Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2017, 17:20   #90
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


Gniew znajdzie ujście. Nienawiść cel. Pięść zostanie wzniesiona w słusznej pogardzie. Prawy wyprowadzi cios w niegodziwe serca. Za ząb - tysiąc zębów. Za oko - morze krwi. Zatraćcie wszelką nadzieję...


W binarnym kancie nie było liń, ani kolorów. Nie było w nim ludzi, ani słów… Nie było niczego co można spotkać w świecie… ale mówił o tym wszystkim… i znacznie więcej, a umiejętny techkapłan potrafił dostrzec wzór. Morgenstern należał do wybitnych i on już nie widział symboli zer i jedynek. On widział te linie. On widział tych ludzi. Widział ich słowa. Nici ciężko szyfrowanych pasm vox łączących zdrajców ludzkości. Nawet nie rozumiejąc wszystkich szeptów jakie duchy maszyn sobie przekazywały był w stanie po kolei znaleźć ich wszystkich. I przekazać akolitom. Wszyscy szybko, ale ostrożnie, zajmowali pozycje. Wszyscy się przygotowywali aby wyeliminować ich jednocześnie. Gdy tylko rozpocznie się akcja. Ale to miało jeszcz chwile potrwać.


Cisza przed burzą w końcu osiąga punkt kulminacyjny. Tak było i tym razem. Durran był już w środku. Jego twarz była inna. Jego strój inny. Jego przykrywka inna. Teraz był Mordimerem, podstarzałym pielęgniarzem w szpitalu. Biały fartuch i nieludzko ciężki, krótki karabinek laserowy pod nim. Do tego długi nóż i pałka szokowa. Kilka granatów i parę gadżetów.
- Dostrzegli nas! Jefrey dostał! - padło na ich szyfrowanych voxach, to dowódca komórki Fatal Mistake.
- Zaczynamy - wydał polecenie Matuzalem, wiedząc, że już nie ma sensu przedłużać.
Durran zaklął. To za szybko. I stracili element zaskoczenia. Cóż… została mu jedna ostatnia przyjemność. Wydał polecenie maszynom w binarnym kancie i kanały vox których używali ich wrogowie zalały kilkunastokrotnie nałożone na siebie dźwięki ostrego kriegańskiego porno z udziałem wielu mężczyzn, jednej kobiety, konia i świni. Było to przygotowane już wcześniej i trochę im zajmie pozbycie się go, a nawet wtedy na okazję czekały dwa kolejne bonusy tego typu.

* * *

Ruszyli. Obaj. Matuzalem z dachu, Durran z dołu. Psyker prowadził ich obu pozwalając unikać większości zagrożeń podczas gdy na zewnątrz rozpoczęły się już walki. Snajperzy i obserwatorzy Istvaan zostali zaatakowani z półzaskoczenia przez przygotowane wcześniej oddziały… ale to nie była ich walka. Tamci znali swoje zadania. I byli gotowi oddać życia za nie. Matuzalem z Durranem mieli wyciągnąć Diesla.

- Mi camrade… trzymaj się - wyszepnął binarnym kantem heretek dobywając samorobnego potworka, zbyt nieporęcznego dla kogoś o ludzkiej sile. Szybkimi, wprawnymi ruchami skręcił go z lufą i podłączył przewodem zasilającym do zespołu baterii które miał na plecach. Ta broń była obrazą dla omnissiaskiego kredo, a duchy maszyn zostały zwiedzione na tyle sposobów, że co zagorzalsi techkapłani z łatwością uznaliby, że jest daleko za granicą jakiegokolwiek odkupienia. Karabinek raczej nie dotrwa nawet do końca tej potyczki, a o celności już na średnim zasięgu można jedynie pomarzyć, ale siła penetrująca i szybkostrzelność ustępowały jedynie multilaserowi… Broń doskonała w tych warunkach.


* * *

- Nie ma jak. Przechodzę przez nich - zakomunikował Durran gdy jeden z forteli się nie udał.
Istvaanie powoli i ostrożnie wchodzili przez drzwi którym heretek przed chwilą wyłamał zamek.
- Czekaj na sygnał. Koordynaty zero-siedemnaście… teraz!
Durran wychylił się zza winkla i oddał serię. Doskonałą. Celną. Śmiertelną.

* * *

Oberwał. Kopnięcie na tors, od boku. Potężne. Miotnęło nim w ścianę. Wypuścił karabin, nim zdołał wstać oberwał ciężką pałką szokową przez łeb. Aż zabrzęczało. Nim się ogarnął krótka seria wżłobiła mu się w bok. Bolałoby. Jak sam skórwysyn. Ale podczas gdy odbudowywano ich w pałacu Tricorn założono blokady. Teraz Durran był jeszcze mniej ludzki niż wcześniej i poczucie bólu było mu obce. Ale w głowie wciąż brzęczało.
- Pieprzony frajer! - warknął Istvaan który przed chwilą stracił dwóch towarzyszy i splunął na zataczającego się Durrana, myśląc, że on już dogorywa. Dopiero po półsekundzie otworzył szerzej oczy i zrozumiał, że to nie koniec, a brak ciężkiego pancerza jego przeciwnik nadrabia samemu będąc pancernym. Pałka szokowa huknęła. Drugi raz i trzeci. Za czwartym razem się nie udało. Durran warknął łapiąc głowicę w gołą dłoń. Łuki elektryczne tańczyły po jego ciele, ale on je ignorował. Krótkie, cienkie ostrze mignęło. Wbiło się pod pachę przeciwnika, zatoczyło lekki łuk odcinając serce od aorty. Kopnięciem posłał go na ścianę łamiąc mostek, żebra i kręgosłup… tak to miało wyglądać i już wyglądało w zamyśle Durrana, ale bydlak miał lepszy refleks niż przypuszczał. Wypuścił pałkę i uniknął śmiertelnego pchnięcia. Już po sekundzie sam miał w ręku ostrze długiego noża. Trzymał je z wprawą i umiejętnościami. Durran szybko stwierdził, że to starcie zajmie zdecydowanie zbyt dużo czasu. Nie powinien był dać się związać w walce wręcz. No trudno.

Frag upadł na ziemię pomiędzy nimi. Istvaan otworzył szerzej szare oczy i rzucił się do ucieczki, ale za nim poszybował kolejny. Morgenstern rzucił się na ziemię i odwrócił plecami do granatu. Nikt normalny by tak nie zrobił, licząc raczej, że cudem nie dostanie odłamkiem, ale heretek wierzył w swe pancerne trzewia. Ciało jest słabe. A pancerz na plecach lepiej go wspierał. Huknęło. Ktokolwiek nie wiedział, że coś się dzieje już nie miał wątpliwości. Sekundę później druga eksplozja. Durran wstał jak z katapulty, karząc potężnej serwobionice w jego ramionach wyrzucić go w górę. Otworzył szerzej oczy gdy zdał sobie sprawę, że przeciwnik jeszcze dycha. Był szybszy niż się spodziewał i wybiegł z obszaru zero, gdzie śmierć była natychmiastowa.
- Nie mam czasu! - warknął do siebie. Chwycił karabin, a gdy przeciwnik obejrzał się by wypalić serię jeszcze leżąc Morgensterna już nie było.
- Czarni! - zawołał na voxie odruchowo chcąc zameldować towarzyszom co się stało, ale gdy tylko włączył go odpowiedziało mu końskie rżenie i kriegańskie jęki…

* * *

Celine kroczyła jak kot. Pochylona, czworonożna… przewodami wentylacyjnymi, tunelami technicznymi, sufitami, wszystkim… Dwa krótkie Kły - jej wierne, zakrzywione ostrza, towarzyszyły jej każdemu krokowi. Miała swoje zadanie. Miała cel. Tym celem był psyker. Nie znała go. Nigdy nie widziała na oczy. Ale teraz ten psyker koordynował ruchy wrogów. Dzięki niemu działali jak jeden organizm, a nie powinni. Mieli pierzchać i popełniać błędy. Mieli wchodzić sobie w drogę i nieregularnie rozmieszczać swoje siły. Dlatego dostała to polecenie.

Dotarła.

Kratka przewodu wentylacyjnego zabrzęczała z mocą gdy upadła na ziemię. Czterech komandosów chroniących psykera w masce zaraz się obróciło i wzięło otwór na muszkę. Ale Celine była ponad to. Była lepsza niż oni i to był tylko fortel. Gdy kratka opadała ona już czekała z drugiej strony sali. Wyskoczyła z cienia jak kot. Jak śmierć we własnej osobie. Dwa granaty dymne poszybowały wysokim lobem, a ostrza zatańczyły przecinając wnętrzności pierwszego ze strażników. Nim ktokolwiek zdołał się zorientować co się dzieje granaty wybuchły, ogarniając pokój w nicości. Nie mogli strzelać. Psykerowi brakło umiejętności by ich sprawnie poprowadzić. Zginął wśród szarej ciemności i nawoływań, przekleństw i gróźb ludzi którzy mieli go chronić.

Nim dym opadł Celine już nie było i zgłaszała Matuzalemowi wykonanie zadania.
- Teraz zdrajcy dopiero poznają czym jest prawdziwa ślepota...
* * *

~ Nie przejdę! Znajdź mi alternatywną drogę! ~ zawołał Durran na łączy telepatycznym z ledwością unikając poszatkowania cholerną autokanoną. Spojrzał krytycznie na swoją dłoń, z której urwało trzy palce.
- Sukinsyny…
~ Nie mam teraz czasu ~ odpowiedział dowódca, sam zajęty ogniem i koordynowaniem działań mniej doświadczonych i sprawdzonych agentów tronu ~ Piętro niżej odmalowują ścianę ~ podpowiedział. Durran jeszcze nie rozjmiał jakie to ma znaczenie, ale zaufał towarzyszowi. Rzucił jeszcze jeden granat zaporowo i pobiegł w dół, po drodze zwęglając kolejnego przeciwnika, który mu się napatoczył nie mogąc się zorganizować teraz gdy nie mieli żadnej formy komunikacji…

Morgenstern dopadł do okna i zrozumiał. Wiszące rusztowania malarzy teraz łączyły zamknięte sekcje szpitala. W zecydowanie zbyt małej oddali słyszał syreny. Karabinierii nadjeżdżali. Skomplikują sytuację. Szybko zameldował i wyskoczył na zewnątrz. Nie było czasu na pieprzenie się. Kładka nie była przystosowana do kogoś o jego wadze, ale musiała wytrzymać.

Nie wytrzymała.
Wypuścił z rąk karabin kurczowo chwytając się liny którą miał pod ręką. Sama siła bezwładności wyrwała mu przewód zasilający którym broń była podłączona do zestawu baterii których duchy teraz zaczynałuy się burzyć i gniewnie sypały iskrami.
- Źleźleźleźle! - powtarzał do siebie spadając. Lina nie mogła go utrzymać, więęc nie mógł powiesić na niej całego swojego ciężaru. Umysł pracował szybko. Gdy mijał okno sięgnął. Wybił okno i złapał się za parapet, potężnie uderzając w ścianę poniżej. Zakręciło mu się pod ceramiczną czaszką.

* * *

Po raz kolejny zatęsknił za plecakiem antygrawitacyjnym który miał wbudowany w plecy przed wydarzeniami na Tricorn, ale takiej technologii nawet inkwizycja nie potrafiła wynaleźć. Światy Lathe zazdrośnie strzegły swoich najlepszych kąsków.

Uprząż z syczącymi i plującymi iskrami, a teraz też niebieskim ogniem, bateriami wznosiła swój słuszny gniew pod ścianą. Zostawiona by się dopalic i zdechnąć w niełasce. Durran żałował, że nie mógł ich odpowiednio wygasić i pozwolić duchom maszyn w spokoju odejść w niebyt, ale priorytety były inne, a na wojnie są ofiary. Czasem to żołnierze, czasem cywile, a czasem duchy maszyn...

- Niech to piekło pochłonie! - zaklął szpetnie gdy przypomniał sobie, że cały czas ma na sobie uprząż antygrawitacyjną. Wystarczyłoby ją włączyć i przespacerowałby po kładce z gracją baleriny. A tak…
~ Wypadek. Jestem dwa piętra w plecy ~ zameldował Matuzalemowi. Psyker zaklął gdy to usyszał, ale heretek nie dosłyszał tego.
~ Dobrze. Zmiana celu. Przeciwnicy przegrupowują się jeszcze piętro pod tobą. Podaje namiary. Rozpędź ich.
~ Ajaj.

Ale nie wywiązał się z tego zadania. Podczas gdy przeciwnicy się przegrupowywali piętro niżej on przygotowywał zasadzkę, ale przerwało ją przebicie na voxach. Komuś udało się uciszyć kriegańskie porno. Natychmiast o tym zameldował i dostał polecenie by się tym zająć. Zbyt wiele zależało od dezorganizacji w szeregach przeciwnika.

Czasem pięść zostaje wzniesiona w słusznej pogardzie, ale musi się cofnąć i zająć się mniej doniosłymi zadaniami. Durran nie wziął więcej udziału w potyczkach, ale zaszył się i walczył z nieznanym techkapłanem (choć domyślał się, że to musi być Teslohm, bo nie sądził by mieli w swoich szeregach więcej tak uzdolnionych kapłanów maszyn).

Niedługo potem udało się odbić Diesla… Dalsza praca Morgensterna odbyła się już w bazie, gdy musiał usunąć mu z mózgu aktywowany volitor...
 
Arvelus jest offline