Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2017, 19:01   #64
Ravage
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
https://www.youtube.com/watch?v=DHITmcKUGik

Oprócz bycia totalnie obolałą, była też totalnie skołowana. O co tu chodziło? Facet nie chciał jej zabić. Miała dysonans poznawczy. Czemu nie chciał zabić? Ona nie miałaby takich skrupułów. Zachowanie ruskiego ją niepokoiło. Jakie w takim razie miał plany? Co tu się dzieje? O co chodzi? To w końcu człowiek mafii czy ki wariat?
Gdy dotarli na miejsce z ulgą odetchnęła mroźnym powietrzem, chociaż nie mogła za głęboko, bo natychmiast pojawiał się ostry ból żeber. Bycie pod ziemią było straszne. Ale gorszy był niepokój, który cały czas krążył między jej myślami. Co teraz będzie? Jaka miała być jej przyszłość?
Próbowała się otrzepać z ziemi, ale nic to nie dało. Piach, pył i brud był wszędzie.
Wołodia pomógł jej wstać i kazał się ogarnąć. Nie zamierzała się kłócić. Była mniejsza, słabsza no i niezbyt zdrów. Nie miała żadnej przewagi, co ją wprowadzało w stan irytacji. Życie jednak było jej miłe i również z ciekawości bardzo chciała się dowiedzieć co mężczyzna zamierza dalej.
Dalej była zimna balia z wodą. Prawie zimną no i szare mydło, na którego widok się skrzywiła. Tylko ruskie mogły się jeszcze tym myć. Totalna wiocha i sto lat za murzynami. Gdy ruski zamknął za sobą drzwi pokazała mu język, marszcząc śmiesznie nos.
Z odrazą właziła do zimnej wody, psiocząc po szwedzku pod nosem i klnąc na czym świat stoi. Musiała wszystko wykonywać bardzo wolno, bo żebra dalej dawały o sobie znać.

Facet nazywany Wołodią nie kłamał. Rzeczywiście zrobił kolację. Inge weszła do pomieszczenia wycierając sobie jeszcze włosy, które wilgotne tym bardziej się pofalowały i wyglądała, jakby miała o wiele większy rozgardiasz na głowie niż zwykle.
Siadając do stołu położyła ręcznik na siedzeniu krzesła obok. Miała zaczerwienioną buzię, która była w wyrazie nieco skołowana i naburmuszona. A może to ciągle ból odmalowywał się na jej twarzy?
Popatrzyła na talerz krytycznie. Kiełbasy nie lubiła, a herbata śmierdziała wódą. Pogrzebała widelcem po talerzu.
- Dobra, devushko… Bez ściem mi teraz. Od tego jak bardzo będziesz szczera będzie zależeć to czy wstawię się za tobą u mojego szefa, czy też nie. Wszystko w twoich rękach. Co tam robiłaś? Jaki interes chciałaś od starego Grinchenki?
Spojrzała na niego zaciekawiona. Źrenice jej się rozszerzyły i mógł w nich ujrzeć jakiś błysk. Może to była reakcja na słowo “szef”?
Inge poczuła dreszczyk emocji.
-Co to devushko?-Spróbowała powtórzyć dziwne słowo z podobnym akcentem co jej rozmówca.
Nagle rozluźniła się, jakby to, co miało dziś miejsce wcale się nie zdarzyło. Popatrzyła do kubka z niechęcią, ale po chwilowym wahaniu się upiła sporego łyką. Prawie wybałuszyła oczy, ale zmusiła się do połknięcia bez zakrztuszenia.
Skrzywiła się tylko trochę. Nie przepadała za mocnymi trunkami. Wolała zachowywać trzeźwość umysłu, ale w tej sytuacji, przy mocnym bólu ciała postanowiła się odrobinę znieczulić. Gorzej już być nie mogło. A nie, mogło. Mogli ją też zabić. Sytuacja wyglądała nieciekawie, więc postanowiła przestać się przejmować. Co miało być i tak będzie.
-KHM.-Odchrząknęła bardzo ostrożnie, żeby nie zrobić sobie nowej krzywdy. Popatrzyła ciekawsko na swojego rozmówcę.-Ty mi nie odpowiedziałeś w sumie na żadne pytanie.-W jej głosie nie było urazy.-Powiedziałeś, że mnie nie zabijesz, bo czemu miałbyś. Czy to znaczy że twój szef zamierza mnie dobić, chyba że odpowiem satysfakcjonująco na twoje pytania?-Spojrzała mu głęboko w oczy, jakby próbowała się w nich doszukać odpowiedzi. Uśmiechnęła się blado i wzruszyła ramionami. -A co ty na to, jeśli odpowiem ci, że i tak mi nie uwierzysz, choćbym się zarzekała, że to co powiem, to najprawdziwsza prawda?-Nabiła jakby nigdy nic na widelec ogórka i ugryzła duży kawał. Zachrupała głośno, patrząc na niego uważnie. Szukała wzrokiem na jego twarzy czegoś, co mogłoby zdradzić jego intencje.
Był brzydki i jak wszyscy ruscy miał coś takiego w rysach twarzy, co wskazywało na wielopokoleniowe zamiłowanie do wysokoprocentowych trunków. Jednak, mimo to wyglądał rzeczywiście na miłego faceta. Ale to mogły być tylko pozory.
Mężczyzna zastygł z wbitą na widelec kiełbasą w połowie drogi do swoich ust. Z ciężkim westchnięciem odłożył ją na talerz.
- Słuchaj devushko… To znaczy dziewczyno - poprawił się. - Ja nie lubię się bawić w te psychologiczne gierki. Nikt cię nie zabije, ani ja, ani tym bardziej mój szefu. Należę do Światła - powiedział w końcu, jakby to było od początku oczywiste. - Masz ciemny kryształ i nie jesteś zarejestrowana, to oczywiste. Trochę za bardzo się rozszalałaś tam na Ukrainie… ale nie ma takich przewin, których nie da się odpokutować. Jeno tutaj decyzyjny mój szefu w twoim przypadku będzie, a on dosyć ostro podchodzi do używania mocy na zwykłych ludziach. Jeśli więc chcesz, żebym się za tobą wstawił, musisz być ze mną szczera.
Westchnęła ciężko i natychmiast tego pożałowała. Skrzywiła się mocno i ręką sięgnęła w kierunku żeber. Tego też pożałowała, bo cały jej korpus był tkliwy i bolało jak cholera. Zagryzła wargi na chwilę. Gdy ból trochę zelżał, sięgnęła po kubek z herbatą i znów upiła sporego łyka.
Zaróżowiła się delikatnie na policzkach, a oczy zrobiły się delikatnie szkliste. Wódka powoli zaczynała działać. W żołądku poczuła rozlewające się ciepło.
-No… rzeczywiście…-Powiedziała powoli, szukając słów i zastanawiając się nad tym co się zadziało. Dała dupy po całości. Ale może dzięki temu jeszcze żyła? Gdyby tych ludzi tam od razu zabiła, Wołodia pewnie nie miałby dla niej litości, to pewne. Pewnie od razu zmiótłby ją z ziemi i nie zastanawiałby się ani chwili. Jej chwilowe nieogarnięcie było dla niej zbawienne. Oberwała i bolało, ale żyła.
Sprawa Grinchenki i biznesu jej ojca zeszła teraz na dalszy plan. To się teraz nie liczyło, ponieważ mogła zdziałać o wiele więcej. W TV od czasu do czasu słyszała o Świetle. Wielka organizacja, międzyświatowa, do walki o dobro ble, ble ble… Głupią mieli nazwę, ale tu przecież nie o to chodziło. Dzięki Światłu, jeśli tylko się postara, mogła zdziałać o wiele więcej…-rzeczywiście wykorzystałam swoją moc na tych ludziach-Przyznała się trochę niechętnie, po chwili milczenia.-Ale, na swoją obronę mam jedno - nie zabiłam ich-Popatrzyła mu prosto w oczy.-Moje intencje były dobre. Dobre dla ogółu!-Dodała bardzo pewnie siebie, marszcząc brwi i zaciskając obie ręce na kubku. Nachyliła się ostrożnie nad stołem.-Czytałeś kiedyś jakieś komiksy?-Spytała znienacka.-No wiesz...Batman, Iron Man? Spiderman? Znasz?-Spytała z nadzieją.-Dobzi goście. Z supermocami. No, Batman może nie, ale weźmy takiego Spidermana albo Wolverina, o na przykład. Goście robią wiele dobrego, ale ogół społeczeństwa uważa ich za złych, chociaż starają się pomagać bo mają nadnaturalne moce.-Wyjaśniła bardzo ogólnie.-Ja chciałam pomóc. Nie tym handlarzom, oczywiście. Ty jesteś rosjanin, może patrzysz na to inaczej. Ale szkoda mi Ukrainy. Tamten facet, no, Grinchenko handlował bronią!-Dodała z oburzeniem, ciągle patrząc się mu w oczy.- Wiesz ile niewinnych osób umrze przez niego?-Jej twarz jeszcze bardziej się zaróżowiła. Powoli oparła się o krzesło i popatrzyła w kubek.- Jestem pewna że i tak mi nie uwierzysz, że zrobiłam to w dobrej intencji.-Skrzywiła się.-No ale popatrz na mnie. Jestem niewysoką, chudą dziewczyną, komu ja się mogę postawić? Dostałam swoją moc nie prosząc się o to. Nie jestem zarejestrowana, bo się ukrywałam, to prawda. Ale nas, takich jak ty czy ja traktuje się gorzej. Jak zagrożenie. Myślisz, że to fajnie? Czuję się jak mutant z komiksów. Oskarżana o całe zło tego świata i traktowana jak obywatel drugiej kategorii. Wykluczona. Nie chcę tak żyć. Dlatego chciałam udowodnić, że mogę być jak superbohaterowie. Zrobić coś dobrego. Ale incognito, nie jako ja, ale zamaskowany bohater, którego prawdziwej twarzy nie zna nikt. Pojawia się i znika z nienacka, pomagając i ratując. Nie dopuścić do większego rozlewu krwi.-Na koniec ściszyła głos, dalej się smutno wpatrując w swój kubek.

Twarz mężczyzny była nieprzenikniona przez cały czas jej wypowiedzi. Kiedy skończyła on nie odpowiedział od razu, tylko spojrzał na zimne już resztki swojej porcji.
Westchnął ciężko i odstawił to na stół obok.
- Nie zamierzam negować twojej motywacji, bo jest ona skądinąd bardzo słuszna. Jednak nasz świat… Świat z Obdarzonymi nie jest czarno-biały. Nie stoimy ponad prawem. Chciałaś ukarać Grinchenkę… a jeśli on działał tylko na zlecenie kogoś wyżej? Na przykład prezydenta jakiegoś kraju? Jego też będziesz chciała… ukarać? A jeśli to jedyny sposób by wspomóc walczących o prawdę? Nie można uzurpować sobie prawa do wydawania takich decyzji. Tym bardziej przy pomocy twojej Mocy. To wpływa bardzo negatywnie na wizerunek innych Obdarzonych, którzy mogą z tego powodu ucierpieć. Jeśli chcesz walczyć ze złem… To w Świetle ci to umożliwimy. Co ty na to?
Gdy mówił, wzrok Inge oderwał się od kubka z herbatą i powędrował znów na twarz rozmówcy.
Przysłuchiwała mu się uważnie.
Jej wewnętrzne ja zarechotało cicho w jej głowie. Ten mały, złośliwy głosik, który zawsze jej podpowiadał najlepsze pomysły i namawiał do złego. Rosjanin połknął haczyk, ale musiała być teraz bardzo uważna. Ryba zawsze mogła się zerwać z wędki a wtedy ona sama wpadnie w niezłe szambo, z którego będzie jej bardzo trudno się wygrzebać, jeśli w ogóle.
Cicho przełknęła ślinę. W ustach został jej ostry smak alkoholu z czarną, niezbyt jej smakującą herbatą.
Zastanawiała się nad słowami mężczyzny. Była teraz o krok od podjęcia właściwej decyzji. Która z nich będzie dobra? Mogła się w tej chwili przemienić i spróbować uciec, ale była pewna, że jej próba zostanie szybko udaremniona.
Zanim odpowiedziała, musiała się zastanowić. Jej wzrok spoczął na talerzu, na którym kolacja wystygła. Co tu zrobić? Będzie musiała się bardzo pilnować. Jeśli zaś odmówi, na pewno spróbują wsadzić ją do więzienia, a ucieczka stamtąd mogła być trudniejsza, niż wymknięcie się ze Światła. Przecież widziała, że nie uwiążą jej na smyczy. Co najwyżej dadzą opiekuna, a jeśli nadarzy się okazja to spierdoli.
Kiwnęła powoli głową, znów kierując spojrzenie jasnobłękitnych oczu na interlokutora.
-Niech tak będzie.-Odparła cicho. Miała wrażenie przez drobną chwilę, że to nie ona wypowiedziała te słowa, a jej własny głos przez tę sekundę brzmiał całkiem obco. Uśmiechnęła się jednak delikatnie, jakby ufnie. Jej twarz nabrała miłego, kobiecego uroku, który był tak bardzo złudnym i nieprawdziwym obrazem jej osobowości.
 
Ravage jest offline