Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2017, 02:40   #517
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Szarpnięcie po którym obraz zawirował, a ona znalazła się na kolanach. Rejestrowała śliską, chłodną powierzchnię pod dłońmi i kontrastujący z nią żywy piec za sobą. Myśli w jednym przebłysku wybiegły w przeszłość, przywołując obraz adekwatny. Na dobrą sprawę w podobny sposób zaczęli głębszą znajomość parę miesięcy temu wewnątrz czarnej terenówki, skrytej wśród śnieżnej zamieci. Tym razem jednak nie było miedzy nimi ani grama strachu i niepewności, oraz niechęci.
- Jak za pierwszym razem - wyszeptała rozbawiona, przyciskając biodra do jego bioder i ocierając się o nie w rozgorączkowaniu. Resztka ubrań przestała stanowić problem, Guido był na tyle uprzejmy by pomóc i z tym problemem.
- Pokaż co tam masz… tak żebym zapomniała że mitochondrium reguluje procesy metaboliczne komórki - rozstawiła szerzej ręce dla stabilniejszej podpory i wylądowała na łokciach, wyginając się i wabiąc do siebie niskim pomrukiem.

- Moja bejca to to nie jest. Ale metraż ma.
- mruknął Guido patrząc na kochankę przed sobą. Obserwował zafascynowany jakby obmyślał od czego zacząć konsumpcję. Klepnął w wystawione pośladki aż się zatrzęsły, a potem dla odmiany wodził dłonią od uderzonego miejsca po krawędzi boków i pleców piegowatej sylwetki. Dłonie przesunęły się już gdzieś do połowy gdy pochylił się nad Alice. Zaczął pieścić wargami jej plecy sunąc tak razem z dłońmi w górę łopatek aż do ramion. Zatrzymał się odchylając dłońmi drobną twarz do siebie by móc ją całować bez przeszkód. Nie wytrzymał tak zbyt długo i podparł się jednym ramieniem o podłogę, przenosząc zabawę na pokryte gęsia skórą, blade piersi. W końcu chyba też mu było niezbyt wygodnie, szarpnięciem uniósł i kobietę i siebie do pionu znów przyciskając ją do siebie. Tym razem jednak jego dłonie błądziły po frontowych atutach - tych wyżej i tych niżej, a usta chciwie wpijały się w jej usta, twarz i włosy.
Nigdzie się nie spieszył, pozwalając im obojgu cieszyć się chwilą bliskości, sobą nawzajem. Już nie dążył do spełnienia najkrótszą drogą, stawiając na zaspokojenie pierwotnych potrzeb w trybie pilnym, nim pryśnie czar chwili, a do głosu dojdzie wrodzona podejrzliwość pod rękę z tonami piętrzących się nad ich głowami problemów. Te ostatnie zostały poza wozem, skutecznie oddzielone od dwójki ludzi grubą warstwą metalu. Zostali sami ze sobą i to się liczyło. Nagle znalazło się miejsce na czułość, zwykle pomijaną, teraz zaś niezwykle ważną. Istotny element, dający radość i ulotną chwilę podczas której człowiek miał wrażenie, że wreszcie udało mu się chwycić w dłonie niematerialne szczęście.

Szczęście Alice miało kształt, dało się go dotknąć, posmakować. Poczuć na skórze i wargach. Czuła na plecach nieznośnie gorąco, słyszała coraz cięższy jak i u niej oddech. Smakowała usta, wplatając palce w krótkie, czarne włosy, szorstkie na podobieństwo wilczej sierści. Ruchy dłoni nasilały się, miała wrażenie że jest ich więcej niż dwie, działają niezależnie chcąc być na raz gdzie tylko się da. Chwyciła jedną z nich, splatając blade palce z palcami Runnera - tymi badającymi teren między udami. Mogła tylko zacisnąć usta i westchnąć głośno, a pierwsze, ciche pojękiwanie stłumić, łącząc ich wargi.
- Czemu… jeszcze jesteś ubrany? - wydyszała z pretensją, na mgnienie oka przerywając pocałunek i patrząc na niego pijanym wzrokiem. Rożnica wzrostu stanowiła przeszkodę, ale każdą dało się obejść, zresztą im obojgu przestała przeszkadzać dawno temu.

- A bo mnie taki rudy lisek - chytrusek tu zajmuje. - wymruczał jej do ucha, przesuwając dłoń i tą drugą splecioną z jej palcami ku górze, ku jej piersiom obojczykom i kończąc na barkach by przycisnąć mocniej do siebie. Napór jej łopatek na jego klatę i napy kurtki wzmógł się dając się zauważalnie odczuć. Też mu chyba przeszkadzało bo puścił kobietę i szybko, niedbale ściągnął z siebie kurtkę zrzucając ją gdzieś na plandekę. Podobnie jednym ruchem ściągnął z siebie koszulkę traktując ciuch podobnie i znów przylgnęli do siebie. Tym razem żywe ciało do żywego ciała. Sycił siebie i ją chwilą tej bliskości ale i pożądanie zaczynało już dyktować swoje własne warunki skłaniając do co raz bardziej niecierpliwych i gwałtownych ruchów. Popchnął lekko kobietę z powrotem na czworaka, a sam zaczął gmerać przy zamku swoich spodni. Dało się słyszeć charakterystyczne szczęknięcie sprzączki pasa i dźwięk rozsuwanego suwaka.

