Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2017, 02:58   #521
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Plan Plamy miał szansę powodzenia - Nixowi się spodobał, przynajmniej częściowo. Już coś było, światełko w tunelu zamiast samej czerni. Mogło się udać przeciągnąć pobyt obu Pazurów w mieście te parę tygodni, a może nawet miesięcy. Emily odprowadzała wzrokiem najemnika i gangerkę aż do momentu w którym stanęli przed Rewersem i Chebańczykami. Wtedy dopiero odwróciła głowę. Denerwowała się, pociły się jej dłonie, a serce łomotało wściekle - minusy bycia żywym. Martwi nie musieli się niczego bać.
- Zobaczę co z tymi złamasami - mruknęła do Boomer i szybkim krokiem udała się do vana. Wlazła przez szoferkę, pokonała przednie siedzenia, włażąc na oparcie tego kierowcy. Przysiadła na nim w kuckach, opierając dłonie o krawędź między stopami. Opuściła głowę, pozwalając żeby włosy opadły swobodnie po obu jej stronach, zasłaniając częściowo twarz i w takiej pozycji potarganej wrony wgapiała się bez mrugania w powalonych Runnerów, zaczynając od Paula, poprzez Taylora i na końcu Latynosa. Chroniona pancerzem z kości pierś nie poruszała się i było możliwe, że nożowniczka nie oddycha.

Głowy wewnątrz pojazdu uniosły się w górę słysząc sprężyny siedzień i ruch pakującej się na nie i przez nie czarnej sylwetki obleczoną w czerń. Głowy i twarze popatrzyły na nią potem na siebie nawzajem zdziwione co zaierza zrobić ta sylwetka a w końcu znieruchomiały na chwilę gdy i sylwetka zawieszona na oparciu siedzeń zasępiła się sępiąc się na nich. Wtedy popatrzyli na siebie jeszcze raz i wydawali się być niepewni czy nawet zaniepokojeni tym dziwnym zachowaniem szamanki.

- Ej Czacha, wszystko gra? - zapytał w końcu Paul dość niepewnym głosem a Hektor też zamarł w zaniepokojonym oczekiwaniu. Taylor tylko pewnie widział świat do góry nogami bo musiał tak pod kątem patrzeć by móc cokolwiek zobaczyć. Wszyscy chyba próbowali rozgryźć o co chodzi.

Szamanka zmrużyła oczy, skupiając milczącą uwagę na zmianę na gadających Bliźniakach, żeby znowu zahaczyć o łysego i wrócić do pierwszej dwójki. Zabandażowane łapy ścisnęły mocniej oparcie, gdy kobieta przechyliła głowę pod karkołomnym kątem aż zachrupotały kręgi. Szybko omiotła wzrokiem wnętrze vana, zatrzymując się na pogrążonych w mroku ścianach na drugim końcu, Mruknęła coś pod nosem, wyprostowała szyję i kiwnęła przytakująco.
- Piździ - mruknęła i po tym prostym stwierdzeniu wreszcie się uśmiechnęła. Krzywo, ale jednak zmieniła wyraz pyska na bardziej przyjazny - Sprawdzam co z wami, złamasami - dźgnęła brodą przez puste powietrze parkę gangerów i dokończyła identycznym ruchem w stronę Pitbulla - I tobą, Żywym. Trzeba wam czegoś? Wódy, żarcia, szlugów?

- Aha, bo tak kurwa wyglądałaś przez moment jakby coś ci odjebało. - kiwnął głową Paul trochę jakby spokojniejszym głosem patrzył jednak nadal na szamankę zadzierając swoją podgoloną głowę do góry.

- No w sumie to zeżarłbym coś. Ale wóda też może być. Masz coś? - Latynos był bardziej konkretny i zainteresowany bardziej przyziemnymi sprawami.

- Zostań i zajaraj z nami. - powiedziała łysa głowa leżąca na środku podłogi vana gdy Taylor opuścił głowę z powrotem do zdecydowanie wygodniejszej dla siebie pozycji choć teraz niezbyt mógł patrzeć na Czachę a bardziej na sufit nad sobą.

- A czy ja gdzieś kiedykolwiek twierdziłam, że jestem normalna? Ale nie dygaj, mnie ma lipy. Jak się zacznę nazywać nie wiem… jakiś Hektor, to wtedy znak że mi odjebało i lepiej uciekaj żeby ci kutas nie usechł - szamanka wyszczerzyła się szeroko, zeskakując na podłogę i tam dalej uskuteczniając detroicki przykuc. Zza pazuchy wyciągnęła piersiówkę i nie mrugając wcisnęła ją Latynosowi.
- Masz, pij… tylko wszystkiego kurwiu nie wydój - poczochrała czarnowłosy łeb dziwnie matczynym ruchem, głos też był wolny od zimniejszych dźwięków. Na koniec jakby ją zamurowało. Znieruchomiała i tylko szyja obróciła potargany łeb twarzą do łysego mięśniaka o którym słyszała od Lenina niejedna historię.
- Jasne - powiedziała i to ją odblokowało. Przeszurała się do niego, podpierając rękami i zawisła nad nim, przyglądając się uważnie.
- Jak jaramy to trzeba cię posadzić. Ciuchy se sfajczysz jak żar ci spadnie na klatę, a te dwa złamasowe kaleczniaki mogą nie zdążyć… no nie - zadumała się cicho, ale zaraz wzruszyła ramionami. Nie wpierdoli jej, nie miał jak. Przed słownymi pojazdami się obroni… a w przyszłości zawsze może go unikać. Przysiadła na kolana i wyciągnęła ręce, jedną wsuwając leżącemu na plecach gangerowi pod kolana, drugą ostrożnie wciskając pod barki. Sapiąc przez nos i udając że wcale nie jest jej ciężko, przemodelowała leżącego na siedzącego, ostrożnie opierając jego plecy o ścianę wozu. Dopiero wtedy sapnęła, odpaliła dwa fajki i jednego wetknęła mu w gębę. Bez rąk sam by sobie z tym nie poradził, a Bliźniaki mieli wódkę. Może nie będą komentować.

- O! Śliweczka. - mruknął odkrywczo Hektor ze znastwem odlręcaąc buteleczkę jak tylko się do niej zdołał wyszczerzyć nawet chyba bardziej niż do darczyńcy. Potem bez ceregieli przechylił piersiówkę i tylko grdyka mu chodziła.

- Jemu kutas usechł i odpadł już dawno. Właściwie to odmarzł i usechł jak czekał aż mu Brzytewka loda zrobi. - Paul doskonale wiedział jak zmusić kumpla do odessania sie od szkła. Ten zareagował od razu trzepiąc sprawna ręką w ramie Paula.

- Nie słuchaj go Czacha to on jak na złamasa przystało latał z gołą fujarą czekając na obciąg od Brzytewki i to jemu wymroziło tam wszystko w środku. - Hektor od razu wskazał prawdziwego winowajcę ale wskazał go dla siebie niefortunnie bo trzymaną piersiówką. Ten tylko czekał na ten ruch i po chwili nerwowego szarpania wyrwał wreszcie mu butelkę z trunkiem.

- Nie bój nic. - Taylor w tym czasie milczał uparcie podczas operacji zmieniania płaszczyzny położenia a, że ani nie był drobny ani lekki to nie było to takie łatwe dla nich obojga. Pitbull też próbował ile się dało postawić się do pionu więc było lżej niż z bezwładnym ciałem.

- Dobra wy mi kurwa powiedźcie skąd ja mam jej buty wytrzasnąć na tym zadupiu? No ja pierdolę co jak co ale Guido czasami jest wrednym chujem. No kurwa nie mógł jej napuścić na coś innego? Coś co kurwa da się tu znaleźć? - jęknął nagle niezadowolony głosem białasowy Bliźniak kładąc sobie butelkę na piersi. Gdy jednak zadał na końcu pytanie rozłożył ręce na bok i ta znalazła się w zasięgu latynoskich rąk które skorzystały z okazji.

- Jaki pantofel! - wyszczerzył sie ze złośliwej radości Latynos błyskając białymi zębami. - Ledwo się z nią polizałeś i już robi z tobą co chce. -prychnął z wyższością ciemnoskóry Bliźniak łykając łyka z butelki.

- Odpierdol się od Guido. Nic jej nie musisz dawać jeśli nie chcesz. A jak chcesz to kombinuj skoro to twoja focza. - warknął Taylor wydmuchując chmurę siwego dymu z odpalonej przez Czachę fajki.

- Kombinuj? Widziałeś kurwa te patrzałki co jej dał? Wiesz jakie trzeba by znaleźć buty by kurwa to przebić? No kurwa pojebało bardziej nie wiem ją czy jego. - Paul wylewał swoje żale przy okazji jednoręcznie zaczynając proces odpalania fajki.

- Zajebiste. - Hektor bez żenady załyczył z butelki i nie zapomniał dobić kumpla w jego męce.

- Odpierdol się od Guido. Bo ci jebnę. - Taylor tym razem spojrzał na leżącego Bliźniaka i spojrzał groźnym i agresywnym spojrzeniem jakby miał obie ręce nagle sprawne.

- Dobra, dobra. Po prostu przesadził. U nas coś bym w jeden czy dwa dni coś skombinował a w tydzień to na wypasie. Ale tu? - Paul wzruszył ramionami a właściwie jednym i wskazał ze zniechęceniem głową na teren za otwartymi drzwiami przy jakich leżał.

- Weź się sklej bo pierdzisz aż się na rzyganie zbiera. Jaki kurwa pantofel? Pantofla to masz zamiast mózgu, złamasie. Takiś cwaniak, to czemu do tej pory nie wpakowałeś rudej kutasa w te gadające usta? - nożowniczka warknęła do Latynosa, szczerząc przy tym agresywnie zęby. Splunęła przez otwarte drzwi - Nie sztuka wyrwać dupę na raz, każdy frajer to potrafi. Podbijasz, stawiasz drina, zaczynasz bajerę. Nawijasz, żartujesz, macasz i jak dupa urobiona to ją wyciągasz z gaci i posuwasz. Wielka kurwa mecyja, wyzwanie na poziomie obrobienia starego proboszcza bez obu łap. Zaruchać, poszpanić jakim to się nie jest zajebistym lowelasem… a potem wrócić do pustego, zimnego domu i patrzeć na martwe ściany. Gryźć ciszę, zapijać samotność. Udawać, że niczego nam nie brakuje, jest zajebiście. Królowie życia tańczący na zgliszczach, władcy cieni i mrozu zalegających po kątach. Skorupy wypełnione popiołem - machnęła lekceważąco ręką z papierosem - Są dupy i są focze. Dla pierwszych szkoda zachodu, są warte tego żeby tylko je wyjebać i wyjebać z życia. Puste, łatwe, przygłupie. Ale te drugie… frajerstwem jest taką puścić samopas. Dać się wyślizgnąć z rąk. To jest dopiero wyzwanie, zatrzymać ją przy sobie - spojrzała na Paula i uśmiechnęła się jak człowiek - Nie jest głupia, ogarnie że ciężko tu wykołować buty na wypasie. Nie będzie ci smędzić o nie co pięć minut i robić pretensji. W chuj ciężko coś ogarnąć, jak dookoła Żywi plują do siebie ołowiem. Poczeka, jest mądra. Chcesz jej dać coś na wypasie, specjalnego i tylko dla niej? Żeby poczuła się wyjątkowa i zajebista? - wycelowała fajkiem w Białasa ciągle się uśmiechając. Zaciągnęła się, przeciągając ciszę i powoli wypuściła chmurę siwego dymu prosto w jego stronę.
- Guido ma gest, polot i fantazję. Zamiast stękać, bierz z niego przykład a za tobą też będzie latać ogonek panienek. Co ty, do chuja Stanleya, nie umiesz sam ruszyć łbem? To jest focza - zrobiła wymowną przerwę i równie wymowne spojrzenie mu posłała - Focza, Paul. Widziałeś jaka jest. Mało mówi, brak jej niepotrzebnie wiary w siebie. Wyciągnij ją gdzieś. Do baru na drinka, na spacer. Siedzimy na kurweskim zadupiu, nie w Det i co z tego? Każda dziura ma plusy i minusy. Co tu mamy prócz kwadratury smętnego chuja? - spytała i nie czekając na odpowiedź, posadziła cztery litery na podłodze, wyciągając przed siebie nogi - Mamy miejscowych buraków, którzy sami muszą się oporządzać. Czego nie kupią, robią sami. Nie masz jak dorwać butów na wypasie, poszukaj kogoś, kto je zrobi. Na wymiar, niepowtarzalne. Jedyne w swoim rodzaju, jak Boomer - podniosła się do przysiadu. Z dziwną miną rozejrzała się gangerach i wymruczała coś niezrozumiałego pod nosem, łypiąc spode łba na pusty kąt vana. Zmrużyła oczy, przechyliła głowę i nią pokiwała.
- Tak… no tak… macie rację - sięgnęła za pazuchę i przeskoczyła do Bliźniaków, wciskając im w łapy po niewielkim, ostrym nożu. - Racja… to Żywi - gadała do siebie, zbliżając się do Taylora. Jemu kawałek metalu wetknęła w kieszeń kurtki i poklepała żeby lepiej leżało.
- Macie… bo ten… jak się choruje to fajnie coś dostać, żeby się humor poprawił i lepiej zrobiło. - wyjaśniła pokrętną logikę działań. - Dajcie tą flachę, nie jesteście sami - ofuknęła na koniec parę bliźniaków.

Paul który z wszystkich trzech przytomnych Runnerów miał chyba najbardziej skwaszony humor zachichotał ze złośliwej uciechy gdy usłyszał przytyk Czachy do słów Latynosa. Ten zaś w tym momencie miał bardzo mało inteligentną minę gdy nie znalazł od razu gotowej riposty do słów szamanki.
Potem jednak przykuła ich uwagę. Zasępili się nawet, paląc skręty i słuchając słów o samotności i popiele. Nikt z nich się nie odezwał gdy w milczeniu trawili jej słowa. Klimat rozmowy zrobił się jakby parę kilo cięższy i nawet Bliźniacy niezbyt kwapili sie by się odezwać czy odpysknąć coś jak to mieli w zwyczaju.
Białas za to wydawał się nabierać nadziei i otuchy gdy słuchał pomysłu czarnowłosej, świeżo upieczonej gangerki i jej opinii o Boomer. Kiwał głową z zaangażowaniem i niedbale za to mocno pociągał kolejne buchy z fajka. Oczka mu gdzieś zaczęły błądzić gdy pewnie już główkował nad opcjami jaki wskazała mu szamanka.

- O kurwa Czacha ale zajebisty! - Hektorowi i Paulowi zresztą też aż oczka zaświeciły gdy otrzymali noże w prezencie. Szczerzyli się i cieszyli jak mali chłopcy na święta z prezentów pod choinkę. Wypróbowali kilka cięć machnięć w powietrzu, zważyli w dłoniach i tam już zostały gdy obydwaj zaczęli się nimi z lubością bawić, stukać o podłogę czy nadziewać na nie biegające insekty.

- Dzięki Czacha. Równa z ciebie laska. - mruknął Taylor bardziej stonowanym głosem i spojrzeniem niż młodsi Bliźniacy ale też wydawał się być zadowolony. Choć zapakowanie prezentu dobitnie pokazywało jego bezwładność to jednak zniósł to mężnie koncentrując się na pozytywach tej sytuacji.

- Ej czekaj, nie myśl, że gadasz z jakimiś złamasami! - Hektor ożywił się i zaczął grzebać gdzieś po kieszeniach. Paul chyba w lot zrozumiał intencję kumpla bo zaczął coś ściągać sobie z szyi.
- Weź. Tak na szczęście i w ogolę. - powiedział białasowi Bliźniak podając jakiś wisiorek na sznurku czy rzemyku.

- No dokładnie. Nóż za nóż. Jesteś juz teraz Runnerem więc dobrze zacząć od nowego noża. - powiedział Latynos wyciągając jakiś panterkowaty przedmiot w dłoni.
Przedmiot okazał się składanym nożem o dość krótkim ostrzu które za to można było pewnie dość dobrze próbować ukryć w dłoni i dźgać przeciwnika z zaskoczenia.

- I jak idzie na noże to dobrze zawrzeć więzy krwi nie? Jak jeden za wszystkich to wszyscy za jednego, nie? - zapytał Latynos patrząc na pozostałą trójkę ale głównie czarnowłosą kobietę. Trzymał prezent od niej tak, że ostrze zamykał w swojej dłoni gotowy do tradycyjnego zawarcia braterstwa krwi. Paul pokiwał głową na znak zgody i też czekał na reakcję szamanki.

W jednej chwili San Marino przestała się szczerzyć, zeszło z niej powietrze. Nie musieli jej nic dawać, przecież byli Żywi i chorzy. To ona powinna się nimi zajmować, jak zajmowała się Duchami. Opiekun obu stron.
- To dla Mówcy? Mówca jest równa laska?- spytała niepewnie, bez buty i zwyczajowej złośliwości. Patrzyła zdezorientowana na trzymane w dłoniach przedmioty i kręciła głową. Wisiorek, nóż... czaszka i ostrze, nie dało się chyba znaleźć niczego bardziej pasującego do kobiety w czerni. Ważyła oba prezenty, przełykając zmaterializowany nagle w gardle okruch zimnego szkła. Zacisnęła szczęki, parsknęła i zarzuciła czerepem, a długie włosy zatańczy dookoła niego.
- Dla Mówcy? - powtórzyła, cofając się rakiem o krok do tyłu i gapiąc się uważnie to na podarki, to na darczyńców. Szukała szwindla, zagubiona i zdezorientowana, ale w ich minach go nie znalazła. byli poważni.
- Dla Mówcy - powtórzyła raz jeszcze, tym razem pewniej, przełamując zaskoczenie i niedowierzanie. Szybko założyła wisiorek na szyję i machnęła prawym nadgarstkiem. Panterkowe ostrze zniknęło, a ona nadrobiła straconą odległość. Machnęła ręką po raz drugi, chwytając niewielki nóż końcami palców.
- Dziękuję - powiedziała szczerze, opuszczając wzrok i kręciła karkiem to w lewo to w prawo, obserwując oba przedmioty pod różnymi kątami. Uśmiechała się coraz szerzej, jak mała dziewczyna której dobry wujek dał wymarzoną lalkę.
- To was też już nie mogę straszyć - powiedziała, ale nie wydawała się jakoś specjalnie zawiedziona. W końcu przytaknęła i pomagając sobie zębami pozbyła się bandażowanej rękawiczki z prawej dłoni. Odwijała kolejne warstwy aż została sama skóra, biała, śliska i pełna cienkich blizn tworzących gęstą sieć. Od niej odcinała się ciemną czerwienią pręga na nadgarstku. Stary ślad po dartym kajdanami do mięsa ciele.
- Jedna krew - odpowiedziała, nacinając wnętrze dłoni.

- Jedna krew. - powiedział najpierw jeden potem drugi z Bliźniaków przecinając kolejno swoje dłonie tym samym ostrzem. Potem chłopaki wyciągnęli i spletli swoje krwawiące dłonie z dłonią i krwią szamanki. Chwilę patrzyli na siebie we trojkę dziwnie uniesieni tą chwilą aż w końcu dłonie i krew rozdzieliły się. Ale w końcu już zawarli ze sobą przymierze.

- To jeszcze kurtka i dziara. O kurtkę się nie bój, jakąś ci załatwimy. Ale dziara… - Hektor ponaglająco spojrzał na Tweety i ta zaczęła szperać coś przy desce rozdzielczej jakby czegoś szukała.

- No u nas najlepiej dziarał Kev ale już go nie ma. Widziałaś tą czachę na dłoni Brzytewki? To jego ostatnia dziara. Ledwo ją zrobił i go załatwili. No to wyjątkowa te dziara Brzytewki bo taka specjalna, pamiątkowa. No ale teraz trochę chujowo z dziaraniem. - Paul zwierzył się siostrze krwi jak to jest z tym tatuowaniem w ich bandzie.

- Aha a ten kosior to jest dla ciebie a nie jakiegoś palanta. Jakby ktoś chciał ci zabrać to daj znać to się skroi frajera. - Latynos nawiązał do słów szamanki gdy upewniała się czy te prezenty są dla niej.

- I pewnie, że jesteś równa laska. Byłaś ze mną tam na dachu po Boomer. Bez ciebie to nie wiem. Może by mi się udało ale może byśmy się tam postrzelali. Mogło być chujowo. - Paul przyjął od Tweety chusteczki i jedną podał Hektorowi a drugą Czaszce.

- No i ze mną w tamtym podjaranym kurwidołku. Jakby nie chodziło o starego Brzytewki to chuja bym tam właził. Plakatowy chce strugać rycerzyka niech zasuwa ale głupich nie ma. No ale jak o starego Brzytewki no to wiesz, trochę i jakby nas stary nie? No to poszłem. Ale zajebiście, że też tam byłaś bo tego dupka to chyba bym tam trzasnął i zostawił. A tak mnie kosa tam swędziała… - Hektor beztrosko zwierzał ze swoich wspomnień dalej nie ustając w gnębieniu Nixa chociaż słownym jeśli nie siłowym.

- A właśnie, powiedz Czacha ty z tym plakatowym to tak serio? Wiesz no żal ci się go zrobiło by go Guido nie skasował to spoko ale teraz już po to możesz go spławić. Będzie się stawiał czy coś ci tam brąchał to się go usadzi albo usadzi na amen. Wiesz,do zrobienia jest sprawa. - Paul gdy temat zszedł na Nixa który chyba stawał się dla Bliźniaków kimś w rodzaju wroga rasowego też zaproponował dogodne dla Czachy rozwiązanie nixowego problemu.

- A ty cwaniaczku to z tą Boomer to na serio? - Hektor wykorzystał moment by uderzyć z bliźniakowego rywala znienacka. - Te buty i w ogóle. I w sumie to sam się sfrajerowałeś bo ty wyskoczyłeś z tymi butami dla niej. Trzeba było udać głupiego, że nie kumasz czaczy to miałbyś święty kurwa spokój. - Latynos wyszczerzył się ze złośliwej radochy obserwując jak Paul najwyraźniej został trafiony tym atakiem celnie bo skrzywił się, wzruszył ramionami i uciekł spojrzeniem gdzieś w bok poza otwarte drzwi vana.

- Jak na wymiar to San ma rację. Mógłbym spróbować pogadać z Claire. Ta co czasem Custer coś od niej brał. Ona gdzieś tu powinna być chyba i może mogłaby to zrobić. - białasowy Runner zaczął mówić w ogóle z innej mańki choć nadal spoglądał gdzieś za otwarte drzwi.

- Claire? Mówisz o lasce której wleźliśmy się do domu, porwaliśmy na Wsypę i obrobiliśmy syneczka? Tak na pewno chętnie będzie robić z nami interesy. - Taylor wtrącił się do rozmowy i jego słowa wywołały bezgłośnie “ała” u Bliźniaków gdy uświadomili sobie jakie relacje łączą ich ze wspomnianą przez Paula kobietą.

San Marino parsknęła złym śmiechem, siedząc w kucki i bujając się na piętach.
- O zjarany dach też może mieć stara prukwa wąty. Niewdzięczność ludzka… ten ich kurnik i tak się nadawał do remontu. Ściany pękały, a sufit nad kuchnią przeciekał. Gdy padało musieli podstawiać miednicę, żeby woda się nie zbierała na podłodze. Niby naprawiali, ale i tak chuja dawało. Ogarnęli jeden przeciek, pojawiał się kolejny i tak w kółko - ścisnęła szmatkę w dłoni, tamując krwawienie i patrzyła przed siebie pustym, nieobecnym wzrokiem - Zimą przez nieszczelne okna gwizdał wiatr, nocą robiło się zimno, czasem herbata zamarzała w szklankach. Przy siarczystych mrozach spali wszyscy w kuchni - drgnęła jakby przeszył ją prąd. Zamrugała, wracając z przeszłości do teraźniejszości i wzruszyła ramionami - Brian mi pokazał. Tam pod komendą przykleiłam jego Ducha do siebie, na wszelki wypadek. Dostał tak koncertowy wpierdol, że o mało nie zszedł, więc nie było w tym nic trudnego. Widziałam was, cienie wyskakujące z mroku nocy. Ogień, łódkę i ciemność po zastrzyku. Las, mgłę i wyłaniające się z niej pnie drzew. Walkę, rozbłyski luf wśród liści, ucieczkę. No trochę lipne podwaliny pod najbliższe układy - pokiwała poważnie do nie mniej poważnych słów Pitbulla. Ciężko się robiło interesy w podobnym zestawie całkiem świeżych przewin i pretensji wszelakich.
- Ale gdzie diabeł nie może, tam babę pośle - wyszczerzyła się radośnie do Białasa, odbierając mu flaszkę - Macie teraz Mówcę, a Mówca miał pracowity dzień. Śniący pamiętają część połączenia, bo biorąc coś samemu również musimy coś dać. Dalton widział jak budziłam tego gnojka, gnojek chciał wrócić, to co go miałam na siłę trzymać? I tak do tej pory łeb mi pęka od połączenia. - prychnęła i pociągnęła porządnie aż zabulgotało w przełyku. O fakcie ustawki z Daltonem na wódkę nie wspominała żeby się nie denerwowali - Jak się uspokoi podbiję i zagadam o te buty, zobaczymy co powiedzą i ile zaśpiewają jako zapłatę… i tak, kurwa, ze Ślicznym to na poważnie - łypnęła na obu braci spode łba - Nie trzeba go spławiać, usadzać, ani mu robić wypadku. Teraz to moja dupa, nie jest taki zły. Miły… dał kartkę i chciał żebym do niego pisała. Listy, na papierze… słowa z literek. Widział ogień, pokazałam mu przeszłość i drugą stronę. Świat Popiołu. Widział… co przejście robi z Mówcą i nie uciekł. Bał się, ale nie uciekł. Prawie wszyscy uciekają, a on został. Chce być, dzielić koszmar. Pomóc żyć z klątwą- pokręciła głową ciągle nie mogąc uwierzyć w podobny absurd.
Znowu wzruszyła ramionami, otrząsający się z ponurych rozmyślań.
- No widziałam co Brzytewka ma na łapie, zajebista robota - odpowiedziała już zwyczajowym tonem, szczerząc się wrednie - Spoko, gdybyście nie byli takimi złamasami to sami byście się cięli, a tak kurwa pykło jak pykło. I dobrze - uśmiechnęła się, podnosząc zakrwawioną rękę - Przyda wam się w okolicy ktoś myślący, z fantazją i polotem, do tego ociekający zajebistością jak uda małolaty przed pierwszym rżnięciem. Dobrze, że wyskoczył z tymi butami. Buty dobra rzecz. Każda laska lubi buty i nigdy nie ma ich za mało - zarechotała, przetaczając się pod łysego i wymownie zakołysała flaszką, patrząc mu prosto w twarz.

Obydwaj Bliźniacy zamilkli gdy mówiła o swoim obcowaniu z duchami i wiedzy jaką miała dzięki nim. Popatrzyli to na nią to na siebie z mieszaniną rezerwy i niepewności. Ale skoro gadali z trzecią Bliźniaczką to słuchali i kiwali głowami. - Widzisz takie rzeczy? No to szacun. - mruknął w końcu Hektor komentując jej dar.

- No właśnie. W ogóle to właściwie powinni nam jakieś dziękuje chociaż powiedzieć za tą rozbiórkę czy co no a nie zawsze co zrobisz to pretensja. - Paul zaczął odzyskiwać rezon i dąsał się trochę przesadnie i na pokaz jak to obydwaj często robili gdy z czegoś lub kogoś sobie żartowali.

- No, no a jak cię ten plakatowy zacznie wkurzać a na pewno zacznie bo jest plakatowy to gdzie tu z normalnymi ludźmi wytrzymać i to zwłaszcza tak miłymi i sympatycznymi jak my to wiesz, nie cykaj się tylko przyjdź i powiedz to wiesz, coś tam się wymyśli jak go usadzić na odpowiednie miejsce. - Latynos też nie był do końca przekonany o zaletach czy choćby przewagi zalet nad wadami Nixa więc chociaż starał się urobić grunt pod przyszłe wypadki jakie mogłyby się mu przytrafić gdyby Czacha zmieniła o nim zdanie.

- Wkurwił mnie to dostał. Było nie fikać to byłby dalej chodził cały. - burknął Taylor jakoś wcale nie poczuwając się chyba do winy czy żalu za przemielenie Briana.

- No słyszałeś złamasie? - Latynos szturchnął białasa by zwrócić jego uwagę. - Przyda ci się ktoś od myślenia i z fantazją. Dlatego my z Czachą tu jesteśmy. - Hektor wyjaśnił kumplowi prawidłową interpretację słów szamanki na co białas pokręcił głową.

- Hej Czacha a pogadałabyś z Claire? Czy kim tam? Wiesz ja mam ammo i talony to zapłacę niech się nie boi ale no wiesz… Jakby wiedziała, że to dla mnie to mogłaby mieć jakieś wąty. I nie bój się tobie też odpalę dolę jak mi pomożesz. No bo tak mi zaczęła miauczeć o tych butach no co miałem zrobić? Ale tutaj chujnia dookoła. Ale z tą Claire mogłoby się udać. - Paul zmienił temat i poprosił szamankę o przysługę w obuwniczym problemie w jaki się znalazł pospołu dzięki sobie, Boomer i Guido.

- Tacy niedocenieni, niezrozumiani. Zawsze tylko wiatr w oczy i chuj w dupe - nożowniczka zacmokała i zrobiła smutna minę, ale oczy wysyłały braciom całe pokłady szydery. - Bo ludzie to niewdzięczne bydło, Paul - pokiwała głową i dziabnęła wzrokiem Latynosa - Nie dygaj, jak Śliczny zacznie fikać to go usadzę sama, no a jak nie dam rady to wiem gdzie się zgłosić. Do kogo - posłała mu szybkie oczko, żeby zasępić na Taylora - No a jak bardzo, bardzo podpadnie… sztuka kogoś tak oporządzić jak Briana - Pomogła mu się napić, przystawiając manierkę do ust. Poczekała aż przełknie i zasłaniając widok reszcie, otarła mu szybko usta rękawem. Było miło aż do momentu, gdy Białas zaczął nawijać.
- Nie obrażaj mnie, Żywy! - warknęła ostro, szczerząc zęby jak zwierze. Patrzyła dłuższą chwilę nieprzychylnie aż prychnęła wyjaśniająco - Jasne że pogadam, postaram się załatwić co trzeba, ale jeszcze raz wyskocz Mówcy z zapłatą dla niego, to połamie ci drugą rękę. Nie chcę od ciebie gambli. Od żadnego z was nie wezmę złamanej pestki za przysługę - uściśliła, łypiąc spode łba na każdego Runnera po kolei i splunęła przez drzwi - Zrobię co się da, będziesz miał te buty dla Boomer.

Chłopaki wydawali się udobruchani tym, że jest nadzieja, że plakatowy znudzi się w końcu Czaszce i będzie można go urządzić w ten czy inny sposób. I zgodnie z nią pokiwali smutnie główkami zgadzając się nad podłością tego świata który tak bardzo nie docenia ich starań.

- Ty też mnie nie obrażaj Czacha. - Paul zriposotował przybierając prawie lustrzany ton jak siostra krwi wskazując na nia palcem. - Jest fucha to i jest zapłata za fuchę. Co myślisz? Że z jakimś obszczymurem gadasz? - warknął do niej tak samo jak ona do niego. - Fajnie jakbyś pomogła. Byłoby teges. Ale jest fucha to i jest zapłata. Inaczej robi się dług. A ja nie lubię mieć długów. - powiedział już spokojniejszym tonem jak to się załatwia na dzielni w Det takie sprawy. Hektor pokręcił ale w końcu pokiwał głową słysząc tą pierwszą wymianę ostrzejszych słów pomiędzy tą dwójką jego rodzeństwa krwi.

- Pomogę - warknęła, ale o dwa tony spokojniej. Wzięła głęboki wdech i przysiadła w kuckach, frontem do Bliźniaków. Chwilę bawiła się nożem od Hektora, stukając nim o białasowy medalion. - Jaki kurwa dług? Od ciebie? Może na Żywych to działa, ale na Mówców niekoniecznie. Nie po krwi, no kurwa wiem z kim gadam. Z tobą - wycelowała w niego palec - Na obszczymura nie traciłabym czasu, albo wydoiła do ostatniej pestki. Chcesz koniecznie wyskoczyć z gambli? Zrobi ci się lepiej? Dobra!- wyrzuciła ramiona do góry w geście rezygnacji, biorąc Duchy i Żywych na świadków swojej niedoli, że się musi z takim złamasem tępym użerać. - Kupisz flaszkę i razem ja obalimy. To moja cena, pasi?

- Dobra, mamy deal. - Paul uśmiechnął się promiennie i wyciągnął rękę na pokwitowanie umowy. Popatrzył na Hektora i ten przeciął ich dłonie na znak poświadczenia umowy.

- Hej Tweety masz tam jakieś szkło? - zapytał świadek umowy patrząc w górę na kierowcę vana. Blondyna znów się zakręciła po kiwnięciu głową na zgodę i po chwili grzebania wygrzebała jakąś mało dotąd zrobioną butelczynę. Chłopaki ucieszyli się i po chwili opijali już zawarcie umowy nowym specyfikiem bo ten w piersiówce szamanki był już właściwie zrobiony.



