Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-02-2017, 20:45   #51
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Odpoczywać za dnia, a podróżować nocą, z księżycem za przewodnika i ciemnością za osłonę. Plan który w końcu się wykrystalizował, był prosty - na północ, aż na trafi na rzekę, a potem w górę nurtu. Obojętnie czy będzie to Surbin czy Rauvin, i tak trafi do Rivermoot. Gdzie może uda się conieco dowiedzieć o losach uchodźców z Silverymoon bez zawiśnięcia...a może i popłynąć w dół Rauvin do Srebrnej Puszczy.
Problemem była odległość. Z niziutkiego wzgórza na którym się znalazł nie było widać żadnej z rzek, żadnej z osad ani nawet dymu z nich...co oznaczało że jest dość daleko.


Zostanie znalezionym tak szybko boleśnie zakłuło. Jeżeli przy takich staraniach wpadał w oko każdemu wędrowcowi, to ile przetrwa między orczymi podjazdami? Zasalutował mężczyźnie, jakby gratulując mu sukcesu. I czym prędzej przesunął się do kolejnej bruzdy, byle być choć trochę zasłonięty. Brak łuku w dłoniach przybysza dawał nadzieję na jakąkolwiek przyjazną interakcję...ale przecież poprzednim razem też tak myślał.
Ostrożnie wychylając się z nory, odwzajemniał zainteresowanie mężczyzny. Szukał na jego ubiorze znaków armii lub herbów. I nie dać się zajść od tyłu ewentualnemu partnerowi przybysza.
Żadnych jednak znaków dostrzec nie potrafił. Zresztą ten mężczyzna na wojaka nie wyglądał. Za to na bardzo zaniepokojonego obecnością gnoma, już tak.
Mężczyzna nie był orkiem...przynajmniej na tyle na ile dało się stwierdzić z tej odległości. Bardzo, bardzo powoli Louie wynurzył się do połowy i pytającym gestem wskazał miejsce mniej więcej pośrodku pomiędzy nimi dwoma.
Nie otrzymał odpowiedzi, ale brak agresji też jest jakąś odpowiedzią, prawda?
Gdyby cały alkohol nie poszedł na wczorajszą pożegnalną popijawę, możnaby było zaproponować napitek. A tak...nikt nie chciał opuścić swojej pozycji. Gnom o tyle bardziej, że z przeciętnej postury mężczyzną bójki by raczej nie wygrał. A co dopiero czegoś ostrzejszego. Najrozsądniej byłoby cierpliwie się rozsiąść i czekać...ale akurat tą zaletą nie dysponował. Wygrzebał z plecaka menażkę i bezczelnie rozłożył na widoku. Już bez krycia się za zboczem, skoro nie widział u sąsiada łuku ani kuszy. Rozdrobnił kawałek chleba z racji, wysypał część okruchów dobre kilka metrów od swojego obozowiska i wrócił zjeść resztę. Także na widoku. Gdyby miał dostać bełt za bycie gnomem, wyciągałby go spomiędzy pośladków już parę minut temu. A tak, może uda mu się zamienić dwa słowa.
Mężczyzna dla odmiany przylgnął do skały na której się znajdował i cierpliwie oraz w milczeniu obserwował Louie’go. Było widać, że nie zamierza pierwszy nawiązywać z nim kontaktu.
Gnom już w połowie (i tak skąpego) posiłku przeszedł do ćwierkania, trelów i wszelakich dźwięków które mogły ściągnąć ptaka bliżej. Przecież nie liczył że człowiek skusi się na okruchy. A z drugiej strony zaczął szukać wzrokiem bezpiecznej - czyli choć trochę, choć tyci krzakiem czy rozpadliną osłoniętej drogi w pobliże mężczyzny.
Bez problemu taką drogą znalazł… choć.. niezupełnie była to droga dla ludzi. Raczej szlak wydeptany przez dzikie zwierzęta. Ale prowadził w kierunku niedużej rozpadliny, która mogła osłonić go przed wzrokiem… tego mężczyzny.
Kiedy gnom zobaczył ślady, naszła go nieprzyjemna myśl. Co jeżeli mężczyzna - słusznie - nie obawiał się gnoma? A na przykład...dzikiego zwierzęcia niedaleko niego? Wytężył słuch, mimowolnie zaciskając ręce na morgenszternie i oczekując wilczego skowytu tuż za sobą
Ten jednak nie nastąpił, a rozejrzenie się wokół nie pozwoliło wykryć żadnych zagrożeń. Więc dlaczego tamten typ się czaił? Z pewnością miał jakieś powody, nawet jeśli nie były one logiczne. Bo jakie Louie stanowił dla niego zagrożenie? Żadne.
Ptak nie reagował na zaczepki, albo właściciel nad nim panował. Co też trochę mówiło i zmniejszało szansę niechcianego wydłubania oczu. Louie zjechał na tyłku w dół swojego obozowiska, upewnił się że muł jest przywiązany do korzeni i ostrożnie ruszył wypatrzonym szlakiem. Powoli, metodycznie...i szukając zagrożenia po obu stronach.
- Ktoś ty? - gnom wydarł się kiedy siedział już w “bezpiecznej” rozpadlinie - Czego tak patrzysz jakbyś ducha widział? -
-Nie… zagrożenie. I czekam aż sobie pójdzie dalej!- krzyknął mężczyzna w odpowiedzi.
Gnom wyjrzał zaciekawiony w stronę swojego obozowiska. Co miało sobie pójść dalej? - Naprawdę ktoś tak po prostu uwierzył w nie-zagrożenie? - parsknął głośno - Którędy do Rivermoot? -
-Nie znam… Nie obchodzą nas duże osady poza wrzosowiskami i te całe Marchie. Wolimy być zostawieni w spokoju.- stwierdził w odpowiedzi mężczyzna.
- A orki zostawią was w spokoju? Bo ma ich tu przybyć - gnom wytężył słuch, łowiąc reakcję.
- Orki i tak przybędą, albo olbrzymy, albo inne kłopoty… zawsze jakieś zagrożenia się pojawiają.- stwierdził filozoficznie mężczyzna.
- To teraz orki, bo półtora dnia drogi stąd olbrzym patrol im pobił - gnom dzielnie podtrzymywał rozmowę i już złowił trochę filozofii. I szansę wyłapać akcent rozmówcy.
-Orki, olbrzym, wy. Jedna cholera.-stwierdził w odpowiedzi mężczyzna, którego akcentu rozróżnić się za bardzo nie dało. Chyba miejscowy.
- My? Mnie nie ma tak dużo, a na tych racjach to już w ogóle…- gnom dorzucił żarcik przerysowanie marudnym tonem - Czas na mnie -
-Powodzenia…- rzucił na odchodne mężczyzna nadal obserwując gnoma.
Louie bez specjalnego ociągania ruszył w drogę powrotną między krzakami, rowami i rozpadlinami. Skoro go tutaj nie chciano, to nic na siłę. Ale miał jeszcze jednego asa w rękawie. Wchodząc w swoją dolinkę, rzucił zaklęcie. Głośno, z należytym rozmachem i zupełnie nie patrząc na strażnika. Dopiero chwilę później przypadkiem zerknął czy wciąż tam jest. Nie było po nim śladu.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 03-03-2017, 09:09   #52
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Moira szwendała się po wieży, ciesząc się nicnierobieniem, bezpiecznymi murami, suchością i ciepłem. Po ciągnących się w nieskończoność dniach ucieczki przed orkami to była na prawdę miła odmiana; mimo że wieża harfiarzy wcale nie oferowała luksusów. Wysprzątała z aspirantem na Harfiarza kuchnię; kręcący się obok mężczyzna przywołał wspomnienie męża, co wprawiło ją w irytującą nostalgię. Nie żeby kiedykolwiek gotowała z Hubertem - od tego mieli kucharza. Ale...

Młoda wdowa westchnęła, wyglądając przez okno. Uwięziony w Nesme Ganimedes był jak paproch w oku - niby dało się z nim żyć, ale uwierał. Wiedziała, że Hubert nie chciałby, by dla Guzika ryzykowała życie. Zresztą ona też nie chciała; przy całej miłości do narowistego ogiera wykradanie go z okupowanego przez zielonoskórych miasta zakrawało na szaleństwo. Choć i tak zdawało się, że wszystkie drogi prowadzą do Nesme...

