Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2017, 03:58   #519
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Pełnowymiarowy Pazur i miniaturka Runnera, idący ramię przy ramieniu, w tym samym kierunku oraz celu.Ten drugi odczekał aż odejdą od terenówki poza zasięg słuchu i dopiero wtedy westchnął ciężko.
- Emily jest fenomenalna, seraficzna i odważna. Zależy jej, bądź dla niej dobry. Daj Emmie oddychać, pomóż i naucz podejmować samodzielne decyzję, nie czekać na twoją reakcję. Jest wartościową, mądrą i zdolną kobietą… musi w to uwierzyć. W siebie, własną wartość, inaczej wiecznie pozostanie zahukana, a szkoda. Nie wiem, czy to co gadałam ma sens. Nie znam się na wojsku, tylko byciu lekarzem - Savage wzruszyła lewym ramieniem, uciekając oczami gdzieś w bok - Jakby tata się czepiał, wal od razu, że mój pomysł. Damy radę szyć poprawki na bieżąco. Znajdziemy rozwiązanie, bez obaw. Też… byłoby mi niezmiernie miło, gdybyście zostali oboje.

- Seraficzna? - zapytał o słowo z którego miał najwyraźniej kłopot z interpretacją. - A szefem no spokojnie, powiem o co biega. - powiedział szybko jakby chciał uspokoić niższą kobietę. Dyplomatycznie tak dobrał swój krok by nie musiała drobić za nim na siłę i w miarę mogli iść spokojnie w jednym rytmie. Minęli zaparkowanego vana, mijali przechodzących Runnerów i zbliżali się do jednej z podpalonych beczek gdzie przenieśli się Chebańczycy i Tony który chyba z nimi rozmawiał. Dalton wyglądał marnie jak większość ludzi po ciężkiej walce ale jednak nie był tak zmasakrowany jak jego syn. No i tu dochodziło to, że nie był już pierwszej młodości. Ale był przytomny i widocznie zdolny do swobodnego mówienia. W miarę też jak zbliżali się do tej grupki Alice widziała jak Nix się przeistacza. Jak prawie z każdym krokiem coraz mniej jest w nim Pete’a a coraz więcej z Pazura. Niby nic się nie zmieniło, szedł dalej razem z nią ale jednak była na tyle wyczulona na ludzką naturę, że czuła jakby się zbroił i zakładał niewidzialny pancerz, jak robił się co raz bardziej spięty i czujny gdy czekała go rozmowa z szefem i to niebagatelna.

- Zjawiskowa, cudowna, piękna, zachwycająca i czarująca - wyjaśniła kwestię językową, biorąc głęboki wdech i wkładając maskę poważnego lekarza. Szli załatwiać interes, rozmawiać z przełożonym Pazurów, strategiem i wojskowym. Dowódcą, nie ojcem. Wejście w rolę było bardziej niż wskazane.
- Jeżeli pójdzie źle… winą za nieścisłości obarczaj mnie, serio. Przekieruj jego złość z siebie i sprawy priorytetowej na coś innego - powiedziała cicho, chowając drżące ręce w kieszenie płaszcza - I tak prawdopodobnie jest wściekły za Kłaczka i te oświadczyny… zięć mafioso, co on będzie mówił kolegom z pracy? Więc się nie krępuj. Naszym celem nadrzędnym jest przeforsowanie idei, oraz wasze szczęście. Potem… potem coś wymyślę, żeby się nie gniewał - zakończyła wyjątkowo mało optymistycznie, ale z zacięciem. Posłała Pazurowi ostatni szybki uśmiech.

- Zjawiskowa. Tak to pasuje. Nie spotkałem nikogo takiego jak ona.
- skinął głową, patrząc na grupkę przed sobą. - Ale ty jesteś taka mądra ale pewnych rzeczy po prostu nie łapiesz. Jak teraz z tym zwalaniem. - powiedział gdy grupka przy rozpalonej beczce już ich zdążyła namierzyć i patrzyła na ich dwójkę wyczekująco. U dwójki młodych zastępców szeryfa i obitego szeryfa nie było to może tak widoczne jak na górującego nad nimi szefa Pazurów.

- Szefie!
- Nix jak zwykle zasalutował gdy stanął na baczność przed starszym stopniem oficerem Pazurów.

- Spocznij Nix. - łysy człowiek - góra skinął głową i dał jak zwykle rozkaz w odpowiedzi. Młodszy szarżą i wiekiem dał na spocznij. Skanujące spojrzenie powędrowało teraz pytająco z niego na przybraną córkę. - Stało się coś? - zapytał niezbyt wiadomo do kogo z nich.

- Mam pytanie szefie. O taką propozycję. Opcję. - Nix odpowiedział od razu ale szukał odpowiednich słów by omówić temat. - Chodzi o nasz kontrakt szefie. Mój i Boomer. Skoro szef już nie jest naszym szefem to właściwie powinniśmy zgłosić gotowość do następnych misji w bazie czyli tam wrócić. - Tony zmarszczył brwi nie mogąc chyba jeszcze rozgryźć do czego dąży Nix ale skinął znowu głową na znak, że te rozumowanie jest na razie słuszne.
- Więc szefie właśnie o tym chciałem porozmawiać. Bo my… Znaczy ja i Boomer. Chcielibyśmy tu zostać po załatwieniu sprawy z tymi kutrami. My… Związaliśmy się z kimś stąd. Rozumie szef, sprawa osobista. - Pazur zaciął się ciąć gdy doszło do bardziej przyziemnych spraw. Brew byłego szefa skoczyła do góry domagając się dalszych szczegółów.

- Sprawa osobista? Rano jakoś nic o tym nie wspomniało żadne z was o tym w raporcie. - Rewers zauważył spokojnie te niedopatrzenie i rozbieżność w porannych i obecnych zeznaniach podwładnego.

- Bo rano jeszcze tego nie było szefie. Ale chcielibyśmy zostać.
- powiedział po chwili zwłoki. Kiwał głową gdy szef znalazł te niedopatrzenie najwyraźniej zdając sobie z tego sprawę ale brnął w temacie dalej.

- Coś jeszcze Nix? - Tony spytał spokojnie jakby co dzień słyszał takie wieści. Głos jednak sugerował, że domyślał się, że nie tylko z tym przyszedł do niego podwładny.

- No tak szefie. Myśleliśmy o tym kontrakcie. I by tu zostać. Legalnie. I pomyśleliśmy szefie, że moglibyśmy założyć tu misję. Taki trening, takie różne szkolenia. Ja wiem, że my jesteśmy w porównaniu do weteranów Pazurów młodzi ale myślę, szefie, że coś umiemy. Ja i Boomer. I moglibyśmy to przekazać miejscowym. By mogli się bronić. Taka samoobrona, milicja. - Nix w miarę jak mówił coraz częściej zerkał na siedzącego szeryfa. Chebańczycy wyglądali na zaskoczonych, że rozmowa w jakiś i to całkiem bezpośredni sposób ich też dotyczy i nie jest wewnątrzpazurową sprawą.

- Ciekawy pomysł synu. Naprawdę ciekawy. Cieszy mnie, że o nas pamiętałeś. Ale coś mi świta, że chyba nie jesteście instytucją charytatywną. No a my niestety jesteśmy spłukani. Nie mamy ani wam ani komuś innemu jak zapłacić. Ani dziś ani jutro i za miesiąc też pewnie wiele się nie zmieni. - szeryf spojrzał na stojącego mniej więcej frontem do niego Pazura i pokręcił smutno głową. Dwaj młodsi Chebańczycy którzy przez chwile wyglądali jakby ktoś nagle dał im cukierka zamarli gdy dotarła do nich proza rzeczywistej sytuacji jaka ich otaczała. Szef przypomniał im w jakich realiach przyszło im pracować i żyć. Obydwaj spojrzeli na Hivera i jego bandę która paradowała teraz z ostatnimi zaskórniakami Chebańczyków jakie miały szansę zmienić coś w tych negocjacjach.

- No nie. Nie jesteśmy instytucją charytatywną. - Tony spojrzał na szeryfa kiwając głową po czym znów przekierował spojrzenie na podwładnego.
- Nix? - spytał go dając znać, że czeka na odpowiedź tak samo jak szeryf.

- Tak, nie jesteśmy instytucją charytatywną. Ale myślę, że jest pewien sposób. - zgodził się młodszy z mężczyzn czym wyraźnie zainteresował czwórkę przy rozpalonej beczce. - No więc myślę, że my, Pazury, moglibyśmy przyjąć jako zapłatę usługę i zasoby. Ludzi. Rekrutów. Na nowych Pazurów. No ale szefie ciężko mi oszacować wartość takiej umowy by to miało szanse powodzenia w bazie. Więc pomyślałem, że zapytam szefa o zdanie co szef o tym myśli. No i szeryf. - Nix wskazał ruchem głowy na siedzącego na jakiejś skrzynce szeryfa. W twarze Chebańczyków wlało się zdziwienie. Dwóch młodszych znów spojrzało na pobitego starszego z ponowna falą nadziei i niepewności. Starszy z Pazurów też spojrzał w jego kierunku czekając na jego reakcję choć bardziej panował nad mimika i nie dało się poznać jak się w tej chwili sam zapatruje na ten pomysł.

- To byłoby jakieś rozwiązanie synu. - odparł po chwili zastanowienia podstarzały szeryf. - Ale to sprawa dotycząca całej naszej społeczności. Muszę więc ją omówić z tą społecznością. Dużo zależy od tego ilu to miałoby być tych rekrutów i na jak długo. - Dalton dodał przekierowując pytanie z powrotem do obydwu Pazurów.

- Dwa lata na szkolenie Pazura. Nix i Boomer mają właśnie za sobą takie szkolenie. - odpowiedział tym razem szef Pazurów wskazując na stojącego naprzeciw oficera Pazurów. - I pięć lat kontraktu które trzeba odsłużyć. - odpowiedział patrząc na Nixa na co ten lekko kiwnął głową i cicho westchnął gdy szef widocznie nie mówił mu niczego nowego.

- Siedem lat. To nie jest siedem miesięcy synu. Niemowlę zacznie biegać a smyk zacznie się golić.- liczba chyba zrobiła spore wrażenie na Daltonie i na dwóch zastępcach też. Popatrzyli na siebie z zastanowieniem.

- Tego nie mogę w tej chwili obiecać. Ale gdyby ukończyli te dwa lata obowiązkowego szkolenia można by skierować ich do odsłużenia tutaj jeśli wciąż byłyby ten kurs proponowany przez Nixa. I tak tu wówczas musiałby stacjonować jakaś grupka więc mogliby i ludzie stąd. Można wziąć pod uwagę relacje rodzinne i sprawy osobiste tak jak właśnie próbuje to mi tu zaznaczyć Nix w ich sprawie. Ale to nie zależy ode mnie więc to możliwe ale nie mogę tego zagwarantować na pewno. No i te dwa lata musieliby przeszkolić się jak każdy kto zostanie Pazurem. - powiedział Rewers jakby próbował złagodzić w brzmieniu te warunki. Nie zapomniał też o kąśliwej uwadze do młodszego z Pazurów na co ten trochę stracił rezon. Ale jednak sam też postanowił coś dodać do słów szefa.

- No nie wiadomo gdzie kogo wyślą. Ale można spróbować. Zwłaszcza jakby się ktoś postarał, jak się napisze coś jakieś skierowanie czy prośbę… - urwał Nix patrząc na szefa dość wymownym wzrokiem ale zaraz znów spojrzał na szeryfa. - No i urlopy są i można pisać i przyjeżdżać. To nie jest jakieś więzienie, że ktoś znika na dwa lata. Potem po szkoleniu zawsze jest urlop i wtedy jak ktoś ma okazję to jedzie do domu. No chyba, że trafią się jakieś specjalne okoliczności ale no zazwyczaj nie. - dodał szybko Nix choć przy specjalnych okolicznościach i urlopie znów wzrok mu się zawiesił na szefie.

- No dwa lata to już brzmi lepiej. Zwłaszcza jakby mogli odsłużyć tutaj. I rozumiem synu jak to bywa z przydziałami. Służba to służba. Ale można podziałać sporo tak jak mówisz. - szeryf zgodził się i wyglądało, że słowa obydwu Pazurów znacznie zbiły mu z barków ciężar decyzji. - A ilu? - zapytał o drugi człon podstawowego pytania.

- Dziesięciu. Z czego trzech musiałoby dotrwać do końca szkolenia. Jest żmudne i trudne. Wielu odpada. Mało prawdopodobne by choć połowa przetrwała tą selekcję. My dajemy dwóch Pazurów. Więc byśmy nie byli stratni chcemy mieć chociaż trzech w zamian by rachunki były na plusie. Sami wybierzcie tą dziesiątkę jeśli się zgadzacie. Nie musi być teraz ale tak pewnie w ciągu paru dni czy trzeba by posłać raport do bazy a wraz z nim propozycję kontraktu. Bez tego Nix i Boomer są na samowolce i ryzykują więcej niż trzeba zwlekając z powrotem do bazy. - Anthony “Cass” Rewers spokojnie przedstawił Chebańczykom powody i detale takiej umowy. Młodsi Chebańczycy znów utkwili spojrzenia w starszym ze złotą odznaką z powrotem wpiętą w kurtkę. Ten zasępił się i pokiwał głową.

- Dobrze synu widzę jak widzisz sprawę. Porozmawiam o tym z mieszkańcami. Damy wam odpowiedź w ciągu tych paru dni. - kiwnął w końcu głową ostatecznie szeryf i spojrzał na Rewersa. Ten też skinął swoją łysą głową dając znać, że wstępnie umowa została rozpoznana dla obydwu stron.

Stojąca u boku młodszego Pazura ruda dziewczyna odetchnęła dyskretnie, gdy w pierwszy odruchu szyty na poczekaniu pomysł nie został odrzucony, wręcz przeciwnie. Spotkał się z akceptacją. Unikała patrzenia na przybranego ojca, skupiając uwagę to na Nixie, to na Daltonie oraz jego podkomendnych, aby nie kusić losu. Szło dobrze, nie przyszli z pustymi rękami, zawczasu przygotowali plan wstępny i zwracali się do łysego najemnika z prośbą o detale, nie całokształt programu. Lubił konkrety, nie gdybanie i domysły. Dostał szkielet, a ukryty pod bezwłosą czaszką mózg rozpoczął analizę, gdyż miał się na czym zaczepić. Miejscowi również wyglądali na zainteresowanych, kwestia dogadania z resztą społeczności. Mogło się udać - owa myśl zagnieździła się w głowie niewielkiego rudzielca, na usta wpełzł cień uśmiechu. Młody podporucznik wyjdzie na zdolnego, rozsądnego i pomysłowego, szlachetnego człowieka, wartego szacunku a także poważania, gdyż nie skupiał się jedynie na dobrze swoim, lecz również innych. Tak postępowali prawdziwi żołnierze, Savage zaś pozostanie niegodziwym gangerem na wieki wieków. Amen.
- Proszę na to spojrzeć jak na szansę - powiedziała spokojnie, a ułożony zawczasu kurtuazyjny uśmiech spoczął na szeryfie, a wtórował mu spokój zielonych oczu - Na chwilę obecną Cheb jest niewielkim miasteczkiem na peryferiach. Bez protektoratu, zaplecza, ani racjonalnego wsparcia. Zbyt małym, by stanowić poważnego partnera gdy przychodzi do rozpatrywania, tudzież wdrażania aspektów zbrojnych. Miejscem pełnym dobrych ludzi, którzy dość już wycierpieli i zasługują na pokojową egzystencję, miast ciągłych razów od organizacji czujących się bezkarnie ze względu na swoją siłę oraz środki bojowe. Społecznością ze względu na brak powyższych czynników, uważaną za… proszę wybaczyć określenie, miernego przeciwnika. Osamotnionego, wystawionego na żer silniejszym - uśmiech zastąpiła melancholia, a dziewczyna wyciągnęła z płaszcza papierosa i odpaliła go, pokonując przemożną chęć, by zacząć chodzić w kółko.

- Dzicy, Runnerzy… nawet Armia Nowego Jorku przyjeżdża tutaj i chce zaprowadzać swoje porządki, bez patrzenia i pytania co wy o tym sądzicie. Zawiązanie porozumienia między wami, a organizacją prezentowana przez Nixa i…pana Rewersa, niweluje wyalienowanie. Pazury cieszą się powszechną renomą. Są rozpoznawane, szanowane, a także znane ze swoich bojowych umiejętności - budzą respekt i ludzie z zewnątrz dwa razy się zastanowią, nim pokuszą się na zaatakowanie z pozoru bezbronnej mieściny na uboczu. Protektorat zniweluje również totalitarne zapędy z naszej hm, aktualnej stolicy. W sytuacji jawnego ataku dochodzi nie tylko do ataku na Cheb, lecz również ośrodek szkoleniowy i co za tym idzie Pazury jako całokształt. - pozwoliła sobie na kwaśny uśmiech, zaciągając się od serca. Westchnęła, przenosząc wzrok na powalonego Briana, potem spojrzała na runnerowego vana z rannymi, by na koniec znów skupić się na szeryfie, a w głosie lekarki przesypał się piołun.
- Dość wojen, agresji i przemocy. Dość sytuacji, gdy zamiast wyciągniętej, otwartej dłoni, kierujemy do siebie pięść. Gdy dochodzi do zdarzeń, które nigdy nie powinny mieć miejsca - pokręciła głową, zgrzytając zębami i pokręciła głową, przełykając głośno ślinę - Bycie silniejszym nie uprawnia nikogo do robienia z owej siły użytku. Każdemu człowiekowi należy się szacunek, bez względu na pochodzenia, czy noszone barwy. Runnerzy rozumieją siłę, potrzebny im bat, kaganiec. Dzięki szkoleniu każdy zdolny do utrzymania broni człowiek w mieście zyska szansę na ochronę siebie i swoich rodzin. Do tego z posterunkiem Pazurów zawsze uzyskacie pomoc, będzie się do kogo zwrócić w razie wyższej konieczności, choćby wezwać posiłki, jeśli zacznie się następna zawierucha. Nie zostawią was samych, bo to ich dom. Tych, co pójdą na szkolenie, tych co je przejdą. Tych, którzy chcą tu założyć rodziny i zyskać cień możliwości na normalne, szczęśliwe życie… bo da się tu żyć. Pan tego pilnuje, wciąż przestrzega archaicznego, ale sprawiedliwego kodeksu. Prawa w świecie bezprawia. Nie powtórzy się zima, nie tylko pod kątem najazdu z Detroit. Wcześniejszy napad Dzikich również nie przeszedł bez echa. Pamiętam hałdy ze śniegu, martwych psów oraz ciał w skórzanych łachmanach. - wzdrygnęła się wyraźnie, dłoń z papierosem zadrżała. Przymknęła oczy i policzywszy do dziesięciu, podjęła temat - Zostaje na koniec aspekt obyczajowy. Pokazanie, że kogoś w skórzanej kurtce i bez niej może łączyć coś więcej niż wzajemne zwalczanie. Oswajanie, ujrzenie w sobie ponownie ludzi. Bardzo ważna lekcja dla obu stron. Dzieli nas morze krwi, nienawiści, bólu, strachu i cierpienia. Krzywdy, żalu… uczynków nie do zmazania. Przewin na które nie znajdzie się odpowiednia pokuta, bądź zadośćuczynienie. Nie da się cofnąć czasu, zło już się wydarzyło… ale ciągle mamy przed sobą przyszłość, a ona nie musi tak wyglądać. - wskazała brodą na poranionego zastępcę szeryfa, potem na tłum w skórzanych kurtkach. Dwa obozy po przeciwnych stronach garażu, chwilowo tylko nie dążące go wzajemnej eksterminacji.

Ramiona Alice opadły, przygniecione niewidzialnym ciężarem. Plecy się zgarbiły, a na twarzy szarym cieniem położyło się zmęczenie.
- Fantasmagoria. Porywanie z motyką na słońce. Cel z pozoru niemożliwy do osiągnięcia. Wszystko się zmienia, z wyjątkiem samego prawa zmiany - wychrypiała, zapatrzona w żar na końcu papierosa - Nie będzie przyjaźni, nie po tym wszystkim… porozumienie, neutralność. Brak agresji, nie od razu. Proces długofalowy, potrzebujący monitorowania i zarzewia, początku. Zalążka. Czas w końcu budować mosty, nie je palić. Ludzie panu ufają, podziwiają. Wiedzą, że chce pan jak najlepiej dla tego miejsca. To dla was szansa na nowy, lepszy start.

- Nie ma chyba co sobie obiecywać gruszek na wierzbie albo zawczasu łamać rąk. Warto jednak spróbować za to się zabrać. - odpowiedział w końcu szeryf po zauważalnej chwili zwłoki.

- Dobrze szeryfie, niech pan spróbuje porozmawiać z pańskimi ludźmi bo myślę, że pomysł Nixa jest wart rozważenia i zachodu. - najstarszy z Pazurów kiwnął głową gotów chyba wesprzeć ten pomysł na ile to możliwe.

- Właściwie to był to pomysł Alice.
- odezwał się nagle Nix. Obydwaj starsi mężczyźni spojrzeli na niego z prawie synchronicznym zaskoczeniem. Młodszy z Pazurów wzruszył ramionami i dodał nieco wyjaśniająco - Spodobał mi się ten pomysł to postanowiłem go omówić z wami. - przyznał najemnik w czarnej czapce a obydwaj rozmówcy spojrzeli teraz na rudowłosą kobietę stojąca obok niego.

- Ciekawe. - mruknął Tony patrząc na przybraną córkę. - To jednak właściwie nie zmienia samej idei tego pomysłu. - uznał po chwili gdy w myślach pewnie dodał nowo poznany detal do tej układanki który mógłby zmienić wynik tego równania. Na końcu spojrzał na siedzącego na skrzynce mężczyznę ze złotą odznaką wpiętą w kurtkę.

- No chyba nie. -
uznał szeryf spoglądając gdzieś w bok po czym też wzruszył ramionami jakby nie znalazł powodów by miało to coś zmienić w tym co już zaczęli szkicować na przyszłe posunięcia.

Jedno krótkie stwierdzenie i naraz uwaga Daltona oraz Tony’ego z Nixa przekierowała się na Savage. Ta stała nieruchomo, z papierosem tlącym się tuż przy ustach, a zielone oczy uparcie wpatrywały się w młodszego Pazura. Zamrugała, wyrażając niewerbalnie zdziwienie za pomocą krytycznego uniesienia prawej brwi.
- Miałeś mówić tylko jak będzie źle… - mruknęła cicho, kręcąc głową. Nie musiał wspominać kto wymyślił plan, grunt że miał szanse powodzenia, zaś obie potencjalne strony kontraktu zgodziły się na wstępne rozeznanie we własnym zakresie. Nabrała powoli powietrze, lecz zamiast je wypuścić w ciszy, obróciła się do przyszywanego ojca, spoglądając mu prosto w twarz.
- Będę niezmiernie wdzięczna, jeśli podzielisz się detalami i rozwiniesz myśl ponad rzucenie pojedynczego przymiotnika, gdyż na chwile obecna czuje się niepewnie, narażona na domysły jakich na ten moment wolałabym nie analizować ani wprowadzać w finalną fazę wysnuwania niepotrzebnych, ciężkich do późniejszego obalenia tez, tudzież wniosków. Nix był tak miły, by uzupełnić dane, zniknęło parę niewiadomych. Trochę przedyskutowaliśmy temat, końcowe równanie wydawało się mieć sens. Większość czynników wzięto pod uwagę, ale i tak pozostają elementy losowe… margines błędu. - z premedytacją tym razem ona wzruszyła ramionami, papugując gest szeryfa i Pete’a. Stała tak przez parę sekund, aż do momentu gdy zaciągnęła się porządnie.
- Mówiłam już, prócz bycia gangerem jestem też lekarzem - spojrzała na podstarzałego szeryfa, wypuszczając dym przez nos. Mówiła cicho, bez pretensji, za to ze zmęczeniem, przymykając oczy - A dobry lekarz dba o dobro wszystkich pacjentów, bez względu na podziały. Taka wada fabryczna modelu, jedna z wielu. Nie ma podtekstów, nie ma ukrytego dna. Harmonogram został opracowany stricte pod rozwiązanie chociaż części kłopotów miejscowej społeczności, dwójki obecnych pod tym dachem Pazurów. Więcej zyskamy współpracując, niż wiecznie się gryząc. Swoja drogą… mam pytanie - na blade policzki wkradł się rumieniec. Dziewczyna odkaszlnęła, unikając wzrokiem olbrzyma - Czy prócz nieodżałowanej pamięci Ojca Miltona… czy… ekhem. Szeryfie, macie tu innego księdza? - spytała cicho, skupiając nagle całkowitą uwagę na palonym papierosie.

- Był jeden przejazdem przed paroma dniami ale nie wiem czy jeszcze jest z nami. Pomysł, mimo, że od ciebie, jest ciekawy. Mógłby pomóc nam w rozwiązaniu paru problemów. Ale wiem kim jesteś i o twoim podejściu do wielu spraw. Niemniej dziękuję ci, że chciałaś podzielić się z nami tym pomysłem. - szeryf odpowiedział pierwszy i mówił powoli patrząc uważnie na rudowłosą kobietę w skórzanej kurtce na czarnym habicie.

- Nie powiem ci nic więcej Alice bo to byłaby czysta spekulacja. Teraz decydujące znaczenie ma odpowiedź mieszkańców Cheb. Bez tego nie ruszy się tej sprawy dalej. A reszta to w tej chwili domysły i hipotezy o zbyt wielu zmiennych by mówić o jakimś trendzie tych obliczeń. Na razie z trzech podstawowych czynników znamy wartość jednego. Dwa pozostałe to reakcja Chebańczyków oraz naszej bazy. Komplet danych więc jeśli uzyska się w ciągu dni, tygodnia czy dwóch to i tak będzie niezłe tempo. Bez tego zaś jesteśmy skazani na domysły i cierpliwość. - łysy olbrzym wzruszył olbrzymimi ramionami rozkładając ręce w geście próżnych trudności. Szeryf spojrzał na niego zadzierając głowę ale po chwili ją opuścił z powrotem. Bawił się swoim kapeluszem obracając go w dłoniach między swoimi kolanami. Spojrzał na dwóch młodszych zastępców gdyż ci wpatrywali się w niego intensywnie i też wzruszył ramionami w końcu.

