Wędrówka wreszcie się zakończyła i to, zdaniem Garidana przynajmniej, był jej największy plus. Według Garidana nie osiągnęli nic, prócz tego, że się zmęczyli. Przynajmniej on.
Fakt, że przynieśli jakieś roślinki i parę owoców, ale w sumie gra nie była warta świeczki. Deszcz padał i na plaży - tam też można było się ochłodzić i nabrać wody do bukłaka.
Wrak kusił, jednak Garidan doszedł do wniosku, że inni są bardziej niż on stworzeni do skakania jak kozica po skałach i postanowił pozwolić, by to oni spróbowali zdobyć kryjące się tam skarby. W tym momencie dojść tam i wrócić to już były nieco za duże wymagania w stosunku do szczęścia.
- Jak sądzicie, czy gdyby tak złapać naszego małego łgarza i chwalipiętę, dwa w jednym, za nogi, rozkręcić i rzucić, to czy by doleciał aż do wraku? - spytał. - Rozejrzałby się tam i wiedzielibyśmy, czy warto się tam wybrać w poszukiwaniu przydatnych przedmiotów? Albo przygiąć jakieś drzewko i wystrzelić jak z katapulty? - podsunął kolejny pomysł. |