedzieć z narzeczonym, z nim rozmawiać. Kopulować, spać, odpoczywać, po prostu gapić się na siebie i wreszcie do ciężkiej cholery wygospodarować dla nas więcej, niż parę minut wyrwane miedzy kolejnymi awanturami. Bo ciągle ktoś czegoś chce, o coś prosi. Czegoś wymaga… a trwa wojna i nie wiem czy za pięć minut ktoś od Nowojorczyków lub Maszyn nie wpadnie tu i nie strzeli mu między te wilcze oczy - przez bladą twarz przeszedł skurcz, mięśnie na ułamek sekund wygięła rozpacz i strach, gdy lekarska maska opadła, lecz Savage szybko ją poprawiła, przybierając nieśmiertelnie uprzejmą minę i wbiła wzrok w ciemnoniebieskie oczy najemnika - Nie muszę tu być, ale jestem. Z własnej woli, dobrych intencji. Doceń, zamiast wyszukiwać punktów zapalnych. Nie zawsze przyjdzie ci negocjować z osobami które lubisz, bądź do których nie chowasz urazy… jak do mnie - uśmiechnęła się, lecz grymas ten nie sięgał zielonych oczu - Jest parę możliwości… w teorii, jak sprawę załatwić abyście pozostali oboje Pazurami tutaj, bez dezercji, ale byłoby niezmiernie miło, gdybyś… co tam marna gangerzyna może wiedzieć? - wzruszyła na koniec ramionami.

- Hej Alice wyluzuj dobra?
- Nix był chyba zaskoczony reakcją lekarki na swoje słowa co dało się zauważyć już gdy mówiła do niego. - Mów sobie jak chcesz. Zwróciłem ci uwagę tak jak i wcześniej wczoraj wieczorem. Z życzliwości nie złości. Okey? Nie chciałem cię urazić czy coś jak się poczułaś to przepraszam. - Pazur przyglądał się niepewny chyba jeszcze co sądzić o postawie rudowłosej kobiety. - A z tym umieraniem to w ogóle nie wiem o co ci chodzi. Nie zamierzam tu dać się komuś czy czemuś zabić. Nie po to zostałem w końcu Pazurem by dać się tu zabić. - dodał kręcąc głową też chyba nie mogąc znaleźć w ostatnich swoich rozmowach czy punktach jakiegoś nawiązania jakie znalazła je Alice.
- Doceniam, że tu jesteś i chcesz z nami rozmawiać o naszym problemie który twój właściwie być nie musi. Ale zaczęłaś mówić i pytać jakbyś miała jakiś plan czy pomysł. Więc chętnie bym go poznał. Bo jestem ciekaw co wymyśliłaś. Jesteś osobą z zewnątrz więc pewnie patrzysz na te schematy z innej perspektywy i może dostrzeżesz coś co my przeoczyliśmy. I nie nie lubię ciebie ani nie chowam do ciebie urazy. Nie wiem skąd ci to przyszło do głowy. I rozmawialiśmy już kilka razy to no… Dobra nie istotne w tej chwili. - Pazur w ciemnej czapce mówił uważnie patrząc na Alice wciąż chyba nie do końca będąc pewnym jak zareagować na jej wybuch. W niepewnej sytuacji więc reagował ostrożnie próbując wyjaśnić sytuację i niejasności.

Lekarka obserwowała rubinowy żar na końcu papierosa i jemu poświęcała całą uwagę. Przy aucie ponownie zapanowała cisza, wzrok powędrował za rozbite okna, prosto do niewielkiego tłumu ludzi w skórzanych kurtkach, snujących się po garażu na podobieństwo złowrogich cieni. Kłopoty niskich ludzi - ponad dachem nie dało się patrzeć. Zaciągnęła się ostatni raz i wyłuskała z paczki nowego papierosa, odpalając go od tego ledwo skończonego, a płonący kiep posłała pstryknięciem gdzieś w kąt.
- Guido chce zatrzymać się w bunkrze na dłużej - przerwała ciężką ciszę, wracając spojrzeniem do Pazura - Tata mówił, że nie pracujecie dla mafii, gangów i ogólnie przestępców. Nie zabijacie niewinnych, kobiet, dzieci. Wasza organizacja ma swoje zasady, przypominacie przedwojenne SEALS, nie Camorra… a przynajmniej takie mam skojarzenia. - podtruła się nikotyną i kontynuowała, skupiając się na głównym problemie, nie aktywnościach pobocznych - Cheb głoduje, brak im wyposażenia militarnego, medycznego… Daltona nie stać na wasze wynajęcie. Niestety instutucja banków i kredytów odeszła wraz z wojna do lamusa, brak jednolitej waluty, opcji wykonania przelewu na odległość… więc handel wymienny. Dobro za dobro. Towar za towar. Usługa za usługę… Emmo, gdyby Guido się zgodził i pozwolił na pokrycie twojego wynagrodzenia częścią sprzętu z bunkra, może amunicją, zgodziłabyś się zostać moim ochroniarzem? Liczy się kto wynajmuje, tak? Nie pracujecie dla gangerów, ale nie jestem tylko gagnerem - obróciła się do najemniczki i wreszcie szeroko się uśmiechnęła, pukając w wyhaftowany szwajcarski krzyż na habicie - Wieloklasowość, jak w Baldur’s Gate i… ekhem, wybacz. Sens, prawda? Powinnam gadać z sensem - westchnęła, pociągając papierosa i wznowiła nadawanie - Praca dla Anioła Miłosierdzia nie narusza żadnych regulaminów. Znacie mnie, wiecie że nie wydam żadnych głupich rozkazów typu “wypuścić lwy”... znaczy zabijać bezbronnych. - wyjaśniła i uśmiech stał się przepraszający, gdy patrzyła na Boomer - Byłabyś z nami, jak rodzina. Z Paulem, mną, Guido i resztą chłopaków. Nie są tacy straszni, zachowują się w porządku. Cała praca polegałaby na tym, aby nikt więcej nie próbował mnie porwać. Pilnowaniu i tyle… i moze nauczyłabyś mnie gotować - w moment w zielonych oczach pojawiła się tęsknota - Albo chociaż robić naleśniki… zresztą umiesz strzelać, skradać się i jesteś świetnym żołnierzem. Pazurem… mogłabyś robić za trenera? Instruktora. Nauczyciela - z twoimi umiejętnościami szybko byś stała się jak Krogulec dla swoich podkomendnych. Nie dezerterem, a autorytetem… z Paulem przy boku. To też misja edukacyjna dla ludzi w skórach: zobaczą, że kurtka nie jest wyznacznikiem tego czy ktoś jest warty szacunku. Ciebie już lubią, a jak będą widzieli co potrafisz i co z ciebie za urocza dziewczyna… zaczną inaczej patrzeć na ludzi z Cheb. Mały kroczek… takie oswajanie i w sumie gwarant że Nix więcej nie wytnie “żarciku”, więc Guido go zostawi w spokoju. Dodatkowo nie ruszy go bo ty mu zapewnisz bezpieczeństwo. Wy obie - przesunęła wzrokiem do twarzy Emily i uśmiechnęła się - Swoich i kogoś od swoich się nie rusza, prawda? - zwróciła się do Nixa i dmuchnęła do góry.
- Ciebie to nie zadowoli. Bez obaw, ten fragment również idzie obejść. Znaleźć alternatywę. Spójrz, nie tylko bandyci potrzebują pomocy i wsparcia. Trzeba dopilnować, aby podobne incydenty się nie powtórzyły - obróciła wymownie głowę, przez rozbite okno wskazując wpierw koksownik i Chebańczyków, potem vana z rannymi Runnerami - Dla dobra obu stron. Dość rozmów zaczynanych agresją i pretensji. Skoro przyjdzie obu grupom życ koło siebie, warto zacząć budować pierwsze nici porozumienia. Pomosty, podwaliny pod przyszłą współpracę, nie następne waśnie. Chebańczycy są słabi, brak im wyszkolonych, sprawnych ludzi i dlatego nie cieszą się szacunkiem wśród szeregowego ogółu w skórach. Miejscowym przyda się nauczyciel walki, taktyki. Dowódca, który zrobi z nich żołnierzy. Przeprowadzi szkolenia… jak przy szkoleniu w bazie… dobra, może mniej rygorystyczne. Przygotuje i da szansę stanąć w obronie rodzin, jeśli zajdzie potrzeba. - pstryknęła palcami, wypuszczając dym przez son. Rzut oka na dogasającą pałeczkę i w jej ustach wylądowała trzecia. Błysk ognia, klekot mechanizmu zapalniczki. rozmazana smuga żaru wylatująca za okno i spokojny Savage głos, wykładający poszczególne detale.
- Widzieli jak ich bliscy są atakowani przez Dzikich, Runnerów… a im brakuje siły i wiary w to, że mogą ich bronić. Brak wyszkolenia, autorytetu. Przydasz się im i zostaniesz w mundurze. Pazurem - wycelowała żarem w mężczyznę i wreszcie się do niego uśmiechnęła - Z czasem przyzwyczaisz się i do siebie chłopaków. Do widoku, obecności, a jako faceta Emily… możecie się spotykać w mieście. Chebańczycy zobaczą, że ludzie w skórach mogą być mili… tacy zwyczajni, a nie potwory. Też odrobinę zmienią podejście. Sam początek, metoda małych kroczków… pokój i rozejm, nie wojna i agresja. Daltona na ciebie stać. Nie dosłownie, ale stać - sięgnęła w bok, biorąc do rąk termos i bez pytania nalewając sobie kawy. Potrzebowała kofeiny, im więcej tym lepiej - Ilu chłopców od dziecka marzy aby być Pazurami? Kopać tyłki bandytom, bronić niewinnych i zaprowadzać porządki w świecie sprezentowanym przez wojnę i koniec epoki świateł? Cheb za twoje usługi może zapłacić ludźmi. Poborowymi, kadetami. Przeprowadzonym naborem, ochotnikami. Daltonowe dobre słowo też tu wiele pomoże. Miejscowi go szanują - upiła pierwszy łyk, wzdychając cichutko. Choć zimna, kawa smakowała… jak kawa, czyli idealnie w każdej postaci. Spoglądała brunetowi głęboko w oczy, obserwując i analizując reakcje na wypowiadanie właśnie słowa.
- Szeryfowi daleko do tyrana i despoty, tudzież łowcy niewolników. Guido również, abstrahując od utartych kanonów i… racja, meritum. List na środku placu, spytanie społeczności czy się zgadzają na podobny układ - papieros pokazał Boomer - Układy. Spróbujecie, zobaczycie czy wam to pasuje, zaś wybór oraz decyzja właściwe. Dostaniecie szansę, próbę… kontrakt długoterminowy, roczny? Dwuletni? Kwestia rozmowy z Kłaczkiem i Daltonem. Najpierw jednak z Tony’m, trzeba z nim porozmawiać. Coś na bank doradzi, może wprowadzi modyfikacje, pokaże alternatywy… powie co z tymi długimi kontraktami. Trzeba z nim zagadać, spytać. Przyjść z pomysłem, nie na pusto - westchnęła ciężko, wypijając połowę zakrętki czarnego płynu duszkiem - Mniej-więcej tak wygląda mój. Daleko mu do ideału. Pytania, zażalenia, zastrzeżenia, alternatywy, wnioski? Pete, Emmo, Emily… co sądzicie?

