Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2017, 23:20   #19
Cohen
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
- Co za pizdy. - stwierdził chłodno Karl, nie dbając o ton głosu, będąc mimowolnym świadkiem problemów, które na wejście niektórzy mieli z sytuacją mieszkaniową.
Dla Karla, choć ostatnimi czasy mieszkał lepiej, baraki były może nie niczym pałac, ale na pewno lokowały się wysoko na liście kwater, w których w życiu pomieszkiwał. Był dach, który nie przeciekał, prawdziwe drzwi i łóżka, nawet sracz w środku. Czego chcieć więcej?
Wspiął się na pierwszą z brzegu górną pryczę, ściągnął buty, położył je w nogach łóżka, po czym owinął się cienkim kocem i poszedł spać.

Następny dzień zaczął się od wizyty u pisarza wojskowego, celem dopełnienia formalności.
Kolejka ciągnęła się niczym smród za pospolitym ruszeniem, ale ogólna jakość zasobów ludzkich przedstawiała się marnie. Karl podejrzewał, nawet nieco liczył, że organizowane naprędce oddziały nie będą grzeszyły sprawnością bojową, ale teraz dotarło do niego, że mógł popełnić spory błąd.
- Imię?!
- Karl.
- Nazwisko?!
- Altmeier.
- Zawód?!
- Kondotier. - tego słowa nauczył się w Tilei i od tej pory zawsze go używał, bo brzmiało zagranicznie, profesjonalnie i od razu podbijało cenę.
- Że kto!?
- Najemny żołnierz.
- Co umie?!
- Walczyć mieczem, sztyletem, strzelać z kuszy, bić się, jeździć konno, pływać.

Pióro skrobało po pergaminie, robiąc kleks za kleksem, a pisarz nawet nie uniósł głowy słysząc te kwalifikacje, jakby miał takich na pęczki, pchających się drzwiami i oknami. Prawdopodobnie był w już w stanie poza mam-to-w-dupie i nawet gdyby Sigmar Młotodzierżca zstąpił z niebios tu i teraz, by się zaciągnąć, pisarz nie uniósłby nawet brwi, nie mówiąc o zmianie pytań bądź rozwodzeniu się nad odpowiedziami.

Przy wyborze broni miał lekki dylemat, bo żadna ze standardowych broni mu się nie uśmiechała, ale w końcu wybrał łuk.
Zdarzyło mu się widzieć w akcji tileańskich pikinierów, formację z którą nie było żartów, dlatego tym smutniej prezentowała się obecna sytuacja, w związku z czym nie miał zamiaru brać w niej udziału.
Z kolei jeśli próba zorganizowania łuczników wyjdzie podobnie, może dadzą im w zamian kusze.
Z nowo nabytą, choć gównianą, bronią udał się więc na strzelnicę.
Tam natknął się na szpiczastouchego stójkowego z wczoraj, który najwyraźniej znalazł sobie paru frajerów i organizował coś w rodzaju fali, choć efekt był równie smutny, jak uczestnicy.
Karl, w oczekiwaniu na podoficera, rozłożył się w plamie słońca na trawie i przymknął oczy, hołdując odwiecznej zasadzie żołnierzy i włóczęgów, że śpi się kiedy można, a wstaje, kiedy budzą.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline