Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2017, 13:28   #128
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację

Powinni odetchnąć z ulgą, kiedy po wielu dniach wędrówki w końcu dotarli do granic Bree. Jednak Lorelei czuła jak niepokój gnieździ się w jej sercu. Do tej pory przebywała głównie w towarzystwie swoich nowych przyjaciół - hobbitki Hilly, krasnoluda Thyriego i człowieka Malborna, który niedawno postanowił wyruszyć swoją własną ścieżką. Poza nimi przyzwyczajona była także do towarzystwa innych elfów - najpierw w Mrocznej Puszczy, która była jej domem, później w Rivendell, wśród swoich kuzynów. Teraz jednak powoli nadszedł czas, by wkroczyć do ludzkiego miasta. Nie miała wielkiego doświadczenia z ludźmi, poza sporadycznymi spotkaniami na granicach Mrocznej Puszczy i Miasta nad Jeziorem, no i oczywiście poza Malbornem.
Nie podzieliła się swoimi wątpliwościami z przyjaciółmi. Nie chciała ich obarczać dodatkowymi zmartwieniami, poza tym to było coś, z czym sama musiała sobie poradzić. Niemal od razu pomyślała o Agisie i nie było to wcale wspomnienie ostatniego dnia, w którym go widziała. Przypomniała sobie jak bardzo gardził ludźmi oraz kilka jego okrutnych dowcipów, których dokonał na zabłąkanych podróżnikach.

Lorelei zdecydowała się nie ukazywać swojej twarzy do momentu, aż przekroczyli próg gospody Pod Rozbrykanym Kucykiem. Nazwa ta nieco rozbawiła elfkę, co uznała za pozytywny znak. Niemniej próg przekroczyła z narastającym niepokojem, a wszelkie rasowe uprzedzenia, które kiedykolwiek miała okazję usłyszeć, nagle stłoczyły się w jej umyśle.
Gdy drzwi zamknęły się za nimi i cała trójka podróżników stanęła, rozglądając się po wnętrzu gospody, Lorelei zsunęła kaptur podróżny, ukazując wszystkim swoją twarz o typowo elfich rysach i lekko spiczaste uszy wystające spod lśniących, kasztanowych fal.
Trójka nieznajomych na pewno zwracała na siebie uwagę wszystkich gości gospody, lecz gdy Lorelei ściągnęła kaptur, nie mogła się oprzeć wrażeniu, że wszystkie oczy skierowały się właśnie ku niej. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Czy czuć się urażoną, czy może powinno jej to schlebiać?
Dylemat ten pogłębił się, kiedy usłyszała całkiem głupie, według niej, pytanie ze strony karczmarza. Zmierzyła go wzrokiem.
- Cóż za dziwny zwyczaj stwierdzać rzeczy oczywiste - odparła Lorelei na jego słowa. Nie była przyzwyczajona do takiego zaskoczenia na swój widok, no i nie spodziewała się, że wśród prostego ludu Bree elfy jawiły się jako postaci mityczne. Poczuła się więc nieco urażona zachowaniem karczmarza.
Zdała sobie wtedy sprawę, jak bardzo brakowało w ich małej kompanii Malborna. W końcu był człowiekiem i najlepiej znał się na ludzkich zwyczajach. Dzięki niemu na pewno mogli z łatwością uniknąć pewnych nieporozumień.

Następnego ranka Lorelei postanowiła rozmówić się ze swoimi towarzyszami. Ciekawiło ją, jakie mieli dalsze plany. A skoro zdecydowała się zostać u ich boku, to tym bardziej interesowała się ich kolejnymi krokami.
- Cóż więc postanawiamy zrobić, drodzy przyjaciele? - zwróciła się do Thyriego i Hilly, z niepokojem spoglądając przez okiennicę na tłum ludzi zebranych przed karczmą. - Zauważyłam, że przyglądaliście się ogłoszeniom zawieszonym na tablicy. Co prawda ochrona karawany wydaje się bardzo szlachetnym zadaniem, ale o ile mi wiadomo, jest to nam całkiem nie po drodze.
- Uważam, że powinniśmy skupić się na naszym celu, czyli czym prędzej ruszyć do Szańca Umarłych - dodała po chwili namysłu. - Nie powinniśmy zwlekać z tym zbyt długo.

 
Pan Elf jest offline