| - Spokojny i opanowany. - Zaczęła po dłuższej chwili milczenia. - O nienagannych manierach. Lecz nie pruski sztywniak. Z pana akcentem trudno byłoby udawać Prusaka, czy też Niemca, jak teraz chcą się zwać. Również nie angielski dżentelmen. Ci istnieją tylko na kartach książek. Jednak styl bycia i wspomniane maniery wskazują, że dużo miał pan do czynienia z takowymi.
-Imponujące, bardzo dobrze - pokiwał głową i jakby nieświadomie przesunął palcami po swym sygnecie.
- To były tylko oczywiste rzeczy.- Tamara udała, że nie dostrzegła tego ruchu. - Teraz jest pan dla mnie trochę mniej nieznajomym.
- To zdaje się naturalne w procesie zapoznawania się - pokiwał zgodnie głową.
- No proszę. Czyli i pan mnie trochę poznał.
- Nie, dalej jest pani dla mnie zagadką. Bardzo ciekawą, w dodatku.
- A ja z pana mogę czytać jak z otwartej księgi.- Ukazała rząd równych, białych zębów w lekkim, acz dokładnie skalkulowanym uśmiechu. - Ciekawy układ.
- Najwyraźniej jestem bardzo otwartym człowiekiem. To podobno pożądana cecha u barmana.
- Znowu łączy pan życie zawodowe i prywatne. Mieliśmy tego nie robić.
- Zgoda, zatem mogę tylko liczyć, że otwartość to także cecha pożądana przez panią.
- A dla pana nie?
- Absolutnie nie - zaprzeczył. - Jeszcze bym się sobie spodobał, a to już narcyzm.
- A to wada czy zaleta?
- Wada, miłość własna zaślepia najbardziej.
- Arcyciekawy układ.
- Raczej smutny. Dlatego utrzymuję dystans do swojej osoby.
- Smutny?
- Na pewno widziała pani ten typ, zapatrzony w siebie - wzrok mężczyzny skierował się ku odległej szybie z widokiem na Rapture.
- Podobnie jak i pan
- Dlatego uważam, że to smutny widok.
- I dlatego nie bierze pan czynnego udziału w naturalnym procesie poznawania się?- Spytała z lekko przesadzonym zdziwieniem.
- Ależ panią poznaję. W tempie, które uznaje pani za stosowne.
- Nie uważa pan, że powinniśmy się poznawać w równym tempie?
- Równość rzadko występuje w świecie - odparł sentencjonalnie. - Poza tym coś, co zdobywa się z trudem, szanuje się bardziej.
- Zaczynam odbierać to jako brak zainteresowania.- Powiedziała z przesadnym wyrzutem przeplecionym smutkiem.
- Czy gdybym nie był zainteresowany, oprowadzałbym panią po Arkadii? - mężczyzna wydawał się nie przejąć smutkiem Tamary, albo zwyczajnie w niego nie uwierzył.
- Słuszna uwaga. - Tamara spojrzała raz jeszcze na mężczyznę. - Arkadia to idealne wręcz miejsce na chwilę odpoczynku,... oderwania się od szarej… nie, nie szarej, ona tu jest błękitna, od błękitnej rzeczywistości.
- To jedno z dwóch ulubionych miejsc wakacyjnych wypadów w mieście. Francuska Riwiera z wiadomych przyczyn nie wchodzi w grę - i jako jedno z tak popularnych miejsc, było także drogie. Trudno było nie zastanawiać się jak było stać barmana na mieszkanie w takim budynku.
- A drugie?
- Fort Swawoli - uśmiechnął się lekko. - Jedni lubią odpoczywać, inni się bawić. Ludzką naturę bardzo trudno oszukać.
- A pan?
Mężczyzna w odpowiedzi rozłożył szeroko ramiona, obejmując Grotę Wodospadów. Słowa były zbędne.
- Ale chyba nie zawsze?
- Zabroniła mi pani mówić o pracy - odparł natychmiastowo.
- To było pytanie odnośnie wolnego czasu.
- Teatr. Chadzam do teatru. Kino mnie nie przekonuje.
Tamara Le Paige uśmiechnęła się na wspomnienie rozmowy z Rubenem.
- Szekspir czy Molier zatem?
- Shaw, chyba że pytanie było zamknięte.
- Czyli jednak współcześnie. - La Paige przeniosła swój wzrok na podmorskie stworzenia, które widać było za grubą szybą.
- Mam nadzieję, że nie sprawiam wrażenia zupełnie staroświeckiego. Nie można żyć przeszłością - był to frazes, ale wypowiedziany z przekonaniem.
- Ależ skąd.- Odparła zupełnie szczerze. - To od czego chciał pan uciec?
Mężczyzna zamilkł na chwilę, a jego spojrzenie stało się nieobecne, jakby spoglądał gdzieś w swoją przeszłość.
- Od wojny - odparł mimochodem. - A pani?
- Ja nie uciekam. - Powiedziała szybko. - Ja gonię… prze..szłość.- Ostatni wyraz wypowiedziała ciszej, po sylabach.
- Przeszłość? W takim miejscu? Nietypowy cel.
- Pan od niej uciekł. Praktycznie każdy tutaj tak postąpił. A ja cóż… - Zawahała się przez chwilę. - Ja tu trafiłam goniąc ją.
- Ją, jego, ich… - wyrecytował.- Ale to nie moja sprawa i nie wnikam w szczegóły.
- Ją. Tę przeszłość. - Sprecyzowała Tamara.
- Dokładnie - zgodził się od razu.
- Wolałby pan uciekająca przed przeszłością kobietę? - Spytała pół żartem, pół serio.
- Wolałbym kobietę, która goni przyszłość, proszę pani.
- Mężatkę?
- Do rozmowy, czemu nie?
-I nie bałby się pan zazdrosnego mężą?
- Za rozmowę, proszę pani? W Rapture? Nie - a po chwili dodał. - Zresztą, gdyby rozmawiała ze mną w Ogrodzie, to pewnie musiałby być zazdrosny o kogoś innego.
- Albo i nie. - Odparła melodyjnie, z lekką nutą zadowolenia z siebie.
- No nie wiem, moje współpracownice są atrakcyjniejsze od prawie wszystkich moich klientów.
- To tak jak u mnie.
- Może będę musiał panią odwiedzić w pracy, w takim razie.
- Ależ zapraszam. Na pewno pan nie pożałuje. Mamy sporo współczesności do pokazania. Jak i przeszłości.
- Współczesności i przeszłości, powiada pani. Powiedziałbym… galeria sztuki?
- Prawie.
- Tylko nie kino, będę się musiał tłumaczyć, czemu go nie lubię- teatralnie jęknął.
- Dlaczego go pan nie lubi? - Zapytała z równie teatralnym zaciekawieniem.
- Jest dla mnie zbyt sztuczne, fałszywe. W teatrze widzę żywych ludzi, ich kunszt, a czasem pomyłki, co sprawia że jest on prawdziwy. Kino to dla mnie kolorowe prześcieradło - wyjaśnił.
- Na pana szczęście nie pracuję tam. -Po czym dodała z pełną powagą i profesjonalizmem. - Mamy do zaoferowania naszym klientom dużo wyższych standardów rozrywkę. Ale nie dla każdego.
- Za zmuszenie mnie do kinowych zwierzeń, jest mi pani winna postawić sprawę jasno.
- Doprawdy? - Tamara przyjęła minę niewiniątka.
- Z całą pewnością, proszę pani - stwierdził surowym tonem.
- Skoro tak. - Powiedziała z mocno udawanym zawodem w głosie. - Jestem kustoszem w muzeum.- To już powiedziała normalnym, poważnym tonem.
- Pani kustosz - powiedział z uznaniem. - To prawdziwa nobilitacja dla naszego klubu, że jest pani jego bywalczynią.
- A ci wszyscy bankierzy, maklerzy, prezesi?
- A czy oni się znają na sztuce?
- Zależy jakiej.
- Pieniądze to nie sztuka.
- I tu się pan myli. - Powiedziała lekko triumfująco. - Mam bardzo interesujące kolekcje antycznych monet.
- Antyk to jeszcze nie sztuka. To historia - zaoponował.
- Jak już powiedziałam myli się pan.
- Będę zatem żył w błędzie - rozłożył bezradnie ręce.
- Może jest jeszcze jakaś nadzieja dla pana.
- Tak pani myśli?
- Zawsze jest szansa.- Ujęła znajomego barmana pod rękę i pociągnęła dalej, w nieznane.- Niczym w “Pigmalionie” Shawa.
Dalsza przechadzka po tym zakątku Rapture upłynęła na rozmowie o niczym. Dwoje nieznajomych w końcu pożegnało się by zając się swoimi sprawami.
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.
"Rycerz cieni" Roger Zelazny |