- Noo… No nie wiem. Chyba by było w porządku z ochranianiem ciebie. Ale nie wiem czy tak można. I tak decyzję by musiał podjąć Nix bo on jest teraz moim przełożonym. - Boomer wyglądała i mówiła, ze pomysł jaki jej przedstawiła Alice nie jest jej nie miły ale jednak wahała się. Mogła chyba by pracować z Alice jako taką, w roli o jakiej mówiła i z tym jej krzyżem na piersi ale skórzana kurtka i organizacja do jakiej należała Alice wzbudzały jej zastrzeżenia. Zdecowała więc decyzję na Nix’a.

- Twój pomysł z Boomer jako twoim ochroniarzem Alice rozdzieliłby nas. - zauważył to od razu Nix. W końcu wedle tego pomysł najemniczka pewnie urzędowałaby w Bunkrze razem z Alice a on w Cheb razem z Daltonem i Chebańczykami. Z tonu głosu wynikało, że pomysł rozdzielenie nie przypadł Nixowi do gustu. - I nie wiem czy słyszałaś co mówiłem wcześniej. Ale ja te psikusy z porywaniem ciebie czy kogokolwiek to nie robiłem z nudów, fantazji czy jako hobby. Zrobiłem to bo otrzymałem taki rozkaz. Jeśli otrzymałbym znowu taki rozkaz musiałbym go wykonać. Jeśli w tym czasie Boomer byłaby twoim ochroniarzem to nie wiem co by się stało ale wolałbym nie sprawdzać takiego scenariusza w praktyce. - Pazur spojrzał na drugiego Pazura. Z twarzy zgodnie wyzierała niechęć do walki ze sobą nawzajem czy innymi Pazurami.
- Co do zapłaty to i ty i Guido jesteście Runnerami. Ty jesteś też Aniołem ale strefa działania byłaby zdominowana przez Runnerów. Oni też płaciliby nasze rachunki czyli w praktyce byliby naszymi szefami. Tak to przynajmniej wyglądałoby pewnie od kwestii finansowania i regulaminów. To byłby bardzo mało standardowy kontrakt obarczony ogromnym ryzykiem. Ty pewnie uważasz inaczej ale ja ci mówię jak to wygląda z naszej strony i jak pewnie by w bazie na to patrzyli. W bazie będą pewnie widzieć jednego Pazura oddelegowanego przez dowódcę bez żadnych zasobów i zmienników na teren opanowany przez nieprzychylną Pazurom organizację bez możliwości natychmiastowej ewakuacji, komunikacji i do ochrony jednego z członków tej organizacji. To nie wygląda dobrze. Bo teraz nawet zakładając, że jest ładnie i miło i wszyscy się nawzajem lubimy i dobrze życzymy ale jak to się zmieni? Coś komuś odwali, coś się posypie? Boomer zostanie sama z tobą Alice i nawet nie będzie miała jak wezwać wsparcia ani w ogóle dać sygnał, że coś nie gra. - Nix zanalizował sytuację i warunki potencjalnego kontraktu jaki proponowała Alice. Z tej analizy wynikało, że obawia się, że żeński Pazur zostanie sam wśród gniazda Runnerów gdzie mogłaby nawet zginąć i reszta Pazurów nie mogłaby nic w tej sprawie zareagować by jej pomóc na czas skoro ona byłaby odcięta od reszty Pazurów czy Nix’a czy jakichś innych jacy mogliby tu przybyć.
- Ale pomysł z wymianą zapłaty na szkolenie i kadetów jest ciekawy. To mogłoby się udać. Stawki za prowadzenie szkoleń są niższe bo to najczęściej nie są misje typowo bojowe. A kadeci jako zapłata tak, to mogłoby przejść. Ale nie potrafię oszacować detali takiej umowy. To już dobrze by było poradzić się szefa. No i jeszcze tego czy w ogóle będzie ktoś zainteresowaniem takim rozwiązaniem. Ale mnie pasuje takie rozwiązanie. Moglibyśmy też zająć się oboje twoją ochroną ale tutaj. Po tej stronie jeziora, w Cheb. Gdzie nie ma tylu Runnerów i nie są oni dominujący. Gdyby to wypaliło byłaby szansa, że zostaniemy chociaż na pierwszą turę. Może parę tygodni, może parę miesięcy. W każdym razie nie musielibyśmy wyjeżdżać tak od razu. - część pomysłu Alice z wymianą usług z Chebańczykami wydawał się wzbudzać największe nadzieje Pazura na sukces. Mówił jakby pomysł naprawdę przypadł mu do gustu i uważał go za możliwy do zrealizowania. Choć nadal zachowywał świadomość, że w tym równaniu niewiadomymi są jeszcze zachowanie szefa i miejscowych. - Idę pogadać z szefem. Chcesz iść ze mną? - Nix odbił się od burty pojazdu wypuszczając dotąd z objęć Emi i zwrócił się na koniec do Alice.

- I tak się od niego nasłucham, więc czemu nie? Miałam się nie mieszać… w ciebie i Boomer, zwłaszcza w ciebie. Wyszło… nie wyszło, nigdy nie wychodzi. Taka wada fabryczna modelu… nie umie stać z boku, gdy mu na kimś zależy. Przynajmniej tym razem główny generator scysji nie jest rudy... Alleluja
- mruknęła cicho.

Nix kiwnął głową i spojrzał na Emily łapiąc jej spojrzenie. Potem pocałował ją na chwilę pożegnania. Gdy skończył chwilę jeszcze trzymał swoje usta przy jej ustach i twarz przy jej twarzy. W końcu jednak odwrócił się i ruszył z lekarką przez zarobaczony garaż z rozwalonym dachem jaki niedawno częściowo zapadł się do środka.

Niewielka gangerka kiwnęła głową, rzucając niedopałek na ziemie i przyduszając go butem. Posłała dziewczynom pogodne oczko i gest uniesionego kciuka, ujmując Pazura za ramię. Spojrzała w górę, tam gdzie w plamie twarzy lśniła para oczu i zacisnęła pokrzepiająco palce, dokładając do tego cieplejszy uśmiech.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 25-02-2017, 03:58   #519
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Pełnowymiarowy Pazur i miniaturka Runnera, idący ramię przy ramieniu, w tym samym kierunku oraz celu.Ten drugi odczekał aż odejdą od terenówki poza zasięg słuchu i dopiero wtedy westchnął ciężko.
- Emily jest fenomenalna, seraficzna i odważna. Zależy jej, bądź dla niej dobry. Daj Emmie oddychać, pomóż i naucz podejmować samodzielne decyzję, nie czekać na twoją reakcję. Jest wartościową, mądrą i zdolną kobietą… musi w to uwierzyć. W siebie, własną wartość, inaczej wiecznie pozostanie zahukana, a szkoda. Nie wiem, czy to co gadałam ma sens. Nie znam się na wojsku, tylko byciu lekarzem - Savage wzruszyła lewym ramieniem, uciekając oczami gdzieś w bok - Jakby tata się czepiał, wal od razu, że mój pomysł. Damy radę szyć poprawki na bieżąco. Znajdziemy rozwiązanie, bez obaw. Też… byłoby mi niezmiernie miło, gdybyście zostali oboje.

- Seraficzna? - zapytał o słowo z którego miał najwyraźniej kłopot z interpretacją. - A szefem no spokojnie, powiem o co biega. - powiedział szybko jakby chciał uspokoić niższą kobietę. Dyplomatycznie tak dobrał swój krok by nie musiała drobić za nim na siłę i w miarę mogli iść spokojnie w jednym rytmie. Minęli zaparkowanego vana, mijali przechodzących Runnerów i zbliżali się do jednej z podpalonych beczek gdzie przenieśli się Chebańczycy i Tony który chyba z nimi rozmawiał. Dalton wyglądał marnie jak większość ludzi po ciężkiej walce ale jednak nie był tak zmasakrowany jak jego syn. No i tu dochodziło to, że nie był już pierwszej młodości. Ale był przytomny i widocznie zdolny do swobodnego mówienia. W miarę też jak zbliżali się do tej grupki Alice widziała jak Nix się przeistacza. Jak prawie z każdym krokiem coraz mniej jest w nim Pete’a a coraz więcej z Pazura. Niby nic się nie zmieniło, szedł dalej razem z nią ale jednak była na tyle wyczulona na ludzką naturę, że czuła jakby się zbroił i zakładał niewidzialny pancerz, jak robił się co raz bardziej spięty i czujny gdy czekała go rozmowa z szefem i to niebagatelna.

- Zjawiskowa, cudowna, piękna, zachwycająca i czarująca - wyjaśniła kwestię językową, biorąc głęboki wdech i wkładając maskę poważnego lekarza. Szli załatwiać interes, rozmawiać z przełożonym Pazurów, strategiem i wojskowym. Dowódcą, nie ojcem. Wejście w rolę było bardziej niż wskazane.
- Jeżeli pójdzie źle… winą za nieścisłości obarczaj mnie, serio. Przekieruj jego złość z siebie i sprawy priorytetowej na coś innego - powiedziała cicho, chowając drżące ręce w kieszenie płaszcza - I tak prawdopodobnie jest wściekły za Kłaczka i te oświadczyny… zięć mafioso, co on będzie mówił kolegom z pracy? Więc się nie krępuj. Naszym celem nadrzędnym jest przeforsowanie idei, oraz wasze szczęście. Potem… potem coś wymyślę, żeby się nie gniewał - zakończyła wyjątkowo mało optymistycznie, ale z zacięciem. Posłała Pazurowi ostatni szybki uśmiech.

- Zjawiskowa. Tak to pasuje. Nie spotkałem nikogo takiego jak ona.
- skinął głową, patrząc na grupkę przed sobą. - Ale ty jesteś taka mądra ale pewnych rzeczy po prostu nie łapiesz. Jak teraz z tym zwalaniem. - powiedział gdy grupka przy rozpalonej beczce już ich zdążyła namierzyć i patrzyła na ich dwójkę wyczekująco. U dwójki młodych zastępców szeryfa i obitego szeryfa nie było to może tak widoczne jak na górującego nad nimi szefa Pazurów.

- Szefie!
- Nix jak zwykle zasalutował gdy stanął na baczność przed starszym stopniem oficerem Pazurów.

- Spocznij Nix. - łysy człowiek - góra skinął głową i dał jak zwykle rozkaz w odpowiedzi. Młodszy szarżą i wiekiem dał na spocznij. Skanujące spojrzenie powędrowało teraz pytająco z niego na przybraną córkę. - Stało się coś? - zapytał niezbyt wiadomo do kogo z nich.

- Mam pytanie szefie. O taką propozycję. Opcję. - Nix odpowiedział od razu ale szukał odpowiednich słów by omówić temat. - Chodzi o nasz kontrakt szefie. Mój i Boomer. Skoro szef już nie jest naszym szefem to właściwie powinniśmy zgłosić gotowość do następnych misji w bazie czyli tam wrócić. - Tony zmarszczył brwi nie mogąc chyba jeszcze rozgryźć do czego dąży Nix ale skinął znowu głową na znak, że te rozumowanie jest na razie słuszne.
- Więc szefie właśnie o tym chciałem porozmawiać. Bo my… Znaczy ja i Boomer. Chcielibyśmy tu zostać po załatwieniu sprawy z tymi kutrami. My… Związaliśmy się z kimś stąd. Rozumie szef, sprawa osobista. - Pazur zaciął się ciąć gdy doszło do bardziej przyziemnych spraw. Brew byłego szefa skoczyła do góry domagając się dalszych szczegółów.

- Sprawa osobista? Rano jakoś nic o tym nie wspomniało żadne z was o tym w raporcie. - Rewers zauważył spokojnie te niedopatrzenie i rozbieżność w porannych i obecnych zeznaniach podwładnego.

- Bo rano jeszcze tego nie było szefie. Ale chcielibyśmy zostać.
- powiedział po chwili zwłoki. Kiwał głową gdy szef znalazł te niedopatrzenie najwyraźniej zdając sobie z tego sprawę ale brnął w temacie dalej.

- Coś jeszcze Nix? - Tony spytał spokojnie jakby co dzień słyszał takie wieści. Głos jednak sugerował, że domyślał się, że nie tylko z tym przyszedł do niego podwładny.

- No tak szefie. Myśleliśmy o tym kontrakcie. I by tu zostać. Legalnie. I pomyśleliśmy szefie, że moglibyśmy założyć tu misję. Taki trening, takie różne szkolenia. Ja wiem, że my jesteśmy w porównaniu do weteranów Pazurów młodzi ale myślę, szefie, że coś umiemy. Ja i Boomer. I moglibyśmy to przekazać miejscowym. By mogli się bronić. Taka samoobrona, milicja. - Nix w miarę jak mówił coraz częściej zerkał na siedzącego szeryfa. Chebańczycy wyglądali na zaskoczonych, że rozmowa w jakiś i to całkiem bezpośredni sposób ich też dotyczy i nie jest wewnątrzpazurową sprawą.

- Ciekawy pomysł synu. Naprawdę ciekawy. Cieszy mnie, że o nas pamiętałeś. Ale coś mi świta, że chyba nie jesteście instytucją charytatywną. No a my niestety jesteśmy spłukani. Nie mamy ani wam ani komuś innemu jak zapłacić. Ani dziś ani jutro i za miesiąc też pewnie wiele się nie zmieni. - szeryf spojrzał na stojącego mniej więcej frontem do niego Pazura i pokręcił smutno głową. Dwaj młodsi Chebańczycy którzy przez chwile wyglądali jakby ktoś nagle dał im cukierka zamarli gdy dotarła do nich proza rzeczywistej sytuacji jaka ich otaczała. Szef przypomniał im w jakich realiach przyszło im pracować i żyć. Obydwaj spojrzeli na Hivera i jego bandę która paradowała teraz z ostatnimi zaskórniakami Chebańczyków jakie miały szansę zmienić coś w tych negocjacjach.

- No nie. Nie jesteśmy instytucją charytatywną. - Tony spojrzał na szeryfa kiwając głową po czym znów przekierował spojrzenie na podwładnego.
- Nix? - spytał go dając znać, że czeka na odpowiedź tak samo jak szeryf.

- Tak, nie jesteśmy instytucją charytatywną. Ale myślę, że jest pewien sposób. - zgodził się młodszy z mężczyzn czym wyraźnie zainteresował czwórkę przy rozpalonej beczce. - No więc myślę, że my, Pazury, moglibyśmy przyjąć jako zapłatę usługę i zasoby. Ludzi. Rekrutów. Na nowych Pazurów. No ale szefie ciężko mi oszacować wartość takiej umowy by to miało szanse powodzenia w bazie. Więc pomyślałem, że zapytam szefa o zdanie co szef o tym myśli. No i szeryf. - Nix wskazał ruchem głowy na siedzącego na jakiejś skrzynce szeryfa. W twarze Chebańczyków wlało się zdziwienie. Dwóch młodszych znów spojrzało na pobitego starszego z ponowna falą nadziei i niepewności. Starszy z Pazurów też spojrzał w jego kierunku czekając na jego reakcję choć bardziej panował nad mimika i nie dało się poznać jak się w tej chwili sam zapatruje na ten pomysł.

- To byłoby jakieś rozwiązanie synu. - odparł po chwili zastanowienia podstarzały szeryf. - Ale to sprawa dotycząca całej naszej społeczności. Muszę więc ją omówić z tą społecznością. Dużo zależy od tego ilu to miałoby być tych rekrutów i na jak długo. - Dalton dodał przekierowując pytanie z powrotem do obydwu Pazurów.

- Dwa lata na szkolenie Pazura. Nix i Boomer mają właśnie za sobą takie szkolenie. - odpowiedział tym razem szef Pazurów wskazując na stojącego naprzeciw oficera Pazurów. - I pięć lat kontraktu które trzeba odsłużyć. - odpowiedział patrząc na Nixa na co ten lekko kiwnął głową i cicho westchnął gdy szef widocznie nie mówił mu niczego nowego.

- Siedem lat. To nie jest siedem miesięcy synu. Niemowlę zacznie biegać a smyk zacznie się golić.- liczba chyba zrobiła spore wrażenie na Daltonie i na dwóch zastępcach też. Popatrzyli na siebie z zastanowieniem.

- Tego nie mogę w tej chwili obiecać. Ale gdyby ukończyli te dwa lata obowiązkowego szkolenia można by skierować ich do odsłużenia tutaj jeśli wciąż byłyby ten kurs proponowany przez Nixa. I tak tu wówczas musiałby stacjonować jakaś grupka więc mogliby i ludzie stąd. Można wziąć pod uwagę relacje rodzinne i sprawy osobiste tak jak właśnie próbuje to mi tu zaznaczyć Nix w ich sprawie. Ale to nie zależy ode mnie więc to możliwe ale nie mogę tego zagwarantować na pewno. No i te dwa lata musieliby przeszkolić się jak każdy kto zostanie Pazurem. - powiedział Rewers jakby próbował złagodzić w brzmieniu te warunki. Nie zapomniał też o kąśliwej uwadze do młodszego z Pazurów na co ten trochę stracił rezon. Ale jednak sam też postanowił coś dodać do słów szefa.

- No nie wiadomo gdzie kogo wyślą. Ale można spróbować. Zwłaszcza jakby się ktoś postarał, jak się napisze coś jakieś skierowanie czy prośbę… - urwał Nix patrząc na szefa dość wymownym wzrokiem ale zaraz znów spojrzał na szeryfa. - No i urlopy są i można pisać i przyjeżdżać. To nie jest jakieś więzienie, że ktoś znika na dwa lata. Potem po szkoleniu zawsze jest urlop i wtedy jak ktoś ma okazję to jedzie do domu. No chyba, że trafią się jakieś specjalne okoliczności ale no zazwyczaj nie. - dodał szybko Nix choć przy specjalnych okolicznościach i urlopie znów wzrok mu się zawiesił na szefie.

- No dwa lata to już brzmi lepiej. Zwłaszcza jakby mogli odsłużyć tutaj. I rozumiem synu jak to bywa z przydziałami. Służba to służba. Ale można podziałać sporo tak jak mówisz. - szeryf zgodził się i wyglądało, że słowa obydwu Pazurów znacznie zbiły mu z barków ciężar decyzji. - A ilu? - zapytał o drugi człon podstawowego pytania.

- Dziesięciu. Z czego trzech musiałoby dotrwać do końca szkolenia. Jest żmudne i trudne. Wielu odpada. Mało prawdopodobne by choć połowa przetrwała tą selekcję. My dajemy dwóch Pazurów. Więc byśmy nie byli stratni chcemy mieć chociaż trzech w zamian by rachunki były na plusie. Sami wybierzcie tą dziesiątkę jeśli się zgadzacie. Nie musi być teraz ale tak pewnie w ciągu paru dni czy trzeba by posłać raport do bazy a wraz z nim propozycję kontraktu. Bez tego Nix i Boomer są na samowolce i ryzykują więcej niż trzeba zwlekając z powrotem do bazy. - Anthony “Cass” Rewers spokojnie przedstawił Chebańczykom powody i detale takiej umowy. Młodsi Chebańczycy znów utkwili spojrzenia w starszym ze złotą odznaką z powrotem wpiętą w kurtkę. Ten zasępił się i pokiwał głową.

- Dobrze synu widzę jak widzisz sprawę. Porozmawiam o tym z mieszkańcami. Damy wam odpowiedź w ciągu tych paru dni. - kiwnął w końcu głową ostatecznie szeryf i spojrzał na Rewersa. Ten też skinął swoją łysą głową dając znać, że wstępnie umowa została rozpoznana dla obydwu stron.

