Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-03-2017, 10:35   #31
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Rzym nocny był bardzo niebezpieczny, ale nie dla wampirów, choć powiadano, że istnieją tajemnice, które nawet wampirom nie powinny się objawiać. Jednak blisko pałacu nie spotkało niedostrzegalnej Agnese nic złego, nieco dalej zaś stała wspaniała kareta.


Dziwna rzecz, właściwie tak olbrzymi powóz ciągnęły jedynie dwa konie. Chyba, że nie były to zwyczajne konie. Leoncio podszedł do pojazdu. Otworzył drzwi, opuścił schodki i podał signorze ramię puszczając ją pierwszą, jeśli oczywiście planowała wejść. Wampirzyca przyjęła pomoc i weszła do karocy. Była poirytowana. Leoncio, nie zachowywał się jak należy co wywoływało u niej obawy w związku z wizytą u Księżnej. Zajęła miejsce, czekając aż wampir do niej dołączy. Co też się stało. Leoncio zamknął starannie drzwi i kareta ruszyła z kopyta. Musiał powozić nią jakiś stangret, jednak wcześniej nikogo takiego nie zauważyła. Pędzili, bowiem nawet nie jechali, gnając niczym szaleni ulicami. Jednak trwało to nie tak długo. Nagle konie stanęły, jakby przytwierdzone do ziemi i Agnese, gdyby nie była wampirzycą, prawdopodobnie pofrunęłaby samą siła rozpędu na przeciwległe miejsce. Zauważyła, że Leoncio nawet nie drgnął. Kiedy zatrzymali się, pewnym ruchem otworzył drzwiczki, ponownie rozpiął schodki i ponownie zaprosił gestem Agnese do wyjścia.

Signora zobaczyła przed sobą stary mur ozdobiony napisem po łacinie, który mówił, że jest to konwent zakonu sióstr klarysek. Mur ścienny był gładki, bez okien, ale miał jedne metalowe drzwiczki wielkości może dwa kroki na krok. Wyższe osoby niewątpliwie musiałyby się pochylać, żeby tam wejść, po lewej stronie przy drzwiach widniał dzwonek. Leoncio podszedł do niego. Poruszył sznurkiem wywołując sygnał stanowiący widać prośbę otwarcia. Najpierw jednak otwarło się niewielkie okienko w drzwiach, wewnątrz zaś spoglądała na nich jakaś habitem przyodziana kobieta bardzo wiekowa.
- Matka Zanetta oczekuje - powiedział Leoncio, choć szczerze mówiąc Agnese wydawało się, że ta siostrzyczka już dawno nic nie powinna słyszeć bez trąbek wewnątrz muszli usznych. Jednak słowa Leoncia usłyszała. Furta się otwarła.
- Signora, dalej musisz iść sama. Niestety to kapituła żeńska. Księżna jest bardzo zasadnicza pod tym względem i nie ośmieliłbym się naruszyć jej nakazów. Siostra Fredegonda - wskazał na starą kobietę - cię zaprowadzi.
- Dziękuję
. - Wampirzyca podeszła do kobiety. Całkowicie nie zwracając uwagi na wampira
- Czy zechciałabyś mnie zaprowadzić? - Wampirzyca osłoniła płaszczem swoje wdzięki i nasunęła na głowę kaptur. Doskonale znała zasady zakonne. Wiele wampirów kryło się za bezpiecznymi murami klasztorów, korzystając z tych enklaw i tworząc w nich swe domeny. Niepokoiło ją tylko, że księżna jako osoba związana z kościołem może chcieć mieć wpływ na wyniki konklawe, co może znacznie utrudnić jej pracę. Przynajmniej właśnie taka była pierwsza myślą Agnese, którą jednak zaraz zastąpiła kolejna: księżna na pewno chce mieć wpływ. Istotne byłoby więc po prostu sprawdzenie, jak bardzo mogą współpracować na tym polu. Póki co jednak Agnese przejęła siostra Fredegonda, stara, pochylona, wymęczona.
- A jakże wnusio moja kochana, łoczywiście, że zaprowadzę cię, ło, to choć za mną. E nie przy mnie - poprawiła się i kiedy już zamknęła się za nimi bramka, kiedy same stanęły mając dookoła jedynie pusty korytarz, Fredegonda nagle spytała dość żwawym choć starczym głosem. - Wnusio, ee, kochałaś się jakoś z kimś, no wiesz, młodym jurnym chłopaczkiem? Opowiedziałabyś swojej babuni, prawda, niechaj także mam trochę radości.

Wampirzyca uśmiechnęła się.
- Siostro Fredegondo z przyjemnością opowiem ci o wszystkim, tak jak na spowiedzi. - Agnese powstrzymała rozbawienie w głosie. Przybliżyła się do starszej kobiety podążając obok niej wąskim korytarzem. - Ostatnio, czego bardzo żałuję, bo niegodnym jest obcować z mężczyzną bez ślubu, dotykałam się z pewnym szlachcicem z Anglii... - wampirzyca uznała, że zakonnica może nie chcieć słyszeć o jej zabawach z Gillą.
- No no, ale - widać było rumieniec na policzkach staruszki - i jak, eee, gdzieście się dotykali? Wiesz - nagle głos zmienił się na wiele starszy - stara jestem, nie pamiętam, kiedy już sama to robiłam. Dlatego opowiadaj, opowiadaj - uśmiechnęła się ciepło do Agnese oraz szczerze życzliwie.
- Ach, siostro z przyjemnością wyjawię ci wszystko. - tak wampirzyca stanowczo wolala obcować z ludźmi. Z zaciekawieniem przyjrzała się kobiecie, wyostrzając zmysły. Ciekawa czy ta staruszka jest ghulicą księżnej. - Ów młodzianowi bardzo spodobały się moje wdzięki, więc gdy tylko zajęliśmy miejsce w karecie, zaczął rozpinać mą suknię nie krygując się wcale. Dotykał mych piersi, pieszcząc je czule i całując mnie namiętnie.
- Łooo wcaleć się młodzieńcowi owemu nie dziwię, zaś pocałunki milutkie są, milutkie że hej. Zaś jeszcze pieszczota piersi
… - widać, że kobiecina zamyśliła się, jakby starała się wrócić do jakiegoś własnego wydarzenia z przeszłości. - Tobie było miło? - usiłowała się dowiedzieć.
- Bardzo siostro. Po chwili zrobiło mi się bardzo mokro. - Agnese powstrzymała uśmiech. - Słabe jest to ciało i ciężko mu się oprzeć pieszczotom. - Wampirzyca przesunęła dłonią po płaszczy wydobywając spod niego kobiece kształty. Odkrycie, że towarzysząca jej kobieta była wampirzycą, lekko ją rozbawiło. Cieszyła się, że od początku rozbawiona była tą rozmową. Jaki interes musiała mieć, by to ukrywać… czy tak naprawdę to ukrywała? - A ów mężczyzna brnął dalej zsuwając ze mnie suknię i halki. Miał też wprawę, nie przypominam sobie kiedy ostatnio ktoś tak sprawnie rozwiązywał mój gorset.
- Hm gorset, ech za moich czasów … gorset … niesamowite, czego to głupota ludzka nie wymyśli
… - mruknęła staruszka akurat, kiedy doszły do drzwi po prawej stronie korytarza. Fredegonda otwarła je zapraszając Agnese do środka. Kiedy Florentynka weszła, drzwi zostały zamknięte. Pod ścianą naprzeciwko drzwi stało krzesło. Nie, nie krzesło, raczej potężny tron pokryty płaskorzeźbami. Na tym tronie siedziała nieruchomo kobieta ubrana w rycerską zbroję z mieczem przy boku. Była stosunkowo ładną blondynką.


Naprzeciwko tronu stało jedno krzesło.
- To dla ciebie, wnusio - Fredegonda wskazała signorze Contarini owo siedzenie.
- Dziękuję, starsza. - Agnese ukłoniła się lekko Fredegondzie i podeszła do krzesła.
Nie usiadła jednak. Chwilę przyglądała się kobiecie siedzącej na tronie po czym skłoniła się głęboko.
- Wybacz zwłokę.
Siedząca istota na tronie wojowniczka nie odpowiedziała na ukłon signory, ani się nie odezwała. Jednak wiekowa kobieta uśmiechnęła się do Agnese.
- Poczekaj chwileczkę wnusio – poprosiła jasnym, choć oczywiście zgrzybiałym trochę, trzeszczącym leciutko głosem. Następnie drobiąc małymi kroczkami zaczęła powoli ruszać się w kierunku tronu, zaś jej ciało … jakby zaczęło się zmieniać, przeobrażać. Wyginało się, wydłużało, ale tak bardzo płynnie, jakby osoba, która władała ową potęgą doskonale nad nią panowała. Plastyczne kształty nie przybierały ani na moment czegoś z tylu bezkształtnej masy nawet na niewielkim fragmencie. Wszystko cały czas było niemal prawie całkowicie normalne. Właśnie tak Agnese spotkała się po raz pierwszy z potężną i najczęściej niezwykle potworną sztuką pielęgnacyjną tylko przez jeden wyłącznie klan.

Zbliżając się do tronu Fredegonda stawała się coraz bardziej podobna do siedzącej na tronie blond wojowniczki, aż wreszcie upodobniła się do niej siadając na tronie. Uczyniła to tak, jakby wchodząc w cień iluzji … jeśli była to iluzja? Dla Agnese były to już poziomy dyscyplin, których nie potrafiłaby rozpoznać. Mogła podejrzewać jednak, że miała tu do czynienia z czymś bardzo niezwykłym.
- Benvenuto signora Contarini – jej głos był teraz piękny niczym granie najwspanialszej melodii – wybacz to małe przedstawienie oraz nie gniewaj się, że staruszce takiej jak ja, chciało się mieć troszkę zabawy z was takich młodych … - słychać było w jej głosie leciutką tęsknotę. - Ech, zazdroszczę wam – wydawało się na moment, że przez piękny ton głosu przebiło się dawne skrzypliwe gderanie staruszki. - Zaprosiłam cię jednak w bardzo konkretnym celu. Najpierw jednak chciałabym się dowiedzieć, dlaczego szanowany członek społeczności florenckich wampirów odwiedził rzymskie krainy? Ale a'propos, może miałabyś signora ochotę, wyjaśnić mi to przy kulturalnym kielichu krwi? Choć przyznaję, iż tym razem nie możesz poświęcić mi zbyt wiele czasu - dodała lekko westchnąwszy. - Ale będą jeszcze kolejne noce - uśmiechnęła się.

Agnese wyprostowała się i uważnie przyjrzała księżnej. Nie miała prawa nie czuć zdenerwowania, ale potrafiła je ukryć.
- Z przyjemnością skorzystam z kielicha vitae, gdyż twój człowiek przerwał mi posiłek, Pani. - Wampirzyca uśmiechnęła się, zapewne uważając, że skoro księżna ją wezwała może sobie pozwolić na drobny wyrzut. - Księżno - kontynuowała teoretycznie spokojnie - przybywam, gdyż florenckie wampiry, tak ja pewnie każdy nieśmiertelny Italii obawiają się nadchodzących zmian i z niepokojem wyczekują decyzji, które zapadną niebawem w Rzymie. Poproszono mnie o przyjrzenie się sytuacji i jak najszybsze informowanie Florencji o tym co może jej zagrażać.
- Naprawdę tylko tyle
? - uśmiechnęła się księżna. Oblicze władczyni pozostawało nieodgadnione. - Jak to miło, wręcz … widocznie moi znajomi byli źle poinformowani. Cóż, zdarza się nawet najlepszym - westchnęła teatralnie. Tymczasem część kamiennej ściany okazała się tak naprawdę drzwiami. Otwarły się ze zgrzytem do wewnątrz, a z nich wyszła młoda mniszka, niosąc na srebrnej tacy dużą karafkę czerwonego płynu oraz dwa wysokie kielichy z rżniętego, weneckiego szkła. Najpierw podeszła do Agnese odkorkowała karafkę, nalała do kielicha.
- Signora - podała jej kielich do wzięcia, zaś potem to wszystko powtórzyła z księżną.

Władczyni uniosła kielich. Czerwona barwa wewnątrz wyjątkowego szkła, które wyszło spod ręki najlepszych mistrzów rzemiosła, zmieniała swoją barwę oraz natężenie, wedle tego, skąd padało światło.
- Wypijmy za to, żeby nie było pomiędzy nami żadnych nieporozumień - uśmiechnęła się ponownie. Robiła to bardzo często.
 
Kelly jest offline  
Stary 04-03-2017, 19:40   #32
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Agnese powąchała zawartość, tak jakby w środku było dobre wino i upiła łyk, unosząc wcześniej kielich w formie pozdrowienia. Och picie, dobre, markowe, świeżo upuszczone, czyli istna smakowitość.

- Pani by już teraz zaradzić kilku nieporozumieniom. - Agnese zajęła miejsce w przygotowanym dla niej krześle. - Jestem młodym wampirem, jak sama Pani zauważyłaś, energicznym, może odrobinę chaotycznym. Jeśli zaistnieje możliwość bym mogła wpłynąć na wyniki konklawe tak by były one na korzyść Florencji, zrobię to. Mówię ci Pani o tym, gdyż nie chciałbym jednocześnie konkurować z twą wolą, na co i tak nie mam szans.
- Och, młodość musi się wyszumieć, nie mam ci tego za złe. Jak wspominam swoje młode lata w Babilonie, albo w Troi … - mówiąc to sama księżna wypiła kilka łyków. Przypominała z zachowania taką dobrą ciocię. - Co do konklawe. Proszę bardzo, pod warunkiem, że nie poprzesz ani Soderiniego, ani d’Amboise’a. Jak widzisz więc, moje warunki pod tym względem są na pewno do przyjęcia. Mówiłaś, że Leoncio przerwał twój posiłek - władczyni przeszła na inny temat. - Proszę cię, byś mu wybaczyła. Otrzymał polecenie, żeby sprowadzić cię jak najszybciej. Właściwie nie tylko dlatego, że chciałam z tobą porozmawiać, ale przede wszystkim mam małą prośbę - uśmiechnęła się ponownie, zaś Agnese już z tonu głosu mogła zrozumieć, że jest to prośba z gatunku tych, którym się nie odmawia.
- Pani, cóż to za prośba? - Agnese obawiała się, że nie dość, że nie powinna jej odmawiać, to najprawdopodobniej powinna spytać, co będzie miała w zamian, a nie będzie mogła sobie na to pozwolić. Lekko uśmiechała się wyczekując odpowiedzi księżnej.
- Bardzo drobna, choć do zrobienia natychmiast, a przyznaję, nie mam zbytniej ochoty użyć do wykonania tego drobiazgu moich podwładnych. Całkiem dobre - ponownie księżna uniosła kielich wypijając kilka kroków. - Nie mówisz zwracać się do mnie przez pani. Wystarczy pani Zanetto - dołączenie imienia rzeczywiście wskazywało na większą familiarność rozmawiających osób. - Natomiast zadanie, cóż jest pewien problem na rzece. Pływający problem. Jak wiesz, Rzym, choć blisko morza, nie dotyka bezpośrednio brzegu. Jednak jeśliby płynąć parę mil Tybrem, dociera się do Ostii, głównego portu rzymskiego. Tyle, że Ostia jest obecnie zajęta przez wojska francuskie. Dokładnie ani jeden statek nie przedostał się do Rzymu od tamtego czasu, gdyż musiałby właśnie z morza wpłynąć na rzekę przez Ostię oraz Tybrem dotrzeć do Rzymu. Z wyjątkiem jednego statku. Statek ów stoi samotny przy nabrzeżu zatybrzańskim. Chroni go kilkanaście osób załogi, trochę ghuli i coś jeszcze. Dotrzesz tam. Ludzka załoga mnie nie interesuje, ale ghule oraz ewentualnie inne istoty, choćby wampiry, muszą odejść, znaczy zostać utłuczone, zabite ostatecznie, czy jak to tam teraz zwiecie. Co się stanie ze statkiem, proponuję spalić. To rozwiąże wszelkie problemy śladów.

Księżna wypiła kolejny łyczek.
- Zastanawiasz się nad ową prośbą? Całkiem słusznie, ale radzę, sprawdź wcześniej co to za statek oraz co to za załoga. Zresztą pewnie zrobiłabyś to nawet bez mojego polecenia. Co ty na to? - ponowny uśmiech ozdobił jej dziewczęce oblicze.
- Pani Zanetto. - Agnese upiła łyk wina uważnie obserwując wampirzycę. - Jeśli mam się pozbyć jakiegoś nieśmiertelnego, a nie będzie to dla mnie łatwe, chciałabym chociaż poznać przyczynę takiej a nie innej decyzji. Wierzę, że racja twoja mnie do tego przekona.

Księżna spokojnie tłumaczyła, aczkolwiek Agnese nie potrafiła ocenić, czy mówi całkowitą prawdę. Bardziej prawdopodobne, że jakąś jej część dla siebie wyłącznie pragnęła zachować. Jednak obydwie zdawały sobie sprawę, że piękna Florentynka ma dwa wyjścia: albo posłuchać księżnej, albo wyjechać z Rzymu. Innych dróg nie było w wampirzej społeczności.
- Signora, to co zrobisz odbędzie się na mojej ziemi. Na mnie spadnie ewentualna odpowiedzialność. Nie mniej, chciałabym ową odpowiedzialność rozmyć najbardziej, jak się da. Liczę, iż zrobisz to tak, że nie zostanie żaden, dokładnie żaden świadek, który mógłby cokolwiek konkretnego potwierdzić. Jakby natomiast ktoś kiedyś miał do mnie pretensję, mogę dać wtedy słowo honoru, że nie dokonał tego nikt z moich podwładnych. Oczywiście myślisz, że spodziewam się jakichś niebezpieczeństw oraz przykrych następstw. Nie, ale jeśli kiedykolwiek zostaniesz księżną swojego miasta, podstawową rzeczą, której będziesz się musiała nauczyć to jest, jak wybierać kasztany z ognia cudzymi rękami. Nawet jeśli się nie spodziewam zbyt wielu problemów, chcę usunąć natręta. Jeśli odnajdziesz coś ciekawego w środku, jest twoje. Niczego stamtąd nie chcę oraz nie chcę, by ktokolwiek wpraszał się do mojego miasta bez zaproszenia oraz bez odwiedzenia mnie - no tak, jeśli ktoś nie dopełnił tego, to księżna mogła się lekko zbulwersować. A może podejrzewała, że jest tam ktoś, kto planuje wykonać jakiś akt wrogości przeciwko niej?
- Co jeśli ten nieśmiertelny, będzie chciał się z tobą zobaczyć? - Agnese dopiła zawartość kielicha i podniosła się. Jeśli miała wykonać to zadanie, powinna już ruszać.
- On nie chce się ze mną zobaczyć, on teraz będzie chciał albo uciec, albo walczyć, albo i jedno i drugie. Jeden ze schwytanych przez na marynarzy dał nam informację, że oni planują odpłynąć skoro świt. Wyjaśniałoby to, dlaczego ów ktoś nie składał mi wizyty. Liczył na to, że się nie dowiem, jednak niewiele jest rzeczy, które uchodzą mojemu oku w prastarym mieście cezarów. Musi zostać zlikwidowany, jeśli tylko zdołasz to uczynić. Nie planuję, żebyś wdała się w bitwę z istotą potężniejszą niźli ty, jeśli akurat taka by się tam pojawiła, ale oczekuję, że zrobisz uczciwie wszystko, co jest wedle twej mocy, by spełnić moją prośbę. Leoncio odwiezie cię do portu i będzie czekał we wskazanym miejscu. Ma zakaz brania udziału w ewentualnej walce, ale będzie miał obowiązek wspierać cię przed oraz po. Cóż, chyba muszę ci życzyć powodzenia - powiedziała władczyni. - Tym razem Efia odprowadzi cię do drzwi - wskazała mniszkę, która nalewała im krew oraz później czekała pod ścianą na dalsze polecenia.

Wampirzyca skłoniła się nisko.
- Dołożę wszelkich starań by ci pomóc księżno. - Agnese wyprostowała się i uśmiechając się cały czas ruszyła za zakonnicą.

Była zła. Planowała dzisiaj polowanie, ale miało ono mieć zgoła inny charakter. Podczas walki bowiem jest wprawdzie dużo krwi do wyssania, ale wydaje się również wiele, szczególnie, jeśli przeciwnik jest kimś więcej, niźli zwykłym człowiekiem.


Chwilę później ta sama kolasa zawiozła signorę Contarini oraz Leoncia w miejsce, które miało stać się początkiem jej wojennej wyprawy. Stanęli przy jakiejś rozwalającej się szopie w cieniu drzew, które starannie ukrywały kształty powozu.

Ta dzielnica na daleka część Zatybrza. Normalnie ludzie się tutaj nocą nie zapuszczają. Miejscowe bandy przestępcze jedynie czasem wysyłają swoje patrole, ale to niezbyt często. Nocą bowiem wszak nie ma kogo rabować. Rzeka jest w tym miejscu głęboka, zaś przy brzegu rośnie potężny zagajnik.
Cóż, podobno w czasach antycznych Rzym był 20 razy ludniejszy, niż obecnie na początku XVI-ego wieku w tym samych granicach obszarowych. Wiele dawnych dzielnic stało się więc kupą zalesionych ruin, pozostałością pradawnej świetności, przez którą ludzie obawiali się wędrować. Dlatego właśnie tak wspaniale była wybrana kryjówka na ten właśnie statek.

- Księżna naprawdę niepokoi się tym statkiem. Niech pani na siebie uważa – powiedział bardzo poważnie. - Ktoś ode mnie miał na oku ten statek cały czas, zaraz usłyszymy jego relację – wampir przyłożył dłonie do ust kwiląc niczym słowik, co było dobrym wyborem, ponieważ tych nocnych ptaków gnieździło się tutaj sporo. Gdzieś dalej odpowiedziało mu kolejne kwilenie i chwilę potem przed Agnes i Leonciem stawił się młody chłopak.


Wyglądał na klasyczne dziecko ulicy, które chcąc przetrwać musiało się nad wiek rozwinąć. Ubrany bardzo biednie. Wyróżniały chyba najbardziej przybysza zdziwione spojrzenie oraz brązowa, nieczęsto spotykana w Italii, kędzierzawa czupryna. Chłopak pokłonił się niezgrabnie Leonciowi oraz potem Agnese, chociaż to drugie bez specjalnego przekonania.
- To Derek, jest młody, ale bystry – podał chłopakowi talara. - Jak obserwacje? - spytał.
- Cały czas to samo, łod wieczora. Nie wim, czy czekajom na kogoś, czy co.
- Ilu ludzi?
- Tyleć samo, co było poprzednio. Dziesiątek uzbrojonych chłopa łazi parami po tym lesie oraz okolicach. Ze dwóch, czy trzech jest bez przerwy na pokładzie, ale siem wymieniajom. Musi być ich więc wincej.
- Jak często się zmieniają? - Agnese uśmiechnęła się do chłopca. Była bardzo ciekawa czy Leoncio udawał przed nim żywą osobę.
- Co najmniej co kilka godzin. Niezbyt często. Wychodzom z takiej nadbudówki tylnej, ale nie podchodziłem blisko, bom się bał. Marynarze szwendajom się wokoło. Pały mają wielgie. Bydzie pewnikiem dziesiontek - odparł chłopiec. Kiedy chłopiec mówił słuch wampirzycy zlokalizował zbliżające się kroki kilku osób.
- Dziękuję. - Wampirzyca obejrzała się w stronę, z której doszedł do niej dźwięk, spinając się lekko.

Bliskość szumiącej rzeki oraz wiatr poruszający liśćmi sprawiał, że nawet tak dobrym uszom, jak jej nie udało się to z większej odległości. Usłyszała nadchodzących, ale też zaraz rozpoznała, ponieważ wyszli zza kryjącej ich kępy drzew. To była Gilla, Borso i Alessio. Szli szybkim, cichym marszem. Gilla w swojej skórzanej zbroi, Borso założył kirys, zaś Alessio miał najzwyczajniejsze codzienne ubranie. Oczywiście najzwyczajniejsze znaczyło dla sir Alessio bardzo wytworne, głównie barwy ciemnej czerwieni, tak samo kubrak, jak pludry oraz jeszcze czapka ze zwiewnym pelikanim piórkiem.

Leoncio stał sobie spokojnie, jakby wiedział, że owa trójka się tutaj zjawi.
- Moja pani nie wymaga od ciebie, żebyś to zadanie, signora, zrobiła sama, ale to jest twoja decyzja. Dlatego wysłała mojego brata z wiadomością do pałacu do owej niewiasty – wskazał na Gillę – która wydaje się cieszyć twoim zaufaniem, że możesz ich potrzebować. Ona zaś, jak rozumiem, bowiem już przy tym przecież nie byłem, zdecydowała się przybyć z dwójką innych bliskich ci osób – wyjaśnił signorze Contarini.
- Ah…. jak cudownie. - Uśmiechnęła się do Leoncio. - Masz brata?

Wampirzyca lekko skłoniła głowę na powitanie swojego “wsparcia”. Sama nie była pewna czy chce ich wciągać w walkę z nieśmiertelnym, szczególnie gdy nie wiedziała kim on jest.
- Mam dwóch, signora, z czego jednak tylko jeden, nie żyje - wyjaśnił Leoncio, zaś obstawa na czele z Gillą radośnie ją powitała.
- Nie mógłbym przepuścić takiej okazji, signora - uśmiechnął się wesoło Alessio. - Szczególnie, jeśli szykuje się rozróba.
- Mój piękny, jakże cieszy mnie twój entuzjazm. - Wampirzyca uśmiechnęła się do swoich towarzyszy. - Moi drodzy na statku jest podobno nieśmiertelny, którego powinniśmy zabić… tylko tym razem skutecznie. Przyznam się, że całą trudnością w tym zadaniu jest to, że chciałabym z nim porozmawiać.
- Wiesz signora, to twoja sprawa - stwierdził Leoncio - jednak księżna nie lubi, jeśli się ktoś pomyli przy misji. Jednak nie będę się wtrącał.
- Pani, jakie rozkazy? - spytała Gilla.

Agnese spojrzała na Leoncia.
- Jak się pomylę to nie przeżyję i to nie będzie problem Księżnej. Mylę się?
- Ach, światło mądrości spłynęło na twój umysł - potwierdził Leoncio. - Jednak wierz mi signora, księżna liczy na ciebie oraz może być prawdziwym wsparciem dla tych, którzy są jej przyjaciółmi. Słysząc ponadto o tobie zdecydowała, że masz szansę podołać zadaniu. Osobiście radziłbym ruszać - dodał poważnie - noc bowiem nie będzie trwała na zawsze.
- Z tego co słyszałem - stwierdził Borso - wyeliminować pojedynczo patrole marynarzy będzie prosto. Pytanie czy robić to w ogóle, czy spróbować się dostać od razu na tamten statek.
- Statek stoi na kotwicy, z lądu zaś jest ułożony trap - wyjaśnił Leoncio. - Można do statku dopłynąć od drugiej strony oraz wspiąć się po linach oraz fragmentach wypukłych burty.

Agnese zerknęła na swoich towarzyszy. Sama po prostu by tam weszła, ale nie mogła ryzykować, że coś im się stanie.
- Nie chciałabym ryzykować ostrzału od lądu. Spróbujemy się dostać od tyłu. Mamy tutaj jakąś łódź czy płyniemy wpław?
- Niestety łódka nie jest przewidziana - wzruszył ramionami Leoncio.
- Borso, Gilla osłaniajcie nas z lądu, jeśli możecie zajmijcie się marynarzami, byśmy mieli czysty odwrót.- Wampirzyca zrzuciła płaszcz i zaczęła rozpinać suknię. Uśmiechnęła się do faeri gdy jej suknia uderzyła o ziemię.
- Przepłyniemy się Alessio?
- Nago? - zaiskrzyły oczka faerie. - Jeśli tak super. Jeśli nie to jakoś wytrzymam.
- Popływaj kiedyś w damskim stroju. - Wampirzyca zrzuciła z siebie halkę nie przejmując się całkowicie obecnością innych… w tym małego chłopca. Mrugnęła do faerie i szepnęła cicho. - nieśmiertelni też czasem idą na dno.
- Może kiedyś - Alessio także szybko zrzucił strój.

Leoncio podał im dwa sztylety zapakowane w pochwach na pendentach tak, że można było je przewiesić przez bark oraz nie krępowały ruchów przy pływaniu.
- Pani jest goła jak moja ciocia w burdelu - zauważył chłopaczek. - Ten pan też. Czy pan ją będzie chędożył? - spytał pełen niesmaku. - Przyszedłem, bowiem podobno miała być jakaś fajna bitka i liczyłem, że zbiorę coś po poległych - wpatrywał się pełen pretensji, zaś Leoncio przygryzł wargi, żeby nie parsknąć śmiechem.

Agnese podeszła do chłopca i pochyliła się, tak, że jej piersi wylądowały przed jego oczami.
- A ciocia jest ładniejsza, czy brzydsza ode mnie?
- Ładniejsza, bo nosi takiego koguta na głowie - stwierdził od razu młodzieniec - oraz daje mi czasem cukierki.
- No, no… - Wampirzyca wyprostowała się i ruszyła w stronę wody. - Bitka będzie na lądzie, na statku będzie tylko rzeź.
- Aaa, to dobrze, szkoda że pani nie ma cukierków …
- Pani ma, ale jeszcze nie rozumiesz jakie - poprawił go Alessio, lecz chłopak chyba go nie zrozumiał.

 
Aiko jest offline  
Stary 06-03-2017, 13:59   #33
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Zagajnik przy rzece tworzył właściwie las. W tym lesie kręciło się kilka par marynarzy. Nie byli wysocy, właściwie wszyscy półrozebrani w jasnych spodniach oraz z szerokimi pasami. W ręku trzymali pałki z ciemnego gatunku drzewa, zaś ich wygląd kojarzył się z krainami południa. Rysy mieli smagłe, źrenice i włosy ciemne, język gardłowy. Dalsza część jednak lasu już nie była patrolowana i właśnie tamtędy poszli Agnese i Alessio, zaś Gilla i Borso powoli zakradali się, żeby wyeliminować tych bliżej statku.

Agnese wraz z Alessio do mulistych brzegów Tybru dotarli bez problemu. Agnese pewnie nie przeszkadzało, że Alessio idzie zawsze drugi wgapiając się w jej tyłek. Szczególnie wtedy, kiedy musiała pochylić się pod jakąś gałęzią. Sama z przyjemnością poruszała mocniej biodrami by mu uatrakcyjnić ten widok. Później powoli weszli do wody i ruszyli. Śmierdziało, jak zwykle, kiedy wiatr nanosił rozmaite kawałki roślin. Zresztą można tutaj było znaleźć wszystkie odpadki cywilizacji, włącznie z ludźmi wszelakiego gatunku zamieszkującego italską ziemię.

Statek kołysał się miarowo na pobudzanych silną bryzą falach Tybru. Był przykładem karawelli, czyli około 100ustopowego nowego typu statku, który mógł żeglować również pod wiatr ostrym halsem, choć oczywiście kosztem niewielkiej szybkości. Wydawał się nieuzbrojony, co było naprawdę dziwaczne, choć z drugiej strony … wystarczy wyobrazić sobie piracką galerę, która atakuje wampira … piraci mieliby marne szanse. Jednak z drugiej strony, przecież wampir musi za dnia gdzieś przesypiać. Możliwe więc, że ten statek nie przypłynął sam, tylko miał eskortę, która pozostawiła go na morzu tuż za linia widnokręgu. Wpłynął więc już do bezpiecznego portu, ale jak Francuzi przepuścili go przez Ostię, trudno było powiedzieć. Albo miał dobrych znajomych, albo wiele pieniędzy, albo, najprawdopodobniej, obydwa wspomniane elementy.


Karawella była trójmasztowcem, gdzie dwa przednie maszty miały klasyczne ożaglowanie rejowe, zaś na tylnym był trójkątny żagiel łaciński, Posiadała również dwie nadbudówki. Standardowo w przedniej mieściły się pomieszczenia gospodarcze, typu kuchnia, w tylnej były kwatery oficerów, marynarze zaś spali pod pokładem w wąskich hamakach. Tutaj jednak trudno było powiedzieć. Wydawało się, że przednia nadbudówka nie ma w ogóle okien, zaś tylna owszem, ma, lecz starannie zamknięte. Zwyczajowa załoga karaweli liczyła od kilkunastu do ponad pięćdziesiątki marynarzy. Tutaj zaś nic nie było powiedziane.

Wampirzyca nie lubiła pływać. Może podczas igraszek w wielkiej łaźni by sprawiło jej to odrobinę radości, ale teraz...Dopłynęli do statku i Agnese chwyciła się siatki schodzącej prawie do linii wody i zaczęła powoli się po niej wspominać. I pomyśleć, że mogła teraz korzystać z ciepła markiza. Ostrożnie zajrzała na pokład wyostrzając zmysły. Szybko zauważyła, dwójkę kręcących się po pokładzie ghuli. Wyglądali dosyć dziwnie. Mieli na sobie jasne kaptury, krótkie spódniczki, zaś barami dorównywali gladiatorom. Bez względu jednak na to nie stanowili wymagającego przeciwnika dla potężnego wampira.


Odetchnęła ciężko. Cicho wyszeptała kilka słów i poczuła jak jej głos zwalnia. Wskoczyła na pokład wyciągając nóż. Pozwoliła krwi pójść w obieg wzmacniając swoją siłę Nim jeden z ghuli zdążył zareagować Wbiła mu nóż w okolice serca. Usłyszała jak w powolnym tempie wydobywa miecz, jednak zanim zdążył cokolwiek zrobić, wgryzła się w jego szyję. Krew przyjemnie rozgrzała jej schłodzone wiatrem i wodą Tybru ciało. Piła, słysząc jak czas powoli wraca do swojego normalnego tempa. Lubiła krew ghuli, była inna, troszkę bardziej wytrawna. Puściła martwego mężczyznę. W tym czasie dołączył do niej Alessio. Jej towarzysz także załatwił się ze swoim przeciwnikiem, aż znacznie bardziej prozaicznie. Wrogi ghul po prostu pośliznął się na skórce od banana, której tak naprawdę nie było. Jednak właśnie tak prezentowała magia dziwnych istot istniejących na pograniczu rzeczywistości oraz Śnienia. To co było nierealne, mogło stać się na chwilę prawdziwe i tak też właśnie w tym przypadku pod nogą pędzącego ghula pojawiła się skórka, która rozwiała się w powietrzu zaraz później. Jej istnienie jednak było na tyle długie, żeby pędzący mężczyzna z mieczem wrzasnął jeszcze, albo raczej chciał wrzasnąć:
- Aghhramagfa … - co zapewne stanowiło jakieś przekleństwo, a potem pokład uśmiechnął się bliskim kontaktem do niego, kiedy pośliznąwszy się wywinął orła plaskając o twarde dechy. Co ciekawe i okrzyk i uderzenie o pokład były względnie ciche, cichsze niż powinno być to całkiem naturalne. Chwilę ghul wydawał się oszołomiony. Alessio nie miał kłopotu z zadaniem jednego, skutecznego ciosu. Dlatego właśnie, kiedy wampirzyca uporała się ze swoim, on mógł także zaprezentować się, jako zwycięzca.

Uśmiechnęła się tylko oblizując się i ruszyła w stronę przedniej nadbudówki. Jej drzwi wydawały się po prostu przymknięte, ale nie zamknięte na klucz. To pomieszczenie nie było wielkie i stanowiło kuchnię. Pod jedną ścianą było zrobione palenisko metalowe. Taki specjalny trójnóg, w którym palono ogień, nad nim zaś na sznurach bujał się duży garnek z zupą, gulaszem, czy zamiast garnka, kawał pieczeni. Ze ścian wysuwało się kilka haków, na których znajdowały się jakieś niewielkie worki z zawartością, zaś pod nimi stało kilka baryłek. Biorąc pod uwagę rozpływający się w powietrzu zapach, była to doskonała oliwa. Na środku pomieszczenia stał stół i właśnie częściowo przy tym stole, częściowo na nim, harcowało w najlepsze dwóch mężczyzn. Nadwrażliwość również pokazywała, że to ghule i wyglądali niemal tak samo jak ci na pokładzie zewnętrznym. Przytulali się liżąc wzajemnie swoje twarze, zaś jeden z nich popchnięty przez drugiego już się odwracał, by przytulić się do stołu oraz wypiąć odpowiednio. Ten kolejny, co stał, rozwiązywał poły spódniczki, spod której wyskoczyła ciemnobrązowa męskość, wielka niczym pała wilkołaka. Co najmniej 25 centymetów potężnej, grube, poznaczonej sinymi wypukłościami żył męskości, którą właśnie szykował do użycia. Co ciekawe był wygolony, ten drugi zresztą także. Obydwaj poza włosami, brwiami oraz rzęsami mieli starannie ogolone wszelkie włosy na ciele.
- Agh … - coś tam mruknął ten półleżący. Agnese nie rozumiała słów, lecz chyba była w jego głosie niecierpliwość.
- Gesy … - odmruknął coś drugi sięgając na bok, zanurzajac rękę w słoiku z oliwą, potem zaś zaczynając dokładnie natłuszczać swojego fiuta.
- Agh … - pogonił go jeszcze bardziej niecierpliwie ten leżący.

Agnese oraz Alessio doskonale widzieli to wszystko przez okienko w nadbudówce. Mogli wejść bez problemu drzwiami, ponieważ dwójka ghuli wydawała się bardzo zaangażowana. Wampirzycę, aż kusiło by sobie pooglądać tą scenkę, ale jak słusznie Leoncio zauważył, noc nie trwała wiecznie. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Podeszła od tyłu do stojącego mężczyzny. czuła bijące od niego ciepło i podniecenie. Niemal słyszała szalejącą w jego ciele krew. Nim zdążył się zorientować chwyciła go za szyję i zaczęła pić. Krew podnieconej istoty ma smak wyjątkowy. Stojący mężczyzna kończył właśnie oliwić swoją pałę, gdy kły Agnese wbiły się w jego ciało.
- Aghuf … - jęknął tylko. Chciał wcześniej włożyć swojego olbrzyma w tyłek kumpla, ale teraz chyba o tym zapomniał. Zęby wampirzycy niosły orgastyczne podniecenie. Czuła, jak wraz z płynącą krwią ghul się pręży, jak zaciska dłoń na swojej męskości i zamiast wyć z bólu, bowiem pewnie tak silnie to zrobił, jęczy, jęczy coraz głośniej, aż osunął się u stóp nagiej Agnes. Jej zęby były czerwone, oczy lśniące, zaś ciało cudownie alabastrowe, Tylko właśnie z ust wymknęło się kilka kropelek krwi, które pomknęły w dół po jej niesamowitej skórze tworząc delikatne, rubinowe pasy. Tym razem to Alessio był prozaikiem. Po prostu załatwił rzecz sztyletem. Już po chwili dwójka statkowych kucharzy leżała bez ruchu na podłodze, w tym jeden z błogością na twarzy oraz dłonią na własnej męskości, ciągle wyprostowanej niczym wałek do robienia ciasta.

W tej nadbudówce nic więcej nie było ciekawego. Ot, kwatery marynarzy, zapewne tych, którzy wcześniej wyszli na ląd i którymi, wedle polecenia, mieli zająć się Gilla i Borso. Pozostała więc do wyboru tylna nadbudówka oraz zejście do środka pod pokład.
Agnese oblizała się ze smakiem. Lubiła taką krew. Nie odzywając się opuściła pomieszczenie i ruszyła w stronę drugiej nadbudówki. Idąc dostrzegła, ze ciała ghuli zniknęły.
- To moja robota - wyjaśnił Alessio, któremu chyba podobało się takie polowanie na golasa w towarzystwie równie gołej wampirzycy. - Wyrzuciłem za burtę, żeby przypadkiem ktoś nie znalazł.

Druga nadbudówka nie wyglądała wcale tak przyjemnie, jak pierwsza. Cała jej płaszczyzna tworzyła jedno pomieszczenie. Przynajmniej najprawdopodobniej, były bowiem po prostu jedne drzwi. Także wydawały się po prostu zamknięte na zwykłą zasuwkę. Agnese swoim bystrym uchem wyłapała ze środka jakieś dźwięki. Szuranie, może jęczenie …
Wampirzyca uśmiechnęła się.
~A to zabawowa łódka.~
Agnese przesunęła zasuwkę i weszła do środka wyostrzając zmysły. Rzeczywiście, tam też była zabawa, aczkolwiek inny jej rodzaj. Objawiło się przed nimi pomieszczenie, które zajmowało całą nadbudówkę. Było niemal puste z paroma drobiazgami. Pierwszym z owych drobiazgów po lewej stronie był przywiązany do ściany mężczyzna. Właściwie słowo “przywiązany” stanowiło niedomówienie.


Stanowczo to nie wyglądało dobrze. Bystre spojrzenie Nadwrażliwością zdradzało, iż był wampirem na skraju amoku, który starał się resztą swoich sił nie podlec szaleństwu. Był potwornie raniony. Signora doskonale wiedziała, jak straszliwym uczuciem jest teraz targany. Gdyby dać mu pod zęby kogokolwiek, wbiłby kły oraz pił bezrozumnie.

Po przeciwnej stronie scena wyglądała może nie tak drastycznie, ale równie paskudnie. Kolejny mężczyzna stał przed leżącą na czymś w rodzaju ołtarzu półnagą kobietą. Miał zielonkawą barwę skóry i wznosił swą dłoń. Nie, to nie była dłoń, raczej szpon i wydzielało się z niej coś dziwnego, jakiś emanujący chłodem blask, który dotykał jej drżącego ciała. On także był wampirem, ona człowiekiem.


Sam wygląd, szpony, kojarzyło się Agnese z dyscypliną Transformacji wykorzystywaną szczególnie przez Gangreli. Ponadto przy nim stała jeszcze para ghuli, bardzo podobnych do tych wcześniejszych z pokładu statku.

Otwierając i wchodząc wampirzyca usłyszała jeszcze, jak zielony mówi.
- To nie było miłe, synu, porywać mi narzeczoną. Bardzo niemiłe … jeszcze jakieś durnoty na temat miłości … zdechniesz za sprzeciwienie mi się, wcześniej jednak popatrzysz, jak zniszczę ją, niczym nic niewartą szmatę.

Zaskoczenie było chyba obustronne, ale krótkie. Będące wewnątrz istoty chyba nie przypuszczały, że ktokolwiek pokrzyżuje im wesołą zabawę. Dwójka ghuli rzuciła się na przybyłych niczym psy, zaś stojący za nimi gangrel zaczął zmieniać w bestię.


Przypominającą psa, kucyka oraz lamparta. Wszystko pomieszane dopełnione czymś niewyobrażalnie właściwie wstrętnym, od czego chciało się wymiotować. Albo raczej chciałoby, gdyby Agnese była człowiekiem. Jednak nawet twarda wampirzyca odczuwała pełne zdegustowanie oraz jakąś wewnętrzną odrazę. Można jednak było przypuszczać, że owa przemiana chwilę mu jakąś zajmie. Wampirzyca gdy tylko zobaczyła, że ghule ruszają na nią spowolniła czas. Zwracajac się do jednego wydała rozkaz.
- Stój. - Głos powoli poruszał się w jego stronę, gdy chwyciła drugiego ghula podkręcając siłę swoich mięśni. Ruszyła z nim w stronę upiętego do ściany wampira. Ghul smagany był silnym wiatrem, wynikającym z tempa Agnese. NIm przywiązane wampirzątko zdążyło się zorientować przycisnęła do jego ust szyję ghula.

Wszystko zadziałało, jak trzeba. zresztą przy potędze Agnese nie miało prawa nie zadziałać. Dwa haki rozciągały jego wargi, ale kiedy poczuł krew pod zębami, nie zatrzymał się, zerwał je. Ostre haki rozcięły jego usta poszerzając je na centymetr w każdą stronę, ale to nie miało dla pijącego zdarzenia. Każda kropla dawała mu życie, każda ratowała od szaleństwa. Jego kły wbijały się w szyję wojowniczego ghula i ciągnęły krew niczym pompa. Nie zmieniał się na zewnątrz, miał potężne skaleczenia, lecz Agnese wiedziała, że krew najpierw naprawiała to co najważniejsze oraz tłumiła pożar szaleństwa, w które go wpędzano.

Tymczasem drugi ghul natknął się na Allessio, który poruszał się niczym błyskawica. Skoczył do przodu, zablokował sztyletem uderzenie przeciwnika, potem kopnął go w kostkę zwalając z nóg. Widać było, że ghul próbuje uniknąć kopnięcia, ale nie zdążył. Padł z łoskotem, zaś kolejny cios posłał go tam, gdzie trafiają łajdacy.
- Ożesz … - zdążył krzyknąć jeszcze faerie, kiedy nagle potworne uderzenie łapska posłało go na ścianę i to tak, że deski nadbudówki pod nim pękły i Alessio bezładnie po prostu wypadł przez dziurę do wody. Gangrel zdążył się przemienić oraz zaatakował pierwszego spośród przybyszy. Drugiego zostawił na deser.

Przed Agnese stanęła bestia, która wyraźnie szykowała się do skoku na nią. Chwilkę jednak zatrzymała się spoglądając na nagą wampirzycę. Jej penis widocznie drgnął, ale płynąca z pyska piana chyba oznaczała, że wściekłość wygrała nad pożądaniem. Agnese cmoknęła widząc przelatującego faerie i puściła związanego ugryzieniem ghula obracając się w stronę bestii. Wampirzyca pokazała bestii język przechylając zalotnie biodro. Czekała na jej atak z nożem w ręku. Oczywiście doczekała się bez problemów. Stwór machając ogonem niczym batem skoczył do przodu niczym zwierzę, usiłując swoją siła oraz masą przewrócić Agnese. Wampirzyca zrobiła krok w bok, tak by bestia wyminęła ją i trafiła w przypiętego do ściany wampira. Wbiła w nią sztylet wskakując na kłąb potwora. Widziała jak z jego cielska trysnęła ciemna posoka, gdy zaczęła pod nią wierzgać. Nie chciała tego robić…. bardzo nie chciała tego robić. Wgryzła się w szyję dziwnego wampira i upiła pierwszy łyk. To coś to nie było vitae, to było obrzydliwe rozcieńczone gówno.
 
Kelly jest offline  
Stary 11-03-2017, 14:38   #34
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Agnese oderwała się i wypluła maź z ust. Podkręciłą swoją siłę krwią i trzymając się jedną ręką, drugą wbiła broń idealnie w szyję. Coś tam bryznęło, zaś pomieszczenie wypełnił smród szczochów przemieszanych z jakąś gnojowicą. Jasny gwint, co to takiego. Gdyby nie napędzająca ją vitae, agnes przypuszczała, że żygałaby, niczym kociak. Ale walka trwała. Tamten był osłabiony, ale jeszcze nie przegrał. Był silny, twardy, choć wolniejszy wiele. Jednak w tak małym pomieszczeniu zręczność nie stanowiła wystarczającej przeciwwagi dla siły. Stwór choć broczył usiłował zagnać Agnese do rogu, by tam docisnąć ją do ściany oraz pokonać, wampirzyca zaś usiłowała zwieść go atakując od boku. Aczkolwiek z drugiej strony, widać było, że istota powoli słabła. Wampirzyca przytuliła się do zakrwawionego, szorstkiego cielska i sztyletem, wytężając wszystkie siły poderżnęła mu gardło.

Twarda skóra niczym hipopotama. Wprawdzie takiego zwierza jeszcze Agnese nie widziała, ale skórę owszem. Jednak dostarczony jej sztylet oraz siła wampirzej ręki przerżnęły skórę. Kolejne cięcie oraz kolejny wytrysk mazi, który wręcz oszołamiał swoim cuchnącym odorem. Niczym siarkowe źródła na Wyspach Liparyjskich. Kolejne cięcie. Ponownie trysnęło, tym razem mocno niczym fontanna. straszliwe kwiczenie stwora, który wierzgnął i wampirzyca wyleciała niemal tak, jak przed chwilą Alessio. Tyle, że gdzieś tam potrafiła się przetoczyć, wytrzymać, ale stwór już nie. Leżał wierzgając ohydnymi łapskami, plując czymś oraz nie mogąc nawet się podczołgać. Widać doskonale było jego nienawiść do wszystkiego dookoła. Wampirzyca idąc w jego stronę widziała jak czas powoli wraca do swojego normalnego tempa. Jego jęki drapanie pazurami ziemi nabierało realnych dźwięków.

Zmieniał się ponownie w coś niby czlowiekowatego. Zdychał powoli.
- Hana, haboagh … - gwałtownie otwarły się drzwi, przez które wpadła kolejna dwójka ghuli z zewnątrz. Można było się domyślić, że po prostu chcieli się dowiedzieć, co to za hałasy.

Wampirzyca wyszczerzyła się, w końcu przepłucze czymś gardło. Póki co jednak musiała się podnieść. Bolało jak skurczybyk i chyba wybiła sobie mały palec od lewej nogi. Jednak kiedy trzeba, to trzeba. Agnese otrząsnęła się i cicho szepnęła.

użycie temporis poziom 5 okult + inteligencja (3+4) 3,2,5,7,10,7,9 - 4 sukcesy



Nie planowała ograniczać użycia vitae, zaraz napije się i to spooro. Widziała jak ghule zwalniają swój bieg w jej stronę. Obserwowała ich uważnie puszczając w obieg jeszcze trochę krwi. Czuła jak wybity palec wraca przy lekkiej pomocy na swoje miejsce. Podniosła się i ruszyła na nich. Dopadła pierwszego i tylko okiem zobaczyła jak drugi ghul powoli odwraca się w jej stronę, gdy ona już zanurzała kły w ciele mężczyzny. O tak.. to była krew. Ciepła przyjemna, życiodajna krew. Drugi ghul zaczął się zamahiwać na nią,a le ta osłoniła się już martwym mężczyzną. Puściła ciało i chwyciła drugiego mężczyznę za gardło. Oblizała się i zobaczyła tylko przerażenie w jego oczach gdy jej język wykonał nienaturalnie szybki ruch.

Nie spiesząc się wgryzła się w niego i ze smakiem spijała krew patrząc na wijącego się na ziemi wampira. Wysunęła kły gdy mężczyzna zwiotczał w jej ramionach. Nadal był żywy. Przeniosła wzrok na przykutego do ściany wampira, pozwalając by czas wrócił do swego tempa. Ruszyła w jego stronę ciągnac za sobą zwiotczałe ciało. Jednocześnie słysząc jakieś szuranie od burty. Obejrzała się dostrzegając skrzywioną minę Alessio. Głowa mężczyzny faerie właśnie pojawiła się w dziurze, przez którą wyleciał. Włosy miał całkiem pokryte wodorostami, na twarzy liczne zadrapania, zaś na czole taką śliwkę, jakby była gruszką, minę zaś zbitego psa. Sapał przy tym niczym bajkowy smok wytranżalając się ponownie do kabiny. Agnese dostrzegła, że ogólnie był cały obsmarowany wodorostami, ba nawet zrobiła mu się taka wesoła wstążeczka dookoła jąder. Tylko brakowało jeszcze kokardki na penisie.
- Ło rany - wymamrotał wreszcie.
- Cześć, mój piękny… - Agnese uśmiechnęła się, bez skrępowania skupiając wzrok na jego przyozdobionym przyrodzeniu. Uniosła zawadiacko jedną brew. - Czyżby maseczka z wodorostów?
- Proszę pośmiejesz się później. Moje ego wystarczająco ucierpiało, nie mówiąc o moim ciele - wymruczał oraz natychmiast zaczął zdejmować z siebie elementy owej maseczki raz inne wodorostowe ozdoby ciała.

Tymczasem Agnese po chwili wpatrywania się skupiła wzrok na wampirze, przypiętym do ściany.
- Kim jesteś maleństwo?
- Zaraz, bez tych haków będzie mu łatwiej - oczyszczony jako tako Alessio wyjął haki rozrywające usta wampirowi. Ten zaś powoli je zaczął zabliźniać.
- Jeorge - rozległ się szept wampira. - Jeorge Thorgalson … krwi … krwi … proszę …
- Jeorge miałam wymordować wszystko co jest na tym statku. - Agnese uśmiechnęła się. - Jeśli masz przeżyć będę musiała postawić tu malutki warunek.
- Mnie możesz zabić, ale proszę, uratuj ją, tą … - spojrzenie wampira powędrowało do leżącej kobiety.
- Zawsze mnie to wzrusza. - Wampirzyca przysunęła się blisko, ciągnąc za sobą ciało ghula. - Napijesz się mojej krwi i pójdziesz ze mną. Jak będziesz grzeczny zaraz się nią zajmę, dobrze?
- Zrobię wszystko, tylko błagam. Ratujcie ją, ratujcie Lois.
- Już, już - Wampirzyca skinęła na Faerie by zerknął co tam z kobietą, a sama rozorała swój nadgarstek kłem i przysunęła go do ust wampira, który zaczął chłeptać jej krew zachłannie, niczym pijawka.

Tymczasem Alessio powoli uwalniał go z więzów. Agnese zauważyła, że śliwka na głowie jej kompana także się zmniejszyła.
- Agnese - wyszeptał do niej faerie. - Nie mamy czasu. Spróbuję zająć się tutaj wszystkim. Nakarmię tego chłopaka tymi ghulami, drugi bowiem też jeszcze zipie. A ty pędź niżej. Nie wiem, czy w takim stanie przydam się podczas dalszej walki - wyznał z niechęcią.
Wampirzyca bez słowa oderwała swoją rękę i ją zasklepiła. Rzuciła pod nogi Faerie nieprzytomnego ghula i podeszła do dziewczyny.

Nieprzytomna kobieta miała ciemne włosy, klasyczne rysy oraz była skąpo ubrana, chociaż nie tak, jak obecnie wampirzyca. Agnese zresztą po walce, schlapana tym czymś, wybrudzona, przypominała raczej leśną driadę niźli elegancką seksi lady. Leżąca miała na sobie przepaskę biodrową oraz stanik. Leżała nieprzytomna oraz płytko oddychała. Była blada, bardzo blada. Wampirzyca nachyliła się, tak, że jej piersi otarły się o piersi kobiety. Byłoby niewątpliwie to bardzo seksowne, gdyby nie fakt, iż nikt nie miał do takich myśli głowy. Chwilę Agnese wsłuchiwała się w jej oddech. Musiała stracić sporo krwi… mogła ją napoić, ale będzie musiała ją lekko wybudzić. Agnese znów rozcięła swój nadgarstek i delikatnie przejechała zdrową dłonią po twarzy dziewczyny. Zobaczyła jak migdałowe oczy otwierają się i patrzą na nią nieprzytomnie.
- Część śliczna. - Jej głos był ciepły, hipnotyzujący. - Dam ci teraz coś co ci pomoże, dobrze?

Nie czekając na odpowiedź przysunęła nadgarstek do jej ust. - Pij. - Rozkazała.

Signora Contarini miała niekłamaną charyzmę i po prawdzie w większości przypadków nie musiałaby uzywać Prezencji, by osiągnąć to, co chciała. Tyle, że pochłaniałoby to czas. Teraz jednak dziewczyna półprzytomna, zrobiła natychmiast, co jej powiedziano. Wchłonęła pierwsze krople spieczonymi ustami.
- Er du en gudinne, en fremmed dame - wyszeptała w jakimś nieznanym języku do Agnese oraz piła dalej.

- Pyta, czy jesteś boginią, ale dowcipna dziołcha - podpowiedział usłużny Alessio, któremu powoli wracał ironiczny ton. Zajmował się przypiętym wampirem. widać było, iż będzie miał wiele pracy.
- Nie cackaj się, wyleczy się za chwilę jak wypije tych tutaj do dna. - wampirzyca mówiła spokojnie, jednak czuła narastające zmęczenie. - powiedz jej by skupiła się na wszystkim co ją boli, by przesunęła tam ciepło.
- Robię ile tylko mogę. Te cholery wbili mu ostrza z kutego żelaza połączonego z srebrem - faerie byli akurat słabi z tego typu metalami. Alessio musiał naprawdę bardzo uważać.
- Jeorge, gdzie Jeorge? - dziewczyna nagle spytała przytomniejszym głosem.

Agnese podniosła się poirytowana, zostawiając dziewczynę.
- Alessio, zabieraj ją, droga powinna być już wolna. Lois idziesz z nim. - Wampirzyca podeszła do wampira podkręcając swoją siłę. Oparła dłoń na jego szyi. - Będzie bolało.
- Już boli - mruknął tamten głosem jęczącym.
Wampirzyca wyciągnęła brutalnie pręty, nie przejmując się że rwie ciało wampira. Światło zaszkodzi im bardziej. Cały czas trzymała drugą dłoń na szyi Jeorga, na wypadek gdyby poddał się bestii. Wampirzyca poczuła wręcz w myślach ten gwałtowny wodospad bólu. Jeorge prawdopodobnie zaryczałby oszalały wręcz, gdyby nie fakt, że nie miał na to siły i po prostu padł niczym placek. Gdy już główne pręty nie stanowiły problemu, wampirzyca oderwała jego ciało, wraz z wszystkimi mniejszymi mocowaniami i wzięła wampira na ręce. Potrząsnęła nim by się przebudził.

- Zalecz rany, zaraz dam ci się jeszcze napić.
Ale on chyba potrzebował natychmiast, bowiem Agnese zobaczyła bezbłędnie nadchodzące szaleństwo. Wampir bronił się ile mógł, ale te ostatnie wydarzenia pokonały go. Agnese miała wręcz czas sekundy, żeby zareagować.

Wampirzyca rozgryzła swój język i pocałowała wampira, pozwalając by zaczął spijać jej vitae z ust, co zaczął gwałtownie robić. Doniosa go do jednego z ciał leżących na pokładzie i ułożyła obok by mógł spokojnie pić z martwego ghula. Ten wbił w ciało kły wciągając krew. Wstrętną okropnie, niesmaczną, jednak ożywczą oraz pomagającą regeneracji. Natomiast sama Agnese w tym czasie nachyliła się nad wampirem i niemal się na nim kładąc zaczęła zalizywać główne rany. Czuła jak narasta w niej podniecenie, najchętniej poszłaby z tą zabawą dalej, ale zmęczenie, które było coraz bardziej dotkliwsze przypominało jej o nadchodzącym świcie. Gdy już większość ran była jako tako zaleczona, wsunęła dłoń w jego włosy.
- Już dobrze malutki, teraz pojedziemy w bezpieczne miejsce. - Chwytając delikatnie jego włosy odchyliła jego głowę i szepnęła mu do ucha. - Jedziemy do domu, malutki.

Tymczasem Alessio wyprowadził chwiejącą się jeszcze dziewczynę. Widać było, że nie wie, co się dzieje, zaś Alessio tłumaczy jej, że ślina Agnese ma właściwości lecznicze. Lois jednak słuchała półuchem. Kiedy tylko mogła kuśtykać, ruszyła do ukochanego, on zaś ku niej, chociaż też był nadal osłabiony.
- Jeorge!
- Lois.
- Jeorge
- Lois.

Skoczyli do siebie powtarzając swoje imiona.
- Zamknąć się i wynocha. Alessio zabierz to z moich oczu. - Wampirzyca poirytowana ruszyła nago do klapy w pokładzie. Zmęczenie złościło ją, czuła panikę bestii w swoim ciele. Bestii, która była tuż pod skórą.

- Najpierw zabiję dziewczynę…- Niemal warknęła, co sprawiło, że zakochani się całkowicie przymknęli. Zresztą obydwoje byli totalnie osłabieni. Sama wampirzyca również straciła sporo krwi. Za dużo, jak na takie igraszki. Zajrzała pod pokład, obiecując sobie, że jeśli coś tam będzie spali to żywcem. Ale nie było, za to wyglądało to dziwnie oraz naprawdę niepokojąco. Ponadto kompletnie inaczej, niźli można było się spodziewać na jakimś morskim statku. Właściciel musiał wydać na to sporo pieniędzy, zaś rzemieślnicy poświęcić wiele swojego kunsztu.


Pod klapą znajdowały się schody na dół. Prowadziły one do dziwnego pomieszczenia ozdobionego niczym egipskie piramidy. Przynajmniej takie skojarzenia miała Agnese, która w Afryce, ani Egipcie nigdy nie była. Ściany pokrywały teksty, obok nich zaś stały wysokie drewniane rzeźby. Korytarz zaś kończył się dużymi drzwiami, prowadzącymi gdzieś dalej. Biorąc jednak pod uwagę wielkość statku, owo dalsze pomieszczenie nie mogło być specjalnie wielkie.

Agnese oglądała z góry pomieszczenie pod otwartą klapą zastanawiając się, co robić. Tymczasem na brzegu pojawiła się dwójka ghuli Agnese: Gilla oraz Borso. Byli schlapani krwią oraz na ramionach nieśli po jednym, nieprzytomnym marynarzu. Stanęli obok trapu na brzegu.
- Jesteśmy już - zaczął cichym głosem Borso. Doskonale wiedział, iż nie można przy potencjalnym nieprzyjacielu głośniej mówić.
- Tamci wyeliminowani - potwierdziła równie bezgłośnie Gilla - ale zostawiliśmy dwójkę żywych chwilowo, na wszelki wypadek. Jedynie nieprzytomni - wyjaśniła. - Kto to? - spytała widząc młodego Gangrela oraz jego ukochaną.

- Więzieni tutaj biedacy. Agnese ulitowała się łaskawie - nawet cichy głos Alessio zawierał lekką ironię. Zdecydowanie, chyba wrócił do siebie.
- Aha - skonstatowała Gilla. - Wedle tego, co wstępnie powiedzieli ci tutaj, wieźli coś bardzo cennego i istotnego na konklawe, choć nawet nie wiedzieli, jakież jest znaczenie tego słowa.

Agnese obejrzała się na swoje ghule.
-Gilla idziesz ze mną. Borso pomóż Alessio. Zabierzcie i nakarmcie tą dwójkę. - Nie czekając na odpowiedź zeskoczyła pod pokład. Poczuła jak jej piersi i pośladki lekko zafalowały. Bieganie nago nie było najwygodnieszą rzeczą, szczególnie gdy było się hojnie obdarzoną kobietą. Ruszyła w kierunku zamkniętych drzwi. Te były właściwie nie zamknięte. Ot klasyczne, przywierające jedynie do siebie. Właściwie do otwarcia jednym kopniakiem. Człowiek pewni wahałby się, jednak stanowczo nie wkurzona Agnese. Szybko otwarła je, zaś za nimi znajdował się istny egipski sezam wraz ze swoją królową. Złoto, wiele złota.


Kobieta siedziała na swoim krześle niczym na tronie. Czuć od niej było wampirowatością. Miała dumę oraz lekceważenie w swoich oczach. Według niej niewątpliwie wszyscy byli po prostu łajnem pod jej stopami. Na pewno zaś już Agnese oraz Gilla. Prawie naga, nosiła wąską przepaskę biodrową, złoty naszyjnik, lekko zakrywający piersi oraz wysoką czapkę, przypominającą pradawny symbol władców Egiptu. Obok tronu stały trzy duże skrzynie okute metalem. Trudno rzec, co w nich było. Najważniejsza była królowa na tronie.
- Zabiłaś moje sługi słaba istoto - przemknał syczący głos owej kobiety. - Skoro zginęli, zasługiwali na to, ale teraz ty znikniesz wraz ze swoją suką. Tak jak wszyscy, którzy śmieli naruszać moją własność.

Nagle język nieznajomej wystrzelił w kierunku wampirzycy, zaś ciało jej samej nagle zaczęło przeobrażać się w wielkiego egipskiego węża, którego jad swego czasu zabił samą wspaniałą Kleopatrę. Ogólnie więc miał być to pojedynek dwóch na jednego, przy czym Gilla jedynie miała na sobie lekki pancerz oraz pochodnię. Gdy wężyca wystrzeliła jęzorem w jej panią, machnęła właśnie pochodnią, usiłując trafić ją w ten wrażliwy organ.
Agnese była poirytowana i zmęczona. Miała nadzieję, że nie spotka tu już nikogo więcej, a teraz musiała się użerać z jakąś żmiją. Widząc, że wampirzyca ją atakuje ponownie skupiła się na zapanowaniu nad czasem. Czas zwolnił nieznacznie. Agnese skrzywiła się i wymijając wężowy język przebiła go na wylot przygważdżając do ziemi.

temporis poziom 5 occult+int (7) 3,8,1,8,7,1,2 - 1 sukcesy
temporis 3 st 8 occult+int - 3,7,2,8,8,8,4 - 3 sukcesy - żmija porusza się dwa razy wolniej.
atak - st 7 - 7,10,7 - trzy sukcesy



Ruszyła na wampirzycę i gdy tylko znalazła się przy przeobrażającym się cielsku. Dotknęła go. Widziała jak ciało węża zaczyna poruszać się wolniej i najprościej w świecie uderzyła ją , splatając dwie dłonie w jedną pięść, w pysk.

Przyszpilenie języka do podłogi było najbardziej wredną rzeczą, jaka spotkała królową, szczególnie, że Gilla zaraz poparzyła ją waląc po łbie pochodnią. Tym bardziej, że wszystko zwolniło. Niby szybkie uderzenie węża wyglądało teraz, jak gdyby ktoś nasypał na niego tonę waty. Zaś uderzenie w łeb sprawiło, iż trzasnęła pyskiem o podłogę. I jeszcze ta druga, która tym razem władowała jej pochodnię do pyska. Syczenie rozdarło pomieszczenie niemal odrzucając Gillę na bok. Wściekle szarpnięta wężyca usiłowała zaatakować ogonem i raz gwałtownie ruszyła głową odrywając własny jęzor, który został przy podłodze. Potwornie zamroczona bólem chyba przez pewien czas nie wiedziała co robić, bowiem rzucała się jak oszalała po pomieszczeniu co rusz tłukąc w jakieś ściany czy skrzynie. Agnese widząc zieloną vitae sączącą się z ran wolała darować sobie picie z tego czegoś. Podbiegła i chwyciła swój sztylet, co było w oczach spowolnionej żmii czymś na wzór błysku. Agnese wypaliła krew podkręcając swoją siłę i zamachnęła się krótką bronią na kark węża.

atak st 9 - siła mellee +sw = 10,10,10,6,9,1, - 10-ki - 5,5,6, - 4 sukcesy



Głowa żmij potoczyła się po podłodze i po chwili całe ciało rozsypało się w proch.

Szalone właściwie, dziwne,niemożliwe, ale prawdziwe niczym sto byczych jaj na corridzie. Sztylet wampirzej księżnej, użyczony Agnese na wyprawę, zadziałał i wielka głowa wężycy została obcięta, potem zaś wraz z resztą już jej nie było.
- Co robimy? - odezwała się Gilla do swojej pani podnosząc się z podłogi.
- Ooo, gratuluję - usłyszały głos Alessia - widzę, że zdążyłyście się zabawić beze mnie. Jednak popieram pytanie. Co robimy?

Agnese odrzuciła rękojeść z ułamanym ostrzem miecza. Chwyciła jeden ze złotych naszyjników i powiesiła sobie na szyi. Trochę poprawiło jej to nastrój.
- Możemy wziąć co nieco i zabieramy się stąd. - Uśmiechnęła się do ghulicy i faerie. Powoli czuła powracające zmęczenie - Ta łajba ma spłonąć.
- Ładny - przyznał Alessio - połowa mieszkanek Italii pozwoliłaby sobie palec obciąć lub przespać się z germańskim berserkerem za coś takiego. A reszta, cóż, gdyby nie to, że to złoto głupców, pewnie byłoby warte ze sto tysięcy weneckich dukatów. Wystarczy na opłacenie potężnej armii, lub konklawe.
- Czy mogę sobie wziąć bransoletkę, signora? - spytała Gilla wskazując na ładny klejnot leżący na podłodze.
- Ach, moi piękni obwieszamy się tak, że ledwo idziemy i resztę niech wyłowią obywatele Rzymscy. - Agnese uśmiechnęła się na myśl o potencji, której zamierzała użyć i zaczęła zgarniać kolejne błyskotki.

- Te możesz brać, jak wspomniałem, reszta to złoto głupców, pokryte czarem pieniądze mające udawać dukaty. Nie jestem w tym tak dobry, jak Kowalski, ale ich prawdziwa natura jest dla mnie widoczna. Lecz stąd, te klejnoty ze skrzynki - wskazał na jedną - te są prawdziwe.
- Alessio, wybierz co się nadaje, dobrze? - Agnese podeszła do skrzyni oceniając jej wagę. Niewątpliwie było z dziesięć kilo w złocie, kosztownościach oraz klejnotach rozmaitego sortu. Na górze zaś leżał wielki, do stopy długości oraz średnicy do dwóch cali, no cóż, wielki odpowiednik męskiego organu, cały z błyszczącego, wypolerowanego złota, choć specjalnie nieco karbowanego. Po jednej stronie był penisoidalny kształt, po drugiej rączka do trzymania. Po tej drugiej stronie wszystko wręcz lśniło od klejnocików, którymi było wyłożone. Ponadto co najmniej kilkanaście naszyjników, kolczyków oraz innych w sumie dających potworną wartość.

Tymczasem Gilla zbierała rzeczy z podłogi wskazane jej przez Alessia, który pokazywał, co jest prawdziwe, co zaś to podróbka. Sam faerie nie interesował się błyskotkami. Wszak mógł sobie wyśnić dowolną ich ilość.


Dalsza zabawa ze statkiem była dosyć prosta. Oprócz tej skrzynki, znalazły się jeszcze dwie podobne stojące za tronem. Ponadto Gilla zebrała resztą. W kuchni znaleźli mnóstwo oliwy i wkrótce egipska barka zajaśniała ogniem. Sprytnie odcięli linę kotwiczną, żeby odpłynęła gdzieś, niczym pochodnia oświetlająca Tybr. Co ciekawe, kiedy zeszli i wampirzyca wraz z Alessio wreszcie zaczęli się ubierać, mały zwiadowca stwierdził, że trochę dalej widział czarną, pędzącą karetę, która zatrzymała się jednak, kiedy statek zapłonął oraz odjechała pędem. Czyżby ktoś był tutaj umówiony na odbiór pieniędzy, by przekupić kardynałów? Ciekawe. Bowiem biorąc pod uwagę sytuację, chciał też ich jednocześnie oszukać.
 
Aiko jest offline  
Stary 12-03-2017, 09:53   #35
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Do zamku markiza dotarli, kiedy piał kur na trzecią godzinę, choć Agnese wydało się, że jest nieco później. Była obita, obolała oraz obłędnie bogata. Jakby się uparła, sama mogła mocno wpłynąć na konklawe. Myślała jakoś, ze spokojnie położy się do łoża wśród drogocenności, niczym Afrodyta otoczona klejnotami, ale pałac nie spał. Młody markiz rzucił się w jej kierunku. Miał wypieki na twarzy oraz namiętne spojrzenie, pełne miłości oraz obawy.
- Agnese, Agnese, tak bałem się o ciebie - widać było, iż ma przy boku miecz oraz stoi przy nich kilku strażników.
- Cóż, signora - odezwał się tubalny głos Kowalskiego - musiałem powstrzymywać jego dostojność - dawał do zrozumienia, że zastosował niekonwencjonalne sztuczki, bowiem markiz wydawał się kompletnie zdesperowany. - Dostojny pan chciał przeszukiwać miasto całe.
- Nic ci się nie stało, nie zostałaś ranna
? - skoczył do niej ujmując wampirzycę za dłonie.
- Ach Alessandro. - Wampirzyca wymówiła czule imię markiza wzmacniając nieco słowa Prezencją. Colonna spojrzał na nią całkiem rozpłomieniony. - Wybacz, że nie uprzedziłam, ale z uwagi na mój post niespodziewane zadania wyrywają mnie czasem w nocy.

Agnese skinęła na ludzi, by zaczęli rozładowywać powóz, a oni zaczęli to robić, przenosząc zdobycze do jej komnaty. Gilla zadbała o to, żeby skrzynki były zamknięte, zaś torby odpowiednio zasznurowane. Nie byłoby sympatycznie, gdyby któraś się rozsypała na korytarzu siejąc klejnotami.
- Pojechałam odebrać część swego majątku. - Uśmiechnęła się gdy Gilla i Borso zaczęli wyładowywać skrzynie, potem zaś inni służący ruszyli niosąc je do góry. - Obiecuję, że następnym razem uprzedzę cię o takim wypadzie.
- Proszę cię, najpiękniejsza, drżałem, czy nic ci się nie stało, że tak nagle, w nocy … Rzym jest taki groźny …. naprawdę nic ci nie jest? Naprawdę nic
? - widać było, iż markiz jest skoncentrowany na niej, nie na jej majątku, jakby sprawdzał, czy naprawdę wszystko jest w porządku, zaś Agnese cała oraz zdrowa. - Może jakoś pomóc, może … - widać było, jak cieszy się z jej powrotu oraz nie wie już, co powinien zrobić.
- Towarzyszyły mi dwie osoby do ochrony.- Agnese uśmiechnęła się. - Jednak przyznam się, że jestem odrobinę zmęczona, czy odprowadziłbyś mnie do moich pokoi?
- Ależ signora
- wykrzyknął wręcz - oczywiście, że cię, znaczy że cię Agnese odprowadzę. Martwiłem się o ciebie, ale signor Kowalski … jak dobrze, że wróciłaś. Kamień spadł mi z serca - ujął Agnese pod ramię i poprowadził ją do jej komnaty. Wcześniej służący zanieśli już tam wszystko i podkładali pod ścianą. W kupie stanowiło to całkiem niezły stosik, z trzema skrzynkami oraz co najmniej tuzinem ciężkich toreb. Wyszli jednak po postawieniu, dlatego komnata była całkowicie pusta.

Gdy byli pod jej pokojem, Agnese przyciągnęła mężczyznę do siebie i pocałowała go namiętnie.
- Cieszy mnie twoja troska Alessandro. - Uśmiechnęła się do niego ciepło, wciąż trzymając go blisko swojego ciała.
- Ja, ja … tak się martwiłem - wyszeptał próbując niezdarnie oddać jej pocałunek. - Kiedy ciebie nie było, myślałem że coś się stało i poczułem, że to straszne, że tak nie może być … ja … kocham cię, Agnese - wyszeptał pełen desperacji. Widać pełne obawy godziny sprawiły, że po prostu nie wytrzymał napięcia i uniesienie wzięło górę nad etykietą.
Wampirzyca nachyliła się do jego ucha.
- Ogrzejesz mnie? Bardzo zmarzłam biegając po Rzymie. - Jej jedna ręka wsunęła się pod jego koszulę. Była lekko chłodna. Poczuła jak Alessandro zadrżał.
- Ja … ja ogrzeję cię … zrobię wszystko, byś była szczęśliwa, ja … - widać było, że niezbyt wie, co robić, ale objął ją niezdarnie w talii. Był kompletnie nieumiejętny w tych sprawach. Jego drżące usta. Pochylał się, by ją pocałować, to odsuwał. Wreszcie zaryzykował trafiając prosto w nos.
- Ja … jak mam cię ogrzać? - wyszeptał.
- Chcesz bym cię nauczyła? - Agnese powstrzymała rozbawienie, nie chcąc go bardziej peszyć.
- Ja tak tak, jak ogrzewać, nauczyć. Ja bardzo chętnie, eee znaczy co mam robić, iść po kocyk? - spytał chcąc pokazać inicjatywę, skoro mówili na temat ogrzewania.
Wampirzyca pociągnęła go do pokoju i zamknęła za nimi drzwi. Zaprowadziła go do fetela i posadziła na nim, po czym zaczęła powoli rozwiązywać swoja suknię.
- Najlepiej ogrzać kobietę, gdy ta jest naga. - Ciężka haftowana suknia uderzyła o podłogę. Agnese stanęła przed mężczyzną w samej halce. Sięgnęła po jego rozgrzaną rękę i powoli wsunęła ją przesuwając po swojej nodze pod materiałem i opierając na swojej talii.


Widocznie wstrząsnęło to markizem. Czuła doskonale jego drżenie dłoni, jak jego paluszki mocniej zaciskały się na jej ciele, potem zaś, jakby zawstydzone otwierały się. Ponadto spojrzenie omiatające jej ciało, jakby chciało ją gwałtownie spożyć.
- Ja jeszcze nigdy nie widziałem nagiej … znaczy nie wiedziałem - poprawił się - że żeby było cieplej, musi być zimniej … co jeszcze, co jeszcze mam robić? - wyszeptał patrząc jej prosto w piękne oblicze kobiety. Widziała, jak jego usta falują, jak chciałby przekazać jej tysiąc myśli, których nie potrafi wypowiedzieć. - Czy powinienem także się teraz rozebrać?
- Obiecałam, że wszystkiego cię nauczę
. - Wampirzyca upewniając się, że mężczyzna trzyma wciąż na niej swoją dłoń zsunęła z siebie powoli halkę, odsłaniając kolejne fragmenty swego ciała. Czuła jak niemal cofnął dłoń gdy zobaczył jej nagą kobiecość. Nago przyklęknęła przed siedzącym na fotelu markizem i powoli zaczęła rozpinać jego koszulę. Wspięła się na jego kolana, siadając na nim okrakiem. Jej rozgrzane ciało stykało się z jego nagą piersią.
- Teraz powinieneś zanieść mnie do łóżka. - Uśmiechnęła się po czym objęła obiema dłońmi jego twarz i zaczęła go całować. Powolutku, by przyzwyczaił się do ruchów jej ust. Dopiero gdy zaczął je naśladować wsunęła ostrożnie swój język, szukając jego.
- Ja … - spróbował oddać jej pocałunek. Widać było iż jego ruchy są trochę niezborne, że wargami zamiast całować, bardziej ssie i że zamiast umiejętnością, stanowczo nadrabia entuzjazmem. Pragnął jej niczym wariat, widać było. Wpatrywał się w jej piersi, w kępkę mchu, którą dostrzegał pomiędzy nogami …
- Masz piękne pie … wzgórza - wybrnął wreszcie unosząc ją zgodnie z poleceniem.

Faktycznie był silny, zaś szeroka, umięśniona klata wskazywała, iż markiz regularnie ćwiczył szermierkę. Był niemalże bezwłosy na piersiach oraz jeszcze bardzo młody. Może siedemnastoletni, lub najdalej dwa lata starszy? Trzymając kobietę w rękach niczym księżniczkę powoli zbliżał się do łoża. Ułożył ją delikatnie na brzegu. Wyprostował się, zaś Agnes doskonale dostrzegła, jak mocno wypchane jest jego krocze. - Czy tak dobrze? - spytał.
- Wspaniale. Teraz zdejmij resztę swego odzienia. - Wampirzyca wskazała podbródkiem jego spodnie.
- Aaa, rozumiem, jak do kąpieli - domyślił się i najpierw ściągnął buty. To poszło szybko. Zaraz potem pończochy. Co do spodni już było gorzej. Agnese dostrzegała, jak plączą mu się nieco palce, ale wreszcie one także zostały zrzucone. Wahał się, widać było doskonale, iż bardzo powoli ściąga pantalony … wreszcie także je zdjął i oczom Agnese ukazał się naprawdę potężny, młodzieńczy organ, dużo większy od tego, co zaprezentował swego czasu Gonzaga.
- Ja … przepraszam - wydukał markiz, straszliwie przejęty - on, nie jest, nie wiem, czemu nagle urósł … - chyba mu się zdawało, że zrobił coś złego, zaś jego ciało zareagowało źle.
- Jest wspaniały. - Agnese wyciągnęła w jego rękę. - Chodź tu, nie ogrzejesz mnie na odległość.

Gdy markiz nieśmiało chwycił jej dłoń, pociągnęła go jednocześnie przewracając się.
- Aaa - krzyknął kompletnie zaskoczony.
Zupełnie nagle znalazła się na leżącym na materacu mężczyźnie. Czuła pod sobą jego pulsowanie, jego ciepło, jego coraz większe podniecenie.
- Dotykaj mnie - Wampirzyca ucałowała jego obojczyk. - Staraj się zapamiętać dotykiem każdy skrawek mego ciała.
- Dotykiem, ciała
? - drżąc starał się zapamiętać. - Może spróbuję rękę - powiedział głośno i rzeczywiście, powoli dotknął dłoni Agnese. Chwilę drobił paluszkami rzeczywiście badając.
- I teraz wyżej… do ramienia - czekała aż przesunie swoją dłoń. - .. na plecy… w dół. - A on powoli starał się to robić z zafrasowaniem godnym wielkiej sprawy. Wpatrywał w jej ramię tak, jak rzeźbiarz wpatruje się w marmur mający się stać prawdziwym dziełem sztuki. Tak, wreszcie palce doszły w odpowiednie miejsce.
- I co dalej, cieplej ci? - wyszeptał niepewnie. - Teraz noga? - spytał. - Czy nogi są zabronione?

Agnese sięgnęła do jego nabrzmiałego członka, podsuwając się jednocześnie do góry. Doskonale odczuła jego reakcję. Jak drgnął i jeszcze mocniej się wyprostował pokrywając czub jeszcze intensywniejszą czerwienią. Choć przed momentem wydawało się to niemal niemożliwe.
- To tak można? Ach … - wyrwało mu się. - A twoje nogi? - powtórzył powoli próbując się opanować.
Przytuliła usta do jego ucha.
- Alessandro dla ciebie nic nie jest zabronione. - Skierowała go w swoją stronę i nim zdążył zareagować zaczęła się nim bawić.
- Ach, ty mnie, tam … on przeważnie, nie jest taki, słowo szlachcica. Dużo mniejszy … - usiłował wyjaśnić, ale zamiast tego jęknął, zaś jego biodra odruchowo poruszyły się do przodu. - Agnese, jeśli mogę, jeśli nic nie jest zabronione, mogę, mogę, mogę dotknąć twoich pagórków? - wystrzelił wreszcie chyba zastanawiając się, czy nie był zbyt śmiały. Jednocześnie zaś szybko wzdychał i jego biodra poruszały się kolejny raz pod dotykiem jej dłoni.

Wampirzyca podniosła się wsuwając w siebie jego męskość. Usiadła na nim, nie poruszała się jednak by Alessandro mógł się przyzwyczaić. Uniosła w dłoniach swoje piersi, jakby je eksponując.
- Są twoje. - Uśmiechnęła się do leżącego pod nią mężczyzny.
Był w niej … był w niej .... był w niej, a ona czuła coś naprawdę dużego, takiego co sięga naprawdę głęboko, zaś na początku bardzo rozszerza, rozciąga jej ciało. Jego dłonie wystrzeliły do piersi. Był potwornie podniecony, nawet jeśli nie wiedział, jak to okazać, Dotknął jej cycuszków, jakby ważył je, potem zaś objął usiłując uciskać.
- Agnese on jest, one są, czy cię to nie boli? - nagle wystrzelił spoglądając na jej podbrzusze wypełnione swoją męskością.

Wampirzyca jęknęła od jego ciepła i dotyku. W jego nieporadności było coś cudownego, przygryzła wargę, chwilę delektując się tym jak Alessandro ją wypełnia. Spojrzała na niego głodnym wzrokiem.
- Nie boli… - pochyliła się, opierając na swoich rękach, tak by ich twarze niemal się spotkały. - To bardzo przyjemne, kochanie.
- Przyjemne? Ale ja słyszałem, że … nie to, żebym podsłuchiwał służbę, ale jakoś samo wyszło, jak kobieta mówiła swojej córce, że boli, ale ciebie nie boli? Naprawdę nie
? - chyba zaczął się cieszyć, ale jeszcze bał się ruszać, choć mogła odczuć, jak bardzo jego męskość w niej drga, jak się pręży, jak twardnieje.
- Byłam już mężatką, mój piękny. - Wampirzyca dotknęła jego twarzy i delikatnie zaczęła gładzić jego policzek. - Młode dziewczę może by to zabolało. - Nachyliła się do jego ucha. - Jesteś duży… bardzo. - Powoli poruszyła się wysuwając go z siebie odrobinę. - Wielu mężczyzn mogłoby ci pozazdrościć.
- Pozazdrościć! Bo jestem przy tobie … duży to dobrze
? - spytał patrząc niczym zahipnotyzowany, jak jego męskość wychodzi z ciała unoszącej się wampirzycy.

Wampirzyca niemal wysunęła go z siebie i ucałowała jego czoło. Był tak wspaniale rozpalony, tak gorący. Najchętniej by go schrupała tu i teraz. Jednak z tego co czuła, mężczyzna mógł jej sprawić sporo przyjemności podczas pobytu w Rzymie.
- Bardzo dobrze… wręcz cudownie. - Wbiła go w siebie i jęknęła cicho. Powoli zaczęła się poruszać w górę i w dół. Udało jej się zaledwie kilka razy.
- Aaach - jęknął i nagle ona, już na początku nagle poczuła … - Agnese - jęknął markiz nagle mocno chwytając, wręcz ściskając jej piersi - ach, ja, to się wzbiera … ja … - a ona doskonale to czuła, że młodzik wcześnie się podnieca i nie umie utrzymać. Ewidentnie to był jego pierwszy dopiero raz.

Agnese ułożyła się na nim i pocałowała delikatnie jego usta.
- Wspaniale mój piękny, jest mi w środku baaardzo ciepło. - Poruszała się delikatnie by wyciągnąć z niego wszystko, delektując się pulsowaniem w swoim ciele. Gładziła jego policzek. - Jesteś cudowny.
Ale on chyba nie reagował ogarnięty kręgiem swojej przyjemności. Biodra jego ruszały się same i rzeczywiście, kobieta czuła jak w jej najintymniejszej głębi strzela kolejna fontanna na siebie uderzając w ścianki ukrytego sezamu. Potem zaś jeszcze raz i jeszcze, nawet nie wiadomo ile. Aż wreszcie kolejne wystrzały się wyczerpały, zaś otwarte usta chłopaka powoli przymknęły, spojrzenie także stało się wyraźniejsze. Czuła jak jego męskość słabnie, ale biorąc pod uwagę wiek oraz jurność, można było się spodziewać, że niedługo będzie mógł ponownie.
- Agnese ja … ja wcześniej jeszcze nie … jesteś cudowna. Nie odchodź nigdy … czy tak jest zawsze … - język mu się plątał.
- Ze mną, będzie tylko cudowniej. - Pocałowała go w usta. - To będzie nasz mały sekret, dobrze?
- Tak dobrze, słowo szlachcica, nie powiem nikomu
- zastrzegał się - ale czy tobie też choć trochę było, tak jak mi … choć wiesz Agnese trochę? - dopytywał się.
- Mój piękny, ja nie udaję jęków rozkoszy. - Wysunęła go z siebie i opadła na łóżko tuż obok.

Delikatnie gładziła jego pierś. Napije się z niego, ale jeszcze nie tej nocy.
- Ja mam pytanie. Mówiłaś, że mój jest duży, no wiesz … ale widziałem, no twoją. Tam gdzie on … masz tam mało, znaczy wąsko i jak tam to weszło … ja może nie powinienem pytać - zaczerwienił się niczym buraczek, ale Agnese widziała, że jego członek z oklapłego i małego, powoli rośnie ponownie, jak przystało na nastolatka.
Agnese chwyciła jego dłoń i przysunęła do swego łona. Powoli przysunęła ją do swojej rozgrzanej szparki, z której powoli wypływało nasienie mężczyzny.
- To bardzo miękkie i elastyczne miejsce, jeśli je dobrze rozgrzać. Pobaw się chwilę i sam zobacz. - Zachęcająco naparła na jego dłoń, która najpierw próbowała się cofnąć, a potem dotknęła tak wyprostowaną dłonią zakrywając jej kwiat.
- Uch! - głęboko wciągnął wdech. Drżał, zaś z nim drżała jej kobiecość, kiedy poruszył ręką, pieszcząc jej rozchylone, nabrzmiałe płatki wnętrzem dłoni. - Jesteś, jesteś miękka, jak puch - wyszeptał a potem wiedziony odwieczną siła natury jeden z jego paluszków, środkowy, a potem jeszcze wskazujący, zagłębiły się w jej rowek poruszając w górę i w dół, w górę i w dół. Od samej góry, gdzie wszystkie płatki jej kwiatu wiązały się w jeden podniecający, pokryty kroplami węzeł, aż do samego dołu, gdzie szukał wejścia do jej głębi.
- Czy mogę, czy mogę tam, palcami? - wydukał, widocznie niepewny, czy powinien.
- Palcami, ustami… - Agnese ułożyła się by było mu wygodniej. - … czym tylko masz ochotę Alessandro.
- Ochotę? Nie wiem, ale … chyba wszystkim
! - wyrzucił z siebie łącząc aż trzy paluszki ze sobą i powoli wciskając je w nią, rozszerzając, rozciągając to elastyczne ciało nasmarowane ich wspólnymi soczkami. Agnese jęknęła gdy poczuła jak w nią wchodzi i sama naparła ciałem na jego palce. Powoli to robił. Ust nie angażował, nawet nie wiedział jak. Ale dłonie, jak najbardziej. wsunął ile mógł, a potem wyjął i znów wsunął, tyle że szybciej, a potem jeszcze raz i już nie wiedział co robi, tylko jego dłoń pracowała. Coraz mocniej i szybciej, sunąc po wewnętrznych ścianach mokrej pochwy i coraz bardziej, coraz więcej uczucia wkładając, jakby nie chciało się zatrzymać. Dużo dłużej, niźli przed chwilą swoją napaloną męskością.

Agnese powstrzymała ruchy swego ciała dając się penetrować. Kątem oka, zerkała na jego nabrzmiałą męskość.
- Wsuń go znów we mnie, tak jak to robisz palcami. - Pozwoliła by jej głos lekko drżał. On zaś jeszcze chwilkę ruchów wykonał unosząc ociekającą soczkami dłoń i spróbował spełnić jej prośbę. Włożyć, tak włożyć .... miał mocno wyprostowanego, ale … usadowił się pomiędzy jej nogami. Drżał potężnie z podniecenia. Właściwie odruchowo, kierowany naturą uniósł jej nóżki rozkładając szeroko tak, że nastawiła mu swój kwiat bardzo dobrze, tak, że widział wszystko, każdy płatek, każdą kropelkę i doskonale ciemniejącą głębię. Odkrył przed chwilą, że to ona jest jego celem. Trochę miał problem z celowaniem, ale powoli zaczął dotykać.
- Ach, to niesamowite - wyjąkał.

Jego czerwonojaskrawy czubek zaczął znikać w jej wnętrzu, ale musiał naprawdę mocniej pchnąć. Rzeczywiście był duży. Wydawało mu się, że jej łono pęcznieje, że rozciąga się pod jego wpływem, ale robił to, bo mu poleciła i bo to było po prostu cudowne … Agnese mruczała z przyjemności gdy w nią wchodził. Chciała to przyspieszyć, ale wiedziała, że to jego pierwszy raz, że musi się z tym oswoić. Wbiła palce w pościel by nie wbić ich w pośladki mężczyzny.
-Jesteś wspaniały. - wymruczała i przygryzła wargę, czując jak oparły się o nią pewien rozgrzany woreczek. - A teraz jak z paluszkami, wysuwaj go i wsuwaj.
Do przodu, do tyłu, do przodu … biodra markiza zaczęły się wuszać zgodnie z nakreślonymi przez nauczycielkę zasadami. Trzymał jej nóżki, zaś jego ruchy były coraz gwałtowniejsze. Agnese raz za razem czuła, jak ich ciała zderzają się, zaś jego okryte woreczkiem jądra uderzają wprost w jej intymne wargi. a potem wycofywał się i ponownie atakował.
- Och, jak dobrze - wyjęczał, ale tym razem nie kończył tak szybko. Tak, mocniej. Wciągnął powietrze i znów. wydawało się, iż rusza się sam, że nie myśli nad tym, co robi, że kompletnie nie ma nad tym panowania. Po prostu ruch nieustanny. - Ach, Agne … - wyrwało mu się wreszcie, a ona poczuła kolejną serię wystrzałów.

Była zachwycona jego wielkością, tym co robił z jej rozpalonym wnętrzem. Zdawało się jej niemal, że jej ciało pulsuje jego tętnem. Gdy jego nasienie ponownie uderzyło o jej ścianki, poczuła ten cudowny impuls i krzyknęła głośno wyginając się w łuk. Przestraszyło go to chyba, ale był w takim stanie, że nie mógł powstrzymać ruchu oraz kolejnych pchnięć, które wypychały kolejne strumienie nasienia i jeszcze dalej, aż wreszcie jego ruchy powolutku zaczynały słabnąć, zaś jego oddech powoli się uspokajał. Ale to było długie, naprawdę długie. Powoli opuścił jej nóżki układając na pościeli, sam jednak klęczał między nimi, lekko pochylony nad nią, wpatrujący się. Resztki białego płynu jeszcze troszeczkę wyciekały mu lecąc prosto na dół, na jej podbrzusze. Wpatrywał się niespokojnie.
- I jak, czy … - chyba jak każdy prawiczek, szukał potwierdzenia, że zaspokoił swoją cudowną partnerkę.
 
Kelly jest offline  
Stary 12-03-2017, 19:18   #36
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Agnese chwyciła go za rękę i przyciągnęła do siebie, tak by ułożył się na jej rozgrzanym ciele.
-Ach Alessandro. Jak ty żeś się uchował. - Pocałowała go czule. - Coś czuję, że dam ci się rozgrzewać co noc.
- Aaa, wiesz, nie trzeba w tym robić przerw, znaczy no wiesz, czy kobiety i mężczyźni mogą tak codziennie? - dopytywał się wpatrując się w nią intensywnie. Chyba wampirzyca zdeprawowała go właśnie nawracając na seksoholizm wyjątkowy - Eee, jeszcze tego, byłem w klasztorze - wyjaśnił. Akurat dosyć częste zjawisko w domach magnaterii, na pewno zaś Colonnów. Najstarszy syn miał zapewnić dziedzictwo, zaś młodszych kierowano do służby kościelnej. Wpływy Colonnów sprawiały, iż zostali opatami, czy biskupami. Widocznie tak było z markizem, tyle jednak, że zapewne coś stało się jego bratu. Dlatego musiał wrócić do domu swojej rodziny.

-To będziemy musieli sporo nadrobić… tak codziennie powinno być w sam raz. - Ucałowała go raz jeszcze.
- Rozumiem, że jesteś już zmęczona. No i zbliża się dzień, a ty za dnia pościsz i medytujesz, pamiętam, ale czy … czy możemy jeszcze raz? - poprosił gorąco - żebym jeszcze bardziej miał o czym rozmyślać.

Wampirzyca obróciła się na brzuch i wypięła pośladki.
-To teraz tak. Co byś miał o czym rozmyślać. - Sięgnęła do jego dłoni i ułożyła ją na swojej piersi. Tak! To było podniecające. Alessandro czuł to za każdym razem mocniej, ale …
- Agnese, znaczy jak mam … tak od tyłu … w pu … pę? - wyszeptał wręcz z niedowierzaniem, niecałkiem wiedząc co robić, lecz jego dłoń bawiła się jej piersiami podszczypujac jeciutko zaróżowiony sutek.

Agnese sięgnęła do jego członka i wsunęła w siebie.
- Pupa będzie innym razem. - wymruczała, a on odetchnął, że jego nauczycielka nie wymaga tak straszliwego bezeceństwa, przynajmniej nie za tym razem. Ale nawet to było niezwykłe. Był za nią i patrzył na jej plecy, jej pośladki, jej włosy. Od tyłu i ona po prostu oddawała się mu, aż nie mógł inaczej, tylko ruszył szybko z kopyta łapiąc ją za biodra i wciągając w siebie, sam zaś także wykonał ruch do przodu. Byli tacy mokrzy, wypełnieni sokami i znów coraz mocniej wydzielanymi. Agnese czuła jak mocno ją rozciąga i jak jego męskość uderza w jej wnętrze pod innym kątem. On zaś jęczał, ponownie coraz głośniej. Jak dobrze, że każdy stosunek tego dnia przedłużał kolejny. Ten był najdłuższy i najgwałtowniejszy. Uderzał z nią coraz mocniej i szybciej i po prostu bardziej jak dziki pierwotny człowiek bierze swoją samicę, niż cywilizowany mieszkaniec Italii. Jęczał coraz głośniej, wzdychał, ale ciągle jeszcze szybciej i już po prostu świat wirował mu wewnątrz myśli, zaś centrum owego świata stanowiła ona.

Wampirzyca delektowała się entuzjazmem tej świeżej krwi. Czuła jak narasta w niej apetyt, jak palce zachłannie tarmoszą pościel. Jej kły wysunęły się, ale na szczęście Alessando nie mógł ich widzieć…. Jutro. Jutro się z niego napije. Ale dzisiaj on dostarczał jej innego płynu, innej przyjemności, może nie tak wyjątkowej, jak krew, ale odkąd spełnił się dar faerie, to było to znowu cudowne odkrycie. Dogłębne, przejmujące oraz bardzo kobiece. Kochała się, oddawała się, pozwalała się pragnąć, pożądać … Alessandro chciał ją posiąść i ona udzieliła mu tej łaski. Nie widział jej kłów, tylko plecy i pupę, nie widział nic, po prostu poruszał się coraz mocniej. Agnese ku swemu zaskoczeniu poczuła, że znów dochodzi. Jej ciało zacisnęło się na nim tak mocno aż sam znowu jęknął i znowu wyrzucił w niej miliony swoich malutkich kropelek. Potem powtórnie, jeszcze raz … Przeszyty orgazmem, który przestrzelił jego ciało na wylot poruszał się, kłuł ją szaleńczo swoim męskim mieczem, aż wreszcie objęła go błogość, gdy opadł wychodząc z niej i podpierając się dłonią o pościel. Oddychał bardzo ciężko, ale uśmiech nie schodził z jego młodzieńczego lica.

Tymczasem dochodził poranek. Agnese dała mu chwilę odpocząć, wtulając się w niego. Jednak gdy poczuła, że zmęczenie wymagać zaczyna od niej sporej ilości siły woli by utrzymać świadomość nachyliła się do jego ucha.
- Alessandro. - ucałowała go - chciałabym by ten moment trwał wiecznie, ale lepiej by by to co tu zaszło pozostało między nami. - Gładziła ostrożnie jego pierś. - Lepiej by nikt cię tu nie zobaczył.

Młody markiz przystał bez najmniejszych problemów na propozycję Agnese.
- Do jutra, najpiękniejsza spośród pięknych - wypowiedział słodko.
Wpatrywał się w nią tak intensywnie, tak pełen uczuć, że chyba nawet, gdyby mu powiedziała, że port Ostia jest zbudowany ze szwajcarskiego sera, uwierzyłby bez jakichkolwiek zastrzeżeń.



29 sierpnia 1503

Przebudzenie kolejnego wieczora było bardzo miłe. Wygodne łoże, wspomnienie słodkich igraszek z hojnie obdarzonym młodzieniaszkiem oraz góra skarbów pod ścianą. Owszem niewątpliwie, była zmęczona po wczorajszym na samo wspomnienie walk oraz całej wyprawy. Jednak raczej psychicznie niż fizycznie. Signora Contarini stanowczo wolała się kochać i rozmawiać, niźli walczyć. Miała ochotę coś przegryźć. Była dosyć starym wampirem i potrzebowała krwi… dużo krwi.

Słoneczko skryło się za horyzontem. Jak zwykle każdego dnia o tej porze, do drzwi signory rozległo się pukanie, które dotarło do przebudzonych zmysłów wampirzycy. Agnese znała je na pamięć. To Gilla przychodziła powitać ją oraz powiadomić o najważniejszych wydarzeniach. Tak było też tym razem.

Agnese leżąc powiedziała standardowe „proszę, wejdź” zaś ghulica weszła, jak zwykle w pełnej gotowości starannie zamykając za sobą drzwi.
- Witaj signoro – skłoniła się obdarzając swoją panią uśmiechem łączącym miłość oraz poufałość starego sługi. - Zdaje się chyba, iż czeka na panią kolejna zajęta noc.
- Tak? - zdziwiła się uprzejmie Agnes. Wampirzyca wyciągnęła dłoń w jej stronę, zapraszając do siebie.
- Ma pani dwójkę gości, którzy czekają. Dodajmy, że w dwóch różnych częściach pałacu. Pan Philippo Pazzi, wysłannik florenckiego gonfaloniere, chciałby się z panią widzieć. Przyszedł niedawno i wścieka się, że zamiast natychmiast go przyjąć, ma pani dzienne posty oraz medytacje. Borso powiedział jednak, że nie życzy sobie, iżby ktoś przeszkadzał signorze podczas bogobojnych praktyk, jeśli zaś spróbuje zakłócić je, dostanie po łbie bez względu na to, czyim jest wysłannikiem. Drugi natomiast pan, jest znacznie milszy. Rozmawia głównie z Kowalskim, który opowiada mu na temat swojej ojczyzny. To, signora – Gilla przerwała dla większego efektu – nie mniej, ni więcej, tylko sam kardynał Giovanni di Lorenzo de Medici.

Gilla przysiadła na łóżku obok swej Pani. Agnese wtuliła się w ghulicę i zaciągnęła jej zapachem. Jej nagie ciało ocierało się o suknię Gilli.
- Coś jeszcze? - Agnese wsunęła dłoń pod suknię kobiety i powoli ruszyła nią ku górze. Czuła jak ciało Gilli nagrzewa się od jej chłodnego dotyku.

Medyceusze wprawdzie zostali wygnani z Florencji, ale mieli stanowiska w Rzymie, zaś ich bank dalej doskonale działał. Władze Republiki Florenckiej bardzo niechętnie widziały tych, którzy się kumali z dawnymi nieoficjalnymi władcami. Jednak również w samym mieście Medyceusze mieli swoich cichych zwolenników. Po cóż jednak chciał odwiedzić Agnese kardynał? Tak czy siak Agnese wiedziała, że tą dwójkę ludzi musi przyjąć w pierwszym rzędzie.
- Cóż jeszcze? - spytała.- Sir Alessio zniknął niemal na cały dzień i przybył z informacją, że chyba znalazł jedną poszukiwaną, cokolwiek miał na myśli. Dlatego będzie chciał liczyć na panią podczas próby uwolnienia. Planuj udać się tam oraz odpowiednio zadziałać. To właściwie wszystko z szerszej działalności, jednak na gruncie domowym … markiz zwichnął sobie rękę. Nie wiadomo dlaczego uznał, że do tej pory odpowiednio nie trenował swoich umiejętności fizycznych, dlatego ma zamiar zacząć. Ćwiczył cały dzień i oczywiście przesadził. Nic wielkiego, ot lekko naruszony mięsień ręki. Jest całkowicie sprawny, aczkolwiek obecnie leży w swoim łożu z miną cierpiętnika. Ponadto nasz nowy znajomy wyciągnięty z egipskiej barki.
- Cóż on? - Wampirzyca dotarła dłonią do bielizny kobiety, czując jak ta drży. Nie krępując się wsunęła palce i zaczęła się bawić jej wilgotnymi już płatkami.
-Właściwie nic, poza faktem, że nie chciał spać w łóżku, tylko położył się na podłodze zawijając kocem. Jego rany oczywiście się jeszcze nie zasklepiły, ale mają się lepiej, znacząco lepiej. Trzeba mu będzie jednak kogoś podrzucić, albo lepiej dwóch ktosiów. Oczywiście jego żona, bowiem powiedzieliśmy, że są małżonkami wydaje się znacznie mniej dzika. Co ciekawe, jest wojowniczką. Nigdy bym się nie spodziewała – wyjaśniała Gilla czekając na polecenia swojej signory. Nie mogła oprzeć się swojej pani. Weszła normalnie przekazując informacje, jednak dalej … Jeszcze peóbowała zachować się niczym profesjonalistka.

Ten dotyk był jednak tak elektryzujący, tak cudowny, tak bardzo pełen szalonego pożądania, że nie dało się go ignorować. Ona wsadziła jej w majtki rękę i zacząła się bawić w jej intymności.
- Ach – Gilla próbowała wytrzymać, ale nie dała rady. Jej oblicze zdradzało napięcie oraz roznące pożądanie. - Pani, naprawdę czekają – wyszeptała padając na łoże obok Agnese. Intensywne, bardzo intensywne, że poruszyła biodrami i zaczęła nimi ruszać coraz mocniej. Palce signory stanowiły prawdziwy balsam podniecenia.

Wampirzyca wsunęła głowę pod suknię ghulicy i ze smakiem wgryzła się w jej udo.
- Taaaak … - zdołała wyjęczeć jeszcze Gilla, która dostała gwałtownego orgazmu. Agnese czuła nagle gwałtowne napięcie jej ciała oraz wręcz morze soczków, które popłynęło jej po dłoni penetrującej łono swojej podwładnej.

Agnese wysunęła kły i oblizała się ze smakiem. Wypiła tylko odrobinę by kobieta nie straciła przytomności. Zalizała rany poruszając się bardzo blisko rozpalonej szparki Gilli, która drżała niczym kwiat na wietrze. Po czym powoli, całując jej udo, wysunęła się spod sukni.
Oparła się na łokciu, zaś Gilla powoli dochodziła do siebie opadłszy całkowicie na wznak na łoże.
- Signora, twoje polecenia? - wyszeptała wreszcie do wampirzycy.
- Jesteś cudowna. - Agnese uśmiechnęła się. - Będę musiała się z nimi spotkać. Najchętniej zaczęłabym od odwiedzin u biednego markiza, ale rozumiem, że goście się niecierpliwią?
- Nie wiedzą o swoich wizytach - wyjaśniła Gilla już powoli mocniejszym głosem. - To ty jesteś cudowna, signora - nagle przerwała wyjaśnienia, żeby objąć, po prostu objąć Agnese tak po prostu serdecznym, miłosnym objęciem. Wampirzyca z przyjemnością wtuliła się w kobietę. Jednak powoli znowu się odsunęła kontynuując. - Wysłannik, signor Pazzi jest w pracowni, zaś kardynał w bibliotece. Którego życzyłaby sobie pani odwiedzić najpierw? Pierwszy przyszedł signor Pazzi, który rzeczywiście wydaje się niecierpliwy. Kardynał jest miły oraz zadowolony rozmawiając z signorem Kowalskim - dodała.
- Spotkam się z kardynałem. - Usiadła na łóżku i przeciągnęła się. - Wybrałabyś mi coś skromniejszego?
- Oczywiście pani - cóż, kardynał Medici należał do tych, którzy lubią nieźle zjeść, jednak nie było o nim większych plotek. Podobno nawet nie utrzymywał konkubiny oraz nie odwiedzał dziwek. Niesamowite!

Wspaniała Gilla oczywiście znalazła odpowiedni strój dla pani, skromną, chociaż elegancką suknię z oddpowiednim gorsetem. Utrefniła Agnese włosy tworząc modną fryzurę i to wszystko w zaledwie pół godziny. cudotwórczyni. Jednak po jej wysiłkach skromna, elegancka Florentynka mogła spotkać się z kardynałem.


- Poprowadzić panią do biblioteki? - spytała Gilla.
- Prowadź. - Wampirzyca przyjęła poważną maskę i ruszyła za swoją ghulicą.
 
Aiko jest offline  
Stary 13-03-2017, 09:30   #37
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Giovanni di Medici był młodym kardynałem, jeszcze przed trzydziestką, zaś swoją urodą, przyjemną choć nieco zdradzająca gnuśność wydawał się jeszcze młodszy.


Przyjęto go do kolegium kardynalskiego już jako nastolatka dzięki wpływom swojego ojca. Obecnie uważany był za powściągliwego oraz względnie przyzwoitego kardynała, zaś na tle niektórych ogólnie objawiał się, niczym oaza uczciwości. Obecnie siedział w bibliotece rozmawiając z Kowalskim
- I wie, Wasza Eminencja, tam są na wschód wzgórza … - opowiadał Polak, ale przerwał, kiedy Agnese weszła. Powstał oraz skłonił się signorze. - Wasza Eminencjo - skłonił się całując podany sobie pierścień kardynalski - dziękuję, że Wasza Eminencja zaszczycił mnie chwilą rozmowy. Wszakże nie będę zakłócał już pana spotkania z signorą Contarini. Signora, Wasza Eminencjo - skłonił się ponownie wychodząc. Idąc obok Agnese mrugnął jej wesoło, jakby wyrażając swoją opinię, że kardynał to równy chłop.
- Witam Eminencję w tych skromnych progach. - Agnese skłoniła się nisko. - To zaszczyt.
- Nie przesadzajmy
- głos kardynała był równie młodzieńczy, jak jego tłustawe oblicze. - Proszę moja córko, siadaj - wskazał fotel obok siebie i podał jej swoją dłoń do ucałowania. - Cieszę się, że mogę się z tobą spotkać. Wiele plotek krąży na temat twojego przyjazdu - dodał.
Wampirzyca ucałowała podany pierścień i zajęła miejsce w fotelu.
- Eminencjo, przyznam, że od kiedy dotarłam do Rzymu musiałam sprostać wielu obowiązkom i nie dane było mi usłyszeć żadnych plotek. - Agnese wyostrzyła zmysły chcąc zobaczyć aurę kardynała. Była trochę różowa, podrasowana nieco srebrzystym halo, trochę lawendowa, ot nic specjalnego.
- A jednak plotki mówią o tobie. dotarłaś jako pierwsza z Florencji, a nie udało się to innym wysłannikom miast włoskich z Toskanii oraz północy - Agnese przypomniała sobie, iż francuskie oddziały odcięły północne prowincje. - Ponadto przyprowadził cię oddział wojska francuskiego. Szczególnie teraz, kiedy mamy tak interesującą sytuację, wielu się zastanawia, czy nie reprezentujesz interesów Ludwika XII. Pojawiłaś się jako nowa karta w talii, której wielu się nie spodziewało i wielu będzie próbowało wykorzystać. Na czele osobiście ze mną - dodał cynicznie.
- Wasza Eminencjo. - Agnese z zaciekawieniem obserwowała mężczyznę, który musiał być z nią jakoś spokrewniony. - Myślę, że dodaje się kolorytu temu wydarzeniu, jakim było moje przybycie. Tak się złożyło, że sama musiałam odczekać chwilę, gdy moje powozy zostały zatrzymane przez wojska francuskie. Jak przystało …
- Ależ droga pani
- uśmiechnął się absolutnie niedowierzająco kardynał. - Jeśli ktokolwiek temu uwierzy, będzie raczej przypuszczał, iż zatrzymała się pani wyłącznie, żeby przekonferować sytuację, przekazać dowódcom instrukcje króla. Pytanie tylko, jakie to instrukcje. Och muszę powiedzieć, że kardynał d’Amboise już się przygotowuje na spotkanie z panią. Jako faworyt Ludwika do papieskiego stołka liczy, że przekaże mu pani jakieś fundusze lub wesprze informacjami. Ja natomiast, otóż ja liczę na coś zupełnie innego.

Medyceusz przerwał na moment popijając łyk ze srebrzonego kielicha.
- Przybyła pani wczoraj, ale niewątpliwie zna pani sytuację - widać było, iż on też jest przekonany, że jest agentką Ludwika XII. - Cesare Borgia jest chory, lecz zajmuje obecnie watykańskie komnaty papieża. Michelotto oraz paru innych z grupą wojska pilnują go. Tymczasem kardynałowie zajmują Kościół Najświętszej Maryi Panny powyżej Minerwy - wymienił nazwy zatybrzańskiej bazyliki. - Chcielibyśmy obradować bez księcia Romanii nad głową. Zaproponowaliśmy mu wyjazd do 2 września. Książę się waha, czy przyjąć nasze warunki oraz zastanawia się oczywiście, czego żądać w zamian. Chciałbym prosić, żeby udała się pani do niego oraz dołożyła swój głos zachęcający księcia do opuszczenia Rzymu. Spora grupa osób będzie pani bardzo wdzięczna - dodał jeszcze dając do zrozumienia, że stanowi jedynie przyczółek większej grupy kardynałów. Contarini mogła się domyślić, że na jej korzyść miał zadziałać wpływ króla Ludwika. Cesare musiał o niej tak samo słyszeć. Nawet on nie mógł sobie lekceważyć woli Najjaśniejszego Monarchy. Południe trzymali Hiszpanie pod dowództwem Gonzalvo trzymali południe, zaś ludzie Gonzagi północ. Wszyscy grali swoje gry próbując wybrać tego, kto najbardziej będzie sprzyjał ich własnym interesom.
- Wasza Eminencjo. - Agnese uśmiechnęła się szczerze, jej głos nabrał typowego dla niej ciepła. - Cieszy mnie pańskie zaufanie do mojej osoby, jednak jak Eminencja zauważył przybyłam tu wczoraj i o ile mam jako takie pojęcie o tym co dzieje się w Rzymie, nie chcę stawać po stronie, z która nie zapoznałam się bardzo dobrze. Chciałabym też dodać, że moim interesem jest tylko i wyłącznie interes Florencji.
- W interesie nas wszystkich jest wybór papieża - odparł Medyceusz. - Ale nie będzie go, jeśli Cesare zostanie w Rzymie. On wyjedzie, wcześniej czy później, ale lepiej wcześniej, ponieważ obce wojska nie będą miały takiego używania, podobnie jak bandy, które niszczą Rzym oraz okolice Lacjum. Księcia Romanii nakłania wiele osób, po prostu byłaby pani kolejną. Im więcej, tym lepiej, zaś co do tego … czego oczekiwałaby pani w zamian? - przedstawił sprawę wprost.

Agnese odchyliła się w fotelu.
- Jak już powiedziałam, moim interesem, jest interes Florencji, Eminencjo. Co Rzym jest w stanie zaoferować w zamian za szybkie uciszenie zamieszek?
- Cóż, istnieją tacy, którzy chcieliby, żeby zamieszki trwały. Przede wszystkim Orsini, ale ja powiem tyle. Jeśli uda się pani do księcia Romanii oraz wpłynie na opuszczenie przez niego Rzymu zyska pani nie tylko wdzięczność, ale powiedzmy
- zastanowił się chwilę. - Dostanie pani prawo obsadzenia opactwa Monte Oliveto Maggiore wybraną przez siebie osobą - wymienił jedno z największych oraz najbardziej szanowanych benekyktyńskich zgromadzeń Toskanii. Monte Oliveto Maggiore było bardzo zasobnym opactwem oraz wielu chętnie połakomiłoby się na nie.
Wampirzyca uśmiechnęła się, powstrzymując się by nie gwizdnąć.
- Przygotował Eminencja bardzo mocną kartę do zagrania. Przyznam się, że musiałabym się wyprzeć swego Florenckiego pochodzenia, gdybym nie spytała co jeszcze?
- Tyle. Przynajmniej na tą chwilę. Dochody z opactwa są naprawdę piękne, ale cóż, czy ma pani jakieś sugestie co do konklawe. Mogę, całkowicie niezobowiązująco, rozważyć pewne propozycje, ot na zasadzie wspólnej rozmowy. Może akurat mamy coś jeszcze wspólnego
- zaproponował.
- Są dwie osoby, które mi niezbyt odpowiadają na miejscu papieża, ale…. nie chciałabym wpływać na decyzje konklawe. - powiedziała Agnese, trochę jakby mówiła o tym kogo zaprosić na bal. - Muszę znaleźć w Rzymie trzy dziewczyny. Czy byłaby mi w stanie Eminencja pomóc, albo polecić kogoś, kto podjąłby się takiego przedsięwzięcia?
- Co do poszukiwań, tak mam kogoś, kto potrafi rozwiązywać takie sprawy. Przyślę go zaraz po pani wizycie u księcia
- uśmiechnął się kardynał. - Zaś te dwie osoby, to … możesz spokojnie powiedzieć, córko, tutaj nie jesteśmy na konklawe. Prywatna rozmowa - uznał dwudziestoparoletni kardynał.
- Nie przepadam za Soderinim, ani d’Amboise’a, ale jak już powiedziałam… to tylko mój kobiecy widzimiś.
- Rozumiem … wobec tego, co by było gdybym pani zagwarantował, że paru kardynałów na pewno nie odda na nich swoich głosów
? - spytał przeciągle patrząc na nią z wesołym, życzliwym szczerze uśmiechem. Podane przez Florentynkę nazwiska nie sprawiły mu jakiegokolwiek kłopotu. Widocznie frakcja, którą reprezentował, miała swój pogląd, dosyć zbieżny z opinią Agnese.
- Ach… to byłoby cudowne. - Agnese uśmiechnęła się. - Wobec tego poślę dziś kogoś do księcia Romani z prośbą o przyjęcie mnie.
- Na to właśnie liczę, droga córko
- kardynał podniósł się. Widać było, że jest otyły dosyć, ale pomimo to porusza się z przynależną Medyceuszom gracją. - Wobec tego cóż, idę do innych spraw oraz dziękuję córko za zrozumienie dla spraw duchowych - podał jej dłoń do ucałowania. Agnese uniosła się razem z nim i ucałowała podaną dłoń. - Będziemy w kontakcie - powiedział.
- Będę zaszczycona, Eminencjo. - Skłoniła się lekko na pożegnanie.
Kardynał wyszedł, natomiast weszła Gilla zastępując Jego Eminencję.
- Jakie polecenia, pani? Przedstawiciel florenckiego gonfaloniere niemal pieni się już ze złości i chce oskarżyć panią o zdradę, lekceważenie oraz cokolwiek innego. Według mnie po prostu śpieszy mu się do prostytutek - stwierdziła obojętnie ghulica.
- Poślij kogoś do księcia Romani, może Borso będzie chciał się przejść biorąc kilku ludzi do asysty? - Agnese podeszła do okna. - Niech przekaże, że Agnese Contarini prosi o audiencję.
Podeszła do ghulicy i delikatnie otarła się o jej ramię.
- Myślę, że odwiedzę teraz, biednego markiza i zobaczę jak się czuje. Co o tym sądzisz?
- Oczywiście, zaprowadzę do komnat markiza
- ghulica doskonale zapamiętywała rozkłady pomieszczeń. Nie zwróciła nawet najmniejszym słowem uwagi, że signora olewa ambasadora przywódcy Florencji i że może mieć z tego powodu kłopoty. Gonfaloniere wydawał się tym bardziej dumnym oraz opryskliwym przywódcą, im mniej pewnie siedział na swoim wodzowskim krześle.

Komnaty rodzinne di Colonnów leżały w drugim skrzydle zamku. Kilka komnat zajmowała Sophia, kilka zaś markiz.


Leżał w eleganckiej sypialni zdobionej boazerią oraz rzęsiście oświetlonej świecami jarzącymi. Gdy Gilla zapukała oczywiście odpowiedział proszę i tak Agnese znalazła się w środku. Ghulica nie weszła za nią usiłując zapewnić pani minimum intymności. Pozostała na zewnątrz zamykając drzwi.

Markiz ubrany właściwie całkiem, miał rękę w temblaku i leżał czytając jednocześnie jakąś książkę. Signora zauważyła, że to Petrarca. Na widok Agnese zerwał się na powitanie.
- Witaj, ja … zdarzył mi się nieprzyjemny wypadek, dlatego nie mogłem … - widać było, iż głupio mu się tłumaczyć ze swojej niezgraboty. Chciał się popisać, ćwiczyć, zaś wyszło bardzo średnio. Agnese podeszła do markiza i delikatnie położyła mu dłoń na policzku.
- Jak się czujesz, mój drogi? To nic poważnego?
- Nie, nie, tylko ta ręka - jęknął próbując ją poruszyć. - Akurat teraz. - Prawdopodobnie mocno naciągnął sobie mięsień. Nic poważnego, ale dzień czy nawet więcej mogło boleć. Wampirzyca przysunęła się tak by nie dotknąć skaleczonej ręki i ucałowała markiza.
- Uważaj na siebie mój drogi, myślałam, że umrę gdy Gilla przyniosła mi wieści, że coś ci się stało.
- Proszę, Agnese, nie mów tak
- widać było, jak był wzruszony po jej słowach. - To drobiazg, tylko boooli, jak … bardzo boli. Pani Gilla oraz wezwany medyk wspomniał, że nic wielkiego się nie stało, tylko po prostu muszę uważać teraz. Muszę ograniczyć ruch, żeby wszystko wróciło do siebie, inaczej mógłbym uszkodzić jakiś mięsień. Ech, jestem wkurzony - przyznał oddając pocałunek i próbując objąć ją zdrową ręką. Aczkolwiek faktycznie miał problem, żeby się właściwie usadowić. - A jak ty się czujesz, jak medytacje? - spytał czule.
-Wspaniale. Cieszy mnie spokój jaki mogę tu odnaleźć. - Wampirzyca pogładziła jego zdrową rękę. - Będę musiała pozałatwiać kilka spraw, ale może znalazłbyś potem dla mnie chwilę?
- Będę zawsze do twojej dyspozycji
- obiecał z nastoletnią gwałtownością zakochanego. - Wiem, że masz swoje sprawy. Wszyscy trąbią, że jesteś przedstawicielem Ludwika. Ale dla mnie wszystko jedno. Ty jesteś ty i tylko przy tobie czuję się dobrze. Kiedy powrócisz, wezwij mnie, albo przyjdź po mnie, znajdę znacznie więcej, niźli jedynie chwilę.
Agnese ucałowała mężczyznę i opuściła jego pokój. Jak się spodziewała Gilla na nią czekała.
-Prowadź do naszego poirytowanego gościa.

Wściekły Philippo Pazzi stanowczo uważał, że signora powinna podskakiwać na każde jego wołanie. Przecież był ambasadorem Florencji przy papieskim dworze. Służył wiernie obecnemu panu. Jego rodzina została wcześniej wygnana za próbę zamachu przeciwko Medyceuszom. Korzystając więc z sytuacji, że dawni władcy Florencji także musieli opuścić miasto, usiłowali odzyskać pozycję. Między innymi służąc dyplomacji toskańskiej.


Miał swoje lata, ale udawał starszego, niźli w rzeczywistości było. Długa broda oraz wąsy osłaniały mu oblicze. Teraz przedstawiciel potężnej Florencji wściekał się czekając i nawet nie zareagował, kiedy agnese łaskawie zaszczyciła go wizytą. Siedział opierając się swobodnie, zaś jego palce bębniły o blat cyprysowego stołu. Obok leżała półwypełniona karafka z winem oraz kielich.
- A, łaskawie pani się pofatygowała do mnie. Jakże miło - spojrzał niechętnie. - Nie lubię takich, bardzo nie lubię - powtórzył. - Nie lubię też, jak ktoś robi mi za plecami, rozumiesz signora. Pojmujesz to, czy jesteś zbyt mało rozgarnięta na taką prostą rzecz.
Agnese zajęła miejsce w fotelu i przyglądała się mężczyźnie.
-Nie mam pojęcia o co ci chodzi Pazzi.- Celowo zbyła tytuł by go zirytować. Słyszała o tej personie, a jako zrodzona w rodzie Meddici nie przepadała za Pazzimi.
- Tak, niby nagle nie wiesz, co wszyscy mówią o twoich relacjach z … ech co ja sobie będę strzępił język. Wszyscy wiedzą. Chcesz mnie wygryźć stąd. Niedoczekanie twoje - poderwał się. - Signoria we Florencji dowie się, jak się zachowujesz i że robisz wszystko, by zepsuć pozycję Republiki w Rzymie. Poczekaj ty … - rzucił jej mściwym tonem.
- Twoje słowo przeciwko mojemu Pazzi. -Agnese uśmiechnęła się. - Kim niby jesteś, po za zdrajcą, który nagle znalazł dla siebie, a kim ja? Nie opuściłam swego pałacu bo miałam ochotę. Nie jechałabym też przez Włochy w tym czasie gdybym nie robiła tego dla dobra Florencji. - Z uśmiechem obserwowała jego reakcję.
- Może tak, może nie. Może też kiedyś twoje słowo coś znaczyło i nie wyzywaj mnie od zdrajców, upadła kobieto - rzucił jej obelgę. - Guzik mnie obchodzą twoje wykręty. Pozostawiono cię we Florencji, bowiem nie wtrącałaś się w politykę. Wszyscy Medyceusze oraz ich poplecznicy musieli odejść. Jesteście niczym, łajnem świńskim. Napiszę do gonfaloniere. Ciekawe, czy będzie zadowolony, ciekawe, czy wracając nie dowiesz się, że twój pałac już nie jest twój, ciekawe .... - wysyczał jej zrywając się. Splunął ruszając w stronę drzwi.
- Sprzątnij to. -Agnese spoważniała. - Albo zadbam o to by w Rzymie też nie było dla was miejsca.
- Pazzi wrócili, gonfaloniere wyraził zgodę, ale ty strzeż się, zaś to możesz sama posprzątać, najlepiej jęzorem
- widać było, iż dochodzi do drzwi wściekły oraz po prostu chce tylko opuścić ten pokój oraz to domostwo, żeby obsmarować signorę Contarini w liście do władz Florencji.
- Jutro pozbawię florenckich Pazzich wszelkich dóbr. - Agnese użyła prezencji by jej głos zabrzmiał bardzo groźnie. - Pojutrze usunę ciebie z twego stołka. Gdy tu wrócisz tej plamy nie będzie i nie będzie też powrotu.

Oczywiście widać doskonale było wstrząs, który spowodowały jej słowa. Mężczyzna zadrżał i jakby przez chwilę chciał wrócić.
- Idź dziwko na ulicę - odwrzasnął, jednak jego głos zabrzmiał cokolwiek piskliwie. Otworzył drzwi oraz trzasnął je za sobą. Nienawidził Agnese, czuła dobitnie, nienawidził dla samej nienawiści, bowiem przecież nie spotkał jej nigdy jakoś bliżej.

Wampirzyca uśmiechnęła się. Zapowiadał się jej ciekawy pobyt w Rzymie. Do pokoju wysunęła się Gilla.
- Poślij gońców do Florencji, zakazuje jakiegokolwiek handlu z rodem Pazzi. Innych gońców do Wenecji. Z tym samym poleceniem. List do księżnej, że jej wsparcie bardzo ułatwi mi załatwienie spraw w Rzymie… - Agnese uśmiechnęła się. Była szarą eminencja głównych florenckich gildii i miała wpływy w pozostałych. - Niech Nicollo zadba o to bym rzeczywiście wróciła do domu zadowolona i zatruje im politycznie życie. Daj mu dyspozycje na część moich prywatnych funduszy.
- Rzekłaś pani. Co do Florencji nie będzie kłopotów. Jeśli wiem, Pazzi dopiero odbudowują swoje siły po powrocie. Natomiast co do Wenecji, cóż. Konieczne jest poproszenie księcia Giovanni o zgodę. Niccolo napisze do niego. Nawet jednak, jeśli się nie zgodzi, to wystarczająco narobimy im kłopotów we Florencji. Rozumiem, że pan ambasador nie zadowolił panią pod względem rozmowy
? - spytała ghulica.
- Napisz do księcia i do głowy rodu Contarini w Wenecji. -Agnese cały czas się uśmiechała. - Bardzo zadowolił. W końcu jakaś rozrywka. Chcę by zaczęło mu się palić pod nogami. By błagał mnie o łaskę wylizania tego pałacu.
Gilla skinęła. Signora nieczęsto tak denerwowała się na kogoś.
- Czy coś zastosować bardziej bezpośredniego? - spytała signorę.
- Dajcie im czas na ucieczkę. Za tydzień mogą czuć na plecach wrogie spojrzenia, tracić majątek. Na razie bez zabójstw.
- Rozumiem signora, wrócą tam, gdzie byli po targnięciu na twoją rodzinę.
Gilla wyszła ekspediować listy oraz ustalić z Borso posłańca do Florencji. Stamtąd dalsza korespondencja miała już iść do Wenecji. Agnese zaś musiała się zastanowić, co robić. Będzie musiała się dowiedzieć więcej o Philippo. Mogła się go prostu pozbyć ale tak bardzo nie dałoby jej to satysfakcji. Sprawić by wszyscy się od niego odwrócili, by stracił wszystko na czym mu zależy… potrzebuje ludzi. Wiernych ludzi. Podniosła się z fotela i ruszyła na poszukiwanie Alessio.


Faerie właśnie rozmawiał z jakąś miła pokojówką na korytarzu. Znalazła go bez problemu.
- Cóż, moja droga - zwrócił się uśmiechając do pokojówki - mamy niestety zbyt mało czasu, by wystarczająco słodko zająć czas, takiej ślicznotce, jak właśnie ty. Może innym razem.
- Och, sir Alessio
- dziewczyna rozpływała się wręcz pod jego erotyczno - magicznym spojrzeniem. Niewątpliwie mógł mieć każdą, albo prawie każdą.
- No idź już złotko, mamy z signorą do porozmawiania.
- Ach tak
- dziewczyna posłała tęskne spojrzenie i rzeczywiście spłynęła, zaś Alessio jeszcze skradł jej całuska na do widzenia.

Kiedy dziewczyna odeszła spojrzał poważnie.
- Możemy gdzieś porozmawiać. Mam poważne podejrzenia, co do jednej spośród porwanych - wyjaśnił signorze.
- Zapraszam, do mnie. - Wampirzyca też była poważna. Zirytowała się… bardzo. Nie to, że jako nieśmiertelna, musiała się przejmować takimi osobami jak Phillipo, ale…

Zaprowadziła faerie do swoich pokoi i wspólnie zasiedli w jednym z saloników.
- Niebawem powinien tu przyjść człowiek, który pomoże nam w poszukiwaniach. - Wampirzyca stukała nieświadomie palcami w blat stolika. Jej twarz była poważna, ale raczej nikt nie wyczytałby z niej złości, a jednak.. - Czego udało ci się dowiedzieć?
- Wiem, gdzie jest jedna, albo przynajmniej gdzie najprawdopodobniej jest jedna. W gospodzie – burdelu „Orzech włoski”. Przy okazji to półelizjum. Cóż, wiem że takie coś teoretycznie nie funkcjonuje, ale tutaj akurat tak. Założenie tego jest proste, można się trzaskać po pyskach, ale nie zabijać, ani nie szkodzić sobie w bardziej wymyślne sposoby. Używanie dyscyplin także jest zabronione. Osoby, które tam chodzą chcą się czuć względnie bezpieczne, oczywiście jeśli są wampirami, ale odwiedza to miejsce także sporo zwykłych ludzi. Miałem farcioszka. Te przybytek był drugim, który odwiedziłem. Posmarowałem co nieco oraz dowiedziałem się od sprzątającej, że kilka wampirów przyprowadziło jakąś kobietę. Opis wskazuje, że była to faerie. Przy okazji ta służąca to ghulica, ale wampir, który jest właścicielem obiektu, nie traktuje jej dobrze. Plan jest taki. Pójdziemy tam jako goście. Pokręcimy się, spróbujemy odnaleźć przyprowadzoną faerię. Najchętniej odkupiłbym ją, bowiem nie ma sensu robić sobie nieprzyjaciela. Jednak jeśli nie, to załatwię to tak, czy siak. Chcę żebyś poszła tam ze mną. Dlatego że jesteś wampirem, wpuszczą cię w miejsca, gdzie ja się nie dostanę. Aha, lepiej żebyś założyła ubiór przeciętnej służącej, nie wielkiej pani, ponieważ takie tam nie bywają wcale. Jeśliby się udało sprawnie, wszystko pójdzie względnie szybko. Wrócimy spokojnie do pałacu, faerie tymczasem powróci do reszty swojego plemienia
– wyjaśnił wstępny plan Alessio. Trzeba było zwyczajnie tam pójść, pomyszkować oraz spróbować uwolnić kobietę.

Wampirzyca wysłuchała faerie patrząc na jakiś obraz za nim. Bardzo nie miała ochoty się tym teraz zajmować. Najchętniej poświęciłaby ten czas “szkoląc” markiza i starając się choć przez chwilę nie myśleć o niewdzięcznej rozmowie z Pazzim. Gdy Alessio skończył mówić spojrzała na niego.
- Rozumiem, że chciałbyś się tam udać tej nocy? - Wstała z fotela i zaczęła krążyć po pokoju. - Obiecałam, że ci pomogę więc możemy się tam udać, jednak jeśli liczysz na to, że pojawię się w jakimś miejscu i będę udawać kogoś kim nie jestem możesz być niemile zaskoczony. Z tego co słysze o moim przyjeździe mówi cały Rzym, a po moim spotkaniu z księżną i wczorajszej przygodzie mogą mnie też rozpoznawać w naszym małym wampirzym światku.
- Nie oczekuję od ciebie niczego niemożliwego. Pewnikiem plemię Ravnosów mogłoby kombinować przebieranki, ale nie ty. Natomiast co do reszty. Oczekuję, że ubierzesz się skromnie i będziesz po prostu osobą taką, jak wielu. Oczywiście jeśli ktoś cię zna, to rozpozna, jednak tam, gdzie idziemy, raczej nie bywa wampirza elita. Raczej doły, które średnio interesują się polityką. Bywa też sporo zwykłych ludzi, czasami zaś nawet inni, jeśli robią to dyskretnie. Elegancka suknia zwróciłaby natychmiast uwagę, taka zwykła raczej ujdzie w tłoku, bowiem często bywa tam sporo osób. Wejdziemy tam, rozejrzymy się, pogadamy sobie z kim potrzeba i optymalne będzie, jeśli spokojnie wyjdziemy. Ot wszystko. Jeśli akurat ktoś cię rozpozna, mówi się trudno, ale wątpię, żeby ci się narzucali
– odpowiedział faerie. - Chciałbym faktycznie ruszyć jak najszybciej, ale poczekam chwilkę, bowiem przypuszczam, że musisz się pewnikiem przygotować.

Piękna Agnese ruszyła w stronę pokoi Gilli.
- Chodź pomożesz mi się ubrać. - Nie krępując się weszła do pokoju ghulicy wybrała jakiś strój z jej rzeczy. Powoli zaczęła rozplątywać sznureczki swojej sukni. Z uwagi na swoją skromność strój składał się z wielu warstw w tym misternie sznurowanego gorsetu, który sznurowała jej Gilla.
Gdulica oczywiście posłuchała i nie przeszkadzało jej, że pani wybrała jej ubranie. Różnica jednak była trochę w rozmiarach. Agnes była szczuplejsza, dlatego wszelkie rzeczy trzeba było poukładać, żeby wyglądały sensownie. Jednak póki co obydwie panie zdejmowały kolejne warstwy stroju Agnese, aż wreszcie stanęła w samej bieliźnie, której już nie musiała ruszać, ta kryła się bowiem pod długą spódnicą.

Agnese wybrała prostą suknię z ciemnozielonej tkaniny tylko na rękawach i dekolcie obszytą drobną koronką. Gilla upięła jej włosy koronką, natomiast ze swojej biżuterii wybrała prostu złoty łańcuszek. Pożyczyła też od ghulicy skromny płaszcz. Poprosiła jeszcze Gillę, by ta przygotowała dla niej niewielką sakwę z pieniędzmi, która upięła do delikatnie zdobionego pasa.
- Jestem gotowa, chodźmy po to małą.
Zwróciła się do Gilli.
- Uprzedź markiza, że musiałam opuścić pałac by tym razem nie zwoływał armii. Niech też ktoś zamówi nam lektykę.
- Oczywiście signora
- odparła ghulica wykonując dokładnie polecenia. Już po chwili ruszali w kierunku karczmy. Zatrzymali się jednak nieco wcześniej, żeby przypadkiem nie zobaczył ich ktoś spośród gości. Potem ruszyli piechotką.
 
Kelly jest offline  
Stary 14-03-2017, 21:00   #38
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
„Orzech włoski” przynajmniej z zewnątrz prezentował się całkiem solidnie. Był względnie czysty, utrzymany dobrze oraz na pewno duży, znacznie większy od innych knajp na ubogim Zatybrzu. Tutaj dzielnica biedoty roztaczała się wokoło, ale wydawało się, że przy knajpie znajdowała się nieco lepsza okolica, oczywiście jak na Zatybrze.


Natomiast wewnątrz … tutaj panowało straszliwe szaleństwo zmienności. Kiedy signora Contarini oraz faerie weszli tam, wszystko wydawało się ciche oraz spokojne. Stoliki były pozajmowane przez najróżniejszych gości, i takich lepiej wyglądających, i gorzej. Wśród nich byli zarówno ghule, jak i wampiry oraz ludzie. Jednak zdecydowaną większość stanowili ludzie. Przeciętnie ubrani, jak rzemieślnicy, marynarze oraz ogólnie osoby stosunkowo niskiego stanu. Wśród nich wyróżniało się kilku lepiej ubranych oraz zadbanych. Ci mieli swoje loże. Siedzieli bawiąc się wesoło w towarzystwie urodziwych kobiet.


Tak wyglądało przynajmniej w pierwszej sali, ale dalej, za kotarą było przejście do kolejnej. Przed samą kotarą stała lada, zaś za nią oczywiście gruby karczmarz. Człowiek. Po karczmie kręciły się jeszcze jakieś kobiety ubrane w fartuchy. Raczej starsze niż młodsze, roznoszące piwo, wino oraz rozmaite trunki.
- Z tego co wiem – mruknął do Agnese faerie – wampiry są głównie w drugiej sali. Możesz, jako wampir wprowadzić mnie tam i tam pogadamy. Podobno karczmarz decyduje kogo wpuszczać. Chyba że wcześniej miałabyś ochotę na coś tutaj - uśmiechnął się lekko - jednak w tej sali nie podają menu jakiego lubisz.

Wampirzyca przytaknęła tylko ruchem głowy.
- Ooo, witamy państwa – jedna z kobiet podeszła do drzwi witając Agnese oraz Alessia – coś do piwa, do jedzenia, stolik dla państwa – spytała patrząc bacznie.

Agnese uśmiechnęła się do kobiety.
- Wolałabym coś gęstszego, albo ciebie moja droga.

Okazało się, że kobieta widocznie miała pełnomocnictwa od karczmarza i zrozumiała przekaz. Skinęła głową.
- Oczywiście, specjalnych gości także witamy jak najchętniej. Proszę za mną.

Mijając kolejne grupy gości, którzy popijali, gadali oraz wściekali się na władzę, dotarła do kotary. Karczmarz spojrzał na nią pytająco, ale odpowiedziała mu skinięciem, wskazując nieznacznie przybyłych. Później odsłoniła kurtynę, za którą były kolejne drzwi.
- Państwo do sali ogólnej, czy chcecie odwiedzić nasze miejsca odpoczynku? - spytała.
- Najpierw ogólną, potem się zastanowimy - odparł słodkim tonem faerie i wampirzyca zauważyła, że jego urok działał idealnie nawet na starsze panie. Prowadząca bowiem ich kobieta spłoniła się, niczym nastolatka.
Ogólna sala wampirza wydawała się spokojna. Goście siedzieli przy stołach i rozmawiali.


Wydawało się jednak, że tutaj dominują wojownicy, przynajmniej zawodowo, bowiem gatunkowo większość była wampirami, kilkoro ghulami i ludźmi. W ich kielichach mieniła się czerwień. Roznosiła ją wampirza dziewczyna ubrana w niezwykle skąpy strój oraz bardzo umięśniona. Przysiadała się niekiedy do niektórych gości, ale potem ponownie wstawała. Prowadziła ona coś przy sobie, niczym wieszak na kółkach. Taki prosty, wysoki na płaszcze, jaki zdarza się czasami podle zamożniejszych domów. Miał on jakieś trzy metry wysokości, a z jego góry zwisał człowiek. Całkowicie świadomy, żywy oraz związany tak, że nie mógł ano krzyczeć, ani ruszać się mocniej. Jeśli ktoś miał zamówienie, dziewczyna podjeżdżała, następnie napełniała kielich prosto z tętnicy, którą potem zalizywała.

- Alienor się państwem zaopiekuje - wprowadzająca ich kobieta wskazała na dziewczynę. Rzeczywiście, chwile później kelnerka, bowiem chyba tak można nazwać ową profesję, podeszła do nich pytając.
- Coś do picia dla państwa? Mamy dzisiaj świeży wybór od młodej dziewicy do starego rozpustnika?

Przez chwilę z zainteresowaniem rozglądała się po sali. Niezwykle prostackie miejsce. We florenckim elizjum posiłki same przychodziły do ludzi i pchały się pod kły.
- Ten Pan pija tylko ze mnie, wiec dla niego wino, a ja z przyjemnością skorzystam. - Uśmiechnęła się życzliwe do Alienor.
- Z której beczki pani nalać? - spytała wskazując pod ścianę, gdzie stało kilka takich specyficznych wieszaków. - Tutaj proszę bardzo, 10ioletnia dziewica. Sama pani rozumie, że znaleźć starszą byłoby niełatwe, obok niej zazdrosna żona, podobno ma całkiem słodką krew, ale jeszcze nikt jej nie wybrał. Obok - pokazała tęgiego mężczyznę - kowal, który spłaca długi swojej rodziny, dalej były marynarz, preferowany przez osoby, lubiące mieszaninę alkoholu oraz krwi, wreszcie sześćdziesięcioletni rozpustnik. Przegrał zakład w naszym lokalu. Oczywiście jeśli życzyliby sobie państwo coś bardziej specjalnego, jak kąpiel na przykład, także mogę to zorganizować. Zaś wino dla tego pana oczywiście będzie.

Wampirzyca chwile przygladała się wieszakom, jakby nie mogąc podjąć decyzji.
- Na razie z przyjemnością napiję się z kowala, lubię silną krew. - Agnese wyszczerzyła się pokazując kły. - Oraz wino. - Mrugnęła do stojącego obok Alessio - Co do kąpieli brzmi kusząco, ale daj nam się nacieszyć tym cudnym miejscem.
- Zapraszam państwa do stolika na rogu - wskazała im ładny stolik ozdobiony paroma serwetkami oraz wypełnionym kwiatami wazonikiem. Poprowadziła ich i kiedy usiedli odeszła na moment podając dwa kielichy na tacy. Obok tych kielichów była karafka z winem. Chwilę potem udała się po kowala. Agnese nawet stąd mogła dostrzec wewnątrz jego spojrzenia nienawiść.

Kobieta podjechała z kowalem do stolika.
- Doskonały wybór. Panie chwalą sobie kowala. Jest rzeczywiście twardy oraz jak długo wisi, ma zabawnie silną erekcję - wskazała na jego spodnie, rzeczywiście wypchane w odpowiednim miejscu. Nacięła mu nożem szyję i pozwoliła, by cynowy kielich wypełnił się czerwienią. - Ma pani szczęście - zwróciła się do Agnese zalizawszy szyję wiszącego mężczyzny. - Na dzisiaj wyczerpał już swój limit. Był bowiem już parę razy próbowany - położyła kielich przed signorą. - Smacznego - następnie wyszła z wieszakiem gdzieś na zaplecze za kolejne drzwi. Widocznie mości kowal odsłużył swoją kolejną noc. Plusem przynajmniej było to, że go nikt nie zabił, tylko niekiedy po prostu fundowano mu puszczanie krwi, za co wiele starszych matron płaciło krocie.

Agnese odprowadziła wzrokiem Alienor. Nienawidziła takich miejsc i teraz najwyraźniej ten kowal darzył ją podobnym uczuciem. Wampirzyca upiła krwi z kielicha i spojrzała na faerie.
- Dostrzegłeś coś ciekawego? - Jej twarz wydawała się być pogodna choć naprawdę nie cieszył jej ani pobyt w tym miejscu, ani uczta, którą sobie zafundowała.
- Tutaj jej nie ma, wśród wiszących także - powiedział bardzo cicho tak, że nawet ucho podsłuchującego wampira nie dosłyszałoby wypowiedzianych kwestii. - Musimy ruszyć na zaplecze, do tych specjalnych. Ale to już ty musisz załatwić - stwierdził faerie.

Wampirzyca powstrzymała się, by się nie skrzywić. Powoli sączyła krew z kielicha wypatrując Alienor.
- Będziesz musiał mi to wynagrodzić. - Pozwoliła sobie by na jej twarz wypłynęła na chwilę naburmuszona mina, ale szybko przywróciła na nią lekki uśmiech. Gdy obsługująca lokal wampirzyca wróciła na salę, pomachała do niej.
- Wspominałaś coś o kąpieli? - Zagadnęła ją wesoło, jakby cudownie się tu bawiła.
- O tak, mamy niewielki basenik dla koneserów - odparła dziewczyna, która przyszła na wezwanie. - Proszę za mną - zwróciła się prowadząc do kolejnych drzwi. Dalej był kolejny korytarzyk oraz następne drzwi, a tam




Kobieta z wężem, która bawiła się wężem. Pluskała się w czerwonym płynie zadowolona. Jednak kiedy zwróciła uwagę na wchodzącą Agnese, nagle spojrzała z nienawiścią na nią i gwałtownie rzuciła w jej stronę wężą krzycząc.
- Zabiłaś moją siostrę - po czym nagle wystrzeliła w jej stronę językiem.

Agnese uśmiechnęła się.. to nie mogło być tak łatwe jak wspominał faerie. Była otępiona zapachem wszechobecnej krwi, nawet nie zauważyła gdy w jej ramię wgryzł się wąż. Bolało jak skurczybyk. Ocuciło ją to na tyle, że uniknęła lecącego w jej stronę języka. Minął doprawdy tuż tuż uderzając w drzwi wejściowe. Agnese puściła w obieg odrobinę krwi, poczuła jak mięśnie napinają się pod wąską sukienką. Bezceremonialnie wyrwała węża i oderwała mu głowę. Nieznajoma zawyła, lub raczej zasyczała potwornie wręcz raniąc uszy. Szepcząc zaklęcie temporis rzuciła obie części za siebie.

temporis poziom 5 occult+int (7) 8,8,1,10,10,5,3, 10-ki - 10,2 - 4 sukcesy
siła + bójka + sw 8,6,7,9,3



Agnese zobaczyła jak lecący w jej stronę, ponownie, język zwalnia. Wampirzyca uniknęła ataku i chwyciła go w locie. Przy użyciu wspaniałej dyscypliny mogła robić takie cuda bez jakiegokolwiek problemu. Brutalnie, pociągnęła wampirzycę w swoją stronę, zadając jej cios wolną ręką. Uderzenie rozbiło jej nos, który puścił strugę krwi. Pysk żmij został przycięty przez jej schludne ząbki. Agnese wgryzła się czując klasycznie ohydną krew Setytów.

Wampirzyca szybko odpuściła, już zapomniała, że są wypełnieni tym gównem. Ponownie podkręciła swoją siłę i przytrzymując jedną ręką głowę żmij, drugą wyrwała jej język. Szarpnęła czując, jak tamta wręcz uderzyła ją niewidzialną energią własnego bólu. Jednak jej ruchy były spowolnione, nie mogła więc trafić Agnes, która przesuwała się niczym wodospad górski. Wyrwany żmijowy ozór wił się wokoło jej pięści niczym prawdziwy wąż, ruszał się szalał, próbował ścisnąć, ale nic nie mógł zrobić, zaś nieznajoma niczym przymurowana poruszała się wolno, próbując nieskutecznie trafić signorę Contarini. Jednocześnie spowolnienie dotyczyło także osoby stojące za nią: Alessio oraz kelnerkę. Oni także stali mogąc się praktycznie tylko przyglądać obserwując atak tamtej kąpiącej się wewnątrz basenu.

Agnese uniosła wampirzycę, trzymając ją za szyję.
- Pogadałabym, ale chyba już nie masz jak. - Mówiła bardzo wolno, by kobieta zrozumiała jej słowa. Chyba owszem, zrozumiała, ale spojrzała z taką nienawiścią, że człowiek chyba uciekłby przerażony. Lecz nie wspaniała Agnese. Rzuciła nią o ścianę pomieszczenia. Potężny trzask łamanych kości przeszył przestrzeń. Nieznajoma opadła niczym bezładny worek.

zr+melee+sw 1,6,9,10,2,7,9, - 3 sukcesy



Agnese ruszyła w jej stronę, przechodząc obok poruszających się powoli Alessio i Alienor. Nim faerie zdążył zareagować wyjęła mu z pochwy sztylet i rzuciła nim w leżącą na podłodze żmiję. Ostrze wbiło się prosto w serce wampirzycy, paraliżując ją. Agnese odetchnęła pozwalając by czas powrócił do swego tempa.

Wampirzyca uśmiechnęła się do stojącej w drzwiach Alienor.
- Przepraszam za bałagan, ta pani chyba za mną nie przepadała.

Kelnerka wpadła do pomieszczenia, zaś obok niej Alessio. Oczywiście dokładnie widzieli obydwoje scenę. Tamta uderzyła, signora Contarini się broniła. Stanowczo miała do tego całkowicie absolutnie prawo.
- Proszę pani, szanowna pani - widać było, że kelnerkę przymurowało. Jej słowa brzmiały zgrzytliwie oraz były przerywane. - Jeszcze nigdy wcześniej. Ja nie wiem co powiedzieć. Oczywiście zajmiemy się tamtą byłą klientką. Odkupi, odkupi swoje winy na wieszaku - powiedziała mściwie. - Aż … jak mogę zrekompensować - widać było, że dziewczyna odchodzi od zmysłów czując się straszliwie głupio.
- Oh… myślę, że znajdziemy jakiś sposób. - Agnese uśmiechnęła się w ten swój rozbrajający sposób. - Ale nie polecam jej wieszać, smakuje jak gówno.
- Aż tak źle? - zmartwiła się kelnerka. - Wobec tego cóż, chyba za jakiś czas zaproszę państwa na arenę. Skoro nie może zabawiać gości tak, zabawi inaczej. Jednak stanowczo to już nasza sprawa, zaś pani, prosimy, żeby pani nam wybaczyła oraz pozwoliła jakoś wyrównać rachunki. Takie coś nie powinno się wydarzyć. Nigdy prosze pani nie powinno. Bardzo proszę przyjąć przeprosiny oraz powiedzieć, co panią może zadowolić? Może chciałaby pani darmowy miesiąc pobytu? - rzuciła pytająco.
- Wyjdźmy stąd, mdli mnie od tego smrodu. - Agnese podeszła do Alessio i dała się objąć. - Znajdzie się tu miejsce by przycupnąć na chwilę, w bardziej komfortowych warunkach?
- Ależ oczywiście, proszę za mną - kelnerka zawołała jakiegoś sługę mającego ciemnawy kolor skóry. Potem rzuciła mu coś językiem, którego Agnese nie zrozumiała, ten zaś podszedł do połamanej wampirzycy oraz zarzucił na nią sieć. Tyle widzieli, potem zaś ruszyli za kelnerką, która zaprowadziła ich do osobnej izby. Tyle, że musieli przejść przez pierwszą salę. Tam zaś, hurra, zrobiła się burda na kółkach.


Ktoś siedział oraz patrzył, jakaś rozebrana wpół kobieta tańczyła na stole, za to reszta radośnie tłukła się krzesłami, butelkami oraz wszystkim, co popadło. Najciekawsze zaś, że kelnerki stały na boku wraz z karczmarzem, wszyscy zadowoleni, jakby właśnie nikt nie demolował pomieszczenia.
Agnese z rozbawieniem przyjrzała się tańczącej kobiecie. Tak, teraz atmosfera tego lokalu dużo bardziej się jej podobała.
- Och wiedzą państwo. Akurat takie kawałki są bardzo pożądane, bowiem osoby przeważnie spłacają długi własną krwią. Ponadto niektórzy przychodzą właśnie na takie bójki. Chodźmy dalej - zaproponowała prowadząca dziewczyna. - Chyba, że chcecie się państwo bawić.
- Ah… nie. Myślę, że wasz lokal zapewnił mi już wystarczająco dużo tego typu rozrywki. - Wampirzyca rozejrzała się po sali, sprawdzając czy nagle nie pojawiła się w niej któraś z faerie, które pokazywał jej Alessio. - Poza tym, zabawa mogłaby się szybko skończyć. - mrugnęła do Alienor.
- Wobec tego zapraszam dalej - poprowadziła dziewczyna. Kiedy przechodziła obok karczmarza ponownie powiedziała mu coś w nieznanym języku. Agnese spostrzegła, że tamten wręcz pobielał na twarzy i ruszył wraz z nimi. Przeszli przez kolejne drzwi i znaleźli się na korytarzu. Dalej zaś ruszyli do gabinetu, który wyglądał wręcz niczym komnata. Tam także nagle karczmarz załamał ręcę.
- Szlachetna signora, szanowny panie, och, jakże straszne. Szaleństwo się stało. Co mam zrobić, jak pomóc, jak wyrównać szkodę. Och stało się źle moim gościom, absolutnie niedopuszczalne - wręcz chciał wleźć pod podłogę ze wstydu oraz plątał się niczym krawiec nitki.
- Na szczęście nie stało się nic poważnego. To byłoby okropne gdyby lokal szczycący się mianem elizjum w tak głupi sposób stracił swoją reputację. - Agnese uśmiechnęła się do karczmarza życzliwie.
- Zdecydowanie, oczywiście, byłbym prawdziwie wdzięczny, gdyby państwo zachowali ten przykry incydent dla siebie. Przepraszamy bardzo, wybaczcie, ale cóż możemy zrobić, jak począć, tak bardzo nam przykro szanowni państwo - faktycznie widać było, że no głupio mu oraz chciałby jakoś wyrównać szkodę, także żeby zapewnić sobie dyskrecję.

Agnese aż nazbyt dobrze wiedziała, co w wampirzym świecie oznaczała utrata przywilejów elizjum i bycia opiekunem elizjum. Z kogoś, stawałeś się nikim.
- Przyznam się, że mam pomysł na wynagrodzenie mi tych kilku jakże błahych niewygód, na pewno oboje będziemy zadowoleni.
- Ooo, proszę tylko powiedzieć. Nasz lokal znany jest z prawdziwie dobrej atmosfery, zaś utrata reputacji … chciałem tylko powiedzieć, że będę bardzo wdzięczny za propozycje rozwiązania owego niewdzięcznego potraktowania pani, przez inną naszą klientkę.

Agnese zerknęła na Alessio.
- Tak się składa, że ten głuptas tutaj, zakochał się w jednej z waszych pracownic.
- Czyżby w panience Ilenie? - zdziwił się karczmarz wskazując na kelnerkę?
- Byłbyś ją w stanie opisać, skarbie? - Agnese uśmiechała się cały czas. - Nie chciałabym robić kłopotu, ale lubię rozpieszczać swoich “podopiecznych”, szczególnie jak mogę dorobić się kolejnych. Z przyjemnością odkupię to dziewcze.
- Ach oczywiście - Alessio uśmiechnął się słodko, zaś nawet kelnerka wampirza się zarumieniła. Chyba facet był mistrzem podboju niewieścich serduszek. - Pani - zwrócił się do kelnerki - jest prześliczna i chętnie spotkałbym się potem, jednak tym razem chodzi mi o pewną dziewczynę. Ma dłuższe uszy …
- Wiem już, oczywiście - przerwał karczmarz. - Pracuje w tylnej części karczmy. Odkupiłem ją niedawno od kilku wampirów. Jeśli uważacie to za wyrównanie rachunków, jest wasza i oczywiście zawsze zapraszam na darmowego drinka - dodał. - Jeśli chcecie, zaprowadzę, żebyśmy potwierdzili, czy to twoja ukochana - zaproponował, zaś kelnerka chyba trochę się zmartwiła.

Agnese zerknęła na nią i spoważniała.
- Alessio, Ileno - zwróciła się do nich trochę jak do dzieci. - zaczekajcie na nas chwilę na korytarzu, dobrze?
- Czy koniecznie musi być to korytarz? - wyrwał się Alessio.

Agnese nie odezwała się, ale wyraźnie dała mu do zrozumienia swoją miną, że jako jej sługa powinien zamknąć swoją jadaczkę.
- Rozumiem - odpowiedział. Agnese dostrzegła, że spojrzenie kelnerki oraz faerie się połączyło na moment. wydawało jej się, że szepnęli do siebie coś w stylu “jutro”, “tak, jutro”, ale może jej się tak wydawało?
- Pani, mam prowadzić? - spytał karczmarz.
- Czy ja wypowiadam się niewyraźnie? My tutaj jeszcze chwilę porozmawiamy. - Jej głos nabrał ciężkiego tonu. - Wy, wynocha.
- Och proszę wybaczyć, nie zrozumiałem pani - karczmarz wydawał się uległy, bowiem widać było, iż chce jak najszybciej wyrównać rachunki, zaś Alessio oraz kelnerka natychmiast wyszli, chyba zadowoleni.

Agnese uznała, że potem rozliczy się z faerie. Podeszła do karczmarza niemal stykając się z nim ciałem.
- Chcę byśmy mieli jasność. Wiem co do cholery oznacza, atak i to taki atak w czymś co nazywa siebie elizjum i wiem jak bardzo powinno ci zależeć na tym bym trzymała język za zębami, więc nie odstawiaj mi szopki, że zadowolę się wykupem jakiejś dziewuchy, która sądząc po minie twojej zasranej kelnerki jest w nienajlepszym stanie. - Jej głos był spokojny, nie było w nim jednak ani śladu rozbawienia. - Kiedy pojawi się tu Alessio z poleceniem ode mnie, wykonasz je jakby było to polecenie od samej księżnej, a ja przysięgam na vitae, że twój wampirzy biznes na tym nie ucierpi. Zrozumiano?

Karczmarz chyba był mocno przyzwyczajony do wampirów. Nie ugiął się pod mocną charyzmą wampirzej signory. A może ugiął, trudno rzec, bowiem twarz miał nieruchomą, tylko oczy mogły go zdradzić. Te rzeczywiście stały się znacznie bardziej rozbiegane, zdradzając wewnętrzną rozterkę potem zaś swego rodzaju fascynację oraz uległość. Siła słów wampirzycy, jej chłodna logika bijąca w samo sedno sprawy zrobiła jak zwykle swoje.
- Wiem signora i ty wiesz. Zresztą spodziewałem się tego. Słyszałem o tobie całkiem dużo. Niewiele jest osób lepiej poinformowanych o wampirzym świecie Rzymu ode mnie. Ale tak, przyjmuję oczywiście twoje warunki. Postąpić inaczej nie mogę, jak wiesz. Nie sprzeciwię się księżnej ani porządkowi miasta, ale wszystko, co mi przekażesz, co nie naruszy mojego powiedzmy elizjum, zostanie wykonane co do joty. Oraz oczywiście oddam ci ową dziewczynę, jeśli nadal ci na tym zależy. Naprawdę chcę załatwić tą niemiłą sprawę - wyjaśnił niby spokojnie, co świadczyło o bardzo dużej sile woli. Jednakże również tak odporna osoba, spotykająca się codziennie z wampirzym plemieniem, był pod uderzeniem logiki jej wypowiedzi.

Agnese uśmiechnęła się lekko.
- Prowadź do tej dziewki i miejmy to oboje z głowy. Jeśli łaska język za zębami, że tu byłam.
- Ja nie powiem, ani nikt z moich pracowników, ale ktoś spośród gości mógł cię poznać. wbrew pozorom niektórzy tylko udają jakichś rozbawionych prostaków, rzeczywiście są jednak dosyć bystrzy - powiedział karczmarz prowadząc ją dalej na korytarz. Tam stał Alessio, co dziwne, całkowicie samotnie. Kelnerki nie było, zaś dziwna rzecz, Agnese wydało się, że na policzku faerie ma jakby taki czerwony ślad, jakby po jednej stronie był mocniej zarumieniony.

Ruszyli razem do jednego z pokojów. Był to elegancki, piękny pokój wprost przystosowany do miłosnej zabawy, jeśli oczywiście liczyć, że przywiązana łańcuchem faerie miała ochotę na zabawę. Alessio przełknął ślinę oraz skinął twierdząco, zaś Agnese rozpoznała w dziewczynie którąś spośród tych, których wizerunki faerie przedstawił jej podczas jazdy.
- Będę musiała zorganizować coś takiego u siebie, specjalnie dla niepokornych sług. - Zerknęła na Alessio. Chwilę obserwowała dziewczynę, jakby ją oceniając, słusznie, ponieważ wydawała się jakby nieobecna. Prawdopodobnie była czymś naćpana. Agnes skrzywiła się po czym zwróciła się do karczmarza.
- Rozkuj ją i załatw nam lektykę na tyły lokalu.
- Oczywiście pani - karczmarz zaskoczył ją. Pstryknął palcami, zaś kajdany po prostu opadły. Albo sukinsyn miał jakieś umiejętności magiczne, albo był to jakiś artefakt z tych bardzo słabych, jednak robiących wrażenie. Faerie stała dalej, więc Alessio podszedł oraz wziął ją na ręce.
- Już idę po lektyki. Wyślę państwa swoimi. Mam zestaw dla gości, którzy chcą się dostać do siebie nie wzbudzają sensacji - wyjaśnił karczmarz wychodząc.

Wampirzyca nawet nie odprowadziła go wzrokiem, nie słuchała też już końcówki wypowiedzi. Zamiast tego przyglądała się parce wróżek. Zirytowana skrzyżowała ręce na piersi i przysiadła na łóżku. Czekała, aż ktoś przyjdzie po nich by ich zaprowadzić do lektyki. Nie odezwała się słowem do Alessio. Tymczasem faerie patrzył na dziewczynę z wielką czułością. Właściwie Agnese raczej postrzegała go jako don Juana, tymczasem może był zdolny także do szlachetniejszych uczuć niźli pragnienie zabawy. Nagle pukanie rozległo się do drzwi.

Agnese podniosła się.
- Wejść. - Wampirzyca rozpięła zapinkę płaszcza trzymająca go na jej ramionach.

Wszedł muskularny Murzyn, którego agnese pamiętała wcześniej. Wszak właśnie on został wezwany do tamtej, atakującej signorę wampirzycy. Skłonił się oraz poprosił skinieniem, żeby poszli za nim. widocznie nie posługiwał się italijską mową. Agnese okryła trzymaną, przez Alessio dziewczynę swoim płaszczem i podeszła do mężczyzny.
- Prowadź, do tych “legendarnych” lektyk.
 
Aiko jest offline  
Stary 15-03-2017, 17:47   #39
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Po tym, jak ruszyli, rzeczywiście za wyjściem od tyłu stała potężna lektyka, niesiona przez czterech silnych mężczyzn. Ponadto jeszcze jedna mała, taka na jedną osobę niesiona przez dwóch. Wyglądały prosto oraz były ciemne kolorystycznie, wewnątrz jednak bardzo wygodne oraz wysłane jedwabiami najlepszego sortu. Naprawdę chyba sporządzano je tak, żeby nie czyniły wrażenia na zewnątrz, jednak zapewniały odpowiednie wygody.
Wampirzyca zajęła miejsce w lektyce dla jednej osoby. Skoro już wiedzieli kim jest, to wiedzieli też gdzie ją zawieźć. Rzeczywiście, doskonale wiedzieli. Zapewne karczmarz przekazał odpowiednie instrukcje. Kiedy Alessio zajął miejsce z niesioną dziewczyną, ruszyli z kopyta. Naprawdę niosący lektykę musieli być silni, bowiem biegli niemal cały czas, jednocześnie czynili to bardzo zgrabnie współdziałając ze sobą. Wampirzyca jechała w lektyce znacznie wygodniej, niźli w swojej doskonale przecież wyresorowanej karecie. Wreszcie dotarli pod pałac markiza. Wampirzyca wysiadła przyjmując pomoc oczekującego jej Borso.
- Pomóż proszę Alessio.
Widząc oczekując jej także w drzwiach Gillę podeszła do niej nie czekając na faerie.
- Niech służba przygotuje kąpiel. - Uśmiechnęła się. - Tym razem, zadbaj jednak o to bym miała łaźnie dla siebie… i dla markiza. Zaraz tam dotrę.
- Markiz nie śpi
- przyznała Gilla. - Chodzi po korytarzu. Chciał stać przy nas, ale wyjaśniłam mu, że kiedy mamy nowoczesne kusze, nie jest to zbyt bezpieczne. Ponadto przyszedł liścik od kardynała - kobieta podała jej zapieczętowane pismo.
- Przepraszam signora, ale właściwie gdzie jest sir Alessio? - spytał Borso odsuwając zasłony lektyki. Była całkowicie pusta, zaś na pewno nie zatrzymywała się ani na chwilę, nikt także nie wyskakiwał podczas ruchu. Nawet niosący lektykę wydawali się solidnie wstrząśnięci.

Agnese przełamała lak na liście i szybko spojrzała na pismo. List zawierał kilka prostych słów:

Szlachetna signora Contarini, nawiązując do naszej rozmowy, by łatwiej było pani spełnić swoją misję, może pani zaproponować księciu pozostawienie mu obecnych przywilejów oraz stanowisk, czyli przede wszystkim głównodowodzącego armii papieskiej. Oczywiście jeśli do 2 września opuści Rzym. Pozostaję szczerze oddany, Giulio de Medici.”

Wampirzyca podała list Gilli.
- Schowaj to w moich papierach i zajmij się tym o co poprosiłam.
Odwróciła się do Borso.
- A co do Alessio… jeśli nie znajdzie się do świtu, zaczniemy go szukać. - Wolała nie rozpętywać burzy, skoro nie miała pojęcia o sztuczkach faerie. Słusznie, jak bowiem wiadomo lud Śnienia potrafi bardzo wiele, jeśli chodzi o znikanie oraz ukrywanie się. Gilla oczywiście ruszyła swoją drogą wykonać polecenia.


Borso jej towarzyszył, zaś lektyki ruszyły na powrót. Zaś markiz di Colonna czekał na korytarzu. Kiedy dostrzegł wchodzącą signorę, ucieszony ruszył w jej kierunku. Spojrzenie Colonny wskazywało wielkie zauroczenie. Agnese uśmiechnęła się do młodego mężczyzny i ucałowała go na powitanie. Oddał bardzo entuzjastycznie całusy oraz objął ją zdrową ręką.
- Pozwoliłam sobie poprosić służbę by przygotowała nam kąpiel. Ciepła woda powinna dobrze zrobić twoim nadwyrężonym mięśniom. - Agnes cieszyła się tym przyjemnym ciepłem.
- Potrafisz odczytać moje najszczersze pragnienia, Agnese - wypowiedział cicho słowa naładowane emocją. - Kocham cię oraz będę tak długo kochał, aż wreszcie zgodzisz się zostać moją żoną. Aczkolwiek przyznam, że przed chwilą marzyłem nie o wspólnej kąpieli, tylko żebyś po prostu wróciła cało oraz bezpiecznie. Nie pytam co robisz - dodał szybko - oraz wiem, że polityka to nieciekawa sprawa, jednak jeśli mógłbym ci pomóc, dasz mi znać? - spytał. - Bardzo byłoby mi, wiesz, kiepsko, jeśli nie zrobiłbym wszystkiego co możliwe dla mojej ukochanej damy.

Piękna Agnese chwyciła go pod zdrowe ramię i jeszcze gdy mówił zaczęła prowadzić w stronę łaźni.
- Ach, nic bardziej mylnego, kochany. - Wtuliła się w umięśnioną rękę. Postanowiła pominąć temat ślubu.- Polityka to fascynująca rzecz. Na przykład dziś spotkałam się z mężczyzną, który niegdyś bardzo zaszedł mi za skórę.
- Ooo, naprawdę. To musiał być drań, że po prostu chciał zrobić coś niemiłego tak cudownej kobiecie, jak ty. nie potrafię sobie wyobrazić, żebyś uczyniła cokolwiek takiego, co stanowiłoby powód do takiej niechęci. Mam nadzieję, że udało ci się załatwić go, jak na to zasługiwał. Jeśli zaś nie, może powinienem to zrobić samemu
- powiedział pełen zapału.
- Cóż… tak to bywa w polityce, że między stronami walczącymi o władzę często dochodzi do niesnasek. - Agnese zerknęła na młodego mężczyznę. - Też walczę o władzę i potrafię być niemiła, mój drogi. Ale, tak… mam nadzieję, że niebawem pojawi się tu by wylizać każdy skrawek twego pałacu. - Tą uwagę dodała, trochę jakby mówiła o tym, że przyniesie jej kwiaty w formie przeprosin.
- Liczę jednak na to, że nie - skrzywił się - bowiem musiałbym po nim sprzątać. Taki łajdak pewnie ma tak wstrętny język, iż liżąc zapaskudziłby posadzki. Jednak jeśli tak mówisz, pewnie potraktowałas go odpowiednio, zaś co do tego, że potrafisz być niemiła … nie wierzę. Jesteś absolutnie cudowna! - podkreślił dobitnie. Tak rozmawiając powoli doszli do drzwi znanej sobie łaźni, przed którą stała idealna sługa, czyli Gilla.

Florencka wampirzyca mrugnęła do niej ale do łaźni weszli tylko z markizem. gdy tylko zamknęły się z animi drzwi, zaparowanego pomieszczenia Agnese zaczęła zdejmować z siebie suknię, on zaś starał się zdjąć swój strój. Jednak wychodziło mu to znacznie wolniej używając jedynie jednej ręki.
- Wiesz, skarbie… - jej ciepły głos niósł się echem po wyłożonym płytkami pomieszczeniu. - ...po prostu bardzo staram się być cudowna dla ciebie.
- Jesteś
- przyznał gorąco - nie wyobrażam sobie lepszej od ciebie.

Stanęła nago przed mężczyzną i ostrożnie zaczęła rozwiązywać jego temblak.
- Potrafię być okrutna, niemiła, ale tylko dla ludzi którzy starają się mi wejść w szkodę... - tkanina opadła, a wampirzyca dobrała się do jego ubrań. On bowiem wcześniej zdołał zdjąć jedynie buty oraz pończochy. Delikatnie je rozpinając i zsuwając, tak by nie zrobić krzywdy jego ręce. cały czas pozwalała dłoniom błądzić po jego, już rozpalonym, ciele. - ...ty natomiast zdajesz się tylko cudownie osładzać moje życie.
Powoli przyklęknęła zsuwając z niego spodnie. Nim zdążył zareagować, wzięła jego uniesioną męskość do ust. Chwilę ssała ją drażniąc się z markizem, on zaś wręcz zmartwiał. Czyżby się bał jej ząbków, które czuł na swojej skórze w tak delikatnym miejscu? Całkiem możliwe, choć ufał jej, ale … zazwyczaj mężczyzna jest silniejszy od kobiety, często dominuje w łożu, ale w takiej sytuacji nawet najpotężniejszy Herkules był całkowicie zdany na łaskę kobiety.

Seksowna Agnese czuła jego niepewność - ten uroczy strach przed tym, że robi coś niepoprawnego, jednocześnie rosnące podniecenie. Oręż markiza drżał, zaś jego biodra delikatnie ruszyły się. Czując, że jest blisko, wampirzyca zacisnęła na nim dłoń i powoli podniosła się przesuwając jego żołędziem po swoim ciele. Na chwilę spoczął na jej ramieniu, by chwilę później zahaczyć o jej jędrną pierś. Powoli wypływająca z niego wilgoć znaczyła jej sutek, brzuch, wzgórek by znaleźć się tuż naprzeciwko jej rozpalonych płatków. Widziała doskonale, jak uderzająco wpływało na niego jej zachowanie.
- Chodźmy się wymyć, kochanie. - Powoli pociągnęła go pewnie trzymając w dłoni jego męskość. Ruszył prowadzony, niczym grzeczny piesek na smyczy.

Ostrożnie zeszli po zanurzonych w wodzie schodkach. Agnese przeszła przez cały basen prowadząc go w ten sposób. Gdy jej pośladki dotknęły rozgrzanej ściany podskoczyła i usiadła na krawędzi wyłożonej płytkami. Rozchyliła swoje nogi, eksponując przed markizem przyozdobioną kropelkami wilgoci szparkę.
- Mój wspaniały Alessandro... - Jej ciepły, namiętny głos, w połączeniu z aromatyczną parą sprawiał odurzające wrażenie. Zdawać się mogło, że powietrze niemal lepi się od podniecającej słodyczy. Delikatnie poluzowała chwyt na męskości markiza, pozwalając mężczyźnie na wykonanie ruchu. - ... nie każ mi na siebie czekać kochanie. Bardzo się stęskniłam.

Wykonał więc ruch, ale może nie taki, jak spodziewała się kobieta. A może właśnie o to jej chodziło? Była cudowna! Jeśli ktokolwiek potrafiłby wzbudzić pożądanie w mężczyźnie to niewątpliwie Agnese. Nawet gdyby był zadeklarowanym homoseksualnym impotentem, który dawno przekroczył 90-tkę. A co dopiero w młodym, zakochanym obłędnie markizie. Patrzył się na swoją ukochaną z pożądaniem ulegając całkowicie jej wampirzemu, ale też kobiecemu czarowi. Spojrzenie skrzyło mu, zaś wargi drżały. Jeszcze nie doszedł do siebie po tym, jak Agnese własnymi ustami zajęła się jego męskością, jak pieściła ją i jak wreszcie spowodowała wystrzał prosto na jej jasną skórę. Od tamtej chwili właściwie stał, jęczał, wzdychał próbując przeżyć szalony, ogarniający go orgazm. Dlatego przez chwilę tylko stał i patrzył, zaś jego męskość zmalała mocno. Ale był młodym, nastoletnim, napalonym chłopakiem. W obliczu kolejnej podniety, poprowadzony przez nią do basenu, jednak odzyskiwał wigor. Tym bardziej, że piękna Agnese stanowiła istną królową pożądania. Była piękna jako kobieta, tajemnicza, cudowna, seksowna, roztaczająca wokoło swoją magię. Łączyła doskonale w sobie jakąś słodycz niewinną oraz emanującą seksapilem podnietę. Przez chwilę kolejną stało wpatrując się w jej delikatną buzię otoczoną kręgiem jasnych, opadających luźno włosów. Potem spoglądał na smukłą szyję, jędrne piersi z doskonale uwidocznionymi malinami na alabastrowej skórze. Później smukłą talię, krągłe biodra, zgrabne nóżki i przede wszystkim cud kobiecości pomiędzy jej nogami. Ukazywała mu tak swobodnie. Delikatne płatki skryte w kręconym mchu jej włosków, teraz pokryte kropelkami soczku wskazującymi, jak bardzo jest podniecona.
- Nie, nie każę czekać - zdołał tylko wyszeptać po czym ruszył do akcji nie przejmując się bólem mięśni ręki.


Jego męskość wracała do formy, ale potrzebowała jeszcze solidnej chwili, żeby przemienić się w tą tak chwaloną poprzedniej nocy pałę. Ale on już nie mógł po prostu czekać. Naśladował ją robiąc to samo, co wampirzyca przed chwilą. Padł przed nią na kolana w basenie zanurzając się po pierś. Dokładnie pomiędzy jej rozchylonymi udami. Agnese obserwowała go lekko zaskoczona. Nie spodziewała się po tym pełnym obaw markizie, takiej śmiałości. Uśmiechnęła się jednak i rozchyliła szerzej nogi by ułatwić mu do siebie dostęp. Powoli, pełen obawy zbliżał swoje usta do jej cudownej szparki. Przed jego oczyma kropelki rosy jej łona stawały się coraz wyraźniejsze, kolor różowych płatków coraz intensywniejszy, zaś aromat kobiecości coraz bardziej uderzający zmysł powonienia. Wampirzyca nie poganiała go. Pozwalała mu delektować się swoim widokiem. Była ciekawa czy mężczyzna się odważy.

Całus. Agnese poczuła taki delikatne muśnięcie warg na swojej delikatności. Zadrżała czując ciepło jego języka na sobie, przytrzymała głowę mężczyzny starając dodać mu odwagi i pewności, że robi coś co sprawia jej przyjemność. Początkowe pocałunki były jednak bardzo niepewne, takie, jakby się bał, że jego usta mogą w tym miejscu sprawić jej przykrość. Ale całował i kiedy nie wykonała jakiegoś ruchu obronnego zachęcając go jeszcze, uczynił to ponownie, tym razem dłużej i trochę mocniej, a potem jeszcze raz, mocno całując oraz dodając wreszcie języczek, kiedy na to wpadł po dłuższej chwili. A może nie wpadł, tylko zadziałała intuicja. Dość, że wampirza piękność uczuła najpierw końcóweczkę jego języczka, jak przyłączała się do całujących warg leciutko pieszcząc ją, naciskając oraz wdzierając się wreszcie pomiędzy jej płatki. Piękne one rozwarły się powoli odkrywając jego zmysłom kobiece tajemnice. Odkrywał różowe wnętrze kielicha, wypełnione już nie tylko jej soczkiem, ale też jego śliną, które zaczęły się łączyć w jedno. Spragniony młodzian był coraz mocniejszy, coraz intensywniejszy, coraz mniej delikatny, a bardziej napalony. Lizał ją drażnił, kłuł języczkiem, pociągał wargami płateczki chcąc doprowadzić ją do stanu, w jakim sam był przed chwilą.

Agnese pozwoliła by z jej ust raz na jakiś czas wyrywał się cichy jęk, gdy mężczyzna zagłębiał się w niej swym językiem. Jego rozpalone policzki opierały się o jej uda. Gorący język pulsował od krwi.
- Ach… Alessandro. - Agnese zacisnęła pięści na jego włosach. - Jeśli będziesz kontynuował doprowadzisz mnie samym językiem.
- Doprowadzić, dokąd
? - nie zrozumiał słów kochanki, o co jej chodzi. Oderwał usta dosłownie na moment, żeby wypowiedzieć te słowa, ale chyba uznał, że się przesłyszał, bowiem po prostu wrócił do coraz śmielszych pieszczot języczkiem. Niestety nie znał i nie potrafił rozpoznać szczególnie wrażliwych miejsc, ale pieszcząc po prostu wszystko, całą słodką szczelinę rozkoszy, zahaczał je raz po raz. Agnese nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo pieszczoty wróciły. Jeszcze mocniejsze niż wcześniej. Jęknęła głośno, pozwalając by jej głos wypełnił całą łaźnię.
- Och, jakże cię kocham - wyjąkał pomiędzy dwoma pocałunkami. - Jesteś taka … - zabrakło mu słów, albo po prostu nie potrafił wyjąkać, czy wysapać nic innego. Jego usta bowiem już nie przerywały pieszczoty oddając się im w pełni całkowitej. Właściwie już nie tylko jego wargi, ale także nos, broda i niemal cała twarz była skropiona miksem ich wspólnych soczków. Tym bardziej, że ciągle ich przybywało. Pieścił ją coraz bardziej energicznie.
Czuła, że jest bardzo blisko, że Alessandro stąpa po wąskiej krawędzi. Chwytając jego włosy, Agnese odsunęła od siebie jego twarz.
- Wejdź we mnie mój piękny. Wsuń we mnie ten swój nabrzmiały miecz - patrzyła na mężczyznę z narastającym pożądaniem.

Chyba nie wiedział, o jaki miecz chodzi, ale kiedy odsunęła jego twarz unosząc ją, siłą rzeczy zaatakował tym, czym powinien. Jego męskość już dawno urosła do odpowiednich, potężnych rozmiarów i zarówno nabrzmiały czerwienią czub, jak i liczne kropelki na nim świadczyły, jak bardzo jest podniecony. Agnese dojrzała w oczach markiza wręcz szalone pożądanie, takie, które nie tylko chce posiąść, ale wręcz pochłonąć całą ukochaną kobietę. Ona siedziała na brzegu, więc mógł zrobić tylko jedno i zrobił szukając drogi do jej jaskini rozkoszy. Uniósł smukłe nóżki signory, tak że ułożyła się plecami na kamiennej posadzce przy brzegu baseniku i wtedy zaatakował. Jej nabrzmiała płeć rozchylała się zapraszająco, była szalenie mokra i wręcz wzywała.
- Ach - zdołał jęknąć, kiedy ich ciała połączyły się, zaś jego czub naparł na jej cieniutką, delikatną skórkę. To trwało tylko jednak moment, śliskie kobiece ciało rozstąpiło się pod pchnięciem i wpuściło oręż do swej pochwy.

Urodziwa wampirzyca wygięła plecy w łuk czując jak mężczyzna, w końcu, ją wypełnia. Oparła ręce na jego muskularnych ramionach. Tym razem już nie było powolności, czy jakiegoś delikatnego podejścia. Markiz podniecony nie panował nad sobą. Oczy wysyłały błyskawice, zaś ciało dochodziło do samego końca w swej drodze ku głębinom, potem wyrywało się prawie na zewnątrz, żeby ponownie zaatakować. Rozciągało jej ciało, pieściło wewnątrz pod coraz to innym kątem. Wampirzyca przysunęła do siebie jego twarz i pocałowała go namiętnie. Nim mężczyzna zdążył zareagować, rozcięła szybko język o kieł. Ich usta na chwilkę wypełniły się wampirzą vitae. Słodką krwią, która sprawiła, że mężczyzna poczuł się dziwnie spełniony. Jakby jego ciało stało się nagle kompletne. Jego ruchy nabrały siły, którą mogła zapewnić tylko wampirza krew. Krew, która chyba mu smakowała, bo nie przejmował się nią, i po prostu kochał i całował jak szalony. Wygięta Agnese doskonale wspasowaywała się w jego pocałunki oraz w jego krew, bowiem podczas nich jej kieł lekko drasnął także jego język, który pieścił wnętrze jej słodkich ust.


Wampirzyca zalizałą jego rankę, jednak stało się. Jego krew popłynęła w jej żyłach, bardzo pobudzając jej apetyt. Delikatnie gładziła jego szyję, czując pod palcami pulsowanie w jego żyłach. Jak to dobrze, że on już raz doszedł, co opóźniało jego ponowny wystrzał, tym razem w niej. Mogła delektować się teraz tym jak ją wypełnia gdy ona nadal była podniecona pieszczotą męskich ust. Dzięki właśnie temu mogli, mieli szansę dojść razem, wspólnie i obydwoje czuli, że ta pora się coraz bardziej zbliża. Pocałowała go mocno w zgięciu między szyją, a ramieniem. Ssąc ten kawałeczek, skóry i sprawiając mu tym niewielki ból, ale chyba przepełniony podnieceniem go nie czuł. Wręcz przeciwnie, widocznie podniecało go to tym bardziej, bowiem za każdym jej ruchem wzmagał jeszcze mocniej swoje pchnięcia. Pewnie dlatego już nie hamowała się, nie mogła … W końcu poddała się. Ugryzła na początku lekko, normalnie po ludzku swoimi drobnymi ząbkami. Dopiero po chwili gdy poczuła jak jego ciało się napina wbiła w niego swoje kły. Wzięła łyk i poczuła jak w tej samej chwili dochodzi. Tak, był zaskoczony, ale rozgrzany i jeszcze mocniej rozgorączkowany namiętnością. Czuła jak jej ciało przeszywa gorący impuls, który sprawia, że zaciska się mocno na penetrującej ją męskości. Czuła jak on też szczytuje, jak jej wnętrzności zalewane są jego ciepłymi sokami. Wysunęła kły i zalizała ranki. Na skórze pozostała tylko sporej wielkości, krwawa malinka. Jednak chyba nawet nie czuł tego szczęśliwy oraz oddany chwili uroczej prawdziwie. Jego oczy lekko szkliły się, niemal nieruchome, wpatrzone gdzieś w wewnętrzny punkt w niej. Przeżywał chyba najsilniej ze wszystkiego, czego do tej pory doświadczył. Ugryzienie, połączenie krwi oraz pulsowanie jej pochwy zaciskającej się rytmicznie na jego orężu wypluwającym coraz to nowe porcje bladego nasienia. Agnese doskonale czuła, jaką dała mu przyjemność, której nie da się porównać.

Markiz sięgał chmur, a ona rozciągnęła się, na wydających się teraz zimnymi, płytach. Tak by Alessandro mógł ją podziwiać w pełnej okazałości. Uśmiechała się do mężczyzny przymykając tylko oczy gdy wsuwał się w nią, coraz wolniej i wolniej.
- Jesteś wspaniały mój markizie… najcudowniejszy.
Rzeczywiście Colonna powoli odzyskiwał zmysły i czując cudowne, rozleniwiające ciepło rozchodzące się od podbrzusza przez całe ciało po prostu patrzył na nią oraz podziwiał. Tak, jak kontempluje się najcudowniejszy obraz, czy najwspanialeJ wykonaną rzeźbę. Agnese była bowiem piękna. Leżała na płytach, zaś jej włosy rozrzucone tworzyły otok, albo koronę otaczającą śliczną buzię. Później łabędzia szyja, piersi, tak wspaniale prezentujące się oraz eksponujące cudowną, ciemną czerwień sutków. Wąska talia z lekko zaznaczonym pępkiem oraz nogi, które trzymał obecnie w górze cały czas. Kiedy spojrzał między nie, doskonale widział jej rozwarty kwiat, napęczniały, mokry, który przyjmował do środka jego męskość. Wydawało się, że tak drobna, delikatna rzecz nie jest w stanie nastarczyć wielkości męskiego ptaka. Ale on ciągle był w środku, zaś ścianki jej jaskini obejmowały go szczelnie oraz zaciskały, choć mniej niż poprzednio. Jednak gdyby nie były tak mokre, nie zdołałby się posunąć w tych momentach. Jednak poruszał się, choć powoli, przedłużając wspólną rozkosz. To dziwne, ale kochając się zapomniał o wszystkim, nawet o bólu w ręce i teraz ze zdumieniem stwierdzał, że nie czuje nic specjalnie bolącego. Czyżby ręka się uleczyła podczas zbliżenia? To utwierdzało go tym bardziej w przekonaniu, że miłość jest najwspanialszą rzeczą daną człowiekowi.

