Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2017, 13:57   #53
Goel
 
Goel's Avatar
 
Reputacja: 1 Goel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputację
Ustalenia dalszego planu działania nie zajęły naszym bohaterom więcej niż dotarcie do dna kufla szczyn, którymi uraczono ich w tym urokliwym przybytku. Upewniwszy wcześniej, że nikt nie czeka na nich z nieprzyjemną niespodzianką przed karczmą, ruszyli aby przygotować się do podróży.

W podróży bowiem upatrywali Saskia, Forgione i (jeszcze) Francesco swojego przeznaczenia. Bo choć mieli niewiele błysków, czyż każde z nich nie zaczynało przygody z ledwie namiastką ekwipunku, który obecnie posiadali, i z li posmakiem umiejętności, jakie nabyli przez lata tułaczki po Steadfast? Nie zwlekając już ni chwili, gdy decyzja zapadła, drużyna szybko pokonała uliczki slumsów bez (o dziwo!) zbyt wielu zaczepek i gróźb ze strony miejscowych gangów. Wreszcie dzielni poszukiwacze numener i sławy dotarli do głównego rynku Ishlav, by już za chwilę zatopić się we wrzeszczącym, ogarniętym gorączką kupna i sprzedaży tłumie.

Czy mieli wrażenie, że byli śledzeni? Oczywiście nie - ci bowiem, którzy od wydarzeń pod rewidowanym chramem Kapłanów Wieków obserwowali naszych bohaterów należeli do elity szpiegów. Wielokrotnie ponawiali zapytania do mocodawcy, czy aby nie zlikwidować trójki wędrowców, którzy niebacznie wplątali się w intrygę sięgającą najbogatszych i najgroźniejszych ludzi Ancuan. Odpowiedź z centrali przychodziła jednak niezmiennie taka sama: śledzić i informować, nie podejmować akcji zaczepnych, w miarę możliwości ułatwiać przejście. I choć nasza trójka spokojny pasaż przez dzielnice biedoty złożyła na karb groźnego wyglądu oraz uśmiechu losu, kilka gardeł mogących przeszkodzić w wędrówce grupy zostało zabójczo sprawnie poderżniętych. Sprawców, oczywiście, nie zlokalizowano - tym lepiej dla gangów, które miały teraz doskonały powód do złamania chwiejnych zawieszeń broni i ogłoszenia kolejnej krwawej wendety.

Wracając jednak do Saski i bliźniaków, unikając strażników patrolujących i przepytujących przechodniów, udało im się dokonać koniecznych zakupów. Wreszcie, po uzupełnieniu świeżo zakupionych bukłaków trójka ruszyła ku bramom.

Zbliżał się najbardziej krytyczny moment opuszczenia miasta - ciężko było stwierdzić, czy strażnicy bram dostali już rysopisy Saskii, czy może została potraktowana jako kolejna z licznych ishlavskich złodziejaszków bez twarzy. Gdy jednak znajdowali się już blisko od bramy, Forgione spojrzał ze smutnym uśmiechem na Francesca. Gdy "bracia" skinęli sobie głową, Francesco oddał włócznię oryginiałowi, sam zaś bez słowa zaczął przebijać się ku kilku straganom stojącym opodal bramy. I gdy Saskia z Forgione znajdowali się tuż, tuż przy bacznie lustrujących tłum strażnikach (rzecz niebywała!), zaczął Francesco głośno ubliżać strażnikom, nie przebierając przy tym w słowach i posunąwszy się nawet do pokazania gołego zadka oraz innych nieprzyzwoitych, acz wysoce prowokujących gestów.

Zadziałało doskonale - rozjuszeni gwardziści zaczęli roztrząsać tłum by dopaść żartownisia. Saskia i Francesco nieniepokojeni przeszli pod łukiem bramy. Wtedy też mężczyzna szepnął prawie niesłyszalnie:

- Żegnaj.

Zza bramy dało się słyszeć okrzyki zdziwienia i salwy śmiechu, zagłuszające wściekłe pokrzykiwania straży. Wraz z innymi podróżnymi nasi bohaterowie ruszyli marszem ku Glavis, za wspomnienie o dzielnym Francesco mając jedynie włócznię.


***


Kilka godzin po wymarszu, gdy słońce pokonało już połowę drogi od zenitu południa do zachodu, drużyna zrobiła krótki popas. Po odświeżeniu zaschniętych gardeł, pełnych pyłu drogi, Forgione oddalił się w głąb krzaczastych zarośli. Nie poszedł jednak "opróżnić bukłaka" - czas było pożegnać się z towarzyszem na jakiś czas. Symbolicznie więc wykopał płytki, podłużny dołek, w którym umieścił włócznię "brata" i zasypał ją ziemią. Zadbawszy o zamaskowanie miejsca pochówku broni, dyskretnie oznaczył miejsce, by w razie potrzeby mógł wrócić do oręża. Wróciwszy do Saskii, kiwnął w milczeniu głową i drużyna wróciła na szlak.

Wreszcie jednak słońce zaczęło zachodzić, a kilometr dalej po lewej stronie traktu zapłonęło niewielkie ognisko. Nasi wędrowcy stanęli przed podstawowym dylematem: dołączyć do rozbitego obozu (po wcześniejszym rekonesansie) czy rozbić własny? A jeśli własny, to czy ukryty czy równie widoczny jak ten już rozbity przez innych podróżnych? Znajdowali się już na szlaku - i choć Ancuan należało do bezpieczniejszych królestwo, nie znaczyło to wcale, że samotnej dwójki bohaterów nie zaatakują bandyci czy dzikie zwierzęta. Z drugiej strony, ludzie z karawany mogli być zarówno źródłem błysków i plotek jak i potencjalnymi złoczyńcami... Ale czy da się żyć nie ufając nikomu?

Wśród rozterek i w świetle zachodzącego słońca nasi bohaterowie zatrzymali się na poboczu szlaku. Decyzja, którą podjęli, miała zgoła niespodziewane konsekwencje...

 

Ostatnio edytowane przez Goel : 02-03-2017 o 14:23.
Goel jest offline