Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2017, 23:47   #23
Slaaneshi
 
Slaaneshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Slaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumny
Heh, wplotłem raz taki motyw, sam nie wiem po co. Prowadziłem dwie drużyny i w ramach "zabiegu" połączyłem je żeby na jednej sesji mieli taką bardziej mechaniczną sekwencję z bitwą z czempionem chaosu jako wisienką na torcie.
Wyszło kiepsko - trochę nudnej walki (pudło - pudło - pancerz neutralizuje obrażenia) na nudnej mechanice, urozmaicanej tylko utratą pepeków/kończyn graczy, mających pecha zostać trafionymi w danej rundzie.
Po czym gdy tylko z walki 1v1, 1v2, czempion wyszedł na środek i został otoczony, przez co zaczęła ożywać rozgrywka, drużynowy żołnierz trafił furię Ulryka, kilkukrotnie potwierdzając i zmiótł czempiona z powierzchni ziemi.

Wniosek jaki z tego wyniosłem, to usunięcie mechaniki dla bossów. Gracze dalej atakują na tych samych zasadach (w końcu są to graczy narzędzia), ja im tylko sugeruję jakieś specjalne elementy, które mogą wykorzystać (obiekty w otoczeniu, prawdopodobny słaby punkt, alternatywny sposób na pokonanie bossa). Natomiast bossowie mechanikę zupełnie odrzucają po swojej stronie.
Robię to tak: planuję sekwencję, wymyślam motywy, ewentualnie jakieś quasi-mechaniczne rozwiązania (mutant chaosu, któremu odrastają mocniejsze kończyny, olbrzymi, oślizgły robal, w walce z którym trzeba prześlizgiwać się testami zręczności, trzęsące się elementy podłoża, które co chwilę zmienia pozycję graczy - leżący, stojący, górujący nad bossem). Planuję scenę, którą chcę przeprowadzić, uwzględniam jakieś warianty i wszystko to składam w kilka faz. Przez fazy przechodzę zwykle na podstawie zadanych obrażeń/alternatywnego rozwiązania zagrożenia.

Przykładowo, w domu szalonego maga, w bogato ozdobionej obrazami jadalni znajdowało się olbrzymie naścienne dzieło sztuki. Przedstawiało ono straszliwego i przerośniętego bestigora, kroczącego przez pogorzelisko miasta, otoczonego pokracznymi diablikami. Gdy skończyłem wstęp i rozpocząłem pierwszą sekwencję, z ożywającymi obrazami, wszyscy zwrócili się ku felernemu płótnu, z którego poczęła lać się krew i farba. Z tejże mieszanki ukształtowały się brejowate diabliki, będące wstępniakiem. Tak z 8 ich było, na 4 graczy. Diabliki biegały po jadalni, brojąc, demolując co popadnie i atakując graczy. Kilka zostało ubitych, a ze 3 wlazło w różne obrazy, które od tej chwili zaczęły przedstawiać przedłużenie sceny pogorzeliska. Wtedy, w strumieniu czarnej posoki i z rykiem tura, z naczelnego dzieła sztuki wynurzył się bestigor. Nawet nie miałem dla niego statystyk, zaplanowałem tylko że po dwóch/trzech słabych albo jednym mocnym ciosie będzie tracił jedną część, a bić będzie trochę lepiej niż zwykły bestigor, przewracać i odrzucać graczy. Składał się z trzech części; lewej łapy, prawej i korpusu z nogami oraz głową. Oberżnęli mu najpierw kończynę bez berdysza, potem tą uzbrojoną, wtedy nachylił się i wszarżował w najbardziej oddaloną postać, roztrącając pozostałe i zadając niezłe obrażenia. Ale że pozostał z niego chodzący kadłubek, to szybko dostał cios w tors i.. wtedy się zaczęło, boss wszedł w ostatnią fazę. W przeciwieństwie do poprzedniej, gdzie dosyć powoli się mocowali, zwykła mechanika walki, teraz zrobiło się bardzo dynamicznie. Z każdego obrazu zajętego przez diablika, pojedynczo albo dwa naraz, co turę lała się w kierunku bossa struga krwi i farby prowadząc do wyrośnięcia nowej, wykrzywionej mutacją łapy ze szczypcami/kolcem/ostrzem. Atakował bardzo szybko i bardzo mocno, także gracze w zasadzie musieli jeden za drugim salwować się unikami albo ucieczką poza zasięg. Ponieważ malunkowy bestigor sam był niestabilny, wystarczyło pacnąć go w łapę by ta się rozlała i musiała czekać na regenerację, pozostałe ataki jednak tylko rozbryzgiwały farbę. Trochę czasu im to zajęło i dwóch omal przez to nie zginęło ale zorientowali się, że chodzi o obrazy. Zaczęli niszczyć każdy ze sceną pogorzeliska, powstrzymując przywracanie łap, a gdy bestigor nie mógł się już dłużej regenerować, rozlał się w kałużę farby i czarnej juchy. To był fajny boss fight, bardzo interaktywny i inny niż zwykłe walki w WH2ED, wszyscy, może poza zaszarżowanym cyrulikiem, dobrze się bawiliśmy.
 
Slaaneshi jest offline