Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2017, 10:35   #31
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Rzym nocny był bardzo niebezpieczny, ale nie dla wampirów, choć powiadano, że istnieją tajemnice, które nawet wampirom nie powinny się objawiać. Jednak blisko pałacu nie spotkało niedostrzegalnej Agnese nic złego, nieco dalej zaś stała wspaniała kareta.


Dziwna rzecz, właściwie tak olbrzymi powóz ciągnęły jedynie dwa konie. Chyba, że nie były to zwyczajne konie. Leoncio podszedł do pojazdu. Otworzył drzwi, opuścił schodki i podał signorze ramię puszczając ją pierwszą, jeśli oczywiście planowała wejść. Wampirzyca przyjęła pomoc i weszła do karocy. Była poirytowana. Leoncio, nie zachowywał się jak należy co wywoływało u niej obawy w związku z wizytą u Księżnej. Zajęła miejsce, czekając aż wampir do niej dołączy. Co też się stało. Leoncio zamknął starannie drzwi i kareta ruszyła z kopyta. Musiał powozić nią jakiś stangret, jednak wcześniej nikogo takiego nie zauważyła. Pędzili, bowiem nawet nie jechali, gnając niczym szaleni ulicami. Jednak trwało to nie tak długo. Nagle konie stanęły, jakby przytwierdzone do ziemi i Agnese, gdyby nie była wampirzycą, prawdopodobnie pofrunęłaby samą siła rozpędu na przeciwległe miejsce. Zauważyła, że Leoncio nawet nie drgnął. Kiedy zatrzymali się, pewnym ruchem otworzył drzwiczki, ponownie rozpiął schodki i ponownie zaprosił gestem Agnese do wyjścia.

Signora zobaczyła przed sobą stary mur ozdobiony napisem po łacinie, który mówił, że jest to konwent zakonu sióstr klarysek. Mur ścienny był gładki, bez okien, ale miał jedne metalowe drzwiczki wielkości może dwa kroki na krok. Wyższe osoby niewątpliwie musiałyby się pochylać, żeby tam wejść, po lewej stronie przy drzwiach widniał dzwonek. Leoncio podszedł do niego. Poruszył sznurkiem wywołując sygnał stanowiący widać prośbę otwarcia. Najpierw jednak otwarło się niewielkie okienko w drzwiach, wewnątrz zaś spoglądała na nich jakaś habitem przyodziana kobieta bardzo wiekowa.
- Matka Zanetta oczekuje - powiedział Leoncio, choć szczerze mówiąc Agnese wydawało się, że ta siostrzyczka już dawno nic nie powinna słyszeć bez trąbek wewnątrz muszli usznych. Jednak słowa Leoncia usłyszała. Furta się otwarła.
- Signora, dalej musisz iść sama. Niestety to kapituła żeńska. Księżna jest bardzo zasadnicza pod tym względem i nie ośmieliłbym się naruszyć jej nakazów. Siostra Fredegonda - wskazał na starą kobietę - cię zaprowadzi.
- Dziękuję
. - Wampirzyca podeszła do kobiety. Całkowicie nie zwracając uwagi na wampira
- Czy zechciałabyś mnie zaprowadzić? - Wampirzyca osłoniła płaszczem swoje wdzięki i nasunęła na głowę kaptur. Doskonale znała zasady zakonne. Wiele wampirów kryło się za bezpiecznymi murami klasztorów, korzystając z tych enklaw i tworząc w nich swe domeny. Niepokoiło ją tylko, że księżna jako osoba związana z kościołem może chcieć mieć wpływ na wyniki konklawe, co może znacznie utrudnić jej pracę. Przynajmniej właśnie taka była pierwsza myślą Agnese, którą jednak zaraz zastąpiła kolejna: księżna na pewno chce mieć wpływ. Istotne byłoby więc po prostu sprawdzenie, jak bardzo mogą współpracować na tym polu. Póki co jednak Agnese przejęła siostra Fredegonda, stara, pochylona, wymęczona.
- A jakże wnusio moja kochana, łoczywiście, że zaprowadzę cię, ło, to choć za mną. E nie przy mnie - poprawiła się i kiedy już zamknęła się za nimi bramka, kiedy same stanęły mając dookoła jedynie pusty korytarz, Fredegonda nagle spytała dość żwawym choć starczym głosem. - Wnusio, ee, kochałaś się jakoś z kimś, no wiesz, młodym jurnym chłopaczkiem? Opowiedziałabyś swojej babuni, prawda, niechaj także mam trochę radości.

Wampirzyca uśmiechnęła się.
- Siostro Fredegondo z przyjemnością opowiem ci o wszystkim, tak jak na spowiedzi. - Agnese powstrzymała rozbawienie w głosie. Przybliżyła się do starszej kobiety podążając obok niej wąskim korytarzem. - Ostatnio, czego bardzo żałuję, bo niegodnym jest obcować z mężczyzną bez ślubu, dotykałam się z pewnym szlachcicem z Anglii... - wampirzyca uznała, że zakonnica może nie chcieć słyszeć o jej zabawach z Gillą.
- No no, ale - widać było rumieniec na policzkach staruszki - i jak, eee, gdzieście się dotykali? Wiesz - nagle głos zmienił się na wiele starszy - stara jestem, nie pamiętam, kiedy już sama to robiłam. Dlatego opowiadaj, opowiadaj - uśmiechnęła się ciepło do Agnese oraz szczerze życzliwie.
- Ach, siostro z przyjemnością wyjawię ci wszystko. - tak wampirzyca stanowczo wolala obcować z ludźmi. Z zaciekawieniem przyjrzała się kobiecie, wyostrzając zmysły. Ciekawa czy ta staruszka jest ghulicą księżnej. - Ów młodzianowi bardzo spodobały się moje wdzięki, więc gdy tylko zajęliśmy miejsce w karecie, zaczął rozpinać mą suknię nie krygując się wcale. Dotykał mych piersi, pieszcząc je czule i całując mnie namiętnie.
- Łooo wcaleć się młodzieńcowi owemu nie dziwię, zaś pocałunki milutkie są, milutkie że hej. Zaś jeszcze pieszczota piersi
… - widać, że kobiecina zamyśliła się, jakby starała się wrócić do jakiegoś własnego wydarzenia z przeszłości. - Tobie było miło? - usiłowała się dowiedzieć.
- Bardzo siostro. Po chwili zrobiło mi się bardzo mokro. - Agnese powstrzymała uśmiech. - Słabe jest to ciało i ciężko mu się oprzeć pieszczotom. - Wampirzyca przesunęła dłonią po płaszczy wydobywając spod niego kobiece kształty. Odkrycie, że towarzysząca jej kobieta była wampirzycą, lekko ją rozbawiło. Cieszyła się, że od początku rozbawiona była tą rozmową. Jaki interes musiała mieć, by to ukrywać… czy tak naprawdę to ukrywała? - A ów mężczyzna brnął dalej zsuwając ze mnie suknię i halki. Miał też wprawę, nie przypominam sobie kiedy ostatnio ktoś tak sprawnie rozwiązywał mój gorset.
- Hm gorset, ech za moich czasów … gorset … niesamowite, czego to głupota ludzka nie wymyśli
… - mruknęła staruszka akurat, kiedy doszły do drzwi po prawej stronie korytarza. Fredegonda otwarła je zapraszając Agnese do środka. Kiedy Florentynka weszła, drzwi zostały zamknięte. Pod ścianą naprzeciwko drzwi stało krzesło. Nie, nie krzesło, raczej potężny tron pokryty płaskorzeźbami. Na tym tronie siedziała nieruchomo kobieta ubrana w rycerską zbroję z mieczem przy boku. Była stosunkowo ładną blondynką.


Naprzeciwko tronu stało jedno krzesło.
- To dla ciebie, wnusio - Fredegonda wskazała signorze Contarini owo siedzenie.
- Dziękuję, starsza. - Agnese ukłoniła się lekko Fredegondzie i podeszła do krzesła.
Nie usiadła jednak. Chwilę przyglądała się kobiecie siedzącej na tronie po czym skłoniła się głęboko.
- Wybacz zwłokę.
Siedząca istota na tronie wojowniczka nie odpowiedziała na ukłon signory, ani się nie odezwała. Jednak wiekowa kobieta uśmiechnęła się do Agnese.
- Poczekaj chwileczkę wnusio – poprosiła jasnym, choć oczywiście zgrzybiałym trochę, trzeszczącym leciutko głosem. Następnie drobiąc małymi kroczkami zaczęła powoli ruszać się w kierunku tronu, zaś jej ciało … jakby zaczęło się zmieniać, przeobrażać. Wyginało się, wydłużało, ale tak bardzo płynnie, jakby osoba, która władała ową potęgą doskonale nad nią panowała. Plastyczne kształty nie przybierały ani na moment czegoś z tylu bezkształtnej masy nawet na niewielkim fragmencie. Wszystko cały czas było niemal prawie całkowicie normalne. Właśnie tak Agnese spotkała się po raz pierwszy z potężną i najczęściej niezwykle potworną sztuką pielęgnacyjną tylko przez jeden wyłącznie klan.

Zbliżając się do tronu Fredegonda stawała się coraz bardziej podobna do siedzącej na tronie blond wojowniczki, aż wreszcie upodobniła się do niej siadając na tronie. Uczyniła to tak, jakby wchodząc w cień iluzji … jeśli była to iluzja? Dla Agnese były to już poziomy dyscyplin, których nie potrafiłaby rozpoznać. Mogła podejrzewać jednak, że miała tu do czynienia z czymś bardzo niezwykłym.
- Benvenuto signora Contarini – jej głos był teraz piękny niczym granie najwspanialszej melodii – wybacz to małe przedstawienie oraz nie gniewaj się, że staruszce takiej jak ja, chciało się mieć troszkę zabawy z was takich młodych … - słychać było w jej głosie leciutką tęsknotę. - Ech, zazdroszczę wam – wydawało się na moment, że przez piękny ton głosu przebiło się dawne skrzypliwe gderanie staruszki. - Zaprosiłam cię jednak w bardzo konkretnym celu. Najpierw jednak chciałabym się dowiedzieć, dlaczego szanowany członek społeczności florenckich wampirów odwiedził rzymskie krainy? Ale a'propos, może miałabyś signora ochotę, wyjaśnić mi to przy kulturalnym kielichu krwi? Choć przyznaję, iż tym razem nie możesz poświęcić mi zbyt wiele czasu - dodała lekko westchnąwszy. - Ale będą jeszcze kolejne noce - uśmiechnęła się.

Agnese wyprostowała się i uważnie przyjrzała księżnej. Nie miała prawa nie czuć zdenerwowania, ale potrafiła je ukryć.
- Z przyjemnością skorzystam z kielicha vitae, gdyż twój człowiek przerwał mi posiłek, Pani. - Wampirzyca uśmiechnęła się, zapewne uważając, że skoro księżna ją wezwała może sobie pozwolić na drobny wyrzut. - Księżno - kontynuowała teoretycznie spokojnie - przybywam, gdyż florenckie wampiry, tak ja pewnie każdy nieśmiertelny Italii obawiają się nadchodzących zmian i z niepokojem wyczekują decyzji, które zapadną niebawem w Rzymie. Poproszono mnie o przyjrzenie się sytuacji i jak najszybsze informowanie Florencji o tym co może jej zagrażać.
- Naprawdę tylko tyle
? - uśmiechnęła się księżna. Oblicze władczyni pozostawało nieodgadnione. - Jak to miło, wręcz … widocznie moi znajomi byli źle poinformowani. Cóż, zdarza się nawet najlepszym - westchnęła teatralnie. Tymczasem część kamiennej ściany okazała się tak naprawdę drzwiami. Otwarły się ze zgrzytem do wewnątrz, a z nich wyszła młoda mniszka, niosąc na srebrnej tacy dużą karafkę czerwonego płynu oraz dwa wysokie kielichy z rżniętego, weneckiego szkła. Najpierw podeszła do Agnese odkorkowała karafkę, nalała do kielicha.
- Signora - podała jej kielich do wzięcia, zaś potem to wszystko powtórzyła z księżną.

Władczyni uniosła kielich. Czerwona barwa wewnątrz wyjątkowego szkła, które wyszło spod ręki najlepszych mistrzów rzemiosła, zmieniała swoją barwę oraz natężenie, wedle tego, skąd padało światło.
- Wypijmy za to, żeby nie było pomiędzy nami żadnych nieporozumień - uśmiechnęła się ponownie. Robiła to bardzo często.
 
Kelly jest offline