Czy trzeba było coś dodawać? Zdolności dyplomatyczne Abelarda wraz z dogłębną znajomością mechanizmów rządzących armią dały efekt, jakiego mogli spodziewać się wszyscy poza samym cyrulikiem. Teraz rozumiał, że sierżanci to po prostu psychopaci - jedni brutalni i nieokrzesani, inni znowu brutalni i wyrafinowani. Na swoje nieszczęście trafił na drugi typ; pierwszy może i zrugał by Nossenkrapa lub ukarał, jednak oddział stałby po stronie rekruta. Teraz miał przeciwko sobie tak dowódcę jak i towarzyszy - dość rzec, że młody balwierz był załamany.
Siedząc na ławce i przyglądając się ćwiczeniom - miał bowiem pewność, że wszelkie apelacje zostaną przez sierżanta jeszcze opaczniej zrozumienie - zaczął więc przywoływać z pamięci strzępki wiedzy zdobytej jeszcze w trakcie życia w slumsach Nuln. To jest jak ułożyć się w trakcie katowania, by nie tyle nie bolało, ale by przetrwać. Nie mówiąc już o maści "coś z niczego" na otarcia i rany - choć bowiem wizja gwałtu przerażała go, część psychiki niepozwalająca mu na poddanie się i utrzymująca go przy życiu w trakcie brutalnego dzieciństwa nadal działała. I kazała się przygotować - a potem zemścić na sierżancie i tych z kolegów, którzy dopuszczą się samosądu.