Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2017, 16:54   #126
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Nowy dzień przywitał awanturników mrokiem, wilgocią i chłodem - czyli dokładnie tak jak ich pożegnał dzień poprzedni. Podczas gdy inni się oporządzali, Revalion odszedł na bok i usiadł na niewielkim kamieniu ze skrzyżowanymi nogami. Wbrew obiegowej opinii, zaklinacze nie otrzymywali swoich zaklęć “ot tak” - w ich wypadku moc była efektem ciężkiej pracy umysłowej i samodyscypliny. Częścią tego wysiłku była codzienna rozgrzewka umysłowa zaraz po wypoczynku - tak jak wojownicy musieli utrzymywać swoje ciała w doskonałej kondycji, tak Revalion musiał pilnować swojego umysłu. Przegapienie jego codziennego “treningu” mogłoby być katastrofalne w skutkach: moc zawarta we krwi zaklinacza wymykała się spod kontroli i… wystarczy rzec, że w niektórych przypadkach z takiej osoby nie było już czego zbierać.

Revalion siedział więc przez dobrych kilkanaście minut z opuszczoną głową i złączonymi palcami obu dłoni, by do tego nie dopuścić. Z boku całość wyglądała tak, jakby zaklinacz zasnął na siedząco w specyficznej pozycji, gdyby nie fakt, że na jego ubraniu i skórze zaczął gromadzić się szron.



Otrząsnął się w końcu i dołączył do pozostałych przy skromnym śniadaniu. Czuł się fenomenalnie - jakby mógł wziąć na siebie całą tę Enklawę i wszelkie inne tałatajstwa, jakie skrywały w sobie ciemne tunele. Nic mu nie było straszne, niech przychodzą!

No i przyszły.

Nagły krzyk Livenshyi w akompaniamencie z dziwnymi piskami zaalarmował momentalnie Revaliona i pozostałych. Zaklinacz zrobił pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy.
- Leć, Paskud! - Powiedział, spowijając swojego chowańca magią ochronną, którą ten miał przekazać tropicielce. Poprzedniego dnia ta taktyka jako-tako zadziałała z Sherrin, toteż zaklinacz miał nadzieję, że i tym razem zaklęcie niewidzialności na odległość się przyda.
Wszystko działo się tak szybko…
Revalion przyzwał wielką, czarcią małpę, która miała zaflankować pazurzaste stwory i pomóc jego towarzyszom walczącym wręcz. Nie zdążyła: Cliff wybiegł zanadto do przodu i został rozerwany na kawałki.



Zaklinacz nie mógł jednak tego zarejestrować. Musiał się zmusić, by nie móc - zagrożenie było zbyt realne i zbyt wielke, by mógł sobie pozwolić na taki luksus. Pognał na północ, gdzie była Livenshyia, a także gdzie pobiegli już Samwise i Skowyt.
Różdżką spowalniającą znacząco utrudnił poruszanie się. Zanim jednak zdołał w jakikolwiek sposób sprawdzić, czy zaklęcie odniosło skutek stwór padł. I okazało się, że był to ostatni z napastników.
Tak szybko…

Zaklinacz stał w miejscu jeszcze przez dłuższą chwilę, jego umysł wciąż starał się zorientować skąd nadejdzie następne niebezpieczeństwo. Znikąd, doszedł w końcu do wniosku. Wygrali tę walkę. Stracili Cliffa i - jak się potem okazało - Dwari’ego, ale wygrali.
Revalion dowlókł się do północnej części pieczary, gdzie Paskud znalazł Livenshyię. Mężczyzna oparł się ciężko o kamienną ścianę i uśmiechnął się blado, widząc że Skowyt leczy rudą tropicielkę, a także siebie.

Zaschło mu w gardle, ręce się trzęsły, nogi miał jak z waty. Cała adrenalina z niego uszła. Usiadł na podłodze i oparł się plecami o ścianę. To było chyba najdłuższe pół minuty jego życia.
 
Gettor jest offline