25-02-2017, 16:59
|
#83 |
| Przez chwilę Jahleed zamarł - zachowanie kapitana było jawną prowokacją. Na szczęście, Archanioł okazał się bardziej "turiański" od Barriusa i zachował zimną krew wobec wybryków Widma. Gdy wreszcie usiedli w Nomadzie, volus odetchnął z wyraźną ulgą - karzeł trzęsł się cały niczym w gorączce, odreagowując stres i bliskość śmierci. Po kilku głębszych oddechach, nie zważając na obecność półprzytomnego partyzanta, wybuchnął: Jahleed Von: Czyś ty oszalał...?! Pozabijać nas chcesz..? Jak chcesz śmierci, to jak się nie piszę na dalszą misję ... ! Quin, do szpitala Batariański Raj ... to współrzędne - drodzy ale dyskretni. Odstawmy tego pajaca ... i musimy poważnie porozmawiać na statku, kapitanie.
Zakończył, próbując się uspokoić Von. Kapitan nie był niedoświadczony - był po prostu głupi i brawurowy. Jahleed nie wyobrażał sobie, czyim kochankiem musiał być kapitan lub jak wpływowych miał znajomych, skoro z takimi umiejętnościami wysłano go na misję polową. Wiedział jednak, że ta misja dla Jahleeda się zakończyła - po odstawieniu chorego zamierzał dyskretnie ulotnić się. I w cholerę z Cytadelą i legalnym biznesem... |
| |