Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2017, 22:19   #18
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację

Wyładowali ich z wozu już na terenie koszar, wcześniej zapobiegliwie przeszukując i konfiskując wszelkiego rodzaju broń lub przedmioty, którymi można było zrobić komuś krzywdę.

Całkiem słusznie.

Skurwysynowi, który zafundował mu takie atrakcje urwał by łeb i nasikał do szyi. Po prawdzie zrobiłby to i nieuzbrojony, gdyby nie pewien drobiazg. Za cholerę nie wiedział, komu podziękować za rekrutację do tej żałosnej namiastki armii, która nawet w lepszych czasach w żaden sposób nie mogła równać się z karnymi oddziałami krasnoludów. To, czym była teraz to zwykłe pospolite ruszenie a nawet gorzej - ochotników jak na lekarstwo, natomiast pełno zwykłych rzezimieszków i innych równie wybitnych przedstawicieli miejscowej ludności. W takim wojsku szybciej można zarobić kosę w plecy, niż zginąć w bitwie z wrogą armią.

Partacze. Ale czego spodziewać się po człowiekach?

Jakiś trep patetycznym głosem oznajmił, że będą mieli zaszczyt walczyć za Imperatora, Elektorkę, Wissenland lub żołd. Detlef pierwsze trzy miał głęboko w dupie, a co do żołdu - cóż, jakoś nie spodziewał się deszczu złota za służbę w imperialnej armii. Rozważał jeszcze wniesienie protestu do oficera dowodzącego garnizonem - w końcu krasnoludy nie były poddanymi Imperatora, ale jakoś wątpił w to, że w ogóle zostanie wysłuchany przez kogoś wyższego szarżą, niż jeden z tych tam...

Zdumienie brodacza wyraźnie odmalowało się na jego twarzy, gdy w grupie umundurowanych dostrzegł... nie może być... elfa!? No to armia Wissenlandu była w nielada opałach, skoro na służbę wzięli drzewoluba. Jak bardzo nasrane w swoich łbach mieli dowódcy, skoro pozwalali na takie szaleństwo? Elf? Do tego nie w klatce wożonej od festynu do festynu i okazywanej za opłatą ciekawskiej gawiedzi, coby mogła odpadkami porzucać? Nie może być!

- Pewnie jakiś podrabiany... - mruknął pod nosem i wszedł za innymi do baraku mającego być ich domem przez jakiś czas. Baczył przy tym, żeby za blisko szpiczastouchego nie leźć, bo z pewnością jakimś cholerstwem zaraża. Tfu!

Zajął jedną z dolnych prycz zupełnie nie przejmując się tym, że leżał na niej czyjś tobołek. Gdy po chwili pojawił się właściciel fantów rozeźlony przymusowym poborem krasnolud spojrzał na niego wymownie i to wystarczyło, by mężczyzna zabrał swoje rzeczy i szybko zszedł mu z oczu.

Detlef. Nie. Był. Kurwa. W. Nastroju.

Grzebał w plecaku, sprawdzając zawartość. Nie zdzierżyłby chyba, gdyby zniknęło coś jeszcze poza bronią. Uspokojony położył się na posłaniu, podkładając plecak pod głowę. Smród unoszący się znad wiader obezwładniał nawet muchy, ale bulwiasty nochal brodacza zdawał się zapewniać jego właścicielowi sporo komfortu - już po chwili z jego pryczy dobiegało głośne chrapanie. Taki już był - skoro nic nie mógł poradzić na obecną sytuację, to po co sobie głowę tym zawracać?

* * *

Rankiem jakiś debil zaczął się nadzierać, jakby go żywcem ze skóry obdzierali. W sumie była to całkiem niegłupia myśl, ale zanim zdołał się do niego dostać cały barak stał na nogach i szykował się do wzięcia udziału w kolejnej farsie - zapisach do armii.

Zapytany o imię odparł zgodnie z prawdą. Gdy przyszła pora na nazwisko odpowiedział w zgrzytliwej mowie górskiego ludu, choć również zgodnie z prawdą. Niech się człowieki języków uczą i tyle. Skryba po krótkiej konsternacji wzruszył po prostu ramionami i nic nie wpisał, a w miejscu, gdzie miały znaleźć się detlefowe zdolności pojawił się po prostu nabazgrany napis "krasnolud". I wszystko było jasne... Jeszcze tylko na dole popisał się, stawiając litery "DT", z czego ta pierwsza miała brzuszek w drugą stronę. Z umiejętności podpisania się inicjałami był dumny i drobne wpadki nie psuły mu tej satysfakcji.

Przyszła kolej na żołnierski ekwipunek. Wyprawione skóry, które w bitwie zapewniały więcej ochrony przed wiatrem, niźli przed dzierżonym przez wroga ostrzem oraz pika i łuk do wyboru. Te pierwsze nijak nie chciały pasować, a po pikę zgłosił się dopiero po powrocie z magazynu mundurów, gdzie po przebraniu niezliczonej ilości śmierdzących i noszących wyraźne ślady wcześniejszego używania skórzni wciąż nie udało się znaleźć czegoś, co pasowałoby na beczkowatą postać krasnoluda. Przez ten czas nie mógł odegnać natrętnej myśli, że już wkrótce większość pobranych stąd wdzianek wróci zaraz po tym, jak ich obecnym właścicielom przestanie byćpotrzebna. Wreszcie kwatermistrz poddał się i nakazał wrócić po porannych ćwiczeniach.

- Trupy. Chodzące trupy... - krasnolud mruczał, jak to miał w zwyczaju.

Na placu ćwiczebnym krytycznie zmierzył otrzymaną broń - prosta to ona nie była nawet leżąc na ziemi. Oby ich prawdziwe odpowiedniki były lepiej wykonane. Oczekując na odpowiedzialnego za ćwiczenia trepa stał po prostu opierając się o drzewce i łypał wokół oczami. Ignorował przy tym tych, którzy porwani zrywem dobroci serca lub chęcią zaimponowania rekrutom dawali swoje gówno warte rady dotyczące zapinania skórzni. Chociaż może i komuś mogło się to przydać - człowieki nawet tego nie potrafili zrobić porządnie.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 02-03-2017 o 18:08. Powód: Nie ma skórzni, psia ich mać! ;)
Gob1in jest offline