Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2017, 18:23   #82
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Jeden pokój, mnóstwo problemów

- Hmm… no i co my z tym mamy zrobić niby? - mruknęła Bazylia na chwilę odkładając Rognira aby dać odpocząć swoim mięśniom.
Johanna milczała, wciąż czując stłamszenie. Azmodan stojący obok niej zajęty był bardziej tą drobną kobietką, niż tym, że pochód nagle się zatrzymał. Nie interesowało go najwidoczniej to, co Uśpieni mieli zamiar zrobić, po prostu był jak doczepiony rzep, który podąża za resztą, a ich porażka nawet sprawia mu odrobinę satysfakcji.
Co innego Roland, który wysunął się nieco w przód, stając obok Shade, który właśnie przemawiał do szkieleta.
- No nie wydaje mi się, żeby to miało pomóc - skomentował z ponurym uśmiechem, kładąc rękę na ramieniu Łowcy i poklepując go. Następnie wzniósł dłonie przed siebie i rysując w powietrzu magiczne znaki, wymamrotał coś pod nosem. Oczom Wiedźmiarza ukazała się wiązka energi, która przeskanowała całe pomieszczenie, odnajdując w nim wiele magii o bardzo słabej aurze, choć był zbyt zmęczony by móc odróżnić jej szkołę.
- To jakiś przeklęty pokój. Ciężko mi jednak stwierdzić, czy magicznie jest niebezpieczny, czy tylko kiedyś był. - zamyślił się na chwilę, dając krok w przód, aby bliżej przyjrzeć się szkieletowi. Jak było widać, nikt inny do tego się nie garnął. Nieostrożny krok czaromiota uruchomił zapadkę w podłodze, która po zapadnięciu się uruchomiła pędzącą z ogromną prędkością, krótką strzałkę zakończoną kolorowymi piórkami. W oczach Wiedźmiarza szybko pociemniało. Miejsce ukłucia w niemal błyskawicznym czasie zaczęło ciemnieć, a pod skórą w okolicy szyi rozwinęła się rana, przypominająca sieć zielonych, cienkich żył rozchodząca się niczym pajęcza sieć.
Shade zaklął, równocześnie w duchu dziękując bogom, że nie on ruszył do przodu, by podać szkieletowi rękę na powitanie.
- Szkoda, że nie możemy jakoś oczyścić drogi... - Rzucił okiem na ciało hobgoblina, nieżyjącego od jakiegoś czasu. Jedna czy dwia strzałki z pewnością by mu bardziej nie zaszkodziły. - Może spróbujemy bokiem dojść do kolejnych drzwi?
- Idąc przy ścianie pochwycą cię martwe ich łapska, nie warto - syknął Roland, który bardzo szybko źle się poczuł i osłabł momentalnie. Cofnął się o krok i klęknął na jedno kolano, trzymając się za bok szyi i markotniejąc. Można by odnieść wrażenie, że właśnie pokłonił się szkieletowi, choć każdy zdawał sobie sprawę, że po prostu opadł z sił
- Zawsze można namówić ten szkielet, by przyszedł do nas - powiedział ponuro Shade, poprawiając łuk.. - Chociaż nie wiem, czy to by coś dało. Nie wiem też, czy coś by dało wykorzystanie naszych kompanów w charakterze tarczy, bo strzałki mogą nadlecieć z każdego kierunku. Macie jakieś pomysły? - spojrzał na pozostałych.
- O to ci chodzi? - padło pełne wyrzutów pytanie z ust Rolanda. Bynajmniej nie było ono skierowane do łowcy, a raczej do siedzącego na tronie szkieleta. Będąc już na kolanach pochylił przed nim głowę, choć widocznie zrobił to niechętnie.
Chwilę później magiczna sentencja wypełzła z jego ust, a jego ciało otoczyła magiczna zbroja. Jego oczy zaświeciły ponurym blaskiem.
- Niech więc tak będzie - wiedźmiarz kontynuował przemowę do szkieletu, jakby postradał rozum. Następnie, będąc wciąż na kolanach, z pochyloną głową, ruszył powoli naprzód. Zatrzymał się jednak szybko i rzucił spojrzeniem na swoich towarzyszy, jakby ledwo co przypomniał sobie o ich istnieniu. - Róbcie to samo… Nie chcecie chyba znieważyć jego wysokości…
To powiedziawszy, na czworaka zaczął iść powoli do przodu. Nie był pewny, czy udało mu się rozwikłać tą zagadkę, ale strzałka utkwiła w jego szyi, nie w brzuchu. Być może by przejść przez to pomieszczenie, należało ciągle chylić głowę przed królem? Pomysł sam w sobie nie był najgłupszy, choć ciężko było stwierdzić czy tego oczekiwało siedzące na tronie truchło. Nie mniej jednak mężczyźnie udało się dotrzeć na czworakach do szkieletu, po drodze uruchamiając jeszcze dwie mechaniczne pułapki, których strzały przeszyły jedynie powietrze nad głową Wiedźmiarza. Jako jedyny znalazł się przy nieruchomym truposzu, który sprawiał wrażenie, jakby został postawiony tutaj jedynie dla przestrogi lub aby przerazić zwiedzających.
Shade, nie wierząc własnym oczom, wpatrywał się w pokorną (acz uwieńczoną sukcesem) wędrówkę Rolanda przez salę tronową, a gdy kompan dotarł do stóp tronu natychmiast poszedł w jego ślady, przyjmując podobnie uniżoną postawę. Jedyna różnica polegała na tym, że Shade ciągnął za sobą truposza.
Bazylia popatrzyła na Rolanda zaskoczona. Ściągnęła brwi i podrapala się po głowie. Ciągnięcie za sobą truchła w takich warunkach było uciążliwe. Szczególnie, że nawet diabelstwo miało ograniczone siły.
- Mamy dwie drogi - powiedziała pozostając wciąż na miejscu - Bo raczej nie zawracamy. Proponowałabym tamtą.
Ręka czerwonoskórej wskazała na prawo od tronu, ścieżkę prowadzącą w ich dawnych kierunku. Diabelstwo kiwnęło głową do Asmodiana i Johanny. Sama zaś w mozolnej tułaczce zaciągnęła Rognira samej w zasadzie siedząc zamiast klęczeć. Byle by być poniżej latających strzałek. W jej przekonaniu skoro wymyślili jak poradzić sobie z kłopotliwą pułapką mogli się nie przejmować kościotrupem. Oczywiście w połowie drogi Bazylia pomyślała o tym, że Johanna pewnie mogłaby poradzić sobie z tą pułapką. Diabelstwo jednak nie miała problemów z pokorą. Ani targaniem swojego ukochanego.
- Może być - zgodził się Shade. - Ale nie jestem pewien, czy sali tronowej nie powinno się, prócz uniżonej postawy, opuszczać tyłem.
Roland wciąż był zamroczony, jednak powoli odzyskiwał rezon. Przyjrzał się uważnie truposzowi na tronie i zaczął zastanawiać się nad powodem, dla którego tu się znajdował. Wiedźmiarz wpierw wypowiedział magiczną sentencję, chcąc wykryć magię otaczającą “króla”, a później miał zamiar przyjrzeć się uważnie tronowi i samemu szkieletowi w poszukiwaniu jakichś wskazówek.


Z pozoru zwykły pokój okazał się dla Uśpionych początkiem ich klęski, a przynajmniej tak to z początku wyglądało. Roland był mocno osłabiony, ledwo trzymając się na nogach, ale mimo to wciąż próbował zgłębić tajemnice pokoju i przebrnąć przez niego w jednym kawałku. Po oględzinach dowiedział się czegoś, co mogłoby wyjaśniać wiele tajemnic niewielkiego pomieszczenia. Siedzący na tronie szkielet wcale nie spoczął tutaj z własnej woli, dodatkowo był istotą z rasy podobną do Bazylii. Przywiązany do podłokietników, miał też skrępowane sznurem nogi, zaś korona lśniąca na nagiej już czaszce, emanowała silną magią oczarować. Wiedźmiarz zdążył wydedukować, że cały ten pokój jest jedną pułapką i chciał podzielić się spostrzeżeniami z resztą osób, kiedy nagle do jego uszu doszedł zgrzyt ruchowego ostrza. Diabelstwo ledwo odskoczyło w przód, nie unikając jednak pułapki w postaci wachlarza toporów, które z wyraźnym świstem przefrunęły podczepione do sufitu, ciąć wszystko w linii prostej wraz z kawałkiem podłogi i ciała ofiary, która pułapkę uruchomiła. Pech chciał, że kobieta przeskoczyła na drugi mechanizm, który rozciął jej brzuch. Wojowniczka padła nieprzytomna zalana krwią, która nie lała się tak obficie, jak byłoby można się tego spodziewać. Obok niej leżał Rognir, którego usilnie za sobą ciągnęła.
- Johanna i Azmo musieli się cofnąć - Roland zmrużył gniewnie oczy, widząc za sobą pusty korytarz, po czym, spojrzał na Shade’a, który wlókł się za nim jak cień, nie wnosząc swoimi czynami nic nowego, ani nie pomagając. Blondyn mógł jedynie westchnąć ze zrezygnowaniem i wycofać się z pokoju. Teraz mieli więcej ciał do ciągnięcia za sobą, a na to nie mieli sił. Zmuszeni byli więc zostawić zwłoki trzech towarzyszy i ruszyć śladami demona oraz dziewczyny, która ufała mu naiwnie.

Kilka godzin później wrócili już całą trójką, kłócąc się po drodze o to, czy warto dźwigać ze sobą truchła, czy może lepiej je zostawić i nie przeciążać niepotrzebnie zmęczonego i tak organizmu. Zajęci sobą i sprzeczką, w której Roland usilnie próbował przekonać innych, że jest w stanie ich uleczyć, nie zauważyli jak w ich stronę zmierza Tazok. Szary osobnik dźwigał na swych barkach dwa ciała, jedno należące do Bazylii a drugie do Rognira. Hobgoblin był wykończony i ledwo powłóczył nogami, a mimo to zmierzał spokojnie w stronę grupy, która stanęła jak wryta, nie dowierzając temu, co widzi. Spotkali się w miejscu, gdzie wcześniej walczyli z Bazyliszkami. Johanna widząc zbliżającego się Tazoka, schowała się za Azmodanem, który stał dzielnie i mężnie, zadzierając nos ku górze, a jego uśmieszek wymalował się w geście złośliwości.
- No proszę proszę, książę się obudził, cóż za niespodzianka… - mówiąc to nie wydawał się być zdziwiony tym stanem rzeczy, zupełnie jakby od samego początku wiedział, że Szary wcale nie umarł. Tazok zrzucił z barków ciężar bezwładnych ciał, chcąc na chwilę odsapnąć. Zastanawiał się czy przekazać innym informację na temat pokoju, przy którym się obudził, czy po prostu pozwolić im się tam cofnąć, aby grasujące w pobliżu szkieletu z koroną Pożeracze Dusz, mogli ich zeżreć. W szczególności Azmo.
- Byliśmy w północno-zachodnim korytarzu, tamtędy można przejść bez tego cyrku, jednak właśnie się zamknął. Spróbujemy południowo-zachodnim, czy czekamy przy truchłach tych martwych...stworzeń? Aż otworzy się północ? Ewentualnie możemy wrócić do szkieletu, widziałem, że Rolandowi rola sługi jest pisana - spytał Azmo nonszalancko, szturchając nogą jednego z martwych bazyliszków.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline