Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2017, 01:16   #66
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_dK2tDK9grQ[/MEDIA]
Jack miała na sobie nową kieckę, którą kupiła, wraz z całą resztą ciuchów, kilka godzin temu w znajdującym się kilka przecznic od hotelu centrum handlowym. Żółciutka sukienka, bez ramion z rozkloszowaną spódnicą leżała na Jack idealnie. Do tego wysokie granatowe szpilki i torebka w tym samym kolorze. Muśnięte karminową szminką usta i wytuszowane rzęsy. Burza, rozpuszczonych rudych włosów, spływała kaskada na częściowo odsłonięte plecy i nagie ramiona. Panna Dove czuła się dzisiaj jak milion dolców, tak też wyglądała. Kiedy Jack przestawiała się na tryb "znajdź, wyrwij, zalicz" była o wiele bardziej pewna siebie niż na co dzień, co tylko przyciągało spojrzenia płci przeciwnej. Zdawała sobie z tego sprawę i dzisiejszej nocy zamierzała to z premedytacją wykorzystać.

Nieopodal hotelu, w którym została zakwaterowana, kilku ulic dalej w niewielkim budynku mieścił się bar, gdzie wieczorami, po służbie, lub w dni od nich wolne schodzili się przedstawiciele różnych służb mundurowych. Policjanci, wojskowy, strażacy i oczywiście funkcjonariusze SPoD. Kiedy tylko przekroczyła próg lokalu rozejrzała się lustrując pomieszczenie spojrzeniem. Nie znała tu nikogo, ale była przyjemną wizualnie osobą, więc liczyła na to, że znalezienie towarzystwa nie zajmie jej dłużej niż piętnaście minut. Podeszła do baru zamawiając u stojącego za barem mężczyzny po trzydziestce cuba libre, bo akurat rum z colą lubiła. Zasiadła na stołku balowym zakładając nogę na nogę i rozejrzała się po lokalu, zupełnie jakby kogoś szukała. Przy barze po przeciwnej stronie stała grupka mężczyzn, bez mundurów ciężko było ocenić do, których służb mundurowych należą, ale twarze, przynajmniej dwóch z nich wydały się Jack znajome. Funkcjonariusze czekali na szoty tequili, które barman polewał dla nich, każdy w ręku trzymał już ćwiartkę limonki.

[MEDIA]http://3.bp.blogspot.com/-4R0orDY1zqM/Vxi5zAjzG5I/AAAAAAAACDg/Zqt7_Gwy5p4EOOrveS8YHZlj8EmDq8gCLcB/s1600/w%25C3%25B3dka%2Bgif.gif[/MEDIA]

Jeden z nich zauważył Jack i szturchnął łokciem kumpla stojącego obok wskazując głową rudą, najwyraźniej rozpoznając pracownicę Światła. Wymienili ze sobą kilka zdań, aż, ten który był z nich najodważniejszy, lub ten który najlepiej znał angielski, postanowił ją zaczepić i zaprosić, do stolika, do którego po spożyciu szotów tequili, zagryzionych limonką wrócili. Jack z chęcią przystała na propozycję i nim się obejrzała popijała tequilę równo z funkcjonariuszami SpoD. Na jej szczęście znała hiszpański i to w stopniu całkiem komunikatywnym, tak więc jej nowi koledzy nie musieli kaleczyć angielskiego by podtrzymać z nią dyskusję. Wymienili kilka uwag na temat akcji, w której wszyscy brali udział, zapytali Jack o kilka prywatnych spraw, by potem zacząć toczyć typowe pijackie rozmowy. Nie minęło wielu czasu nim Jack rozluźniła się zupełnie, a problemy utopiły się w kolejnych kieliszkach wysoko procentowego trunku.

Jeden z chłopaków wpadł rudej w oko. Śmiała się z jego żartów, chętnie odpowiadała na pytania i zadawała je sama. Bardzo szybko postanowiła więc, że tej nocy nie spędzi sama. Chciała się wyluzować i ulżyć sobie, a jednym z lepszych sposobów jakie znała był nic nieznaczący, całkowicie zwierzęcy sex, a jeśli dodatkowo poza byciem przyjemnym dla oka, chłopak potrafił podtrzymać dyskusję i zainteresowanie Jack, tym chętniej ona realizowała swój pierwotny plan, z którym tutaj przyszła. Zaciągnięcie go do łóżka okazało się tym prostsze, że on chyba również, w którymś momencie wieczoru, postanowił, że tak właśnie skończy się ten wieczór. Dlatego, gdy Jack zasugerowała, że powinna wrócić spać, nim zdążyła cokolwiek dodać, chłopak zaproponował, że ją odprowadzi, niby to ze względu na jej bezpieczeństwo. Panna Dove pożegnała się z resztą towarzystwa i zadowolona z obrotu sprawy ruszyła dość chwiejnym krokiem do swojego pokoju w towarzystwie młodego funkcjonariusza SPoD.

Wspomnienie tego, jak stało się to, że chłopak zamiast zostawić ją pod oszklonymi drzwiami hotelu, wszedł za nią do środka pozostaje dla Jack tajemnicą. Zapewne fakt, że obydwoje byli napaleni i nieźle podchmieleni miał z tym coś wspólnego. Gra wstępna, ograniczająca się do głębokich pocałunków i wodzeniem dłońmi po ciele, lub obmacywaniem, jeśli być precyzyjniejszym w opisie, tego co działo się w windzie, która dowiozła ich na piętro Jack, była jedynie zapowiedzią gorącej nocy. Musieli przerwać, tuż pod drzwiami pokoju, gdy Dove najpierw nie mogła znaleźć klucza do pokoju, a potem przy akompaniamencie śmiechu rudej Javier lub Jose musiał jej pomóc trafić kartą, do czytnika w zamku, bo upojone alkoholem ciało nie potrafiło zogniskować wzroku. W głowie czuła przyjemny szum, a ciepło rozchodzące się w dole brzucha, nasiliło się, gdy łapiąc chłopaka za koszulkę, wciągnęła go do, w końcu otwartego, pokoju hotelowego, zatrzaskując za nimi drzwi.

Droga do łóżka upłynęła im na przemiennym całowaniu, a pozbywaniu się powoli odzieży. Jego koszula pierwsza wylądowała na podłodze, a sukienka Jack z cichym szelestem opadła zaraz obok niej. Z całą resztą poszło już szybko, jej buty, jego spodnie, jej bielizna, jego bielizna. Kryształ zatopiony w skórze Jack zamigotał w świetle latarni, wpadającym przez odsłonięte okno. Kazała mu się zamknąć, kiedy chciał coś powiedzieć i splatając dłonie na jego karku pociągnęła go za sobą opadając w miękką pościel.




Dziewczyna czasami lubiła poczuć tępy ból w głowie, puls krwi w skroniach i suchość w gardle. Czasami. Dlatego od czasu do czasu, gdy tego potrzebowała, pozwalała sobie na zapomnienie. Zabawa do rana, sex z nieznajomym, którego więcej w życiu już nie zobaczy, to wszystko potrafiło odstresować. Bez zbędnego gadania, tłumaczenia się czy wylewania żali. Przyjemność w czystej postaci, bez zobowiązań i dramatów. Ból głowy kolejnego dnia był niewielką zapłatą, wizyty u psychoterapeuty byłyby dużo droższe. Poza tym Dove po takiej nocy czuła, że żyje, a kac przypominał jej o tym, że mimo wszystko jest człowiekiem. Oczywiście mogła zamienić się i oszczędzić sobie kilku nieprzyjemnych godzin, ale to nie było w stylu Jack. Ona zwykle, tak jak i teraz zacisnęła zęby i podniosła się siadając na łóżku. Lekka narzuta pod którą spała zsunęła się z niej, a na nagiej skórze pojawiła się gęsia skórka. Zupełnie jej to nie przeszkadzało. Poczekała, aż błędnik odbierze sygnał, że jej ciało nie jest już w pozycji horyzontalnej, a świat wokół przestanie wirować nim odwróciła głowę w kierunku funkcjonariusza SPoD. Błękitne oczy dziewczyny zlustrowały mężczynę obok niej, a prawy kącik ust delikatnie drgnął, unosząc się do góry. Wysportowany mężczyzna był zawsze miły dla oka. To zaskakujące, jak przy obcych Jack porzucała jakąkolwiek nieśmiałość, a przy dobrze jej znanych osobach czerwieniła się jak nastolatka po niewinnym całusie.
Chwyciła szklankę z wodą, stojąca do tej pory na nocnej szafce i przyssała się do niej, na raz wypijając całą zawartość. Przeciągnęła się z cichym niemal kocim mruknięciem, wyciągając ręce do góry. Turkusowy kryształ zamigotał, gdy drobna stożka promieni słonecznych, wdzierająca się do pokoju, przez szparę w zasłonie padła na niego. Przeczesała palcami poplątane rude włosy i podniosła się z łóżka, omijając rozrzucone po podłodze części garderoby, które znaczyły ich trasę od momentu wejścia do pokoju, aż do znalezienia się w łóżku. Na palcach przeszła przez pokój i podniosła niedbale rzucony, na oparcie fotela, szlafrok. Otuliła się puchatym materiałem i ruszyła do łazienki. Powiesiła szlafrok na wieszaku, a na kabinę prysznicową narzuciła ręcznik, by móc od razu się nim owinąć, gdy tylko skończy prysznic. Dorzuciła jeszcze drugi, mniejszy ręcznik, do głowy. Stanęła zupełnie naga przed lustrem i przyjrzała się z swojemu odbiciu z umiarkowanym zainteresowaniem. Otworzyła zapakowaną, w foliowy woreczek szczoteczkę do zębów i nałożyła na nią, uprzednio odkręcając nakrętkę tubki, pastę do zębów. Szorowała zęby patrząc w swoje odbicie. Czuła się lepiej niż wczoraj, ba, czuł się dużo lepiej niż to miało miejsce, w którykolwiek dzień po nowym roku. Zupełnie jakby w Chicago nic się nie stało. Przez tą, jedną noc, mogła zapomnieć i poczuć się jak zwykła, młoda dziewczyna. Smaug nie kontaktował się z nią, więc mogła na ten jeden wieczór oddać się zabawie i zupełnie odlecieć, na co, na co dzień nie mogła sobie pozwolić.
Wypluła resztki pasty do zębów do umywalki odkręcając kurki. Wypłukała usta i obmyła twarz chłodną wodą, nim odkręciła wodę pod prysznicem. Gorący strumień uderzył w jej wątłe ciało, gdy weszła pod prysznic. Oddała się tej trywialnej czynności z niemałą przyjemnością. Mogła się namydlić, wyszorować i wyjść, ale panna Dove spędziła pod prysznicem z dobre piętnaście minut rozkoszując się ciepłem wody, przyjemnym dla nozdrzy, zapachem szamponu i żelu pod prysznic oraz chwilą samotności. W końcu, gdy niemal jej skóra zmarszczyła się od kontaktu z wodą zakręciła kurki, a strumień przestała płynąć. Zawinęła długie, po pas, włosy w ręcznik, tworząc turban na głowie. Owinęła ciało, po którym powoli spływały krople wody, dużym ręcznikiem kąpielowym i wyszła spod prysznica, wracając do pokoju, by przekonać się, czy Jose lub Javier, czy jakkolwiek mu było na imię, jak typowy “one night stand” już się ulotnił.


- Hola Bella… - mruknął nie podnosząc się z łóżka, za to łapczywie i z typowo męskim samozadowoleniem patrząc na swoją nocną zdobycz.
- ¡buenos dias – odrzekła, z całkiem niezłym akcentem. Ostatnie lata spędzone w Chicago, gdzie Polaków i meksykan był chyba więcej niż amerykanów dały jej wiele możliwości by ćwiczyć język. Minęła łóżko, ściągając jednocześnie ręcznik z głowy. Przez chwilę wycierała głowę, by w końcu pozwolić mokrym, rudym włosom opaść wzdłuż ciała. Popatrzyła na mężczyznę i wyglądało jakby chciała coś powiedzieć, ostatecznie jednak rozmyśliła się i zamiast wypowiadać swoje myśli otworzyła walizkę, którą zdążyła wczoraj kupić i wypełnić potrzebnymi jej ciuchami. Zupełnie ignorując funkcjonariusza zaczęła wybierać ciuchy.
- Długo tu zostaniecie? - zapytał podpierając się na łokciu.
Wyciągnęła, zwiewną granatową sukienkę i obejrzała się na Jose lub Javiera. Chyba głupio było pytać go o imię - przemknęło przez głowę Jack. Uśmiechnęła się w jego kierunku.
- To nie zależy ode mnie - wzruszyła wątłymi ramionami - i nie wiem, niestety.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Będę się powoli zbierał - zerknął na swoją komórkę. - Widzimy się dziś wieczorem? Kończę zmianę po północy - zagaił wstając z łóżka.
- Emmm - zająkała się spoglądając w jego kierunku. - Nie wiem czy tu będę - odpowiedziała wymijająco zbierając myśli. Co się właśnie działo? Zazwyczaj takie poranki wyglądały zgoła inaczej. Ona się wymykała nad ranem, lub też on to robił Ostatecznie jedno wychodziło, gdy drugie brało stanowczo za długi prysznic. Była zbita z tropu, a to spowodowało, że policzki nabrały rumianego koloru.

Zmarszczył brwi patrząc na nią pytająco.
- Ach... - nagle zrozumiał o co jej chodzi. - Sorry - narzucił na siebie koszulę, włożył nogi w swoje trampki, a resztę rzeczy wziął w ręce. - Jak coś do to zobaczenia - w przelocie pocałował ją w policzek i ruszył ku wyjściu z pokoju. Na twarzy malował mu się widoczny zawód.
- Poczekaj – powiedziała gdy ją minął. Co ona do jasnej cholery wyrabiała – O dwunastej kończysz? Gdzie potem idziesz? – zapytała i odważyła się nawet na niego spojrzeć.
- T-tam gdzie wczoraj - zająknął się nieco zaskoczony, ale twarz mu pojaśniała. - U starego Zamorano, koło firmy - użył slangowego określenia na SPdO.
- Jeśli wciąż tu będę to pewnie wpadnę - stwierdziła odprowadzając go spojrzeniem, po czym jak gdyby nigdy nic wróciła do wybierania garderoby na dzisiejszy dzień.
- Super! - odparł zadowolony. - Do wieczora Jackie! - już w pełni uśmiechnięty wyszedł z pokoju, jeszcze ostatni raz zerkając na jej wypięty tyłek.

Gdy drzwi się zamknęły za jej nocną przygodą, ciężko usiadła na łóżko z granatową sukienką w dłoni. Potrzebowała chwili na zebranie myśli. Kilka głębszych oddechów starczyło by ponownie wewnątrz jack zapanował spokój. Opadła na łóżko i wygrzebała spod poduszki nabyty, raptem wczoraj, telefon komórkowy. Odblokowała ekran i upewniła się, że na pewno nikt do niej nie dzwonił. Jak się okazało oczywiście nie miała żadnych nieodebranych połączeń. Smaug najwidoczniej radził sobie sam. Wbiła pierwsze cyfry numeru należącego do Davida, ale ostatecznie z rozdrażnieniem, skasowała je, uznając, że to jednak głupi pomysł. Nakryła się kołdrą, nie ściągając wcześniej z siebie ręcznika i przyknęła oczy. Skoro nikt, niczego od niej nie chciał, mogła po prostu pójść spać.


Obudziło ją pukanie do drzwi pokoju. Przez moment nie była pewna, czy to fragment snu. Dopiero powtórzone trzy stuknięcia sprawiły, że otrzeźwiała zupełnie. Szybkie spojrzenie na zegarek poinformowało ją, że przespała całe południe i powoli zbliżał się wieczór. W brzuchu jej zaburczało, co było raczej oczywiste gdy się pomija zarówno śniadanie i obiad.
- Dove? - rozpoznała uprzejmy głos Vellanhauera.
Mruknęła przewracając się na drugi bok, by spojrzeć w kierunku drzwi
- Wch.. – zawahała się w ostatniej chwili. Do łózka wgramoliła się w ręczniku, który teraz leżała gdzieś pod kołdrą.
- Chwila! – krzyknęła do mężczyzny za drzwiami i podniosła się przeciągając jednocześnie. Założyła szybko bieliznę i narzuciła na siebie niebieską sukienkę, którą wybrała z rana.
- Wchodź! –spojrzała w kierunku drzwi przeczesując burzę rudych włosów dłonią, bo nie miała szczotki pod ręką.
- Wiesz... mogę je wyważyć, ale po co robić dodatkowe koszty? - zażartował, bo drzwi hotelowe z zewnątrz można było otworzyć jedynie za pomocą karty.
- Obudź, się idiotko - powiedziała pod nosem i uderzyła się otwartą dłonią w czoło idąc do drzwi. Odetchnęła głębiej, nim nacisnęła klamkę otwierając drzwi hotelowego pokoju.

- Sorry, trochę mnie obudziłeś - powiedziała wyraźnie zakłopotana i gestem zaprosiła Jacka do środka.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się wchodząc. - W stołówce cię nie widzieli, więc pomyślałem, że się przyda. Proszę - wyciągnął rękę, w której trzymał kanapkę zrobioną z bagietki z warzywami i kurczakiem.
- Zbawco -zaśmiała się odbierając od niego kanapkę, od razu się w nią wgryzając. Kiedy przełknęła pierwszy kęs odezwała się - Dzięki, to co się dzieje? - przyjrzała się mu, zabierając z fotela, wcześniej rzucony na niego, ręcznik, robią mu tym samym miejsce.
- Na razie nic. Trzeba posprzątać i ogarnąć sytuację - zanurzył się wręcz w fotelu. Przymknął na chwilę oczy, które miał bardzo podkrążone. - Przekazałem informację Białemu, zajmie się mediami. Natomiast... - zaczął, ale przerwał.

- Mieszkałaś w Chicago, prawda? - nagle zmienił zupełnie temat. - Miałaś tam... kogoś bliskiego? Za kimś tęsknisz szczególnie mocno?
Machnęła dłonią siadając na łóżku i chociaż się uśmiechała, przez jej młodą twarz przebiegł jakiś cień.
- Moi rodzice nie żyją od dawna, więc nie masz co się martwić, że jakaś żałoba nie pozwoli mi pracować - najwyraźniej nie spodziewała się po Smaugu, prawdziwego zainteresowania jej osobą.
- Czyli nie będziesz miała problemów z tymczasową przeprowadzką do Buenos Aires? - spojrzał na nią z ukosa. Chciał podejść do sprawy delikatnie. - Nowy Nadzorca tego rejonu będzie pewnie chciał skorzystać z twojej pomocy tutaj. Zresztą sam zamierzałem cię rekomendować.
Kolejny kęs kanapki, dał jej chwilę na odpowiedź, jako, że nie powinno się mówić z pełnymi ustami. Na czole wystąpił mars, a Jack wyglądała na co najmniej skonfudowaną.
- Ale ja się zajmuję młodymi obdarzonymi, to nie ma sensu - stwierdziła niezbyt rezolutnie.
- Tutaj też to zapewne będzie należeć do twoich obowiązków... Jednak będę z tobą szczery Jack - spojrzał na nią świdrująco. - Każdy z nas uważał, że twoja Moc się do tej pory marnowała. Biały trzymał cię do tej pory na tym stanowisku, żebyś złapała więcej doświadczenia. Oponował przed wrzuceniem cię na głęboką wodę, ale teraz nie będzie miał wyjścia. Zresztą myślę, że Jakiro sam poprosi o twoją asystę.
Drgnęła delikatnie na jego słowa, kończąc przegryzać ostatni kawałek kanapki. Otrzepała dłonie i przesunęła się na łóżku do nocnej szafki, gdzie stała pusta szklanka po wodzie i nie otwarta jeszcze pół litrowa butelka, z hotelową etykietą. Odkręciła butelkę unosząc spojrzenie na Smauga.


- Jakiro dostanie ten rejon?
- Nuke od niego mniej doświadczenia, to samo dotyczy Ragnaroka. Pirat siedzi przy Białym, Szakal jest po łokcie urobiony w Brukseli. Lovan jest najbardziej logicznym wyborem. Choć to tylko moje spekulacje, to możemy spokojnie przyjąć, że wkrótce dostanie nominację.
- Mhm..- mruknęła pod nosem nalewając wody do szklanki. Zakręciła butelkę odstawiając ją na miejsce i objęła dłonią naczynie, choć nie podniosła go do ust - W takim wypadku będę się zastanawiać nad moim przeniesieniem, gdy będzie już coś wiadomo. Na razie chyba nie ma to sensu - wzruszyła ramionami i dopiero wówczas napiła się wody
- Gdyby nie miało to sensu, to bym tutaj nie przyszedł - nachylił się ku niej. - Mamy kreta. W SPdO bądź w Świetle. To nie jest możliwe, żeby ten helikopter tak szybko doleciał na miejsce, o którym nikt z nas wcześniej nawet nie wiedział. Musimy znaleźć tego, kto zamordował Marco. Tutaj mamy jedyny trop i ty jesteś kluczem do rozwiązania tej sprawy.
Zaśmiała się, starając zamaskować swoje zdenerwowanie.
- Jack, rozumiem dlaczego sądzisz, że potrafiłabym się tym zająć, ale.. Z jakiegoś powodu nie pracowałam w terenie do tej pory. - westchnęła dość ciężko i zbyt gwałtownie odstawiła szklankę na nocną szafkę, kilka kropel wody spadło na jej dłoń.
- Musicie mieć kogoś lepszego do tego, kogoś doświadczonego - mruknęła zła bardziej na siebie i sytuację niż kogokolwiek innego.
- Przecież już ci wytłumaczyłem powód, dlaczego do tej pory siedziałaś za biurkiem - Vellanhauer był bardzo cierpliwy. - To od początku był stan przejściowy.
- Ale to zbyt ważna sprawa, by zajmowała się nią jakaś dwójka. - błękitne, jasne oczy zawisły na twarzy Smauga - Kret, to poważna sprawa. To coś, co może zagrozić całemu Światłu, chyba musielibyście być szaleni, by uzależniać odkrycie go ode mnie - wzbraniała się przed przydzieleniem do tej sprawy.
- Heh, nie bierz tego znowu aż tak na siebie. Zajmie się tym kilka osób. I przede wszystkim, nie jesteś w Mroku, gdzie o twojej pozycji decyduje jedynie ilość mocy - mrugnął do niej. - Poradzisz sobie. To nie tylko moje zdanie - podniósł się. - Muszę iść się zdrzemnąć. I przy okazji... Do pracy w terenie będziesz potrzebowała ksywkę - po tych słowach zostawił ją samą.

jack opadła na łóżko, a rude włosy rozlały się na białej pościeli wokół jej głowy, tworząc ognistą aureolę. Zacisnęła zęby na wardze, by nie krzyknąć z bezsilności. Davide zwierzchnikiem Ameryki Południowej, zastępujący Marco w jego obowiązkach? Na pewno ją tu ściągnie, tak jak wcześniej załatwił jej przeniesienie do Chicago. To wszystko komplikowało, a ona już miała wystarczająco skomplikowane życie, nie musiała do tego dokładać jeszcze przeprowadzi na inny kontynent. Wystarczyło, że jack zrzucił jej na głowę bombę, w postaci informacji o krecie. Do tego nie chciał słyszeć jej odmowy, więc będzie musiała zająć się tym problemem. Jak zwykle, pewnie coś spieprzy. Westchnęła ciężko i podniosła się. Spojrzała w lustro wiszące na ścianie naprzeciwko. Pokręciła głową i wstała. Musiała doprowadzić się do porządku przed wieczorem, zjeść porządny obiad i może zwiedzić miasto. Taki miała plan i zamierzała go zrealizować.
 
Lunatyczka jest offline