Przeszył go zimny dreszcz.
Mimo osłabienia, łapiących konwulsji, głosów dochodzących co chwilę od znajomych twarzy.
Ale w tym momencie nie liczyło się nic.
Głos Thorra zagłuszył w nim wszystko.
Serce przyspieszyło, źrenice się rozszerzyły.
Implanty zareagowały bezgłośnie, jednak Dante wstrzymał protokoły bojowe. Choroba wybudzeniowa praktycznie przestała istnieć, dawała o sobie znać tylko drobnymi skurczami w kończynach i pieczeniem w gardle. -Peyravernay. Witaj. Choć nie odwzajemniam radości ze spotkania.
Dante najspokojniej jak mógł, zrobił krok do swojej kriokomory, przy której powinny być jego ubrania. Zaczął zakładać spodnie na pokryte kroplami wigloci ciało, później założył koszulę i bluzę i kurtkę.
Miał nadzieję, że gdzieś w głębi schowka leży jego bojowa pochwa z szablą i nożem.
To znacznie wyrównywałoby szanse.
__________________ "Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej." |