Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2017, 09:27   #55
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
- Uzupełnić amunicję i chemię - powiedział Padre - Tylko miejcie oczy otwarte. Dziesięć minut wystarczy na to. Potem idziemy na piwo. Oddział Black 1 może być niedaleko.

Dobrze było mieć w oddziale medyka, ale takiego prawdziwego. Nie zjebanego konowała z przećpaną banią, ledwo potrafiącego odróżnić strzykawkę od własnego fiuta. Na parchate szczęście Szósty znał się nie tylko na mordowaniu i rozwałce, ale i sklejaniu do kupy ludzkiego mięsa - poszarpanego szponami, kłami; przypalonego niedawnymi eksplozjami. Nash przeszukiwała uważnie pobojowisko, bobrując za przydatnymi w wojnie zabawkami, a ruda kopuła mieliła wspomnienia zaraz po zakończeniu walki. Szósty... wedle danych z Obroży Terrance. Mathias. Jakoś do tej pory nie zwracała uwagi na imiona, nie szło jednak o nich nie myśleć, gdy przed miało się takiego typa bezpośrednio przed sobą. Zamknęła wtedy pysk, oddając się w niosące pomoc ręce bez warknięcia skargi. Siedziała sztywno, spięta obecnością kogoś obcego w swojej najbliższej strefie. Postawił ją do pionu szybko, profesjonalnie i nie pieprzył bzdur za uszami, byle wypełnić napiętą ciszę czymś innym niż niemy brak zaufania wymieszany w równym stopniu z niechęcią.

Ruszyli, przeszli kawałek i znów się zatrzymali, stając pośrodku wesołego obrazu mogącego dostać tytuł "Preludium Rzeźni". W kolorze.
Ósemka rozglądała się czujnie, przykucając w bezruchu na każdy głośniejszy szmer, lecz nic nie wyskakiwało. Jeszcze... jakże pocieszające. Cała prowizoryczna barykada zdawała się należeć do tworów stawianych w pośpiechu, niezbyt uważnie. Byle tylko odgrodzić bydło od zagrożenia. Zapewnić minimalną ochronę przed wrogiem, równającą się większej szansie na przeżycie, ewakuację... naiwni idioci. W okolicy dominowały ciała obcych, nie dało się dojrzeć swojskiego ścierwa, gnijącego wesoło w ciepłych promieniach słońca, lecz tu i tam ciemnobordowe kałuże nuciły pieśń o niedawnych zgonach, a potwierdzały ją pojedyncze wstążki jelit, zagrzebane w piachu na podobieństwo przyczajonych do ataku węży. Zoe deptała po nich bez cienia skruchy, czy wyrzutów sumienia, grzebiąc zapamiętale w stercie śmieci. Trud się opłacił, po paru minutach uzupełniła zużyte granaty, chowając je z pietyzmem do kieszeni. Prócz broni odnalazła również świętego Graala, na widok którego ponura twarz wyraźnie się rozpogodziła. Prostokątna, lekko uwalana krwią paczka fajek wydawała się jej najpiękniejszym widokiem, na jaki się natknęli od wylądowania. Chciwe ręce rozerwały karton, wyłuskując pojedynczą pałeczkę, by zaraz wetknąć ją między wargi i podpalić. Kobieta zaciągnęła się porządnie, wstrzymując dym w płucach trzy sekundy, po czym wypuściła go przez nos, przymykając oczy z przyjemności. Czasem do szczęścia wystarczył głupi drobiazg.
Nic co piękne nie mogło niestety trwać wiecznie, nie w ich świecie i nie z przylegającą ściśle do szyi Obrożą. Ćmiąc peta raz jeszcze odpaliła holo w znaleźnym smartfonie, umilając sobie czas oglądaniem nagrania. Gadała na nim dobra dupa - trochę brudna, ale po poście w celi Nash byłaby gotowa na wiele ustępstw. Mrużyła oczy i krzywiła się dość kwaśno, wyłapując kolejne szczegóły. Gość nazywał się Hillyard, tak przynajmniej głosił napis na odznace. Pies, sługus Federacji...
Splunęła pod nogi, rozcierając plwocinę butem. Postukała w ekranik, przeglądając ostatnie połączenia. Nic szczególnego, wiele pozycji nosiło nazwę "Honey" i zostało opatrzone zdjęciem uśmiechniętej uroczo do porzygu blondyneczki z zadartym nosem - zapewne jego dupy. Tej dla której zostawił wiadomość nim zapewne rozerwano go na strzępy.
Ruda głowa pokręciła się na boki, powietrze zatruła kolejna porcja dymu. Zdążył wysłać wiadomość, czy nie dał rady? Zależało mu, prawdopodobnie. Bardziej niż na sobie... na tej durnej lasce, co za cyrk. Ósemka zgrzytała zębami, próbując zrozumieć motywację gliniarza, lecz ni w cholerę jej to nie szło. Upośledzenie społeczne stanowiło ciężką do pokonania barierę, równie nieprzekraczalną co ściana z żelbetonu.
Coś po lewej stronie klatki piersiowej Parcha drgnęło, posypały się rdza i kurz. Może i Hillyard pilnował porządku w pierdolniku zwanym porządnym społeczeństwem, a jego ciało rozerwano na sztuki, zeżarto i wysrano, lecz coś w jego głosie i spojrzeniu nie dawało spokoju. Tak samo jak wiedza, że po drugiej stronie piekiełka ktoś na niego czekał. Stary też tak czasem gapił się na Zoe, kiedy sytuacja poczynała śmierdzieć chujem.
Palce raz jeszcze rozpoczęły taniec po ekranie, wpierw nieśmiało, z czasem coraz pewniej. Wybrały numer oznaczony fotą blondynki, podczepiły nagranie i wysłały mailem. Dla pewności. Niech wie, niech ma cokolwiek. Pamiątkę. Pamiątki są dobre.
- Rw... a... a... ć - warknęła urywanie, puszczając ze złością dym do góry. Kątem oka sępiła na smartfona, jakby czekając na reakcję. Laska zadzwoni, napisze? Może już nie żyła... i co Nash to do kurwy nędzy obchodziło? Kolejna siwa zawiesina zanieczyściła powietrze. Dokończy fajka i ruszy dupę. Do punktu zbiórki został kawał drogi.

- Próbujesz gadać z martwymi? - Black 6 zainteresował się tym co ósemka robiła ze smartfonem.

Szybkie kiwnięcie rudą głową, do akompaniamentu parsknięcia przez nos. Siedzieli pośrodku masakry, dopiero co przestali krwawić, a wokoło brzęczały wesoło roje much, obsiadających śmierdzącą rozkładem padlinę - sceneria idealna do wywoływania duchów. Szkoda, że świeciło słońce, lepszy klimat dałoby parę zniczy i mrok nocy, ale nie można było mieć wszystkiego.

Smartfon nie kazał na siebie zbyt długo czekać. Nash zdążyła spalić prawie całego fajka gdy zabrzęczało połączenie przychodzące od “Honey” z listy adresowej.

Martwi okazali się być wyjątkowo aktywni. Co prawda prostokąt telefonu nie przypominał tabliczki Oujia, ale chyba się sprawdził. Ósemka zamrugała, przenosząc spojrzenie z gęby blondynki na gębę medyka i z powrotem. Czyli laska dychała, ba! mało tego! Zebrało się jej na pogaduszki. Co poczuła dostając maila i odtwarzając mało optymistyczny przekaz?
Zapewne wychodziła z siebie oraz nerwów, drepcząc w kółko, a telefon przyciskała do spanikowanej gęby. Miała farta w niefarcie, Zoe zaciągnęła się po raz ostatni i odebrała, ustawiając videopołączenie. Smartfon wylądował na ziemi, a ona kucnęła przed nim, wyciągając ręce nad holoklawiaturą.