Stojąca u boku młodszego Pazura ruda dziewczyna odetchnęła dyskretnie, gdy w pierwszy odruchu szyty na poczekaniu pomysł nie został odrzucony, wręcz przeciwnie. Spotkał się z akceptacją. Unikała patrzenia na przybranego ojca, skupiając uwagę to na Nixie, to na Daltonie oraz jego podkomendnych, aby nie kusić losu. Szło dobrze, nie przyszli z pustymi rękami, zawczasu przygotowali plan wstępny i zwracali się do łysego najemnika z prośbą o detale, nie całokształt programu. Lubił konkrety, nie gdybanie i domysły. Dostał szkielet, a ukryty pod bezwłosą czaszką mózg rozpoczął analizę, gdyż miał się na czym zaczepić. Miejscowi również wyglądali na zainteresowanych, kwestia dogadania z resztą społeczności. Mogło się udać - owa myśl zagnieździła się w głowie niewielkiego rudzielca, na usta wpełzł cień uśmiechu. Młody podporucznik wyjdzie na zdolnego, rozsądnego i pomysłowego, szlachetnego człowieka, wartego szacunku a także poważania, gdyż nie skupiał się jedynie na dobrze swoim, lecz również innych. Tak postępowali prawdziwi żołnierze, Savage zaś pozostanie niegodziwym gangerem na wieki wieków. Amen.
- Proszę na to spojrzeć jak na szansę - powiedziała spokojnie, a ułożony zawczasu kurtuazyjny uśmiech spoczął na szeryfie, a wtórował mu spokój zielonych oczu - Na chwilę obecną Cheb jest niewielkim miasteczkiem na peryferiach. Bez protektoratu, zaplecza, ani racjonalnego wsparcia. Zbyt małym, by stanowić poważnego partnera gdy przychodzi do rozpatrywania, tudzież wdrażania aspektów zbrojnych. Miejscem pełnym dobrych ludzi, którzy dość już wycierpieli i zasługują na pokojową egzystencję, miast ciągłych razów od organizacji czujących się bezkarnie ze względu na swoją siłę oraz środki bojowe. Społecznością ze względu na brak powyższych czynników, uważaną za… proszę wybaczyć określenie, miernego przeciwnika. Osamotnionego, wystawionego na żer silniejszym - uśmiech zastąpiła melancholia, a dziewczyna wyciągnęła z płaszcza papierosa i odpaliła go, pokonując przemożną chęć, by zacząć chodzić w kółko.

- Dzicy, Runnerzy… nawet Armia Nowego Jorku przyjeżdża tutaj i chce zaprowadzać swoje porządki, bez patrzenia i pytania co wy o tym sądzicie. Zawiązanie porozumienia między wami, a organizacją prezentowana przez Nixa i…pana Rewersa, niweluje wyalienowanie. Pazury cieszą się powszechną renomą. Są rozpoznawane, szanowane, a także znane ze swoich bojowych umiejętności - budzą respekt i ludzie z zewnątrz dwa razy się zastanowią, nim pokuszą się na zaatakowanie z pozoru bezbronnej mieściny na uboczu. Protektorat zniweluje również totalitarne zapędy z naszej hm, aktualnej stolicy. W sytuacji jawnego ataku dochodzi nie tylko do ataku na Cheb, lecz również ośrodek szkoleniowy i co za tym idzie Pazury jako całokształt. - pozwoliła sobie na kwaśny uśmiech, zaciągając się od serca. Westchnęła, przenosząc wzrok na powalonego Briana, potem spojrzała na runnerowego vana z rannymi, by na koniec znów skupić się na szeryfie, a w głosie lekarki przesypał się piołun.
- Dość wojen, agresji i przemocy. Dość sytuacji, gdy zamiast wyciągniętej, otwartej dłoni, kierujemy do siebie pięść. Gdy dochodzi do zdarzeń, które nigdy nie powinny mieć miejsca - pokręciła głową, zgrzytając zębami i pokręciła głową, przełykając głośno ślinę - Bycie silniejszym nie uprawnia nikogo do robienia z owej siły użytku. Każdemu człowiekowi należy się szacunek, bez względu na pochodzenia, czy noszone barwy. Runnerzy rozumieją siłę, potrzebny im bat, kaganiec. Dzięki szkoleniu każdy zdolny do utrzymania broni człowiek w mieście zyska szansę na ochronę siebie i swoich rodzin. Do tego z posterunkiem Pazurów zawsze uzyskacie pomoc, będzie się do kogo zwrócić w razie wyższej konieczności, choćby wezwać posiłki, jeśli zacznie się następna zawierucha. Nie zostawią was samych, bo to ich dom. Tych, co pójdą na szkolenie, tych co je przejdą. Tych, którzy chcą tu założyć rodziny i zyskać cień możliwości na normalne, szczęśliwe życie… bo da się tu żyć. Pan tego pilnuje, wciąż przestrzega archaicznego, ale sprawiedliwego kodeksu. Prawa w świecie bezprawia. Nie powtórzy się zima, nie tylko pod kątem najazdu z Detroit. Wcześniejszy napad Dzikich również nie przeszedł bez echa. Pamiętam hałdy ze śniegu, martwych psów oraz ciał w skórzanych łachmanach. - wzdrygnęła się wyraźnie, dłoń z papierosem zadrżała. Przymknęła oczy i policzywszy do dziesięciu, podjęła temat - Zostaje na koniec aspekt obyczajowy. Pokazanie, że kogoś w skórzanej kurtce i bez niej może łączyć coś więcej niż wzajemne zwalczanie. Oswajanie, ujrzenie w sobie ponownie ludzi. Bardzo ważna lekcja dla obu stron. Dzieli nas morze krwi, nienawiści, bólu, strachu i cierpienia. Krzywdy, żalu… uczynków nie do zmazania. Przewin na które nie znajdzie się odpowiednia pokuta, bądź zadośćuczynienie. Nie da się cofnąć czasu, zło już się wydarzyło… ale ciągle mamy przed sobą przyszłość, a ona nie musi tak wyglądać. - wskazała brodą na poranionego zastępcę szeryfa, potem na tłum w skórzanych kurtkach. Dwa obozy po przeciwnych stronach garażu, chwilowo tylko nie dążące go wzajemnej eksterminacji.

Ramiona Alice opadły, przygniecione niewidzialnym ciężarem. Plecy się zgarbiły, a na twarzy szarym cieniem położyło się zmęczenie.
- Fantasmagoria. Porywanie z motyką na słońce. Cel z pozoru niemożliwy do osiągnięcia. Wszystko się zmienia, z wyjątkiem samego prawa zmiany - wychrypiała, zapatrzona w żar na końcu papierosa - Nie będzie przyjaźni, nie po tym wszystkim… porozumienie, neutralność. Brak agresji, nie od razu. Proces długofalowy, potrzebujący monitorowania i zarzewia, początku. Zalążka. Czas w końcu budować mosty, nie je palić. Ludzie panu ufają, podziwiają. Wiedzą, że chce pan jak najlepiej dla tego miejsca. To dla was szansa na nowy, lepszy start.

- Nie ma chyba co sobie obiecywać gruszek na wierzbie albo zawczasu łamać rąk. Warto jednak spróbować za to się zabrać. - odpowiedział w końcu szeryf po zauważalnej chwili zwłoki.

- Dobrze szeryfie, niech pan spróbuje porozmawiać z pańskimi ludźmi bo myślę, że pomysł Nixa jest wart rozważenia i zachodu. - najstarszy z Pazurów kiwnął głową gotów chyba wesprzeć ten pomysł na ile to możliwe.

- Właściwie to był to pomysł Alice.
- odezwał się nagle Nix. Obydwaj starsi mężczyźni spojrzeli na niego z prawie synchronicznym zaskoczeniem. Młodszy z Pazurów wzruszył ramionami i dodał nieco wyjaśniająco - Spodobał mi się ten pomysł to postanowiłem go omówić z wami. - przyznał najemnik w czarnej czapce a obydwaj rozmówcy spojrzeli teraz na rudowłosą kobietę stojąca obok niego.