Powoli jednak coraz mniejsza męskość wysunęła się z ciała wampirzycy. Markiz stał moment ułożywszy na powrót jej nóżki do basenu. Szczęśliwy nie potrafił tego wyrazić.
- Kocham cię, będę cię kochał na zawsze - wyszeptał wreszcie siadając obok. Chyba już nie mógł utrzymać się na nogach dalej przeżywając wielką przyjemność.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 17-03-2017 o 20:14.
Kelly jest offline  
Stary 17-03-2017, 13:18   #40
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Ponętna wampirzyca delikatnie gładziła przez chwilę jego plecy, czując dreszcz, który przez niego przechodzi. Uwielbiała tego chłopca, ale jeszcze nie wiedziała co z nim począć. Dzieci z pewnością nie wchodziły w rachubę. Uśmiechnęła się do swoich myśli i powoli podniosła się.
- Choć pomogę ci się wymyć. - Wskoczyła do wody i sięgnęła po jeden z olejków do kąpieli. Miły zapach rozszedł się po całym pomieszczeniu.


- Och, wspaniale - znalazł się na nogach zadowolony. Podszedł do niej. - Jesteś cudowna, ja … zrobię wszystko dla ciebie … moja najdroższa, moja najwspanialsza, moja najukochańsza … Tak się cieszę, że wybrałaś akurat ten pałac oraz wniosłaś tutaj światło gwiazdy - stanął przy niej wzruszony. - Czy ja także mogę ci pomóc się umyć?
- Bardzo chętnie skorzystam, jednak pozwól, że najpierw cię obsłużę. - mrugnęła do niego i zaczęła powoli wcierać olejek w umięśnione ciało, zataczając na nim niewielkie kręgi. Stała bardzo blisko pozwalając by ich ciała ocierały się o siebie. Z zachwytem obserwowała ciało mężczyzny, starając się zapamiętać jego każdy najmniejszy szczegół.

Colonna poddawał się jej działaniu. Właściwie to po prostu nie wiedział, co robić. Więc nie robił nic, poza odbieraniem jej działań. Jego ciała czuło się doskonale przy niej. Zresztą widziała to, jak się cieszy jej wspaniałą obecnością. Zresztą on także jej się mógł podobać. Był młody oraz gibki. Oczywiście nie tak, jak ona, ale całkiem sensownie, jak na mężczyznę. Faktycznie widać było, iż prawdopodobnie część życia spędził w klasztorze. Nie miał na sobie blizn zaś ciało miał jasne, nieogorzałe od italskiego słońca. Był gładki, nie miał także zbyt wielkiego owłosienia na ciele, poza oczywiście okolicami przyrodzenia. Był dosyć wysoki, ale bez przesady, stosunkowo smukły. Miał wyrobione mięśnie, choć nie tak, jak zawodowy wojak. Alessandro widocznie usiłował to nadrobić poza klasztorem, ale mimo wszystko to nie było jeszcze to. Za to dłonie miał gładkie, niezniszczone od częstego treningu bronią. Owszem, mogła wyczuć lekkie zrogowacenia, stwardnienia skóry w prawej dłoni od miecza, jednak również nie było to tak wyraźne, jak przy wojownikach. Kiedy Agnese patrzyła na niego, widziała właśnie takiego młodego chłopaka, który usiłował się od jakiegoś czasu zmienić. Miał łagodne, lecz rozgorączkowane spojrzenie, kiedy na nią patrzył oraz imponującą męskość. Tak, naprawdę markiz mógł się podobać. Zajmowała się więc nim oraz patrzyła.

Powoli przesunęła dłonie na jego plecy, tak, że jej piersi opary się o jego tors. Podniosła wzrok by znów patrzeć mu prosto w oczy.
- Czemu opuściłeś klasztor, skarbie? Nie to żebym się nie cieszyła, bo dzięki temu mam cię teraz tutaj, ale jestem ciekawa. - Uśmiechnęła się, masując delikatnie jego plecy i powoli zsuwając dłonie w stronę jego pośladków.
- Także bardzo się cieszę - wyznał wzdychając, poruszony jej pieszczotą. To było cudowne, jak odkrywał, jak wspaniała, jak wyjątkowa, jak jedyna może być dla mężczyzny kobieta. Jej piersi, które czuł na własnym torsie mówiły mu to dobitnie, ona zaś doskonale to wyczuwała. - Cieszę się. Kocham swoją siostrę, ale jednak nawet przy niej nie cieszę się, jak przy tobie. Jest … inaczej - powiedział po krótkim wahaniu nie mogąc opisać uczucia. - Zaś klasztor … byłem mnichem na Monte Cassino wśród benedyktynów - wymienił najbardziej wpływowe oraz najpotężniejsze opactwo Italii. - Prawdopodobnie mogłem objąć tam dzięki rodzinie stanowisko opata, potem zaś jeszcze wyżej. Przynajmniej póki żył mój starszy brat. On miał odziedziczyć tytuł oraz włości, ja zaś iść drogą stanowisk duchownych. Ale on odszedł. Właściwie zginął chyba. Po prostu pewnego dnia nie powrócił do pałacu. Ojciec długo go szukał, bowiem brat był okazem mężczyzny. Starszy sporo ode mnie, barczysty, doskonały szermierz, jak powiadano. Siłacz zresztą, chociaż mający skłonność do … - zawahał się. Agnese przeszła w tym czasie za jego plecy i przytulając się do nich zaczęła masować ponownie jego tors. Znów zsuwając ręce centymetr po centymetrze. - … grywania takiego za pieniądze. Ojciec nieraz płacił jego długi, ale uwielbiał także siłę brata, która gwarantowała wedle niego kontynuację rodu. Zaś co dalej? On zniknął. Kiedy wreszcie ojciec stwierdził, że pewnie został gdzieś ubity wydostał mnie z klasztoru, jako jedynego syna. Wprawdzie mogła dziedziczyć Sophia, ale ojciec … - ponownie się zawahał. Wampirzyca położyła dłonie na jego męskości i zaczęła ją dokładnie myć, co spowodowało, iż zaczął drżeć mocno. - … Sophia … nie … przepadał za nią. Tak to było … jaaaa … czuję twoje … wzgórza na plecach. To takieeee miłeee - zmienił temat nagle. - A ty, jak u ciebie, jak … twoja rodzina? - spytał przełykając ślinę. Jego męskość natychmiast zareagowała na jej mycie unosząc się oraz pęczniejąc w jej dłoniach.

Wampirzyca nie przejmując się tym myła dokładnie też jego pachwiny, raz po raz wracając do wydłużającej się części.
- Nic ciekawego. - Szepnęła dotykając ustami jego pleców. Mimo, że mówiła cicho jej nawykły do wydawania poleceń głos niósł się po łaźni. - Ojciec był bardzo zamożnym kupcem - co, obydwoje wiedzieli, oznaczało iż należał do najwyższej warstwy Florencji. Ziemia włoska, przeciwnie do innych krajów, wydawała także szlachtę, lecz trzymającej w dłoni nie tylko miecz, ale przede wszystkim monety. - Niestety biedakowi trafiła się tylko córka. Zostałam nauczona jak zarządzać handlem i gildią. Gdy wyszłam za mąż, tatuś postanowił ruszyć na północ szukać przygód, a ja zostałam z mężem i kolejnym biznesem do gospodarowania. Gasparo był bardzo dobrym człowiekiem, ale nie szło mu zarządzanie pieniędzmi, do tej pory opiekuję się także familią w Wenecji.

Colonna słuchał poddając się jej podniecającym działaniom, zaś Agnese opowiadała. Widać było, że mężczyzna chce wiedzieć wszystko na temat swojej ukochanej. Czuł bowiem, iż Agnese ma wiele swoich tajemnic, lecz nie naciskał na ich wyjawienie. Pod tym względem stanowił wzór delikatności.

Kiedy wampirzyca tak opowiadała mu, dostrzegła, iż drzwi do łaźni są leciutko uchylone, za nimi zaś Gilla przypatruje się ich igraszkom. Przynajmniej teraz. Kiedy ghulica dostrzegła, iż Agnese spogląda na nią, nieznacznie kiwnęła głową do signory, jakby chciała ją zawiadomić o jakiejś sprawie. Wampirzyca przeszła przed mężczyznę i położyła mu dłonie na ramionach.
- Kucnij, obmyjemy cię. - Gdy ten to zrobił, nie pytając go o pozwolenie zwróciła się w stronę drzwi. twarz markiza znajdowała się idealnie na wprost piersi wampirzycy.
- Wejdź Gillo.

Najposłuszniejsza spośród sług nie miała jakiegokolwiek problemu z wejściem i przez chwilę markiz chyba nawet nie zauważył, bądź nie załapał jej obecności. Wpatrywała się w jędrne piersi, których ciemnoczerwone sutki otoczone niewielką poświatą wręcz kłuły go w oczy swoją urodą oraz niewyobrażalnym erotyzmem. Ale kiedy Gilla podeszła oczywiście nawet sutki nie pomogły. Z rozdziawionymi z zaskoczenia ustami markiz chlapnął przestraszony do wody odwracając się plecami oraz usiłując skryć swoją dużą już męskość dłońmi. Widać było szalone zawstydzenie na jego chłopięcym obliczu. Wampirzyca pogładziła głowę markiza, przytulając ją do swego łona. Gilla zaś podeszła wskazując Agnese na usta oraz ucho dając znać, że ma jej coś do przekazania.
- Nie powinieneś się wstydzić sług Alessandro. Szczególnie Gilli, jest wojowniczką i nawykła do widoku męskiego ciała. - Ucałowała go, pochylając się nisko, tak że jej piersi na sekundę musnęły jego ramię. - Daj mi chwilkę, dobrze?
- Tak, tak, ja … ja się postaram nie wstydzić - obiecał, wampirzyca zaś czuła, że walczy ze sobą, że stara się z jednej strony podnieść na zasadzie “dumnego mężczyzny, który nie musi się wstydzić swoich walorów”, zaś z drugiej jednak chłopięcej obawy. Niewątpliwie dużą sprawą było dla niego, że Agnese traktował jako wyjątkową kobietę, zaś Gilla, choć sługa, była także kobietą. Stąd gigantyczna walka wewnątrz niego. Acz słowa jej, oraz może bardziej delikatne wsparcie muśnięciami najwrażliwszych części ciała podziałały cuda. Agnese naprawdę miała nad nim wielką władzę, bowiem wreszcie markiz uniósł się, choć był cały czerwony na twarzy i teraz także Gilla zauważyła jego bardziej niż solidną męskość. Ghulica pokiwała z uznaniem głową, ale nie skomentowała, czując zapewne, że byłoby to nie na miejscu.
- Tak, rozumiem, idź na chwilkę - wydukał Alessandro stojąc czerwoniutki.

Agnese ucałowała markiza w policzek i ruszając w stronę ghulicy powoli przesunęła dłonią po jego erekcji. Spokojnym krokiem, lekko kołysząc biodrami podeszła do Gilli. Obie kobiety przeszły do przedsionka łaźni.
- Cóż jest tak istotne by mi przerywać. - Agnese szepnęła, teraz jednak jej szept był słyszalny tylko dla Gilli i to tylko dlatego, że była już doświadczonym i długo pojonym cennym vitae, ghulem.
- Gangrel - szepnęła Gilla. - Ten którego uratowałaś pani na barce tamtej, wiesz kogo. Otóż wyzdrowiał i robi problem jak stąd do Bari. Powstrzymałam go, ale wiesz pani, jacy są Gangrele. Problem zaś jest … istotny dla niego. Otóż ta jego kobieta, której również pomogłaś, to jego narzeczona. Szaleją za sobą, ale problem polega na ...
- Gillo… błagam, co to za problem. - Wampirzyca skrzywiła się. Miała ochotę na kolejną porcję igraszek z markizem i nie zamierzał tego odkładać przez bandę obdrapańców.

Ghulica chyba nie wiedziała jak to powiedzieć, ale wreszcie wystrzeliła.
- Prawo pierwszej nocy. Oni chcą się kochać, ale w ich ojczyźnie pierwsza noc należy do pana lennego. Tutaj nie mają pana poza tobą. I zwyczajnie, Gangrel się wścieka, bowiem nie może uprawiać seksu, póki się nie dokona owa inicjacja, ale ty pani, jesteś kobietą, więc on już nie wie, co robić. Skoro jesteś jednak jego panią, obiecałam, że zapytam, żeby powstrzymać go, zanim zacznie rzucać meblami.
- Przekaż mu, że jeśli się nie uspokoi zamiast wbijać swój pal w to dziewczę ja wbije mu pal w coś zupełnie innego. Przyjdę tam jak skończe tutaj i to w momencie, w którym będę usatysfakcjonowana.
- Dobrze, signora, wybacz. Po prostu wiesz, jakie szalone jest to plemię - Gilla ruszyła do wyjścia, zaś Agnese wiedziała, że wściekły na coś gangrel po prostu wyłącza myślenie, szczególnie gangrel pochodzące ze starego kraju berserkerów.

Wampirzyca wróciła do łaźni i podeszła do stojącego w wodzie markiza. Przytuliła się do niego lekko poirytowana. A już było jej tak dobrze.
- Chciałbyś być panem lennym? - Nagle zdała sobie sprawę, że zupełnie zapomniała o ocalonych. Może miała nadzieję, że ci po prostu znikną? - Nie mówiłam ci, ale ocaliłam jeszcze kogoś ostatnio.
- Jeszcze kogoś? - Alessandro stał tak, jak go zostawiła. Jego męskość wprawdzie nieco opadła, ale wampirzyca doskonale wiedziała, że bez trudu ponownie się uniesie. - Zaś panem lennym? Przecież jestem panem lennym. Mam kilkanaście wiosek na terenie Lacjum, w nich zaś przypuszczam, koło tysiąca poddanych - powiedział zdziwiony pytaniem.
Agnese uśmiechnęła się. Jednym ruchem dłoni ułożyła jego męskość między swoimi udami i zacisnęła na niej nogi. Czuła jak markiz jak napina się i powoli unosi zmierzając do upragnionego celu.
- Widzisz… tak się składa, że uratowałam parę, narzeczeństwo, które bardzo chciałoby skonsumować swoją pierwszą noc.

Markiz wydawał się strasznie zdziwiony.
- No dobrze, rozumiem, że jeśli są narzeczonymi, jeśli kochają się, ale co ja mam do tego? Owszem, słyszałem, że kiedyś na naszych ziemiach było prawo pierwszej nocy, ale teraz chyba się uchowało jedynie gdzieś na północy Europy - zastanawiał się, zaś Agnese czuła, jak jego członek drga przy jej ciele w seksownym kąciku przylegającym do jej słodkiej szparki.
- Oni są stamtąd... - Wampirzyca zrobiła niewielki ruch do przodu i chwilkę później do tyłu. -... i uznają mnie z uwagi na okoliczności za swoją “panią lenną”.
- No tak, skoro uratowałaś im życie, to jasne - zgodził się - i zaraz, chcą, żebyś ofiarowała im pierwszą noc? - przez chwilę patrzył ogłupiały, jakby zapominając nawet o jej słodkich pieszczotach. Agnese wydawało się, że zaraz buchnie śmiechem, ale powstrzymał się. - Naprawdę chcą od ciebie?
- Tak. - Przytuliła się do niego i ucałowała. - Ale jak zdążyłeś zauważyć brakuje mi do tego właściwych przyrządów.
- Nie brakuje ci za to niczego, co czyni cię cudowną kobietą - gorąco powiedział unosząc głos. - Agnese, ja kocham tylko ciebie i chcę tylko ciebie, ale jeśli chcesz … zrobię to … jeśli będziesz przy mnie - wyjąkał wreszcie plącząc się trochę oraz rumieniąc - dla ciebie, tylko dla ciebie. Jeśli tak chciałabyś - jak widać, markiz naprawdę zaszedł daleko od utraty swojego prawiczkostwa.
- Bardzo by mi to pomogło mój drogi. - Uniosła się na palcach i szepnęła mu do ucha, delikatnie muskając je swoimi wargami. - Mogę was nawet poprowadzić.
- Naprawdę byś to zrobiła? - wyjąkał chyba zadowolony i trochę uspokojony z jej pomocy. Nie pragnął innej kobiety niż Agnese, ale skoro miało dojść do jakiejś relacji, chciał by ukochana była przy nim.
- Jest tylko jeden problem. - Wampirzyca oparła się rękami na jego ramionach i nim zdążył zareagować trzymał ją na rękach. Mocno owinęła się nogami wokół jego bioder. Markiz czuł jak jego męskość przesuwa się po jej rozpalonej, już ponownie wilgotnej szparce. Wystarczyło zrobić tylko drobny ruch rękami, unosząc ją nieco i nadziewając na jego maszt. Kompletnie zaskoczony markiz chyba nawet nie zdążył się zorientować, kiedy gorąca wampirzyca już była na nim, już gotowa, już pragnąca. Natomiast on pragnął jej, tak bardzo. Jego dłonie ujęły jej pośladki unosząc lekko oraz ustawiając odpowiednio, by rozchylone płatki mogły przyjąć ponownie jego oręż.
- Ach - westchnął głośno, kiedy nasuwała się na niego, kiedy dotarła do samego końca tak, że czyli swoje ciała, jak się najbardziej zbliżyły, jej intymne płatki oraz jego napięty mocno woreczek. Przez chwilę zamarł, jakby zdziwiony pozycją i tym,c o powinien robić. Ewidentnie podniecony był szalenie, ale miał problem z koordynacją ruchów. Próbował unosić jej tyłeczek oraz zgrać to z ruchem własnych lędźwi, lecz średnio mu to wychodziło. Jednak nadrabiał entuzjazmem.
- Oprzyj mnie o ścianę - wyszeptała mu do ucha. - Będzie ci prościej skarbie.

Posłuchał swojej ukochanej. Wcale nie jest jednak tak łatwo maszerować brodząc po uda w wodzie, potem zaś wyjść po schodkach i dojść do ściany, cały czas utrzymując swój miecz w jej pochwie. Agnese drżała przy każdym jego kroku, gdy jego męskość poruszała się w niej, lekko przy tym się przesuwając. Ale udało mu się. Jakoś utrzymał się w niej, choć parę momentów było ekscytujących oraz groziło przewrotką. Za to jak były emocjonujące! Oraz podniecające. Wreszcie dotarli do ściany łaźni i oparta o misternie wykonaną mozaikę przedstawiającą wizerunek delfina Agnese poczuła rzeczywiście jego zaangażowanie. On zaś mając ułatwioną sprawę, ruszył mocniej. Tak bardzo jej pragnął, jakby robili to poprzednio sto lat temu, nie zaś przed momentem.

Wampirzyca oparła się jedna dłonią o ścianę, powstrzymując nadmierne poruszanie się pleców, jednak drugą pozostawiła na ramieniu markiza. Przymknęła oczy ciesząc się tym jak głęboko ją penetruje.
- Mocniej mój piękny.
Rzeczywiście faktem było, iż w tej pozycji, trzymając ją przy ścianie oraz z własnymi biodrami otoczonymi jej nóżkami nie mógł czynić takich pchnięć, jak poprzednio. Były wolniejsz eoraz płytsze. Jednak jej słowa podziałały niczym ostroga na pędzącego konia. Rumak spiął się ruszając do mocniejszego boju. Jego dłonie, jakoś trafniej zaczęły się zgrywać z biodrami podrzucając ją, potem zaś opuszczając pełnym impetem, który współgrał z jego pchnięciami. I tak znów. coraz bardziej. Ponadto długo, im częściej kochał się, tym kolejny raz był dłuższy, tak jak ten. Agnese doskonale poznała ten już szklisty nieco odcień oczu markiza, który zaczynał odlatywać. Kochał ją oraz pożądał, biorąc jej ciało, niczym wspaniały dar. To naprawdę trwało, nawet Agnese mogła być zadowolona z długości, zaś jej napęczniały kwiat czuł wspaniałą rozkosz z lekkim niemal bólem, choć to trudno określić w takim podnieceniu. Skoro chciała mocniej, niemal próbował rozerwać jej cudowne wnętrze, tak szalał kochając.

Wampirzyca jęczała głośno, czując jak zbliża się do upragnionego celu. Mocno docisnęła go nogami do siebie gdy poczuła, że jej rozpalone ciało ponownie przeszywa piorun podniecenia. Krzyknęła, wyginając się w łuk, a on połączył jej krzyk ze swoim wystrzeliwując kolejną porcję nasienia w głębię jej łona. Jego myśli wypełniał jedynie róż przyjemności. Nic więcej, zaś dociśnięte jej wampirzą siła biodra po prostu nie mogły się poruszyć, pozostając najgębiej, jak tylko można. Ale ona czuła, jak sama męskość drży, jak pręży się wewnątrz, jak sztywnieje jeszcze mocniej przed każdym wystrzałem, który mocno uderza jej wewnętrzne ścianki. Widać było, że markiz po prostu przeżywa coś cudownego przy niej. Że naprawdę ją kocha. Naprawdę także bardzo pragnie ukochanego ciała.

Agnese ostrożnie opuściła nogi pozwalając by mężczyzna się o nią oparł. Ich ciała zwarły się przy chłodnej ścianie. Objęła go mocno i cicho szepnęła mu do ucha.
- Też cię kocham mój piękny.
Odpowiedzią był jedynie uśmiech, który przypominał coś naprawdę ciepłego oraz wyjątkowego. Agnese mogła poczuć, że dała mu coś niezwykłego swoim słowem oraz ciałem.
- Jesteś cudowna, wiesz - wyszeptał gorączkowo. - Moje najdroższe, najpiękniejsze kochanie, zrobiłbym dla ciebie wszystko - mówił powoli się uspokajając, zaś ona czuła na sobie jego ciężki dech, który powoli się wyrównywał. Też ją bardzo mocno objął takim szczerym, miłosnym uściskiem.
- W sumie to będą dwa problemy. - Wampirzyca powróciła do wypowiedzi przerwanej ich igraszkami.
- Jakie problemy? - zawahał się Alessandro. - Obiecałem, kochanie, dla ciebie zrobię wszystko, jeśli tak chciałabyś. Obiecuję, jeżeli tylko poprowadzisz mnie. Jakie więc sprawy masz na swojej myśli?
- Dziewczyna jest chyba dziewicą i będziesz musiał być z nią bardzo delikatny. - Agnese delikatnie gładziła jego, ponownie lekko spocone, plecy. - Myślisz, że dasz radę nad sobą zapanować?
- Jaaa, jaaa spróbuję - obiecał. - Dla ciebie spróbuję. Nie wiem nic, znaczy wiesz, niedawno sam jeszcze … ale będziesz obok? - upewniał się.
- Yhym… skoro to ja jestem panem lennym. - Mrugnęła do niego. - Wyobrazisz sobie, że jest małą drobną dziewczynką i powinno jej to sprawić dużo przyjemności.
- No ja rozumiem, choć sama mówiłaś, że może ją boleć. Pamiętam - przypomniał. - Jednak spróbuję jak najlepiej. Obiecuję. Tylko jak mam się przygotować, chyba że powiesz już tam nam razem - spytał spoglądając na nią.
- Proponuję myśleć, że to ja, tylko dużo drobniejsza i słabsza i jakoś sobie poradzisz. - Uśmiechnęła się. - Ale jest jeszcze drugi problem.
- Rozumiem, słabsza oraz drobniejsza - powtarzał po ukochanej, jednak widać było, że liczy tak czy siak na szczegółowe poprowadzenie. Sam bowiem miał doświadczenie przecież od poprzedniej nocy, chociaż ćwiczyli intensywnie. - Ale coś jeszcze? - spytał zaskoczony.
- Jako, że to mnie uznając za “panią lenną” - powtórzyła to określenie z lekkim rozbawieniem.- Powinieneś być moim partnerem.
- To nie problem! - niemal krzyknął. - Jestem nim oraz kochamy się. Nawet jeśli nie jesteśmy w oficjalnym związku, choć moje serce jest pełne nadziei, że może kiedyś się zgodzisz zostać moją ukochaną markizą, to przecież jesteśmy razem - mówił rozgorączkowany, jakby jakoś podważyła jego osobiste oddanie.
- Będę prosiła byś skłamał, że jesteś moim mężem, a nie powinnam. - Agnese uśmiechnęła się do niego ciepło, jakby lekko speszona.
- Przecież wiesz, że dla ciebie zrobię wszystko. Nawet takie niewinne kłamstwo, które ma uszczęśliwić tamtą parę. Nie lubię kłamać - przyznał chociaż początkowo się chyba zdziwił - ale niekiedy chyba nie ma innego wyjścia - lekko się skrzywił, ale nie jakoś niechętnie, jakby raczej rozważał filozoficzne kwestie takiego przypadku. Wreszcie energicznie potrząsnął. - Dobrze, tak właśnie powiemy.

Agnese ucałowała go. Markiz zaś oddał jej mocnego buziaka.
- Opłuczmy się i chodźmy do nich. - Wampirzyca pociągnęła go w stronę basenu kąpielowego. - Jutro pomożesz mi się wymyć. - Mrugnęła do niego, wciągając go do wody.
- Dobrze, umyjmy się szybko, załatwmy tą sprawę i będę bardzo czekał na jutro - powiedział posyłając jej buziaka. Potem zaś faktycznie zabrali się za mycie i po chwili czyści, eleganccy, wytarci, mogli wdziewać już swoje stroje. Gilla przyniosła swej pani właściwe szaty i ułożyła je w przedsionku, zresztą sama oczekiwała za drzwiami by pomóc Agnese się w nie odziać. Colonna zaś ubrał się sam w swój elegancki strój i już po chwili szli korytarzem w stronę komnaty gangrela oraz jego ukochanej.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172