Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2017, 21:30   #127
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
W powietrzu unosił się zapach wilgotnego futra, oraz stęchlizny, było to jednak normalne w takich miejscach, tak przynajmniej twierdził Ernest, który w drodze do opuszczonej wioski wspomniał o młodzieńczych latach spędzonych na plądrowaniu lochów i jaskiń.
-Te kurwie córy będą na nas tam czekać. Musimy być przygotowani, kiedy będziemy wracać z powrotem- rzekł Ur-Shak przerywając ciszę. Echo jego głosu niosło się po korytarzu obwieszczając ich przybycie, lecz nie głośniej niż ciężkie kroki stalowych buciorów czwórki paladynów. Korytarz w końcu kończył się na masywnych, stalowych wrotach, na których znajdowały się różnorodne symbole oraz płaskorzeźba przypominająca demoniczne monstra wypełzające z czegoś co przypominało studnię.
-Nie podoba mi się to...- syknął jeden z młodszych paladynów.
-Całe to miejsce jest przesiąknięte złą mocą...- skomentował Wlad.

-Znowu krew. Tutaj więcej. Wygląda na to, że chwilę tutaj leżał i zdążył stracić trochę krwi...- Ur-Shak dotknął koniuszkiem palca zakrwawionej posadzki.
-Otwieramy?- spytał spoglądając na Venorę, a następnie na stalowe wrota.
Słowa Wlada były stwierdzeniem czegoś co dla Venory było oczywiste. Ona również czuła to ile zła miało w sobie to miejsce. Przyglądając się płaskorzeźbom położyła na nich dłoń. Nie tak dawno brat opowiedział jej jak zginął ich dziadek. Rycerka zacisnęła zęby i spojrzała na ślady krwi.
- Teraz już się nie cofniemy. Broń w dłoń - odparła i sama popchnęła wrota. Jednak nie było tak łatwo jak się spodziewała. Venora z całych sił zaparła się, lecz wrota nie przesunęły się nawet o kilka cali, ledwie drgnęły można by powiedzieć. Na szczęście otaczało ją sześcioro mężczyzn, którzy jak z bicza strzelił od chęci pomocy, aż się zakotłowali wokół rycerki. Przeciwko takiej sile drzwi uległy momentalnie. Przez szczelinę Venora ujrzała potężny hol, o wysokim sklepieniu zupełnie jakby ktoś wydrążył tutaj kryjówkę dla gigantów.


Za wrotami ujrzeli szeroki na trzy metry chodnik, po którego obu stronach znajdowała się głęboka przepaść. Chodnik prowadził do miejsca, kamiennego okręgu wypełnionego płonącą oliwą. W tamtym miejscu chodnik rozwidlał się na cztery drogi prowadząc do jeszcze większych wrót niż te, które kompani dopiero co otworzyli.
Wysokie na pięć metrów wrota zabudowane były kamiennymi blokami, zaś nad całością czuwały cztery posągi, każdy nad jedną parą wrót.
Kilka skromnych pochodni rozświetlało wnętrze przedsionku grobowca.
Panna Oakenfold wkroczyła na chodnik prowadzący ku płomieniom. Idąc rozglądała się czujnie, również w dół, ku przepaści rozciągającej się po obu jej stronach. Szła przodem, kurczowo zaciskając dłoń na rękojeści Pożogi. Zastanawiała się czy przypadkiem nie powinni byli skręcić w tą drugą odnogę.
"Nie, ślady krwi były przed drzwiami prowadzącymi tu" sama zapewniła się co do słuszności podjęcia decyzji.
Obok każdej pary wrót znajdowały się kamienne pomniki przedstawiające wijącego się truposza w szacie z kapturem na głowie. Nad wrotami zaś znajdowały się znacznie większe rzeźby przedstawiające różne postacie. Kamienne wrota robiły niesamowite wrażenie, a ich waga mogła liczyć nawet i pół tony.

Wrota były jednak uchylone. Venora opuściła wzrok na idealnie gładką posadzkę i zauważyła krwawy pas na ziemi, wzdłuż ściany. Nie miała wątpliwości, że ktoś wykrwawiający się na śmierć był gdzieś zwyczajnie wleczony. Krwawy ślad kończył się przy trzecich od lewej wrotach. Venora skierowała swe kroki w tamtym kierunku. Masywne drzwi były uchylone jeszcze bardziej niż te pierwsze, które zbadała rycerka. Szpara była wąska, lecz nie na tyle by były jakieś problemy z przeciśnięciem się dalej.
Venora, pełna nadziei, że to wszystko nie skończy się śmiercią w męczarniach, po krótkim zawahaniu, w końcu zbliżyła się do szpary w drzwiach i wcisnęła się w nią.
Za drzwiami czekał ją kolejny korytarz, na tyle długi, że rycerka nie mogła wypatrzyć jego krańca. Tutaj smród stęchlizny ustępował padlinie, oraz intensywnemu zapachowi futra. Gnolle były blisko, tego Venora była pewna.
Paladynka odwróciła się by spojrzeć na swoich kompanów.
- Jesteśmy blisko ich leża. Szykujcie się na walkę - szepnęła, choć prawdę mówiąc samo szczękanie ich pancerzy wystarczyło by zdradzić ich obecność.
Panna Oakenfold wyprostowała się i zaczęła iść.
Towarzyszący jej mężczyźni poczęli przeciskać się za przykładem swej dowódczyni jeden, po drugim. Najpierw Ur-Shak, później Ernest, a na końcu paladyni z zamykającym grupę Wladem. Stawiali kroki ostrożnie i najciszej jak to się dało, lecz Tymora znów się do nich uśmiechała, gdyż po przebyciu kilkunastu metrów do ich uszu dobiegł dźwięk rytmicznie dudniących bębnów. Podczas gdy Venora martwiła się, że ich element zaskoczenia nie wypali, gnolle w najlepsze bawiły się gdzieś tu niedaleko.
Hałas zachęcił rycerkę by przyśpieszyć kroku.
- Ernest, ja i moi ludzie zajmiemy się gnollami, ty szukasz Setina. Jak go znajdziesz, wynosimy się. To jest rozkaz - powiedziała do mężczyzn.

Mężczyzna wzruszył obojętnie ramionami. Najwyraźniej rozkazy Venory średnio go interesowały, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Korytarz, którym szli zakręcał w prawo. Venora wychyliła głowę za róg i ujrzała grobowiec. Mogiły wewnątrz były poprzewracane i splądrowane, a na środku pomieszczenia znajdowała się sterta kości i to całkiem niedawno obgryzanych. Rycerka nie zastanawiała się, kim lub czym była ostatnia kolacja bandy pięciu gnolli, którym przyjrzała się w drugiej kolejności. Słyszała wiele o tych parszywych bestiach, lecz dopiero tego dnia widziała je na oczy po raz pierwszy. Wzrostem ją przewyższały, ich ramiona zdawały się być silne i gibkie. Gnolle miały paskudne mordy hien, porykując i powarkując do dudniących w katakumbach rytmów. Na samym końcu Venora dostrzegła wyróżniającego się gnolla, który operował bębnami. Postawny i znacznie bardziej umięśniony stwór o rudej grzywie, idącej od czoła aż do przygarbionego grzbietu.


Panna Oakenfold chwilę poświęciła na przyjrzenie się temu największemu. Jeśli założyć, że w stadzie gnolli największy i najsilniejszy stawał się przywódcą to właśnie tego rudego oceniała jako ich herszta. Zaraz skryła się na powrót i spojrzała po swoich towarzyszach.
- Wyjdę pierwsza, zainteresuje ich sobą, wy ruszycie dopiero jak się na mnie rzucą - choć mówiła szeptem to ton rozkazu był wyraźny. Mężczyźni spojrzeli na siebie pytająco, nie wiedząc czy ich dowódczyni mówi aby poważnie. Wyraz jej twarzy tłamsił wszelkie wątpliwości w zarodku.
-Rób jak uważasz…- skomentował Ernest, który najwyraźniej nie do końca wierzył w umiejętności bojowe paladynki. Upewniwszy się, że towarzysze dobrze ją zrozumieli, Venora dobyła Pożogi i swej tarczy, po czym wyłoniła się zza rogu. Początkowo niezauważona, przez żadnego z wrogich stworów, rycerka zrobiła kilka kroków aż w końcu jej pancerz zalśnił refleksami świetlnymi kilku pochodni wewnątrz grobowca. Rudogrzywy momentalnie przestał grać na bębnach, a gnolle powiodły wzrokiem za spojrzeniem swego herszta.
-A Ty tu czego ludzka suko?- warknął ledwie zrozumiałym dla Venory głosem.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline