Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2017, 10:03   #1358
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Jakże Ortega dziękowała losowi za posiadanie okularów przeciwsłonecznych. Nie dość że odcinały ją od niechcianego widoku, chroniły wzrok przez jasnym słonecznym światłem, to jeszcze na dodatek pozwalały ukrywać emocje. Do siania defetyzmu wystarczyło odpowiednie skrzywienie warg, parę ciepłych słów i zaraz sytuacja stawała się klarowna. Pełna najgorszych przeczuć dzieliła uwagę między denata, a kierownika pociągu, gotując się podświadomie na pierwszą falę pretensji, która nie nadeszła...
Monterka zamrugała, po czym zmrużyła kaprawe ślepia, wpatrując się intensywnie w Sloana, niczym sroka w wyjątkowo capiący gnat. Usypiał jej czujność, pastwił się i szykował do dłuższego wywodu, ewentualnie zbierał siły na rozkręcenie Sajgonu, wykopanie z roboty równające się z odesłaniem do NY... albo co gorsza dumał nad dokooptowaniem do jej przedziału sypialnego Parcha zamiast cichej i praktycznie nieobecnej Hawk. Wystarczył sam głos przeklętej Nemezis wyszczekany przez krótkofalówkę, by na ciele czarnowłosej kobiety wystąpiła gęsia skórka, zaś w ustach wezbrała gorzka flegma.
A było już tak pięknie: napili się prawie jak ludzie, ich ostatnie spotkanie przebiegło o dziwo w pokojowej atmosferze i nawet za dużo nie pierdolił... teraz pewno znów zacznie.
- Echhh... - ciężkie westchnienie wydobyło się z jej piersi, łeb pokręcił się na boki, a wzrok powrócił do ciała na piachu. Na chwilę obecną nikt się nie sadził, wypadało skorzystać i ulotnić się nim minie pierwszy szok, zmieniając zdawkowe zdania pojedyncze w szereg pytań, na jakie technik nie posiadała w tej chwili odpowiedzi. Zadumała się nad faktem konieczności oprawiania członka załogi, jednego ze swoich - faceta na dobrą sprawę bezkonfliktowego i niedającego okazji do wylania na kark wiaderka ortegowej miłości do bliźniego... no był w porządku. Był.
- Trzeba znaleźć pociski - mruknęła melancholijnie, wycierając donie o nie najczystsze już spodnie. Skupiła się na liście problemów do rozwiązania, nim zwichrowana psychika zawędrowała w rejony zwykle ignorowane, bądź z premedytacją omijane szerokim łukiem dla zdrowotności mentalnej. - Część przeszła na wylot, czy jakiś został dowiem się, gdy go otworzę. Rany wlotowe spore, wylotowe to rzeźnia. Kule w bebechach zdążyły defragmentować, rozrywając co się da. No chujnia jednym słowem - dołożyła fachową, medyczną opinię i wzruszyła ramionami.
- Mamy krwawe puzzle. W warsztacie jest duży stół, krew łatwo zmywa się octem. Niech ktoś poszuka pocisków które przez niego przeleciały, będziemy wiedzieć na czym stoimy - machnęła ręka w bliżej niezidentyfikowanym kierunku, po czym zwróciła się do Sloana, obracając ku niemu skrzywioną twarz - Co z ciałem, miał rodzinę? Jak trzeba to ten... da się go skremować... spalić znaczy. Popiół i resztki kości są suche, nie zgniją w transporcie do Nowego Jorku, czy gdzie tam mieszkał. Przesypane wapnem nie uciekną, ani nie wywołają żadnej choroby. Trupie bakterie są upierdliwe, jak same trupy. Gniją, śmierdzą, przyciągają owady, a tak będą... hm, bezpieczne w transporcie - nadawała spokojnie, jakby mówiła o pogodzie. Wstała powoli i przerzuciwszy torbę przez ramie, kontynuowała przydługi jak na nią monolog - Można go też... wygotować. Oddzielić mięso, kości wypreparować. Przygotować do przesłania. Albo rozpuścić ze skutkiem identycznym. Wsadzenie do mrowiska odpada... no kurwa nie wypada. To Candle - burknęła, kopiąc machinalnie piętą dołek w ziemi. Zamilkła i mieląc bezgłośnie szczekami. Stała tak dłuższą chwilę, aż w końcu prychnęła i dokończyła nad wyraz mrukliwie - Ogarnę co będzie trzeba, nikt inny nie musi się w tym babrać. Jakbym gdzieś tu zdechła, wolałabym żeby moje resztki leżały w domu. Matka miałaby bliżej na grób... i tak jakoś... no po ludzku. - skończyła się uzewnętrzniać, czując każdym nerwem ciała, że całe to gadanie nie było najlepszym pomysłem.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline