Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2017, 12:08   #16
Morel
 
Morel's Avatar
 
Reputacja: 1 Morel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputację
Oleg Nigdy nie mógł znaleźć dla siebie miejsca. Nie mógł, albo nie chciał. Dzięki temu zawsze mógł iść dalej nic nie tracąc. Gdy tylko wlazł w buty poczuł, że chce wytyczać nowe nie istniejące jeszcze ścieżki. Z czasem nawet tabor włóczęgów w którym urodził się i żył stał się dla niego jarzmem, a przetarte szlaki źródłem frustracji. Pożegnał zatem rodzinę i przyjaciół, matce wręczył wystrugany z drewna kwiat i tak, jak stał - w starych butach i podartym płaszczu – wyruszył na poszukiwanie tego, czego nie da się znaleźć.

Zwykle trzymał się z dala od miast, zwłaszcza tych większych. Wchodził za mury głównie w celu nabycia trunków, które bardzo sobie upodobał i nie stronił od nich, ani od wszelakich używek, które sprawiały mu nieopisaną radość. Ukochał je sobie do tego stopnia, że gdy nie było go stać na alkohol sięgał po dary matki natury w postaci wszelakich ziół, jagód i grzybków, których działania nie był do końca pewien, a mimo to nie bał się eksperymentować. Być może tym właśnie eksperymentom i skłonności do procentów wszelkiej maści zawdzięczał swój nietypowy charakter, który można opisać jedynie jako niestabilny. Na co dzień unikał bezpośrednich kontaktów z miastowymi po części dlatego, że często zdarzały mu się konflikty z ludźmi, którzy go nie rozumieli, a z którymi nijak nie mógł się dogadać z powodu braku zdolności interpersonalnych, a po części dlatego, że nie znosił mieszanki smrodu uryny i potu tłustych mieszczuchów, do który czół nie tyle pogardę co litość, bo biedaczkowie muszą cisnąć się w swoich ciasnych domkach, jeden na drugim i chodzić uklepanymi twardymi ścieżynkami. Chociaż byli dla niego fascynujący, to wolał oglądać ich z daleka.

Niestety Mama poskąpiła mu w mleku rozwagi, no i masz. Raz sobie pozwolił wtrącić się w ich sprawy i wylądował w śmierdzącym ciasnym baraku z tuzinem innych. Owszem, miało to swoje dobre strony. Takiej galerii osobistości nie zobaczyłby przez rok, albo i dwa! Elfy, niziołki, kobiety, cyrkowcy, kręgarze! Mało tego, prawdziwi żołnierze z którymi nawet można pogadać - nie biją nie gonią, a nawet dobrych rad udzielą. Czół się jak w sklepie z łakociami! Leżał na swojej twardej pryczy i nie wiedział co ze sobą zrobić. Wewnątrz chichotał jak małe dziecko, ale starał się nawet nie drgnąć – kto wie, jak powinien się zachowywać i ich towarzystwie. Komnata, w której się znajdował była jak wagon z egzotycznymi bestiami, które widywał w cyrku, piękne, i fascynujące, ale niebezpieczne. Łypał tylko jasno-brązowymi gałami zza splątanych niedzianych włosów opadających na twarz i obserwował, jak rozmawiają ze sobą i prezentują swoje atuty.

Kiedy jednak wszyscy już posnęli on nadal nie mógł zmrużyć oka ni to z podniecenia ni to z faktu, że nie spał pod twardym dachem od bardzo dawna i czuł się nieswojo. Do nieznośnego fetoru kupy w wiadrze, którymi przesiąknięte były ściany też nie przywykł. Chciał wyjść na świeże powietrze, wciągnąć rozwartymi nozdrzami nocne powietrze przesycone zapachem pobliskich palenisk i posłuchać trzaskającego ognia i muzyki świerszczy.
Miał ochotę zaprzeć się rękoma o ramę okna i wspiąć się na dach budynku by kojący widok rozgwieżdżonego nieba w kilka uderzeń serca odesłał go na przechadzkę po sennych ogrodach Morra. Wiedział jednak, że znajduje się pod czujnym okiem strażników. Wraz z kolejnymi falami zmęczenia uderzającymi w głowę jego powieki stawały się coraz cięższe, aż nawet kupa w wiadrze nie stanowiła już problemu i po prostu zasnął.

Przed brzaskiem obudziły wojskowe okrzyki, zeskoczył więc z pryczy spuszczając się na rękach i po chwili zamroczenia nagłą pobudką ruszył żwawo na plac.


Gdy dotarł w końcu do biurka przy którym siedział wojskowy pisarz, twardy ton wyrwał go z zamyślenia.
- Imię?
- Oleg.
- Nazwisko?

- Frietz – odpowiadał szybko przyglądając się pisarzowi i znakom, jakie stawiał jeden za drugim.
- Zawód?
Oleg spoglądając w niebo przeciągnął się jakby przed chwilą wstał z wyrka – Poszukiwacz – odpowiedział dumnie i powoli. O dziwo nie spotkało się to z jakąkolwiek niesympatyczną reakcją, a jedynie zostało skrupulatnie uwiecznione czarnymi znakami.
- Co potrafi?
- Żyć i cieszyć się życiem – odparł bez namysłu uśmiechając się i przecierając twarz. Tym razem ręka pisarza nie drgnęła a jego kamienne, pozbawione emocji spojrzenie trafiło prosto Olega.
Chwila trwała krótko, ale wyraz twarzy pisarza, jak po kolejnym nieśmiesznym żarcie sprawiła, że Oleg wyprostował się, odchrząknął i dodał stanowczo – i pływać Panie Poruczniku! - Co skwitowało głośne klaśnięcie starczą dłonią we własne czoło. Cóż Oleg nie był na bieżąco z hierarchią wojskową.
- Nie jestem porucznikiem , Tu podpisać – Odparł krótko nie przerywając pisania.

Kiedy otrzymał swoją pierwszą w życiu zbroję był w niebo wzięty. Uważnie przyglądał się nowym kolegom i powtarzał kolejność zakładania jej elementów, a gdy przyszło do wyboru broni oczy skrzyły mu się milionami gwiazd.
- Pika! - Wykrzyknął z radością. Chwycił wartko solidny drzewiec, odszedł kilka kroków i przyjął pozycję bojową – przynajmniej tak mu się zdawało.
- Tfa! Tfu! - wykonał kilka niezdarnych manewrów, bo nie wiedział, jakie to cholerstwo ciężkie.
- Pojebało Cię! - warknął ktoś z tłumu – Zabijesz kogoś idioto! - Oleg wzdrygnął się, aż upuścił oręż, który sprężynując spadł na ziemię.
- Przepraszam! - krzyknął w powietrze unosząc rękę z pokorą i schylił się po broń. Postawił ją na sztorc wbijając koniec w ziemię i spoglądają co chwila ja ostry sztych.
 

Ostatnio edytowane przez Morel : 01-03-2017 o 07:30.
Morel jest offline