Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-02-2017, 23:04   #71
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kevin "Cobra 222" Walker - pilot z fantazją


Suchość w ustach. Nieprzyjemny posmak rury karmiącej w gardle. Ospałość po kriogenicznym śnie. No ale to w sumie jeszcze taki kosmiczny standard do którego pilot mógłby powiedzieć, że przywykł. Ale to co się działo dookoła? I no... Wcześniej?

Jakoś wstał i wyczłapał się ze swojej komory. Ale czuł się zdezorietnowany. W sumie recjonalnie i medycznie to dość przyzwoicie orientował się co jest grane. No ludki z centrali, bo marines z bronią, lekarze, no ich komora habitacyjna na Avalonie spoko. To była ta łatwiejsza do ogranięcia część. Zołnierze i reszta "obcych/nowych" zachowywali się jak w sytuacji awaryjnej. Niby friendly ale jednak z rezerwą. Prawie jakby przybyli do jakiejś kwarantanny czy otoczyć podejrzane miesce kordonem. To zachowanie też jeszcze mieszkaniec Perły rozpoznawał. Tylko, że... Co tu jest grane?!

Tego nie ogarniał kompletnie. Zegarek pokazywał czas, miesiąc, godzinę i rok. I byłoby w porządku. Gdyby nie to, że było dobre parę miesięcy od tego co by się Kevin spodziwał. Ale jakim cudem?! Znaczy wiedział jakim. Komory kriogeniczne wciąż były w zasięgu wzroku. No wiedział co się stało. Zahibernowano i jego i co dziwniejsze chyba całą ich obsadę kolonii jaka wylądowała z Nadziei na Avalonie. Jakim cudem?! Jakim cudem ktoś zapakowałby do komór tylu ludzi?! I nic nie pamiętał... A po chaosie jaki obserwował wokół inni widocznie mieli podobnie. - Taakaa impreza była. - mruknął właściwie sam do siebie pilot rozglądając się po tym chaosie. Dostrzegł automat z wodą i podszedł do niego. Sięgnął po kubeczek i obserwował jak przezroczysta stóżka napełnia go a w dłoni powoli rośnie ciężar naczynka co raz bardziej obciążonego cieczą. Woda. Plaża. Ona.

Tego też nie ogarniał. Co to było? Kim ona była? Sen był taki realistyczny. Tu, z tej kolonii, z tego Avalonu. Wydawało mu się, że rozpoznaje chociaż część miejsc ze snu. Ale nie rozpoznawał kobiety. Kbiety z którą zbierał owoce i pływał nago w morzu. O niecodziennych oczach magicznym spojżeniu. Ani imienia. Ejrene. Nie pamiętał żadnej dziewczyny o takim imieniu. Właściwie w ogóle chyba nigdy nie spotkał żadnej o tym imieniu. A przecież byli dość małą grupą gdzie nie szło kogoś nie poznać przez tyle dni i tygodni od lądowania. Na pewno jej nie było wśród kolonistów. Więc gdzie? Wśród tych co właśnie przybyli do nich? Ale jak? Przyśniłaby mu się laska której nie znał? Bo niby przyleciała właśnie na staktu? Bez sensu.

Chyba, że ją spotkał jednak. Tu, na Avalonie. Ale nie pamiętal teraz. Nie pamiętał niczego od... Tego rajdu po burzy do tych gadzin co atakowały chłopaków w lesie. A nie! Jeszcz potem zdążyli pojechać nad rzekę i czekali aż woda opadnie. Łowili ryby i gadali. Dron. Tak Mel dał mu się pobawić tą namiastką prawdziwego latadełka. I koniec. Dalej było teraz. Tu przy tych kriokomorach wśród ludzi którzy pewnie byli ekipą ratunkową z centrali.

Ale musiało być jakieś "w międzyczasie". Nawet jak przepsali w kriośnie większość z tych wyciętych miesięcy to zwłaszcza u nich coś musiało być jeszcze. Przecież byli poza obozem więc musieli jakos wrócić. Nawet jak ktoś by ich napadł i uspił jakoś to i tak musiałby ich zawieźć do obozu. No albo sami wrócili cało i potem był jakiś myk. Ale na całą kolonię?! Przecież nie dałby się zapakować do lodówki w tym dzikim świecie! I większość z kolonistów pewnie też nie. Więc jak? Jak oszukano czy zmuszono do posłuszeństwa tylu ludzi?

Najłatwiej jeszcze był w sobie wytłumaczyć samą utratę pamięci. Pewnie jakies prochy. Wystarczyło by parę czy paręnaście godzin chyba. W trakcie których jakoś ich ogłuszono czy oszukano i zapakowano do hiberni. A potem to już czas właściwie przestawał być istotny mogło minąć parę tygodni, miesięcy lub lat. Więc kluczowe były pewnie godziny, dnie, może tygodnie od ich obozowiska przy rzece. I w tym czasie mógłby spotkać tą Ejrene. Tylko skąd? Przecież byli na bezludnej planecie nie licząc ich kolonii. I tej pierwszej badawczej której nie udało im się jeszcze spotkać. Chyba, że jeszcze ktoś tu był. Ale co? Laska by się skądeś urwała, no jakoś przygarnęli ją do obozu i dalej ten myk z plażą i owocami? Wtedy... Wtedy były spore szanse, że też tu jest! A jak nie... Jak nie to pewnie miałaby coś wspólnego z tą śpiączką...

Zgniótł pusty kubek i rozejrzał się po ludzkim chaosie. Była tu? W sumie co mu szkodziło sprawdzić. Zaczął przechadzać się prypatrując się i znanym i obcym twarzom szukając tej ładniutkiej twarzy o magicznych oczach. Spotkał w końcu Franka, Ariane i Horace. Komandos, policjantka i zmodyfikowany żołnierz. Ale jednak zwłaszcza widok Franka go jakoś podniósł na duchu. Przeszli przecież przez to samo!

- Cześć. Chyba zaspaliśmy. - powiedział widząc, że chyba mają podobny etap orientowania się w temacie jak i on. - Rany ale... No brak mi słów. - chciał coś powiedzieć ale właśnie nie znalazł odpowiednich słów by wyrazić zaskoczenie i niewiedzę co tu jest grane. - Też nic nie pamiętacie? Ostatnie co ja pamiętam to, że wracaliśmy z chłopakami do obozu. Czekaliśmy nad rzeką aż woda opadnie. A potem to teraz czyli jak się budze tutaj. No i budzę się i nie wierzę. Uśpili całą kolonię? Rranyy. Nie słyszałem jeszcze o wałku na taką skalę. - pilot pokręcił głową. Spojrzał na kordon marines. Jeśli byli ekipą ratunkową to po co ten kordon?

- Coś wiecie o nich? Po grzyba ten kordon? - wskazał na kilku widocznych marines. Niby ładnie i grzecznie no i profesjonalnie ale tak w pełnych pancerzach i pod bronią to wyglądało dość ciężko i poważnie. Dla kolonistów. Jakby mieli kłopoty. Co tu było grane?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 26-02-2017, 10:07   #72
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Nae wysłuchał spokojnie kobiety. Specem od komór kriogenicznych nie był, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć, prawda? Tak czy inaczej miał zamiar ugrać w tym coś dla siebie. Z niekompetencji zrobić kompetencję. Uśmiechnął się więc delikatnie zastanawiając się czy kobitka należy do kolonistów czy ekipy Argosa...

- Miałem takie podejrzenia ,ale odrzuciłem je ze względu na niedorzeczność. Ta baza została opuszczona dawno temu, a serwis i naprawa w tych warunkach? Raczej mało prawdopodobne, nie sądzisz?

Spojrzał tutaj na kriokomory z pewnym namysłem. To miejsce miało więcej zagadek i tajemnic niż się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Nie trwało to jednak długo kiedy jego spojrzenie spotkało to drobnej kobiety.

- Najważniejsze, że wszyscy żyją i to jest powód do świętowania. Choć nie ukrywam, że zima pewnie będzie ciężka... Zostajesz z nami, czy wracasz z Argosem? Swoją drogą jestem Nae, Nae Tinnoe.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 28-02-2017, 20:57   #73
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Mel uspokoił się po dłuższej chwili. Gdy to się stało od razu odnalazł w tłumie komandora Kabbege'a. Tak się złożyło, że Frank i Kevin również przy nim byli.
- Komandorze, Dante, Kevin.- Przywitał się.- Popaprana sytuacja, nie sądzicie? Porozmawiajmy jednak o tym, gdy goście nie będą otaczać nas pierdolonym kordonem przyjaźni.- Powiedział.
Melathios ruszył później z Dantem w poszukiwaniu pozostałych członków ich grupy. Doktor miał swoje podejrzenia co do tej całej sytuacji i miał zamiar się z nimi podzielić z przyjaciółmi.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 01-03-2017, 14:26   #74
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Przeszył go zimny dreszcz.
Mimo osłabienia, łapiących konwulsji, głosów dochodzących co chwilę od znajomych twarzy.
Ale w tym momencie nie liczyło się nic.
Głos Thorra zagłuszył w nim wszystko.
Serce przyspieszyło, źrenice się rozszerzyły.
Implanty zareagowały bezgłośnie, jednak Dante wstrzymał protokoły bojowe. Choroba wybudzeniowa praktycznie przestała istnieć, dawała o sobie znać tylko drobnymi skurczami w kończynach i pieczeniem w gardle.

-Peyravernay. Witaj. Choć nie odwzajemniam radości ze spotkania.
Dante najspokojniej jak mógł, zrobił krok do swojej kriokomory, przy której powinny być jego ubrania. Zaczął zakładać spodnie na pokryte kroplami wigloci ciało, później założył koszulę i bluzę i kurtkę.
Miał nadzieję, że gdzieś w głębi schowka leży jego bojowa pochwa z szablą i nożem.
To znacznie wyrównywałoby szanse.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."
potacz jest offline  
Stary 06-03-2017, 22:35   #75
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację



Dante, Kevin Walker, Carl Cabbage, Melathios Sofitres

Peyravernay roześmiał się cicho, śmiechem, który mógł wywołać u niejednej osoby ciarki na plecach.
- Jeszcze będziemy mieli okazję nacieszyć się sobą Jaeger. Macie tu niezłe gówno. - Thorr rozejrzał się po habitacie, niespodziewanie jakaś kobieta, która najwyraźniej dowodziła grupą wojskową przywołała go do siebie. Thorr dostrzegł to. - Do zobaczenia Jaeger. - rzucił na odchodnym.

Dante zdążył odziać się, choć nie znalazł swojej broni. Wymienił kilka słów z ludźmi, których udało mu się zabrać na polecenie Carla Cabbage, lecz nie było tam wszystkich. Mimo, że faktycznie część osób zabrano do innych pomieszczeń, im dłużej próbowali dowiedzieć się czegoś, tym więcej wskazywało na to, że zwyczajnie kilku osób brakuje. Osoby wybudzone były tymi samymi osobami, z którymi przybyli na planetę, choć… w tym cholernym syfie ciężko było się rozeznać co tak naprawde wydarzyło się, a co było tylko snem. Niemniej jednak znane im twarze Ariadne, Jim'a, Dominique, Lionela, Toma, Eve, doktor Shinji i wiele, wiele innych pozwalało żywić przekonanie, że nie wszystko ze snu w kriokomorach było fikcją, może więc to nie był wcale sen? Brakowało za to osób z tych najdziwniejszych fragmentów. Kevin Walker mimo starań nie odnalazł Ejrene. Mogła oczywiście źle znieść wybudzenie, choć pewnie nie, bo cały fragment snu całkowicie nie pasował do tego co widzieli teraz.

- Ja Pierdole! Ileż kurwa razy będą nas jeszcze wybudzać. Też mieliście takie pojebane sny? - Jim objął ramieniem Kevina i Malathiosa, był wciąż osłabiony po wybudzeniu. - Jakieś kurwa roboty biegające po lesie jak jakieś owady. - Jim nagle wskazał jasnowłosego mężczyznę z metalową obręczą na szyi - Patrzcie tego. Myślicie, że gryzie? - po chwili jednak się zamknął, bowiem zauważył zmierzającego w ich stronę Benjamina wraz z Carlem Cabbage oraz Maev Kobayashi.

Benjamin nie czekał, aż zostanie przedstawiony przez emerytowanego komandora.
- Benjamin Taro, przedstawiciel Fundacji. Zapraszam pana Cabbage oraz wskazane przezeń osoby do osobnego pomieszczenia, gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać o… zaistniałej sytuacji. Niezwykle ważne dla mnie jest by ustalić co tutaj się wydarzyło. - mężczyzna palcem nasunął wyżej swe okulary. - jeśli czują się już państwo wystarczająco dobrze, to pani Maev skieruje was w odpowiednie miejsce i ugości w imieniu moim oraz Fundacji.


Dante, Kevin Walker, Carl Cabbage, Melathios Sofitres

- Najważniejsze, że wszyscy żyją i to jest powód do świętowania. Choć nie ukrywam, że zima pewnie będzie ciężka... Zostajesz z nami, czy wracasz z Argosem? Swoją drogą jestem Nae, Nae Tinnoe.

- Olayinka. Z tego co słyszałam to to jest grupa Nadziei Albionu, wciąż nie wiadomo co stało się z Excaliburem. Dopóki ich nie odnajdziemy, to szczerze mówiąc... boje sie tu zostać Nae, ale nie wiem co postanowi dowództwo. Wracam do obowiązków, później porozmawiamy.

Techniczka oddaliła się, a zaraz w jej miejsce pojawił się Benjamin.
- Nae, podejdź proszę do naszego habitatu na lewo stąd. Niedługo rozpoczniemy ustalenia zgodnej wersji wydarzeń.


Sala konferencyjna Fundacji na Avalonie.

Kiedy opuścili habitat kriogeniczny ich oczom ukazała się ta sama kolonia, jaką mieli w swoich wspomnieniach. Ta sama, a jednak jakby zupełnie opustoszała. Im dłużej przyglądali się kolejnym fragmentom kolonii, tym więcej nieprawidłowości dostrzegali. Nigdzie nie było sterowca, skryty pod plandeką śmigłowiec, który w ostatnich dniach jakie pamiętali był naprawiany przez grupę orbitalną i inżynieryjną również gdzieś zniknął. Pozostała po nim tylko poruszająca się na wietrze plandeka. Wydeptane ścieżki zarosły, habitaty w większości stały głucho zamknięte, a te, w których drzwi były uchylone, w środku, choć ubrudzone wyglądały jakby nigdy nikt w nich nie mieszkał.

Nowo postawiony habitat, do którego prowadziła ich Maev Kobayashi był bardzo podobny do tych, do których przywykli. W środku było już kilka osób oraz jeden android, a przy stole czekały już na nich specjalne posiłki i płyny dla osób dopiero co wybudzonych z kriokomory. Mieli dość czasu na jedzenie i rozmowy, bowiem i tak musieli jeszcze na kogoś czekać. Domyślili się, że chodzi o zabieganego Benjamina Taro i być może kogoś jeszcze. Póki co nikt nie niepokoił ich żadnymi pytaniami, choć kilka osób przybyłych na statku Argos było tam z nimi, zajętych swoimi sprawami.

 
Rewik jest offline  
Stary 14-03-2017, 05:18   #76
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Kevin "Cobra 222" Walker - pilot z fantazją




- Ale jaja z tego wszystkiego wyszły. - pilot grzebał w swoim talerzu właściwie po już zakończonym posiłku. Siedział i grzebał zastanawiając się po raz kolejny jak to wszystko wokół się stało. Najbardziej niezrozumiałe dla niego była ta amnezja no i zapakowanie do hibernatorów czego kompletnie nie mieli w żadnych planach. Reszta to co widział po drodze, co usłyszał, co się domyślił to była konsekwencja tych dwóch pierwszych punktów. One więc były jego zdaniem kluczowe do wyjaśnienia tej zagadki dlaczego znaleźli się w kriokomorach. Oznaki zaniedbania jakie widział na zewnątrz pasowały do objawów kilkumiesięcznego opuszczenia przez ludzi którzy znajdowali się w hibernacji.


- Dobra ja to widzę tak. - powiedział w końcu Walker rzucając widelec na talerz i unosząc dłoń by upić soku. - Wróciliśmy z tej wycieczki tutaj i wkrótce jakoś nas uśpiono. Albo gazem we śnie albo czyś w posiłku. Nie wiem jak inaczej by to zrobić z taką ilością ludzi. Co i jak to może da się wykazać w jakichś badaniach ale to mówię na czuja bo na truciu ludzi i efektach się nie znam. Ale to mi pasuje do tego co tu mamy. Nawet jak ktoś by został z takiego pomoru to już go mogli uśpić indywidualnie. Bo jakoś nie widzi mi się by za każdym z nas ktoś ze strzykawką z usypiaczem ganiał. Parę osób może ale nie taką masę ludzi. - Walker przedstawił jak widzi sprawę na tak wątłych poszlakach jakie mieli w tej chwili. Badania może mogły wykazać czym ich struto a może i nie. Nie był lekarzem by to wiedzieć. Jakby doprowadzić gaz do kontenerów też aż tak się nie orientował ani jaki to miałby być gaz. Ale tylko sen i jedzenie mu przychodziło do głowy co by wszyscy koloniści mniej więcej robili wspólnie.


- Co mnie zastanawia to, że ktoś się bardzo postarał by nas usunąć ale nie zabić. Myślę, że jak już tak leżeliśmy jak kawki to łatwiej było nas zastrzelić niż wpakowywać do hibernatorów. To już wymaga pewnej wiedzy i doświadczenia. I dobrej woli czy oporów przed zabijaniem. Nie mam na to dowodów i to czysta spekulacja. Ale stawiałbym na obsadę Excalibura. Choć nie widzę motywu na razie. Może jeszcze jakaś enigmatyczna “trzecia strona” o ile to te wizyty i oznaki działalności jakich doświadczyliśmy to ich sprawka. - dodał pilot i odstawił szklankę na stół. Też mu się nie zgadzało ten trud z hibernowaniem ich. Zupełnie jakby ktoś miał skrupuły przed rozwaleniem nieprzytomnych kolonistów. Choć sam atak był przeprowadzony z finezją i śmiałością w działaniu.


- Mnie zastanawia gdzie moje pierdolone zabawki.- Dodał Mel. - Od kiedy się wybudziłem staram się przywołać Hermexa i Hestiona, ale nie reagują. Dodatkowo nie wiem czy zauważyliście, ale ktoś zajebał mi auto!


- … a oporów przed zabijaniem jakoś nie mieli gdy zestrzelili Nadzieję - Tom Mervin po jedzeniu wytarł kącik ust. - Kimkolwiek są te sukinsyny, zabili mi brata i kilka innych osób. Nie wierzę w bajeczki o dobrej woli, Kev. Cholera ich wie co chcieli potem z nami zrobić. - ściszył głos - Cholera wie co ci tutaj chcą od nas.


- Nie wiem nic o innych, ale tego wielkiego cyborga znam. - Dante w ciszy popił z długiej, smukłej szklanki, wypełnionej czymś przypominającym turkusowy, rozwodniony kisiel. - I chyba wiem czego on chce. Wracając do tematu, ważne jest to że aktualnie żyjemy, priorytetem jest odnalezienie się w sytuacji i zebranie faktów. Nie wiem jak wam, ale oprócz samochodu Mela, zniknęła też moja broń. A bez niej czuję się nagi, szczególnie w obecności uzbrojonych wojakach, o których zamiarach nic nie wiem. Śmierć i nieobecność Jera świadczy jednak o tym, że to co pamiętamy, przydarzyło się naprawdę. - spojrzał przepraszająco na Toma. - Trzeba się dowiedzieć jak, kiedy i dzięki komu wylądowaliśmy w tych komorach.

Przerwał, spojrzał po zgromadzonych. Cisza jaka nastała była ciężka, gęsta. Zdawała się spowalniać ruchy.


- Moi państwo, do tej pory zakładaliśmy że Ci, co załatwili nas na orbicie i Ci, co bruździli na ziemi to ta sama ekipa. Może się myliliśmy? Co do tego jak, mam pewne podejrzenia, tuż przed blackoutem prowadziłem śledztwo... - Zamyślił się Carl, ale po chwili wyprostował się i jego wzrok odzyskał zwykłą, szarą ostrość - Skupmy się jednak na dotychczasowych problemach. Musimy dowiedzieć się gdzie są zaginieni i odzyskać kontrolę nad sytuacją. Obóz Landing jest naszą kolonią i to my powinniśmy być tu gospodarzami, nie na odwrót. A to oznacza ustalenie statusu prawnego naszych gości, niezależnie od tego jak bardzo jesteśmy im wdzięczni za wyciągnięcie z zamrażarek. Ci tutaj to marines imperii, to powinno ułatwić sprawę.


Carl wyszedł na zewnątrz habitatu i podszedł do jednego z marines. Pomimo tymczasowych ciuchów i wyjścia z hibernatora emanował zwyczajną aurą respektu, która przylgnęła do niego niczym druga skóra w czasie służby wojskowej i cywilnej.
- Spocznij, marine - powiedział spokojnie - Carl Cabbage, obecnie pełniący obowiązki gubernatora planetarnego. Proszę natychmiast połączyć mnie z waszym oficerem dowodzącym.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-03-2017, 17:29   #77
 
Uzuu's Avatar
 
Reputacja: 1 Uzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skał





Spotkanie w Pierwsza Kolonia Fundacji na Avalonie


Choć żołnierz wydawał się odrobinę zaskoczony postawą Carla, salutując niepewnie nawiązał kontakt przez komunikator ze swym przełożonym. Kilka minut później reprezentacja “najeźdźców” weszła do habitatu, w którym zgromadzono przedstawicieli kolonii.

Nowo przybyli możli i byli gośćmi ale na pewno nie zachowywali się jak takowi. Benjamin Taro - oficjalny przywódca całego przedsięwzięcia, którego kilku z kolonistów miało już okazję poznać, gdy tylko zgromadzeni usadowili się wygodnie zabrał głos jako pierwszy, przedstawiając nowo przybyłych. Znaleźli się tam niejaki Zahary Durraka - doradca Benjamina, Nae Tinnoe - zajmujący się sprawami technicznymi, Aurelia Zavisha - odpowiadająca za ochronę ekspedycji ratunkowej, Dragan Maeda - pierwszy oficer na okręcie imperialnym Argos, którym przybyła ekipa ratunkowa oraz V - androidka mająca wspierać rozmówców swoją bazą danych.

- Szkoda, że spotykamy się wszyscy w tak dziwnych okolicznościach. - zaczął śmiało pan Taro.
- Myślę, że każdy z nas ma masę pytań, na które chciałby znać odpowiedź. Niewiedza i niepewność wprowadza wydaje mi się, atmosferę braku zaufania. Dla was jesteśmy obcymi, którzy pojawiają się znikąd i panoszą się, rozstawiając wszystkich po kątach, ignorując kompletnie to co wypracowaliście w tych, mogę sobie tylko wyobrazić niesamowicie trudnych warunkach z tak ograniczonym dostępem do pomocy z zewnątrz. - Benjamin przerwał na chwilę, przyglądając się każdemu z kolonistów.
- Kevinie Walker, Carlu Llevelyn Cabbage, Franku Jaeger, Melathiosie Sofitres, Tomie Mervin, dziękuję wam. Nie tylko przetrwaliście ale i sprawiliście, że zaczęliście budowę waszego nowego domu, lub przynajmniej jego zalążka. Cieszę się, że Fundacja wybrała właśnie was jako członków pierwszej kolonii. - Taro podniósł się i zaczął bić brawo. Niepewnie dołączyli do niego pozostali, nie do końca spodziewając się takiego obrotu sprawy i jak i samego faktu, że coś takiego może mieć miejsce.
- Przejdźmy jednak do konkretów. A dokładniej zacznijmy od wyjaśniania kilku spraw, które miały tu miejsce. Jako akt dobrej woli, zacznę od tego kim jesteśm i tego co dowiedzieliśmy sie do tej pory. A więc od początku. Fundacja zaraz po utracie sygnału zarówno od Nadziei jak i Excalibura kilka miesięcy temu, natychmiast rozpoczęła przygotowania do misji ratunkowej. Mały zespół specjalistów, który w zależności od zaistniałej sytuacji poradziłby sobie w każdych warunkach został wybrany. Na pokładzie okrętu imperialnego Argos, około tygodnia temu pojawiliśmy się w systemie Avalon bezskutecznie próbując nawiązać kontakt. Po odebraniu sygnału z wraku Nadziei Albionu, którego to źródła nie udało się nam ani zlokalizować ani wyjaśnić, o szczegóły możecie pytać pana Nae, dostaliśmy dostęp do lokalizacji wszystkich wystrzelonych modułów. Jako, że większość zasobów według danych z okrętu kolonizacyjnego spadła tutaj, rozpoczęliśmy nasze poszukiwania ocalałych od tego właśnie miejsca. Po przybyciu, Aurelia, Nae oraz doktor Adrian Tran, który zakładam przebywa w tej chwili w tymczasowym ambulatorium, odnaleźli kolonistów zamrożonych w komorach kriogenicznych. I to doprowadza nas do tego miejsca. Mam oczywiście kilka pytań ale zanim je zadam chciałbym usłyszeć waszą wersję wydarzeń. Odpowiemy też w pierwszej kolejności na wasze pytania jeśli jakieś macie, mam nadzieję, że doktor Adrian zdąży niedługo do nas dołączyć, jeśli nie, sam postaram się udzielić jak najbardziej zadowalających odpowiedzi zgodnie z moją wiedzą. - Benjamin usiadł ponownie, poprawiając okulary i uśmiechając się ciepło, zdawał się zachęcać do dalszej rozmowy.
 
__________________
He who runs away
lives to fight another day
Uzuu jest offline  
Stary 18-03-2017, 18:08   #78
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Mel wstał i pewny siebie zaczął.
- To może ja zacznę. Jako jeden z pierwszych byłem na nogach podczas ataku na Nadzieję. Oto jak to pamiętam.- Melathios usiadł i kontynuował.
- Obudziłem się z krio snu, było nieprzyjemnie, ale znoszę to lepiej od innych, głównie dlatego, że sporo w młodości latałem na inne planety i zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Alarm wył jak popierdolony, a do tego spora cześć załogi nadal była w komorach. Na korytarzu spotkałem gubernatora, te mechaniczkę blondynę. Tom jak ona się nazywa?- Zapytał oficera Nadziei.
- Catriona Dallas.- Odpowiedział Mervin. Mel podziękował skinieniem głowy po czym kontynuował.
- Oraz doktor Konohara, która była w niezłym szoku. Nie wiem czy to skok adrenaliny czy może instynkt, a może po prostu jestem większym kozakiem niż myślałem, ale udałem się na dodatkowy mostek, ten przy maszynowni, by dokonać diagnostyki statku. Dostaliśmy czymś porządnie, a odczyty wskazywały na pocisk lub wiązkę energii wystrzeloną gdzieś z powierzchni planety. Nie miałem czasu jednak by przyglądać się komputerowi, traciliśmy ciśnienie, tlen i wysokość. Nadzieja była na kursie kolizyjnym z planetą. Niewiarygodnym szczęściem i z pomocą mojego drona, Hermexa. Nie widzieliście go gdzieś tu może, od kiedy się wybudziłem nie mam z nim kontaktu.- Zapytał ekipę ratunkową.- Niemniej kontynuując.- Mel nie przerywał.- Udało mi się posadzić nadzieję na orbicie po czym zacząłem zrzucać moduły z ekwipunkiem i śpiącymi pasażerami na jak mi się wtedy wydawało, porządny kawałek terenu.- Mel skierował ostatnie słowa do towarzyszy, jakby chciał podkreślić, że bazę nadal należy przenieść.- Wtedy skierowałem się do modułu z rzeczami osobistymi. Tam natknąłem się na młodego chłopaka, widziałem go pary razy na odprawie przed wylotem. Majstrował coś przy konsoli co uniemożliwiło mi zrzucenie tego modułu razem z pozostałymi. Frank.- Mel wskazał Jaegera.- Ogłuszył chłopaka i zabraliśmy się z nim do kapsuły ratunkowej. Nie było czasu by naprawić to co zjebał i niestety wszystkie rzeczy osobiste zostały na orbicie. Teraz jest najciekawsze. Wcześniej tak o tym nie myślałem, ale teraz ma to dla mnie sens. Gdy kapsuła spadała, chłopakowi eksplodowała głowa. Wyglądało to na robotę psionika, albo dzieciak miał problemy z ciśnieniem, ale stawiam na psionika. Widziałem coś podobnego na ksieżycu Macedona. Zwłaszcza, że jego działania to był jawny sabotaż. Być może, ktoś chciał się pozbyć tropu. Było to pierwsze z wielu dziwnych wydarzeń jakie nam się przytrafiły od czasu wylądowania.-
Mel usiadł i pozwolił komuś innemu kontynuować opowieść.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 18-03-2017, 20:39   #79
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
- Oberwaliśmy w kokpit pilotów oraz w maszynownię – podjął Tom – To był celowy atak, nie ma mowy o polu asteroid czy innym kosmicznym syfie. Byłem drugim pilotem. Mi jakoś udało się przeżyć, ale Jer zginął.... – Tom Mervin mówiąc o swoim bracie, pierwszym pilocie Nadziei Albionu i jego śmierci, zawsze miał kurwiki w oczach, ale tym razem opanował się przed ponownym wybuchem gniewu. – Jeśli w ogóle... – kontynuował – ... jeśli faktycznie to wszystko miało miejsce.

Tom zamyślił się widocznie, po czym wyjaśnił swoje wątpliwości
Zanim przyszliście, ucięliśmy sobie krótką pogawędkę. W zasadzie nie wiemy czy to co pamiętamy faktycznie się wydarzyło. Mam spora lukę w pamięci, nie wiem jak znaleźliśmy się na ten przykład z powrotem w kriokomorach... Jednak to co mówi doktor Melathios... również to pamiętam. Archibald, bo to o nim mówił doktor Melathios, zgodnie z tym co podsłuchałem u lekarzy, jak sam lizałem rany, niemal na pewno zginął w wyniku użycia mocy psionicznych. Zaraz po awaryjnym lądowaniu większość czasu spędziłem wracając do zdrowia...

Tom Mervin w tym miejscu uciął i zaczął nad czymś gorączkowo myśleć, jakby próbował sobie coś przypomnieć, jednak nie odzywał się na tyle długo by mogła przemówić kolejna osoba.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 18-03-2017 o 20:44.
Rewik jest offline  
Stary 19-03-2017, 12:42   #80
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Tuż przed incydentem z kriokomorami prowadziłem dochodzenie, mające ustalić dziwne fenomeny mające miejsce w Obozie Landing. Zebraliśmy dowody na to, że przynajmniej jedna osoba w obozie była pod wpływem wrogiej psioniki, a kilka było co najmniej podejrzanych. Podjąłem decyzję aby ową osobę zamrozić do czasu eliminacji zagrożenia, a pozostałe poddać obserwacji i badaniom, ale nim zdążyłem podjąć kroki, obudziłem się tutaj. Najwyraźniej wróg nas wyprzedził.
Carl Cabbage spojrzał na obecnych wojskowych - Oczekuję wprowadzenia protokółu 21.3 w trybie żółtym - powiedział z autorytetem, powołując się na regulamin wojskowy imperii na wypadek wrogiego psionika. Oznaczało to między innymi fakt, że każdy rozkaz musiał być potwierdzony przed kolejną osobę z łańcucha dowodzenia. Tryb żółty to z kolei zagrożenie potwierdzone i aktywne, ale nie trwają obecnie działania zbrojne.
- Wracając do momentu lądowania, było typowo awaryjne, chaotyczne. Po zorganizowaniu prowizorycznego obozu i zabezpieczeniu rannych miał miejsce incydent - Spłoszone stado wymieszanych gatunkowo megazwierząt zostało skierowane na obóz, co jak okazało się było tylko dywersją - przynajmniej jeden zamaskowany zwiadowca przeniknął do naszego obozu, podkładając ładunek wybuchowy. Gdy udało się go namierzyć - zniknął, w sposób sugerujący że miał możliwość teleportacji.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172