Przed wypłynięciem z Weissbrucku załatwiono jeszcze kilka spraw. Ciało martwego łowcy nagród spoczęło na dnie kanału, z uwiązanym do nogi wiadrem pełnym kamieni. Herr Koelke okazał się w miarę przyzwoitym cyrulikiem, który za kilka szylingów opatrzył co trzeba i dał nawet jakieś maści do smarowania przez kolejne kilka dni. Rotmistrz przyjął zapłatę i zagadką pozostało czy pieniądze trafiły do miejskiej szkatuły i wdowy po zabitym oprychu, czy stały się dodatkiem do pensji strażnika.
Podróż do Bogenhafen zajęła cztery dni. W tym czasie awanturnicy odpoczęli po wydarzeniach jakie miały miejsce w Weissbrucku, a rany co poniektórych zagoiły się nieco. Poza zwyczajnymi obowiązkami na barce nie było nic innego do roboty i większość drogi załoga nudziła się. Wreszcie oczom bohaterów ukazało się otoczone murami miasto leżące nad rzeką Bogen. Gdzieś z dali dobiegały odgłosy zabawy, jednak doki do których zbliżali się były puste i spokojne. Josef przycumował przy nabrzeżu Haagenów.
- No i dotarliśmy - poklepywał wszystkich po ramionach. - Teraz chyba się rozstaniemy,co? Ja muszę pewne sprawy w porcie załatwić i zdać ładunek panu Ruggbroderowi. Chwilę mi w porcie zejdzie. Ale potem może spotkamy się na festynie? Wypijemy co nieco, zabawimy się, potańcujemy z miejscowymi dziewkami! Ach! I przecież zapłata dla Was!
Quartijn wyciągnął z mieszka cztery złote korony i wręczył je Leopoldowi. - To wynagrodzenie za Waszą pracę. Podziel sprawiedliwie.
Josef szybko pomaszerował do kapitanatu i biur Ruggbrodera. Na nabrzeżu zostali sami.