- A to ruda paskuda - zaśmiała się, uderzając dłońmi i podłogę. Nie została jednak na miejscu, tylko obróciła się na kolanach, lądując frontem do Runnera. Wyciągnęła ręce, pomagając w starciu z nikczemnym ubraniem. Nie tracąc czasu złapała za pasek i ściągnęła je w dół, aż opadło w okolicach kolan, krępując zapewne ruchy, lecz nie na tyle, by miało w to jakikolwiek sposób przeszkadzać.
- Trzon, żołądź… chcesz wiedzieć jak się nazywają po łacinie? - spytała, oblizując wargi, wpatrzona w zwykle ukrytą część fizjonomii.
- Corpus penis - szepnęła ochryple, zaciskając palce na trzonie u nasady i powoli przeciągając rękę ku czubkowi, który wpierw pocałowała, a potem omiotła oddechem, drażniąc napięte ciało. Wpatrywała się w nie, ale za cholerę nie potrafiła odnaleźć w pamięci właściwej nazwy, więc aby zagłuszyć gonitwę myśli i skierować na poprawne tory, wystawiła język, przejeżdżając nim od żołędzi aż do końca, gdy nos załaskotały porastające podbrzusze włoski, równie ciemne jak te na głowie mężczyzny. Powtórzyła ruch, wracając na drugi koniec, zacisnęła palce i patrząc prosto w wiszące u gór ciemne oczy, zaczęła wsuwać w usta kolejne centymetry aż wargi napotkały na blade palce.

- Ja pierdolę Brzytewka, kogo to obchodzi? Na pewno nie mnie. - jęknął czarnowłosy mężczyzna czując na sobie usta kochanki w tym najpodatniejszym na pieszczoty miejscu. Oddychał coraz ciężej i głośniej przymykając to otwierając powieki i dla wygody opierając jedną rękę o sufit transportera. W końcu jednak nie wytrzymał i znów podniósł kobietę do pionu ale tym razem tylko na chwilę. Przeniósł ją tak, że opadła pośladkami a potem plecami na ławkę a sam w zaległ na niej. Usta i dłonie znów zaczęły od zabawy z jej ustami ale szybko schodziły niżej. Do szyi, piersi brzucha aż do tego najgorętszego miejsca między udami. Jego palce, dłonie i usta podrażniały się na chwilę i kolejną i jeszcze jedną z wzajemnością z tym wrażliwym miejscem. Wreszcie jednak Guido postanowił przejść o sedna. Znów znalazł się na partnerce i gdy wodzili wzrokiem oraz ustami po swoich twarzach, poczuła go w sobie. Drobniejsze ciało zesztywniało, z ust dziewczyny wyrwał się rozedrgany jęk. Mogła tylko odpływać w momencie kiedy jego usta dotknęły piegowatej powierzchni, zostawiając na niej mokry mokry ślad pośrodku czoła. Przeszli do kolejnej fazy pogłębiania znajomości w tym mało standardowym nawet jak na otaczający ich świat związku.

Ciężar mężczyzny wgniatał lekarkę w fotel, coś uwierało pod lewym barkiem, lecz detale traciły znaczenie. Pożar od bioder rozchodził się po całym organizmie, atakując amokiem myśli. Resetował po kolei wszystkie podsystemy, zastępując je na parę ulotnych sekund eksplozją spełnienia. Uniosła nogi i zaplotła je za plecami kochanka, wychodząc miednicą naprzeciw jego ruchom. Patrzyła mu prosto w oczy, gubiąc oddech i zaciskając kurczowo palce na wiszących u góry barkach. Łapała spazmatycznie powietrze, drapiąc paznokciami, a świat skurczył się do ich ciał, splecionych w jedną całość.
- A... Alice - jęknęła mu prosto w rozchylone usta, by zaraz złapać zębami dolną, wilczą wargę i wbić paznokcie w kark. Nie dał jej dokończyć zdania, przyspieszając tempo aż do ostrzegawczego trzeszczenia podłoża. Nie pozwalał złapać oddechu, zajmował całą dostępną przestrzeń. Otaczał zapachem, gorącem ukrytym w ciele na podobieństwo wielkiego pieca. Dłońmi, ustami i językiem wypełniał całe spektrum niewielkiej lekarki. Bardzo skutecznie, bez miejsca na wątpliwości udowadniał kto winien być centrum jej wszechświata. Nie musiał, Alice wiedziała już o tym od dawna. Dobrze było jednak sobie o tym przypomnieć - i jeszcze raz, i kolejny. Póki oboje nie padli wyczerpani, złączeni w jeden organizm trwający nieruchomo na krawędzi snu oraz jawy. Wpatrzony w siebie nawzajem, dzielący wspólnie ciszę, ciepło, uglę i te liche okruchy spokoju, jaki im podarowano.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline