Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2017, 20:45   #51
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Odpoczywać za dnia, a podróżować nocą, z księżycem za przewodnika i ciemnością za osłonę. Plan który w końcu się wykrystalizował, był prosty - na północ, aż na trafi na rzekę, a potem w górę nurtu. Obojętnie czy będzie to Surbin czy Rauvin, i tak trafi do Rivermoot. Gdzie może uda się conieco dowiedzieć o losach uchodźców z Silverymoon bez zawiśnięcia...a może i popłynąć w dół Rauvin do Srebrnej Puszczy.
Problemem była odległość. Z niziutkiego wzgórza na którym się znalazł nie było widać żadnej z rzek, żadnej z osad ani nawet dymu z nich...co oznaczało że jest dość daleko.


Zostanie znalezionym tak szybko boleśnie zakłuło. Jeżeli przy takich staraniach wpadał w oko każdemu wędrowcowi, to ile przetrwa między orczymi podjazdami? Zasalutował mężczyźnie, jakby gratulując mu sukcesu. I czym prędzej przesunął się do kolejnej bruzdy, byle być choć trochę zasłonięty. Brak łuku w dłoniach przybysza dawał nadzieję na jakąkolwiek przyjazną interakcję...ale przecież poprzednim razem też tak myślał.
Ostrożnie wychylając się z nory, odwzajemniał zainteresowanie mężczyzny. Szukał na jego ubiorze znaków armii lub herbów. I nie dać się zajść od tyłu ewentualnemu partnerowi przybysza.
Żadnych jednak znaków dostrzec nie potrafił. Zresztą ten mężczyzna na wojaka nie wyglądał. Za to na bardzo zaniepokojonego obecnością gnoma, już tak.
Mężczyzna nie był orkiem...przynajmniej na tyle na ile dało się stwierdzić z tej odległości. Bardzo, bardzo powoli Louie wynurzył się do połowy i pytającym gestem wskazał miejsce mniej więcej pośrodku pomiędzy nimi dwoma.
Nie otrzymał odpowiedzi, ale brak agresji też jest jakąś odpowiedzią, prawda?
Gdyby cały alkohol nie poszedł na wczorajszą pożegnalną popijawę, możnaby było zaproponować napitek. A tak...nikt nie chciał opuścić swojej pozycji. Gnom o tyle bardziej, że z przeciętnej postury mężczyzną bójki by raczej nie wygrał. A co dopiero czegoś ostrzejszego. Najrozsądniej byłoby cierpliwie się rozsiąść i czekać...ale akurat tą zaletą nie dysponował. Wygrzebał z plecaka menażkę i bezczelnie rozłożył na widoku. Już bez krycia się za zboczem, skoro nie widział u sąsiada łuku ani kuszy. Rozdrobnił kawałek chleba z racji, wysypał część okruchów dobre kilka metrów od swojego obozowiska i wrócił zjeść resztę. Także na widoku. Gdyby miał dostać bełt za bycie gnomem, wyciągałby go spomiędzy pośladków już parę minut temu. A tak, może uda mu się zamienić dwa słowa.
Mężczyzna dla odmiany przylgnął do skały na której się znajdował i cierpliwie oraz w milczeniu obserwował Louie’go. Było widać, że nie zamierza pierwszy nawiązywać z nim kontaktu.
Gnom już w połowie (i tak skąpego) posiłku przeszedł do ćwierkania, trelów i wszelakich dźwięków które mogły ściągnąć ptaka bliżej. Przecież nie liczył że człowiek skusi się na okruchy. A z drugiej strony zaczął szukać wzrokiem bezpiecznej - czyli choć trochę, choć tyci krzakiem czy rozpadliną osłoniętej drogi w pobliże mężczyzny.
Bez problemu taką drogą znalazł… choć.. niezupełnie była to droga dla ludzi. Raczej szlak wydeptany przez dzikie zwierzęta. Ale prowadził w kierunku niedużej rozpadliny, która mogła osłonić go przed wzrokiem… tego mężczyzny.
Kiedy gnom zobaczył ślady, naszła go nieprzyjemna myśl. Co jeżeli mężczyzna - słusznie - nie obawiał się gnoma? A na przykład...dzikiego zwierzęcia niedaleko niego? Wytężył słuch, mimowolnie zaciskając ręce na morgenszternie i oczekując wilczego skowytu tuż za sobą
Ten jednak nie nastąpił, a rozejrzenie się wokół nie pozwoliło wykryć żadnych zagrożeń. Więc dlaczego tamten typ się czaił? Z pewnością miał jakieś powody, nawet jeśli nie były one logiczne. Bo jakie Louie stanowił dla niego zagrożenie? Żadne.
Ptak nie reagował na zaczepki, albo właściciel nad nim panował. Co też trochę mówiło i zmniejszało szansę niechcianego wydłubania oczu. Louie zjechał na tyłku w dół swojego obozowiska, upewnił się że muł jest przywiązany do korzeni i ostrożnie ruszył wypatrzonym szlakiem. Powoli, metodycznie...i szukając zagrożenia po obu stronach.
- Ktoś ty? - gnom wydarł się kiedy siedział już w “bezpiecznej” rozpadlinie - Czego tak patrzysz jakbyś ducha widział? -
-Nie… zagrożenie. I czekam aż sobie pójdzie dalej!- krzyknął mężczyzna w odpowiedzi.
Gnom wyjrzał zaciekawiony w stronę swojego obozowiska. Co miało sobie pójść dalej? - Naprawdę ktoś tak po prostu uwierzył w nie-zagrożenie? - parsknął głośno - Którędy do Rivermoot? -
-Nie znam… Nie obchodzą nas duże osady poza wrzosowiskami i te całe Marchie. Wolimy być zostawieni w spokoju.- stwierdził w odpowiedzi mężczyzna.
- A orki zostawią was w spokoju? Bo ma ich tu przybyć - gnom wytężył słuch, łowiąc reakcję.
- Orki i tak przybędą, albo olbrzymy, albo inne kłopoty… zawsze jakieś zagrożenia się pojawiają.- stwierdził filozoficznie mężczyzna.
- To teraz orki, bo półtora dnia drogi stąd olbrzym patrol im pobił - gnom dzielnie podtrzymywał rozmowę i już złowił trochę filozofii. I szansę wyłapać akcent rozmówcy.
-Orki, olbrzym, wy. Jedna cholera.-stwierdził w odpowiedzi mężczyzna, którego akcentu rozróżnić się za bardzo nie dało. Chyba miejscowy.
- My? Mnie nie ma tak dużo, a na tych racjach to już w ogóle…- gnom dorzucił żarcik przerysowanie marudnym tonem - Czas na mnie -
-Powodzenia…- rzucił na odchodne mężczyzna nadal obserwując gnoma.
Louie bez specjalnego ociągania ruszył w drogę powrotną między krzakami, rowami i rozpadlinami. Skoro go tutaj nie chciano, to nic na siłę. Ale miał jeszcze jednego asa w rękawie. Wchodząc w swoją dolinkę, rzucił zaklęcie. Głośno, z należytym rozmachem i zupełnie nie patrząc na strażnika. Dopiero chwilę później przypadkiem zerknął czy wciąż tam jest. Nie było po nim śladu.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline