18-02-2017, 23:46 | #81 |
Reputacja: 1 | Barrus: Nie tak szybki Quin. Maurinus miał zamiar zagrać z mścicielem. Barrus: Załóżmy, że zgodzę się na twoja propozycję i zabierzemy twojego człowieka jaką mamy pewność, że po powrocie nie wrócimy do dziury, albo jeszcze gorzej?
__________________ Man-o'-War Część I Ostatnio edytowane przez Baird : 19-02-2017 o 21:53. |
23-02-2017, 22:50 | #82 |
Reputacja: 1 | Archanioł: Żadnej. Ale coś mi się wydaje, kapitanie, że twoi ludzie już zadecydowali. powiedział to, jakby kpił, ale Barrus nie mógł tego nijak potwierdzić. Archanioł podszedł do włazu i otworzył go. Gdy już znalazł się do góry, skinął na Weavera, który z kolei ruchem strzelby wskazał na ziemię. Z niechęcią najemnicy rzucili swoje ostatnie pistolety i wzmacniacze, stając się teraz zdani wyłącznie na łaskę. grupy Archanioła. Wychodzili po kolei. Ci, którzy przeszli jako pierwsi, mieli chwilę, by przyjrzeć się Archaniołowi, lecz nic przydatnego nie zdołali zauważyć. Był w pełnym, turiańskim uzbrojeniu, stary i podniszczonym, ale wciąż funkcjonalnym. Nie spuszczał z nich wzroku, podobnie jak reszta jego drużyny, która teraz przemieściła się nieco bliżej, zapewne na wszelki wypadek. Jako ostatni wyszedł Weaver, trzasnąwszy klapą. Splunął na podłogę i powiedział: Weaver: Wy przodem. Do wyjścia. Podczas gdy oni stali w nieprzyjemnym towarzystwie małomównego kroganina, Archanioł zajrzał do Sidonisa, położonego na prymitywnej lektyce, zwiniętej naprędce z jakichś szmat. Po wymienieniu kilku oszczędnych zdań z ludzkim biotykiem, którego w drodze do kanału zwymyślał Weaver, chwycił nosze z jednej strony i razem z nim wynieśli Sidonisa na zewnątrz. Po upewnieniu się, że tym razem na zewnątrz nie ma żadnych niespodzianek, udali się do Nomada, który choć nieco ucierpiał na upadku z wysokości, wciąż był gotowy do jazdy. Wpakowali nieprzytomnego Sidonisa na tylne siedzenia, a Erash przyniósł najemnikom ich broń, którą zostawili przed kasynem. Archanioł: Pospieszcie się. Nasze opatrunki na długo nie wystarczą. Chyba nie muszę mówić, że rozgłaszanie, kim on jest, jest niewskazane? spojrzał na nich przez krótką chwilę. Archanioł: Jedźcie. I wracajcie szybko. Zamknął tylne drzwi i odszedł razem z Erashem. Weaver stał jeszcze przez chwilę, przyglądając się im nieufnie, ale w końcu i on ruszył ku kasynu, nie spuszczając ich z oka. |
25-02-2017, 16:59 | #83 |
Reputacja: 1 | Przez chwilę Jahleed zamarł - zachowanie kapitana było jawną prowokacją. Na szczęście, Archanioł okazał się bardziej "turiański" od Barriusa i zachował zimną krew wobec wybryków Widma. Gdy wreszcie usiedli w Nomadzie, volus odetchnął z wyraźną ulgą - karzeł trzęsł się cały niczym w gorączce, odreagowując stres i bliskość śmierci. Po kilku głębszych oddechach, nie zważając na obecność półprzytomnego partyzanta, wybuchnął: |
26-02-2017, 21:24 | #84 |
Reputacja: 1 | Quin odpalił Nomada i wrzucił w pokładowego GPSa podane przez volusa koordynaty. Quin: Robi się, Jahleed. Turianin wskazał na leżacego z tyłu pacjenta i położył palec na ustach, sugerując pozostałym aby nie rozmawiali. Następnie pokazał na komunikator kostny w hełmie. Podejrzewał, że Archanioł nie wydał im swojego podwładnego ot tak, tylko wyposażył go w nadajnik naprowadzający a zapewne też w jakiś mikrofon i system przesyłu danych. Quin by tak zrobił. Jechał w milczeniu bezdrożami Omegi kierując się do szpitala. Nieopancerzonym, nieuzbrojonym pojazdem. Mając tylko jedną sztukę broni. "Umysł agenta jest jego najlepszą bronią. Jeżeli wróg zniszczy ci karabin, zawsze znajdziesz nową broń" - przez głowę przemknęły mu wspomnienia ze szkolenia, jakie odbył w dzieciństwie. Quin otrząsnął się ze wspomnień. Trzeba było działać tu i teraz. Zapobiegać nieuchronnemu rozbiciu jedności teamu przez Barrusa. Turianin podejrzewał, że niefrasobliwe decyzje dowódcy nie przyniosły mu poklasku u Liri i Jahleeda. Zresztą - jemu też się nie podobały, jednak turianin znał swoje miejsce w szeregu i nie zamierzał otwarcie podważać słów dowódcy. Porozmawia z nim na osobności. I zawiadomi swoich mocodawców w Cytadeli. Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 26-03-2017 o 12:21. |
01-03-2017, 03:15 | #85 |
Reputacja: 1 | Mgławica Omega Sahrabarik Omega Pustkowia Royale 2.11 lokalnego czasu Nomad ruszył, pozostawiając w tyle zrujnowane kasyno i całą zgromadzoną tam drużynę. Nie tak chyba wyobrażali sobie to spotkanie – w gruncie rzeczy przebiegło dość osobliwie. A skończyło się tak, że teraz, brudni, zziębnięci i głodni, wieźli mocno poturbowanego nieznajomego turianina do ośrodka o znaczącej nazwie Batariański Raj. Fakt, że turianin owy był prawdopodobnie poszukiwany przez różne wpływowe grupy dodawał jedynie smaczku całości. Pojazd jakoś się trzymał – zbiło się lusterko, poważnie wgniotły drzwi i pojawiło kilka zarysowań. Każdy niebojowy pojazd nie byłby w tak dobrym stanie po nauce latania, jaką zapewnił mu wrogi biotyk. Nadal umysły najemników zajmowała tożsamość nieznajomych agresorów, większość ekipy miała też żal do kapitana z powodu pochopności decyzji, jaką podjął. Bez wątpienia, gdy jechali w pierwszą stronę, nastroje były o wiele, wiele lepsze. Wracali z nadszarpniętym zdrowiem, niemal pozbawieni broni, a przede wszystkim nieufający swojemu liderowi. Batariański Raj znajdował się na obrzeżach dzielnic biedy, więc podróż nie powinna była zająć im wiele czasu. Nomad dzielnie parł przez bezdroża, zaś nowy pasażer spał spokojnie, nie robiąc żadnych problemów. Nie rozmawali wiele, zajęci własnymi myślami. Szczególnie Barrus, który nie raczył nawet odpowiedzieć na zaczepkę Jahleeda. Nieco po ponad dwóch godzinach, lampy oświeciły mur okalający szpital. Mgławica Omega Sahrabarik Omega Prywatna klinika „Batariański Raj” 4. 20 lokalnego czasu Batariański Raj to jeden z najbardziej znanych i renomowanych szpitali na Omedze, specjalizujący się w leczeniu ran postrzałowych i intensywnej terapii. Z tego powodu jest wyjątkowo chętnie odwiedzany przez przedstawicieli zamożniejszej części przestępczego półświatka, natomiast liczne grupy najemnicze posiadają tutaj wykupione stałe karnety. Placówka prowadzi działalność w pełni komercyjną, choć umożliwia również wykupienie pakietów ubezpieczeń. Wyjątkowo chętnie odwiedzana, mimo horrendalnie wysokich cen, oferuje pełen profesjonalizm leczenia, jakiego trudno szukać na Omedze. Jednocześnie znana jest ze swej dyskrecji i pełnego dbania o anonimowość pacjentów. Szpital stanowi spółkę prywatną z większościowym udziałem akcji dra Bahrama Gafmewara, który pełni równocześnie funkcję dyrektora placówki. Batariański Raj z miejsca, w którym aktualnie się znajdowali, był niewidoczny. Okalał go potężny, betonowy mur z wieżyczkami strażniczymi, w których stacjonowali batariańscy strażnicy. Nic dziwnego, jednostka tak renomowana musiała zapewnić ochronę swoim wpływowym klientom, szczególnie wtedy, gdy oni sami nie mogli tego uczynić. Właśnie ta pewność stanowiła o sukcesie Raju. Dookoła szpitala stały skarlałe slumsy, zamieszkałe przez w większości przez drobnych batariańskich przestępców. Łatwy tu było stracić kredyty, a przy niepotrzebnym oporze także życie, ale na Omedze znajdowały się gorsze dzielnice. Tutaj, aby zostać pchniętym nożem należało się postarać: albo kogoś zdenerwować, albo niezdrowo obnosić się z własnym posiadaniem. Jedynie droga do szpitala była patrolowana przez najemników ze szpitala, tak, by umożliwić klientom bezproblemowy dojazd. Właśnie tą drogą zmierzali najemnicy. Jahleed zdawał sobie sprawę, że w normalnym wypadku opieka medyczna tutaj mogłaby pożreć ostatki funduszy misji, na całe szczęście nie po raz pierwszy miał na Omedze swoje wtyki. Znał bowiem dyrektora placówki i to znał dość dobrze, pomógł mu kiedyś rozpocząć nowe życie po zamieszaniu, jakiego dorobił się na Khar’shanie. Dawne czasy, ale volus był pewien, że mimo swej przewrotnej natury, Bahram powinien udzielić mu pomocy w tej nagłej sytuacji. Lub chociażby udzielić rabatu. Quin zatrzymał pojazd przed ogromną bramą wjazdową. Obok drzwi kierowcy pojawiła się wtedy WI w formie (a jakże) asari i przemówiła syntetycznym głosem. WI: Witamy w prywatnej klinice leczenia obrażeń bojowych „Batariański Raj” na Omedze. Jeżeli jesteś umówiony, wciśnij 1 na swoim omni-kluczu. Jeżeli wymagasz natychmiastowej pomocy medycznej, wciśnij 2 i wykonaj przelew pieniężny na konto szpitala. Jeżeli posiadasz karnet klubowy, wciśnij 3. Jeżeli masz pytania, chętnie na nie odpowiem. |
01-03-2017, 22:11 | #86 |
Reputacja: 1 | Volus, pewny swoich kontaktów, odchrząknął i z pewną dozą nonszalancji w głosie rzekł do WI: Ostatnio edytowane przez Goel : 01-03-2017 o 22:14. |
02-03-2017, 13:59 | #87 |
Reputacja: 1 | Nastała długa chwila ciszy. WI: ... nierozpoznane polecenie. Proszę, sformułuj swoje pytanie konkretniej. w tym głosie volus chyba odczytał zdziwienie. O ile to możliwe u WI. |
03-03-2017, 08:37 | #88 |
Reputacja: 1 |
|
03-03-2017, 13:19 | #89 |
Reputacja: 1 | WI: Aktualnym dyrektorem ośrodka jest dr Bahram Gafmewar, wybitny batariański specjalista w sprawach transplantologii i wyjątkowo przystojny mężczyzna. Najbliższy wolny termin na wizytę u pana doktora wypada za: 3 miesiące. 12 dni. 5 godzin i czterdzieści trzy minuty. Niespodziewanie zwróciła swój wzrok na Liri. WI: Jeżeli przybyła pani na rozmowę kwalifikacyjną dla recepcjonistek, informuję, że dr Gafmewar właśnie kończy przesłuchania kandydatek. Powinna się pani pośpieszyć. Proszę potwierdzić rejestrację w recepcji albo wypełnić tam formularz zgłoszeniowy. Czasowa przepustka na teren szpitala obowiązuje panią bez osób towarzyszących. |
03-03-2017, 23:25 | #90 |
Reputacja: 1 | Obecność Bahrama na starym stanowisku dawała pewną nadzieję na zniżki - za trzy lata... I gdy był gotowy wybrać opcję drugą, w słowo wpadła mu WI. Okazja, która się nadarzała była nie do przecenienia: oto los zsyłał możliwość dyskretnego wpłynięcia na dyrektora bez ujawniania całemu światu tożsamości Jahleeda. Przełykając gładko gorycz porażki, Von odwrócił się ku Liri i rzekł: Jahleed Von: To jest nasza okazja ...! Może i WI nie rozpoznaje już mojego głosu ... ale w rozmowie z dyrektorem powołasz się na mnie ... i nie dość, że taniej wyjdzie nam eskapada ... to może coś jeszcze z doktora wyciągniemy ... o Aganie, ma się rozumieć. ... Czy zrobisz to dla nas? Voluski adept nie silił się na przymilny ton czy żigolackie zagrywki - trzeba było działać, manipulacje i gry słowne poszły na bok. Bez zgody Liri ich ranny towarzysz miał znacząco niższe szanse na przetrwanie - czy to w wyniku już odniesionych ran, czy tych których nabawi się cały oddział po odkryciu tożsamości pacjenta przez wrogów partyzantów. |