Holoekran przez moment wyczarowywał swoją zawartość nad postawionym nośnikiem danych i objawił się jak zwykle nieco półprzezroczystą ekranizacją rozmówcy trochę rozmazującą tu i tam. W tym wypadku była to głowa tej blondynki z listy adresowej. Choć zapłakane oczy, blond włosy upięte niedbale w kok, widoczne zmęczenie a przede wszystkim niepokój na twarzy czyniły ją kompletnie inna osobę od tej uśmiechniętej miło i wesoło młodej kobiety na liście adresowej. Niepokój na moment znikł gdy osoba po drugiej stronie dojrzała rozmówce widocznie kompletnie innego niż się spodziewała.
- Kim jesteś? Gdzie jest Karl? - blondyna odezwała się pierwsza i zamarła w oczekiwaniu trawiącym jej twarz. Twarz wydawała się oczekiwać na hiobowe wieści ale nadal jednak nadzieja jeszcze nie opuszczała jej całkowicie.

W odpowiedzi ręka Nash powędrowała do jej szyi, pokazując wymownie Obrożę. Zmrużyła oczy i wzruszyła ramionami, drugą dłonią stukając w klawiaturę.
“Nie wiem. Jestem przejazdem. Znalazłam holo. Nikogo żywego.”
Już miała skończyć, lecz naraz prychnęła dopisując jeszcze jedno zdanie.
“Ciał też nie ma.”

Oczy blondynki dotąd zastygłe w pełnym napięcia oczekiwaniu przesunęły się z twarzy złotookiej kobiety nieco w dół gdzie pewnie pokazywał jej się tekst na dole ekranu. Po chwili skoczyły z powrotem w górę na to co Parch miała na szyi i znów wróciły do czytania. Zaszkliły się łzami, a wargi zaczęły drgać od szlochu. Kobieta przesłoniła je dłonią na której miała założony jakiś bandaż. Wzrok uciekł jej w kąt gdy głowa opadła jej z rozpaczy ale zaraz podniosła się i nagle spojrzała na Nash całkiem przytomnie mimo śladów łez ściekających po jej policzkach.
- Gdzie jesteś? Proszę powiedz mi. Mnie nikt nic nie chce powiedzieć. Nie można się nigdzie dodzwonić. - popatrzyła błagalnie w złote oczy sapera Parchów i złożyła prosząco dłonie.

“Zachodni wyjazd, bar Haven za kraterem. Masz broń? Umiesz z niej korzystać? Idź do kosmoportu jeżeli się da. Nie ryzykuj. Jak się nie da znajdź schronienie.” - palce Ósemki stukały w holokawisze, mina pozostawała bez wyrazu. Mrugnęła i dodała - “Gdzie Jesteś??”

- Karl tam był ostatnio. - powiedziała zapłakana i spazm szlochu szarpnął jej ciałem na dobre. Skryła twarz w dłoniach tak, że w holo widać było tylko rozedrgany blond kucyk. Żal i rozpacz na chwilę zdominowały ją całkowicie i rozmowa się właściwie urwała. Podniosła jednak czerwoną twarz z powrotem do holoekranu tak, że znów stała się widoczna. Otarła niedbałym ruchem oczy i nos.
- Mamy pistolet. Ale ja nigdy nie strzelałam. To pistolet Karla. - znów rozpłakała się gdy wypowiedziała imię mężczyzny. - Jestem w domu. Już prawie wszyscy wyjechali ale czekam na niego. Część została bo mówią o jakiejś zarazie w kosmoporcie. Nie wiemy co robić. Nie ma dokąd pójść. Ale obiecał mi, że poprosi o przeniesienie. By mógł być gdzieś bliżej. - mówiła z uporem pomimo, że ciałem szarpały jej spazmy.

Ósemka zgrzytała zębami walcząc z coraz przemożniejszą chęcią aby wziąć smartfona i rzucić nim o ścianę. Co za rozlazła, miękka dziwka. Szlochy, spazmy, łzy cieknące po policzkach i gil spływający z nosa - żywy obraz nędzy i rozpaczy. Do tego strzelać nie umiała, ale czego się spodziewać po federacyjnym bydle, rosnącym pod czujnym okiem pierdolonego państwa opiekuńczego. Stawali się bezbronni, bezużyteczni. Nic dziwnego, że wróg z taką łatwością ich niszczył.
“Zaraza? Co za kłamliwe kurwy!!!!!” - wystukała zirytowana, odpalając drugiego papierosa - “Xenosy, nie zaraza. Gdzie mieszkasz, ilu was jest? Masz kogoś kto zna się na broni pod ręką? Schrony? Piwnice? Jak sytuacja w okolicy, jeszcze spokojna? Zbierzcie się w grupę, bez dzieci, staruchów, kalek i pojebów. I nie rycz kurwa, skup się. Nie czas na próżne żale. Karl nie wróci. Pełno to tego ścierwa. Musimy się przebijać. Nie wiem gdzie jest, nie widziałam ciała. Tylko telefon na barykadzie. Jeżeli żyje szybko nie wróci, czaisz? Ratuj się. Nie chciałby żebyś zdechła.”

- Wiemy o potworach. Karl i inni poszli z nimi walczyć. Ale kosmoport nie działa bo jakaś zaraza tam podobno jest. Nie ma gdzie uciec. Nie ma dokąd iść. - kobieta o blond włosach pokręciła głową mówiąc o sytuacji w jakiej się znalazła. Twarz znów spowiły łzy - Proszę cię nie mów tak. Nie mów, że on nie wróci. - powieki i usta zaczęły drgać jej gdy walczyła z tragicznym końcem jaki mógł spotkać Karla. - Jak się nazywasz? Ja jestem Sara. - otarła oczy ponownie i spojrzała na twarz drugiej kobiety.

“A co ma ci kurwa powiedzieć ktoś taki jak ja? Czego się spodziewasz?”
- Nash pokręciła głową z widoczną naganą. Zazgrzytała zębami i podjęła pisaninę - “Rusz łbem. Kiedy wysyłają takich jak my? Dobra, jebać. Posłuchaj. Co macie w okolicy? Budynki? Ilu was jest. Odpowiadaj na pytania. Zamknięte przestrzenie z jednym wyjściem, łatwe do obrony. Albo uciekajcie. Samochody. Pakujcie się i spierdalajcie. Tam gdzie wojsko. Znajdźcie wojsko. Kurwa.” - odsunęła ręce od klawiatury, a ciało od ekranu celem zaczerpnięcia oddechu.
“Nic nie obiecuje, czaisz? Ale jak sie napatoczy okazja. Poszukam go, ok? Sara… nie chcesz znać mojego nazwiska. Po chuj ci ono? Żeby wyszukać w extranecie? Parch. Drużyna Black. Numer wywoławczy Osiem.”

- Widzę kim jesteś. Ale proszę cię. Powiedz mi swoje imię. Chciałabym wiedzieć komu mogę podziękować. - Sara powtórzyła swoje pytanie proszącym tonem ignorując resztę wypowiedzi Nash. Patrzyła się w holo uważnie jakby ta reszta rzeczy o jakich pisała złotooki rudzielec była dla niej mniej istotna.

Chwila wahania, po którym Ósemka przymknęła oczy. Odpalony papieros tlił się w jej palcach, żar dochodził pod filtr. Zaciągnęła się ostatni raz i odrzuciła kiepa gdzieś w bok.
“Nic dla ciebie nie zrobiłam, nie masz za co dziękować.” - zrobiła przerwę, i nim zdążyła pomyśleć, dopisała szybko - “ Zoe.”

- Zoe. Masz ładne imię. - powiedziała Sara kiwając głową znowu ocierając łzy i chyba próbowała się uśmiechnąć choć wyszło jej to raczej słabo. - Dziękuję ci Zoe. Ja odchodziłam od zmysłów bo nie wiedziałam co się dzieje z Karlem. Nie mogę sama iść do kosmoportu. Miałam wypadek. Nie chciałam mu mówić. Ale… Jeśli go znajdziesz. Ja wiem jaka jest sytuacja. Ale chciałabym wiedzieć. Proszę cię Zoe powiedz mi jeśli się coś o nim dowiesz. Ja tu będę. Będę czekać. - blondyna poprosiła rudowłosą kobietę o złotych oczach patrząc z przejęciem w holo.

“Jaki jest twój status?” - szybkie pytanie i Ósemka westchnęła. Cywil. Rozmawiała z cywilem. Zaczęła więc jeszcze raz - “Wypadek. Jesteś ranna? Krwawisz? Możesz chodzić? Bronić się? Zadzwoń po sąsiada, kumpla. Kogokolwiek z okolicy. Uciekaj… dobra. Chcesz zostać to się przygotuj. Piwnica. Weź zapas żarcia w puszkach i wody. Leki. Bandaże. Baterie i latarkę. Powerbanki. Siedź cicho i nie wychylaj się. Nie dzwoń do mnie. Hałas może nas wkopać. Pisz. Odpisze albo oddzwonię jak dam rade i będę żyć. Godzina ciszy po twojej wiadomości oznacza że nie masz co wydzwaniać. Trochę burdel tu mamy.” - zrobiła krótką przerwę i pokonując sztywność mięśni, uśmiechnęła się do blondynki z holo - “Nie obiecuje że coś znajdę. Ale jak znajdę dam znać. Napisze. Pilnuj się. Będzie lipa jak nadstawie karku dla twojego fagasa, a on nie będzie miał do kogo wracać. Saro.”

W odpowiedzi Sara sięgnęła ręką po swój aparat, obraz zadygotał, rozmazał się ale ustabilizował niżej. Kobieta siedziała na jakimś krześle chyba przy jakimś biurku. Ale jedną nogę miała usztywnioną widocznie po jakimś złamaniu czy podobnym urazie. Obok krzesła leżała klasyczna kula jako pomoc przy przemieszczaniu się z takim obciążeniem.
- Poradzę sobie. I tak się szykowałam jakby Karl wrócił. Będę pisać. Bardzo bym chciała by tobie też się udało i nie stała ci się krzywda Zoe. I napisz do mnie jak dasz radę. Cokolwiek. Proszę cię Zoe. - blondyna podniosła znowu holo na swoją twarz. Obraz trochę się trząsł gdy pewnie trzymała holo w dłoni. Nash zobaczyła fragment okna. Coś tam się dymiło jak jakaś mgła czy podobne źródło dymu albo pyłu.

“Weź broń, pamiętaj o niej. Ogarnij co pisałam. Schowaj się” - palce Parcha powtórzyły przekaz. Też wybrała sobie kobieta porę na wypadki. Z przetrąconym kopytem daleko nie zajedzie… ale mogła spróbować przeczekać. Mogło się udać… tylko po cholerę tak się uzewnętrzniała? Inaczej by pewnie śpiewała, gdyby poczytała akta i obejrzała archiwalne wiadomości. Martwienie się o Parcha było tak abstrakcyjne, że Nash aż zatkało. Przez dobre pół minuty trwała w bezruchu, nie wiedząc co odpisać, ani co myśleć.
“Dowalili mi poczwórne dożywocie. Szybka śmierć jest lepsza niż gnicie w celi do usranej śmierci. Po to się zgłosiłam. Heh.” - zaśmiała się bezdźwięcznie, patrząc blondynce prosto w oczy - “Uważaj na siebie. Będę pisać. Postaram się. Coś znaleźć. Dam znać. Muszę iść. Jesteśmy w kontakcie. Powodzenia Saro.” - podniosła dłoń na wysokość twarzy i machnęła nią na pożegnanie.

Blondynka gdy przeczytała napisy pod ekranem holo spojrzała ze smutkiem i współczuciem na rudowłosego Parcha. Przygryzła jednak wargę z jakimś dziwnie upartym wyrazem twarzy i kiwnęła głową na znak zgody lub wsparcia. Też pożegnała się machnięciem dłoni podobny do Nash gestem.
- Powodzenia Zoe. - Ekran holo zgasł i na ziemi wciąż leżał aparat Karla. Po chwili jednak zabrzęczał wiadomością tekstową. Gdy Nash przeczytała był od “Honey” i zawierał adres. Oraz jeszcze krótką wiadomość:
“Przynosisz nadzieję. Dziękuję i powodzenia. Będę na was czekać.”

Laska ściemniała, udawała zainteresowaną byle tylko nie stracić zainteresowania jedynej osoby, jaką miała pod ręką do szukania swojego faceta. Udawała, Nash gówno ją obchodziła… tak, definitywnie tak właśnie było. Chociaż…
Ruda głowa pokręciła przecząco na boki, holoekran raz jeszcze rozbłysnął na ziemi, gdy Ósemka przeglądała ostatnie połączenia, szukając czegoś co mogło się przydać. Ktoś znający się na broni, z roboty od gliniarza. Albo wojskowy. Kumpel.
Znalazła kogoś takiego w połączeniach odebranych - znaczy gadali ze sobą. Gęba na zdjęciu przedstawiała młodego faceta w psim mundurze. Bingo.
Drugie połączenie już nie jeżyło Parchowi włosów na karku. Chciała to załatwić i mieć święty spokój. Na razie Terance nie komentował, lecz i tak wolała na niego nie patrzeć. Wygłupiała się, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Widok politowania na twarzy medyka nie był jej potrzebny.

Sygnał buczał, buczał i buczał. Wydawało się, że nikt nie odbierze. Ale jednak w końcu odebrał.
- Karl?! - męski głos i głowa w policyjnym hełmie z podniesioną szybką powitała Nash. Podpis pod jego facjatą na liście adresowej głosił, że nazywa się Sven. Facet mówił podniesionym głosem jakby nie mógł uwierzyć, że ktoś dzwoni albo, że właśnie dzwoni ten numer. Ponadto gliniarz był w jakimś tłumie. Stał przy ścianie za którą był jakiś plakat reklamujący linie Red Ball. Głosów było jednak wokoło pełno. Przypominały odgłosy jakiś zamieszek czy demonstracji. Facet jednak szybko skorygował, że to nie Karl do niego dzwoni więc zmarszczył brwi w zdziwieniu ale szybko się opanował.
- Parch? Wiesz coś o Karlu? - spytał bez ceregieli mówiąc głośno na pograniczu krzyku by przebić się przez rumor jaki go otaczał. Obraz drgał gdy widocznie trzymał holo w dłoni.

Wreszcie ktoś, kto reagował normalnie, jak Pan Bóg przykazał. Nash od razu zrobiło się bardziej swojsko, lewą kącik ust powędrował do góry. Niezły burdel mieli po drugiej stronie. Bydło pewnie się tratował, rzucało na siebie… cała masa przyjemności.
“Status Karla: M.I.A.” - odpisała jedną ręką, drugą wyłuskując papierosa z rozerwanej paczki. Odpaliła go spokojnie i dopiero podjęła rozmowę - “Ale nie liczyłabym na na nic innego niż K.I.A. Kiedy go widziałeś, byłeś z nim tutaj, pod Haven? Jak daleko od jego domu jesteś teraz, dasz radę posłać kogoś po jego dupę? Złamała nogę, nie da rady spierdolić. Inni uciekli, została sama. Kazałam jej zebrać zapasy i zabunkrować w piwnicy. Siedzieć cicho. Sara ma gnata, jest spanikowana. Ale nie umie strzelać. Nie ogarnie.”

Facet był chyba zdziwiony, z kim i o czym gada z obcą osobą. Tak samo to, że widział napisy a nie standardową rozmowę.
- Karl jest… - nozdrza mężczyzny w mundurze rozszerzyły się i mięśnie szczęk chodziły chwilę. Ale na zaskoczonego nie wyglądał. - Nie ma ciała? Kurwa nikt stamtąd nie wrócił do nas. Sara złamała nogę? Rozmawiałaś z nią? Kurwa mać! - gliniarz patrzył rozkojarzonym wzrokiem to na twarz w holo, na litery pod obrazem i na to co się dzieje gdzieś poza obrazem holo. Przeklął gdy Nash powiedziała o losie Sary i w tym samym czasie coś w pobliżu rozbiło się o ścianę przy której stał zasypując go odłamkami. Chyba jakaś butelka.

- Tu dwójka! Gaz nam się kończy! Nie wiem ile jeszcze wytrzymamy! Potrzebujemy wsparcia! - komunikator gliniarza szczęknął trzaskami eteru gdy rozległ się jakiś alarmujący męski głos pewnie innego gliniarza.

- Nie mamy więcej gazu! Użyjcie pałek jeśli trzeba! Cofnijcie się do przejścia! Piątka! Dajcie wsparcie Dwójce! - facet z którym rozmawiała Nash odpowiedział w komunikator a holo trzymane w dłoni zaczęło skakać obrazem pokazując jakiś wysoki sufit jak w jakiejś fabryce czy terminalu.

- Nie mogę nikogo posłać po Sarę! Ludzie dostali szmergla jesteśmy tu odcięci! Karl starał się o przeniesienie tutaj o tym gadaliśmy! Byliśmy w innych turach ja wróciłem stamtąd rano a on został! Kurwa załatwiłem mu na noc, nie musiałby tam wracać! Kurwa mać! - gliniarz ze złością uderzył w ścianę więc obraz znów zaszalał na moment.

- Sven przedarli się! Wycofujemy się! Gaz się skończył! Mamy strzelać na serio?! Rzucają butelkami z benzyną Hanson się jara! Mamy strzelać?! - komunikator znów wtrącił się w rozmowę. Tym razem ten sam głos ale bardziej dramatycznym tonem.

- Nie kurwa nie! Wstrzymać ogień! Pałki mówię, użyjcie pałek! Piątka gdzie jesteście do cholery?! Jak Hanson się jara to go ugaście! - krzyknął w komunikator Sven już biegnąc. - Muszę spadać! Jak się nazywasz w ogóle?! - obraz trząsł się gdy facet trzymał holo podczas biegu i zasuwając szybkę hełmu jednocześnie.

“Asbiel” - pod nieruchomą twarzą Parcha wyświetlił się zapewne krótki komunikat. Złote oczy zamrugały, usta skrzywiła dezaprobata. Po co się tak bawił z bydłem, skoro samo zaczynało atak? - “Nie opanujesz ich. Nie cackaj się. Przeżyj. Nie mam czasu ani sposobności iść po Sarę. Rozejrzę się tu. Na miejscu. W.I.A to nie wyrok. Nie daj się zabić.”

Połączenie trwało jeszcze tylko chwilę. Biegnący facet pewnie nie był w stanie przeczytać liter pod ekranem ale była nadzieja, że jak będzie spokojniej to je odtworzy. Odgłosy tłumów i walki nasiliły się ale nim obraz zgasł Nash zobaczyła już niezbyt wiele ale jeszcze zdążyła co nieco usłyszeć.

Dwóch gliniarzy wlokło trzeciego po posadzce. Inny gaśnicą gasił jakiegoś tarzającego się po ziemi. Kilku gliniarzy w ciężkich pancerzach wojskowych pałowało bezlitośnie napór rozgorączkowanego tłumu. Byli w korytarzu więc wąska przestrzeń wyrównywała nieco siły ale i tak cofali się dość szybko pod naporem tłumu. Coś od zewnątrz przy wejściu do korytarza płonęło dymiąc ciemnym dymem. Wtedy znów odezwał się komunikator Svena.
- Tu Siódemka, są w piwnicy! Dawajcie miotacze! Szybko kurwa przyślijcie miotacze! - ktoś krzyczał rozgorączkowanym głosem i zaraz potem połączenie zostało przerwane.

Nie tylko u Parchów się działo, cała planeta dostała regularnego pierdolca. Nash wysłała krótką wiadomość do gliny, powtarzając to samo co zapłakanej blondynie - "Nie dzwoń. Pisz. Żadnego hałasu."
Podniosła smartfona z ziemi, wytarła piach z tylnej obudowy i zawczasu ustawiła profil na wibracje, wyłączając wszelki durne melodyjki.
Miała tu zdechnąć, jednak nie zamierzała nikomu ułatwiać zadania.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 06-05-2017 o 20:21.
Zombianna jest offline