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/60/3a/9b/603a9b7dc48d6edeffafa8f9c9193496.jpg[/MEDIA]

Wrzaski bliźniaków wyrwały ją z zamyślenia i zmusiły do wyjrzenia przez okno po przeciwnej stronie. Jakaś grupa obdartusów zbliżała się do wieży. Uchodźcy?! Nie spodziewała się, że ktokolwiek tu trafi, a już najmniej kolejni zbiegowie.
- Hej, ty, jak ci tam, chodź szybko! - z wrażenia zapomniała imienia ich przewodnika. - Yearan!! - ryknęła i ruszyła w dół. Po kilku krokach zmitygowała się i wróciła po broń. Może i to było schronienie sił dobra i tak dalej, ale wcale nie było powiedziane, że nadchodzący ludzie będą zachwyceni towarzystwem i konkurencją do obiadu.

Oby reszcie udało się upolować dużo dziczyzny...
 
Sayane jest offline  
Stary 07-03-2017, 21:30   #53
 
Kawalorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwu
Druidka popatrzyła z niewyraźną miną za odchodzącym krasnoludem i niedźwiadkiem. Widać, obaj byli siebie warci, z tym że jeden był jej podopiecznym, a drugi samcem alfa.
- Lebiegi… - fuknęła za odchodzącymi po czym popatrzyła na wiedźmę i resztę towarzystwa.
- Miastowe lebiegi… - Jak widać gnomka była pełna zrozumienia dla swoich kompanów. Ruszyła powoli z bojową miną za Gramem i Puchatym oglądając się od czasu do czasu na resztę.
- Sposób polowania zależy od rodzaju zwierzęcia na które polujemy… idziemy teraz na stado łań z jeleniem na czele. Trzeba na dziada uważać bo bojowy z niego samiec. Będziemy musieli rozdzielić się na dwie grupy… jedni będą rozpraszać czujność rogatego, a drudzy zakradną się do samic, następnie ci pierwsi ruszą do ataku… i w efekcie zaganiania stada do tych przyczajonych, którzy będą wybijać najsłabsze i najwolniejsze z jednostek. - Zinbi po raz pierwszy używała “normalnej” wspólnej mowy, skupiona na marszu oraz tłumaczeniu… sobie albo innym? Ciężko było określić.
- Celujecie w nogi by je złamać lub w płuca by je przebić, ewentualnie brzuch lub szyję by spowodować jak największy krwotok i szybkie wykrwawienie się zwierzyny.
- A gdyby tak płoszyć jelenie tymi hałasami, tak jak przy tamtych wilkach? - zapytał Eryk.
- Ćśś… Druidka chyba wie co mówi? - włączyła się Silke zaniepokojona tym, że zaraz gotowi spłoszyć zwierzęta na dobre - Postaram się przyczaić naprzeciwko Grama i Puchatego…
- A nie lepiej ustrzelić rogacza i złamać wolę walki reszty jeleni utratą przywódcy?- zastanowił się Gram wykazując zupełny brak doświadczenia w łowach.
- Przecież wtedy uciekną wszystkie do lasu! - Silke spojrzała na Grama ze zdziwieniem - To nie orki. Zróbmy tak, jak mówi Zinbi, spróbujcie z Puchatym zaatakować samca i pędzić łanie w stronę tamtych traw - reszta może się tam zaczaić z kuszami.
- Jaką ty widzisz wolę walki u łani? Przechlałeś mózg, że takie bzdury wygadujesz? - gnomka zamachnęła się w kierunku krasnoluda, wyraźnie podjuszona jego stuporem. - One będą spierdalać… albo spierdalać i albo je ubijemy zanim spierdolą albo jesz dziś korzenie - Druidka pokręciła w zrezygnowaniu głową, a miś tylko kichnął podekscytowany, gdy wyczuł w powietrzu znienawidzonego rogacza. - Zaganiacze na lewo za Puchatym, Gram ty też tam idziesz, taki zakuty łeb w sam raz nadaje się do bitki z przewodnikiem stada, reszta za mną i uwaga na nogi, pochylić się, pilnować wiatru by wiał w pysk. - poleciła zielonowłosa, wynajdując w ziemi tłustego robala, którego szybko spakowała do jednej z sakiewek.
- Jestem wojakiem…- odparł dumnie Gram i potem ciszej przyznał.-Ubijałem orków, czasem goblinów i jaszczuroludzi. Z zwierzętami żem nie wojował, więc się nie znam.
Po czym ugodowo dodał. - Niechże będzie po twojemu.
Silke skradała się już za Zinbi z kuszą w ręce, zaś Pogwizd dreptał z wyraźną drwiną tuż obok. Wiedźma przystanęła na chwilę, by szepnąć: - A ty na nic się tu nie zdasz. Leć, zobacz co dzieje się dookoła wieży. Może zobaczysz gdzieś gnoma i Lyre? Tylko cicho mi… - pogroziła palcem niesfornemu krukowi.
- Znajdę ich i złapię. A ich drobne dusze posłużą za strawę przedwiecznemu - stwierdził żartobliwie kruk siląc się na “mroczny” ton. Po czym już poważniej spytał. -A jak ich znajdę to co dalej? Zanim powrócę i skończy się polowanie znów się kawałek oddalą.
- Mógłbyś po prostu zamknąć dziób i sprawdzić czy w ogóle żyją?- wiedźma pokręciła głową i westchnęła. Nie wiedziała, co dzieje się z tą dwójką - przypuszczała, że postanowili działać na własną rękę zraziwszy się animozjami jakie powstały w grupie, ale uważała że wiedzieć tyle, czy żyją, to lepsze, niż nie wiedzieć nic.
-Mógłbym… ale to nie jest zabawne.- stwierdził “urażonym” głosem Pogwizd, choć jego właścicielka znała go na tyle by wiedzieć, że on tak łatwo się nie obraża. Rozwinął skrzydła i poleciał na poszukiwania.

Druidka poprowadziła swoją grupę okrężną drogą, poprzez największe trawy, krzaki i drzewka. Co pewien czas przystawała sprawdzając kierunek wiatru i korygując marszrutę do jego wiania. Drobna kobietka stąpała lekko i pewnie, nie zostawiając po sobie śladu oraz nie wytwarzając niepotrzebnego hałasu. Drużyna “myśliwych” powoli okrążała stado, zachodząc je od tyłu.
Tymczasem Puchaty, choć bojowy i uparty, teraz gdy nie był pilnowany przez starszą siostrę, postanowił się trochę pobawić z krasnoludem. Misiak stanął na tylnich łapkach gibiąc się na boki i odtańcowując coś co od biedy można było nazwać tańcem bojowym, po czym rzucił się na Grama oplatając jego sękatą rękę łapkami i z głośnym ciamkaniem przeszedł do memłania jego dłoni w pyszczku. Ukontentowany mlaskał i chrumkał wesoło, zachęcając do zabawy starego kompana, którego już rozpoznawał i lubił za rzucane po kryjomu smakołyki.

Biorąca udział w owym polowaniu Półelfka, była oszczędna pod względem słów w kierunku nowych towarzyszy. W końcu co się będzie wtryniać w rozmowy i plany zgranej(mniej lub bardziej) grupki. Co prawda ona sama zabrałaby się nieco inaczej do podchodów na zwierzynę, ale co tam, nie miała obecnie ochoty na jakieś wymądrzanie się w kierunku przewodzącej gnomce. Z łukiem i strzałą na cięciwie, poruszała się więc cicho, gdy zachodzili owe łanie…

Misio i krasnolud dogadywali się dobrze. Obaj gburowaci, uparci jak osły i przeświadczeni o swej niezwyciężoności, bardzo siebie przypominali. No i Gram szedł w kierunku jelenia z którym to Puchaty miał na pieńku. Reszta podążała za skradającą się Zinbi. I Jentrana i Silke i Eryk. Jedynie Szary zajął strategiczne miejsce gdzieś z dala nie mając ochoty pakować się w tą kabałę. Jedno spotkanie z przewodnikiem stada mu wystarczyło.
Jeleń i jego harem wyczuły misia jak i krasnoluda. Toteż samiec powoli ruszył w kierunku zagrożenia niepewny jeszcze czy zaatakować, czy wezwać swoje stado do ucieczki. Zapach Puchatka już znał, wiedział że niedźwiadek nie jest specjalnie groźny. Natomiast swą krasnoluda i prochu, był dla niego nowością. Dlatego jeleń podchodził ostrożnie w każdej chwili gotów do ucieczki i poderwania do niej stada. Należało więc działać szybko.
Puchaty chrumkał złowrogo, stojąc na tylnych łapkach. Tym razem udawał groźnego i… dużego, żeby jeleń poznał swoje miejsce i ukorzył się przed niedźwiedzią potęgą. Natomiast Zinbi zająwszy dogodne miejsce za drzewem, czekała na uciekające stado, gotowa dźgnąć sarnę przebiegającą obok niej.

