W jednej chwili zajmowali się rutynowym zabójstwem, w drugiej ten patałach Rudi oskarżał ich o kradzież, której nie popełnili... chyba... by zaraz sprawa w huku wystrzału zmieniła się w bitkę. I może Gunther miałby ochotę się w nią zaangażować, choć by nawkładać Rudiemu po gębie, pal licho konsekwencje, gdyby ich towarzysze nie podali tyłów.
Przez moment był w kropce. Mógł wziąć się za rąbanie, mógł zwiać, mógł dać się pojmać, albo nawet dać w ryj Kiesce, ot bo miał najbliżej. Ostatecznie Gunther wybrał inne rozwiązanie. Wielebny może i miał prawo w małym palcu, ale dobre bogi, który strażnik posłuchałby skomplikowanej paplaniny tego chudego gościa, zwłaszcza, gdy atmosfera kipiała jak w garnku? Jak świat światem w straży słucha się tego co najgłośniej krzyczy, a jeżeli mierzy do tego stopę więcej od innych, tym lepiej.
Leuden kopnął konia, który zamiast efektownie wywinąć kopytami w powietrzu, tylko szarpnął oburzony i popędził go przed siebie, na przestrzał, w stronę Rudiego. To co należało teraz uczynić to usadzić chłopaków, a do tego najpierw musiał zamknąć tę gadającą gębę. Bez dowodzenia odechce im się wykonywania durnych rozkazów. Sumując wszystko, cóż mogło się sprawić lepiej niż nadciągająca z szybkością konia wielka piącha wykidajły? |