Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2017, 21:30   #13
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Szły powoli, nie bacząc na ruch i wrzawę. Ona ich nie obchodziła, była jedynie tłem. Zrobiły co należało, likwidując zagrożenie, które powstało przy wozach. Teraz musiały podążyć za rozkazami, a te prowadziły do zamku. Myśli jednak wirowały w głowie, gdy krok za krokiem zbliżały się do miejsca przeznaczenia. Gdzie był ten, który miał się objawić? Czy nie winien dać im znaku, gdy dotarły do miasta? A może leżał tam, za nimi, w kałuży krwi sączącej się z otwartej rany. Czy jego życie było jednym z tych, które odeszły tego dnia w niepamięć? Nie obchodziło ich to. Było jednak zadrą, która nie pozwalała w pełni wyciszyć umysłu.

W końcu dotarli, wprost w wir przygotowań. Mijające ich osoby nie przystawały, nie widziały potrzeby. Czekały więc póki nie wskazano im miejsca odpoczynku. Gdy to uczyniono, Decato oddała swój umysł we władanie Ciemności. Odpoczynek był wszak niezbędny by mogły zachować pełnię swej funkcjonalności. Oddech powoli zwalniał. Wdech wypełniał ich płuca wonią kamieni i kurzu. Wydech usuwał te wonie i oddawał z powrotem powietrzu wirującemu w pokoju. Kolejny wdech i wydech. Mrok wypełniający pomieszczenie zlał się z tym, który je tworzył. Ciemność wyszła mu na spotkanie, obejmując przyjaźnie. Powieki Decato opadły, wciąż jednak w uszach rozbrzmiewało echo pospiesznych kroków i słowa…
“ Taką dostajemy nagrodę... “

Pobudka ich nie zaskoczyła. Czerń czuwała wszak zawsze, nie ważne czy Decato czuwała z nią czy odpoczywała. Gdy więc kroki zatrzymały się przed drzwiami pokoju, powieki zostały uniesione by jasne spojrzenie mogło przywitać posłańca. W niedługi czas później, podążając za nakazami, znalazły się w miejscu, które dreszczami wypełniło ciało. Dreszcze te, przyjemne w swej bolesnej formie, były słodkim nektarem, z którego piły zachłannie. Morfa… Zmorfieńcy w klatkach. Nacisk na umysł, nacisk na ciało. Każde z tych wrażeń niosło ze sobą ukłucie rozkoszy, która zalewała falami umysł. Pamięć podsunęła wspomnienia…

Półmrok labolatorium i rozciągnięte na stole ciało dwuletniego chłopca. Rozczapierzone palce pozbawione paznokci. Krew skapywała na kamienną podłogę, gdy pomimo bólu, starał się wyrwać ręce z więzów. Gdy drapał powierzchnię stołu, pomimo tego, że nie miało to najmniejszego sensu. Jego oczy… Czarne jeziora na bladej, pokrytej potem twarzy.
Starał się coś powiedzieć, bełkotać swe dziecięce słowa. Patrzył na nie, gdy podchodziły. Coś pojawiło się w jego spojrzeniu, czego jednak nie zrozumiały. Umilkł na chwilę tylko po to by ponownie rozpocząć swą tyradę. Nie słuchały jednak, wyciszając ów dźwięk do ledwie wyłapywalnego szumu. Ich skupienie miało inny cel, ten sam, który miało ostrze w dłoni. Jego czubek dotknął skóry, zagłębił się w niej i zaczął sunąć. Wnętrze było bowiem tym co je interesowało, co interesowało stojącego obok Ewdemo. Spaczone wnętrze będące siedliskiem nieczystości. Nieczystości zaś należało likwidować.

Teraz czuły to samo lecz siła tego uczucia była niepomiernie większa. Czerń wypłynęła na wierzch, zachłannie chłonąc wszystko co je otaczało. Rosła w siłę z każdą mijaną klatką. Z każdym zmorfieńcem, na którego padło ich spojrzenie. W końcu jednak musiały się zatrzymać. Trito czekał na nie w celi, w której spoczywał mężczyzna. Miał dla nich zadanie…


Gdy zadanie zostało wypełnione, pozostawiło po sobie niesmak i pytania. Dlaczego kazano im zabezpieczyć skażonego? Powinny zagłębić nóż w jego, a nie swoim ciele. Przyjemne mrowienie, które płynęło z zadanej rany, współgrało z tym, które zostawił po sobie kontakt z Morfą.
Kim był ten skażony, że spotkał go taki los? Kimś ważnym, musiała w to wierzyć. Czy jednak plugastwo nie sprowadzało wszystkich do jednego poziomu? Do roli naczyń wypełnionych nieczystością? Czy nie istniały po to by takich naczyń się pozbywać? Pytania nie dawały im spokoju, gdy powolnym krokiem przemierzały lochy. Ciemność szczerzyła swe kły, drapiąc jątrzącą się ranę, jaką czyn, którego się dopuściła na rozkaz Trito, zostawił w ich wnętrzu. Mrok żądał krwi tego człowieka, żądał jego życia. Czuli go wciąż na sobie, jego posokę wymieszaną z jej. Dłoń lśniła szkarłatem gdy przystanęły i przysunęły ją do oka. Płatki nosa zadrżały gdy chłonęły ów zapach. Język wysunął się spomiędzy bladych warg by poznać jego smak. Jego i ich. Towarzyszyło temu uczucie, które znali. Zarówno Mrok jak i Czerń wyciągnęły do niego swe szpony by rozkoszować się przyjemnością. Decato czuła bowiem więź z tym człowiekiem. Posmakowały jego krwi, połączyły ją z ich własną. Jego życie należało do nich. Jego ból, poniżenie i strach. Nim opuszczą miasto, zabiorą co ich.

Zanim jednak zamek opuszczą, mieli do wykonania misję, z której powodu ruszyli dalej. Zamek krył w sobie wiele korytarzy, zaułków, sal i komnat. Decato interesowały głównie te miejsca, które były najstarsze. Powolnym krokiem przemierzali lochy, wypatrując miejsc, które mogły kryć w sobie tajne przejścia. Ciemność wypełniała ich umysł, dzięki czemu skupieni w pełni na swym zadaniu, dostrzegali wszystko to, co zdawało się inne, nie pasujące do miejsca. Nie uszli jednak daleko, gdy nadeszło wezwanie. Zatrzymali się więc i zawrócili ze swej drogi. Misja ta nie była bowiem jedyną i czas wyraźnie nadszedł by zmierzyć się z kolejną.
Na pytanie, które zadali mijając jednego z braci, uzyskali odpowiedź zawierającą w sobie wskazówki jak dotrzeć do wirydarza. Była to krótka przerwa, w trakcie której pozwoliły by świat zewnętrzny dotarł do ich umysłu w takiej formie, w jakiej istniał dla innych. Zaraz jednak oddały się we władanie Mroku. To był niejako ich naturalny stan. Wrażenia były w nim czystsze, wyraźniejsze. Nie miało znaczenia nic, co istotne nie było. Dzięki temu mogli reagować lepiej, szybciej i skuteczniej. Dzięki temu nic ich nie rozpraszało. To, że dla tych, którzy spoglądali na nich, sprawiali wrażenie powolnych i słabych, działało jedynie na korzyść. Podobno żmija, która pławi się w słońcu, także nie sprawia wrażenia niebezpiecznej. Do czasu… Oni pławili się w Ciemności, otoczeni Mrokiem.

Nie powinno zatem dziwić, gdy wychodząc na wirydarz, ich oblicze zdradzało niechęć. Nie lubili słońca. Jego promienie dawały złudne wrażenie bezpieczeństwa, podczas gdy mrok pozbawiony był owego fałszu. Wezwanie zmusiło ich jednak by zmierzyć się z ową niechęcią i walkę tą wygrali. Oblicze na powrót stało się maską uważnego spokoju, w której jedynym żywym i aktywnym elementem, było oko. Zawsze czujne, zawsze błądzące po otoczeniu, nigdy nie ufające.


Wirydarz zaskakiwał. W miejscu, gdzie słońce paliło ciało a ziemia była jedynie wyschniętą, popękaną skorupą, zakonny ogród był niczym oaza pośrodku pustyni. Tchnął życiem. Drzewa pełne owoców dawały przyjemny cień. W sztucznych kanałach szemrała woda. Powietrze było przyjemnie chłodne i wilgotne. Wkrótce nadszedł przekaz, a wraz z nim stwierdzenie.

Rozejrzeli się. Nie zauważyli czerwonego płaszcza Trito.
- Zauważyli - odpowiedzieli na pytanie zawarte w przekazie. Był on prosty i klarowny. Trito wiedział co wyczuli dotykając krwi człowieka. Nie dziwiło ich to.
Pomimo wyglądu wirydarza, wciąż czuli się w nim źle. Z tego też powodu, jako że nie padł nakaz by tego nie robić, poszukali cienia i w jego kierunku skierowali swe kroki. Byli też ciekawi gdzie Trito przebywa, jednak nie na tyle by zadać pytanie. Pytanie jednak zadali, aczkolwiek nie tyczyło się ono miejsca pobytu brata, a człowieka, na którym kazano im wymalować ochronną runę.
- Dlaczego?

Przez jakiś czas trwała cisza. Przez chwilę pomyśleli, że nie dosłyszał ich pytania. Lecz wtedy usłyszeli odpowiedź, a raczej pytanie.

- Oczyszczenie - odpowiedzieli z wiarą. Byli jednak zdziwieni. Dlaczego pytał ich o taką oczywistość jaką był cel zakonu? Czyżby Trito sądził, że go nie znają? Czyżby ich sprawdzał? Bo w to, że wiedza ta uleciała z jego umysłu, wątpili. Zastanawiali się też jaki ów przekaz związek miał z ich pytaniem. Czyżby owe naczynie wypełnione plugastwem miało jakieś znaczenie dla celów zakonu? Nie widzieli takiego, byli jednak młodzi, wciąż się uczyli. Czekali zatem cierpliwie na naukę, która nadejść miała.

Akceptacja. Potwierdzenie. Usłyszeli kroki. Szuranie obuwia o kamienie. Wśród zieleni mignęła im czerwień. Nauka nadeszła, a oni poświęcili chwilę by nad nią pomyśleć. Uważali oczyszczanie za coś, co należało robić osobiście. Czerpali z tego radość, siłę i przyjemność. Czyżby zaślepiły je na tyle, że nie dostrzegali innych dróg do osiągnięcia celu? Być może. Być może widok bólu i przerażenia był dla nich na tyle kuszący, że nie chcieli widzieć innych opcji. Trito miał rację, wskazując im błąd w postrzeganiu ich misji. Nie wiedzieli jednak czy sami sięgnęli by do szczucia splugawionych. Bo kogóż innego mógł mieć na myśli przekazując im obraz warczących na siebie zwierząt, zagryzających jeden drugiego?
Musieli nad tym pomyśleć dłużej, lecz nie teraz. Czas nadejdzie.

Skupili się ponownie na Trito i jego szacie, która poruszała się wśród zieleni. Pochylili lekko głowę, dziękując za naukę.
- Wysyła - potwierdzili, w odpowiedzi na pytanie o wsparcie. - Wyruszy za dwa tygodnie - dodali, wypowiadając kolejne słowa. Ich głos był cichy, jednak byli pewni, że Trito ich usłyszy. Wyraźnie nie mieli co liczyć na kolejne informacje odnośnie splugawionego. Umysł wyższego stopniem brata zwrócił się bowiem ku ważniejszym kwestiom. Musieli czekać, lub samym zdobyć informacje, których pożądali. Zanim jednak mieli się zająć tym zadaniem, nadszedł kolejny przekaz, który wtargnął do ich umysłu.
Złość. Irytacja. Rozczarowanie. Poza tą emanacją uczuć nie usłyszeli odpowiedzi. To była odpowiedź.

~ W południe przyjdź. Przemyślę.

Zobaczyli Trito. Kaczkowatym, powolnym chodem oddalał się, by po chwili wyjść z wirydarza i zniknąć w Zamku.
Oni stali jeszcze chwilę, spoglądając w miejsce, w którym zniknął. Południe. Ponowne spotkanie ustalił na czas, który dawał im pewną swobodę by skupić się na głównej misji. Ona bowiem liczyła się przede wszystkim. Z niechęcią spojrzeli na palące słońce. Ciemność i Mrok wysunęli swe macki by zlać się z cieniem, w którym stali. Uspokajali emocje, które targały ciałem. Tyle pytań tłukło się w ich myślach. Odrzucili je jednak, gdyż to nie był dobry czas. Wiedzieli co mają robić i rzec, gdy padną pytania. Wiedzieli także, że ich następne kroki ponownie skierują ich ku najstarszym częściom zamku, gdzie spędzą godziny dzielące ich od kolejnego wezwania. Jeżeli przy okazji uda się im zyskać wiedzę o Splugawionym, jaką to nazwę nadali człowiekowi którego krew smakowali, będzie to dla nich dodatkowa nagroda za wypełnianie woli Proto. Woli, której wypełniać nie mogli stojąc w cieniu drzewa. Nasunęli więc głębiej kaptur szaty i opuścili wirydarz.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline