Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2017, 15:04   #119
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Maximilian wszedł do sali jako jeden z pierwszych i w jego głowie setki myśli nagle splątały się w gigantyczny supeł. Starzec, brak pułapek i dwoje kolejnych drzwi, tylko pytania brak odpowiedzi. Na szczęście nawet i głupiec wie, że węzły można przeciąć nożem i za taki właśnie chciała robić dwójka jego towarzyszy.
- O! - Tallana wskazała starca palcem. - To ty do nas gadałeś nie? Czego chcesz?
- I czemu nie miałaby być to ostatnia godzina twojego życia? - dodał chłodno Sor’Kane.
- Pewnie temu, że to on jest kluczem do naszej wolności – podchodząc do pustego krzesła Raimundo cichym smętnym tonem odpowiedział elfowi za starca, następnie z ironicznym uśmiechem zwrócił się do gospodarza komnaty - jeśli w ogóle ta gra przewiduje naszą wolność. Witaj i jak mówiłeś - do rzeczy… - Leśnik w momencie spoważniał, zaciskając dłonie na oparciu krzesła wpatrywał się zakapturzonego mężczyznę. Wiedział, że to nie oni rozdają tu karty.

Mężczyzna wydawał się być całkowicie nieporuszony lawiną pytań i oskarżeń. Nawet zabójczy wzrok elfa, nie spowodował zmiany mimiki jego twarzy. Za to w oczach malowało się zmęczenie. Potworne zmęczenie.
- Sam straciłem rachubę ile tu siedzę. Wy jako pierwsi, od dawien dawna jak sięgam pamięcią, przeszliście prawie w komplecie do końca. Jeśli mnie zabijecie, nie zyskacie niczego, ani wolności ani odpowiedzi na wasze pytania. Nie ja do was gadałem, tylko Pan tego miejsca. Ja jestem tylko pośrednikiem. Klucznikiem - zaśmiał się cichutko, jakby powiedział właśnie jakiś żarcik.
- Chujem - wtrącił Tosse, łkając cicho.

Av’Ren’Hin zatrzymał się po wejściu przy ścianie. Nie musiał podchodzić bliżej, by przyjrzeć się starcowi. Spacer po lochach nie przyćmił jego elfiego wzroku. Nie odzywał się pozwalając by to reszta niecodziennej drużyny wyciągała informacje. To co chwilę później powiedział “klucznik” rzuciło światło na ich obecną sytuację.

- No ale do rzeczy, bo pewnie jesteście ciekawi - starzec zamilkł jakby zastanawiał się od czego zacząć - Jesteście mordercami, złodziejami a wasze życie, to pasmo zbrodni, wykroczeń i zadawania bólu waszym najbliższym i innym ludziom. Dlatego tu się znaleźliście. Macie szansę. Nie. Źle powiedziałem - pokręcił głową - Dostaliście szansę by wasze życie, zaczęło coś znaczyć. Coś więcej niż przetrwanie. W tym kufrze mam worki wypełnione 50 złotymi koronami. 10 worków dokładniej - sprecyzował - a na szyi mam klucz. Musicie wybrać jedno z dwojga. Każdy z was może podjąć inną decyzję. Nie ma złej lub dobrej decyzji. Jest tylko ta różnica, że jedna decyzja nic nie zmieni w waszym życiu, poza tym że, na chwilę staniecie się bogatsi niż w dniu gdy tu trafiliście. Druga zmieni wasze życie. Możecie wykorzystać swoje umiejętności dla Imperium i Imperatora - zakończył, uważnie przyglądając się każdemu z obecnych z osobna - Człowiek, którego reprezentuje proponuje wam pracę. Ciężką, trudną i niekiedy morderczą, ale pracę, która nada sens i cel waszej egzystencji.

Tallana założyła ręce na piersi słuchając staruszka. Jej mina nie miała w tym momencie śladu sarkastycznego uśmiechu, który wcześniej posiadała.
- A można ponegocjować z tymże człowiekiem? - zapytała na razie nie ujawniając więcej ze swoich intencji.

Raimundo nie spojrzał nawet na kufer z pieniędzmi. Stał ze spuszczoną głowa, jak skarcony uczniak.
- Dlaczego my? Dlaczego ten młody chłopak musiał umrzeć plując krwią żebym ja mógł odkupić swoje błędy?

- Bo nasz potencjalny pracodawca uznał, że możemy być przydatni - rzecznik rodu przerwał własne milczenie i zaczął wyliczać na palcach. - Siedzieliśmy w więzieniu, więc bez większego wysiłku mógł nas “pozyskać”, a później przetestować w swoich lochach. Bowiem jesteśmy w sytuacji, w której jesteśmy podatni na oferty współpracy.
- Nigdy nie służyłem Imperium, ani Imperatorowi człowieku - kontynuował. - Marienburg jest wolnym miastem, a moja egzystencja, z woli elfich bogów, zawsze miała sens. Tym bardziej, nie wzbogaci jej służba dla ludzkiego kraju. Chcę usłyszeć cel tej współpracy… zanim podejmę decyzję.
Elf podejrzewał, że tak naprawdę decyzja jest sztuczna. Równie dobrze workiem pieniędzy i wolnością mogli się nacieszyć zaraz do następnego pobicia, okaleczenia, lub śmierci. Ludzi podejrzewał o najgorsze i tego wrażenia, zwłaszcza po fałszywym oskarżeniu i “ścieżce zdrowia” ciężko było się pozbyć.

Maximilian nie miał za to problemów z podjęciem decyzji. Sięgnął do stojącej na stole flaszy i napełnił jeden ze stojących obok kielichów, a następnie skosztował trunku. Wino było przyjemnie chłodne i słodkie inne zupełnie niż ta lura jaką, niestety, ostatniego czasu musiał się raczyć na co dzień.
- Ja z chęcią za to poznam twego Przełożonego. - powiedział i opróżnił kielich, natychmiast nalewając sobie kolejny.. - A to zakładam stanie się już po tym gdy ci co wezmą złoto nas opuszczą i otworzysz drzwi kluczem ze swojej szyi, więc poczekam. - Maximilian miał już pewien pomysł kto może stać za zamkniętymi drzwiami i pozostało mu tylko przekonać się czy ma racje.

Tosse milczeniem reagował na padające wokół słowa. Z prostego rachunku wyszło mu, że gdy poparzony wyskoczy na ulicę to pierwszym co straci będzie dopiero co podjęte złoto. Dodatkowo zanim będzie gotów wrócić do swoich codziennych obowiązków w miejskich lochach minie pewien czas, w którym - była taka realna szansa - mógł umrzeć z głodu równie dobrze, co wydobrzeć. Stał więc zbolały, niemal do cna złamany duchowo, nie podnosząc wzroku.

Ludzie zawsze uważali, że wiedzą lepiej. Uważali się, za tych, którzy - W jego oczach“doświadczają” ciężaru obecnych czasów. Uważali się za tych, którzy stają wobec pełnej potęgi Chaosu i którzy ponoszą największe koszta.
Sor’Kane wiedział, że jak zwykle ludzie uważali się za bardziej przebiegłych niż byli.
A może w ten sposób dowie się komu powinien wrazić sztylet za całe to przedstawienie.
Bo było to przedstawienie.
- Jesteśmy narzędziami. Chciał się przyjrzeć narzędziom z bliska… - wyszeptał lodowatym tonem elf, jego oczy szeroko otwarte wskazywały, że gotów byłby skoczyć na starucha i poderżnąć mu gardło, chociażby rozbitą flaszką wina - Oskarżenia tych którzy lekką ręką bawią się życiem innych o niegodziwości, są jak słowa honoru w ustach szarlatana. Nasze żywota zaczną coś znaczyć? Twe słowa człecze tym właśnie są... dymem fajkowego ziela na wietrze.
I chociaż wielką miał ochotę wyładować swoje frustracje na tym starcze, Błysk Czerni czekał gotów usłyszeć czym była propozycja tajemniczych mocodawców klucznika.

Mężczyzna spokojnie wysłuchał tego co wszyscy mieli do powiedzenia. Pierwsze słowa skierował do Raimunda:
- Czemu Wy? Ponieważ każdy z was ma coś na sumieniu. Każdy z was udowodnił że, działanie poza granicami prawa jest czymś dla niego naturalnym. Ty na przykład lubisz wykorzystywać siłę, swoją pozycję wobec bezbronnych a to znaczy że, umiesz łamać zasady gdy Ci jest to na rękę.

Kolejne słowa skierował do Sor’Kane, lecz wzrok spoczywał i na nim jak i jego bracie:
- Elfy. Zawsze myślicie że, wiecie najlepiej. W końcu żyjecie setki lat i uważacie się za lepszych. To zrozumiałe - słowa wypowiadane przez mężczyznę nie miały żadnej barwy. Były zwyczajnym stwierdzeniem - Tak. Możecie stać się narzędziami, lub wziąć pieniądze i odejść. Będzie znów wiedli żywot pod dyktando swoich ojców, lub będziecie traktowani jak piąte koło u wozu. Wasza egzystencja będzie tylko przetrwaniem. Niczym więcej, ale jeśli ktoś żyje trzysta lat to może myśli że, ma czas na zmianę swojego losu.

Mężczyzna wyprostował się i spojrzał na zebranych, obejmując ich wzrokiem:
- Przetrwaliście próbę. Pokazaliście że, macie wystarczająco dużo hartu ducha, woli by nie poddać się. Ból nie jest wam obcy. Jednocześnie pokazaliście że, umiecie działać jako grupa inaczej tylko jedno z was by tu dziś stało przede mną. Jesteście jedną z nielicznych grup, którym się to udało. Cel? Jest jeden. Będziecie służyć Imperium tam, gdzie prawo, jawne działania nie mają miejsca bytu. Będziecie ścigać tych, których prawo nie może sięgnąć. Będziecie eliminować zagrożenia, które mają wiele twarzy. Mordercy, złodzieje, kultyści, wysoko postawieni bogacze często umykają sprawiedliwości. Świat nie jest doskonały, lecz wy możecie dołożyć cegiełkę by skierować go na ten tor. Wy będziecie stać ponad polityką i koneksjami. Zapłata, zapytacie? - zaśmiał się - Dostaniecie wikt i opierunek, który pozwoli wam nie martwić się o jutro. Oczywiście są pewne warunki - tu ponownie się zaśmiał - ale o nich potem, tak samo jak z czyjego rozkazu będziecie działać.

- Tak więc podejmijcie decyzję. Kto zostaje, a kto odchodzi. Wybór jest wasz - po tych słowach wyjął fajkę, nabił ją i zapalił. Czekał na decyzje.

Tallana wyglądała na taką co się mocno zastanawia. W końcu odezwała się.
- A ten Pan i władca swojego usłużonego narzędzia pomoże mu odnaleźć pewną ciężką do odnalezienia osobę? Jak tak to wchodzę. Tylko wskażcie kogo i gdzie, oraz jak. Jestem do usług.
Białowłosa kobieta patrzyła na starca wciąż trzymając założone ręce na piersi. W przeciwieństwie do pozostałej dwójki elfów nie przeszkadzało jej bycie na czyiś usługach. Nadarzyła się dla niej okazja, której nie powinna przegapić. Jej życie i tak nabierze wartości dopiero jak odnajdzie swojego brata.