- To ty tak powiedziałaś Alice. I mówiłem ci, że tego nie łapiesz. Zwłaszcza z czymś takim. - młodszy z Pazurów odpowiedział znacznie ciszej niż w rozmowie z dwójką starszych mężczyzn choć nie było pewne czy ci ich słyszą czy nie.

- Więc bądź tak miły i mi wyjaśnij. Daleko mi do alfy i omegi, popełniam błędy. Nie rozumiem was, wielu zagadnień nie pojmuję. Czego w tym wypadku konkretnie nie łapię i jak to naprawić? - odszepnęła najemnikowi, zadzierając głowę do góry i spoglądając mu prosto w oczy.

- No rany no, Alice no. - westchnął Nix chyba niezbyt zadowolony z tego kierunku rozmowy. - To ty mówiłaś, że jak źle to na ciebie. Nie zgodziłem się tylko powiedziałem, że nie łapiesz tego. Jest albo albo Alice. Albo coś bierzesz od kogoś całościowo albo nie. Poza tym co ty sobie myślisz? Za kogo mnie masz? Mialem się tobą zasłaniać jakby źle było? Tak się nie robi Alice. Po prostu się nie robi. Ja przynajmniej nie robię. - wzruszył ramionami najemnik tłumacząc coś co chyba uznawał za zbyt oczywiste by to tłumaczyć. Przynajmniej po drodze jak tu szli gdy już spinał się na tą rozmowę co o dziwo zakończyła się całkiem nieźle. Dwójka najważniejszych adresatów wstępnie przystała na tą propozycje.

- Do usług, polecam się na przyszłość… a jeśli ten ksiądz jeszcze jest w okolicy, będę niezwykle zobowiązania jeśli ułatwią nam panowie kontakt - Dziewczyna kiwnęła głową wpierw ojcu, potem Daltonowi, a na koniec Erykowi i Eliottowi, po czym wzięła Pazura pod ramię, ciągnąc go poza zasięg słuchu wspomnianej czwórki. Ot, na spacer, wszak spacerować nikt im nie bronił. Przez pierwsze parę kroków milczała, bijąc się z myślami. Czuła całą sobą, jak między nią, a Peterem warstwa po warstwie, buduje się niewidzialna ściana, czego bardzo nie chciała. Cegła po cegle niewidzialna ręka dostawiała następne kondygnacje muru. Co będzie dalej, przestaną się do siebie odzywać? Sam zamysł nie niósł ze sobą kompletnie żadnych pozytywnych odczuć.
- To był ciężki dzień dla nas wszystkich. - zaczęła gapiąc się na zarobaczoną podłogę, by naraz podnieść wzrok prosto na jego twarz - Bardzo cię przepraszam Pete. Mam cię za szlachetnego, odważnego i rozbrajająco serdecznego człowieka z którym bez cienia wahania poszłabym na kawę, albo zaszyła się gdzieś i po prostu przegadała całą noc. Kogoś bliskiego, na kim mi zależy. Nie pytałam z pretensją, chciałam wiedzieć co robię niepoprawnie. Poznać twój punkt widzenia, by wiedzieć co zmienić. Kwestia zasłaniania… nie wiem. Ludzie często ciągną jedynie do swojej prywatnej wygody, korzystają z okazji na wyciągnięcie siebie kosztem innych. Ty taki nie jesteś, wiem o tym. Posłuchaj: masz Emily, chcesz tu zostać. Z nią, znaleźć cień szansy na szczęście… jak Emma i Paul. To się liczy. Wy, moja rodzina. Tak - nie rozumiem wielu rzeczy. Chyba po prostu przywykłam do jednego schematu i ciężko wyjść poza jego ramy, zresztą sama to zaproponowałam, prawda? Jakby… poszło źle. Mówiłam ci - oceniają cię po rezultatach, nie intencjach. Albo coś bierzemy całościowo albo nie… możesz rozwinąć, proszę? - zakończyła pytaniem, wstrzymując oddech.

Nix szedł obok niższej kobiety i słuchał tego co mówi. Garaż do tego z dużą zawalidrogą w postaci rumoszu dachowego pośrodku niezbyt sprzyjał spacerom. No i kręcący się Runnerzy którzy jakoś z wzajemnością nie sprzyjali spacerom z najemnikiem w tak innej kurtce niż oni. To spowodowało, że w dość naturalny sposób kroki rozmawiającej dójki skierowały się ku terenówce Pazurów. Nix łypnął na nią koso raz i drugi gdy mówiła mu jakie ma o nim mniemanie. Zupełnie jakby sondował jak bardzo na serio lub nie o tym mówi.
- Noo… Dzięki. - kiwnął głową z wyraźnym wahaniem gdy chyba uznał, że słowa Alice można wziąć za dobrą monetę. - No tak, chyba tak, fajnie czasem tak pogadać normalnie. Gdzieś wyjść. No tak. - kiwał głową przygryzając lekko wargę a na twarzy wykwitł my grymas zastanowienia czy wspomnienia. - Fajnie mi się z tobą gada. Ale jak się na coś uprzesz jesteś jak tępa dzida. No nie da się ci przetłumaczyć. A to strasznie frustrujące jak widzisz, że do drugiej strony nic nie dociera. Szlag może trafić. A jak czasem zaczniesz nawijać w jakimś specostwie to w ogóle nie wiadomo czy wyjść czy co. Ale poza tymi felerami no to miło z tobą pogadać. O Chucku Norrissie czy takich tam. - powiedział nieco więcej trochę jakby sam też się tłumaczył ze swoich reakcji w poprzednich rozmowach.
- Wiem, że nie pytałaś z pretensją teraz. Wkurzyłem się, że bierzesz mnie za jakiegoś nygusa. Tak jak wtedy jak ci powiedziałem, że gadasz jak robot a ty na mnie naskoczyłaś. Rranyy no… No jakbym cie wyzwał od najgorszych. A przecież nie po złości ci to mówiłem. - pokręcił głową korzystając z okazji by wypomnieć Alice jej słowa które widocznie go ukąsiły mocniej niż to z początku mogło wyglądać.
- No ale dzięki, że w ogóle pogadałaś z nami o tym wszystkim. No nie wiem, szef by może na to też wpadł no ale mnie to nie przyszło do głowy. - dodał patrząc na nią ciepłym wzrokiem gdy zbliżali się już do oblezionego przez insekty pojazdu Pazurów. Wewnątrz już było widać czekającą Boomer.
- No z tym braniem całościowo chodziło mi…- Nix urwał i zaczął w powietrzu obracać jakiś niewidoczny przedmiot. Głowa szukała natchnienia gdzieś w zarobaczonym suficie. W porównaniu do wrodzonego polotu Guido, żywiołowego cwaniactwa Bliźniaków czy planowej wiedzy Tony’ego Nix dość często cierpiał na znalezienie odpowiednich słów do wyrażenia swoich myśli. - No z tym planem no. Jak się wzięło czyjś pomysł czy informacje no trzeba podać źródło. No by być w porządku. To wyrabia wiarygodności. Szef tak nam mówił. I, że dowódcy powinni uwzględniać zasługi swoich podwładnych i nie przypisywać ich sobie. To ich motywuje do kolejnych wysiłków. A poza tym ja uważam, że no to byłby kant jakbym nie wspomniał o twojej roli. Dlatego mnie tak zirytowałaś jak tam szliśmy z tym swoim pomysłem ale nie miałem czasu tego tłumaczyć. No przepraszam cię jak się poczułaś zbyta czy co. Tremę miałem. Myślałem, że znów się szef wścieknie a Dalton nie potraktuje mnie poważnie. - wyjaśnił w końcu Nix i uniósł kciuk do góry widząc jak Boomer uniosła brwi w pytającym geście. Jeszcze nie dało się z nią swobodnie rozmawiać, a widocznie Pazury nie miały ochoty się wydzierać do siebie na pół garażu.

- Wiem skarbie… czasem łatwiej nauczyć osła cyklu Krebsa, niż nakłonić mnie do zmiany zdania - parsknęła, dokładając własny kciuk w uniwersalnym geście “jest dobrze”. Mrugnęła do najemniczki i wróciła uwagą do Pazura. Westchnęła ciężko i pochyliła karnie głowę, a nieme “touche” było aż nadto wyraźne.
- Gadam niezrozumiale, gdy się denerwuję, a sam wiesz najlepiej jak z poziomem stresu u nas odkąd się spotkaliśmy - przyznała, unosząc wzrok i kotwicząc go na ciemnoniebieskich oczach u góry - Bufor bezpieczeństwa, ucieczka… zwij jak chcesz. Grunt, że pomaga się skupić. Zebrać myśli i się do kupy. Skupić na danym problemie, bez zagłębiania w morze rozterek. Reakcja obronna, ochronna… nasila się przy operacjach. Biorąc pod uwagę dostępność zasobów… brakuje sprzętu, leków, a rannych przybywa. To irytuje, próbuję nad tym pracować. Zmienić, dostosować. Czasem wychodzi, czasem zapominam. Często nie wiem co robić, co powiedzieć. Może nie widać, bo zwykle chodzę i się uśmiecham, mówię powoli stawiając na uprzejmość i kulturę, ale tam pod spodem… pod maską - puknęła twarz końcem palca wskazującego - Mieszka strach, niepewność. Nerwowość i zagubienie. Dlatego tak dobrze jest móc… zdjąć maskę i być sobą przy kimś, komu się ufa. Kto wiesz, że nie zdzieli cię czymś ciężkim przez durny łeb, ani nie zwiąże, zaknebluje i wrzuci do samochodu - parsknęła, uśmiechając się blado, a zielone oczy patrzyły ciepło w te o barwie nocnego nieba - Serio będzie niezmiernie miło, jeśli zechcesz kiedyś gdzieś wyskoczyć, albo najzwyczajniej w świecie wpadniesz na piwo, bądź dasz wyciągnąć na spacer. Mają tu całkiem niezłe jezioro, malownicze i pełne uroku. Wschód słońca musi być niezłym widokiem - zamyśliła się, by zaraz potrząsnąć głową i wrócić do teraźniejszości - Daj spoko, mądry z ciebie facet. bystry, inteligentny. Wymyśliłbyś własny sposób, nie ten to inny… i hej, przecież już tam się produkowałam, że rodziny się nie zostawia, prawda? - uniosła pytająco brew, klepiąc najemnika po przedramieniu - Nie przepraszaj, nie masz za co… pozwolisz jednak, że nie będę ci salutować, nawet jeżeli podciągasz mnie już pod swoich podwładnych - mrugnęła wesoło i z powagą dokończyła, wyciągając prawą dłoń w jego stronę. - Sztama?

- Sztama. - uśmiechnął się Nix podając i ściskając o wiele bledszą i drobniejszą dłoń rudowłosej kobiety. Gdy jednak mówiła o odwiedzinach, spacerach, wspólnym piwie spojrzał na nią z zastanowieniem jakby nie był pewny realności zaproszenia czy możliwości ich urzeczywistnienia. W końcu dopiero co szef mafii a partner rozmówczyni właśnie obtłukł go za szlajanie się z nią. I nawet jak to miała być lekcja światopoglądowa to ci dwaj zauważalnie nie pałali do siebie sympatią. Zresztą generalnie nie podpasował reszcie bandy i uczucie to było w sporej mierze odwzajemnione. Pewnie tylko Emily i Alice miały dla niego jakieś cieplejsze uczucia a on dla nich również. Niemniej układ wzajemnych powiązań znacznie komplikował wzajemne relacje między Nixem a kimkolwiek od Runnerów. Przynajmniej te pozytywne i cywilizowane. Na razie sobie żył i chodził swobodnie bo Guido mu darował ze względu na Czachę. Darował ale pewnie nie zapomniał. I młody podporucznik Pazurów najwyraźniej to akurat wyczuwał bezbłędnie podobnie jak niechęć jaką darzyli go Bliźniacy.
- No spoko, może kiedyś wpadnę czy co. Spijemy jakieś piwo czy kawę. - uśmiechnął się Pazur choć już bardziej grzecznościowo niż szczerze. - A z gadaniem no cóż. Nikt nie jest doskonały, każdy jakoś odreagować kiedyś musi. Boomer żuje gumę, ja się zaraz nerwowy robię a ty widocznie gadasz. Nawet szef się czasem wścieka, ale u niego to taka cicha burza. Ale to wtedy to aż strach mu pod oko podejść. - najemnik zmienił temat i poczuł się chyba swobodniej bo mówił jakby zależało mu by jakoś pocieszyć rudowłosą kobietę.

- No i?
- przywitało ich pytanie baloniary i oczywiście pyknięcie kolejnego balona. Siedziała w okularach przeciwsłonecznych choć miała je zsunięte na włosy.

- Szef powiedział, że to nie takie głupie. Właściwie to niezłe. - zaczął od opinii największego dla siebie autorytetu co wyraźnie ucieszyło Boomer. - Szeryf też mówi, że brzmi nieźle no ale musi pogadać z miejscowymi. Więc trzeba poczekać. - pokiwał głową.

- To jest szansa?
- Boomer przestała rzuć gumę i spojrzała z napięciem na drugiego komandosa. Ten uniósł brwi do góry i lekko pokręcił na boki głową rozkładając nieco ramiona.

- Można tak chyba powiedzieć. Ale wciąż czekamy na odpowiedź. - młody Pazur pokiwał w końcu głową uśmiechając się lekko.

- O tak! - Boomer eksplodowała radością tak bardzo, że wystrzeliła zaciśniętą pięścią w górę prawie uderzając w sufit terenówki. Potem przemknęła na druga stronę terenówki i objęła Nixa z radości całując go w policzek i wprawiając chyba w zaskoczenie. - Uda się. Zobaczysz, że się uda. Mam takie głupie przeczucie zwykłej baby z lasu. - roześmiała się uwieszona wciąż na jego szyi - I dziękuję wam. - powiedziała nieco odsuwając się w tył by spojrzeć wyraźniej na twarz drugiego Pazura a drugim ramieniem objęła Alice przytulając ją do siebie. - Ja bym nie dała rady ani tego wymyślić ani tam pójść i powiedzieć. - wyznała w końcu mówiąc i patrząc na przemian i na nią i na niego.

- Jasne, nie ma sprawy ale wiesz, różnie może być. Czekamy na odpowiedź i jak się zgodzą to jeszcze trzeba wysłać zgłoszenie do bazy i czekać co oni powiedzą. - Nix łagodnie i ostrożnie starał się wlać w Boomer przyjęcie do wiadomości innych możliwości choć ogólnie wydawał się być ucieszony z radości okazywanej przez drugiego Pazura.

- E tam, uda się. Zobaczysz.
- machnęła ręką i wciąż uśmiechnięta wróciła z powrotem na ławkę terenówki gdzie siedziała przed chwilą. Nix pokręcił głową na boki ale nie skomentował nie chcąc ani potwierdzić ani zaprzeczyć tak nie sprawdzonym danym.

- Co ma się nie udać?
- Savage wtrąciła swoje trzy grosze, przybierając maskę czystej pogody ducha i pewności siebie. Oparła ciężką głowę o ramię Emmy, ręką ze szczerzącą się czaszką zacisnęła na dłoni Petera, dorzucając ciszej - Trzeba w coś wierzyć. Nie na darmo mawia się, że wiara czyni cuda, prawda?
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline