Gdy barka dobiła wreszcie do portu rzecznego w Bogenhafen uśmiech zakwitł na twarzy Bernhardta. Wciągnął w nozdrza smak nieświeżych ryb, posłuchał głosu ptactwa i westchnął z błogości. Ostatnie dni gryzł się faktem zabicia - choćby i z konieczności - jednego z opryszków wynajętych przez Zielonego Łowcę. Teraz, gdy byli u kresu podróży, można było odciąć się od wydarzeń feralnej nocy grubą kreską. - Świecie... Wróciłem - wymamrotał do siebie. - Teraz tylko zainkasować spadek i mogę byczyć się do końca życia ku uciesze Ranalda.
Oparł jedną nogę na relingu, wychylił się i splunął siarczyście w nurt Bogen. - Zatem potwora z Bogen nie uświadczyliśmy. Znaczy los nam sprzyja. Teraz zaś czeka nas festyn i fortuna. Ha, ha! - zaklaskał w dłonie. - Panie Quartijn pięknie Panu dziękujemy za transport. Polecamy się na przyszłość.
Na przestrogi Lothara pokiwał głową. - Masz rację, towarzyszu. Nie będę się afiszować imć Lieberungiem. Raczej pozwolę działać reszcie. Wezmę zatem fanty i sprzedam na rynku z zyskiem. Do kancelarii prawniczej pójdę jak się wywiecie co i jak. Teraz pozwiedzam, wezmę może udziału w konkursach. Może jaką pannę spotkam i uderzę w konkury? Zjadłbym, popił, w karty pograł. Ktoś chętny?
Ostatnio edytowane przez kymil : 28-02-2017 o 20:29.
|