- Ciekawe. - mruknął Tony patrząc na przybraną córkę. - To jednak właściwie nie zmienia samej idei tego pomysłu. - uznał po chwili gdy w myślach pewnie dodał nowo poznany detal do tej układanki który mógłby zmienić wynik tego równania. Na końcu spojrzał na siedzącego na skrzynce mężczyznę ze złotą odznaką wpiętą w kurtkę.

- No chyba nie. -
uznał szeryf spoglądając gdzieś w bok po czym też wzruszył ramionami jakby nie znalazł powodów by miało to coś zmienić w tym co już zaczęli szkicować na przyszłe posunięcia.

Jedno krótkie stwierdzenie i naraz uwaga Daltona oraz Tony’ego z Nixa przekierowała się na Savage. Ta stała nieruchomo, z papierosem tlącym się tuż przy ustach, a zielone oczy uparcie wpatrywały się w młodszego Pazura. Zamrugała, wyrażając niewerbalnie zdziwienie za pomocą krytycznego uniesienia prawej brwi.
- Miałeś mówić tylko jak będzie źle… - mruknęła cicho, kręcąc głową. Nie musiał wspominać kto wymyślił plan, grunt że miał szanse powodzenia, zaś obie potencjalne strony kontraktu zgodziły się na wstępne rozeznanie we własnym zakresie. Nabrała powoli powietrze, lecz zamiast je wypuścić w ciszy, obróciła się do przyszywanego ojca, spoglądając mu prosto w twarz.
- Będę niezmiernie wdzięczna, jeśli podzielisz się detalami i rozwiniesz myśl ponad rzucenie pojedynczego przymiotnika, gdyż na chwile obecna czuje się niepewnie, narażona na domysły jakich na ten moment wolałabym nie analizować ani wprowadzać w finalną fazę wysnuwania niepotrzebnych, ciężkich do późniejszego obalenia tez, tudzież wniosków. Nix był tak miły, by uzupełnić dane, zniknęło parę niewiadomych. Trochę przedyskutowaliśmy temat, końcowe równanie wydawało się mieć sens. Większość czynników wzięto pod uwagę, ale i tak pozostają elementy losowe… margines błędu. - z premedytacją tym razem ona wzruszyła ramionami, papugując gest szeryfa i Pete’a. Stała tak przez parę sekund, aż do momentu gdy zaciągnęła się porządnie.
- Mówiłam już, prócz bycia gangerem jestem też lekarzem - spojrzała na podstarzałego szeryfa, wypuszczając dym przez nos. Mówiła cicho, bez pretensji, za to ze zmęczeniem, przymykając oczy - A dobry lekarz dba o dobro wszystkich pacjentów, bez względu na podziały. Taka wada fabryczna modelu, jedna z wielu. Nie ma podtekstów, nie ma ukrytego dna. Harmonogram został opracowany stricte pod rozwiązanie chociaż części kłopotów miejscowej społeczności, dwójki obecnych pod tym dachem Pazurów. Więcej zyskamy współpracując, niż wiecznie się gryząc. Swoja drogą… mam pytanie - na blade policzki wkradł się rumieniec. Dziewczyna odkaszlnęła, unikając wzrokiem olbrzyma - Czy prócz nieodżałowanej pamięci Ojca Miltona… czy… ekhem. Szeryfie, macie tu innego księdza? - spytała cicho, skupiając nagle całkowitą uwagę na palonym papierosie.

- Był jeden przejazdem przed paroma dniami ale nie wiem czy jeszcze jest z nami. Pomysł, mimo, że od ciebie, jest ciekawy. Mógłby pomóc nam w rozwiązaniu paru problemów. Ale wiem kim jesteś i o twoim podejściu do wielu spraw. Niemniej dziękuję ci, że chciałaś podzielić się z nami tym pomysłem. - szeryf odpowiedział pierwszy i mówił powoli patrząc uważnie na rudowłosą kobietę w skórzanej kurtce na czarnym habicie.

- Nie powiem ci nic więcej Alice bo to byłaby czysta spekulacja. Teraz decydujące znaczenie ma odpowiedź mieszkańców Cheb. Bez tego nie ruszy się tej sprawy dalej. A reszta to w tej chwili domysły i hipotezy o zbyt wielu zmiennych by mówić o jakimś trendzie tych obliczeń. Na razie z trzech podstawowych czynników znamy wartość jednego. Dwa pozostałe to reakcja Chebańczyków oraz naszej bazy. Komplet danych więc jeśli uzyska się w ciągu dni, tygodnia czy dwóch to i tak będzie niezłe tempo. Bez tego zaś jesteśmy skazani na domysły i cierpliwość. - łysy olbrzym wzruszył olbrzymimi ramionami rozkładając ręce w geście próżnych trudności. Szeryf spojrzał na niego zadzierając głowę ale po chwili ją opuścił z powrotem. Bawił się swoim kapeluszem obracając go w dłoniach między swoimi kolanami. Spojrzał na dwóch młodszych zastępców gdyż ci wpatrywali się w niego intensywnie i też wzruszył ramionami w końcu.

- To ty tak powiedziałaś Alice. I mówiłem ci, że tego nie łapiesz. Zwłaszcza z czymś takim. - młodszy z Pazurów odpowiedział znacznie ciszej niż w rozmowie z dwójką starszych mężczyzn choć nie było pewne czy ci ich słyszą czy nie.

- Więc bądź tak miły i mi wyjaśnij. Daleko mi do alfy i omegi, popełniam błędy. Nie rozumiem was, wielu zagadnień nie pojmuję. Czego w tym wypadku konkretnie nie łapię i jak to naprawić? - odszepnęła najemnikowi, zadzierając głowę do góry i spoglądając mu prosto w oczy.

- No rany no, Alice no. - westchnął Nix chyba niezbyt zadowolony z tego kierunku rozmowy. - To ty mówiłaś, że jak źle to na ciebie. Nie zgodziłem się tylko powiedziałem, że nie łapiesz tego. Jest albo albo Alice. Albo coś bierzesz od kogoś całościowo albo nie. Poza tym co ty sobie myślisz? Za kogo mnie masz? Mialem się tobą zasłaniać jakby źle było? Tak się nie robi Alice. Po prostu się nie robi. Ja przynajmniej nie robię. - wzruszył ramionami najemnik tłumacząc coś co chyba uznawał za zbyt oczywiste by to tłumaczyć. Przynajmniej po drodze jak tu szli gdy już spinał się na tą rozmowę co o dziwo zakończyła się całkiem nieźle. Dwójka najważniejszych adresatów wstępnie przystała na tą propozycje.

- Do usług, polecam się na przyszłość… a jeśli ten ksiądz jeszcze jest w okolicy, będę niezwykle zobowiązania jeśli ułatwią nam panowie kontakt - Dziewczyna kiwnęła głową wpierw ojcu, potem Daltonowi, a na koniec Erykowi i Eliottowi, po czym wzięła Pazura pod ramię, ciągnąc go poza zasięg słuchu wspomnianej czwórki. Ot, na spacer, wszak spacerować nikt im nie bronił. Przez pierwsze parę kroków milczała, bijąc się z myślami. Czuła całą sobą, jak między nią, a Peterem warstwa po warstwie, buduje się niewidzialna ściana, czego bardzo nie chciała. Cegła po cegle niewidzialna ręka dostawiała następne kondygnacje muru. Co będzie dalej, przestaną się do siebie odzywać? Sam zamysł nie niósł ze sobą kompletnie żadnych pozytywnych odczuć.
- To był ciężki dzień dla nas wszystkich. - zaczęła gapiąc się na zarobaczoną podłogę, by naraz podnieść wzrok prosto na jego twarz - Bardzo cię przepraszam Pete. Mam cię za szlachetnego, odważnego i rozbrajająco serdecznego człowieka z którym bez cienia wahania poszłabym na kawę, albo zaszyła się gdzieś i po prostu przegadała całą noc. Kogoś bliskiego, na kim mi zależy. Nie pytałam z pretensją, chciałam wiedzieć co robię niepoprawnie. Poznać twój punkt widzenia, by wiedzieć co zmienić. Kwestia zasłaniania… nie wiem. Ludzie często ciągną jedynie do swojej prywatnej wygody, korzystają z okazji na wyciągnięcie siebie kosztem innych. Ty taki nie jesteś, wiem o tym. Posłuchaj: masz Emily, chcesz tu zostać. Z nią, znaleźć cień szansy na szczęście… jak Emma i Paul. To się liczy. Wy, moja rodzina. Tak - nie rozumiem wielu rzeczy. Chyba po prostu przywykłam do jednego schematu i ciężko wyjść poza jego ramy, zresztą sama to zaproponowałam, prawda? Jakby… poszło źle. Mówiłam ci - oceniają cię po rezultatach, nie intencjach. Albo coś bierzemy całościowo albo nie… możesz rozwinąć, proszę? - zakończyła pytaniem, wstrzymując oddech.

Nix szedł obok niższej kobiety i słuchał tego co mówi. Garaż do tego z dużą zawalidrogą w postaci rumoszu dachowego pośrodku niezbyt sprzyjał spacerom. No i kręcący się Runnerzy którzy jakoś z wzajemnością nie sprzyjali spacerom z najemnikiem w tak innej kurtce niż oni. To spowodowało, że w dość naturalny sposób kroki rozmawiającej dójki skierowały się ku terenówce Pazurów. Nix łypnął na nią koso raz i drugi gdy mówiła mu jakie ma o nim mniemanie. Zupełnie jakby sondował jak bardzo na serio lub nie o tym mówi.
- Noo… Dzięki. - kiwnął głową z wyraźnym wahaniem gdy chyba uznał, że słowa Alice można wziąć za dobrą monetę. - No tak, chyba tak, fajnie czasem tak pogadać normalnie. Gdzieś wyjść. No tak. - kiwał głową przygryzając lekko wargę a na twarzy wykwitł my grymas zastanowienia czy wspomnienia. - Fajnie mi się z tobą gada. Ale jak się na coś uprzesz jesteś jak tępa dzida. No nie da się ci przetłumaczyć. A to strasznie frustrujące jak widzisz, że do drugiej strony nic nie dociera. Szlag może trafić. A jak czasem zaczniesz nawijać w jakimś specostwie to w ogóle nie wiadomo czy wyjść czy co. Ale poza tymi felerami no to miło z tobą pogadać. O Chucku Norrissie czy takich tam. - powiedział nieco więcej trochę jakby sam też się tłumaczył ze swoich reakcji w poprzednich rozmowach.
- Wiem, że nie pytałaś z pretensją teraz. Wkurzyłem się, że bierzesz mnie za jakiegoś nygusa. Tak jak wtedy jak ci powiedziałem, że gadasz jak robot a ty na mnie naskoczyłaś. Rranyy no… No jakbym cie wyzwał od najgorszych. A przecież nie po złości ci to mówiłem. - pokręcił głową korzystając z okazji by wypomnieć Alice jej słowa które widocznie go ukąsiły mocniej niż to z początku mogło wyglądać.
- No ale dzięki, że w ogóle pogadałaś z nami o tym wszystkim. No nie wiem, szef by może na to też wpadł no ale mnie to nie przyszło do głowy. - dodał patrząc na nią ciepłym wzrokiem gdy zbliżali się już do oblezionego przez insekty pojazdu Pazurów. Wewnątrz już było widać czekającą Boomer.
- No z tym braniem całościowo chodziło mi…- Nix urwał i zaczął w powietrzu obracać jakiś niewidoczny przedmiot. Głowa szukała natchnienia gdzieś w zarobaczonym suficie. W porównaniu do wrodzonego polotu Guido, żywiołowego cwaniactwa Bliźniaków czy planowej wiedzy Tony’ego Nix dość często cierpiał na znalezienie odpowiednich słów do wyrażenia swoich myśli. - No z tym planem no. Jak się wzięło czyjś pomysł czy informacje no trzeba podać źródło. No by być w porządku. To wyrabia wiarygodności. Szef tak nam mówił. I, że dowódcy powinni uwzględniać zasługi swoich podwładnych i nie przypisywać ich sobie. To ich motywuje do kolejnych wysiłków. A poza tym ja uważam, że no to byłby kant jakbym nie wspomniał o twojej roli. Dlatego mnie tak zirytowałaś jak tam szliśmy z tym swoim pomysłem ale nie miałem czasu tego tłumaczyć. No przepraszam cię jak się poczułaś zbyta czy co. Tremę miałem. Myślałem, że znów się szef wścieknie a Dalton nie potraktuje mnie poważnie. - wyjaśnił w końcu Nix i uniósł kciuk do góry widząc jak Boomer uniosła brwi w pytającym geście. Jeszcze nie dało się z nią swobodnie rozmawiać, a widocznie Pazury nie miały ochoty się wydzierać do siebie na pół garażu.

- Wiem skarbie… czasem łatwiej nauczyć osła cyklu Krebsa, niż nakłonić mnie do zmiany zdania - parsknęła, dokładając własny kciuk w uniwersalnym geście “jest dobrze”. Mrugnęła do najemniczki i wróciła uwagą do Pazura. Westchnęła ciężko i pochyliła karnie głowę, a nieme “touche” było aż nadto wyraźne.
- Gadam niezrozumiale, gdy się denerwuję, a sam wiesz najlepiej jak z poziomem stresu u nas odkąd się spotkaliśmy - przyznała, unosząc wzrok i kotwicząc go na ciemnoniebieskich oczach u góry - Bufor bezpieczeństwa, ucieczka… zwij jak chcesz. Grunt, że pomaga się skupić. Zebrać myśli i się do kupy. Skupić na danym problemie, bez zagłębiania w morze rozterek. Reakcja obronna, ochronna… nasila się przy operacjach. Biorąc pod uwagę dostępność zasobów… brakuje sprzętu, leków, a rannych przybywa. To irytuje, próbuję nad tym pracować. Zmienić, dostosować. Czasem wychodzi, czasem zapominam. Często nie wiem co robić, co powiedzieć. Może nie widać, bo zwykle chodzę i się uśmiecham, mówię powoli stawiając na uprzejmość i kulturę, ale tam pod spodem… pod maską - puknęła twarz końcem palca wskazującego - Mieszka strach, niepewność. Nerwowość i zagubienie. Dlatego tak dobrze jest móc… zdjąć maskę i być sobą przy kimś, komu się ufa. Kto wiesz, że nie zdzieli cię czymś ciężkim przez durny łeb, ani nie zwiąże, zaknebluje i wrzuci do samochodu - parsknęła, uśmiechając się blado, a zielone oczy patrzyły ciepło w te o barwie nocnego nieba - Serio będzie niezmiernie miło, jeśli zechcesz kiedyś gdzieś wyskoczyć, albo najzwyczajniej w świecie wpadniesz na piwo, bądź dasz wyciągnąć na spacer. Mają tu całkiem niezłe jezioro, malownicze i pełne uroku. Wschód słońca musi być niezłym widokiem - zamyśliła się, by zaraz potrząsnąć głową i wrócić do teraźniejszości - Daj spoko, mądry z ciebie facet. bystry, inteligentny. Wymyśliłbyś własny sposób, nie ten to inny… i hej, przecież już tam się produkowałam, że rodziny się nie zostawia, prawda? - uniosła pytająco brew, klepiąc najemnika po przedramieniu - Nie przepraszaj, nie masz za co… pozwolisz jednak, że nie będę ci salutować, nawet jeżeli podciągasz mnie już pod swoich podwładnych - mrugnęła wesoło i z powagą dokończyła, wyciągając prawą dłoń w jego stronę. - Sztama?

- Sztama. - uśmiechnął się Nix podając i ściskając o wiele bledszą i drobniejszą dłoń rudowłosej kobiety. Gdy jednak mówiła o odwiedzinach, spacerach, wspólnym piwie spojrzał na nią z zastanowieniem jakby nie był pewny realności zaproszenia czy możliwości ich urzeczywistnienia. W końcu dopiero co szef mafii a partner rozmówczyni właśnie obtłukł go za szlajanie się z nią. I nawet jak to miała być lekcja światopoglądowa to ci dwaj zauważalnie nie pałali do siebie sympatią. Zresztą generalnie nie podpasował reszcie bandy i uczucie to było w sporej mierze odwzajemnione. Pewnie tylko Emily i Alice miały dla niego jakieś cieplejsze uczucia a on dla nich również. Niemniej układ wzajemnych powiązań znacznie komplikował wzajemne relacje między Nixem a kimkolwiek od Runnerów. Przynajmniej te pozytywne i cywilizowane. Na razie sobie żył i chodził swobodnie bo Guido mu darował ze względu na Czachę. Darował ale pewnie nie zapomniał. I młody podporucznik Pazurów najwyraźniej to akurat wyczuwał bezbłędnie podobnie jak niechęć jaką darzyli go Bliźniacy.
- No spoko, może kiedyś wpadnę czy co. Spijemy jakieś piwo czy kawę. - uśmiechnął się Pazur choć już bardziej grzecznościowo niż szczerze. - A z gadaniem no cóż. Nikt nie jest doskonały, każdy jakoś odreagować kiedyś musi. Boomer żuje gumę, ja się zaraz nerwowy robię a ty widocznie gadasz. Nawet szef się czasem wścieka, ale u niego to taka cicha burza. Ale to wtedy to aż strach mu pod oko podejść. - najemnik zmienił temat i poczuł się chyba swobodniej bo mówił jakby zależało mu by jakoś pocieszyć rudowłosą kobietę.

- No i?
- przywitało ich pytanie baloniary i oczywiście pyknięcie kolejnego balona. Siedziała w okularach przeciwsłonecznych choć miała je zsunięte na włosy.

- Szef powiedział, że to nie takie głupie. Właściwie to niezłe. - zaczął od opinii największego dla siebie autorytetu co wyraźnie ucieszyło Boomer. - Szeryf też mówi, że brzmi nieźle no ale musi pogadać z miejscowymi. Więc trzeba poczekać. - pokiwał głową.

- To jest szansa?
- Boomer przestała rzuć gumę i spojrzała z napięciem na drugiego komandosa. Ten uniósł brwi do góry i lekko pokręcił na boki głową rozkładając nieco ramiona.

- Można tak chyba powiedzieć. Ale wciąż czekamy na odpowiedź. - młody Pazur pokiwał w końcu głową uśmiechając się lekko.

- O tak! - Boomer eksplodowała radością tak bardzo, że wystrzeliła zaciśniętą pięścią w górę prawie uderzając w sufit terenówki. Potem przemknęła na druga stronę terenówki i objęła Nixa z radości całując go w policzek i wprawiając chyba w zaskoczenie. - Uda się. Zobaczysz, że się uda. Mam takie głupie przeczucie zwykłej baby z lasu. - roześmiała się uwieszona wciąż na jego szyi - I dziękuję wam. - powiedziała nieco odsuwając się w tył by spojrzeć wyraźniej na twarz drugiego Pazura a drugim ramieniem objęła Alice przytulając ją do siebie. - Ja bym nie dała rady ani tego wymyślić ani tam pójść i powiedzieć. - wyznała w końcu mówiąc i patrząc na przemian i na nią i na niego.

- Jasne, nie ma sprawy ale wiesz, różnie może być. Czekamy na odpowiedź i jak się zgodzą to jeszcze trzeba wysłać zgłoszenie do bazy i czekać co oni powiedzą. - Nix łagodnie i ostrożnie starał się wlać w Boomer przyjęcie do wiadomości innych możliwości choć ogólnie wydawał się być ucieszony z radości okazywanej przez drugiego Pazura.

- E tam, uda się. Zobaczysz.
- machnęła ręką i wciąż uśmiechnięta wróciła z powrotem na ławkę terenówki gdzie siedziała przed chwilą. Nix pokręcił głową na boki ale nie skomentował nie chcąc ani potwierdzić ani zaprzeczyć tak nie sprawdzonym danym.

- Co ma się nie udać?
- Savage wtrąciła swoje trzy grosze, przybierając maskę czystej pogody ducha i pewności siebie. Oparła ciężką głowę o ramię Emmy, ręką ze szczerzącą się czaszką zacisnęła na dłoni Petera, dorzucając ciszej - Trzeba w coś wierzyć. Nie na darmo mawia się, że wiara czyni cuda, prawda?
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 25-02-2017, 17:01   #520
 
Carloss's Avatar
 
Reputacja: 1 Carloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputację
We współpracy z MG

Chłopak z zaskoczeniem patrzył na dziewczynę kryjącą się w bocznym korytarzu. Co ona tutaj robiła? Nie wiedziała, że wszyscy inni się poddali? Ona postanowiła się nie poddawać? Nie miała jak dołączyć do reszty?

Will nie miał pojęcia, ale też w całym tym zamieszaniu nawet nie sprawdził kto z nimi jest, a kogo nie ma. Założył, że wszyscy, których nie ma z nimi, są z Barneyem, ale jak widać nie była to do końca prawda.

- Zaczekajcie, sprawdzę czy boczny korytarz jest czysty.- zwrócił się chłopak do pozostałych gangerów i nonszalanckim krokiem ruszył w stronę bocznej odnogi. Dopiero gdy skręcił zaczął się rozglądać, rozgniótł jakiegoś robala podeszwą i zatrzymał się dopiero gdy był na wysokości czarnoskórej dziewczyny - Co Ty tu robisz? - zapytał dziewczynę szeptem - Nic się nie bój. Jak przejdziemy dalej, to wracaj do Barneya do laboratoryjnego. W razie czego mów, że on Ci kazał coś przynieść i wracasz. - wyszeptał polecenia, przy okazji rozglądając się dookoła.

Will miał zamiar maznąć raz, czy dwa miotaczem po ścianach korytarza, oczywiście stojąc obok dziewczyny, tak aby jej nie przysmażyć. Jeśli jego plan by się udał, grupka udałaby się dalej w inne korytarze, a dziewczyna mogłaby ich wyminąć i spokojnie wrócić w zamieszkane rejony bunkra.*

- Jak to co robię? Chowam się by mnie nie znaleźli.
- syknęła w odpowiedzi zaniepokojona dziewczyna. - Jak mam gdzieś iść jak przejdziecie dalej? Przecie wszystko podpalacie, utknę tu jak tu zostanę i spalę się albo uduszę. - szeptała zdenerwowanym głosem Cindy mając obiekcje co do pozostania w tym miejscu gdy wokół szaleli ludzie z miotaczami ognia. Odgłosy chłopaków od Runnerów zbliżały się i wkrótce pewnie znajdą się przy wejściu do bocznego korytarza z jakiego korzystała para Schroniarzy.

~ Cholera ~ pomyślał Will naciskając na nasadę nosa.

- Nie masz powodów żeby się chować. Poddaliśmy się, nie słyszałaś? - odpowiedział chłopak przestraszonej dziewczynie - Nic nam nie zrobili, możemy tutaj dalej żyć. Chodź, coś wymyślę na szybko... - dokończył chłopak i wyciągnął do Cindy rękę.

- Ło kurwa - powiedział rozbawionym głosem Will, gdy już wychodzili na korytarz, gdzie czekali pozostali - Mało brakowało, a bym zjarał dziewczynę... - rzucił z uśmiechem i pokręcił głową z niedowierzaniem - Barney wysłał Cindy żeby poszukała bandaży, a potem przestraszyła się robali i się tutaj schowała. Gdybym nie sprawdził co jest w pokoju, to byśmy ją usmażyli żywcem...

Następnie chłopak przedstawił ich sobie na szybkości i polecił żeby dziewczyna wracała do laboratorium Barneya.
 
Carloss jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172