Maximilian słuchał słów klucznika z uprzejmą uwagą. Świadom on był, że ten nie powie teraz nic konkretnego, teraz był tylko dym i mgła.
- Moją odpowiedź znasz - dodał beztrosko przypijając do starca. - Decyduj się Tallana, kto by nie stał za tymi drzwiami jest dość wpływowy by odnaleźć jednego elfa. Kwestia tylko czy tą pomoc zechce wręczyć czy trzeba jeszcze na nią zapracować, a jak się nie mylę jesteś gotowa jeszcze trochę się ubrudzić by uzyskać co ci potrzeba. *

Bezpośrednia odpowiedź na pytanie Raimunda nie wywołała jego reakcji. Stał oparty o krzesło w zamyśleniu. Im dłużej jednak starzec mówił tym bardziej docierał do Leśnika.
- Odkupię swoje winy - powiedział ze spuszczoną głową - Chociaż po części. Mimo, żę nie pochwalam takiego traktowania ludzi jeśli taka jest cena odkupienia, to przyjmuję ją z pokorą, a gdy nadarzy się okazja to osobiście podziękuję Twojemu pracodawcy za taką możliwość.
Raimundo stał teraz wyprostowany. Podszedł do Maximiliana, chwycił pusty puchar i nalał sobie wina do pełna.
- Twój gospodarz może na mnie liczyć - powiedział unosząc puchar na wysokość czoła - wypił niemal cały jednym haustem - Podobnie, jak ci którzy zdecydują się na tę służbę - dodał i dopił resztkę wina. Otarł usta, odstawił puste naczynie na stół i z pół uśmiechem stanął przy starym człowieku patrząc na resztę grupy, podobnie jak on wyczekując ich odpowiedzi.
- Nie chcielibyście pozbyć się kilku szumowin z tego świata?

Serce Av’Ren’Hina odpowiedziało gdy starzec wspomniał o ściganiu “tych których prawo nie może sięgnąć”. To były słowa które drgały w powietrzu niczym muzyka, uderzając w odpowiednie nuty w duszy elfa. Bynajmniej z powodu sprawiedliwości. Tą rzecznik rodu postrzegał taką jaka była naprawdę - dziwka dająca wszystkim złudzenia, a pozostawiająca z gorzkim smakiem na ustach. Powód dla którego elf uśmiechnął się pod nosem był nieco inny. Ludzie wymagali wychowania. Jako rasa dopiero raczkowali i musieli się jeszcze wiele nauczyć. Rzecznik rodu, może i był młody ciałem, lecz przez jego duszę przemawiały wieki mądrości, przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Inteligencja i wiedza, jakiej brakowało ludziom. Zrozumienie świata.
Rzecznik rodu nie łudził się oczywiście, że niczym postać z legend powiedzie ludzkość ku oświeceniu. Nie był szalony. Wiedział że cel jaki podjął, a jaki został wyznaczony przez jego przodków, nie zostanie osiągnięty za jego życia. Nie zamierzał jednak pozostawać biernym. Działanie poza prawem dawało zaś duże możliwości i mogło znacznie zwiększyć jego wkład w sprawę.
To właśnie te nuty drgały teraz w duszy elfa. Te myśli krążące w jego głowie. Pozostawała oczywiście jeszcze sprawa “pozostawania w służbie”. Rzecznik rodu jednak wiedział że relacje między ludźmi są niczym woda. Czasem spokojne i prostolinijne. Czasem wzburzone. On zaś nie bez powodu był zwany przez rodaków “wodnym wirem”.
- Chcę poznać twojego pana kluczniku - powiedział podejmując decyzję. Zaraz też odwrócił spojrzenie do swego brata i skinął głową.

Tak naprawdę to co przedstawił starzec to było to co Sor’Kane miał na porządku dziennym. Rozwiązywanie spraw poza granicami prawa. Czy sam tego nie robił? Czy z bratem nie zajmowali się cichym wyrównywaniem rachunków?
Służenie… człeczemu państwu otwierało wiele możliwości. Jaki jednak skutek przyniesie to wobec ich rodziny? Czy będą musieli ją porzucić? A może wszystko będzie miało wyglądać jakby ten cały labirynt był tylko snem lub fantazją?
Sor’Kane nie sięgnął po sakiewkę. Nie ruszył się też z miejsca, ani nie odezwał. Skrzyżował ręce na piersi i obserwował dalej starca. Zgoda na ten układ jego brata przesądziła sprawę, bowiem gdzie Wodny Wir, tam i Błysk Czerni.
 
Asderuki jest offline