Jentrana zajęła miejsce o kilka kroków dalej, za kolejnym drzewkiem. Jedną strzałę wbiła w ziemię, tuż przy swoich stopach, kolejną nałożyła na cięciwę. W ten sposób powinna oddać drugi strzał o wiele szybciej, niż sięgając po pocisk w kołczanie. Wypatrywała rozwoju sytuacji, skupiona na znajdującej się nieopodal zwierzynie.

Eryk, niezadowolony z faktu, że nie mógł po prostu zastosować zaproponowanej przez niego magicznej formy nagonki, założył strzałę na cięciwę, jeszcze idąc za Zinbi. Zbadał dla pewności, czy ma bełty w kołczanie, po czym stanął w gotowości do strzału.

Silke, idąc w ślady pozostałych, wybrała kolejne krzaki - tak, by łącznie pole rażenia ich strzałów miało jak największą rozpiętość. Przygotowała kuszę i czekała na dźwięk strzału.

Gram wycelował i jego muszkiet huknął. Jeleń spiął się zaskoczony obrywając kulą w tors i ryknął ostrzegawczo wzbudzając panikę u saren które rzuciły się do ucieczki. Rana rogacza byla poważna, ale nie śmiertelna. Niemniej bolała wystarczająco, by i sam rogacz rzucił się do ucieczki. Spłoszone stado saren gnało na oślep, prosto na drużynę kryjącą się po przeciwnej stronie. Gotowe stratować wszystko co stanie im na drodze.
Stado pędziło na nich, więc nie było to bezpieczne, niemniej włócznie i strzały oraz bełty były w gotowości. A mięso niemal na wyciągnięcie ręki.
Jen trafiła jedną łanię strząła, raniąc wyraźnie… Zinbi dobiła ją włócznią. Zwierzę upadło z głośnym jękiem wywołują panikę. Eryk i Silke strzelili z kusz zabijając kolejną łanię i zmieniając tor ucieczki całego stada. Zamiast szarżować na drużynę ruszyły w lewo, poganiane przez ciężko rannego jelenia.
W którego to Jen posłała kolejną strzałę, raniąc przywódcę stada… ale nie zabijając. Twardy drań z niego był.

- Wybacz mi - Szepnęła Półelfka, naciągając kolejną strzałę, by posłać ją w przywódcę stada. Należało szybko zakończyć męki zranionego zwierzęcia, należał się jemu godny koniec.

Silke umieściła w kuszy kolejny bełt i posłała go w stronę oddalających się łani. Nie przyglądając się zbytnio wynikowi strzału oddała zapamiętale kolejny, i kolejny…
Druidka pozbawiona broni, straciła zainteresowanie polowaniem na zwierzynę, za to podeszła do dwóch ubitych łań, by upewnić się, że są martwe, a jeśli nie, to dobiła nieboraki sierpem, podcinając im sprawnie gardła.
- Dawać, gońcie najwolniejsze. Rogacz się wkyrwwawia, niedługo osłabnie. Macie szanse na złapanie jeszcze dwóch lub trzech! - krzyknęła za towarzyszami, wyszarpując swoją włócznię z ciała samicy.

Tymczasem Puchaty radośnie biegł za stadem, warcząc groźnie i kłapiąc pyszczkiem zadowolony z obrotu sprawy. Był zbyt wolny i za mały by dopaść jakąś łanię, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało.
Zinbi odszukała wzrokiem swojego podopiecznego, patrząc z dumą na jego heroiczne wyczyny. Mina jej zrzedła gdy zobaczyła wilka. Szary siedział na zadzie i wyglądał jakby chciał, ale nie mógł rzucić się w pogoni za rannym zwierzęciem. Jego jestestwo przynosiło wstyd całemu królestwu Natury.
W końcu jednak ruszył, gdy strzała półelfki ostatecznie dobiła rogacza. Wtedy, gdy zagrożenie ze strony samca zostało zlikwidowane, Szary rzucił się radośnie w pogoń. Gram wypalił ponownie z muszkietu, ale niecelnie. Krótkie nogi i dość mozolne ładowanie broni sprawiło, że dystans między nim a stadem za bardzo wzrósł.
Silke z Erykiem zdołali powalić kolejne dwie łanie, zanim stado oddaliło się poza zasięg ich strzałów. Szary pognał dalej… Puchatek w końcu musiał uznać wyższość długich kończyn saren nad jego własnymi krótkimi łapkami. Zwłaszcza że zapach krwi powalonych zwierząt był nęcący, a Gram miał jeszcze jakieś krakersy, którymi ukradkiem zaczął już podkarmiać pieszczocha Zinbi.
- Pięć powalonych! - wykrzyknęła z ogniem w oczach Silke gdy łanie zaczęły znikać z pola widzenia.- Teraz możemy przeżyć w wieży i oblężenie orków- zagajała dalej, radosna, do reszty drużyny. Miała cichą nadzieję, że mężczyźni podejmą się zadania przeniesienia zdobyczy do wnętrza ich tymczasowego domostwa… Oprawienie, uwędzenie zwierzyny - w tym chętnie wzięłaby udział, po prostu myśl o targaniu łani na swoich plecach jakoś nie znajdowała w umyśle wiedźmy podatnego gruntu.
- Nasz bard kucharz będzie miał trochę roboty - powiedział radośnie. - Dobrze, ale na razie trzeba to wszystko jakoś przenieść, i dobrze by to zrobić za jednym zamachem, bo jeszcze jacyś padlinożercy się zejdą - dodał zaklinacz, któremu wprawdzie nie trzeba było nawet mówić, żeby to mężczyźni podjęli się przeniesienia złowionych zwierząt, lecz jednocześnie wiedział, że pięć jeleni we dwóch to nie poniosą.
Zinbi dla pewności poderżnęła gardła kolejnym zdobyczom, przywołując klepnięciem w udo, swojego kudłatego berbecia.
Fakt dokarmiania misia sucharkami albo przeoczyła, albo postanowiła na razie zignorować.
Puchaty radośnie chłeptał krew z gardzieli rogacza, jeżąc dumnie sierść na karku, jakby to on sam pokonał przewodnika stada.
- Usrasz się a nie przeniesiesz… - mruknęła w końcu druidka, co oznaczało, że słuchać potrafiła, choć w większości przypadków po prostu olewała otoczenie. - Gram taki mądry, ruszy zad po swoich kompanów, których zostawił w wieży i może to mu trochę przefiltruje oleju w głowie i następnym razem zmobilizuje wszystkie siły przerobowe.
- Oj tam… nie wiadomo jakby poszło całe to polowanie. Równie dobrze mogliśmy wrócić jedynie z wzajemnymi pretensjami. A martwe zwierzaki i tak nie uciekną.- Wyłożył swoją filozofię krasnolud i ruszył w kierunku wieży, odprowadzany spojrzeniami Puchatka, któremu zaimponował rudy “niedźwiedź” jednym hukiem przepłaszający całe stado.
A propo “stada” Szary jeszcze nie wrócił. Pogwizd zresztą też, ale kruk miał znacznie trudniejsze zadanie, niż złowieszczy wilk… więc to akurat nie dziwiło.
- Uczony się znalazł… - mruknęła pod nosem gnomka, spluwając przez ramię i wycierając w trawę i liście ostrze sierpu. Puchaty usiadł na zadku z czerwonymi wąsami na pyszczku, strzygąc uszami i oglądając się za krasnoludem.
Zinbi zatknęła trzonek broni za pas, po czym biorąc dzidę do ręki, ruszyła po śladach stada. Niedźwiedź po chwili do niej dołączył, przebierając dziarsko łapkami.
- Gram, zlituj się, przecież przed chwilą powiedziałem - odrzekł zniecierpliwiony już Eryk. - Martwe zwierzęta nie uciekną, ale jak je tu zostawimy, to może okazać się, że upolowaliśmy obiad zupełnie komuś, a właściwie czemuś innemu.
- Nie musimy wszyscy iść do wieży… Wy tu zostańcie i przypilnujcie, ja sprowadzę posiłki.- krzyknął w odpowiedzi krasnolud nadal podążając wybraną drogą.
- ”Nie musimy wszyscy iść” - powtórzył Eryk. - Bardzo odkrywcze po tym, jak Zinbi powiedziała to samo, nie uważacie? - zwrócił się do Silke i Jentrany.
- Jak na krasnoluda… Dość odkrywcze - odkrzyknęła z przekąsem Silke wracająca z poszukiwania wystrzelonych bełtów. Większość z nich nie nadawała się już do niczego, więc dziewczyna zbliżyła się z powrotem do Jentrany i Eryka -Mówiłaś, że jesteś z Nesme, Jen… Można spytać, czym zajmowałaś się przed wojną?
-Pożyczaniem… tu i tam.- wyjaśniła trochę enigmatycznie Jentrana.- I nie oddawaniem.
- Takie rzeczy w spokojnym Nesme… Kto by pomyślał! - pokręciła głową z uśmieszkiem wiedźma widząc, że trafiła na swojaka - A na poczet jakich to wydatków? Wybacz, ciekawość mnie zżera…
- Podróżowałam przed wojną… Kto by wysiedział całe życie w nudnym Nesme.- machnęła dłonią Jentrana. I podrapała się po głowie.- Na poczeeeet… moich wydatków? Jak ktoś nie umie pilnować swojej sakiewki, to nie jego wina że ją gubi, prawda?
- Wszystko jasne. - skinęła powoli głową Silke na znak najwyższego zrozumienia omawianego tematu - Masz jakichś bliskich? Oprócz, jak rozumiem, Harveka?
- Harvek nie jest moim bliskim.- zaśmiała się Jen i pokręciła głową zaprzeczając.-Nie… Jestem samiutką sierotką nie mającą się do kogo przytulić w nocy.
- Może sobie kogoś znajdziesz wśród naszych… - Silke puściła do Jentrany oczko, po czym zwróciła się do Eryka - Słyszałeś? Jest robota!
- Może… znajdę.- odparła enigmatycznie Jen z tajemniczym uśmieszkiem na twarzy. Eryk natomiast nie odpowiedział nic, jedynie przysłuchując się rozmowie z ukrywanym niesmakiem, a w tym momencie obejrzał się w stronę, w którą odszedł Gram, zajmując głowę własnymi myślami.
- Eryk, a ty? - zaczęła Silke zdając sobie sprawę, że poziom dyskusji nieco obniżył się - Przypomnisz nam, jakie były twoje losy przed wojną?
- Poza tym, że byłem szlachcicem, to również zajmowałem się pewnymi paskudnymi rzeczami, z tą różnicą, że żałuję - odpowiedział dość chłodno. - Potem uciekłem z miasta i się tułałem, sprzedając to, co mam, i wykonując różne proste prace… - dodał już bardziej uprzejmie. - Przy poprzednim najeździe orków nawet miałem jedno starcie z orkami, ale to przypadkiem. Potem orków pogoniły krasnoludy, następnie orki wróciły i wtedy wstąpiłem na ochotnika do pierwszej lepszej armii.
- Z kim pracowałeś w Everlund? - zadając to pytanie wiedźma zmrużyła oczy. Everlund nie było aż tak wielkim miastem; jeżeli szlachcic jak twierdzi miał na koncie paskudne postępki, to bardzo możliwe, że otarł się o jej ojca i jego skromną organizację. Lub o jego wrogów… Silke postanowiła spytać wprost, pewna że nie zdradzała swego nazwiska kompanii - Może z kimś od Farfire’a?
- Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek o nim słyszałem - odrzekł Eryk. - Nie orientuję się też dobrze, jakie kontakty mieli… moi mocodawcy - dodał wymijająco.
- Nieważne… - westchnęła Silke spuszczając wzrok, po czym dodała - Miło jednak spotkać krajana wśród całej tej zawieruchy.
Eryk uśmiechnął się. To samo myślał od samego początku, gdy dowiedział się o pochodzeniu Silke.
- Oj tak, zdecydowanie.
Tymczasem wracał Gram z bliźniakami i kilkoma mężczyznami wyglądającymi na chłopów, których ani Jen, ani Silke, ani Eryk w życiu swym nie spotkali.
- A kogóż to przyprowadziłeś? - zawołał Eryk.
-Osadników… chyba… przybył nasz drugi Harfiarz i sprowadził uchodźców.- wyjaśnił Gram wskazując osoby za sobą.- Ci tutaj to… mężczyźni, którzy nadali się do pomocy. Bo kobiet i dzieci przecież zaganiał tu nie będę.
- Panowie, bez zbędnych wstępów: mamy tu trochę zwierza do przeniesienia - zaordynowała Silke tonem, który nawet ją zaskoczył - Nie macie ze sobą może jakiego wozu? Im szybciej się z tym uporamy, tym prędzej będziemy mogli zasiąść do stołu.
-Niestety… nie mamy żadnych wozów.- wyjaśnił młodzian o kruczoczarnych włosach.-Uciekaliśmy z tym co udało się nam wziąć w ręce. Nasze wioski orki spaliły, dla przykładu, z zemsty, dla zabawy.
- Spokojnie, jest nas tylu, że bez problemu wszystko przeniesiemy za jednym razem. No, to do dzieła, panowie - odrzekł Eryk, chwytając jedną z saren.
-Słyszeliście… do roboty.- stwierdził Gram pierwszy chwytając za jedną z saren. Po czym nagle zamarł.- A co się stało z pyskatą Zinbi ? Gdzie jest ta zadziorna rozrabiaka?
- Poszła chyba szukać swojego wilka… - odparła Silke spoglądając jednocześnie z pewnym zaniepokojeniem w niebo. Pogwizda nie było już dobrą chwilę i chętnie widziałaby go znów u swego boku. Dziewczyna na chwilę zanurzyła się w swoich myślach, ale szybko ocknęła się pochwyciwszy pytający wzrok Grama. Pospiesznie wyciągnęła rękę w stronę w którą udała się Zinbi i dodała - Tam. Idziemy sprawdzić co z nią?
Silke stała chwilę z wyprostowaną ręką, ale reszta zdawała się zbyt pochłonięta krzątaniną przy ubitych łaniach, by zauważyć jej pytanie. Dziewczyna wzruszyła więc tylko ramionami, zarzuciła leżącą na ziemi kuszę na plecy i ruszyła w stronę mgły, tam gdzie ostatnio jej wzrok uchwycił Zinbi i jej misia. Na odchodne obróciła się jeszcze i krzyknęła w stronę drużyny - Gram? Eryk?! Ja już poszłam!
-Ja pójdę z tobą. Chłopaki jakoś sobie poradzą.- wtrąciła radośnie Jentrana czując w tym okazję uniknięcia dźwigania ciężkich zwierzęcych tusz.
 
Kawalorn jest offline  
Stary 08-03-2017, 07:50   #54
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Dość szybko gnomka zorientowała się, że w jej planie był mały mankament. Zarówno druidka jak i towarzyszący jej Puchatek, mieli małe krótkie nóżki. Sarny i wilki zaś charakteryzowały długimi nogami i talentem do wykorzystywania tej przewagi. Tropienie ich problemem nie było. Ślady saren i Szarego były wyraźne. Dogonienie ich było jednak inną parą trzewików.
Na szczęście, ani Zinbi, ani jej niedźwiadkowi się nigdzie nie spieszyło. Druidka maszerowała dziarskim krokiem pośród mgły, a u jej boku wesoło hasał Puchaty, węsząc czujnie przy ziemi.
Oddalała się coraz bardziej od drużyny i początkowo się tym nie martwiła. Tak i wyjściem wraz z Puchatkiem z mgły. Natomiast zaczęła się niepokoić, gdy okazało się, że nie tylko ona śledzi sarny i goniącego je Szarego. Jakiś troll też pochwycił ich trop.
- Kurwa jego mać… - zawyrokowała druidka, orientując się z trollego towarzystwa. Wprawdzie troll nie był tak znienawidzony, przez Zinbi, jak ork… ale zaliczał się do drużyny: “tych zielonych” i mocno upierdliwych skurczybyków z którymi nie miała ochoty za bardzo przystawać.
Niedźwiadek w pełni rozumiał niezadowolenie Zielonej Niedźwiedzicy. Szary odbiegł zdecydowanie za daleko i jemu również nie chciało się iść i go szukać. Mrucząc i pochrumkując, przebierał łapkami, od czasu do czasu przyglądając się ospałemu i śmierdzącemu jak smocza góra gówna przybyszowi, nie do końca wiedząc, jak się do niego ustosunkować… gdyż nigdy nie miał z podobnymi osobnikami do czynienia.
Poziomka powarkiwała do misia, dając mu znak by trzymał się blisko i uważał, gdyż w okolicy czaiło się niebezpieczeństwo. Zwierzak trzymał się więc blisko, wiernie podążając śladami starszej siostry, starając się zachować cicho.
Gnomka nie zamierzała rezygnować z tropienia, ale nie chciała też wchodzić w drogę tłuściochowi. Zwolniła więc tempo i czając się szła bardziej z tyłu potwora, trzymając się zawietrznej strony.
Ślady… były kłopotliwe. Bowiem troll podążał za sarnami i za Szarym konsekwentnie. Widać był głodny, a głodnego trolla ciężko było przepędzić. Zinbi zaś podążała za nimi, więc troll znajdował się pomiędzy stadem i Szarym… a nimi. Źle to wróżyło. Głośne wycie… wzburzyło krew Zinbi. Coś niedobrego działo się gdzieś tam przed nimi.
Druidka gestem dłoni nakazała niedźwiadkowi przylgnąc do ziemi, sama zaś wbiła w ziemie ostrze swojej dzidy i kucnęła, by w pośpiechu wyciągnąć nieszczęsny gwizdek, który tak wystraszył wcześniej złowieszczego wilka. Puchaty przywarł do podłoża, czujnie ruszając nosem na boki, wyłapując zapachy w powietrzu. Gdy tymczasem gnomka zagwizdała, w nadziei, że Szary uszyły i będzie wiedział, że ta jest niedaleko.
Tylko ten troll… nie miał się kurwa kiedy pojawić i jeszcze śmierdział, że aż z nosa kapało. Wstając, Poziomka wyszarpnęła włócznię, po czym machnęła na towarzysza. Koniec było z czajeniem się… trzeba było wyprzedzić zielonego badylarza i spieszyć z pomocą członkowi stada.
Miś poderwał się na równe łapki, pędząc ile sił, tuż obok swojej towarzyszki.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 08-03-2017, 13:19   #55
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wraz z uzbrojonym Yearanem Moira stanęła naprzeciw dość licznej grupki uchodźców. Ci… stropili się na widok, dwójki uzbrojonych gospodarzy. Nie wyglądali zresztą szczególnie groźnie i - poza ich przewodnikiem - nie posiadali broni.
- Witam towarzyszy Harfiarzy. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się zastać tu kogokolwiek. Myślałem że większość z nas albo opuściła Srebrne Marchie by szukać wsparcia wśród ościennych państw lub zakonspirowała się czekając na okazję do działania.- rzekł mężczyzna, który ich tu przyprowadził.- Ja mam na imię Harvek.
-Ja tu tylko jestem harfiarzem. Nazywam się Yearan. A to jest Moira… jedna z podróżników, którzy uratowali mnie, gdy orki przycisnęły mnie do ściany.- Harfiarz przedstawił stoją obok niego dziewczynę. Na co Harvek odpowiedział.- To się chwali… ostatnio ludzie Marchi zapominają, że to wspieranie siebie nawzajem pomagało im tu przetrwać.
Wskazał za sobą.-Tak jak ci tutaj… wojna zrujnowała im życie, więc zabrałem ich ze sobą.
- Cóż, nasi towarzysze broni właśnie wyruszyli zapolować na stado jeleni. Powinni niedługo wrócić, a pomoc przy oprawianiu dziczyzny się przyda - Moira mrugnęła do Harveka, uśmiechnęła się szeroko i gestem zaprosiła podróżnych do środka. -Zostawcie tu odzienie i bagaże - na górze jest ciepła kuchnia i może znajdą się jakieś resztki obiadu. Yearan jest świetnym kucharzem.

Ludzie zaczęli dziękować Yearanowi i Moirze po czym udawać się do środka wieży, byli zmęczeni i wygłodzeni zapewne. Zaś Harvek przyglądając się temu rzekł.
-Cóż… będzie na razie trochę tu tłoczno. Niestety okolica wokół wieży nie nadaje się na osadę, ale poza mgłą znam kilka miejsc skąd można wziąć materiały budowlane.

- Skoro dolina nie nadaje się na osadę to gdzie chcesz te materiały wykorzystać? - zdziwiła się Moira.
-Dolina może i nie nadaje się do założenia stałej osady, ale gwarantuje bezpieczeństwo dla uchodźców... niestety. Zbudowanie takiej małej osady wokół wieży, to rozwiązanie tymczasowe, dopóki nie wymyślimy lepszego pomysłu. Z tego co wiem, portale pod wieżą także nie prowadzą do żadnych bezpiecznych obecnie miejsc.- wyjaśnił Harvek.- Na razie musi starczyć to co jest.
-A gdzie prowadzą te portale pod wieżą?-zapytał Yeraran zaciekawiony.
-Z tych do których klucze zostały odnalezione, to jeden do Everlund, drugi w okolice Adbaru, trzeci gdzieś w Grzbiet Świata.- wyjaśnił Harvek.- Do innych kluczy nie mamy.
- Jak znajdziecie jakiś na południe to dajcie znać
- z nieoczekiwanym sarkazmem wtrąciła Moira. Nie wiedziała co nie podoba się Harvekowi w tej okolicy. Zwierzęta były, a plony dało się uzyskać wszędzie; kwestia włożonego w uprawę wysiłku. W końcu się na tym znała. Może po prostu nie chciał na dłuższą metę obcych w harfiarskiej kryjówce. -
I tak minie wiele dni nim ci ludzie będą zdolni do czegokolwiek poza opłakiwaniem włąsnej straty.- Pewnie wcześniej nie mieli na to czasu.
-To prawda… Niestety taka jest wojna. A wy kim jesteście, poza tym, że ratunkiem dla jednego z nas?- zapytał Harvek przyjacielsko.
- Uchodźcami tak jak oni, brutaknie rzecz ujmując. Tyle że nam udało się zwiać bez większego dobytku, za to z bronią w dłoniach.
-Wojownicy? To się chwali, bo ci tutaj do wojny nie byli szkoleni.- stwierdził z uśmiechem Harvek.
-A co z Nesme? I kluczem w nim ukrytym?- przypomniał Yearan.
-A tak… klucz jest bezpieczny. Nesme… już niezupełnie.- stwierdził zakłopotany Harvek.
- Czyli jest jak było - podsumowała Moira i opowiedziała harfiarzowi czego dowiedzieli się względem orczych posiłków i tak dalej, oraz o mapie, którą znalazł Eryk. Z oglądem musieli poczekać do powrotu łowców. - A ci ludzie skąd są?
- Z Uroczyska, Żółtych Piasków, Brzegów i innych wiosek, których istnienia na Marchii nikt nie będzie pamiętał za parę lat.- wyjaśnił Harvek, a tymczasem od drugiej strony nadchodził Gram tupiąc głośno buciorami.
-Heeej… upolowalim my trochę mięska! Trzeba je przenieść! Co to za banda?!
- Taka jako i my. Pomogą zeżreć coście upolowali
- roześmiała się Moira i spojrzała na Yearana. - Czeka cię duuuuużo gotowania!
-Poradzę sobie.- stwierdził Yearan dumnie, podczas gdy Gram zgarniał z uchodźców tych którzy nadawali się na tragarzy. Starcy, kobiety i dzieci zostały w środku wieży.

Moira przez chwilę dumała nad tym co zrobić, ale w końcu została w wieży. Jeszcze się narobi; skoro przyszedł starszy stażem Harfiarz z wiedzą i planami to spokój nie potrwa długo. Wolała odpocząć na zapas.
 
Sayane jest offline  
Stary 08-03-2017, 20:26   #56
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Mężczyzna przekazał co miał do przekazania jasno i uczciwie - a skoro było to więcej niż Louie ostatnio otrzymywał, to głupotą byłoby to zmarnować. Zrezygnował więc z Przekonania kota do ruszenia jego tropem. W spokoju dokończył posiłek, załadował tobołki i kontynuował mozolne przekradanie się na północ. Od załomu do załomu, od krzewów do wysokich traw.
Krótkie spotkanie wskazało parę problemów - a częścią z nich mógł się zająć przy najbliższym postoju. Opuszczone zagrody czy osady, nieduże - byle suche - jamy czy choćby rozpadliny podobne do poprzedniej - było wystarczające żeby odpoczywając bezpiecznie doczekać do wieczora. I tak musiał zabarwić swój strój na nieco bardziej odpowiednie kolory dla otaczających go wrzosowisk, a dopóki pogoda była dobra mógł też rozejrzeć się za materiałami na kuszę. No i definitywnie potrzebował pomocnika, a kot...kot mógł nie wystarczyć wobec zagrożeń wrzosowisk.
Na razie jednak jedyne co usłyszał to głośny tęten zbliżającego się stada saren, poganianego przez ścigającego go złowieszczego wilka. Znajomą bestię. Szarego od Zinbi.
Zwierzęta biegły w kierunku gnoma - może nie dokładnie na jego kryjówkę, ale wystarczająco blisko żeby wilk mógł złapać jego trop. Nie mówiąc już o pościgu - a nawet jeżeli była to oszalała gnomka. Pal sześć dyskrecję i krycie się, skoro i tak nie przynosiły efektów. Poganiając muła w podskokach ruszył prostopadle do trasy zwierząt - byle oddalić się jak najszybciej.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 09-03-2017, 17:16   #57
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Szlag! Szlag !! Szlag!!!
Tyle mógł powiedzieć gnom poganiając muła, który okazywał się nie tak szybki jak sarny, czy przerażony wilk druidki. Louie popędzał swego zwierzaka, ale muły nie słynęły z szybkości.
A troll wyglądał na starego samca, który przeżył wiele zim.


Zielona u młodych osobników skóra już wyblakła, blizny świadczyły o częstych spotkaniach z ogniem. Był szczupły i żylasty. I wyższy niż przeciętne trolle. Stary doświadczony samiec, o paskudnym pysku i żółtych kłach. Gorzej być nie mogło.
Na razie rozbiegające się w panice sarny i wilk osłaniały Louiego i jego muła przed spojrzeniem trolla, ale gnom wiedział, że choć te giganty nie były tytanami intelektu, to jednak miały wrodzony zwierzęcy spryt. A ten podpowiadał mu, żeby podążać za najłatwiejszym do upolowania i najwolniejszym kąskiem. Problem w tym, że muł gnoma podpadał pod obie te kategorie.


Zinbi nie dostrzegła ni Louiego ni jego muła. Puchatek ich wyczuł, ale zignorował. Teraz liczyło się największe zagrożenie dla ich stada. Troll… stary samiec. Mądry (jak na trolla), doświadczony i piekielnie niebezpieczny. Zinbi nie miała złudzeń. To był przeciwnik poza jej zasięgiem. Pokonanie go w pojedynkę było niemożliwe. Nawet kwasowe ugryzienie Puchatka nie dałoby tu rady. Niemniej druidka wcale nie musiała zwyciężyć trolla. Jej priorytetem było tylko ocalenie spanikowanego Szarego i odwrót. Nie musiała zabijać trolla, który, wszak był częścią natury i częścią tych wrzosowisk, kiedyś nazywanych trollowymi.


Jentrana i Silke podążały w kierunku w którym ruszyła gnomka, mniej więcej. Musiały nadrobić dużo drogi poszukując Zinbi. I przede wszystkim uważać, żeby się nie zgubić. Wszak wędrowały razem w obce dla Silke ziemie. Jentrana już nieco się zapoznała z okolicą, ale… jak półelfka poinformowała Silke, jeśli oddalą się za daleko to mogą się zgubić. A Pogwizd jeszcze nie wracał. Dziewczyny więc ostrożnie przemierzały wrzosowiska, starając się wypatrzeć ewentualne zagrożenia i zapamiętać charakterystyczne punkty otoczenia, by bezpiecznie wrócić do wieży. Dlatego nie tak łatwo było im dogonić gnomkę. I… musiały zabijać czas rozmową ze sobą.


Do Wieży wrócił tylko Gram i Eryk. Dziewczęta pognały za Zinbi, Zinbi za swym wilkiem, a wilk za sarnami. Na razie jednak wszyscy mieli ręce pełne roboty. W końcu zwierzyna się sama nie oprawi. Yearan przejął w tym wypadku dowodzenie zaganiając mężczyzn i kobiety do roboty przy tuszach zwierzęcych. W tym i Eryka, Harveka oraz Moirę. Grama i jego podwładnych zaganiać nie trzeba było. Potem rozlokowanie ludzi po komnatach, robienie porządków. No i trzeba przyznać, że w Wieży zrobiło się jakby ciaśniej po przybyciu nowych gości.
W końcu gdy sytuacja w Wieży została opanowana, Harvek zebrał wokół siebie awanturników. Przyjrzał się im wszystkim i rzekł.- Jutro wyruszam do Nesme, rozejrzeć się w sytuacji i jeśli się uda, odzyskać ukryty tam klucz? Kto idzie ze mną i w jakim celu? Wolę wiedzieć teraz co kombinujecie, niż mieć niemiłą niespodziankę później.-
- Ja wyruszę z tobą, zobaczyć czy da się tam bezpiecznie przebyć rzekę. Planujemy przedrzeć się na północ. Ja i moi dwaj kompani.- Gram wskazał kciukiem na stojących za nim bliźniaków.- Ale na zwiad wystarczy jak ja pójdę. Oni przypilnują tu porządku.-
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 10-03-2017, 16:50   #58
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Udało się odsunąć od trasy uciekającego stada na tyle, że najwyraźniej nikt ich nie zauważył. A dopóki troll ich nie widział, nie wszystko było stracone. Tylko czy byli dość daleko by troll nie mógł ich zwęszyć jeżeli skryją się w jakimś wertepie? Albo by nie usłyszał zaklęcia w hałasie pościgu?
Niestety nie był to czas na długie rozważania. Gdy Louie rozglądał się za rozwiązaniem, troll dość szybko zoczył smaczną i łatwą złapania przekąskę jaką był muł, bo przecież stary gnom był zbyt łykowaty na taki posiłek. I zmienił nieco kierunek by dopaść ową łatwą do upolowania zdobycz.
I, niestety, szansa na bezpieczną ucieczkę odeszła w dal. Louie wywarczał zaklęcie, kryjąc okolicę w gęstej, zimnej mgle. Ale szczęście nie dopisywało mu od dłuższego czasu, i nie było co liczyć na zmianę w tej kwestii. Szybko odpiął juki z muła, zrzucił je na ziemię i przemówił do zwierzęcia w jego języku nakazując mu ucieczkę. Po czym sam puścił się pędem w jeszcze innym kierunku...


Do uszu gnoma docierały ryki i krzyki. Gdzieś z mgły od której się oddalał na swoich krótkich nóżkach. Pospiesznie. Wiedział bowiem, że jest najwolniejszą z trollowych przekąsek. Louie dopadł jakiejś szczeliny w torfowisku. Za wąskiej dla muła, czy wilka… ale idealnej dla niego. Odruchowo wcisnął się głęboko w nią i czekał aż odgłosy ucichną. Tu troll nawet jeśliby go zwęszył nie byłby w stanie do niego dotrzeć. To Louie był bezpieczny. Więc czekał, aż odgłosy trolla, wilka, saren… aż one wszystkie ucichną. I tak się w końcu stało.
Po czym zaczął szybko się oddalać w losowym sumie kierunku docierając w pobliże jakiegoś zimnego strumyka przecinającego torfowiska. Wokół nie było zagrożenia, więc Louie mógł odetchnąć i napić się zimnej wody. Dookoła nie było widać, żadnych stworzeń, co oczywiście nie oznacza że gnom był sam. Tutejsze stwory umiały się ukrywać.
Niemniej skoro się ukrywały, to pewnie w okolicy nie było nic silniejszego od gnoma.
Co więc pozostało? Tropienie muła było możliwe, ale i czasochłonne. I mogło doprowadzić go do trolla przy okazji. Juki… o ile ocalały łatwiej było znaleźć. Należało jednak zawrócić i stanąć oko w oko z sytuacją na miejscu. Spojrzał w górę, do zachodu słońca było jeszcze kilka godzin. Noc… mogła mu sprzyjać, był niski i widział w ciemnościach lepiej niż człowiek.
Gnom ruszył z powrotem. Bez rzeczy z tobołków mógł się co prawda obejść, ale spanie w dziczy pod kocem jest dużo lepsze niż bez koca. Ale też żaden koc nie jest warty zostania przekąską dla trolla. Koc, wodoszczelny wór, zapałki...było tam parę przydatnych rzeczy.
A kiedy już objuczy się po szyję, ruszy znów na północ, byle dotrzeć do większego skupiska ludzi. Zdawał sobie sprawę, że jedynym znanym mu skupiskiem ludzi w okolicy jest… Nesme właśnie. Mogły co prawda istnieć jakieś osady na brzegu rzeki, ale nie wiadomo czy istniały i gdzie. Takich drobnych wiosek i wioseczek nie nanoszono na mapy. I na wrzosowiskach istniały sezonowo. Od jednego do następnego kataklizmu.
Zresztą same Srebrne Marchie były niezbyt gęsto zamieszkane. To nie było z całą pewnością Wybrzeże Mieczy. A same Wrzosowiska były idealne by zgubić pościg orków. Olbrzymi obszar pełen bezdroży i kryjówek. Dobre miejsce dla drużyny… mniej gdy się podróżowało samotnie. Oppenheimer przekonywał się więc, że porzucenie drużyny ma też i wady. Właśnie dlatego musiał się teraz skradać przez wrzosowiska rozglądając na boki w nadziei, że ów troll poszedł. Na szczęście go nie było… ni żadnych trucheł. Nie było martwych zwierząt, jedynie ziemia zryta ich śladami. I były jego juki, trochę nadwyrężone uderzeniami kopyt, ale zawartość wydawała się nietknięta. Jednakże było jej zbyt wiele dla dość cherlawego gnoma. Z bólem serca Louie musiał część tego wszystkiego porzucić. Nawet sporą część. W jaskini w której schował się przed trollem skrył tarczę - zbyt ciężką by ją nieść i zbyt nieporęczną na przekradanie - i spore astrolabium. Bez wątpienia cenne, ważyło więcej niż tygodniowe racje. Z sprzętów obozowych zostawił sobie jedynie menażkę i koc - czyli w najbliższych dniach czekało go spanie pod gołym niebem. Kajdany, koce, namiot nad którym miał zamiar popracować - to wszystko także zostało upchnięte w dziurze. Wreszcie - nad czym myślał najdłużej - wcisnął tam też uniform Kompanii. Zły na nie wiadomo kogo ruszył w dalszą drogę, byle dalej stąd.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 18-03-2017 o 00:13.
TomBurgle jest offline  
Stary 15-03-2017, 10:53   #59
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Zinbi nie wiedziała co począć w tak patowej sytuacji. Jej gnomie nóżki były zbyt krótkie by przegonić trolla. Ba! Nawet zrównanie z nim nie wchodziło w grę.
Szary, z tego co zdążyła zauważyć, był zbyt przerażony by cokolwiek poczynić, prób zwykłego uciekania przed siebie.
Druidka była za daleko by na niego krzyczeć i kazać mu uciekać prostopadle do stada i jego nowego ścigającego. Został więc tylko gwizdek, w którego dmuchnęła kilka razy… bo od gwizdania jeszcze nikt nie umarł… jeszcze.
Po czym zmieniając kierunek starała się biec bardziej z boku, co by móc dostrzec z lepszej perspektywy to co było przed zwalistym bagniarzem.
Gwizdy… nie zwróciły zbytnio uwagi Szarego, na szczęście stado, za którym podążał, starało się jakoś pozbyć owego bladozielonego natręta. Gnomka zorientowała się, że zamiast gonić za łaniami jak troll, może zawczasu przewidzieć, gdzie co chwilę skręcające stado się przemieści i w ten sposób skrócić dystans. Pytanie jednak brzmiało co dalej… troll to jednak dość niebezpieczna gadzina.
Kobieta nakazała niedźwiadkowi pozostać w bezpiecznej odległości, samej ruszając na spotkanie z galopującymi zwierzętami. Jeśli udałoby jej się przekonać Szarego by się oddzielił, istniało wysokie prawdopodobieństwo, że wygłodniały troll, pozostawi go w spokoju skupiwszy się na bezpieczniejszej i kruchszej zdobyczy jaką były sarniowate.
Splatając szybkie zaklęcie, wykrzykiwała do wilczura jedno, proste słowo: - Odłącz się, odłącz się, odłącz się.
Niestety spanikowany zwierzak nie słuchał nikogo, starając się jak najbardziej oddalić od trolla, który próbował dopaść jakąkolwiek z wymykających mu się przekąsek. Tymczasem całą okolicę nagle spowiła nienaturalna mgła, całkowicie mieszając wszystkim szyki.
“No i chuj by to wszystko strzelił…” pomyślała Zinbi odwracając się za siebie, by upewnić się, że miś siedzi na swoim miejscu.
Puchaty wpatrywał się w pole mgły przekrzywiając łebek z ciekawości, powoli kojarząc fakty, które wcześniej zignorował.
Druidka stała jak cielę na środku wrzosowisk, drapiąc się po głowie. Nie pozostało jej nic innego jak czekać, aż Szary padnie ze zmęczenia albo wróci po rozum do tego zawszonego łba. W dodatku ta mgła… oczywistym było, że nie jest naturalna… a zatem ktoś ją przywołał. Troll tak samo jak wilk był na to za tępy, może któraś z saren była druidem? Wątpliwe ale mooożliwe.
Ostatecznie… był tu ktoś jeszcze, o czyjej obecności nie miała pojęcia. Skoro jeszcze nie zaatakował, oznaczało, że na pewno nie jest orkiem, a więc nie musiała go zabijać… a jak nie musiała go zabijać, to nie musiała się nim przejmować.
Wzruszając ramionami, wróciła do swojego podopiecznego, głaszcząc go za uchem w nagrodę za dobre sprawowanie.
Nie traciła jednak czujności, rozglądając się butnie po okolicy i prowadząc misia bokiem, w ślad za zwierzyną.
- Chodź… bo znowu zgubimy tego debila, a wtedy przysięgam, że jak go znajdę to przerobię mu ten wyliniały zad na kamizelkę…
Dość szybko znalazła interesujący ją trop świadczący o tym, że Szary albo odłączył się od saren, albo (co było bardziej prawdopodobne) pierdoła zgubiła stado we mgle i pognała na oślep. Cóż… jego szczęście, bo troll udał się inną trasą.
Zinbi ruszyła więc śladami Szarego z Puchatkiem za często spoglądającym w stronę, z której jeszcze było czuć trolla. Niedźwiadek najwyraźniej chciał się zmierzyć z owym stworem.
Sam wilk znalazł się po kilku minutach marszu… wciśnięty pomiędzy stare głazy, dawno temu zniszczonego, druidzkiego kręgu. Cóż, przynajmniej ukrywać się potrafił.
Gnomka zarechotała niczym tłusta ropucha w bajorku, klepiąc się w uznaniu po brzuchu. Widok wilczura wciśniętego między kamienie, niczym źle dopasowany fragment układanki wyraźnie ją rozbawił, ale i przyniósł ulgę… wszak kobieta mocno martwiła się o stworzenie.
Niedźwiadek zachrumkał wesoło, po czym ruszył obwąchiwać znajomy kształtem krąg, gdy tymczasem druidka wyciągnęła ręce do Szarego w zapraszającym geście.
- No już, już… nie bój się tak… pierdoło świętojańska - przemówiła ciepłym, matczynym głosem, wyciągając kawałek suszonego mięsa z kieszeni i podając go na dłoni.
Tymczasem Puchaty tańcował na dwóch łapach po środku okręgu, ganiając tłustego bąka, który przez przypadek zawitał w te strony.
Porzucony krąg nie dawał spokoju… była to bowiem druidzka świątynia. Miejsce spotkań, miejsce oddawania czci bogom natury. Było to coś ważnego. Coś co nie powinno być zaniedbane. Druidzki krąg, był czymś co musiało zostać naprawione i musiało mieć swego opiekuna. Czuła to podskórnie. Bo bez niego, ta ziemia nie będzie miała gospodarza który się nią zajmie. Stanie się łupem, dla pierwszego chciwego stwora który ją zajmie.
Szary wygramolił się ze swojej kryjówki z podkulonym ogonem, reprezentując swoją postawą największe nieszczęścia tego świata. Złość druidki szybko uleciała, ustępując miejsca dojmującemu współczuciu, wobec pognębionego wilczura.
- Uszy do góry… nie było tak źle… - pocieszała go ciepło, gładząc po wielkim łbie.
Puchaty przegonił swojego skrzydlatego kolegę na najwyższy z kamieni, dokąd jego łapki i pyszczek nie miały dostępu. Nadąsany siedział więc pod głazem burcząc w niezadowoleniu.
Zinbi nakarmiła łakociami wilka, po czym zostawiając go weszła do kręgu, przyglądając się porośniętym drobnymi porostami kamieniom.
Znajdując wyryty w kamieniu znak liścia kobieta dość szybko odkryła, że ten kamienny krąg, stworzyli dawno temu wyznawcy Silvanusa. Co nie było jednak problemem, gdyż druidzi nie byli takimi dogmatykami jak kapłani i potrafili się dogadać ponad wyznaniami. No… może fanatycy Malara odbiegali od tej reguły, ale i wśród nich zdarzali się rozsądni czciciele Władcy Bestii. Rzadko bo rzadko, ale jednak.
Wędrując palcem po żłobieniach w kamieniu, druidka odkrywała ślady dawnych rytuałów płodności, mających przynieść żyzność okolicznym ziemiom i wzmocnić przyrodę w okresach surowych zim. Docierała do znaków mówiących jej, że ten stary krąg menhirów wzmacniał potęgę rzucanych w nim czarów druidzkich i ułatwiał szkolenie. Kiedyś musiała się nim opiekować całkiem liczna gromadka, a i teraz przydałoby się gnomce mieć pod sobą kilku druidów lub akolitów do wyszkolenia. Tak wspaniały dowód potęgi czcicieli naturalnego początku świata nie powinien leżeć odłogiem. Dopiero po chwili zauważyła, że Puchatek tymczasem oddalił się na poszukiwania.
Zielonowłosa Poziomka podrapała się po głowie, nie rozumiejąc, dlaczego tak wspaniałe miejsce zostało opuszczone. Czy druidzi uciekli, czy może wymarli, nie pozostawiając po sobie potomków?
Zinbi miała swoje zobowiązania wobec ziem jej matki, które to teraz przypadły jej w udziale. Gdy tylko wypędzi orczy pomiot chaosu, siejący zniszczenie, będzie musiała wrócić tam skąd przybyła. Tymczasem, zanim wojna dobiegnie końca, postanowiła zaopiekować się kręgiem najlepiej jak potrafi, znajdując dla niego odpowiednich, przyszłych kultywatorów.
Odwracając się za Szarym przy którym spoczywała dzida i sierp, gnomka postanowiła zmówić krótką modlitwę do Baerwana oraz samego Silvanusa, prosząc obu o łaskę i opiekę nad ziemią pod jej stopami.
Dopiero po dłuższym czasie zorientowała się, że przestała słyszeć ciamkanie niedźwiadka.
- O pierunie… gdzie go posiało?! - Kobietka wyskoczyła spomiędzy kamieni, łapiąc za swój oręż. - Szary? Nie pilnowałeś Puchatego?! Puchaty?! Puchaty?! - zawołała w panice, szukając śladów na wilgotnej ziemi.
Szary tylko pisnął, niemniej posłusznie podjął trop i ruszył za niesfornym niedźwiadkiem. Co prawda Zinbi bez problemu mogła sama wytropić swojego podopiecznego, ale… nos Szarego był szybszy w użyciu.
- Dobry wilczur, dobry… - Gnomka pogłaskała wilka po karku, drepcząc koło niego i udając, że całkowicie zdała się na jego pomoc, od czasu do czasu spoglądając na tropy by upewnić się, że idą po śladach.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 20-03-2017, 10:07   #60
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Przemykając między krzewinkami i omijając co większe bajora, co chwila wchodząc i schodząc na pagórki, Louie rozmyślał o okolicy po której przyszło mu podróżować. Trolli spodziewał się jedynie w nazwie wrzosowisk - i w opowiastkach. Do tej informacji już wprowadził poprawki. Trolle były. Wartownik który znalazł go koło południa wskazywał na nieco większe zagęszczenie ludzi niż twierdzono w karczmach Silverymoon - ale jak okiem sięgnąć nie widział dymu osad. Próbował przypomnieć sobie wszelakie strzępki informacji które mogły mu teraz uratować życie. O osadach, o ruinach, o czymkolwiek co mogło dać mu schronienie lub narzędzia. O zwierzętach - jaką część lokalnej fauny mógł próbować oswoić, czy większość drapieżników wrzosowisk poluje za dnia czy w nocy. Niestety wszelkie dostępne mu informacje świadczyły o tym, że Wrzosowiska są wielce niebezpieczne zarówno za dnia jak i w nocy. A obecność dużej ilości trolli sprawiła, że nigdy nie zostały skolonizowane. To nie było dobre miejsce dla samotnych wędrowców. Przekonał się o tym niedawno sam na własnej skórze.

Po kolejnych kilku godzinach marszu - bo przecież wyruszył z wieży o poranku - nadszedł czas na posiłek. Już od dobrej chwili obserwował pogodę, próbując zgadnąć jej humory w następnych dniach. Tak czy siak, wieczorny odpoczynek był ostatnią dziś okazją na orientację w terenie przed nocnym marszem. Gdyby udało mu się zauważyć jedno z nazwanych wzniesień, a w nocy określić kierunki podle gwiazd, szanse dotarcia do rzeki wzrosłyby wielokrotnie. Bo, niestety, porzucenie muła okroiło jego zapasy do mniej niż dekadnia - a i to tylko dlatego że nie musiał nieść wody. Musiał iść prosto do rzeki, zamiast pałętać się w kółko po Wiecznych Wrzosowiskach. Czyli nawigować samemu albo znaleźć przewodnika. No i dopiero wiedząc gdzie jest mógł podjąć jakąś decyzję dokąd iść dalej, a ta nieświadomość męczyła go coraz bardziej. Rivermoot było lepsze niż Nesme - bo była mniejsza szansa na dawnych “towarzyszy” - ale wszystko zależało od tego gdzie się obecnie znajdował.

Korzystając z ostatnich chwil ciepłego słońca, przyjrzał się zdobycznemu zegarkowi. Mechanizm nie działał, to już wiedział. Ale liczył na znajomą puncę albo inny znak. Możne nawet jego własnej Gildii, wszak kto inny używał na tych ziemiach takich cacek?
Niemniej znaki na kopercie świadczyły że zegarek pochodzi z któregoś z Domów Cudów z Południa Faerunu i wstępna analiza świadczyła, że bez części zamiennych był nie do naprawienia.

Wysypał na ziemię ocalone drobinki składników alchemicznych. Dorzucił to, co znalazł akurat po drodze albo było pod ręką teraz. Miał przemykać po wrzosowiskach, a jego strój nijak nie przystawał do tutejszej palety kolorów. Jeżeli udałoby się zachachmęcić naturalne barwniki przy tych ograniczonych zasobach, ten stan mógł ulec zmianie. Przydałyby się też do nanoszenia poprawek na mapę. Jeżeli nie, trzeba będzie barwić to magią sztuka po sztuce.

Myśl o magii skierowała umysł gnoma na inny tor. Na jego dziwną “chorobę” i nowe możliwości. Wiedział - choć nie wiedział skąd - że była to boska magia, czyjś dar, dawany w jakimś celu. Tyle że Dziki Wędrowiec nie odpowiedział na dzisiejsze modlitwy, zresztą tak samo jak inni bogowie. Dziś...ani nigdy wcześniej. Mgła która go zasłoniła kojarzyła mu się z druidami. Tymi prawdziwymi druidami. I do tego czuł w sobie jakąś dziwną, niepokojącą ciągotkę oczekując na wschodzący księżyc. Do upadku Silverymoon miał się za stworzenie dnia, grzał się w cieple słońca i czerpał z niego siły. A teraz…?

A teraz nadchodziła noc, a wraz z nimi gwiazdy przewodniczki. Dość szybko pozwoliły one ustalić, że Louie jest dość blisko Nesme i całkiem blisko rzeki. Co prawda dotarcie do niej, nadal było kwestią dni, ale kilku ledwie. W ciemnościach nocy gnom nie czuł się zbyt pewnie i miał ku temu powody. Na wrzosowiskach był zwierzyną do upolowania, a ten szarozielony troll nie był z pewnością jedynym trollem w okolicy, choć wyglądał na największego z nich. Na szczęście noc i barwy ochronne wspomagały go w ukrywaniu się przed wzrokiem. Problem polegał jednak na tym, że wiele nocnych polegało bardziej na węchu i słuchu niż wzroku.
A propo wzroku… Louie dostrzegł w pobliżu ruiny, pewnie nie różniące się bardziej od innych ruin na wrzosowiskach. Bo choć tych ziem nigdy nie skolonizowano, to jednak próbowano wiele razy. I każda kolonizacja zostawiała po sobie pamiątki, takie jak ta.*
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 20-03-2017 o 10:10.
TomBurgle jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172