Podłoga bujała się niebezpiecznie pod stopami San Marino, gdy wytoczyła się po dłuższym posiedzeniu z czarnego vana na zimny, garażowy i zarobaczony świat. Co pieprzony złamas miał w tej pieprzonej butelce pozostało tajemnicą, ale kopało nie gorzej od muła, więc po połowie butelki nożowniczka miała już w czubie, ale nie czuła się z tym jakoś przesadnie tragicznie. Dawno się nie upiła na akcji, ale skoro mieli zawierać umowę, a ceną była flaszka… tak jakoś wyszło.
- Kurrrrwaaaa no - westchnęła boleśnie nad swoja głupotą, lecz nim zdążyła nawsadzać sobie więcej i dosadniej, jej wzrok padł na płonący koksownik i skulonego przy nim Daltona, otoczonego parą psów zastępczych. Ten widok trochę ją otrzeźwił.
Sprawdziła co u jednych, został jeszcze ten drugi walczący. Oberwał przed awanturą i w jej trakcie. Mówcy mieli się ponoć opiekować żywymi, a jego akurat dziewczyna z Kalifornii lubiła, chociaż pilnował prawa i porządku. Jak na glinę okazał się porządny…
Rozbalansowane nogi zyskały nowy cel, niosąc kobietę tropem węża do celu. Zataczała się, przystawała co parę kroków żeby odzyskać równowagę, ale w końcu dotarła do Chebańczyków i z wyraźną ulgą klapnęła przy szeryfie.
- Mówca obawiał się, że będzie musiał cię przeprowadzić - powiedziała skupiając wzrok na jego twarzy - Dobrze że się tak nie stało, nie chciał tego. Lubi cię. Potrzeba ci czegoś? Mów śmiało, Mówca załatwi co trzeba. Nieźle ich załatwiłeś, jak zacznie Mówcy odbijać to mu o tym przypomnij znaim połamiesz. Gdzie się tego można nauczyć?

- W Akademii Policyjnej. - odpowiedział szamance siedzący na skrzynce szeryf i patrząc jak siada na podobnej skrzynce obok. - Dobrze też cię widzieć w jednym kawałku. - dodał po chwili znów wpatrując się w ogień płonący w metalowej beczce. - Przydałoby się wyspać w swoim łóżku. Ale chyba obecnie nie będzie to możliwe. Ale nie ma co tu siedzieć bez sensu, trzeba sie stąd przenieść. - powiedział rozbitymi wargami szeryf. Z bliska jego obicia i siniaki były jeszcze bardziej widoczne przez co wyglądał jeszcze słabiej i gorzej. A jednak mimo to gdzieś tam z trzewi jego głosu płynął spokój i siła.

- Był taki film… Akademia Policyjna… - kobieta zawahała się, słysząc podszepty tuż przy uchu. Potrząsnęła głową i przekręciła kark prostopadle, gapiąc się z nagłą uwagą na podstarzałego stróża prawa.
- Jesteś po służbie - bardziej stwierdziła niż spytała, a obandażowana ręka wyjęła spod płaszcza obły, szklany kształt - Napij się ze mną. Dwoje żywych, mieliśmy się napić. Wódka dobra… rany po niej mniej dokuczają.

- Nie powiedziałbym, że jestem po służbie. - powiedział starszy mężczyzna przenosząc wzrok na wyciągnięta butelkę. Przyglądał się chwile butelce i trzymającej ją dłoni w taśmach i bandażach. Potem spojrzał na twarz szamanki. - Myślałem, że przyjdziesz z tym po tym wszystkim. - ręka szeryfa ogólnie zatoczyła łuk po całym spokojnym na razie chaosie i miszmasz jaki ich otaczał w tym dawnym garażu na łodzie. - Ale w sumie… -powiedział sięgając po wyciągniętą butelkę odkręcając ją. - Kto wie czy będzie jakieś później prawda? - spytał raczej retorycznie i pociągnął łyk z butelki. Skrzywił się, chuchnął i pokręcił głową ale w końcu uśmiechnął się. - Mocne. A film tak był kiedyś. Taka komedia. Cała seria. Bardzo ją lubiłem. - dodał jakby przypominał sobie o czym na początku mówiła do niego czarnowłosa kobieta siedząca na skrzynce obok.

Szamanka przytaknęła, rozglądając się dyskretnie po okolicy. Nikt nie zwracał na nich większej uwagi. Ludzie w skórach zajmowali sie swoimi sprawami, oni siedzieli na uboczu. Ogień buchający z kosza przyjemnie rozleniwiał, był jasny i ciepły.
- Prawda - westchnęła, przejmując butelkę, a drugą ręką wykonała drobny ruch, uwalniając nóż. Podrzuciła go do góry żeby złapać za ostrze.
- Duchy mówią, że kiedyś przychodziło w odwiedziny do chorych i rannych z kwiatami, bombonierkami i pomarańczami. Nie wiem skąd tu po nocy wytrzasnąć kwiaty, albo czekoladki, o pomarańczach nie wspominając… ale mam to. - powiedziała poważnie i rękojeść skierowała do Daltona. - Potem też się napijemy, jeśli będzie to nam pisane. Może nawet skołujemy tą Akademię. Przydałoby się nam, trochę śmiechu. Takiego bez szydery i zaciskania zębów. - uśmiechnęła się i pociągnęła z gwinta.

- To dla mnie? - starszy mężczyzna wydawał się być szczerze zaskoczony gdy w dłoni szamanki pojawiło się ostrze i to jako podarek, a nie by go zaatakować. - Och... dziękuję ci. - powiedział w końcu przyjmując prezent i oglądając broń - To bardzo piękny nóż. - dodał podziwiając wzoru na rękojeści i ostrzu noża. Wykonał kilka machnięć i pchnięć na próbę i choć jako pobity, obity starszy mężczyzna nie wyglądał pewnie tak bojowo i zwinnie jak choćby Nix czy Bliźniaki gdy byli w pełni formy to i tak stanowił ładny komplet z tym nożem.
- Dziękuję ci bardzo. - skinął głową i popatrzył znów na siedzącą obok kobietę uśmiechając się do niej sympatycznie przez popękane wargi. Zastanowił się chwilę i sięgnął po coś do kieszeni zakrwawionej i pobrudzonej koszuli. Wyjął coś co wydawało się na pierwszy rzut oka nabojem lub łuską.
- Weź. Nie za bardzo mam co innego ci dać. A chciałbym byś miała jakąś pamiątkę i wspomnienie z tego miejsca. - powiedział Dalton podając jej błyszczący przedmiot. Gdy miała okazję mu się przyjrzeć okazało się, że to gwizdek zrobiony z jakiejś łuski po naboju.

- Mówca dziękuję... fajne. Pomysłowe - pokiwała głową i pieczołowicie zapakowała najnowszy prezent do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Napiła się jeszcze, potem oddala flaszkę i pożegnała szeryfa dopiero, kiedy butla pokazała dno.




Kto w ogóle wymyślił, żeby te garaże budować takie duże i rozległe? Ciągnęły się kilometrami, utrudniając ludziom poruszanie i uprzykrzając życie. W tej chwili szamanka najchętniej walnęłaby się gdzieś w kącie i zasnęła… nawet tam gdzie stała w tej chwili. Świat wirował jej przed oczami, gdy sunęła przy ścianie przytrzymując się jej ręką. Co za debil wymyślił takie długie ściany, nie szanował przestrzeni? Ciężko tak łazić z jednego krańca globu na drugi, te całe czterdzieści metrów. Mijała jakiś ludzi, coś do niej mówili, ale ich zlewała. Mijała utkane z dymu sylwetki, poruszające się na granicy rejestracji wzroku, słyszała w głowie szepty i syki - na nie również lała. Alkohol podjechał jej do gardła, czknęła zdrowo i przez chwilę zamarła, bojąc się, że zaraz opróżni żołądek na podłogę, buty i spodnie, a przy okazji przód pancerza i jakiegoś okolicznego złamasa. Niebezpieczeństwo minęło po minucie nerwowego oczekiwania, podczas której nic się nie stało, więc podjęła wędrówkę, tocząc się mniej więcej do zaparkowanej terenówki. Na widok wyprostowanej, znajomej sylwetki Pazura uśmiechnęła się szczerze i szeroko, od serca, jakby właśnie znalazła brakujący do szczęścia element, bez którego nie dało się żyć na tej parszywej ziemi.
- Peetee! - czknęła radośnie, potykając się krok przed nim o złośliwy, prosty chodnik. Rozłożyła szeroko ramiona, ostatnie centymetry pokonując lotem, zamiast chodem.

- Emi? - Pazur też skrzyżował wzrok i zaczął się uśmiechać ale gdy tak odległość malała w spojrzeniu zaczęło co raz wyraźniej widać jego przymrożone powieki. Gdy na ostatnich metrach chód Emily okazał się wybitnie mało standardowy Pazur ruszył jej na spotkanie przechwytując ją w locie. Złapał ją w i przytrzymał tak, że na chwilę spotkali się w zawieszeni w połowie drogi i w pionie i w poziomie.
- No cześć Emi. - powiedział uśmiechając się do trzymanej w objęciach kobiety. Po czym złożył pocałunek na jej wargach i wyprostował się. Złapał ją, podrzucił lekko i zawrócił do terenówki przenosząc ją te ostatnie parę kroków na rękach. Posadził ją zaraz na siedzeniu pasażera terenówki a sam stanął na zewnątrz przed nimi. Boomer na kufrze pojazdu pomachała na ponowne przywitanie do czarnowłosej kobiety. Obok niej siedziała jeszcze rudowłosa lekarka.
- Słyszałaś najnowsze ploty? - Nix zwrócil ponownie na siebie uwagę mówiąc zaciekawiającym tonem. - Nie wiem jak wyjdzie. Ale szef i szeryf wstępnie nie powiedzieli nie. Jest nadzieja, że się zgodzą. Wtedy jest szansa, że zostaniemy tu dłużej niż parę dni. - Pazur wyraźnie starał się hamować własną i cudzą nadzieję ale też i w jego głosie nadal była ona wyczuwalna Boomer coś z tyłu wyburczała pogodnie, że jej zdaniem się uda i takie ma przeczucie. Nix chyba nie chciał polegać na zwykłych, kobiecych przeczuciach w takich sprawach ale też zdawał się podzielać nadzieję i dobry humor. Odgarniał czarne kosmyki z twarzy Emily i patrzył na nią z nadzieją i optymizmem.

- Mosze… sooostaniesz? Sostanieecie oboje? - przez zamroczenie przedarła się najważniejsza informacja, poszerzając i tak szeroki uśmiech. Objęła go z całej siły, zarzucając ramiona na szyję i prawie trafiła ustami w usta, tylko tak pięć centymetrów niżej. Nie przeszkadzało to jednak szamance w niczym - Doopsze, barso dopsze. Sostań, zaawsze już… sostań. - pokiwała powoli głową, co wzmocniło tylko i tak spore wirowanie przed oczami. Zamknęła je więc, przyciskając twarz do jego szyi i ramienia.

- Zostanę. Tak długo jak się da to zostanę - zgodził się łagodnie Nix przytulając szamankę mocno do siebie. Poczuła jego ramiona splecione na jej plecach i przyciskające ją do niego. Ona siedziała na siedzeniu pasażera z nogami opuszczonymi na zewnątrz, on stał na zewnątrz i trzymał tuląc ją do siebie. Trwali tak nieruchomo sycąc się nawzajem swoją obecnością i bliskością.

- Dasię, sobaszysz - kiwała energicznie głową, nie otwierając oczu. Było dobrze, mniej bujało jak siedziała. Słyszała gdzieś z boku, jak Plama nawija coś o kłaczkach, żeby nagle się zawinąć i zniknąć nożowniczce ze słuchowego radaru.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 26-02-2017 o 03:25.
Czarna jest offline